Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

78. W obronie Lordran

- Nie, nie, nie.... - Białowłosa odsuneła się od metalowych drzwi. Nie miała jak uciec, więzienie zostało skonstruowane w taki sposób aby w razie ucieczki żaden ze stworów nie był w stanie zniszczyć drzwi. Walka również nie wchodziła w grę, mały skalpel niewiele da w starciu z taką ilością różnorodnych potworów. Co prawda był jeden sposób aby się stąd wydostać, jednak równie niebezpieczny. Wystarczyło otworzyć kolejne ciężkie drzwi na końcu korytarza, za którymi znajdował się równie niebezpieczny stwór. Napewno wyważył by drzwi i odgonił pozostałe potwory ... ale stał by się ogromnym zagrożeniem dla Yarnam. Z drugiej strony jeśli nie zrobi nic, zginie... i jej brat również... A potwory prawdopodobnie i tak się wydostaną z pomocą tajemniczej postaci. Wybór był tylko jeden.
Ruszyła biegiem w głąb korytarza unikając w miarę możliwości wszelkiego rodzaju macek, dłoni czy pazurów które próbowały ją pochwycić. Uderzyła z impetem całym ciężarem ciała o posadzkę gdy jeden z potworów złapał jej kostkę. W momencie zabrakło jak tchu. Na oślep machneła skalpelem raniąc stwora który natychmiast ją puścił. Pozbierała się z posadzki, biegnąc najszybciej jak umiała wprost do metalowych drzwi na końcu korytarza. Gdy do nich dotarła, potwory całkowicie opuściły swoje więzienia i znajdowały się tuż za nią.
Przez ułamek sekundy udało jej się zaobserwować że całe drzwi są pokryte misternymi znakami, zapogiejącymi otwarciu przy pomocy magii, co wyjaśniło dlaczego tylko one pozostały zamknięte. Działając pod wpływem impulsu wsuneła trzymany w dłoni skalpel w zamek, kręcąc nim by znaleźć odpowiednie ustawienie. Jej szyję oplotła macka a resztę ciała zaczęły łapać dłonie, łapy i inne macki stworów. Jednak w tym momencie zamek ustąpił, z głośnym brzdękiem puszczając całą sieć zasówek. Po psychiatryku rozniósł się przeraźliwy ryk olbrzymiej bestii. Potwory puściły ciało Nekromantki, cofając się ze strachu. W ostatniej chwili udało jej się schować w wgłębieniu w ścianie obok drzwi, nim te zostały wyrzucone z zawiasów i upadły z hukiem na posadzkę. Wielka bestia posiadająca kilkanaście par długich odnóż zakończonych dłońmi, bladą skórę oraz głowę o czarnych włosach na bardzo długiej szyji. Oczy pozostawały zaszyte lecz usta miała szeroko otwarte ukazując trzy rzędy ostrych zębów.
Bestia wydała z siebie przeraźliwy ryk jedną z dłoni rozgniatając najbliższego potwora tworząc tym samym krwawą plamę na środku korytarza. Potwory wycofały się w przerażeniu a zaraz później wielkie monstrum skierowało się do wyjścia. Kolejnemu głośnemu rykowi, towarzyszył głośny huk wywarzanych metalowych drzwi. Nie trwało długo a więzienie zupełnie opustoszało. Potwory uciekły...
- Ojciec mnie zabije ...

***

Duży pokój, znajdujący się na piętrze świątyni, oświetlały czerwone i pomarańczowe lampiony zwisające z wysokiego sufitu. Całość została urządzona w kolorach brązu, czerwieni, pomarańczu oraz złota. W powietrzu unosił się zapach kadzideł oraz papierosowego dymu. Na wprost wejścia, podwójnych drewnianych drzwi, znajdowało się ogromne łoże zasłane bardzo ładną, zdobioną pościelą oraz dużą ilością miękkich poduszek, na których wylegiwały się dwie postacie odziane w kimona.
Z ust brązowowłosego mężczyzny o dwunastu ogonach, wydobył się obłok gęstego dymu, tworzący kształt serca. Po raz kolejny przystawił ozdobną złoto- czerwoną fajkę do ust, zaciągnął się dymem.
- Daiki.... - Pretensjonalny głos rozbrzmiał tuż obok Władcy Pogorzelisk. Niewiele myśląc wypuścił gęsty papierosowy dym prosto w twarz leżącego obok Kitsune.
Hayate z uporem maniaka, próbował od dłuższego czasu zbliżyć się do mężczyzny. Prawdopodobnie aby go pocałować lub dostać trochę czułości z jego strony. Każda próba kończyła się fiaskiem. Daiki za każdym razem odsuwał się pod byle głupim pretekstem bądź uderzał puszystymi brązowymi ogonemi prosto w jego twarz. Zachowanie młodszego różowowłosego chłopaka, bo mężczyzną nie mógł go nazwać, powoli działało mu na nerwy. Zachowywał się zupełnie jak małe dziecko które potrzebuje miłości i atencji. Może tak było, lecz według Daikiego i tak dostawał zbyt dużo uwagi jak na przejściową zachcianke.
- Daiki.... - Przeciągnął zgłoski starając się brzmieć bardziej żałośnie, nie chciał dać za wygraną. - Kochanie...
- Będziesz w końcu cicho!? - Władca Pogorzelisk warknął jerząc wszystkie dwanaście ogonów. Od dłuższego czasu czuł dziwne poddenerwowanie, jakby coś wisiało w powietrzu a młodszy Kitsune wyjątkowo wzmacniał ten efekt.
- P ... przepraszam ... - Hayate skulił się, kładąc po sobie uszy a ogony podwijając pod siebie. - Ja tylko...
Daiki przewrócił oczami odkładając fajkę na drewniany nocny stolik. Odwrócił się do chłopaka łapiąc jego twarz wolną dłonią, dłuższe paznokcie nieznacznie wbiły się w jego policzki. Przybliżył się zamykając usta młodszego stanowczym pocałunkiem któremu towarzyszyły bliżej nieokreślone dźwięki zaskoczenia.

Drzwi do pokoju Władcy zostały energicznie otworzone przez niepozorną, drobną kitsune o czarnych krótkich włosach i siedmiu ogonach, o tym samym kolorze. Hayate, spanikowany wyrwał się z uścisku spadając z obszernego łóżka. Szybko się podniósł, otrzepując kimono. Jego twarz przybrała kolor dojrzałego owocu księżyca na co władca jedynie przewrócił oczami. Naprawdę czasami zachowywał się tak, jakby nikt nie wiedział że są razem.
- O co chodzi Mirko? - Rzucił od niechcenia, spoglądając na kitsune która z trudem łapała powietrze.
- P ... Potwory... - Wzięło głębszy wdech łapiąc się za serce. Biegła jak szalona by tylko dotrzeć do świątyni. - Potwory ... Z Miasta Nieumarłych ... Idą w naszą stronę ...
Władca zerwał się z łóżka nie czekając na dalsze wyjaśnienia kobiety. Czuł to w kościach ... Od początku miał przeczucie że coś się wydarzy.
- Powiadom Straż, niech zabiorą wszystkich mieszkańców do świątyń i zapalą wszystkie kadzidła. - Energicznym ruchem otworzył jedną z szuflad, wyciągając plik charmów. - Zawalcie wszystkie mosty! Lordran ma zostać całkowicie odcięte.
- Da... Znaczy... Władco ... - Zaczął niepewnie różowo włosy.
- Czy ja mówię niewyraźnie !? - Stanowcze spojrzenie sprawiło że kitsune skulił się, kładąc po sobie uszy a ogony podkulił. W tym czasie Mirko opuściła pomieszczenie. - Nikt stąd nie wyjdzie a tym bardziej nie wejdzie.
Odwrócił się na pięcie, szybkim krokiem podążając w stronę wyjścia. Nie mógł pozwolić by ktokolwiek z jego rasy ucierpiał. Gdy został Władcą poprzysiągł że będzie bronić Lordran za wszelką cenę.

***

Z trudem przeszła opustoszały korytarz pełen otwartych klatek. Dopiero gdy cała adrenalina zeszła, zaczęła czuć skutki morderczego pościgu. Ciało nadal było zdrętwiałe po długiej bezczynności, do tego dochodził ból stawów i kończyn, które miały nagły i bolesny kontakt z posadzką. Z ulgą uklękła obok wyrwanych metalowych drzwi, tuż pod nimi zauważyła masę szarej gliny która wyglądała jak dłoń. Czy to mogła być ...?
- Lau!? - Drgnęła słysząc dobrze znany męski głos. Poderwała głowę chcąc się upewnić w swoich przypuszczeniach lecz w tym momencie została zamknięta w mocnym uścisku. - Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Co tu się stało ?
- Żyje.... - Mruknęła odwzajemniając uścisk Shadowa. Miała wrażenie że widziała go kilka godzin temu ... Choć domyślała się, że minęło o wiele więcej czasu. - Długo by mówić ... Nie mamy tyle czasu, musimy powstrzymać potwory ...
Mężczyzna odsunął się nieznacznie by spojrzeć zza białowłosą na opustoszały korytarz. Pamiętał co się w nim znajdowało. Nie raz, gdy musiał odwiedzić Azazela, widział to miejsce a także zamknięte w klatkach potwory wykorzystywane do eksperymentów.
- Jak one uciekły?
- Nie mamy na to czasu ...
- Lau. - Rzucił stanowczo, podnosząc się z podłogi. Nie czekając na reakcję dziewczyny ściągnął swój płaszcz i założył go na jej ramiona a ta jakby mechanicznie ubrała go na siebie.
- Eh ... To moja wina. - Z trudem podniosła się na nogi. Czuła na sobie stanowcze spojrzenie starszego daemona. Nie odpuści, puki nie pozna całej historii. - Odzyskałam świadomość w izolatce ... Musiałam się wydostać ... Nie wiem dlaczego ale poszłam do pracowni ... Tam leżał martwy Sebastian ... - Zamrugała kilka razy, jakby chciała sobie przypomnieć dalszy ciąg wydarzeń. Mimo że była świadoma wszystkiego co dzieje się wokół, jej pamięć nie do końca współpracowała. - Udałam się tutaj bo usłyszałam głosy. Spotkałam dziwna kobietę w czarnej szacie, zaczęłam z nią walczyć ... Wpadłam w pułapkę. Udała że chce otworzyć drzwi a gdy rzuciłam się by je zamknąć, znalazłam się po drugiej stronie ... Wypuściła potwory więc by przeżyć musiałam wypuścić Rzeźnika ... To chyba tyle.
Shadowa przeczesał dłonią przydługie włosy, odsłaniając oboje oczu. Cała ta sytuacja była abstrakcyjna. Począwszy od tego co obecnie działo się na terenie Yarnam, skończywszy na psychiatryku. Jakby cały świat stał się koszmarem.
- I myślę że to ... - kopnęła kawałek glinianego palca który odrazu się rozpadł. - Ona ?
- Klon?
- Może ... Wiem, że na pewno nie zginęła.
- Tssa... Nie wygląda to ciekawie ... - Złapał dłoń nekromantki i delikatnym lecz stanowczym ruchem pociągnął ją w stronę wyjścia.
- Co masz na myśli?
- Mamy potwory na wolności ... Wróć, mamy rzeźnika na wolności. - Skręcił na schody, pokonując je w kilka sekund. Przyspieszył ich czas. - Sebastian nie żyje więc ten kto go zabił został Władcą Pogorzelisk ... Możliwe że właśnie ta kobieta. Chyba że coś się zmieniło w zasadach. Poza tym Ezekiel pojawił się przed twoim domem i walczy z Serafine. Nie widziałem żadnego z twoich braci... Poza tym Azazel nie wrócił.
- Co!? - Białowłosa była w szoku próbując przyswoić nowe informacje. Co tu się działo? Skąd nagle pojawił się Daemon Elektryczności i gdzie się podział jej ojciec? Miała zbyt dużo pytań lecz jednego była pewna. Skoro Azazela tu nie było ... Nie mogła odzyskać mocy, co za tym idzie dalej pozostawała bezbronna. - Gdzie on poszedł!?
- Z tego co wiem chcieli poszukać informacji w jego dawnym domu. Nie wiem co się tam dzieje, przykro mi ale nie jestem w stanie ci nic więcej powiedzieć. - Kolejne schody zostały pokonane w ciągu zaledwie sekundy. - Chciałem pomóc twojemu rodzeństwu, ale usłyszałem dzwony. Myślałem że dalej jesteś nieprzytomna więc zjawiłem się najszybciej jak mogłem. Jak widać niewystarczająco.
Lau zmarszczyła brwi. Kolejne schody migneły jakby nigdy ich nie było. Przyśpieszał ich czas tylko w takich momentach by nie musiała się męczyć a pokonanie psychiatryka poszło szybko i sprawnie.
- Brakuje ci czasu ... - Mruknęła sama do siebie. Nie oczekiwała odpowiedzi lecz Daemon mocniej zacisnął swoją dłoń co tylko utwierdziło ją w słuszności swojej myśli. - Co zrobiłeś?
- Na tyle ile mogłem spowolniłem Ezekiela... Gdyby nie to, już dawno usmażył by Kuro i Sousuke.
Daemon energicznym ruchem otworzył podwójne wejściowe drzwi psychiatryka a zimny powiew powietrza uderzył w ich ciała. Shadow wybiegł na brukowaną uliczkę Miasta Nieumarłych lecz zatrzymał się czując jak Lau wyrywa dłoń z jego uścisku i w panice cofa się na teren psychiatryka.
- Nigdzie nie idę .... One mnie zabiją.
Shadow rozejrzał się wokół. W uliczce nie było nawet żywej duszy.
- O czym ty mówisz?

- Nie widzisz ich !? - Białowłosa energicznym ruchem wskazała jeden z dachów na którym siedziało ogromne stworzenie. Była to Amygdala, ogromny stwór żyjący w Yarnam o głowie przypominającej dziurawe gniazdo zakończone mackami, posiadające kilka par kończyn dzięki którym utrzymywała się na wysokich budynkach. Można je było zobaczyć tylko gdy wpadało się w stan histeri.
- Lau ... - Mężczyzna podążył spojrzeniem we wskazane miejsce. - Tam nic nie ma ... a ty ...?
- Nie! Wiem co chcesz powiedzieć, ale nie! - Przylgneła plecami do zimnej ściany psychiatryka a przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Podniosła wzrok napotykając kolejną Amygdale siedząca na budynku kilka metrów nad nią. Zupełnie nie reagowała. - Nie wpadłam w histerię ... Ale chyba jestem szalona ...

***

Myśli kitsune błądziły wokół pewnego białowłosego Daemona, przez co nie potrafiła skupić się na otaczającym ją świecie. Jak przez mgłę zapamiętała opuszczany w pośpiechu dom, przerażony pisk młodszej siostry ... Za to dobrze zapamiętała granatowe niebo rozświetlane pajęczyną błyskawic tuż nad Górnym Rewirem Katedralnym, nad domem Sousuke. Gdy tylko zamykała oczy, widziała ten sam obraz tak wyraźnie jakby nadal stała przed domem. Co się dzieje? Czy z Sousuke wszystko w porządku? A jego rodzeństwo? Martwiła się ... Była wręcz kłębkiem nerwów nie potrafiącym usiedzieć w miejscu. Najchętniej pobiegła by do niego, ale gdy tylko o tym myślała, czuła ogromny strach i paraliż. Nie była w stanie ....
- Kiri! - Z rozmyślań wyrwał ją stanowczy głos ojca. Mocniej zacisnęła dłoń na czarnym metalu który kiedyś otrzymała od Daemona. - Słuchasz co do ciebie mówię!?
- Przepraszam .... Nie słuchałam. - skuliła się, oplatając nogi rękami.

Znajdowali się w piwnicy jednej ze świątyń, tak jak inni mieszkańcy z ich rewiru. Siedzieli w grupach, przeważnie rodzinami na matach w otoczeniu strażników ubranych w białe kimona o złotych zdobieniach. Na głowach mieli przyczepione złote charmy imitujące wygląd potworów występujących w Lordran. Była to straż Władcy Pogorzelisk, wzywana tylko w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Ich obecność świadczyła o powadze sytuacji jak i wprowadzała swego rodzaju spokój, który zapobiegał powstaniu paniki. Działo się tak ponieważ do straży mogły dołączyć tylko kitsune o wysokich zdolnościach magicznych, dlatego widok kogokolwiek mającego mniej niż siedem ogonów był bardzo rzadki ale nie niemożliwy. Wiązało się to ze swego rodzaju prestiżem, wyróżnieniem na tle całej społeczności i ogromną odpowiedzialnością.

- Dość tego! - Białowłosy kitsune warknął na tyle cicho by zwrócić na siebie uwagę tylko swojej rodzin. Obie kobiety spięły się natomiast młodsza córka nie reagowała, spała na kolanach matki zmęczona płaczem. - Rozejrzyj się Kiri, co widzisz?
- Ja ...
- To mogłaś być ty! - warknął nie dając dojść Kiri do słowa. Nie musiała pytać, wiedziała że chodzi o straż Władcy Pogorzelisk. - Nawet wybrakowana mogłaś zostać strażniczką, ale nie! Co robiłaś zamiast uczyć się magii!? Uganiasz się za jakimś chłopakiem którego nawet nie poznaliśmy! Gdzie on teraz jest, hm!?
- Ja ... - Kitsune przełknęła powstałą w gardle gule. Czuła że jeszcze chwila a się rozpłacze. - N... Nie wiem.
- No tak, co innego możesz powiedzieć? - Fuknął krzyżując ręce na piersi. - Skoro nawet nie potrafisz go nam przedstawić, to koniec. Gdy tylko się to skończy, bierzesz się za naukę i nie wyściubisz nawet nosa poza dom!
- A... Ale ojcze !? - Próbowała protestować pomimo łamiącego się głosu. Spojrzała na matkę szukając choć odrobiny wsparcia, ta jednak odwróciła wzrok. Zawsze tak było, nigdy nie sprzeciwiała się mężowi więc dlaczego teraz miało być inaczej? Znowu się łudziła że może ten jeden jedyny raz będzie po jej stronie ... Czuła się zdradzona.
- Żadnego ojcze! Skoro ani ty, ani on nie macie na tyle przyzwoitości by przyjść do naszego domu by chociaż się przedstawić, to temat jest definitywnie skończony! Gdy w końcu wstąpisz do straży, znajdę ci odpowiedniego męża. Jasne?!

- T ... Tak... - Cicho wyszeptała ciaśniej zwijając się w kłębek by schować twarz w kolanach. Przestała się powstrzymywać, łzy spłynęły po jej policzkach a sama zaniosła się zduszonym szlochem. Nagle wszystko straciło sens.

***

Niebo przybrało granatowy odcień, co jakiś czas rozświetlane błyskami. W oddali iskrzyły błyskawice rozchodzące się jak konary drzew po ciemnym niebie, wtórowały im potężne grzmoty przerywając panującą ciszę. Obecna pogoda ani trochę nie przypominała Yarnamskiej zimy lecz powoli rozprzestrzeniającą się nawałnice, burze o ogromnej sile, skupioną tuż nad Górnym Rewirem Katedralnym.
- Przeklęte Daemony ... - Prychnął pod nosem.  Tylko ten gatunek był zdolny do takich zniszczeń. Wampiry, wilkołaki nawet znienawidzone syreny żyjące w oceanie otaczającym Yarnam, nie były tak szkodliwe jak Daemony. Daleko szukać, jego własny gatunek był poszkodowany przez jednego z nich. Żyli w strachu, unikając Górnego Rewiru jak ognia ... Mógł by jeszcze długo rozwodzić się nad tym tematem jednak miał ważniejsze sprawy, również spowodowane przez Daemony.

Stanął przed kamiennym mostem łączącym Lordran z Miasta Nieumarłych. Do jego uszu dochodziły stłumione wybuchy oraz charkot, wycie i ryki dobiegające z sąsiedniego rewiru. Wypuścił z dłoni kilka charmów które po zetknięciu z kamiennym mostem zaczęły iskrzeć po czym z głośnym hukiem wybuchły. Most runął. Inne wybuchy ucichły pozostawiając odgłosy burzy i potworów. Lordran zostało odcięte od pozostałych rewirów. Teraz, jeśli ktokolwiek chciał by opuścić to miejsce lub co gorsza wejść na jego teren, musiał by pokonać głębokie kanały zamieszkałe przez bardzo niebezpieczne stworzenia. Nawet jeśli udało by się komuś zejść do kanału i przeżyć ... Znalezienie drabiny prowadzącej na drugą stronę, graniczyło z cudem. Większość była zniszczona lub o bardzo wątpliwej wytrzymałości.

Nagle zza rogu wyskoczyło dziwne stworzenie nie przypominające zupełnie niczego o kolorze ciężkim do stwierdzenia. Rzuciło się w stronę Władcy Pogorzelisk lecz nie zauważyło przepaści w której zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Po chwili dało się usłyszeć głuchy huk i piski mieszkańców kanałów którzy wyszli na żer.
Kolejne potwory wypełzły zza groteskowych budynków zatrzymując się tuż przed przepaścią. Ich ilość była ciężka do stwierdzenia, razem tworzyły wielką masę składająca się z skóry, futer, macek, wykrzywionych ciał oraz kończyn, zębów, oczu czy innych dziwactw. Nigdy nie widział tak pokracznych potworów. Pewnym było że nie mogły żyć na wolności lecz w zamknięciu. Po co? Jak długo? Dlaczego właśnie teraz wyszły na światło dzienne? Czy miało to jakiś większy sens?
Wiele myśli krążyło po głowie Daikiego lecz teraz musiał skupić się na pokonaniu tych dziwnych kreatur. Jedną z nich o dziwnie wykrzywionych, ośmiu kończynach zakończonych długimi pazurami wykonała skok w przepaść. Z ust Władcy uciekło ciche prychnięcie rozbawienia. Nie były zbyt mądre. Nastawił uszu, nasłuchując dźwięku charakterystycznego huku który przebije się przez grzmoty. Nic takiego się nie wydarzyło, zamiast tego usłyszał dźwięk wbijanych w kamień pazurów. Stwór z zawrotną prędkością wspiął się po ścianie kanału wyskakując prosto na kitsune.
Daiki odskoczył wyrzucając kilka charmów które przykleiły się do kończyn stwora, wybuchając.
- Zaraza ... - Prychnął odwracając wzrok od rozczłonkowanego ciała. Kolejne stwory ośmielone wyczynem towarzysza, zaczęły na różne sposoby przechodzić na drugą stronę przepaści.
Daiki wymamrotał zaklęcie a w jego dłoni ukształtowała się magiczna kula o przyjemnym dla oka, błękitnym kolorze. Gdy tylko macka dotknęła terenu Lordran w jej stronę poleciały charmy podpalające a kula pognała prosto na drugą stronę paląc i niszcząc napotkane stwory. Powietrze przeszywały przeraźliwe piski i zawodzenia rannych potworów oraz groźne warczenie i mlaskanie tych zdrowszych okazów. Kolejne przystąpiły do ataku. Te bardziej zwinne znalazły się bardzo szybko na drugiej stronie przepaści atakując Władcę Pogorzelisk. Ten sprawnie robił uniki, wyprowadzając kontrataki. Gdyby nie okoliczności, całość wyglądała by jak piękny taniec. Kimono powiewające na wietrze, ogony poruszające się zgodnie z ciałem oraz pewne kroki wokół zwłok.
Wokół Daikiego pojawiło się więcej kul energii którymi w dość szybkim tempie pokonał przynajmniej połowę potworów. Walka pewnie trwała by dłużej gdyby nie przeraźliwy ryk który zagłuszył nawet odgłosy grzmotów. Stwory skuliły się po czym uciekły w uliczki lub na groteskowe budynki obserwując coś co prawdopodobnie wywołało owy ryk.

Słowa: 2814

W końcu skończyłam ! I mam cichą nadzieję że czytelnicy mnie nie zabiją za tak długą nieobecność spowodowaną pracą jak i lenistwem .... 😵

Rozdział krótki (niestety) ale musiałam już coś wstawić ... W kolejnym myślę że skończymy cała tą walkę i przejdziemy do czegoś innego. Na przykład Kiri 😏 Co myślicie o decyzji jej ojca ? Ja uważam go za większego chuja niż Salazar.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro