Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

76. Powrót do El ...

*Miesiąc później*

Przeźroczysty płyn powoli przepływał przez plastikową rurkę, znikając tuż pod bladą skórą nieruchomej ręki. Białowłosa dziewczyna już od kilku dni zupełnie nie reagowała na bodźce zewnętrzne. Cały czas siedziała w tym samym miejscu na ziemi, gapiąc się w jeden punkt. Ataki szału ustały, lecz co jakiś czas zaczynała uderzać głową w ścianę, nie wiadomo dlaczego. Azazel badał ją na wszystkie znane sposoby, nawet poprosił swoją żonę o wejście do głowy córki, w końcu była to jej specjalność, bezskutecznie. Do umysłu Lau i znajdującego się w nim szaleństwa, dostęp został zablokowany. Pozostałe wyniki od miesiąca nie uległy zmianie.
Można było odnieść wrażenie iż z Nekromantki pozostała jedynie pusta skorupa pozbawiona duszy. Na szczęście Sousuke szybko obalił te teorię.

Obecny stan Białowłosej można było porównać do swego rodzaju hibernacji. Temperatura ciała mocno spadła a co za tym idzie płynąca w żyłach krew, będąca trucizną pełną ciężkich metali, zaczęła krzepnąć utrudniając poruszanie oraz ogólne funkcjonowanie. Nastąpiło spowolnienie akcji serca któremu pomimo ulepszonej budowy ciężej było przepuścić gęstą krew. Tempo oddychania również zmalało a także aktywność nerwowa, co mogło wyjaśniać brak reakcji na bodźce zewnętrzne. Jednak ten stan mógł w każdej chwili ulec zmianie. Lau znowu mogła by mieć ataki agresji i rzucać się na wszystko co się rusza lub zupełnie odwrotnie, zapaść w śpiączkę. Jednak to tylko przypuszczenia ...

Daemon odłączył pustą kroplówkę, związując cieniami kaftan bezpieczeństwa. Zmienił się w cień, nie kłopocząc się wyjściem przez zamknięte od zewnątrz drzwi. Przeniósł się do pracowni a gdy odłożył niepotrzebne rzeczy, przeniósł się do domu.

***

Azazel wyszedł z cienia tuż przed zamkniętymi drzwiami prowadzącymi do dawnej sali balowej, zza których dobiegały niezidentyfikowane dźwięki. Ktoś inny mógł by czuć lekki niepokój, a może nawet strach, lecz on dobrze wiedział że właśnie w tym pomieszczeniu znajduje się Serafine. Wiedział to nie dzięki swojej mocy, która była ogromna, lecz przez więź jaka łączyła go z Aengelem. Gdy była martwa zupełnie zanikła, lecz w ciągu  tego miesiąca, miał wrażenie że wróciła jeszcze silniejsza. Dzięki niej oboje mogli odnaleźć swoje położenie czy to w domu czy w mieście, czuli swoje emocje a także silniejsze myśli.
Sięgnął cienistą dłonią do klamki, po czym wszedł do pomieszczenia. W środku... toczyła się nierówna walka z kurzem. Pierwsza rzecz jaka rzuciła się w oczy i wywołała niewielkie zdziwienie na twarzy Daemona, był Kuro, cały w kurzu i pajęczynie, stojący na pozbawionym pudeł stole.  Za wszelką cenę próbował miotłą, pozbyć się pajęczyn z żyrandola... oraz mieszkającego tam Cheada. Chowaniec wyglądał jak kościany pająk którego odwłok w całości pokrywały dziury ze złotymi oczami, przez swoje gabaryty zajmował cały żyrandol i nie wyglądał jakby chciał go opuścić. Według Azazela mógł by nawet zostać, pewnie i tak zdążył się zadomowić, ale w tej kwestii ostatnie zdanie należało do jego żony.
Zwykłe, dość dużej wielkości pająki widząc że, prawdopodobnie ich "przywódca", za nic ma starania smoka, jak gdyby nigdy nic, chodziły po pomieszczeniu.
Sousuke również cały w kurzu, stał bardziej z tyłu przez co nie dało się go odrazu zauważyć. Jemu przypadło zaszczytne zadanie przestawiania pudeł spod stołu jak i eksterminacja tamtejszych pająków, które uciekały w popłochu. Gdyby była tu Lau, na ten widok najprawdopobniej zeszła by na zawał ... albo zamknęła pokój na wszystkie spusty i uciekła jak najdalej się da. Pod tym względem jej arachnofobia była wyjątkowo uciążliwa.

Serafine musiała wyczuć jego obecność, gdyż po chwili wychyliła się zza stosu pudeł na których szczycie siedział mały chead. W przeciwieństwie do synów, nie pokrywały jej pajęczyny a jedynie drobna warstwa kurzu która zebrała się na jej splecionych w warkocz, białych włosach. Ubranie pozostawało wyjątkowo czyste, jakby dopiero teraz postanowiła pomóc synom.
- Coś się stało?
- Nie ... - Daemon odpowiedział chłodno. Rzucił szybkim spojrzeniem po pomieszczeniu, zatrzymując go na chłopcach, którzy przerwali wykonywane czynności. - Możemy porozmawiać? Sami...
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili tuż za sobą usłyszał charakterystczne stukanie obcasów oraz dźwięk zamykanych drzwi. Czuł zaniepokojenie Aengela, co równie dobrze mógł wywnioskować z sposóbu chodzenia który był o wiele bardziej dynamiczny i nierówny.
- Azazel? - Serafine weszła do salonu za Daemonem. - Coś się stało Lau?
- Nie...wszystko bez zmian. - Odparł beznamietnie zatrzymując się przy kanapie, o którą się oparł, krzyżując cieniste ręce na piersi. - Chodzi o coś innego, muszę zniknąć na parę dni.
- Słucham? - Aengel wpatrywała się z niedowierzaniem w niewyrażającą kompletnie żadnych emocji twarz męża. Nie wiedziała w jaki sposób powinna to rozumieć. - Jak to zniknąć? Co masz na myśli?
- W zapiskach Asmodeusza nie znalazłem żadnych informacji które mogły by nam pomóc. W rodzinnym spisie, również nic ... Muszę wrócić do starego domu, przy odrobinie szczęścia może znajdę coś w  pozostawionych księgach. - Westchnął przenosząc spojrzenie na wejście do salonu. Był pewny że Sousuke i Kuro podsłuchują pod drzwiami sali balowej. - Pozatym tylko w tym miejscu będę mógł wykonać Sanguinem Rituale. To ostatnie wyjście. - Był to obrzęd inaczej znany jako rytuał krwi. Pozwalał odnaleźć dowolną grupę osób z tą samą cechą na przykład wampirów, osób bez zdolności magicznych lub osoby o zielonym kolorze oczu, w zależności od intencji osoby wykonującej rytuał. Wystarczyło posiadać przedmiot, krew a nawet własne geny, cokolwiek co miało związek z cechą którą chciało się odnaleźć. Przez swoją specyfikę rytuał choć prosty, wymagał drogich i rzadkich składników pozatym mógł zostać wykonany tylko przez osoby o bardzo wysokich zdolnościach magicznych. Głównym warunkiem do jego użycia było wykonywanie go w miejscu urodzenia, w innych wypadku nie działał.
- A co z tym wampirem? Niczego się od niego nie dowiedziałeś?
- Jego umysł jest zbyt zniszczony. Niektóre wspomnienia zostały wymazane, inne są splątane z jakimiś surrealistycznymi obrazami. Pozatym co już wiemy, nie jestem w stanie dowiedzieć się niczego więcej. - Po chwili dodal spoglądając na kobietę. - Osoba której szukamy celowo zniszczyła jego umysł.
- Nie możesz go naprawić? Nie takie rzeczy potrafisz ...
- Umiem. - Przerwał stanowczo. - Jednak na jego umyśle znajduje się bardzo irytująca pieczęć. Jeśli tylko ją ruszę albo będę chciał grzebać w jego głowie, umrze. Wyprzedzając twoje pytanie skarbie, trupa nie zbadam. Gdy pieczęć się aktywuje, zostanie po nim tylko proch ... - Przetarł cienistymi palcami nasade nosa. Wiedział co za chwilę powie jego żona. " Podobno nie istnieje słowo niemożliwe." Tak jest, wszystko da się zrobić. - Mógł bym to obejść ... Stworzyć ciało na podobieństwo oryginału, aktywować pieczęć, później zabrać duszę i ożywić ... Ale to pochłonie zbyt dużo materiału oraz czasu. Ta opcja nie wchodzi w grę.
Serafine skineła głową na znak zrozumienia. Posiadali zbyt mało informacji a sytuacja była naprawdę nie ciekawa. Ich priorytetem stało się odnalezienie odpowiedzialnego za to wszystko nekromanty. Pozostawała również kwestia Ezekiela, Daemona elektryczności, o którym nic nie wiedzieli.
- Czyli musisz wrócić do domu? Do ziem El? - Nie musiał jej odpowiadać, nawet tego nie oczekiwała dokładnie wiedząc co powie. - Idę z Tobą.
- Serafine ... - Zaczął chłodno wbijając lodowate spojrzenie w Aengela.
- Myślisz że pozwolę Ci pójść samemu? - Skrzyżowała ręce na piersi uparcie wpatrując się w męża. Jego stanowczy ton czy lodowate spojrzenie, nie robiły na niej wrażenia. Nigdy się go nie bała, nie miała ku temu powodów. - Idę z Tobą, koniec tematu.
- Sera...
- Nie. - Przerwała. - Jeśli masz zamiar podać jako argument nasze dzieci, to wiedz że poradzili sobie kilkadziesiąt lat zupełnie zdani na siebie, te parę dni bez nas sobie poradzą. Przypilnują Lau. - Energicznie tupneła płosząc małego pajęczego chowańca, który nie wiadomo kiedy zjawił się w salonie. - Pozatym, zawsze chciałam zobaczyć miejsce w którym dorastałeś.
- Chciałem tylko przypomnieć, że teraz to ty sprawujesz władze w Yarnam i w teorii powinnaś być na miejscu. - Daemon zaczął spokojnie, przenosząc spojrzenie na wejście do salonu. Pojawienie się chowańca nie umkło jego uwadze, tak samo jak twarz Serafine która oblała się lekkim rumieńcem zażenowania. Jak mogła pomyśleć o tak niedorzecznym argumencie? - Nigdy nie wątpiłem w nasze dzieci ... nawet jeśli stoją tuż za ścianą i podsłuchują.
Przez dłuższy czas panowała kompletna cisza. Dopiero po stanowczym chrzaknięciu Dramona, Kuro i Sousuke postanowili ujawnić swoją obecność wchodząc do salonu.
- Rozumiem że wszystko słyszeliście, więc nie muszę wam mówić żebyście zajęli się siostrą?
- Nie. - Odparł białowłosy. - Więc... kiedy ruszacie?
- Jutro.. 

***

Serafine po dłuższym namyśle zarzucił na siebie ciemno zielony płaszcz bez kaptura za to z brązowym futerkiem wokół szyji. Pod spód założyła przylegający czarny kombinezon z ciemno zielonymi elementami oraz ciemno zielone wysokie buty na obcasie. Wyszła z sypialni kierując się w stronę salonu, po drodze walcząc z rozpuszczonymi włosami które za żadne skarby nie chciały wyjść spod płaszcza. Dopiero gdy zeszła po schodach, udało jej się uwolnić długie włosy.
Azazel siedział w swoim fotelu ubrany standardowo w czarną koszulę której rękawy zawinięte były do łokci odsłaniając cieniste ręce, czarne spodnie oraz buty. Jego płaszcz  leżał przerzucony przez oparcie kanapy.
- Możemy iść. - Rzuciła od wejścia zwracając na siebie uwagę. - Portal?
- Szybciej będzie cieniami. - Daemon wstał biorąc i zakładając czarny płaszcz. Podszedł do żony wyciągnąć w jej stronę dłoń.
- Nienawidzę tego ...
Serafine z głośnym westchnieniem chwyciła dłoń męża. Zmienili się w cień i zniknęli.

Teren na którym się pojawili w żadnym aspekcie nie przypominał znajomego widoku Yarnam. Zupełnie jakby wkroczyli do innego świata. Gruba warstwa czystego, białego puchu pokrywała zalesioną okolicę. Za nimi rozciagał się widok na pozostałości opuszczonej wioski zaś przed sobą mieli ruiny dość dużego budynku, wśród którego azyl znalazły różnego rodzaju rośliny. Front domu jak i prawa ściana nadal utrzymywały pion, choć dach zawalił się do środka.
- Gdzie jesteśmy? - Białowłosa rozejrzała się wokół, lekko zdezorientowana przez specyficzną podróż. Minęło tyle czasu a ona dalej nie rozumiała jak Daemon potrafi przemieszczać się w ten sposób, nie czując żadnych efektów ubocznych.
- Na ziemiach El, tutaj się urodziłem. - Rzucił beznamiętnie. Obecny widok nie wzbudzał w nim żadnych emocji, ot zwykły, zrujnowany budynek w którym wychowywał się kilkadziesiąt lat. Nic wielkiego.
- Myślałam ... że będzie wyglądać nieco inaczej. - Prawdę mówiąc, miała zupełnie inne wyobrażenie tego miejsca. Daemon wiele razy opowiadał jej o swoich eksperymentach w El, które zapoczątkował Asmodeusz, jego ojciec. To on, wszystkiego go nauczył. Słyszała również jaki los spotkał rodzeństwo oraz matkę Azazela, która została zamordowana przez własnego męża, gdy przestała być przydatna. Dlatego spodziewała się widoku porównywalnego do tego w Yarnam, trupy, klatki ... jakieś groteskowe budowle. To wszystko było takie ... inne, takie nijakie. - Nie powiedziała bym że kiedykolwiek tu mieszkałeś. Tu jest tak ... zwyczajnie.
- To nie Yarnam, tu nie możesz eksponować swojej inności. - Powoli ruszył w kierunku pozostałości budynku, wypuszczając z ust obłoczek pary - Jeśli odstajesz od społecznych norm, jesteś na celowniku. Zaczynają ci się baczniej przyglądać, każdy zły ruch zaczyna skutkować większym napiętnowaniem aż w końcu zaczynasz stanowić zagrożenie. Więc jeśli chciałaś znaleźć trupy czy inne króliki doświadczalne, radził bym zajrzeć do piwnicy ... o ile jeszcze się nie zawaliła.
Powolnym krokiem ruszył wzdłuż prawej ściany budynku na jego tył, gdzie swego czasu istniał piękny ogród połączony z lasem. Przynajmniej tak to pamiętał ... nigdy nie przywiązywał do niego większej uwagi, szczególnie że rzadko w nim przebywał. Z tego co pamiętał ogród można było zobaczyć tylko z korytarza na piętrze ... ale i tam nie miał po co iść. Jego życie ograniczało się do parteru i piwnicy.
Serafine ruszyła za mężem z każdym krokiem rozrzucając na boki biały puch sięgający prawie do łydek. Jej spojrzenie błądziło po okolicy podziwiając dość niecodzienny krajobraz. Był taki spokojny. Dopiero gdy znaleźli się za domem zatrzymała się nie ukrywając swojego szoku. Pomimo panującej zimy jak i dość dużej warstwy śniegu, ogród tętnił życiem. Drzewa pokryte śniegiem mieniły się kolorowymi liśćmi, począwszy od złotych przez zieleń po czerwień, bluszcze oplatały ich pnie mieniąc się zielon - srebrną barwą. Kwiaty przebijały się nad biel puchu tworząc kolorowe żywopłoty oraz dywany.
- Azazel ... ile miałeś rodzeństwa? - Daemon zatrzymał się by spojrzeć na nią przez ramię. Czuła że nie do końca rozumie tak nagłą zmianę tematu jak i jej obecne zdziwienie. - Ten ogród powinien być martwy tak jak las wokół wioski. Takie rośliny nie znoszą zimna, drzewa powinny opaść z liści a kwiaty umrzeć ... chyba że mają czym się żywić. - Podeszła bliżej męża który teraz stał odwrócony w jej stronę. - Nawet niektóre moje rośliny nie przetrwały by w takich warunkach. Ile ciał tu pochowano?

- Ciężko stwierdzić... - Azazel rzucił wymijająco. Jego wzrok spoczął na ruinach dawnego domu jakby próbował sobie coś przypomnieć lub szukał miejsca by zatrzymać wzrok. Serafine skrzyżowała ręce na piersi i czekała, w końcu i tak musiał by jej powiedzieć. - Wiesz że Asmodeusz miał obsesję na punkcie idealnego potomka. Robił wszystko w tym celu.
- Wiem. Mówiłeś mi że twoje rodzeństwo nie żyje... tak jak matka.
- Ona nie była jedyną. - Azazel przeniósł spojrzenie na Aengela który nieznacznie zmarszczył brwi. - Księga oprawiona w ludzką skórę, to spis. Wszystko w niej zapisał, począwszy od metod a skończywszy na nekrologach. Nie liczyłem dokładnie, jednak kobiet mogło być z trzydzieści ... może więcej. Każda z nich była Daemonem ze specjalnymi umiejętnościami. Moja matka była Panią Cieni, miała nad nimi całkowitą kontrolę i jak możesz się domyślić. - Podniósł nieznacznie rękę poruszając cienistymi palcami. - Była cieniem. Asmodeusz najprawdopobniej chciał stworzyć idealną mieszankę genów, taką która będzie dawać tylko korzyści ... Nie będzie mieć wad. Pamiętam że nie wychodziła z piwnicy, panicznie bała się światła.
- Cienie w świetle słabną... - Serafine szepneła przyswajając nowe informacje. - Ty nie słabniesz... jedynie kontrolujesz mniej cieni. To wiele wyjaśnia ale ... dlaczego tyle kobiet? Dlaczego żadna nie uciekła?
- Wielki eksperyment. Pewnie owinął je sobie wokół palca i nie miały jak uciec ... Nie mogły się sprzeciwić. To było by w jego stylu. - Wypuścił obłoczek pary z ust. - Miały tylko być i rodzić. Nie wiem ilu było przede mną ale żadnego nigdy nie poznałem. Jeśli mieli szczęście żyli kilka lat, jeśli dziecko urodziło się zdeformowane lub z jakąkolwiek inną wadą czy było płci żeńskiej, odrazu zostawało uśmiercone. Sądząc po zapiska mogło być ich nawet kilka tysięcy... wszyscy pochowani właśnie w tym ogrodzie.

Serafine raz za razem otwierała i zamykała usta chcąc coś powiedzieć jednak sama nie była pewna co. Chłodny, wręcz grobowy ton Azazela tym bardziej jej nie pomagał. Była zdruzgotana, jako żona a przede wszystkim jako matka. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak musiały się czuć te kobiety, wiedząc że są wykorzystywane, o ile były tego świadome. A przede wszystkim jaki musiały czuć ból wiedząc że ich dzieci są zabijane, bo nie spełniają chorych kryteriów. Dla niej rodzina była wszystkim i oddała by za nią życie, co zresztą już raz zrobiła. Gdyby ona była na ich miejscu ...
- Dlaczego się na to godziły? - Wpatrywała się wyczekująco w męża jakby znał odpowiedzi na wszystkie pytania. - Dlaczego nie potrafiły się przeciwstawić? Stosunek też można przerwać... zrobić cokolwiek, w końcu to trwa. Urodzenie dziecka to też nie jest pstrykniecie palcami. A nawet jeśli... mogły to zakończyć i odebrać sobie życie.
- Oj Serafine, wątpię by to było takie proste. Zapominasz że miały do czynienia z nekromantą, mógł im namieszać w psychice ...
- Ale organizm też ma swoje granice. - Przerwała mężczyźnie. - Jakim cudem kobieta ma urodzić ponad ile? Dziesięć? Dwadzieścia? Setkę dzieci? Prędzej wyzionie ducha.
- Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko da się zrobić. -  Odparł tym samym wypranym z emocji głosem. - W księdze dokładnie pisał, jakimi specyfikami je faszerował by przetrwały i rodziły zdrowe dzieci. Pozatym skrócił czas ciąży do minimum, jakiś dwóch miesięcy. Bardzo przyspieszył ten proces więc musiały mieć odpowiednią opiekę... Nie spodoba Ci się to określenie ale porównał bym to do hodowania ...
- Nie mów więcej, proszę... - Energicznie położyła dłoń na ustach męża. Azazel groźnie zmrużył oczy jednak nie wykonał żadanego ruchu. - Rozumiem wszystko ale nie mogę już tego więcej słuchać. To dla mnie ... za dużo.
Aengel zabrała dłoń na co Azazel tylko jej skinął. Odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb ogrodu. Czuła jego smutek ... Nie pokazywał tego ale czuła że było mu ciężko mówić o czynach ojca. Ruszyła za nim jednak po kilku krokach jej uwagę przykuł pokaźnej wielkości nagrobek umieszczony w cieniu jednego z drzew. Niewiele myśląc podeszła bliżej. Nagrobek był zrobiony z szarego marmuru, teraz nieznacznie zniszczonego i pokrytego mchem oraz bluszczem. Uklękła przy nim by zrzucić nadmiar śniegu kryjący pod sobą napis.
- Aisha. - Szepneła uważnie się mu przypatrując. Starała się usłyszeć jakiegoś ducha ale nic się nie działo. Pomimo takiej ilości trupów nie czuła żadnej obecności. Może nie była nekromantką ale czasami potrafiła usłyszeć lub wyczuć obecność ducha ... w końcu w jej rodzinie zawsze mówiono że lustra kradną ludzką duszę, częściowo tak było. Usłyszała za sobą kroki męża, przez co odrazu wstała. - Kto to?
- Moja matka ... tylko ona zasłużyła na nagrobek.
- Rozumiem ...

Przez dłuższy czas stali przy nagrobku dopóki do ich uszu nie dotarł dźwięk klaskania. Oboje się odwrócili a ich wzrok spoczął na dobrze zbudowanym, wysokim mężczyźnie. Miał jasno niebieskie krótkie włosy oraz jasną wręcz białą skórę która sprawiała wrażenie zamarzniętej. W miejscu prawego policzka znajdowała się dziura ukazująca zęby, prawdopodobnie spowodowana odmrożeniem lub źle wykonanym rytuałem. Na sobie miał czarny rozpięty płaszcz, zaś pod nim białą koszulę do tego spodnie i buty tego samego koloru. Sprawiał wrażenie jakby wogóle nie czuł panującego zimna. Obok mężczyzny stała zakapturzona postać posturą przypominająca kobietę.
- W końcu się spotykamy Azazelu. - Mężczyzna rzucił chłodno wykrzywiając usta w sztucznym uśmiechu.
Serafine zbliżyła się do męża zasłaniając usta dłonią by nieznajomi nie mogli czytać z ruchu warg.
- Znasz go? - Szepneła.
- Pierwszy raz widzę go na oczy ...
- No co? - Mężczyzna rozłożył ręce. - Długo czekałem na to spotkanie. Nie uściskasz brata, Azazelu?

Słowa: 2804

I jak wrażenia po rozdziale? Spodziewaliście się takiego obrotu sytuacji a przede wszystkim takiej rodzinnej histori Azazela?
Postanowiłam opisać też parę chowańcow bo nie ukrywam kompletnie o nich zapomniałam, co prawda w Yarnam nie ma ich dużo ale jednak istnieją.

Kolejny rozdział pojawi się za rok bo w styczniu hahaha xd Nie zapomnijcie o gwiazdkach i komentarzach bo to naprawdę motywujace A niestety ostatnio obserwuje ich znaczny spadek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro