Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. Psychiatryk

Spojrzałam przez ramię na Leiftana, nieznacznie obracając się w jego stronę. Zaciskał dłonie na skórzanym oparciu kanapy a stanowcze spojrzenie wbijał prosto we mnie.
- Jak to, nie zgadzasz się...? - Uniosłam nieznacznie brew. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Odparł stanowczo starając się ukryć swoje warknięcie, co niezbyt się udało. Był zły. - Sama powiedziałaś że o mały włos nie zginęłaś, a teraz chcesz iść do miejsca w którym na pewno On przebywa, tylko po księgę?
Sousuke odwrócił się by spojrzeć na Leiftana a później na mnie, kompletnie nie wiedział co spowodowało tak nagły wybuch mężczyzny. Kuro i Valkyon milczeli, pewnie już dawno zapomniałabym o ich obecności gdyby nie poruszyli się na swoich miejscach.
- Tak! - warknełam zaciskając dłonie w pięści. - I to nie jest, tylko księga! Spisane są w niej wszystkie pradawne rytuały nekromantów, nie ma nic bardziej cennego! Tylko dzięki jej pomocy przywrócę mu zdrowy rozsądek! - Czułam jak w moim gardle powstaje gula. - To źle że chce uratować własnego ojca!? W końcu po tylu latach mam go na wyciągnięcie ręki! - głos mi się łamał a ramiona zaczęły niekontrolowanie drżeć... Czułam jak moja psychika zaczyna podupadać.
- Nie pójdziesz tam sama ... - Aengel wyraźnie złagodniał a w jego spojrzeniu mogłam dojrzeć coś na kształt... troski. Nie przejełam się tym, byłam wściekła ale nie tylko na niego, cała ta chora sytuacja i mój ojciec ... to zbyt dużo.
- Pójdę! - warknełam wkurzona.
- Dość tego! - krzyknął Sousuke, wstając z kanapy. Jego oczy odrazu przybrały swój czarno złoty kolor. - Czy ktoś mi może wyjaśnić kim jesteś żeby tak zwracać się do mojej siostry!?
- No Lau, pochwal się. - wtrącił Kuro posyłając Leiftanowi pełne nienawiści spojrzenie oraz wredny uśmiech.
- Zamieniam się w słuch. - Brat wydał z siebie złowrogie warknięcie.
Zacisnełam mocniej pięści boleśnie wbijając pazury w skórę. Aengel wyprostował się krzyżując ręce na piersi. Wyglądał jakby cała ta sytuacja nie robiła na nim wrażenia, a złowrogi wzrok moich braci traktował jako uznanie go za równego im. Chociaż myślę że uznawali go za zagrożenie... dla mnie.
- Leiftan, to mój chłopak.... - rzuciłam przez zaciśnięte gardło.
- Zobacz czy Cię nie ma na górze. - Odpowiedział Sousuke nie spuszczając wzroku z Leiftana.
- Słucham!? - Zmrużyłam groźnie oczy nie wierząc w to co słyszę. Ile ja mam niby lat!? Pięć!? Gdy byłam dzieckiem takie teksty na mnie działały ale teraz!? Co on sobie myśli!? - Chyba sobie ze mnie żartujesz!
- Lau ... - warknął. - Po prostu idź na górę i przynieś z mojego pokoju wahadło.
Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk świadczący o moim zirytowaniu, jednak po chwili z niechęcią wyszłam z salonu by udać się do pokoju Sousuke.

Gdy białowłosa opuściła pomieszczenie Daemon po raz kolejny zmierzył Leiftana wzrokiem.
- Wiem że chcesz dobrze, ale tylko pogarszasz sprawę. Odpuść. - Powiedział troszkę spokojniej, krzyżując ręce na piersi. Po chwili z jego ust uciekło ciche westchnienie. - Inaczej zniszczysz jej psychikę.
- Ej! Chwila! - Kuro odepchnął się od oparcia fotela by podejść do mężczyzn, zatrzymał się przed bratem oskarżycielsko wskazując palcem na Aengela. - Czy ty właśnie udzielasz mu dobrej rady zamiast go potępić i wywalić na zbity pysk!?
- Kuro! - warknął mrużąc groźnie oczy. - Znasz Lau i sam wiesz że da sobie radę. Jednak nie chce żeby przez jego niewiedzę po raz kolejny wysiadła jej psychika i popadła w histerię  ... Nie muszę Ci chyba przypominać co stało się ostatnim razem?
Smok opuścił dłoń wyraźnie zmartwiony. Od początku nie polubił Aengela ale niestety w tym momencie musiał się zgodzić z Sousuke, dobro ich siostry było ważniejsze niż jego niechęć do mężczyzny.
- Martwię sie o nią i nie chce by narażała swoje życie. Niby w jaki sposób moje zachowanie jej szkodzi? - Wtrącił Leiftan. Zupełnie nie rozumiał o co chodzi, jaka histeria, co się stało ostatnim razem? Przez jego głowę przewijało się mnóstwo myśli i wydarzeń które starał się połączyć w jakąś spójną całość. Jednak cały czas czegoś mu brakowało i chyba o tej brakującej części wiedziała tylko ich trójka.
- Lau zawsze była bardzo zrzyta z ojcem. Była jego oczkiem w głowie. - Daemon niekontrolowanie prychnął, przypominając sobie wydarzenia gdy jeszcze wszystko było "normalne" - Nawet ja, mimo że jestem pierworodny, nigdy nie dostałem od ojca tyle co ona.
- Co to ma do rzeczy? - Nieznacznie ponaglił Aengel co spotkało się z niezadowolonym warknięciem białowłosego.
- To że w Yarnam występują dwa schorzenia. - wtrącił Smok przez zaciśnięte zęby. - Są nimi właśnie szaleństwo i histeria. Gdy zawładnie nad Tobą szaleństwo, po części tracisz zdrowy rozsądek i robisz wszystko by zabić jak najwięcej osób ... jednak podczas histeri...
- ... Robisz krzywdę samemu sobie. - Dokończył Daemon. - Jako że Lau była i myślę że nadal jest, najważniejsza dla naszego ojca, podzielił się z nią swoim terenem "Miastem" Nieumarłych. Głównym punktem tego miejsca jest szpital psychiatryczny, a chcąc nie chcąc właśnie tam Lau spędzała większość swojego czasu.
Zamilkł, a cisza panowała przez dobre kilka minut puki nie przerwała jej osoba dotychczas siedząca najciszej.
- Wybaczcie że się wtrące, ale nadal czegoś nie rozumiem. - Valkyon złączył ze sobą dłonie opierając się przedramionami na kolanach. Podniósł głowę uważnie wpatrując się w Władców Pogorzelisk. - Cały czas podajesz nic nie znaczące informacje. Próbujesz uśpić naszą czujność co świadczy o tym że chcesz coś przed nami ukryć ale mówisz tak ogólnie że i tak nie jesteśmy w stanie nic z tego zrozumieć. Rozumiem obawy Leiftana ale skoro tak jak on, chcecie ją chronić, powinniście powiedzieć wprost o co chodzi.
- Nie, nie musimy. - warknął Sousuke. - Im mniej wiecie tym lepiej dla was...
Kuro cicho parsknął pod nosem, wracając do fotela na którym usiadł przerzucając nogi przez podłokietnik.
- Wystarczy że będziecie wiedzieć iż  Psychiatryk jest epicentrum szaleństwa jak i histeri. Przebywając tam Lau nauczyła się w dużym stopniu tolerować te "schorzenia" jednak nadal jest na nie podatna, więc gdy zdarzy się jej napad ... - Kuro zamilkł szukając odpowiednich słów
- Jest gorszy niż u normalnego mieszkańca. - Dodał Daemon wbijając znaczące spojrzenie w Leiftana. Chcąc dać mu do zrozumienia jak poważna jest sytuacja.

Zamknęłam za sobą drzwi prowadzące do pokoju Sousuke po czym otworzyłam prawą dłoń spoglądając na przezroczysty błękitny klejnot zaczepiony na długim srebrnym łańcuszku. No naprawdę, nawet ja nie wpadła bym na pomysł schowania tak małego wachadełka w jednej z puszystych poduszek. Jakby nie dało się powiesić tego na lampie z magicznych kryształów albo chociaż schować do szuflady, nie koniecznie w nocnym stoliku. Zamknęłam dłoń kierując swoje kroki w kierunku schodów a później na parter. Mam nadzieję że moi bracia jeszcze nie zamordowali Leiftana. Potrząsnełam głową odganiając od siebie ponure myśli. W końcu się trochę uspokoiłam więc lepiej bym się nie denerwowała.
- ... Akurat w tej sytuacji to ja powinienem się najbardziej bać. - Zatrzymałam się słysząc głos Sousuke. Ostrożnie i cicho podeszłam do drzwi by wyjrzeć zza framugi do wnętrza pomieszczenia. - Jeśli Lau umrze ... to samo stanie się ze mną. Działa to także w drugą stronę... Jeśli ja umrę, ona też.
- Nie rozumiem ... - Leiftan wyglądał na wyraźnie skołowanego.
- "Jedno nie może żyć bez drugiego" - spojrzenie zebranych skupiło się na mnie. Oparłam się o framugę skupiając wzrok na bracie. - Oboje umarliśmy więc teraz dzielimy jedno życie. Jeśli któreś z nas zginie, oboje umrzemy ... na dobre, nie ważne jak daleko od siebie jesteśmy. Pozatym faktem jesteśmy nieśmiertelni.
Zapadła niezreczna cisza. Możliwe że nie musiałam tego mówić ale co miałam do stracenia, i tak by się dowiedzieli. Podeszłam do brata podając mu wahadło.
- Zrób co masz zrobić i już mnie nie ma ...
Sousuke zabrał odemnie przedmiot drugą dłonią łapiąc coś w powietrzu po czym przyłożył ją do kryształu, który rozbłysnął turkusowym blaskiem.
- Wystarczy że pomyślisz o tym co chcesz znaleźć A wahadło pokaże Ci gdzie masz iść. - zabrałam od niego przedmiot chowając go do kieszeni płaszcza.
- Lau! - Przeniosłam wzrok na Kuro. W tym samym momencie rzucił we mnie małym przedmiotem który odrazu złapałam. Przedmiotem okazał się kryształ o czarno fioletowej barwie. - Mniejszego nie potrafię zrobić.
- Kiedy ty ... !? - Daemon spojrzał na klejnot a później na smoka.
- Byliście tak pochłonięci rozmową że nawet nie zauważyliście. - wzruszył ramionami. - A zajęło mi to tylko pięć minut.
Przewróciłam oczami. Jeszcze chwila a oni znowu zaczną się kłócić by później przejść do walki. Nie czekając wsadziłam kamień do ust by przymocować go, swoją własną tkanką do lewego policzka. Na szczęście lewą część twarzy przykrywa grzywka więc nawet jeśli coś, nie bedzie go widać. Odwróciłam się na pięcie lecz przed wykonaniem kroku powstrzymał mnie mocny chwyt w nadgarstku.
- Nie puszczę Cię samej, idę z Tobą.
- Nie ma mowy! - warknełam wbijając wzrok w ukochanego. - Myślisz że dlaczego zaczęłam poprawiać szwy Sousuek? Po to by mi nie przeszkodził. - Brat przywrócił oczami, widział to od początku ale najwidoczniej nie chciał się ze mną kłócić. - Jeśli pójdziesz ze mną, nie będę w stanie Cię obronić. Nie znasz naszego ojca i nie wiesz co potrafi. - jego uścisk zelżał co wykorzystałam by wyrwać dłoń.
- Lau ...! - Krzyknął nie ukrywając swojej złości ... Jednak jego oczy zdradzały pewne obawy oraz strach.
- Nie! - warknełam, z wielkim bólem odwracając się by wybiec z domu.

"Miasto" Nieumarłych znajdowało się niedaleko Rewiru Katedralnego w dużej dolinie. Trzy tereny Władców znajdujące się tak blisko siebie to ogromna rzadkość,  nawet jeśli Władcy są rodzeństwem. To był jeden z powodów przez który mieszkańcy Yarnam zaczęli nazywać nasze tereny "Strefą śmierci". Podobno ma ona swoje odzwierciedlenie na Ziemi, z  tego co czytałem w jednej z ksiąg, tam  nazywa się to "Trójkąt Bermudzki". Czemu akurat tak? Nie mam bladego pojęcia.
Szybko zbiegałam po schodach opuszczając Górny Rewir Katedralny. Nie minęło dużo czasu a znalazłam się na terenie "Miasta" Nieumarłych. Z powodu swojego położenia w dolinie, powietrze było tu o wiele gęstsze a odur śmierci i rozkładu jeszcze bardziej intensywny. Czy to miejsce różniło się od reszty Yarnam? I tak i nie. Z wyglądu przypominało Rewir Katedralny, kamienne wysokie budynki pokryte zaschnietymi ciałami, ulice pełne trupów i tak dalej, i tak dalej. Jednak tutaj nie mieszkał żaden "normalny" feary. Większość mieszkańców postradała rozum lub zmieniła się w potwory, których w tym miejscu było mnóstwo.
Kroczyłam ulicami przechodząc między trupami na których widniały ślady po krwawej rosie. To kolejne zjawisko spotykane tylko w "Mieście" Nieumarłych, powietrze jest tutaj tak mocno nasycone krwią że osadza się w formie krwistej rosy. 
Usłyszałam obok siebie głośny warkot, z bocznej uliczki wyszło coś przypominającego zmutowanego wilkołaka. Był większy niż ja, całe jego futro było lepkie od świeżej krwi a z pyska wypływała biało czerwona piana. Zafuczałam przez co wilkołak cofnął się o krok.
- Tylko spróbuj a nie żyjesz. - warknełam idąc dalej. Stwór jak na komendę przyległ do ziemi dając znak swojej uległości.
Po jakimś czasie dotarłam do centrum ogrodzomego metalowym płotem z wyrwaną częścią bramy. Bez zastanowienia weszłam na teren psychiatryka idąc ścieżką w kierunku ogromnego budynku. Nim się obejrzałam pokonałam stopnie zatrzymując się przed ogromnymi podwójnymi drzwiami. Obok nich w ścianie został wyryty napis w języku Daemonów.

"Staliśmy się ludźmi (dzięki krwi)
Przewyższymy człowieczeństwo (dzięki krwi)
Stracimy nasze człowieczeństwo (dzięki krwi)"

Pchnełam drzwi które ustapiły z głośnym skrzypnięciem, które równie dobrze mogło obudzić zmarłego. Wnętrze psychiatryka była takie jak je zapamiętałam, nic się nie zmieniło. Podłoga jak i schody zalane krwią, ściany pełne śladów po próbujących się ratować mieszkańcach, walajace się części ciał czy też całe ciała i szkielety, kilku samobójców zwisajacych z balustrad schodów na prowizorycznych linach z pościeli i wiele, wiele więcej. Zamknęłam drzwi wchodząc w głąb korytarza gdy nagle usłyszałam dziwny dźwięk. Brzmiał jak uderzenie czymś metalowym o posadzkę. Nagle z jednego z pomieszczeń wyskoczył stwór w zakrwawionej szmacie w dłoniach trzymający stojak z kroplówek. Wyglądał by jak zwykły feary gdyby nie jego głowa, przypomniała napompowany worek który co jakiś czas poruszał się w innym miejscu. Stwór skupił swoją uwagę na mnie by po chwili rzucić się ze stojakiem. Nie zrobiłam najmniejszego ruchu, jedynie gdy znalazł się wystarczająco blisko uderzałam ostrą końcówką ogona w jego głowę, która w kontakcie z ostrym przedmiotem pękłą jak balon uwalniając zgromadzony w niej płyn mozgowo-rdzeniowy. Odsunełam się by nie oberwać stojakiem jak i bezwładnym ciałem. Rozejrzałam się zauważając że schody, korytarze jak i wejścia do pokoi wypełniły się potworami które z zainteresowaniem przyglądały się sytuacji.
- Ktoś jeszcze chce walczyć!? - Warknełam rozkładając ręce. - Czy po tak długim czasie zapomnieliście kto tu rządzi!?
Przez zebranych przeszedł szmer głosów, jednak żaden nie odważył się wyjść przed szereg.
- Widzę że macie jakieś resztki rozumu... - mruknełam wyciągając wahadło z kieszeni płaszcza. - Na co czekacie!? Wracać do swoich klitek!
Potwory wycofały się A po chwili korytarz opustoszał. Spojrzałam na wahadło myśląc o księdze którą chce znaleźć, jednak nic się nie działo. Wcześniejszy blask po prostu zniknął jakby w przedmiocie nie było żadnego ducha.
- Kurwa ... - fukłam chowając wahadło do kieszeni. Skoro nie mogę liczyć na pomoc, znajdę to sama.
Ruszyłam w kierunku schodów by po chwili się zatrzymać. Powinnam iść do pracowni i najpierw się poskładać? Mam tyle czasu? Potrząsnełam głową odganiając ten pomysł. Azazel może tu wrócić w każdej chwili, nie mam na to czasu. Ruszyłam biegiem po schodach. Pod każdym kolejnym krokiem krew chlapała na boki A moje buty jak i dół spodni oraz płaszcza pokryły się świeżą krwią. Po chwili znalazłam się na drugim piętrze A pierwszą rzeczą jaką mnie powitała był ogromny napis z krwi na ścianie "Wszyscy jesteśmy szaleni".
Ruszyłam biegiem wzdłuż korytarza po drodze mijając trupy, puste sale oraz kilka potworów które na mój widok schowały się do jednego z pomieszczeń. Skręciłam w inny korytarz by zatrzymać się przed ciemnymi drzwiami które strasznie odznaczały się w wystroju psychiatryka.
Pchnełam je wchodząc do środka. Pomieszczenie było nieduże. Na wprost znajdowało się łóżko a po jego bokach ciemne stoliki nocne na których stały lampki z magicznych kryształów osadzonych w czaszkach. Po prawej stało ciemne biurko z krzesłem oraz szafka z różnymi papierami. Po lewej natomiast znajdowała się szafa oraz póki z książkami A tuż obok mnie przy drzwiach stała komoda. Od niechcenia podeszłam bliżej przyglądając się stojącym na niej zdjęcią. Jedno z nich było zrobione gdy razem z bratem byliśmy jeszcze dziećmi. Oboje staliśmy do siebie tyłem jakbyśmy się pokłócili, a nasze ramiona trzymała pochylona Serafine gdy obok niej stał Azazel. Przeniosłam wzrok na drugie zdjęcie biorąc je do ręki. Można było powiedzieć że te było bardziej prywatne. Przedstawiało moich rodziców, Azazel obejmował Serafine od tyłu A ona składała całusa na jego policzku. Po minie ojca mogłam stwierdzić że nie był zadowolony, jednak nie jestem pewna dlaczego, czy było to spowodowane pocałunkiem czy bardziej zrobieniem zdjęcia w takim momencie. Mimowolnie się uśmiechnełam odkładając zdjęcie na swoje miejsce.
Podeszłam do odpowiedniej półki z książkami przejeżdżając palcem po ich grzbietach. Jeśli dobrze pamiętam powinna tu gdzieś być...
- Tego szukasz? - Moje ciało ogarnął niekontrolowany paraliż gdy usłyszałam głos ojca a pomieszczenie wypełniło się mroczną mocą. Powoli odwróciłam głowę w jego kierunku. Stał oparty o drzwi a jeden z cieni obok niego, trzymał grubą księgę.
- Taaa.... - opuściłam dłoń by odwrócić się do niego przodem. - Nie mogę liczyć na to byś mi ją oddał, co?
Azazel zaprzeczył kiwając od niechcenia głową. Nim się obejrzałam znalazł się przy mnie a w powietrzu świsneło ostrze kosy. Z trudem odskoczyłam jednak nie udało mi się unikać ciosu. Moje usta zostały rozerwane a czarna krew zalała brodę by po chwili spływać na biust i podłogę. Drgnełam słysząc dźwięk upadku bardzo małego przedmiotu. Szybko zlokalizowałam jego źródło by dostrzec mały czarno fioletowy kamień. Jak!? Dotknęłam rozerwanego policzka w którym powinien znajdować się kamień... nie było go. Skąd on ...!?
- Jesteś strasznie przewidywalna. - Azazel uśmiechnął się mrocznie.
Nim zdarzyłam zareagować kosa wbiła się od dołu w mój brzuch przecinając wnętrzności. Zawisłam w powietrzu nie mogąc nic zrobić. Narządy wysiadały a czarna krew nad którą straciłam kontrolę  wyplywała litrami na ziemię niszcząc wszystko co znalazło się na jej drodze... włącznie ze mną.

Wskazówka na tarczy zegara drgneła, jednak nie wykonała kolejnego ruchu. Czas się zatrzymał. Kolejne drgnięcie, a wskazówka poruszyła się z głośnym tyknięciem, cofając się o kilkanaście minut. Ostatniemu tyknięciu towarzyszył głośny zgrzyt trybów Astralnej Wieży Zegarowej.
- Oto ... druga szansa. - Daemon uśmiechnął się nieznacznie, obserwując budynek psychiatryka znajdujący się w dolinie, przez ogromne witrażowe okno które było częścią tarczy zegara.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś. - Westchnął mężczyzna o jasno różowych włosach po czym wygodniej usadowił się na kanapie, biorąc do ręki swojego drinka. Poza ich dwójką nie było tu nikogo. - Co jeśli Azazel zauważy że cofnołeś czas?
- Nie bój się, nie zauważy. - Shadow przyłożył dłoń do ust tłumiąc kaszel. - Całe Yarnam cofneło się o kilkanaście minut, nikt nie jest tego świadomy. - Odwrócił się do swojego rozmówcy posyłając mu psychiczny uśmiech. - Nawet królowa nie zauważy tak małej ingerencji w czas, a przecież nie mogłem pozwolić by coś się stało mojej ukochanej.
Różowowłosy westchnął biorący łyk drinka po czym odłożył szklankę na stół.
- Oby twoja ukochana wykorzystała dobrze ten czas.
- O to się nie martw. - Daemon spojrzał przez ramię na widoczny w oddali psychiatryk. - Ona już wie, jak go wykorzysta.


2734 słów
W końcu napisalam! Te dialogi mnie kiedyś wykańczą....
No cóż myślę że się wam spodoba, choć nie ukrywam akcja w psychiatryku była pisana na szybko i muszę jeszcze poprawić parę błędów.
No i na pewno bo komentarzach (wiecie kogo mam na mysli) ucieszycie się z małego wystąpienia Shadowa. Xd

Czekam na wasze komentarze i opinie :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro