Rozdział 2 - To źle się skończy
Przemarznięci, staliśmy w deszczu, który z chwili na chwilę ogrzewał nas swymi ciepłymi dotykami... I powoli nasze serca zaczynały bić jednym dźwiękiem...
I wszystko złe zostawiliśmy za sobą...
Następnego dnia dosłownie biegła w stronę hali z obawą, że go tam nie zastanie, a gdy zobaczyła jak siedzi na murku, dosłownie odetchnęła z ulgą.
— Jesteś — szepnęła zadowolona.
— Chcesz pączka? — zapytał podsuwając jej pod nos plastikowy pojemnik, a widząc jej minę roześmiał się. — Choć, mała. Dziś idziemy na spacer.
***
Wtorek, środa, czwartek. Cały tydzień zleciał szybko, a gdy odjeżdżała w piątek pociągiem czuła się nieszczęśliwa. Weekend spędziła nie wychodząc ze swego pokoju. A w poniedziałek ponownie biegła jak szalona peronem, gubiąc po drodze zeszyty, które podała jej jakaś kobieta. Ujrzawszy go, odetchnęła z ulgą. Kolejny tydzień, a piątek ponownie sprowadził na nią smutek.
— Może przyjedziesz jutro i zostaniesz na weekend — zaproponował, a w jej głowie pojawił się szatański plan.
Po powrocie powiedziała rodzicom, że jedzie do babci i jeszcze tego dnia była w Warszawie. Maciek czekał na nią tam gdzie zawsze.
— Gdzie idziemy? — zapytała, a on uśmiechnął się.
— Zabieram cię do klubu — powiedział. — Co ty na to?
— Jakiego klubu? — zapytała trochę zlękniona. — Jakiegoś baru?
— Bar też tam jest, ale ty raczej nie będziesz z niego korzystać — powiedział, ujmując jej dłoń.
— Nie dostanę nawet...
— Chodźmy — przerwał jej.
Wyszli na zewnątrz i ku jej zdziwieniu wzięli taksówkę, którą po jakimś czasie podjechali pod jakiś budynek. Spojrzała na niego z niechęcią, co nie uszło uwagi chłopaka.
— W środku wygląda dużo lepiej — powiedział roześmiany.
Gdy weszli zorientowała się co miał na myśli. Pomieszczenie było przestronne i niesamowicie oświetlone. Była pewna, że jadą do zwykłego baru, lecz to, co ujrzała, przeszło jej oczekiwania. Zwykły bar, jakiego się spodziewała, okazał się eleganckim klubem. Podłużne pomieszczenie, po którego środku stał długi bar. Na ścianach tapeta w bordowym kolorze z punktowym oświetleniem, które było również na suficie, a nawet umieszczone w kilku miejscach na podłodze. Na końcu pomieszczenia było przejście, dość długi korytarz, na którego ścianach również było nietypowe oświetlenie. Podłużne, drobne paski, których kolor zmieniał się z białego na błękitny, a później nabierał coraz bardziej intensywnego koloru, aż wreszcie ponownie przechodził w biel. Zerknęła w stronę korytarza i zobaczyła tam tańczących ludzi.
— Tam jest jakaś impreza? — zapytała.
— Dyskoteka — powiedział chłopak i pociągnął ją w stronę skórzanej kanapy stojącej na lekkim podwyższeniu, tak, że doskonale widać było z niej całe pomieszczenie. Było to najlepsze miejsce w całym lokalu.
— Często tu przychodzisz? — zapytała, a zerknąwszy w stronę idącego w ich stronę barmana, dodała szeptem. — Na pewno możemy tu być? Może powinniśmy przejść do jakiegoś...
— Jeszcze nie dostarczyli alkoholu — usłyszała i spojrzała na mężczyznę, który podszedł do kanapy.
— Przekaż o tym Marco, niech on się tym zajmie, ponieważ ja jestem dziś bardzo zajęty — powiedział Maciek i spojrzał na zdziwione spojrzenie dziewczyny.
— Czy ty... czy ty jesteś właścicielem tego klubu? — zapytała zaskoczona.
Do tej pory myślała o Maćku jak o zwykłym chłopaku. Zawsze niedbale ubrany, zachowywał się zwyczajnie. Było w nim jakieś szaleństwo, lecz takie łagodne, spokojne. Łatwe do ujarzmienia. Czy było możliwe, że był właścicielem klubu? Zdawała sobie sprawę z tego, że Maciek był od niej o wiele starszy, ale ani przez chwilę nie pomyślała, iż mógł być kimś tak poważnym.
— Współwłaścicielem — powiedział i spojrzał nad jej głową, a gdy podążyła za jego wzrokiem ujrzała podchodzącego w ich stronę bruneta i wstrzymała oddech.
Jeżeli do tej pory nie wiedziała, co to jest ideał, to właśnie w tym momencie miała go przed sobą. Miała osiemnaście lat, paskudną przeszłość, która zrobiła w jej duszy i psychice okropne spustoszenie. Nie myślała o chłopakach, unikała ich, bała się ich, lecz gdy pierwszy raz na niego spojrzała poczuła, że jej serce przyspieszyło swój rytm.
Wysoki i szczupły szedł w ich stronę zdecydowanym krokiem. Ciemne dżinsy i czarna, idealnie dopasowana koszula, której rękawy podwinięte były do łokci, rozpięta była pod szyją z kilku guzików odsłaniając perfekcyjną muskulaturę.
— Ty to załatw, ja nie mam dziś czasu — usłyszała chłodny głos przybyłego i jak urzeczona wpatrywała się w jego piękną twarz.
Oczy miały tak niesamowicie czarny odcień, że nie można było w nich zobaczyć źrenic. Mroczne oblicze niczym wyrzeźbiony przez doskonałego artystę przypominało doskonałe arcydzieło. Czarne włosy opadały luźnymi falami na ramiona. Spoglądała na niego zafascynowana, podczas gdy on nie obdarzył jej nawet jednym spojrzeniem. Tak jakby jej nie było.
— Marco, poznaj Asię — powiedział spokojnym głosem Maciek. — To jest właśnie mój...
— Przestań pieprzyć i zrób to, co do ciebie należy — zaczął, lecz przerwał usłyszawszy śmiech dziewczyny i spojrzał na nią zdezorientowany, tak jakby dopiero w tym momencie ją ujrzał. — Z czego się śmiejesz?! — warknął.
— Stoisz... — zaczęła i parsknęła śmiechem.
— Tak. Stoję, czy to jakiś problem? Jeżeli ci to nie odpowiada, to wyjdź stąd i dokładnie zamknij za sobą drzwi — powiedział podniesionym głosem, a dziewczyna spróbował się powstrzymać, ale zerknąwszy na niego ponownie się roześmiała.
— Nie wyjdę — powiedziała, bezskutecznie próbując się powstrzymać. — Drzwiami — dodała.
— To wyrzucę cię oknem — krzyknął zdenerwowany i spojrzał wściekle na Maćka. — Kto to do cholery jest?
— Joanna — usłyszał i ujrzał, że chłopak przykłada dłoń do twarzy jakby próbował coś ukryć.
— Ale w oknach są kraty — powiedziała i spojrzała na niego spod oka, już się nie śmiała, ale spoglądała na niego jakimś takim przedziwnym wzrokiem.
— To je wyrwę albo przecisnę cię przez nie idiotko — wysyczał. Nie wiedzieć czemu dziewczyna drażniła go niewypowiedziane.
— Stanowiłoby to problem — mruknęła.
— Dla mnie nic nie stanowi problemu — powiedział, w tym momencie całkowicie skupiony był jedynie na niej.
— Tak przypuszczałam — powiedziała spuszczając oczy, a później nagle uniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko, a on zamarł.
W tamtej chwili była nieco zdezorientowana. Nie mogła się na niczym skupić. Był niesamowity, żywiołowy i aż kipiała z niego pasja, gdy na nią wrzeszczał. Sypał iskrami każdym swym na nią spojrzeniem. A ona czuła się z tym dziwnie. Jedyne, czego pragnęła to podsycać to. Nie było w niej strachu. To ją dziwiło, to ją przerażało, to ją ekscytowało i w jakiś dziwny sposób cieszyło.
— Za moment wywlokę cię stąd za włosy i wyrzucę na ulicę gówniaro — warknął.
— Mniej więcej za ile? — zapytała, próbując się nie śmiać, ale w pewnym momencie po prostu nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem, a później odwróciła się do Maćka i wtuliła głowę w jego pierś, próbując się powstrzymać.
— Stoisz na świetle, zerknij w lustro — powiedział Maciek do oniemiałego przyjaciela. — Wygląda to trochę zabawnie i stąd reakcja Asi.
Brunet mierzył go jeszcze przez chwilę wściekły wzrokiem, po czym kopnął w stolik przewracając go i odwróciwszy się ruszył w stronę wyjścia. Na dźwięk wzdrygnęła się i odwróciła w tył. Patrzyła za nim nieco zasmucona. W jednym momencie ujrzała w nim ideał, wystarczyła chwila żeby on obrócił to w niwecz, rozbijając swój idealny wizerunek na miliony kawałków. Był głupim, chamskim skurczybykiem. Nie rozumiała tego, dlaczego zachował się w ten sposób. Gdy na nią patrzył widziała w jego oczach gniew i wrogość. Miała wrażenie, że gdyby nie Maciek to chłopak najzwyczajniej w świecie uderzyłby ją. Dlaczego?
— Dlaczego on tak się zachowuje? — zapytała, a Maciek spoglądał milcząco w stronę gdzie zniknął jego przyjaciel.
— Ma swoje powody Asiu. To bardzo trudna sprawa — powiedział smutno, a po chwili spojrzał na nią i uśmiechnął się łagodnie. — Ale nie martw się nim, on już dziś tu nie wróci, a jutro porozmawiam z nim i on już więcej nie...
— Mylisz się — usłyszał i podążył za wzrokiem dziewczyny. Zobaczywszy stojącego przy barze Marco, zmarszczył czoło.
Chłopak spoglądał na Joannę z nienawiścią, jego oczy wręcz pałały chęcią mordu. Przechylił trzymaną w dłoni szklankę z alkoholem i wypił do dna. Po chwili doszła do niego wysoka piękna blondynka, lecz nawet na nią nie zerknąwszy odepchnął ją, tak, że gdyby nie przytrzymała się baru upadłaby na podłogę. Nadal wpatrując się z wrogością w Joannę, odebrał kolejną szklankę od barmana i ponownie wypił jednym haustem.
— Dlaczego on to zrobił, dlaczego ją odepchnął? Przecież mogła sobie zrobić krzywdę. Dlaczego on jest taki podły? — zapytała wpatrzona, w bruneta, nie spuszczając z niego wzroku, w którym przez moment wyczuła coś jej bliskiego, lecz nie umiała sobie tego nawet wytłumaczyć.
Kim on był i co z nią robił? Nie spuszczała z niej wzroku, tak jakby chciał ją na siłę wypłoszyć, jakby chciał sprawić, że odwróci się zlękniona. Jakby chciał wzbudzić w niej lęk. Lecz ona się go nie bała. Nie umiała powiedzieć, co czuje, ale nie był to strach. Prędzej bunt, chęć, aby mu to pokazać. Żeby zobaczył, że za nic ma jego postawę i tę groźbę, którą chciał ją zdekoncentrować. Przynosiło to odwrotny efekt. Wytrzymywała jego wzrok bez najmniejszego mrugnięcia okiem.
— On nie szanuje kobiet. To bardzo skomplikowana sytuacja Asiu — powiedział cicho Maciek, ze smutkiem w oczach. — Pójdę do niego i porozmawiam z nim. Jest dziś czymś zdenerwowany, normalnie nie jest aż tak bardzo gwałtowny i po prostu usuwa się gdzieś w cień.
— Ja też..
— Słucham? Jesteś zdenerwowana? — zapytał z niepokojem i spojrzała na nią uważniej.
— Nie. Nie jestem zdenerwowana. Ja też z tobą pójdę — wypowiedziała cicho, zerkając co chwila w stronę baru.
— Będzie lepiej dla wszystkich, jeżeli zostaniesz tu, ja za chwilę wrócę Asiu — powiedział i odszedł nie czekając na jej odpowiedź.
Widział jak się w niego wpatruje i drażniło go to, że było w jej wzroku jedynie zaskoczenie i niedowierzanie. Później pojawił się trudny do określenia bunt, który zbił go na moment z tropu. Kim była ta gówniara? Gdy szedł w stronę Maćka nawet nie widział, że ktokolwiek obok niego stoi. Czasem przecież idzie się do kogoś i kątem oka rejestruje, że obok jest ktoś albo coś, ale nie zwraca się na to uwagi, bo przecież to jest nieistotne. Obojętność, chyba tak można to nazwać. Joanna? Jaka Joanna? Słowa Maćka wkurzyły go. Przedstawiał mu jakąś gówniarę, która wyglądała jakaś przybłęda. Śmiała mu się w oczy. Reagowała tak inaczej od każdej innej kobiety, jakie spotykał na swej drodze. Co go bardziej wkurzyło? To, że go wyśmiała, czy to, że to, co zrobiła sprawiło mu jakaś wewnętrzną przyjemność. Patrzyła na niego buntowniczo, nie było w jej spojrzeniu żadnego flirtu, żadnego zainteresowania. Nie mizdrzyła się jak każda inna. Ona po prostu była... Była sobą?
Przechylił kolejną szklankę z whisky i przymknął oczy, a pod powiekami pojawił się ten uroczy uśmiech dziewczyny i wróciły jej słowa. Tak przypuszczam. A później to przeszywające spojrzenie, gdy uniosła wzrok. Miała takie długie, czarne rzęsy i piękne spojrzenie. Przecież to było nienormalne. Dlaczego zapamiętał kolor jej oczu? Były zielone. Był tego pewny, ale to przecież było niedorzeczne. To nigdy wcześniej się nie zdarzyło. A gdy się uśmiechnęła, coś wtedy na moment się zmieniło. Na jedną krótką chwilę, dosłownie sekundę. Otworzył oczy i ponowne napotkał jej wzrok. Czy ona była nienormalna? Czemu tak się na niego gapiła?
Chciałby móc powiedzieć, że była brzydka, ale nie mógł. Była nieszczególna, zupełnie przecięta, lecz w jej oczach była jakaś przedziwna magia. Coś niewytłumaczalnego. Trudno było mu oderwać od nich swój wzrok. Takie szczere, takie czyste, takie niewinne. Była dość niska i bardzo szczupła. Miała rudawe włosy, które teraz splecione były w jakiś poplątany warkocz, trudno było nawet określić czy był to warkocz. Ubrana była niepozornie i gdyby nie te oczy, to... Koniecznie musiał się czegoś napić.
Ujrzał rozmawiającego z nią Maćka i poczuł złość. Chłopak patrzył na dziewczynę z taką troską, a ona wydawała się być zdezorientowana. Co chwila zerkała na niego, a w tym samym czasie odpowiadała coś Maćkowi. Dlaczego ten idiota nie umawia się z kimś w jego wieku i przyprowadza jakieś smarkule? Ile ona miała lat? Szesnaście? Siedemnaście? Ale przecież jej oczy patrzyły takim poważnym spojrzeniem.
— Jej oczy to pułapka — mruknął do siebie i odebrał od Sebastiana kolejną szklankę z alkoholem. Barman wystarczyło przyglądał tylko jedno mu się wściekłe przez chwilę spojrzenie zaniepokojony, Marco, aby oddalił lecz się pospiesznie do swych obowiązków. Widział jak Maciek mówi coś do dziewczyny i czuł złość, choć sam nie wiedział, dlaczego jest jej tak wiele. W pewnym momencie ujrzał jak Maciek idzie w jego stronę i miał ochotę tego uniknąć. Nie chciał rozmawiać o dziewczynie, a był pewien, że o tym będzie chciał mówić Maciek i nie pomylił się.
Joanna spoglądała trochę wystraszona w stronę baru, do którego podszedł Maciek. Gdy tylko znalazł się na miejscu, Marco zaczął szaleć, krzyczał coś w stronę gdzie siedziała. Maciek próbował go uspokoić, ale było to zbyt trudne, a w chwili, gdy Marco ruszył w jej stronę Maciek przytrzymał go i powiedział mu coś, na co chłopak spojrzał na niego ze zdziwieniem, a po chwili przeniósł wzrok na nią. Ponownie mierzyli się spojrzeniami. Teraz było w tym coś jeszcze bardziej dziwnego. Joanna nie wiedziała, co usłyszał Marco a w jego spojrzeniu nadal była wrogość, lecz było też coś innego. Coś, co sprowadziło do niej spokój. Właśnie tak. Jego niechęć i agresja dała jej jakiś przedziwny spokój. A dlaczego tak to działało? Tego nie dowiedziała się nigdy, ponieważ to chyba nie było konieczne. Pewne rzeczy były tak bardzo oczywiste, że samo myślenie o nich było niepotrzebne.
Po tym zajściu Maciek wrócił do niej, a Marco gdzieś się ulotnił. Ponieważ było dość późno wyszli z klubu i pojechali taksówką w stronę Starego Miasta. Mieszkanie Maćka było niewielkie i dość skromne jak na właściciela takiego klubu. Czekał już tam na nią przygotowany pokój, co zdziwiło trochę ją.
— Muszę się położyć Asiu — powiedział, a ona zobaczyła jego bladą twarz. — Jestem zmęczony.
— Dobrze się czujesz? — zapytała nieco zaniepokojona.
— Tak, nie martw się — odparł cicho, po czym podszedł do niej i pocałował w czoło. — Pooglądaj telewizję. A jeżeli będziesz głodna to lodówka jest całkiem nieźle zaopatrzona, są nawet twoje ulubione lody — zakończył i odszedł ostawiając ją trochę zdezorientowaną.
Marco chciał to przemyśleć gdzieś na osobności, w spokoju. Wsiadł na motor i ruszył przed siebie. Jechał zupełnie bez celu czując, że to wszystko jest mu obojętne, że niczego nie chciał się dowiedzieć i że ma to w dupie. A może tylko chciał tak czuć. Ale przecież ta głupia dziewczyna nie byłą warta tego, aby o niej myślał. Jednak te jej oczy... Przyspieszył chcąc uciec od tego spojrzenia, lecz było to niemożliwe.
— Proszę, abyś dał jej spokój Marco — wróciły do niego słowa przyjaciela, które wypowiedział do niego, gdy podszedł do niego przy barze.
— Jeżeli myśli, że ona...
— Jesteś moim przyjacielem, ale teraz proszę cię abyś już na nią nie krzyczał i proszę cię też o to abyś jej niczego nie zrobił — usłyszał i poczuł wściekłość. Niczego nie zrobił. Co on sobie myślał? Robił z niego jakiegoś potwora. Co miałby jej zrobić?
— Wiesz co jej zrobię? Zaraz pójdę do niej i wyniosę ją z tego lokalu, a później grzecznie posadzę na krawężniku. Czy to będzie zadowalające? Pełna kultura — wrzasnął.
— Ona jest inna — powiedział Maciek, a w Marco coś się zagotowało. Tak właśnie było, te spojrzenie, te oczy, ta postawa i ten bunt na twarzy. Ona była inna.
— Myślę, że masz rację. Wygląda jak brudny, zapchlony kociak. Ma stąd zniknąć w inny przypadku...
— Co jej zrobisz? — Maciek wszedł mu w słowo, a on zamarł. Faktycznie, co miał zamiar jej zrobić. Wyrzucić? Czy naprawdę tak bardzo mu na tym zależało? Przecież była tylko głupią dziewczyną.
— Nie mógłbyś pieprzyć kogoś w swoim wieku, kto wygląda na jak człowiek. Przecież to jest jeszcze dzieciak — warknął i ujrzał na twarzy Maćka zaskoczenie.
— Co zrobić?
— Pieprzyć, rżnąć, chyba, że wolisz malowniczo, kochać się z jakąś smarkulą.
— Masz na myśli Asię? — zapytał z niedowierzaniem.
— Nie wiem jak ten kocmołuch ma na imię, ale tak, ją mam na myśli — to mówiąc wskazał na dziewczynę i gdy zerknąwszy tam, napotkał jej spojrzenie, znowu coś się w nim zbuntowało.
— Asia jest moją przyjaciółką, ja jej... zgłupiałeś, ja nigdy bym jej nie... Jesteś nienormalny — słowa Maćka zaskoczyły go. W chwili, gdy dziewczyna wtuliła się w niego i parsknęła śmiechem, wszystko wydawało się być oczywiste.
— Znalazłeś swoją przyjaciółkę w przedszkolu? — zapytał złośliwie. Chciał tam podejść, do niej podejść i sam już nie wiedział, po co. Wiedział jedno, był zły, był zagniewany i powodem była ta dziewczyna.
— Ją ktoś skrzywdził — usłyszał i spojrzał na Maćka zdezorientowany.
— O czym ty mówisz? — zapytał spokojniej.
— Po prostu nie rób jej przykrości. Gdyby się pojawiła to zwyczajnie ją zostaw.
— Kto ją skrzywdził? — zapytał stanowczo.
— Tego nie wiem — usłyszał cichą odpowiedź, która sprawiła, że coś się w nim nieco uciszyło.
— Co jej zrobiono? — zapytał, chociaż było to obojętne. Po prostu zwykłe pytanie, takie odruchowe. Może nawet jakaś ciekawość, ale nic wielkiego. Ona była nieważna.
— Ktoś jej coś zrobił i to nie było przyjemne — dotarło do niego i spojrzał na Maćka uważnie, szukając w jego oczach jakiejś odpowiedzi.
— Powiesz? — zapytał spokojnie.
— Boi się mężczyzn. Nie wiem, co się wydarzyło przed chwilą. Nie wiem, dlaczego tak na ciebie zareagowała, ale ona normalnie źle znosi obecność jakiegokolwiek mężczyzny — powiedział, a dla Marco stało się już jasne, co mogło przytrafić się dziewczynie i spojrzał teraz w jej stronę.
Patrzyła wprost na niego, tym spojrzeniem. Niebezpiecznym. Brawurowym, odważnym. W pewnym momencie jakiś pijany chłopak zatoczył się obok niej, a ona zlękniona uskoczyła na bok, a później obejrzała się wokoło jakby w poszukiwaniu zagrożenie. Marco nie spuszczał z niej wzroku, a gdy ponownie na niego spojrzała ujrzał jak rozluźnia się, a po chwili nieznacznie się do niego uśmiechnęła.
— Widocznie ma problem ze wzrokiem i ujrzała we mnie kobietę — powiedział chłodno do Maćka.
— Nie wiem dlaczego tak zareagowała, Marco. Dlatego proszę cię abyś nie zrobił jej niczego złego — usłyszał i przymknął oczy, starając się opanować gniew.
— Przy pierwszej lepszej okazji rozdepczę twoją ukochaną jak glizdę — krzyknął.
— Asia jest tylko moją przyjaciółką, nie jest moją ukochaną — usłyszał Maćka.
— Mam w dupie, kim jest twoja Asia. Niech lepiej schodzi mi z drogi. — To mówiąc ruszył w stronę drzwi, a po chwili już go nie było.
Tak przypuszczałam. I to spojrzenie.
Nie miał pojęcia jak długo jeździł. W pewnej chwili ocknął się na Starym Mieście wpatrując się w okno mieszkania Maćka.
— To źle się skończy — szepnął sam do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro