Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. Połączeni

Duże pomieszczenie zostało dokładnie oświetlone przez blask kryształowych kamieni osadzonych w czaszkach z których został wykonany żyrandol jak i kilka wiszących na ścianach kinkietów. Ściany choć w niektórych miejscach obdarte z farby miały kolor ciemnego brązu, podłoga zaś wykonana była z ciemnego drewna. Na przeciwko drzwi stał duży kominek na którym stało oraz leżało obok kilkanaście czaszek różnej wielkości, kilka mniejszych należało do zwierząt czy też potworów a pozostałe duże do zamieszkujących Yarnam feary, daemonów czy też nawet ludzi. Przed kominkiem stał szklany stół stojący na "stelarzu" z szkieletu ustawionego tak jakby kleczał z dłońmi opartymi o ziemię, na stole stał kryształowy wazon z bukietem czarnych róż. Na przeciwko ustawiona była duża skórzana kanapa w kolorze bordo na której poukładane były futerkowe poduszki w różnych kolorach, tylko one dawały "żywszy" charakter salonowi. Po jej bokach stały dwa fotele w tym samym stylu. Reszta wnętrza wypełniona była uginajacymi się półkami z książkami a okno po lewej stronie pomieszczenia zostało zakryte bordową zasłoną.
Dźwięk upadających łańcuchów rozniosł się echem w pomieszczeniu. Na kanapie leżał zakrwawiony daemon a nad nim pochylał się kremowo-brązowy smok.
- To boli jebany idioto! - krzyknął mężczyzna wyginając się na wszystkie możliwe strony.
- Trzeba było myśleć przed tym jak dałeś się pobić! - warknął Smok.
- Bo myślisz że wiedziałem że ON tam bedzie!?
- Skoro już raz Cię tak załatwił to chyba logiczne że zrobi to znowu!? - po raz kolejny wbił długą i ostrą igłe w zakrwawione ciało.
- Kurwa! - syknął - ale bądź chodź trochę delikatny! Teraz to robisz specjalnie!
- Nieee... skąd ten pomysł? - Na usta mężczyzny wpłynął szatański uśmiech. Przyciągnął resztę hirurgicznej nici przez ciało kończąc swoją pracę supłem. Odciął nożyczkami pozostałość i z dumą spojrzał na swoje dzieło. - Nie jest tak źle.
- Jest chujowo ... - Daemon sapnął z nieukrywaną ulgą. - Ale już lepsze to niż nic...
Sousuke oparł się wygodniej na puszystych poduszkach sofy. Nie był w najlepszym stanie, można powiedzieć że jego stan fizyczny był o wiele gorszy niż zły. Całe ciało pokrywała skrzepnięta czerwona krew, wszerz brzucha ciągła się długą rana, teraz niezdarnie zszyta przez Kuro, dłonie jak i ręce miały pełno małych lub większych ran, jedynie twarz nie wyglądała tak źle gdyż miał tylko kilka siniaków, rozwaloną wargę oraz prawą skroń.
- Nie jestem Lau, nie potrafię tak szyć jak ona. - Kuro fuknął uderzając grubym ogonem o ziemię. Odwrócił się by wziąść bandaż ze stolika za sobą.
- Za to udajesz ją idealnie. - delikatnie się uśmiechnął. - Zafarbuj włosy i pozbądź się łusek, będzie idealnie. - ugiął ręce by podnieść się na łokciach jednak odrazu opadł na poduszki z głośnym sykiem. Ból rany jak i jej położenie skutecznie uniemożliwiały ruch.
- Spierdalaj...ej gdzie ty się kurwa wybierasz!? - stanął nad daemonem mrożąc go spojrzeniem.
- A jak myślisz?! - warknął spoglądając na niego złoto czarnymi oczami.
- Kurwa Sousuke, pogódź się z tym! Nie pokonasz GO i nie odzyskasz tego! - warknął - To koniec! Nie jesteś w stanie wstać a co dopiero walczyć!
- Jeszcze zobaczymy... - Białowłosy zacisnął zęby gotów do kolejnej próby podniesienia sie do siadu.
- Uspokój się! - położył rękę na jego ramieniu skutecznie go unieruchamiając. - Opetało Cię szaleństwo i nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji! Zapomniałeś już!? "Jedno nie może żyć bez drugiego" Chcesz tak po prostu zabić siebie i przy okazji Lau!?
- Nie ... - westchnął rezygnując - Doskonale to pamiętam...
- Więc daj spokój i siedź na dupie. - sięgnął po jego rękę powoli obwiazując ją bandażem. - Pod wpływem szaleństwa jesteś nie do zniesienia.
- Odezwała się przerośnięta jaszczurka... Kurwa! - syknął zaciskając zęby z bólu. - Nie tak mocno debilu!
- To Cię bolało? - Smok po raz kolejny zaciągnął bandaż by zadać ból.
- Kuro! Przestań kurwa ...!
- Ostatni raz nazwałeś mnie przerośniętą jaszczurką. Jasne?
- Ta ... - westchnął.
- Jakby Lau tu była, to by ci wpierdoliła za tą akcję. - Rzucił Kuro już spokojniej wracając do bandażowania. - Ciekawe co tam u niej ...
- Szaleje ...
- Jak szaleje!? - Smok przerwał bandażowanie by wbić zdezorientowane spojrzenie w brata.
- Normalnie, ją także opętało szaleństwo. I nie tylko z mojego powodu. - westchnął zamykając oczy.
- Ale jak!? Skąd to wiesz?
- Może Lau została główną nekromantką w naszej rodzinie i to ona ma władzę nad ciałami zmarłych ale to ja odpowiadam za duszę. Po prostu czuję jej szaleństwo, wiem że to czyjaś sprawka ale również moja.
Kuro nie odezwał się nawet słowem jedynie pokrecił nieznacznie głową by wrócić do bandażowania.

Wyszczwrzyłam kły, sycząc na Leiftana. Siedział na łóżku, dalej w swojej formie daemona a ja leżałam z głową na jego kolanach. Po raz kolejny zaczął głaskać mnie po głowie odsłaniając oczy, w uspokajającym geście.
Pomimo mojej początkowej niechęci zapytałam go o jego plany, odpowiedział mi praktycznie odrazu. Wiem wszystko. Co chce zrobić, kto jest jego wspólnikiem i dlaczego a także co planuje w najbliższym czasie. Co poradzić... mimo wszystko jestem ciekawskim stworzeniem.
- Czyli tamta driada czy co to tam było, nie miała zabić mnie tylko Nevre? - wpatrywałam się w jego spokojną twarz.
- Tak, jednak twoje pojawienie się musiało ją rozproszyć. - złapał jeden z białych kosmyków owijając go sobie wokół palca. - Jednak poradziłaś sobie.
- Ale jakim kosztem!? Straciłam rogi! - fukłam nadymając policzki. - O numerze Ashkore nie wspomnę, myślałam że serce wypluje! Gdybym nie zauważyła że trucizny się różnią prawdopodobnie bym już nie żyła... znowu. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Już go za to ukarałem. - Puścił moje włosy by przenieść dłoń na policzek delikatnie go gładząc. - Co prawda to ja kazałem mu zdobyć te kryształy przekonując do tego Ciebie ale nie sądziłem że tak go wykiwasz.
- Widzisz jaka jestem cwana? - na moich ustach zagości zadziorny uśmiech.
- Widzę. - Nachylił się by cmoknąć mój policzek po czym szepnął uwodzicielsko niskim głosem wprost do ucha. - I jestem ciekaw co też ta moja cwana demonica może o sobie powiedzieć.
- Chyba wiesz już wystarczająco... - również powiedziałam szeptem. Wyciagnełam dłoń by złapać jeden z jego warkoczyków.
- Nie sądzę.
- Wiesz że moi rodzice nie żyją. Matka była Aengelem a ojciec Daemonem no i oczywiście tak jak ja, nekromantą. Pozatym mam dwóch braci, Sousuke już poznałeś. - zastanowiłam się. - Nie wiem co chciałbyś wiedzieć.
- Może coś o twoich rodzicach? Nigdy o nich nie mówiłaś, a już szczególnie o matce.
- Bo nie lubie, to nie są miłe wspomnienia. - oplotłam warkoczyk wokół palca. - Znaczy z nią mam miłe wspomnienia jednak nadal nie pogodziłam się z jej śmiercią, choć minęło tyle lat.
- Ile? - pogładził mój policzek delikatnie się uśmiechając.
- Zmarła gdy miałam chyba z dziesięć lat, może więcej. Jako tako wychowywał nas ojciec i to z nim się bardzo zżyłam. - zrobiłam krótką pauze by po chwili złapać za swoje włosy kontynuując. - Jedyne co zostało mi po matce to wygląd, miała tak samo białe włosy z tym że sięgały do kostek.
- Czyli jesteś tak samo piękna jak twoja matka? - uśmiechnął się szelmowsko.
Dopiero po chwili zrozumiałam sens jego wypowiedzi. Spojrzałam w bok zawstydzona. Co z tego że jest moim chłopakiem i nie raz mówił mi że jestem piękna ale w tej konkretnej wypowiedzi czułam coś innego ... Nie potrafię tego nazwać jednak przyprawia mnie o rumieńce.
- Leiftan ... - na moja twarz wkradł się przebiegły uśmiech. - mówisz że jestem piękna, czyli mój brat też skoro jesteśmy podobni.
Aengel fuknął coś pod nosem na co wybuchłam śmiechem. Chyba polubie drażnienie go.
- Jesteście aż za bardzo podobni. - westchnął.
- Wiesz na pierwszy rzut oka wydaje się że jesteśmy jak dwie krople wody ale tak naprawdę bardzo się różnimy. - przymkmełam oczy. - Uwielbiam walkę na daleki dystans jednak moja forma daemona zmusza mnie do walki w bliskim starciu, u Sousuke wygląda to odwrotnie. On jest spokojny i opanowany, często woli najpierw obmyślić plan by dopiero później zaatakować, a ja jestem impulsywna, często się denerwuje a w walce ide na żywioł, nie ważne czy był plan czy nie. - uśmiechnęłam się. - Często ze sobą walczymy, robimy sobie krzywdę czy po prostu kłócimy, ale mamy tylko siebie. Tak chyba robi każde rodzeństwo.
- Tęsknisz za nim?
Wyciągnełam dłoń by dotknąć czarnych skrzydeł mężczyzny. Pióra były miękkie jednak mogłam wyczuć pod nimi napięte silne mięśnie. Były zupełnie inne niż te Sousuke, ich nie bałam się dotknąć, nie musiałam obawiać się zranienia choć i tak nigdy nie przywiązywałam do tego uwagi.
- Bardzo... - wyszeptałam przerywając ciszę. Mimo że nie chciałam przyznać czy może raczej dopuścić do świadomości tego faktu, tęskniłam za nim. - Tęsknię za Sousuke i Kuro ... za Yarnam także.
- Z tego co pamiętam wysłali Cię tu w sprawie ...
- Dyplomatycznej? - przerwałam mu śmiejąc się. - Ta jasne ... po prostu musieli się mnie pozbyć na jakiś czas.
- Jak to pozbyć? - W jego głosie mogłam usłyszeć zdziwienie i ... dezorientacje?
- Po prostu moja obecność była dla kogoś niewygodna ... ale co z tego? - pociągnęłam aengela za warkoczyk tak by się zniżył. - Gdyby nie to, nie poznała bym Ciebie.
Nasze usta po raz kolejny tego dnia złączył namiętny pocałunek. Zamknęłam oczy jednak przez moment widziałam jak Leiftan otula nas swoimi skrzydłami.
Trwaliśmy tak jeszcze długo, całując się, rozmawiając o wszystkim i o niczym, wszystko po to by od nowa sobie zaufać. Powiecie że to nudne, głupie czy też bezcelowe? Nie zgodzę się z tym, bo dzięki temu wiem że mam kogoś komu na mnie zależy.

Kolejny rozdział za nami. Myślę że pozbaliscie choć trochę Lau i zauważyliście pewien mały sekret.
Co do następnych rozdziałów mam pewien dylemat bo wypadało by w końcu zrobić jakieś seksy.... Pomyślę. Xd
W każdym razie zachęcam do komentowania i wyrażania swojej opinii :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro