Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Koszmar

Pocałunek na początku leniwy teraz stał się bardziej namietny. Leiftan badał wnętrze moich ust od czasu do czasu trącając mój język swoim. Nie wiem dlaczego tak na mnie działał, ale z każdą chwilą chciałam więcej. Nigdy nie przepadałam za cudzym dotykiem a co dopiero gdyby ktoś miał mnie pocałować. Z nim było inaczej, mógł zrobić wszystko a ja bym mu na to pozwoliła. Po prostu było mi przy nim dobrze... Może nawet była bym w stanie zdradzić mu swoje sekrety?
Oderwaliśmy się od siebie a nasze usta łączyła jedynie cienka stróżka śliny, która po chwili się zerwała. Odwróciłam zaintrygowana głowę w kierunku drzwi łazienki zza których dochodził dziwny szmer. Ten dźwięk zaczynał na mnie działać jak płachta na byka.
- Czy twój Chowaniec znowu grasuje w moim pokoju? - Lorialet powędrował za moim wzrokiem uśmiechając się lekko zakłopotany.
- Bardzo możliwe... Nie widziałem jej cały dzień. - ujął moją szczękę obracając tak bym patrzyła w jego oczy. - Nie wiem jak ona to robi ale zabiorę ją przed wyjściem.
- Dobrze ... - westchnełam opierając swoje czoło o jego. - Masz dzisiaj dużo pracy? - Zmieniłam temat.
- Muszę sprawdzić parę raportów i porozmawiać z mieszkańcami. - objął mnie w pasie przyciagając bliżej siebie. - A dlaczego pytasz ?
- Tak po prostu... - cmoknełam go w usta przenosząc się na jego bark. Zamknęłam oczy wtulajac się w chłopaka. - Jestem zmęczona i chciałam Cię wykorzystać jako poduszkę.
Zaśmialiśmy się oboje. Wątpię że został by ze mną tylko po to by poleżeć bez większego celu. Mimo wszystko i tak ma co robić, a raczej nie powie Miiko "Sory ale nie mogę tego zrobić bo muszę poleżeć z moją dziewczyną " Na tę myśl cicho się zaśmiałam.
- Nie masz zamiaru się przebrać? - rzucił, delikatnie głaszcząc mnie po głowie. Czułam jak oplata moje włosy wokół palców.
- Nie mam siły... - mrukłam cicho do jego ucha. - Zdrzemnę się tylko godzinkę... może dwie.
Nim zdąrzyłam zareagować Leiftan położył się na łóżku a ja leżałam na jego piersi, prawie natychmiast na policzki wkradł się lekki rumieniec. Podniosłam na niego ledwo przytomny wzrok nie wiedząc co robi.
- Śpij. Popilnuje Cię. - uśmiechnął sie delikatnie.
- Ale przecież... - ucieszył mnie kolejnym leniwym pocałunkiem.
- Mogę poświęcić ci choć tyle czasu. - przejechał dłonią po moich włosach zachaczając o rogi. -Nie przejmuj się i śpij.
Bez gadania zsunełam się na jego lewą stronę wtulając się w jego bok. Lorialet objął mnie mocniej jedną ręką, drugą zaś delikatnie gładził mój policzek.
- Jesteś kochany... - szepnełam czując jak ogarnia mnie ciemność.
Trwałam w pół śnie obudzona przez jakieś głosy. Poruszyłam się niespokojnie dalej tuląc się do boku Leiftana. Słyszałam jak coś szeptał ale nie rozumiałam z tego ani słowa. Miałam wrażenie jakby z kimś rozmawiał. Odsunełam się delikatnie uchylając ciężkie powieki. Lorialet zamilkł i odrazu przytulił mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Mimowolnie wtuliłam się w jego pierś ponownie zasypiając.

- Co masz na myśli? - podniosłam wzrok.
Mężczyzna milczał wpatrując się w plik kartek trzymanych w cienistych dłoniach.
- Po prostu jestem z Ciebie dumny ... - na twarzy Daemona zagościł delikatny uśmiech. - Przerosłaś moje oczekiwania.
Zamrugałam zszokowana. Nigdy nie słyszałam takiej dumy w głosie ojca, a już tym bardziej nie sądziłam że uda mi się dorównać jego umiejętnością. Zeskoczyłam z metalowego stołu w jednym susie znajdując się przy ojcu. Nim zdąrzył cokolwiek powiedzieć przytuliłam go. Daemon zaśmiał się cicho kładąc dłoń na moich włosach.
- Mam nadzieję że mnie nie zawiedziesz ?
- Jak bym śmiała....

Leżałam w małym kraterze zalanym krwią. Z trudem podniosłam się do siadu. Czułam okropny ból, jakby coś chciało rozerwać moje ciało na milion małych kawałeczķów. Całe ciało było pokryte ranami i fragmentami odpadającego pancerza. Rozejrzałam się. Wokół znajdowały się mroczne, wysokie budynki Yarnam. Fasady budowli zdobiły zaschniete lub wmurowane w ściany trupy. Z bólem stanełam na nogi. Poczułam nikły dotyk na plecach a później coś z wielkim impetem uderzyło o krater krwi. Spojrzałam za siebie.
- S ... Shiro. - głos mi się złamał gdy ujrzałam leżącego w kałuży krwi Hydracarysa.
Uklękłam przy jednej z głów. Nic nie dało się zrobić, już nie żył.

Obraz się rozmył a otaczający mnie świat nagle stał się głęboką ciemnością. Byłam po środku ... niczego. To nie było wspomnienie... przynajmniej ta część. Byłam w pełni świadoma tego co się wokół mnie dzieje ale nie potrafiłam się obudzić. Wokół mnie zaczął padać... śnieg? Nie, to nie to. Wyciagnełam rękę na której po chwili wylądowało białe pióro pokryte czerwienią krwi. Moje oczy się rozszerzyły a serce mocniej zabiło.
- To nie może być... - cofnełam się o krok. Głos mi drżał jakby nie należał do mnie.

"...lecz srogi los,
okrutna śmierć w udziale im przypadła,
Króla zjadł pies,
Pazia zjadł kot,
Królewne myszka zjadła.."

Do moich uszu dotarł dźwięk znajomej piosenki. Rozejrzałam się w panice lecz nikogo nie zobaczyłam, nadal panowała ciemność. Dziwięk stał się głośniejszy i bardziej natarczywy. Zasłoniłam uszy dłońmi.
- Cicho ! - warknełam patrząc na pokrytą biało czerwonymi piórami ziemię. U moich stóp pojawiła się pewna postać. Zamknęłam oczy a z moich ust uciekł głośny krzyk ...

Otworzyłam szeroko oczy prawie zrywając się z łóżka. Leiftan mocno mnie do siebie przytulił. Próbowałam choć trochę uspokoić szalejące serce, co wcale nie było proste. Przymknełam oczy opierając głowę o pierś chłopaka.
- Lau, co się dzieje? - pogłaskał mnie czule po głowie.
- Nic ... To tylko zły sen. - mruknełam mimowolnie zaciskając dłonie na jego  koszulce.
- Jesteś pewna? Zaczęłaś strasznie szybko oddychać.
Lorialet usiadł na łóżku zmuszając mnie do uczynienia tego samego. Położył jedną dłoń na mojej tali, a drugą na policzku.
- Spójrz na mnie. - jego głos był miękki ale jednocześnie stanowczy, bez gadania wykonałam polecenie.
Wpatrywałam się w jego piękne, hipnotyzujące zielone tęczówki gdy on bacznie mi się przyglądał, jakby szukał jakieś skazy.
- Jesteś pewna że nie będzie tak jak ostatnim razem ? - przejechał kciukiem po moim policzku w czułym geście.
Jak ostatnim razem? Ale o co mu ..? No tak. Ostatnim razem trafiłam do lochu przez atak szaleństwa.
- Nie będzie. - uśmiechnęłam się delikatnie. - To tylko sen. Nie mam halucynacji, chociaż muszę przyznać za powoli zaczynam szaleć.
Zaśmiałam się choć Leiftan nie wyglądał jakby było mu do śmiechu. Wtuliłam się w niego, ukradkiem spoglądając na drzwi łazienki. Były uchylone.
- Wypuściłeś Amaye? - Nie przypominam sobie żebym czuła jak wstawał.
- Nie... To głupie ale sama wyszła. - zaśmiał się delikatnie. - Leżałem z Tobą prawie zasypiając, gdy usłyszałem trzask. Patrzę, a ta spryciula otworzyła sobie drzwi.
- Jest gdzieś tu ? - odsunełam się od Leiftana rozgladajac się, dopiero po chwili dostrzegłam uchylone okno. - Czy ona ...?
- Wyszła oknem? Eh .. Tak. - przyciągnął mnie do siebie. - Jeszcze raz Cię za nią przepraszam. Czasami nie potrafię nad nią zapanować.
- Jasne.... skądś to znam.
Czułam na sobie zaciekawione spojrzenie lecz nic już nie powiedziałam. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie póki na korytarzu nie rozbrzmiał głos wkurzonego elfa. Kogo szukał? Oczywiście mnie, albo raczej składników które miałam mu przynieść. Z dużym trudem opuściłam pokój udając się z Ezarelem do Laboratorium. Leiftan poczekał aż odejdziemy by w końcu samemu opuścić pomieszczenie. W końcu nie chcemy by ktoś się o nas dowiedział.

Tym razem krótki rozdział ale tylko dlatego że w następnym zaczynam główną fabułę. Uwierzcie mi, będzie się działo ;)

Na koniec mała ciekawostka. Wiecie skąd wzięło się imię Shiro dla Hydracarysa ? To bardzo proste. Tak ma na imię moja fretka xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro