Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Co aktualnie o tobie myśli?

Nevra

    Właśnie razem trenowaliście. Miałaś go albo pokonać, co graniczyło z niemożliwością, albo miało ci się udać dotrzeć do wyjścia z pola treningowego. I cóż... Miałaś pecha, bo ciebie pilnował wyjątkowo bardziej niż strażników przed tobą. Doskonale widział, jak determinacja w twoich oczach ustępuje miejsca irytacji, gdy po raz kolejny stanął ci na drodze. Oj, uwielbiał ten zmarszczony w gniewie nosek. W końcu odpuściłaś sobie próbę ucieczki i zaczęłaś z nim walczyć. Biedactwo, przecież wiesz, że z nim nie wygrasz. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, widząc z jaką zapalczywością go atakowałaś. Trochę podziwiał w tobie tę nieskończoną energię.

    W pewnym momencie stało się coś niespodziewanego. Mężczyzna upadł na ziemię. Szybko skorzystałaś z okazji, siadając okrakiem na dole jego brzucha. Jedną ręką docisnęłaś jego tors do podłoża, a drugą wymierzyłaś sztylet w stronę twarzy. Dał ci wygrać, czy naprawdę go pokonałaś? W sumie to sam nie był pewny odpowiedzi na to pytanie. Zaśmiał się cicho i uniósł dłonie w geście poddania, patrząc ci w oczy.

    — Niech ci będzie, zaliczone.

    — Ha! Wiedziałam, że w końcu z tobą wygram — zabrałaś mu sztylet sprzed twarzy. A widząc ten uśmiech nawet nie żałował przegranej.

    — Nic dziwnego, zagrałaś nieczysto.

    — Słucham? — uniosłaś brew.

    — Mogłem się jeszcze uwolnić, ale... — poruszył sugestywnie biodrami.

    — Szefie! — niemal natychmiast z niego zeszłaś, skacząc na równe nogi.

    W odpowiedzi ponownie się zaśmiał i wstał z ziemi. Kochał twoje reakcję na takie bezczelne zaczepki. Nawet już mu nie przeszkadzała widownia w postaci innych strażników. Choć mogło to być nienajlepiej odebrane. I tak go to nie interesowało. Jego reputacja mówiła sama za siebie. A ciebie naprawdę polubił. I z każdą taką zaczepką, zastanawiał się, jakby to było gdyby w końcu naprawdę wylądował pod tobą, albo ty pod nim.

Ezarel

    Co jakiś czas zerkał w twoim kierunku, upewniając się, czy nie masz żadnych problemów z wykonaniem eliksiru. Ty zaś miałaś wzrok utkwiony w miksturze, więc nawet nie zwróciłaś na to uwagi. Uśmiechnął się delikatnie, widząc jak w skupieniu lekko marszczysz brew. Uwielbiał cię obserwować przy pracy. Szybko jednak oderwał od ciebie wzrok i wypuścił fiolkę z cichym sykiem, gdy poczuł jak coś gorącego, spływa mu po palcach. Cholera, powinien był się skupić na swoim zadaniu.

    — Ktoś tu chyba popełnił jakiś błąd.

    Spojrzał na ciebie, a ty uśmiechałaś się do niego podle. Choć nie potrafił już być na ciebie zły o najmniejszą pierdołę, to jednak gra pozorów zmusiła go do przymrużenia na ciebie oczu. Podeszłaś do niego i chwyciłaś jego nadgarstek, przyglądając się już lekko zaczerwienionym palcom od poparzenia. Już od jakiegoś czasu pozwalał ci na taki drobny dotyk, który niespodziewany, sprawiał, że zastygał w bezruchu, skupiając się tylko na dotyku twoich drobnych dłoni.

    — Oj, szefie, szefie — pokręciłaś zrezygnowana głową i odeszłaś do szafki z apteczką. Wyjęłaś z niej żel na poparzenia.

    Elf jedynie cały ten czas cię obserwował. O dziwo zabrakło mu słów, aby rzucać w twoją stronę jakimiś uwagami. Wróciłaś do niego i otworzyłaś pudełeczko. Przełknął nerwowo ślinę, gdy ostrożnie smarowałaś jego palce. Chyba trzeba otworzyć okno, bo coś za gorąco było w tym pomieszczeniu. Utkwił wzrok w twoich [kolor] oczach, które po dłuższym czasie odwzajemniły to spojrzenie. Zbliżyłaś jego dłoń do swoich ust i podmuchałaś poparzone palce, nie odrywając wzroku od jego oczu. Czubki uszu elfa i policzki, zaczęły przyjmować uroczy, lekko zaróżowiony kolor. Powinien cię za to zbesztać, czy nie? Może nie... Było to całkiem przyjemne. Zastanawiałaś się czy powinnaś coś powiedzieć, ale cisza między wami nie potrzebowała słów.

    Szybko jednak wróciliście do swoich zajęć, gdy tylko ktoś postanowił przerwać wam te chwilę, otwierając drzwi do laboratorium. Kolejni strażnicy przyszli zająć się swoimi obowiązkami. Ezarel szybko znalazł im jakieś zajęcie, po czym zajął się sprzątaniem po eliksirze. Ponownie na ciebie zerknął, a wasze spojrzenia się skrzyżowały. Doskonale wiedział, jak przygryzasz dolną wargę, starając się ukryć uśmiech. Sam odwrócił od ciebie głowę by zamaskować swój.

Valkyon

    Uważnie obserwował jak zaciekle walczysz z manekinem. Jednak w twojej technice było jeszcze sporo błędów, z którymi będzie musiał ci pomóc. Ale nie przeszkadzało mu to. Chociaż tym razem będzie cię bardziej pilnował, żeby nie dostać kolejnego kopniaka między nogi. Pokręcił rozbawiony głową na wspomnienie tamtego dnia i twojej przerażonej miny.

    W końcu do ciebie podszedł, stając tuż za twoim plecami.

    — Nie tak. Powinnaś to zrobić bardziej w ten sposób — pozwolił sobie na przylgnięcie swoim ciałem do twoich pleców.

    Położył swoją dłoń na twojej, w której trzymałaś miecz, przez co twoja drobna dłoń całkowicie się ukryła pod jego. Poczuł przyjemne ciepło bijące od twojego ciała. Zawsze lubił cieplejsze temperatury, ale twoje ciepło było... Wyjątkowe. Rozgrzewające wnętrze i sprawiające, że chciał go więcej, częściej. Pokręcił lekko głowę, by się otrząsnąć i wykonał razem z tobą atak na manekina.

    — Teraz już rozumiesz? — zapytał odsuwając się od ciebie.

    — Tak, chyba tak — uroczy uśmiech zagościł na twoich ustach, przez co nie był w stanie sam się nie uśmiechnąć.

    Było w tobie coś, co sprawiało, że nie chciał oderwać od ciebie wzroku i zawsze chciał być przy twoim boku. Momentami łapał się na tym, że zamiast zwracać uwagę na wszystkich innych na treningu, patrzył tylko na ciebie. Miał tylko nadzieję, że tobie nie rzuciło się to tak bardzo w oczy. Nie był pewny, jak byś to wtedy odebrała. Mogłoby wyjść dość niezręcznie. Może zacznie ci robić indywidualne treningi? Wtedy będzie mógł być skupiony tylko na tobie i nie będzie w tym nic dziwnego. Podzielił się z tobą tą propozycją. Ku jego uldze, zgodziłaś się i ustaliliście termin waszych spotkań.

    Jakiś czas później, zakończył się trening, a ty wraz z resztą mogłaś pójść do Kwatery. Pożegnałaś się z Valkyonem, a on odprowadził cię spojrzeniem. Ale jego wzrok, wbrew jego woli zszedł niebezpiecznie nisko, na twoje nogi i kołyszące się biodra. Szybko się opamiętał i odwrócił wzrok. Nawet na odległość byłaś w stanie wywołać to przyjemne ciepło rozchodzące się po jego ciele.

Leiftan

    Miał cię wykorzystać, ale... Coraz mniej odpowiadał mu ten plan. Chyba będzie musiał wprowadzić w nim kolejne poprawki. Zanim faktycznie cię poznał i gdy tak bardzo od niego stroniłaś, nie miał nic przeciwko, ale gdy w końcu udało mu się do ciebie zbliżyć... Po prostu nie był już w stanie tego zrobić. Nie i koniec. Twoja krzywda, byłaby chyba ostatnia rzeczą, której by teraz chciał. Co prawda, nie miałby nic przeciwko, gdybyś postanowiła do niego dołączyć, ale wątpił byś się zgodziła. Poza tym, to nie był jeszcze odpowiedni czas na pokazanie ci kim naprawdę jest.

    Przystanął na chwilę i z dalikatnym uśmiech przyglądał ci się jak rozmawiasz z Purralem. Chyba rudy kocur proponował ci jakieś nieczyste układy, a przynajmniej na to wskazywała twoja mina. Pokręciłaś przecząco głową i odpowiedziałaś coś rudzielcowi. Byłaś taka niewinna. Zdecydowanie nie udałoby mu się ciebie przeciągnąć na swoją stronę. Jednak i tak mu to nie przeszkadzało. Może być blisko ciebie i bez tego. I chciał być blisko ciebie. Zaczęło mu na tobie zależeć i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Będzie musiał powiedzieć Lance'owi, żeby czasem nie przyszło mu do tego pustego łba zaczepianie ciebie. Miałaś być bezpieczna. Do samego końca. Wyjątkowo się o to postara, nawet jeśli będzie musiał się przez to kogoś pozbyć.

    Gdy go zauważyłaś, uśmiechnęłaś się delikatnie i mu pomachałaś. Mężczyzna odwzajemnił ten gest. Zrównałaś z nim kroku, na wstępie się z nim witając. Uważnie słuchał co miałaś mu do powiedzenia. Czasem coś ci doradził, czasem coś odpowiedział i uśmiechał rozbawiony na twoją wyolbrzymioną gestykulację, gdy opowiadałaś mu co cię spotkało. I gdy tak cię słuchał, czuł jak jeszcze bardziej napełnia się sympatią do ciebie. Zdecydowanie musisz zostać bezpieczna do samego końca. A pewnego dnia... Może to wszystko zrozumiesz i staniesz u jego boku.

Chrome

    On się przed tobą wcale nie popisuje. Ale nie miałby nic przeciwko, gdyby imponowało ci to co robi. Tak po prostu. Fajnie jest być przez kogoś podziwianym. A podziwiany przez ciebie w szczególności. Znaczy-... Wcale tak nie myśli. Ale imponuje ci, tak? Nie ważne. Aż tak go to nie obchodzi.

    Karenn czy [Imię]? Karenn czy [Imię]? Dlaczego to musi być takie trudne!?

    — No, Chrome, idziesz w końcu czy nie? — zapytała wampirzyca, patrząc na niego wyczekująco.

    — Miałeś mi pomóc... — spojrzałaś na niego złowrogo, krzyżując ramiona przed sobą.

    — Wiem, ale... — złapał się za głowę, zastanawiając się, którą z was powinien wybrać. Oczywiście ty, jak i Karenn nie ułatwiałyście mu tego zadania, głośno komentując jego niezdecydowanie.

    Ale jak miał niby podjąć od tak decyzję? Obiecał ci pomóc, fakt. Ale Karenn poprosiła go, żeby poszedł z nią się przejść po plaży. To brzmiało jak randka! Randka z dziewczyną, która podoba mu się od tak dawna! Ale z drugiej strony jesteś ty... I nie był pewny, czy ma ochotę później za tobą biegać i cię przepraszać, jeśli cię nie wybierze. Poza tym... Też zaczęłaś mu się powoli podobać. Lekko się zarumienił.

    — Dobra, widzę o co chodzi. Poradzę sobie sama — zaczęłaś odchodzić.

    — [Imię]... — westchnął cicho, patrząc jak się oddalasz — Wybacz, Karenn. Obiecałem jej pomóc — pobiegł za tobą, czego pożałował, widząc spojrzenie wampirzycy.

    Zrównał z tobą kroku, z ponurym wyrazem twarzy. Zaprzepaścił swoją szansę.

    — Wiesz, że ona ci szybko tego nie wybaczy?

    — Wiem... — powiedział zrezygnowany, spuszczając wzrok na swoje buty.

    — Dziękuję — pocałowałaś go w policzek, a on, aż się zatrzymał z zaskoczenia.

    Uśmiechnęłaś się niewinnie i ruszyłaś dalej. On jednak dalej stał, nie odrywając od ciebie spojrzenia. Poczuł jak strasznie zaczynają go piec policzki. Chyba jednak nie będzie musiał żałować swojego wyboru. Ponownie za tobą pobiegł, by zrównać z tobą kroku.

Ashkore

    Zbliżał się patrol, składający się tylko z trzech osób. Idealnie. Czas przypomnieć straży, że on wciąż tu jest. Tak w razie gdyby za bardzo odetchnęli po jego ostatniej akcji. Spojrzał w kierunku strażników i westchnął ciężko... Dlaczego musiałaś być wśród nich akurat ty? Przecież cię nie zabije. Ktoś musi w razie wypadku opatrywać jego rany. A nie zostawi tylko ciebie przy życiu, bo jak to by o nim świadczyło?

    Niby mógłby cię teraz zabić... Ale Leiftan ma co do ciebie plany! Chyba... To znaczy na pewno! Więc cóż... Nawet jakby chciał, to ma związane ręce. Całe szczęście nie chciał. Chwila, co? Chciał! Znaczy... Było mu to obojętne. Żyjesz czy nie, wszystko jedno. Ale lepiej żebyś żyła. Jak już wiemy, czasem przychodził do ciebie ranny. I chciał jeszcze poczuć dotyk twoich dłoni na swojej skó-... O czym on teraz myśli!? W dodatku był tak rozkojarzony, że pozwolił wam się do siebie zbliżyć. Cholera, jak go zobaczycie, nie ma opcji, aby nie musiał zaatakować. Był zdesperowany, okej? Tylko dlatego ukrył się w pobliskich krzakach.

    Przechodziliście kawałek dalej i gdy już myślał, że go minięcie, poczuł dłoń na swojej głowie, która pchnęła go lekko w dół. Wiedział, że byłaś to ty i chyba zrobiłaś to dlatego, że kawałek rogów z jego maski wychylał się znad liści. Gdybyś mogła go teraz zobaczyć, to byłby... Zawstydzony? Z jakiegoś powodu chciał, abyś widziała w nim silnego i groźnego mężczyznę, a nie dezertera, który nawet nie umie się dobrze schować... Eh, a mógł jednak zabić, zamiast się poniżać. Może i zostawiłby cię przy życiu, co trochę zniszczyło by jego reputację, ale co z tego? Chyba lepsze to niż udawanie frajera, który ze strachem chowa się po krzakach. Zresztą... Zawsze mógłby cię też uprowadzić. Czy to nie brzmi jak tani romans? Może lubisz takie klimaty.

Ewelein

    Znowu wylądowałaś w przychodni. Elfka czasami miała wrażenie, że specjalnie dajesz się zranić, żeby tu przyjść... Chociaż twój lęk przed igłami zdecydowanie temu przeczył.

    Za każdym razem to ona się tobą zajmowała. Nawet na rzecz odstąpienia od innego pacjenta. Z wyćwiczonym już spokojem, zakładała ci opatrunek raz za razem. Oczywiście przy okazji, powtarzając jak mantrę, że powinnaś bardziej na siebie uważać. Jak można być takim nieostrożnym na ataki, będąc w Straży Obsydianu? A może powinna sobie pogadać z Valkyonem, by ci zmienił przeciwnika? Jak tak dalej pójdzie, to jej się tu wykrwawisz. A tego by nie chciała. W końcu obiecałaś jej jeszcze wiele wyjść na drinka. No i na nocowanie. A ona bardzo lubiła tak spędzać z tobą czas. Wiedziałaś, że w nocy jesteś naprawdę cieplutka i miło się śpi, będąc przytuloną do ciebie? Jeśli nie, to teraz już znasz odpowiedź dlaczego podczas nocowania jest taka w ciebie wtulona.

    W trakcie takich wypadów, zawsze robiłaś coś, co później mogła wspominać z uśmiechem na ustach. Zbyt szerokim uśmiechem, bo momentami wychodziło, że szczerzyła się do kart pacjentów, czy opatrunków. A to już mogło zostać nienajlepiej odebrane...

    W każdym razie, sęk tkwił w tym, że choć nie znacie się szczególnie długo, to jednak zdążyłaś się do niej wystarczająco zbliżyć, by uważała cię za naprawdę bliską sobie osobę. Poza tym, szkoda by było gdyby taka pozytywna i szalona osóbka nagle... Ich zostawiła. Więc zdecydowanie musisz na siebie uważać! Ile razy będzie ci to musiała jeszcze powtarzać? Przecież jak zginiesz, to ona cię za to zamorduje. Wobec tego lepiej się pilnuj.

    — Następnym razem-... — zaczęła, ale jej przerwałaś.

    — Uważaj na siebie. Tak, wiem.

    — No właśnie — uśmiechnęła się do ciebie i założyła ci kosmyk włosów za ucho.

    — Ale jak cię posłucham, to będzie nudno.

    — [Imię].

    — Dzięki za pomoc, Ewe. Jak zwykle jesteś niezawodna — uśmiechnęłaś się niewinnie i ruszyłaś do wyjścia.

    No i co ona ma z tobą zrobić?

Huang Hua

    Tęskniła za tobą. Dlaczego tak rzadko miałaś misję w Świątyni? Doskonale wiedziała, że nie mogłaby liczyć na twoją rezygnację ze Straży na rzecz zamieszkania u fenghuangów. W końcu miałaś swoje cele do spełnienia, a ona nie chciała stawać między tobą, a nimi. Sama też nie mogła opuścić na zbyt długo świątyni. W końcu przygotowywała się do zostania feniksem. Wobec tego mogła jedynie liczyć na wasze kilkudniowe wizyty co jakiś czas i listy. Każdy z twoich listów znalazł bezpieczne miejsce w jej półce. Kiedy miała gorszy dzień, zawsze po nie sięgała. Twoje słowa przelane na papier poprawiały jej humor.

    W dni, gdy tęsknota jeszcze bardziej ją przytłaczała, pisała do ciebie listy. Choć niektóre z nich nigdy nie zostały wysłane. Ich treść w głównej mierze dotyczyła tego, jak bardzo chciałaby się spotkać i co mogłybyście wtedy robić. Zdarzało jej się też wspominać jakieś sytuację, czy rozmowy z tobą związane, które szczególnie zapadły jej w pamięci.

    Z czasem dotarło do niej, że chyba za bardzo w tym ugrzęzła i... Się zauroczyła. Od tamtego momentu obawiała się spotkania z tobą. Wiedząc o swoich uczuciach, nie chciałaby w twojej aurze zobaczyć, że tak naprawdę nie ma na co liczyć. Jeśli tak faktycznie by się stało... Cóż, twoja obecność mogłaby być dość przytłaczająca, ale i tak nie chciałaby zerwać z tobą kontaktu. Mimo wszystko ceni sobie twoja przyjaźń, nawet jeśli nie przerodziłaby się ona w nic głębszego i bardziej uczuciowego.

Ykhar

   Miałaś jakąś niesamowitą umiejętność, dzięki której byłaś w stanie bez problemu zapanować nad jej napadem histerii. Sama twoja obecność zdawała się mieć na nią dość kojący wpływ. To było coś nowego. Zazwyczaj sama musiała sobie radzić ze swoim stresem. Wobec tego cieszyła się, że udało jej się z tobą zaprzyjaźnić i przekonać do pracy w bibliotece. Dzięki temu, gdy był jakiś luźniejszy dzień, mogłyście spędzać czas na rozmowie, w międzyczasie zajmując się swoimi obowiązkami. A rozmowa z tobą, nawet o pierdołach, była dla niej czymś naprawdę przyjemnym.

    Bardzo lubiła się też do ciebie przytulać. A przytulała się dość często, bo to był jeden z twoich sposób, by ją uspokoić. Działało bez zarzutu. Wobec tego zawsze z tego korzystała i się w ciebie wtulała. Używasz naprawdę ładnych perfum. Będzie musiała cię kiedyś zapytać, gdzie je kupujesz, bo chyba pokochała ten zapach. Tak samo jak twój styl, osobowość, sposób wypowiadania się, wszystko. Stałaś się jej obiektem uwielbienia. Podziwiała cię za twoją odwagę i opanowanie, których u niej zdecydowanie brakowało. Może właśnie dlatego stałaś się dla niej wzorem do naśladowania? Bo widziała w tobie to, czego nie dostrzegała u siebie.

Miiko

    Kitsune chodziła niespokojnie po pomieszczeniu. Nie powinna była cię wysyłać na tę misję. Powinnaś tu z nią zostać i jej pomagać. Spóźniałaś się, a ona martwiła się zdecydowanie bardziej niż powinna. Drzwi się otworzyły, więc gwałtownie obróciła się w ich stronę. To był tylko Leiftan, który uśmiechnął się do niej pocieszająco. Westchnęła cicho.

    — Wciąż nie wróciła?

    — Z tego co mi wiadomo, to jeszcze nie.

    — Rozumiem... — utkwiła wzrok w krysztale, który pokazywał jej odbicie jak krzywe zwierciadło.

    Gdyby mogła, osobiście udałaby się na poszukiwania. Ale musiała tu zostać. Poza tym... Chyba trochę histeryzuje. Dawno tak się o kogoś nie martwiła. Oczywiście troszczy się o wszystkich swoich podwładnych, ale o ciebie jakoś bardziej. Minęło jeszcze kilka cholernie długich godzin, zanim przekroczyłaś próg Kryształowej Sali.

    — Spóźniłaś się — powiedziała poważnie. Oczywiście w duchu odetchnęła z ulgą, widząc, że nic ci nie jest, ale nie może od tak przymykać oka na taką niesubordynację. Co gdyby wysłała za tobą cały oddział poszukiwawczy? Nie możesz tak się spóźniać.

    — Tak, wiem. Byłam zmęczona i mi się przysnęło — podrapałaś się nerwowo po karku, a wstydliwy uśmieszek wstąpił ci na usta.

    — Przysnęło!? Żartujesz sobie!?

    — Przepraszam? — powiedziałaś niepewnie.

    Westchnęła ciężko.

    — W najbliższym czasie możesz zapomnieć o misjach. A teraz idź zdać raport do Ykhar.

    — Co? Miiko, nie chce znowu tu siedzieć... Ile można? Chce brać udział w poważnych misjach.

    — Sama udowodniłaś dzisiaj, że się do takich misji nie nadajesz.

    Patrzyła jak wychodzisz wściekła z pomieszczenia, nie szczędząc sobie trzaśnięcie drzwiami. Jej ramiona opadły, a kobieta trochę się uspokoiła. Mówiła to dla twojego dobra i bezpieczeństwa. Choć brzmiała surowo, nie chciała, abyś to źle odebrała. Dłuższy czas biła się z myślami, ale może da ci jeszcze jedna szansę? Nie podobało jej się to, ale widziała jak bardzo ci na tym zależy...

~~~~~~~~~~~

Hejo!

Miałam wenę na scenariusze, więc zrobiłam to w takiej formie, ale nie obiecuję, że wracamy do tego na stałe.

Jest to też w innej formie niż rozdział "Co o tobie pomyślał/a?", więc ile z tego wyciągnięcie to wasze!

To tyle na dziś!

Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro