68. Albo ty... albo ja...
Czas nieubłaganie płynął. Sekundy zmieniały się w minuty a te w godziny. W panującej ciszy nawet mały kieszonkowy zegarek, wydawał zbyt głośne tykanie. Z każdym kolejnym dźwiękiem był jak mała szpilka wbita w ciało, przybliżając to co nieuniknione.
- Więc... - Shadow poprawił się na fotelu, chowając kieszonkowy zegarek. Panująca cisza i grobowa atmosfera sprawiały że czuł się bardzo niekomfortowo. - Zostało tylko kilkanaście godzin do wschodu słońca...
Pozostałe osoby znajdujące się w salonie w domostwie Szatare nawet nie drgneły. Sousuke leżał na kanapie trzymając jedną rękę na brzuchu drugą zaś pod głową. Uporczywie wpatrywał się w sufit jakby nad czymś myślał. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Kuro z kolei tak jak on zajmował miejsce na przeciwko w fotelu. Wydawało by się że panująca cisza również mu przeszkadza. W końcu siedzieli tak już dobrą godzinę... może nawet dłużej. Oboje spojrzeli na Lau. Stała przy kominku tyłem do nich. Obracała w palcach mały kawałek kości, fragment czaszki którą zniszczył Dante. Trudno powiedzieć czy była pogrążona w myślach czy szukała jakiegoś prostego zajęcia by odciąć się od świata.
- Może przedyskutujemy plan działania? - Rzucił Kuro spoglądając po wszystkich. - Znając was pewnie nie pójdziecie spać, a nawet jeśli to nie zaśniecie.
- Każdy wie co ma robić, ale jak chcesz ... - Białowłosa odłożyła fragment czaszki na miejsce po czym odwróciła się do reszty. - Sousuke ...
- Będę przekazywać ci moc z kuźni. - Przerwał siostrze podnosząc się do siadu. Oparł ręce na kolanach a wzrok utkwił w swoim żeńskim odpowiedniku.
- Co? - Lau wbiła spojrzenie w brata. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów. - Chyba Cię pojebało! Nie taki był plan!
- Ale tak będzie lepiej. Pamiętasz jak kończyła się każda nasza walka z ojcem? - Zamilkł czekając na odpowiedź. Jednak gdy ta nie nastąpiła kontynuował. - Najpierw wykańczał mnie a później Ciebie. Wystarczyło głupie unieruchomienie i wygrana była po jego stronie. A były to tylko treningi. - Oparł się o oparcie kanapy wzdychajac. - Zawsze gdy atakowałem byłaś moją tarczą. Musiałaś skupiać się jednocześnie na walce i na mnie.... a ja tak samo na tobie.
- Do czego zmierzasz? - Nekromantka rzuciła już spokojniej.
- Jeśli będe obok nie masz szans wygrać. Ojciec zrobi to samo co kiedyś... załatwi mnie a później Ciebie. Z tym że teraz wystarczy że zabije mnie a padniesz razem ze mną.
- Myślisz że w kuźni Cię nie dopadnie? Wystarczy że na chwilę zniknie mi z oczu i przeniesie się do Ciebie! - Lau warkneła uderzając ogonem o posadzkę. - Będziesz tam sam! Przekazując mi moc nie obronisz się!
- Nie będę sam. - Sousuke uśmiechnął się lekko. - Wiem co robię, nie dorwie mnie. Naprawdę nie musisz się o nic bać. Tylko mi zaufaj.
Smok zmarszczył brwi rzucając szybkie spojrzenie na daemona czasu. On również wyglądał na lekko zaskoczonego.
- Chcesz powiedzieć że mam Cię pilnować? W kuźni będzie mi ciężko rozeznać się w sytuacji ....
- Nie. - Przerwał bratu. - Nikt z Was nie będzie musiał przy mnie być. Zostaniesz, tak jak było zaplanowane z Shadowem w wieży. Ja nie muszę widzieć pola walki.
- Dobra, koniec tych głupich podchodów. - Lau uderzyła kilka razy ogonem o posadzkę uciszając towarzystwo. - Gadaj, kto z Tobą będzie....
- Pamiętasz kitsune, która ci pomogła? Poprosiłem żeby otoczyła okolice pentagramu barierą.
Kuro uśmiechnął się głupio rzucając znaczące spojrzenie bratu. Ten go zupełnie zignorował. Wiedział że gdy tylko odpowie na jego zaczepke, ten prędko nie da spokoju. Aż w końcu ich wymiana zdań zmieni się w kłótnie.
Dalsza rozmowa nie trwała długo. Przedyskutowali najważniejsze sprawy, zgrabnie omijając temat kitsune którego Sousuke nie miał zamiaru kontynuować. I tak według siebie powiedział za dużo. Wkrótce Kuro otworzył portal by Shadow mógł wrócić do siebie. Niedługo później reszta poszła spać, by choć trochę odpocząć.
Zostało pięć godzin do wschodu słońca...
***
Kitsune ostrożnie stawiała każdy krok. Zatrzymywała się i nasłuchiwała. Pokonanie piętra nie było takie trudne, znajdował się tam tylko jej pokój. Najgorsze było wyjście z domu. Schody znajdowały się na wprost wejścia, co czyniło "ucieczkę" banalnie prostą. W rzeczywistości wcale tak nie było. Pokój jej rodziców znajdował się dokładnie za schodami. A ojciec miał bardzo wyczulony słuch o czym przekonała się już ostatnio.
Kiri ostrożnie postawiła bosą stopę na stopniu. Drewniane schody nawet nie skrzypneły. Jednak ona zastygła w bez ruchu i nasłuchiwała. Cisza ...
Wzmocniła uścisk na butach które trzymała w dłoni. Przeniosła ciężar ciała i postawiła kolejny krok stopień niżej, później kolejny. Przez strach i stres swoje ogony trzymała sztywno za sobą. W końcu dotarła do drzwi. Rzuciła szybkie spojrzenie za siebie po czym cicho przesuneła drzwi i wyszła, równie cicho zasuwając je za sobą.
Zadrżała gdy jej bose stopy dotknęły zimnego kamienia. Szybko wciągła na nogi wysokie czarne buty, nie kłopocząc się by je zawiązać. Otuliła się szczelniej kimonem i ruszyła biegiem do kuźni. Ciemność dopiero ustępowała światłu ale już dało się zauważyć panującą na zewnątrz szarość. Powietrze było wyjątkowo zimne przez co oddech kitsune zmieniał się w białe obłoczki. Zbliżała się zima.
Kiri pchneła ciężkie drzwi po czym weszła do środka kuźni. Tak jak mogła się spodziewać Daemon już tu był. Siedział na jednym z schodków prowadzących do ołtarza i na coś patrzył. Coś co trzymał w dłoni. Z tej odległości nie potrafiła powiedzieć co to dokładnie jest.
- Jestem... - Podeszła bliżej, biorąc głębokie wdechy. Na początku chciała biec tylko przez Lordran. Ostatecznie zatrzymała się dopiero przed wejściem na teren kuźni. Zmęczyła się. - Mam dla Ciebie kilka kryształów.
Kitsune wsuneła dłoń pod pas kimona wyciągając trzy małe czarne kryształy. Podała je na otwartej dłoni, daemonowi który wcześniej wstał.
- Dzięki, przydadzą się. - zabrał od niej kamienie. Zanim Kiri zdążyła zabrać dłoń, złapał ją i położył na niej ciemną kulkę wielkości paznokcia. Był to przedmiot którym wcześniej był tak zafascynowany. - Teraz mnie posłuchaj. Cokolwiek by się działo masz się nie rzucać w oczy. Jeśli pojawią się cienie, nie dotykaj ich. Puki ich nie dotkniesz nic ci nie grozi, uzna Cię tylko za zwykłego obserwatora. - Kiri skineła wpatrując się prosto w oczy Sousuke. - Jeśli stało by się coś poważnego albo musiałabyś uciekać, po prostu rozgnieć tą kulę. Przeniesie Cię do naszego domostwa i tylko tam. Musisz pamiętać że przeniesie też to co trzymasz. Jeśli ktoś Cię złapie a Ty użyjesz kuli, przeniesiesz się sama. Rozumiesz ?
- Tak ... - Czuła, jakby obudziła się z chwilowego transu. Przeniosła wzrok na kule w dłoni, Sousuke już jej nie trzymał. Miała wrażenie że skóra której dotknął nadal była przyjemnie ciepła choć dłonie miała zimne od panującej temperatury. - Dlaczego to mówisz?
- Dla bezpieczeństwa... - Daemon spojrzał w bok jakby szukał kogoś wzrokiem. - Duchy mówią że może zrobić się bardzo nieciekawie .... - Kiri postawiła uszy nasłuchując dźwięków, poza cichym brzdekiem wiszących łańcuchów nic nie zwróciło jej uwagi. - Szczególnie że najważniejszego nie widzę....
- Najważniejszego?
- Mojej matki... - podszedł do pentagramu na który padały pierwsze promienie słońca wpadajacych przez dziurę w suficie. - Nie wiem jak mam to interpretować... ale obawiam się że to bardzo zły znak.
Daemon usiadł po turecku w środku symbolu. Rozłożył przed sobą czarne kryształy, razem z tymi które otrzymał, było ich siedem.
Kiri ostrożnie usiadła na schodach nastawiając uszu. Pierwszy raz widziała by Daemon był tak ... zaniepokojony. Pozatym fakt że widział i słyszał coś czego ona nie potrafiła zlokalizować był ciut przerażający. Słyszała plotki o tym że Kolekcjoner ma kontakt z duchami czy zjada feary żywcem. To drugie było oczywistym kłamstwem. Jednak teraz gdy sama była świadkiem nie jakiego kontaktu który był dość... zwyczajny, czuła się niekomfortowo, jakby ktoś ją obserwował.
- Chyba powoli będzie trzeba zaczynać.... - Sosuke mruknął cicho pod nosem. Zamknął oczy łącząc ze sobą dłonie.
***
Kuro podszedł bliżej tafli zegara. Przyjrzał się okolicy marszcząc brwi z nie ukrywanym rozczarowaniem.
- Powiedz mi kurwa jak ja mam niby widzieć pole walki!? - Fuknął krzyżują ręce na piersi. - Przecież to jest praktycznie na horyzoncie! Ledwo Katedrę widać, o placu nie wspomnę.
Daemon Czasu przewrócił oczami rzucając płaszcz smoka na oparcie kanapy. Nieśpiesznie podszedł do tafli. Położył na niej dłoń a widoczny po drugiej stronie świat zakołysał się. Widok Głównego Rewiru Katedralnego zmienił się na widok głównego placu przed Katedrą.
- Coś mówiłeś? - Shadow uniósł lekko brew a kąciki ust wygiął w lekkim uśmiechu.
- Nie ważne... - Prychnął odchodząc od tafli.
- Do wieży nie dostaniesz się portalem ale z jej wnętrza możesz się nim przenieść....
- Co? - Kuro odwrócił się w stronę Daemona trzymając w dłoniach jedno z krzeseł barowych. - O czym ty mówisz?
- Czasami widzę skrawki przyszłości. Sadzę że ta wiedza będzie ci potrzebna... - Wzruszył ramionami po czym wyciągnął swój kieszonkowy zegarek. Otworzył go patrząc na godzinę. Jego wzrok przeniósł się na Lau widoczną na placu. - Lepiej się pośpiesz... zaraz się zacznie.
***
Promienie słońca powoli oświetlały teren miasta oraz olbrzymią katedrę górującą nad głównym placem. W jego centrum znajdował się pomnik przedstawiający kobietę w czymś na kształt kamiennej, porośniętej bluszczem altany. U jej podstawy przy każdym z czterech filarów znajdował się posąg siedzącej kobiety, wyciągającej ręce ku niebu. Całość dopełniały nagrobki oraz leżące między nimi trupy mieszkańców których krew już dawno wyschła i wsiąkła w kamienny bruk. Plac otaczały wyższe kamienne budynki stylizowane na styl katedry, ktoś widocznie chciał by ten obszar stanowił spójną całość. W najbardziej oddalonych częściach znajdowało się jeszcze kilka nagrobków jak i kolejne posągi kobiet, jednak te stały wyciągając ręce ku niebu.
Lau ściągła ciężki czarny kaptur z głowy. Z jej ust wydobył się obłoczek pary gdy ciężko wypuściła powietrze. Starała się zachować spokój jednak serce waliło jak szalone pompując gęstą od zimna krew. Potarła o siebie dłonie, chcąc choć trochę się ogrzać. Ubranie czarnego bezrękawnika, spodni tego samego koloru, wysokich butów i płaszcza przesiąknietego krwią, nie było zbyt dobrym pomysłem na taką temperaturę, jednak w czymś cieplejszym i grubszym nie było by mowy o sprawnej walce. A już na pewno nie z nim.
- Azazel! - Krzyknęła rozgladając się po placu. Żaden cień nawet nie drgnął. - Azazel! Wychodź! - opuściła ręce wzdłuż ciała podchodząc bliżej posągu w centrum. - Tchurzysz!? Nie chcesz ze mną walczyć!? Czyżbyś bał się przegrać!?
- Ja? - Lau drgneła szybko odwracając się w kierunku zimnego i stanowczego głosu. Powietrze stało się jak by bardziej mroźne a atmosfera gęstsza od nadmiaru mocy. Azazel stał ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Ubrany był tylko w czarną koszulę której rękawy zawinięte były do łokci odsłaniając cieniste ręce, czarne spodnie i buty. Wyglądał jakby panująca temperatura nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Jakby wogóle nie czuł zimna. - Naprawdę myślisz że jesteś w stanie mnie pokonać?
- Tak ... - Nekromantka zacisneła dłonie w pięści powstrzymując ich drżenie. - Myślałeś że odpuszczę tytuł Władcy Pogorzelisk? Poddam się bez walki?
- Jesteś szalona .... - Czarne oczy o złotych tęczówkach błysneły groźnie gdy spojrzały w swoje odpowiedniczki okalone białymi włosami. - Ale skoro sama prosisz się o śmierć....
Wszystko działo się w ułamku sekundy. Cienie przybrały stałą formę oplatajac ciało nekromantki. Przebijały ubranie, skórę, mięśnie i kości. Rozrywały ciało na kawałki...
Znowu stali na przeciwko siebie. Lau dyskretnie rzuciła wzrokiem po otoczeniu. Miała wrażenie jakby coś już się wydarzyło.... Shadow musiał cofnąć czas.
- Ale skoro sama prosisz się o śmierć...
Odskoczyła chowając się w promieniach słońca. Miejsca w którym stała chwilę wcześniej zaatakowały cienie. Nie napotykając ofiary opadły na bruk przybierają swoją zwykłą formę. Lau nie czekała. Zrzuciła juz zbędny płaszcz. Jej ciało zadrżało, na rękach pojawiła się gęsia skórka gdy owiał ją mroźny wiatr. Nienawidziła zimna, starczyło że sama była martwa i czasami jej ciało robiło się lodowate.
Zacisneła dłonie po czym energicznie je otwarła pozwalając kością przebić skórę i przybrać postać pazurów. Ostrzegawczo uderzyła kościanym ogonem o bruk. Jej złoto czarne oczy wpatrywały się cały czas w ojca. Bała się że zniknie i ukryje się w którymś cieniu, przez co nie będzie mogła odeprzeć jego ataków. Jednak Azazel stał niewzruszony. Nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr. Jedynie podążał wzrokiem za swoją córką.
- Już zrezygnowałaś? - Rzucił chłodno.
- Chciał byś....
Mocno odepcheneła się od podłoża by w kilku susach znaleźć się przy Azazelu. Zamachneła się pazurami jednak atak został zablokowany przez cień. Podskoczyła wykonując kopnięcie w powietrzu ... to też zostało zablokowane. W tym czasie gdy opadała na bruk chciała przebić ojca ogonem ale ten został złapany przez cienie i wyrwany. Po chwili cienie wbił się w jej ciało rozrywając na kawałki.
Mocno odepcheneła się od podłoża by w kilku susach znaleźć się przy Azazelu. Złapała luźną kostkę brukową rzucając nią w jego głowę. Atak został zablokowany przez cień. Miało to tylko odwrócić uwagę gdyż sama znalazła się za nim tnąc pazurami. Dotknęła go... ale w tym samym momencie Azazel zniknął by po chwili pojawić się za nią i uciąć głowę.
Lau się nie ruszyła. Zagryzła dolną warge z irytacją uderzając ogonem o bruk. Co by nie zrobiła.... Jak by nie atakowała... Za każdym razem gineła. Wpatrywała się w ojca który nagle zmarszczył brwi.
- Nie walczysz sama .... - Wzrok Daemona powędrował w lewo gdzie na horyzoncie górowała Astralna Wieża Zegarowa. - Shadow? Kto jeszcze?
- Skąd wiesz? - Warkneła napinając wszystkie mięśnie. W myślach prosiła tylko o to by przypadkiem nie przeniósł się do Sousuke. Mimo jego zapewnień nie miała pewności czy jest bezpieczny.
- Gdy zaczęliśmy walczyć był wschód słońca. Największy cień dawała Katedra... - Kącik jego ust uniósł się nieznacznie, praktycznie niezauważalnie. Obecnie cienie stały się mniejsze. Oboje stali w słońcu. - Shadow cofa nasz czas, ale nie otoczenia .... długo nie pociągnie. To tylko kwestia czasu zanim przestanie się wtrącać.
Wystarczyło mrugnięcie by Daemon zniknął białowłosej z oczu. Wyprostowała się, nerwowo rozgladajac wokół. Żaden cień się nie ruszał. Nic nie wydawało nawet najmniejszego dźwięku. Jakby została sama w przerażającym świecie.
- Kuro? Gdzie on jest!?
"Nie wiem..."
Głos w jej głowie trochę ją uspokoił. Miała pewność że brat ją obserwuje i czuwa nad jej pozornym bezpieczeństwem.
- Jest u Souske? Masz z nim kontakt?
"Nie ... Gdy jest w trakcie rytuału nie mogę wejść do jego głowy. A z tamtą kitsune nie nawiązałem więzi by to zrobić...."
- Jednym słowem przejebane... - Prychneła rzucając się w stronę leżących pod pomnikiem trupów. Jeśli Azazel miał zaraz wrócić, lepiej żeby zdąrzyła przybrać swoją demoniczną formę, tą bardziej pancerną.
***
Kiri siedziała otulona swoimi puszystymi ogonami w niewielkiej odległości od pentagramu. Jej uszy poruszały się jak dwa radary nasłuchując podejrzanych dźwięków. Nadal czujna wpatrywała się w Kolekcjonera starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Musiała przyznać że był przystojny .... I to bardzo. Zarysowana szczęka, wąskie oczy teraz zamknięte, sprawiające wrażenie chłodnego spojrzenia, białe włosy opadające na połowę twarzy.
Potrząsneła głowa odganiając niepotrzebne myśli. Miała pozostać czujna i skupiona tak jak on. W sumie zaczęła go trochę podziwiać. Początkowo zdenerwowany, teraz siedział jak kamienny posąg skupiony i nie reagujący na otaczający go świat. Dwa czarne kryształy już zdąrzyły zamienić się w pył, pozbawione swojej magii. Nigdy czegoś takiego nie widziała. Kryształy były praktycznie nie do skruszenia przez swoją mocną, splecioną z magią budowę. A te po prostu zmieniły się w pył.
Kiri poderwała się na równe nogi odskakaując jak najdalej od pentagramu i cieni sunących po ziemi. Powietrze stało się zimniejsze a atmosfera gęstsza, wręcz przytłaczająca. Upadła na schody ze strachem obserwując dalszy rozwój wydarzeń. Cienie przybrały stałą formę unosząc się wysoko nad głową Kolekcjonera. Nie trwało długo gdy cienie opadły. Miały przebić jego ciało jednak odbiły się od złotej bariery która pod wpływem ataku ujawniła swoją obecność. Cienie dalej nacierały stając się bardziej zawzięte wręcz agresywne. Uderzały raz za razem, szybko i mocno. Nic się nie zmieniło. Każdy atak był odbijany przez barierę. Nie pojawiła się na niej nawet rysa. Dopiero po czasie atak ustał i wszystko wróciło do normy. Jakby nic takiego się nie wydarzyło.
Kitsune dopiero teraz wypuściła powietrze zdając sobie sprawę że cały czas je wstrzymywała. W duchu dziękowała że postanowiła ułożyć charmy tak gęsto, w innym wypadku możliwe iż bariera by pękła.
***
Lau usiadła na nagrobku rozglądając się. Słońce powoli przesuwało się po szarym niebie. Nawet pomimo chmur dawało wystarczające światło by choć trochę osłabić cienie. Czuła się dobrze co mogło znaczyć tylko jedno, nawet jeśli ojciec przeniósł się do Sousuke, nie zdołał go zaatakować. Nie minęło dużo czasu. Powinien wrócić na pole walki ....
"Z tyłu!"
Głos Kuro w jej umyśle otrząsnął ją z chwilowego zamyślenia. Odskoczyła, szybko się odwracając. W tym momencie cienie uderzyły w nagrobek rozwalając go na małe kawałeczki. Z cienia wyłonił się Azazel w dłoni trzymając kosę.
- Całkiem sprytnie to sobie zaplanowaliście ... Ale to nie wystarczy. - Mężczyzna poprawił chwyt na kosie. Od niechcenia spojrzał na córkę. - Wystarczy pozbyć się najsłabszego ogniwa...
- Żebyś się kurwa nie zdziwił.... - prychła przyjmując pozycję do walki. Zupełnie nie przejmowała się jego słowami. Był pod kontrolą królowej więc bardzo możliwe że jego słowa, czyny czy myśli, również. Jeśli powiedział by tak jako on... ten prawdziwy, w tedy poczuła by się zraniona.
Skoczyli ku sobie. Oboje byli szybcy i wykonywali precyzyjne i pewne ruchy. Azazel wymachiwał kosą tnąc powietrze oraz nagrobki które się akurat nawineły. Lau z kolei zwinnie unikała ciosów. Pomimo pancerza z kości, wolała nie ryzykować blokowania ciosów. Wszelkie inne dźwięki zagłuszył chrzęst kości i zgrzyt metalu uderzających o siebie.
Z czasem Białowłosa zaczęła czuć nieprzyjemne skutki przemiany. Kości powoli zaczynały się zrastać z ciałem spowalniając jej ruchy. Działo się tak już kilka razy .... Nie liczyła ile dokładnie, bardziej skupiona na walce, jednak jej ruchy zwalniały by po chwili znowu stać się szybkie. Shadow cofał jej czas.... tylko ile jeszcze mógł tak wytrzymać?
Kości znowu boleśnie zrastały się z ciałem, mocniej niż wcześniej. Ledwo mogła wyprostować palce. Stawy zaczynały się blokować uniemożliwiając ruch. Kosa śmigneła w poziomie tuż przed jej twarzą. W ostatniej chwili udało jej się odsunąć. Na jej nosie powstała szrama z której powoli zaczęła płynąć czarna krew.
- Nareszcie koniec.... myślałem że będzie mieć o wiele mniej czasu w zanadrzu. - Zimny głos Azazela przerwał chwilową ciszę. Od początku planował grać na czas i żadne z nich tego nie zauważyło.
Jedno szybkie uderzenie, kosa przy szyji.... ciemność.
Lau podniosła się z ziemi przeciągając się, musiała szybko nastawić mięśnie i kości. Uciekła.... ale została bez swoich atrybutów jakimi były rogi i ogon. Atak przy pomocy tego drugiego już nie wchodził w grę.
- Czego mogłem się po tobie spodziewać? - Azazel jakby od niechcenia wyciągnął kosę z pokruszonego pancerza pod którym znajdował się jej porzucony szkielet. - Zawsze uciekasz ... pytanie ile możliwości ucieczki zostało?
Jego głos mroził krew w żyłach. Było w nim coś przerażającego oraz .... jakaś ukryta groźba. Był pewny siebie, zawsze taki był.
W jednej chwili kilka cieni w różnych miejscach Głównego Placu podniosło się do góry przybierają stałą formę. Wszystkie w tym samym czasie uderzyły w kilka miejsc jednocześnie, jedyne co było słychać to chrupot kości.
- Odpowiem Ci.... Nie została ci ani jedna. - Nekromantka zbladła. Cienie zniszczyły każdy specjalnie przygotowany szkielet który ukryła między trupami. Było ich sześć... zniszczył wszystkie. - Już nie uciekniesz.
"Lau!? Co tam się odpierdala!?"
Głos Kuro odbił się echem w jej głowie. Jednocześnie był blisko ale i daleko. Może to sprawka szoku ... albo strachu, jednak zaczęła mieć poważne wątpliwości co do tej walki. Obawiała się przegranej.
Wystarczyło jedno mrugnięcie, Azazel zniknął. Białowłosa nerwowo błądziła wzrokiem po otoczeniu. Odwróciła się, jednak tam też nic nie zauważyła.
"Za Tobą!"
Odwróciła się. W przypływie instynktu chciała zablokować broń. Wysunęła kości. Po całym placu jak i okolicy rozniosł się głośny krzyk pełen bólu. Lau odsuneła się, trzymając się za prawą dłoń. Czarna gęsta krew spływała między palcami kapiąc na bruk. Wzrok czarno złotych oczu utkwiony był w czterech palcach odciętych od reszty ciała. Leżały rozsypane na bruku skąpane w czarnej krwi. Nie zdąrzyły nawet pokryć się pancerzem.
Kolejny atak nadszedł bardzo szybko. Nekromantka jedynie zdąrzyła podnieść głowę by zobaczyć jak coś przed nią pęka a wokół roznosi się dźwięk tłuczonego szkła. Azazel był równie zszokowany co ona, jego oczy rozszerzyły się bardziej niż zazwyczaj.
"LAU!?"
- To nie Ja... - opuściła wzrok na kawałki potłuczonego szkła. Zobaczyła w nich swoje odbicie. Nie było to szkło a kawałki lustra. Mogła by przysiąc że przez moment widziała jak ktoś przemieszcza się między odłamkami. W tym samym momencie Azazel wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk puszczając kose która upadła z brzdekiem na bruk, złapał się za głowę. - Kuro ... - Zamilkła. Tylko jedna osoba władała taką mocą i już dawno nie żyła. Jednak jeśli to ona ... - Kuro wejdź do jego głowy.
"Co!? Po co!?"
- Nie dyskutuj.... - Ostrożnie cofneła się o kilka kroków. Lewą dłonią dalej mocno ściskając pozbawioną palców prawice. - Powiedz mi co w niej jest. Szybko ...
"Dobra ... chwila...."
Azazel trzymał się za głowę zaciskając powieki. Wyglądał jakby walczył z jakimś nie proszonym gościem, którym nie był jej brat.
"Lau nie wiem jak Ci to sensownie przekazać ale wygląda na to jakby były tam dwie osobowości. Coś w tym stylu. Znaczy .... kurwa! Ta do której się dostałem nie ma wspomnień... No jakby była pusta. Do drugiej nie jestem w stanie się dostać. Wydaje mi się że wszystkie wspomnienia znajdują się tam."
- Czyli mam rację... - uśmiechnęła się lekko. - Będę walczyć z pustą skorupą której został cel ...
"Co ty pierdolisz? Możesz wyjaśnić co się dzieje? Może widzę pole walki ale nic z tego nie rozumiem."
- Serafine, coś Ci to mówi? - Daemon się uspokoił, jakby przestał walczyć z tym czymś w głowie. - Pamiętasz jak walczyła mama? Umiała każdemu namieszać w głowie. Jako duch musiała stworzyć jakieś niewidzialne lustro, a on je rozbił. Tak dostała się do jego głowy...
"Oddzieliła prawdziwego Azazela posiadającego wspomnienia od tego wykonującego rozkazy. To znaczy że ten nie powinien pamiętać jak walczysz. Nie wie o niczym."
- Dokładnie tak... Azazel! - Deamon podniósł na nią wzrok czarno złotych oczu. Nie błyszczały, wyglądały wręcz na nie obecne. - Wiesz kim jestem?
Daemon milczał. Było to co najmniej niepokojące. Ale jedno było pewne, nie odpowiedział jej co znaczyło że nie wiedział kim była. Miała szansę to jeszcze wygrać.
Azazel schylił się po broń. Sprawiał wrażenie otempiałego. Jednak tak nie było... Gdy tylko złapał broń, znalazł się przy Lau robiąc zamach. Nekromantka szybko zrobiła unik choć było to raczej niezdarne przeskoczenie trupa leżącego za nią. Wrócili do punktu wyjścia, z tym że teraz to jej ojciec wykonywał ataki a ona starała się uniknąć każdego. Nie dawał jej czasu na wyciągnięcie kości. Nie miała też żadnej broni pod ręką. Nie była pewna ile tak ucieka. Wydawało by się że minęło dobre pół godziny. Czuła zmęczenie. Sousuke musiał już zużyć wszystkie czarne kamienie. Musiała to zakończyć i to jak najszybciej.
Robiąc kolejny unik, niespodziewanie natrafiła plecami na jeden z filarów, stojącego na środku placu posągu. Nim się obejrzała jej ciało przeszła fala bólu. Cienie wbiły się w nogi unieruchamiając ją. Wokół jej szyji zacisneła się cienista dłoń podnosząc ją nad ziemie, dociskając do filara. Odruchowo złapała rękę ojca chcąc się uwolnić, na próżno. Uścisk był żelazny a przez cieniste wypustki, tylko sama się zraniła. Ciało słabło powoli pozbawiane krwi i dostępu powietrza, miała mroczki przed oczami. Jak miała to wygrać? Nie miała jak....
- Myślisz że jestem szalona?
Azazel podniósł wzrok na córkę lekko unosząc brew. Po chwili wrócił do majstrowania cieniami w jej żyłach.
- Dlaczego mam tak uważać? - Spokojny głos rozniosł się po sali psychiatryka.
- Bo zmieniam swoją krew na.... to coś... nawet nie wiem czy da się z tym funkcjonować.
Daemon westchnął prostując się.
- Jesteś głupia bo wstrzyknełaś sobie substancje której nie testowałaś. - Zamilkł rzucając okiem na czarną maź wyciągniętą z zniszczonych żył. - Ale ma potencjał. Jeśli się ją udoskonali będziesz mogła zabijać na różne sposoby.
- Nawet kogoś kto nie ma fizycznej formy?
- Trucizna zabije każdego. Czy ma fizyczną, gazową czy płynną formę. Jeśli dostanie się do organizmu .... wygrałaś.
Lau prychneła pod nosem zaciskając lewa dłoń na nadgarstku ojca. Tylko tam miała jeszcze palce.
To uczucie przelatujacych przez głowę wspomnień tuż przed śmiercią, z jednej strony jest irytujące bo zdajesz sobie sprawę ile rzeczy mogło potoczyć się inaczej, a z drugiej .... przypominasz sobie o bardzo ważnych rzeczach. Została ostatnia deska ratunku, krew. Z tym że było zbyt zimno by jej użyć. Przez swój skład w który wchodziły metale ciężkie, pod wpływem zimna była bardzo gęsta. Nie mogła jej rozlać i zaatakować znienacka. Wyplucie jej w formie gazu również nie wchodziło w gre, nie potrafiła złapać powietrza. Musiała zaatakować od frontu ... jedna szansa. Jego ciało w większości składało się z cieni, ale miał też normalne części.... musiało się udać.
- Wiesz .... miałeś rację.... - Wzięła urywany oddech wyciągając w stronę ojca prawą rękę pozbawioną palców. Gdyby je miała bez problemu dotknęła by jego klatki piersiowej. - Wszyscy ... jesteśmy szaleni...
Zagryzła zęby gdy jej ciało przeszła kolejna fala bólu. Prawa ręka rozerwała się na drobne kawałki eksplodując czarną krwią. Pod wpływem eksplozji wbiła się w klatkę piersiową Azazela po czym zmieniał się w płynn, rozchodząc po organiźmie.
Daemon wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Puścił Lau która z impetem upadła na bruk. Złapał się za pierś jakby chciał się uwolnić lecz równie szybko zniknął wśród cieni.
Białowłosa tępo patrzyła w niebo z którego zaczęły spadać płatki śniegu. Obraz stawał się nie wyraźny. Miała wrażenie że coś zamigotało obok. Słyszała jakieś głosy. Dwie osoby ... albo tak się jej wydawało. Ktoś ją podniósł a później .... Słyszała bardzo wyraźnie, uderzenie zegara ... Tylko jedno.
Słowa: 4050
To był najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisalam x.x
Nie udało mi się to wstawić w Styczniu ale w końcu jest. Pisanie scen walki jest dla mnie naprawdę ciężkie ale mam nadzieję że was nie zawiodłam.
W tym miesiącu pojawi się kolejny rozdział który już się pisze. Myślę że będzie spokojniejszy chociaż kto wie ...
Dziękuję jeśli wytrwaliście do końca. Zostawcie po sobie jakiś znak, gwiazdkę lub komentarz :3
*Zdjęcie placu oraz jego opis pochodzi z gry Bloodborne którym się inspiruje w pisaniu ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro