Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Wylądowałam w sali gdzie znajdował się wielki kryształ, oczarowana podeszłam do niego i jak zahipnotyzowana chciałam go dotknąć. Z transu wyrwał mnie krzyk dziewczyny...
-Hej!-Podeszła do mnie dziewczyna przebrana za lisa.
-Co Ty tu robisz?!-Wysyczała.
-J-ja t-tylko...
-JAMON!-Krzyknęła lisica a zza potężnych drzwi wyłonił się 2 metrowy stwór przypominający dziką świnie. Ej moment... skoro on jest prawdziwy... to ona jest lisem?! Cholera gdzie ja jestem?
-Czy to nie Ty miałeś pilnować kryształu?-Powiedziała zdenerwowana lisica, wyciągnęła rękę i na jej ręce pojawił się niebieski płomyk...
-JAMON! Odpowiedz!- Po tych słowach płomyk na jej dłoni zamienił się w duży ogień.
-Ja pilnować drzwi cały czas.
-To jak ona się tu znalazła?-Stwór zwany Jamonem spojrzał na mnie jakby mnie dopiero zauważył.
-Mniejsza, zabierz ją do lochów. Nie mam na to teraz czasu.- Powiedziała zmęczonym głosem a płomień płomień z jej ręki znikł. Jamon chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął z sali, szłam za nim stawiając opór który i tak nic nie dawał.
-Puszczaj mnie!-Krzyknęłam a stwór przerzucił mnie przez ramię. W końcu dotarliśmy do tych lochów, tam Jamon otworzył wiszącą klatkę.
-Ty wejść.-Powiedział. Weszłam bo najmniejszy opór nie miał sensu, usiadłam na zimnych oraz mokrych kartach i schowałam głowę między nogi. Zaczęłam płakać, sama nie wiem z czego, po prostu łza spłynęła mi po policzku a za nią jedna za drugą. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi a w nich stanął zamaskowany mężczyzna, wyciągnął do mnie dłoń. Skulona w kącie wtuliłam się jeszcze mocniej w moje kolana...
-Nie bój się...-Powiedział. Podnosząc wzrok na niego wyciągnęłam rękę. Wyszłam z klatki i obejrzałam się dookoła siebie.
-Dzięku...-Nie skończyłam ponieważ zamaskowanego już nie było. Super... ciekawe co mam teraz zrobić. Weszłam do góry i stanełam w wielkim holu z którego było pełno korytarzy zapewne do jakiś pomieszczeń.
-Któreś z nich musi być wyjściem...-Wymamrotałam pod nosem.
-A gdzie się wybierasz?-Usłyszałam za sobą męski głos, odwróciłam się a za mną stał czarnowłosy chłopak ubrany cały na czarno. Podszedł do mnie bliżej i powiedział cicho...
-Kim jesteś? Pierwszy raz czuję ten zapach.- Językiem oblizał swoje usta i zrobił kolejny krok przez co dzieliło nas kilka centymetrów. Odepchnełam chłopaka a ten upadł na ziemię, następnie wzięłam nogi za pas.
-Hej! Stój!- Słyszałam zza pleców. Schowałam się za wielkim filarem i spojrzałam czy chłopak mnie goni, na szczęście nigdzie go nie było. Już miałam wychodzić kiedy zobaczyłam następnych dwóch mężczyzn... niebieksowłosego elfa? I białowłosego który wygląda dosyć zwykłe. Po chwili się rozeszli, odetchnęłam z ulgą i udałam się w drugie drzwi po lewej. Wylądowała w... kuchni?! Na stole było wiele przeróżnych przekąsek.
-Grhhhh...-Odezwał się mój brzuch. Sięgałam delikatnie po kawałek chleba kiedy na moim nadgarstku zawitała czyjaś ręka.
-Nie dla psa kiełbasa-Odwróciłam się a moim oczą ukazał się niebieskowłosy elf z przed chwili, uśmiechał się głupio i patrzał mi w oczy jednocześnie. Oj ma tupecik...
-Co tu się dzieje?-Znam ten głos...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro