43. Nieszczęścia chodzą parami cz.2
Zacisnełam pięści wymierzając lewego sierpowego prosto w twarz Shadowa. Uderzenie jednak nie nastąpiło. Zachwiałam się gdy cała siła jaką włożyłam w cios nie spotkała się z celem. Daemon po prostu zniknął. Skubany zatrzymał czas a później się ulotnił ponownie go wznawiając ... typowe. Jeszcze to pożegnanie... Kurwa już mnie rwie! Mało mam na głowie, jeszcze mam się fatygować na jego teren do Astralnej Wieży Zegarowej! Niedoczekanie...
- Lau... - poczułam dłoń Kuro na ramieniu. - Dlaczego bijesz powietrze?
Wyprostowałam się poprawiając kaptur którym zsunął mi się z głowy. W tym czasie dołączyli do nas pozostali.
- Władcy już o nas wiedzą, zegarek tu był... - odpowiedziałam starając się uspokoić buzującą we mnie złość .
- Czego chciał? - Brat spiął się mimowolnie obrzucając otaczający nas teren spojrzeniem.
- Niczego ... widocznie po prostu przyszedł sie przywitać. - Odpowiedziałam unikając tematu. Może później mu powiem ale na pewno nie przy Erice i Valkyonie, dlaczego oni mają wiedzieć? - Lepiej się śpieszmy, daleko jeszcze?
- Prawie jesteśmy. - Kuro wyprzedził mnie wskakując na schody prowadzące w boczną uliczkę.
Po raz kolejny ruszyliśmy za nim. Starałam się skupić na ogonie brata, który raz po raz uderzał w stopnie schodów bądź truchła leżące na ulicy. Chciałam przestać myśleć... Rozproszyć swoją uwagę i niczym się nie martwić ale ... no właśnie ale, zżerała mnie ciekawość. Dlaczego Shadow zdradził moje sekrety jakiemuś robakowi? Po co? Jaki w tym cel? Dlaczego Władca Pogorzelisk zniżył się do takiego zagrania? Przecież gdyby tylko chciał, miałby nade mną przewagę... niby ma, bo potrafi zatrzymać czas, nie na długo ale wystarczająco by mierzyć się ze mną w otwartej walce.
- Lau, słuchasz mnie? - zatrzymałam się podnosząc wzrok na Leiftana. Trzymał dłoń na moim ramieniu zatrzymując się obok.
- Przepraszam ... zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Zauważyłem. - Spojrzał w kierunku pozostałych. Zostaliśmy z tyłu. - Pytałem kim jest ten "zegarek" o którym mówiliście. - Zabrał dłoń z mojego ramienia w momencie gdy Kuro odwrócił się spoglądając na nas.
Leiftan ruszył dalej uważnie obserwując mojego brata. Chyba coś mi umknęło... czemu atmosfera między nimi zrobiła się taka .... dziwna? Szybko dogoniłam mężczyznę zruwnując z nim krok.
- To Shadow. Daemon zajmujący czwarte miejsce w rankingu. - powiedziałam na tyle głośno by reszta towarzystwa mnie usłyszała, a już tym bardziej Kuro. Jeśli atmosfera między nimi jest aż tak napięta, lepiej by mój brat nie wyobrażał sobie nie wiadomo czego. Tak będzie lepiej i dla mnie i dla Leiftana. - Mieszka w Astralnej Wieży Zegarowej która znajduje się w centrum Darkroot, które jest jego terenem. Jeśli spojrzycie w lewo między tymi domami. - wskazałam na przestrąnną uliczkę. - w oddali zobaczycie iglice Wieży Zegarowej. Jak można się domyślić, Shadow ma władzę nad czasem, co jest dość kłopotliwe. To chyba tyle ...
- Zapomniałaś wspomnieć że ma obsesję na twoim punkcie. - Wtrącił Kuro, idąc dalej jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Kurwa Kuro! Wiem że jesteś moim bratem i kocham Cię jak brata ale teraz to odetne ci język i zaszyje usta żebyś już więcej nie mógł palnąć żadnej głupoty!
Mimowolnie zacisnełam dłonie w pięści czując jak krew odpływa mi z twarzy pozostawiając ją bladą. Mogła bym przysiąc że właśnie w tym momencie wzrok mojego ukochanego wypalał dziurę w moim ciele. Nawet nie miałam odwagi by odwrócić głowę i na niego spojrzeć. Za to miałam Kuro w zasięgu wzroku który wesoło machał ogonem na wszystkie strony. Skubany powiedział to z premedytacją! Czekaj aż wrócimy do domu... Już ja sobie z Tobą porozmawiam!
- Obsesję? Chyba nie rozumiem... - Erica spojrzała przez ramię na mnie, jednocześnie łapiąc dłoń Valkyona.
Chciałam otworzyć usta i uciąć temat jednak Kuro mi na to nie pozwolił samemu go zaczynając.
- Każdy z Władców Pogorzelisk jest ogarnięty szaleństwem. A ta obsesja to właśnie jego szaleństwo, a mówiąc obsesja mam na myśli chorobliwą miłość. - Zatrzymał się przed bramą z napisem "Dolny Rewir Katedralny" i pociągnął za dźwignie utkwioną w murze po lewej stronie. Brama otwarła się z głośnym skrzypnięciem. - Akurat szaleństwa dotyczące drugiej osoby są rzadkością więc nie mogę powiedzieć wam nic więcej.
Wzruszył ramionami ruszając dalej i praktycznie odrazu skrecając w lewo. Teraz dla odmiany szliśmy schodami w dół.
- To nadal ....dziwne. Bo skoro mówisz że obsesyjnie kocha Lau ... to znaczy że...? - Erica po raz kolejny spojrzała na mnie przez ramie.
- Nic nie znaczy. - wtrąciłam się warcząc. Starczy tej głupiej gadaniny i tak mam już przewalone u Leiftana. - Nie mam pojęcia co chodzi mu po głowie i lepiej niech tak zostanie. - Skłamałam ucinając temat.
- Ale jeśli on Cię kocha ...
- Jesteśmy! - Smok przerwał wypowiedź ziemianki zatrzymując się przy drzwiach jednego z domów w ciasnej uliczce.
Budynek zrobiony był ze zniszczonych i pokrytych miejscami mchem, kamieni. W oknach znajdowały się powyginane kraty, a gdzieniegdzie leżały stare trupy już przyrośnięte do murów. Kuro zastukał trzy razy w drzwi po czym zrobił przerwę i stuknął jeszcze jeden raz a na koniec uderzył w pręt przy oknie. Nic się nie stało. Gdyby to nie był mój brat pewnie stwierdziła bym że robi sobie ze mnie żarty, jednak drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. Z mieszkania niepewnie wyszedł mały chłopczyk. Miał, jak na swój wiek, długi ogon pokryty bordowymi łuskami, krótkie czarne pazury i dwie pary małych rogów w kolorze kości, wystających z burzy czarnych włosów. Jego jasną skórę miejscami również pokrywały bordowe łuski, szczególnie przy dłoniach i oczach. Pozatym był ubrany w ciemną koszulkę i spodnie poplamione krwią, tak jak jego bose stopy. Na widok Kuro chłopczyk odrazu się uśmiechnął by po chwili skoczyć do niego i wtulić się w jego nogę.
- Kuro czy to jest...? - patrzyłam z niedowierzaniem na małego smoka. Czy to możliwe żeby mój brat dorobił się dziecka!? Niby pieprzy wszystko co się rusza ale żeby aż tak!?
- Nie! No weź! - szybko zaprzeczył jakby czytał mi w myślach. - Znalazłem go jakieś cztery miesiące temu. Stwierdziłem że go przygarne i pomogę. - Uśmiechnął się czochrając włosy małego smoka. - Ostatnio strasznie dziwnie się zachowuje a wiesz że ja w przeciwieństwie do Ciebie nie znam się na medycynie i innych duperelach, dlatego chciałem byś go zobaczyła.
- Jaki on słodki! - Erica prawie krzyknęła na widok malucha. Zrobiła krok w jego stronę lecz on schował się ze strachu za Kuro. Ziemianka zmieszana cofneła się.
- Nie bój się, oni nie zrobią ci krzywdy. - Brat delikatnie wypchnął małego smoka przed siebie po czym podał mu miskę z resztą jedzenia które niósł aż od Yahar'gul. Co prawda było już zimne ale maluch widząc je odrazu zaczął wcinać. No cóż na oko nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat. - Moja siostra Cię zbada i będziesz mógł znowu wrócić do swojego azylu.
Podeszłam do malucha zmniejszając się do jego poziomu poprzez klęknięcie na przeciwko niego w kałuży starej krwi i chuj wie czego, mało istotne. Przekreciłam głowę w lewo tak by grzywka opadła bardziej na bok odsłaniając moje drugie oko. Przeglądałam mu się dłuższą chwilę gdy jadł, nic dziwnego nie zauważyłam. Nie miał żadnych niekontrolowanych ruchów czy też, jak ja to nazywam "blokad", mogących świadczyć o trwałym uszkodzeniu kości bądź stawu. Nadal obserwując małego smoka i czekając aż zje swój posiłek przysłuchiwałam się toczonej nademną rozmowie.
- Myślałem że nikt w Yarnam nie przejmuje się losem drugiej osoby. Dlaczego więc przygarnołeś tego małego smoka? To z powodu rasy czy czegoś innego? - Głos Leiftana był spokojny jak zawsze, typowy aktor, jednak zdradzał nutę zaciekawienia. Sama byłam ciekawa czemu mój brat go przygarnął. No dobra ... mogłam się domyśleć, ale co innego snuć własne przypuszczenia a co innego usłyszeć prawdę.
- I tak i nie. - Kuro westchnął, po raz kolejny mierzwiąc włosy chłopczyka. - Głównym powodem są moje przeżycia, w końcu byłem w tej samej sytuacji co on, porzucony na pewną śmierć. To że jest smokiem to drugi powód. Gdybym go nie zabrał na swój teren, to pewnie został by uwieziony w jakimś lochu albo klatce.
- Jak to uwieziony? - wtrąciła się Erica. - To prawda że nie do końca rozumiem wasze postępowanie w tym miejscu ale uważam że to nie humanitarne. Jak można zabrać kogoś z ulicy i zamknąć... w lochu? - Nie patrzyłam na nią ale dokładnie słyszałam jak głos ziemianki się łamał. Jeśli sie nie mylę Valkyon zbliżył się do niej i objął. Leiftan natomiast dalej stał w tym samym miejscu.
- Oj, jeszcze dużo rzeczy nie wiesz dziewczynko, ale wyjaśnię Ci tę jedną. - Smok zaśmiał się - Pewnie dobrze wiesz że smocze łuski czy też łzy są potrzebne do otwarcia portali prowadzących do Twojego święta, są też używane w bardzo skomplikowanych zaklęciach czy też rytuałach. U was nie ma smoków ale w Yarnam za przeproszeniem nikt się nie pierdoli, dorosłe smoki zostają odrazu zabite a młode takie jak ten tutaj, złapane i wsadzone do lochu by dorosły. W takich warunkach nie ma jak stać się silniejszym, twoja psychika podupada tak jak zdrowie. Gdy taki smok dorośnie zostaje zabity.
- Wszystko sprowadza się do jednego, pozyskania składników. - Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu odezwał się Szef Obsydianu. Nie rozumiem jak można być aż tak cichym.
- Dokładnie tak. Na szczęście zajmują się tym osoby słabsze od Władców tak więc ani ja ani inne smoki mieszkające na tym terenie nie muszą się o nic bać.
- To smoków jest więcej!? - Erica krzykneła nade mną przez co musiałam zatkać prawe ucho dłonią. Chłopczyk tylko się zaśmiał odkładając pustą miseczkę na próg domu.
Przestałam słuchać tej fascynującej rozmowy o smokach i skupiłam się na maluchu stojącym przedmeną. Wyciągnęłam rękę w jego stronę na co on drgnął przestraszony.
- Nie bój się, tylko Cię zbadam. - szepnełam najłagodniej jak potrafiłam, a trzeba przyznać że w moim wykonaniu jest to wyczyn.
- A ... będzie boleć? - chłopczyk spojrzał na mnie z nieukrywanym strachem i obawą. Był taki niewinny.
- Nie ... - dalej się wahał. - Obiecuje.
Smok spojrzał najpierw na Kuro a później na mnie z ociągniem skinając głową. Wyciągłam ku niemu dłoń, tym razem nie cofnął się. Złapałam jego rękę dotykając ją miejscami. Poza tym że był szczupły nie zauważyłam nic niepokojącego. Delikatnie nacisłam na jego brzuch który odrazu wgiął się do środka, żadnych ciał obcych. Przysunełam się bliżej by sprawdzić ogon. Kilka razy obruciłam go w rękach ale także nie mogłam się dopatrzeć żadnych zmian.
- I co? - z rozmyślań wyrwał mnie zniecierpliwiony głos brata.
- Pozatym że powinien więcej jeść, nie znalazłam nic niepokojącego. - wzruszyłam ramionami. - Myślałam że będę musiała go składać albo coś ...
- Umiesz składać ciała? - chłopczyk patrzył na mnie wielkimi oczami lecz nie było dane mi odpowiedzieć gdyż szybko uciekł do domu zrzucając po drodze miskę ze stopnia. Po chwili wrócił niosąc w swoich małych rączkach trupa prawie tak dużego jak on. - Naprawisz go? Prooooosze. - Ostatnie słowo wypowiedział przeciągając litery.
Kuro jak i reszta towarzystwa stali w milczeniu zbyt zszokowani żeby jakoś zareagować, a ja ... wybuchłam śmiechem. Ta sytuacja była tak komiczna że po prostu nie wytrzymałam, gdybym nie klęczała to pewnie padła bym na ziemię. Nie ukrywam nie lubię dzieci a wręcz uważam je za jebane pasożyty ale ten mały smok po prostu mnie rozbroił.
- Bardzo proszę! Mój przyjaciel go zepsuł i teraz nie mamy się z kim bawić.
- Zgoda, ale daemony nigdy nic nie robią za darmo. Ja go poskładam a ty powiesz mi jak się nazywasz, dobrze ? - wyciagnełam do niego dłoń którą bez wahania uścisnął upuszczając przy tym ciało.
- Zgoda! - wykrzyknął uradowany. - Nazywam się Ray.
- To skrót? - wzięłam ciało w ręce na co Erica ... albo Valkyon, ciężko stwierdzić, wydała bliżej nieokreślony dźwięk obrzydzenia. No, zwłoki nie pachniały różami ale jestem już do tego przyzwyczajona.
- Nie, tak po prostu mam. - usiadł na przeciwko mnie uważnie obserwując każdy mój ruch.
Ciało chyba należało do dorosłego Ciralaka, choć musiał nie żyć bardzo długo skoro już zaczynały zżerać go larwy. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie zimny dreszcz gdy wyczułam wijące się pod skórą robale. To chyba najgorsza rzecz jaką można znaleźć w zwłokach... obrzydliwe. Wzięłam luźno leżącą głowę chowańca przystawiajac do miejsca w którym kiedyś była szyja a obecnie znajdowała się dziura. Tak by nikt nie zauważył rozciełam paznokcien lewy nadgarstek uwalniając tym samym czarną krew. Ciecz przez moment płynęła aż w pewnym momencie się zatrzymała stając się bardzo plastyczna. W kilku ruchach przyszyłam za pomocą krwi, głowę chowańca do reszty ciała, to samo zrobiłam z kolejną głowa jednak trzeciej nie było.
- Będziecie musieli zmienić zabawkę, za jakiś czas nic z niej nie zostanie. - Powiedziałam oddając trupa chłopczykowi. Jak dobrze nie czuć tych obrzydliwych larw pod palcami. Fuj!
- Raymond nie będzie zadowolony. - młody smok westchnął smutno biorąc odemnie ciało by przytulić je do siebie jak maskotkę. - Zawsze się z nim bawił, to jego ulubioną zabawka.
- Raymond? A to nie jest twoje pełne imię? - Zmrużyłam oczy uważnie słuchając pytania. Leiftan miał rację, to powinno być jego pełne imię.
- Nie proszę Pana.... ja jestem Ray A Raymond to mój przyjaciel. - Uśmiechnął się niewinnie. - Tylko nie wiem kiedy przyjdzie ... zawsze pojawia się znienacka.
- Mogę coś zobaczyć? - Przerwałam chłopcu przesuwając się nieznacznie. - Nie będzie boleć.
- Dobrze. - odpowiedział mocniej sciskając "przytulankę" przez co na jej brzuchu powstała mała dziura przez którą wypadło kilka larw.
Odgarnełam grzywkę na bok a moje oczy przybrały swój demoniczny wygląd. Delikatnie złapałam Raya za szczękę tak by nie odwrócił wzroku i patrzył prosto w moje oczy. Teraz dopiero zauważyłam że jego oczy są różnego koloru, prawe było czerwone a lewe ... bursztynowe, miał heterochromie.
Widziałam swoje odbicie w jego źrenicach i na tym się skupiłam, by wejść w jego umysł i dokładnie go zbadać. Po chwili która pewnie dla reszty wydawała się wiecznością puściłam smoka odsuwając się.
- Już wiem co z nim nie tak. - zaśmiałam się na samą myśl o tym co mam im przekazać. W sumie kto by się tego spodziewał?
- Więc co? - Ponaglał mnie brat gdy w tym czasie maluch uciekł do domu razem ze swoją zabawką.
- Ma rozdwojenie jaźni. Ray i Raymond to ta sama osoba tylko o różnych charakterach i najwyraźniej obie o sobie wiedzą, a to już jest niespotykane. - Podniosłam się z kolan, darując sobie otrzepywanie ubrania z krwi. - Szczerze to myślę że nic specjalnego się nie dzieje... narazie.
- Narazie? - Kuro przystąpił z nogi na nogę lekko się denerwując. Chyba ktoś tu się martwi o małego smoczka.
- Któraś jaźń w końcu musi przejąć kontrolę i na to nie mam wpływu. Sądząc po otoczeniu myślę że zrobi to ta druga ... ale tego nikt nie może być pewny.
- Dużo wiesz na ten temat. - zagadnął Valkyon. - Dlaczego nigdy nie wspominałaś o tym w kwaterze ?
Kurwa! Wiedziałam że prędzej czy później coś zaczną podejrzewać. I co teraz? Myśl Lau... W końcu umiesz kłamać, prawda?
- Znam się na alchemi więc trafiłam do Absyntu, nie musiałam nic mówić na ten temat. A ciało każdy głupi potrafi poskładać. - uśmiechnęłam się sztucznie wskazując czarnym pazurem ziemianke stojącą obok niego. - Gdybym dała Erice igłe i nici oraz zniszczoną maskotkę, również by to zrobiła bo jest to banalnie proste.
- Możemy ruszać dalej? - wszyscy spojrzelismy na Leiftana nadal stojącego pod murem jednego z domów w tej ciasnej uliczce. Sama już nie wiem czy naprawdę nie ma żadnych emocji czy tak skrzętnie je ukrywa bym nawet ja nie mogła ich zobaczyć.
- Jasne, teraz tylko kawałek do Górnego Rewiru Katedralnego i jesteśmy w domu. - rzucił Kuro odwracając się.
Ruszyliśmy w dalszą drogę. Kuro co jakiś czas odpowiadał na pytania ziemianki albo z ukrywaną dobrocią wymieniał zdania z Leiftanem. Ja ich nie słuchałam. Wyłączyłam się na świat zewnętrzny tylko po to by pogrążyć się w swoich myślach. Może przejmuje się mało istotnymi rzeczami ale czuje że coś jest nie tak. Pal licho sytuację na statku, choć ta nagła zmiana moich oczu ... I szaleństwo które tak po prostu mnie opuściło po tak długim czasie. Może to z powodu powrotu do domu? Kto wie... A ta atmosfera między Kuro a Leiftanem? W tedy też się wyłączyłam i nie mam pojęcia co się stało, choć myślę że się domyslił kim on dla mnie jest, albo chociaż kim chce być. Przy tych dwóch debilach to raczej prędko nie zostanie.
Wracając, czuje że coś jest nie tak. Od kiedy postawiłam stopę na ziemiach Yarnam czuje że coś mnie obserwuje. Jakaś mroczna i potężna siła której nie potrafię nazwać... Wiem tyle że jest silniejsza niż ja i że nie chce jej spotkać.
Zatrzymałam się, z impetem uderzając w plecy ukochanego. Co jest? Zatrzymaliśmy się? Potrząsnełam głową odgarniając wszystkie myśli. Wyminełam pozostałych, stając obok brata. Na wprost nas na ogromnych schodach siedziała kobieta. Wokół niej stało kilka osób różnej rasy. Gdy nas spostrzegła, wstała a na jej usta wkradł się mroczny uśmiech.
Dobra, mówiłam że nienawidzę syren ale sukkubow jeszcze bardziej. Ja pierdole! Najpierw zegarek a teraz to dziadostwo ... Muszę przyznać że nieszczęścia naprawdę chodzą parami.
Nie umiałam skończyć tego rozdziału. Co chwilę poprawki, a tu jakiś wątek, a tu dodamy wyjaśnienie, a tu jeszcze coś innego. Ale w końcu jest :D
Nie wiem jak wam ale mi postać małego i uroczego, na swój mroczny sposób Raya wprost urzekła <3 Kiedyś pociągne jego wątek dalej :3
A tymczasem jak wam się podobało? Macie pytania albo swoje spostrzeżenia co do fabuły? No bo wiecie ... Leiftan zrobił się bardziej zazdrosny i tajemniczy. Coś się dzieje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro