Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ashkore One shot (5k)

    Z tobą, czy bez ciebie ten świat dalej będzie tak samo zepsuty.

   Naiwnie twierdziłaś, że jeśli cię pokocham, to zmienię ze względu na ciebie cały swój plan. Możemy być szczęśliwi, przez parę krótkich chwil. Możesz mnie kochać, nienawidzić, akceptować, pożądać, ale to wszystko się skończy w raz z tym światem.

    Nie podoba ci się to?

    Chcesz mnie powstrzymać?

    Proszę bardzo, wtedy na pewno własnoręcznie cię zabiję.

    Nie jestem z tobą po to, byś wchodziła mi w drogę. W zasadzie to sam nie wiem, dlaczego pozwoliłem ci się do mnie zbliżyć. Nie ma w tobie nic wyjątkowego, jesteś taka sama jak wszystkie inne kobiety. I prawdopodobnie jestem z tobą tylko dlatego, że przywykłem do tego, że mi się oddajesz. Mogę mieć cię w każdej chwili, nie ważne o której porze dnia, czy nocy się u ciebie zjawię. To chyba jedyny powód, dla którego wciąż do ciebie przychodzę.

    Nigdy nie zostawałem na długo. To nawet lepiej. Po jaką cholerę miałem po seksie leżeć obok ciebie w milczeniu. Nie po to do ciebie przyszedłem. Więc wychodziłem chwilę po tym jak skończyliśmy. W dupie miałem to jak ty to odbierasz, czy cię to rani, czy nie. Po co miałem się niby martwić o ciebie? Ty skup się na sobie, ja na sobie i wszyscy będą szczęśliwi.

    Masz szczęście, że nigdy mi nie narzekałaś nad uchem. W zasadzie to... Z każdym spotkaniem mówiłaś coraz mniej. Wyglądałaś jakby stosunek ze mną był dla ciebie obowiązkiem, a nie przyjemnością.

    To było trochę...

   Dezorientujące.

    Nie przejąłem się tym zbytnio. Póki w dalszym ciągu pozwalasz mi się do ciebie dobrać, to mam to gdzieś. I wszystko było w porządku, dopóki nie postanowiłaś tego zepsuć.

     — Lance, nie. Mam już tego dosyć. Jestem zmęczona tym, co zrobiłeś z naszą relacją.

    — Niby co zrobiłem? Wszystko jest jak dawniej, więc nie narzekaj i nie wymyślaj problemów.

    — Nie! Nie jest jak dawniej! Zrobiłeś sobie ze mnie prywatną dziwkę, a ja mam tego dosyć! Proszę... Po prostu stąd wyjdź...

    Więc tak to postanowiłaś zakończyć. I dobrze. Znajdę kogoś innego na twoje miejsce. Kogoś, kto nie będzie płakał z byle powodu. Nie jesteś mi potrzebna.

    Nie potrzebowałem zbyt wiele czasu, by znaleźć kogoś na twoje zastępstwo. W dodatku była jednym z moich sojuszników, więc nie prosiła mnie, abym zmienił swój plan. Była lepsza od ciebie nie tylko pod względem fizycznym. Nie narzekała, nie płakała, ani nie wymagała. Po prostu była kiedy tego potrzebowałem i to mi zdecydowanie wystarczyło. A może to ja byłem, kiedy ona tego chciała...? Sam już nie wiem. Trochę się w tym pogubiłem.

    Popadłem w rutynę.

    I choć z tobą sytuacja wyglądała tak samo, to jakoś z tobą, bardziej mi to odpowiadało.

    Nie wiem od kiedy zacząłem przychodzić pod Kwaterę tylko po to, by móc na ciebie popatrzeć. Wyglądałaś jakby wróciła ci chęć do życia. Wyglądałaś na bardziej szczęśliwą niż przy mnie. Chociaż... Pamiętam moment, gdy byłaś przy mnie szczęśliwa, gdy uśmiech nie opuszczał twojej twarzy, a oczy błyszczały.

    To było zaraz na początku. Gdy jeszcze nie wiedziałaś, do czego nas to wszystko doprowadzi.

    Z ukrycia patrzyłem na twój uśmiech, słuchałem twojego spokojnego głosu. O ile nienawidziłem, gdy rozmawiałaś z innymi mężczyznami, tak kocha- uwielbiałem momenty, gdy wydawało ci się, że jesteś sama i nuciłaś coś pod nosem. Zastanawiałem się, jakby to było leżeć obok ciebie i być ukojonym do snu twoim nuceniem.

    Nie powinienem tak myśleć.

    Nie powinienem myśleć o tobie.

    O nas...

    Powinienem jak najszybciej zniszczyć ten świat.

    A mimo to, stojąc przed kryształem, dalej myślałem o tobie. Zawsze mnie prosiłaś, żebym zmienił swój plan. Żebym nie niszczył, jak to ładnie ujęłaś, naszego domu. Naszego.

    — Lance! — usłyszałem twój krzyk.

    Nie mogłem się nie obrócić w twoją stronę. To przerażenie w twoich oczach... Nie chciałem byś się bała. Nie chciałem byś bała się przeze mnie.

    — Błagam nie rób tego...

    W dalszym ciągu prosisz o to samo. Przynajmniej w tej kwestii nic się między nami nie zmieniło. Chociaż nie... Zmieniło się bardzo dużo.

    Tym razem chciałem spełnić twoją prośbę.

    Podszedłem do ciebie. Nie cofałaś się, choć w dalszym ciągu widziałem strach w twoich oczach. Wypuściłem broń z ręki. Metal odbijający się o podłogę wywołał dosyć spory hałas, na co się wzdrygnęłaś.

     — Lance...

    Patrzyłaś na mnie. Wypowiadałaś moje imię.

    Nie chciałem tego robić, to było upokarzające, ale i tak padłem przed tobą na kolana i przytuliłem cię do siebie.

    — Przepraszam, [imię] — te słowa uciekły z moich ust, nim zdążyłem je powstrzymać.

    Przytuliłaś mnie mocniej do siebie, jedną dłonią głaszcząc mnie uspokajająco po głowie.

    — Już dobrze. Nie musisz mnie za nic przepraszać. Nie gniewam się. Wszystko będzie dobrze, Lance.

    Jak to możliwe, że pomimo tego jak się w stosunku do ciebie zachowywałem, ty w dalszym ciągu byłaś w stanie podchodzić do mnie z taką delikatnością, czułością, miłością? Czułem się wtedy naprawdę... Kochany. Wybaczyłaś mi. Choć ja na twoim miejscu nie jestem pewien, czy byłbym do tego skłonny. Robiłem tyle głupich rzeczy, by zniszczyć ten świat. Kradłem, nękałem, zabijałem. Tylko po to by na końcu uświadomić sobie, że nie chcę tego robić.

    Trochę minęło nim wypuścili mnie z lochu i pozwolili zostać w Kwaterze. Do tego czasu często do mnie przychodziłaś. Przynosiłaś mi jedzenie, rozmawiałaś, trzymałaś za rękę. Nawet kilka razy postanowiłaś mi opowiedzieć bajkę na dobranoc. Dowiedziałem się też, jak to jest usypiać przy twoim cichym nuceniu. Gdy wyszedłem, nareszcie mogłem spać tuż obok ciebie. Leżeć w milczeniu i jedynie skupiać się na samym czuciu cię obok mnie. Nigdy wcześniej tego nie doceniałem. Mogłem wszystko zrobić dużo lepiej, gdybym wtedy zrozumiał, że od zawsze byłaś jedyną kobietą, którą potrzebowałem mieć blisko siebie.

    Obiecuję ci, że tym razem zrobię wszystko poprawnie.

    Zadbam o ciebie. Będę się o ciebie troszczył. Będę doceniał, wysłuchiwał i rozumiał. Stanę się takim mężczyzną, jakim powinienem być dla ciebie od samego początku. Będę tym, który na ciebie zasługuje.

    I choć dalej mam wiele wątpliwości, co do tego, czy Straż Eel w ogóle powinna istnieć, to jednak z tobą u boku łatwiej mi jest wszystko znosić. Poza tym, niszcząc ten świat, zabiłbym ciebie, a na to nie byłem już gotowy.

    Co ty ze mną zrobiłaś?

    — Kocham cię.

~~~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Tak, tak. Znowu bliżej nam do sześciu tysięcy niż pięciu...

No i mamy problem. Bo w tym momencie wykorzystałam już wszystkie osoby, na jakie miałam jakikolwiek pomysł, więc z następnymi shotami może być ciężko...

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro