Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

My Wing Hero Christmas Eve

Ja 23 grudnia: Uuu! Napisałam wszystko rymem w 2 godzinki! To następny zrobię jutro!

Również ja, 24 grudnia: Jasna cholera...

25 grudnia: Boże, poproszę już ten Bożonarodzeniowy cud.

26 grudnia: Zlinczują mnie.

27 grudnia: Jestem debilem, nic nie umiem zrobić, zaraz skoczę z mojej choinki!

Nad miastem ciężkie chmury się zebrały, ulice i drogi zupełnie opustoszały. Ni auta, ni żywego ducha, gdy na zewnątrz śnieżna zawierucha. Jedyny Hawks, bohater wszystkim dobrze znany, leciał między budynkami, cały zadyszany. Śnieg miał we włosach i nos czerwony, jednak nie powstrzymywało go to od przylecenia do przyszłej żony. Fuyumi Todoroki pomimo ojca zakazu, Hawksa zaprosiła na kolację, po jego patrolu od razu.

Pięć minut przed czasem zjawił sie pod drzwiami, zmęczony i z rozdartymi na dupie spodniami. Wkrótce potem przywitała go rodziny głowa, której twarz zdobiła blizna nowa.

- Wesołych świąt Endeavorze!

- Podlizywanie się nie pomoże.

- Dziękuję serdecznie za świątecznie zaproszenie!

- Moja córka załatwiła mi najgorsze utrapienie.

Oczywisty był dla Hakwsa fakt, że z wigilią pójdzie coś nie tak. Do środka wszedł, gdy Todoroki wydał takie polecenie, choć po prawdzie, brzmiało to bardziej jak zastraszenie.

Po ósmej wieczorem zmarznięci cali, do celu swej podróży bohaterowie się zbliżali. Po drodze wpadek kilka zaliczyć musieli, choć oczywiście wcale tego robić nie chcieli. Najpierw Mefisto się poślizgnął i na drogę wywrócił, potem Futgum z dziewczyną o dziecko pokłócił, a na sam koniec, na ostatnim zakręcie, Hisako pękły kozaki, dokładnie na pięcie. Gdy pod apartamentowiec przybyli, unieśli głowy i do góry popatrzyli. Piętnaście pięter budynek posiadał, przez co bohater BMI się podłamał. 

- Zadzwoń do niego i niech prezenty przez okno wywali. I tak na górę nie wejdziemy, jesteśmy cali zziajani. 

Hisako telefon z kieszeni płaszcza wyciągnęła i szukaniem kontaktu się zajęła. Szybko numer jej się znaleźć udało, a samo czekanie na jego głos długo nie trwało.

- Halo? Keigo? Jesteś w domu? Do konkretnego nieporozumienia doszło i wszystko się paść poszło. Hex ma załamanie pięciolatkowe, bo jego prezenty nie zostały dostarczone. 

Ale wieści dobre nie były niestety, bo w tamtej chwili Hawks już u Todorokich tłukł kotlety. Słysząc do Hisako straciła wiarę w świąteczne cuda i w to, że naprawić błąd im uda. Ale o poddaniu się nie było mowy, więc razem z Takamim w słuchawce, przeszli do taktycznej rozmowy. Marznąc na zewnątrz knuli i plan układali, aż w końcu na coś się zdecydowali. Mieli udać się do domu najlepszego bohatera, który i tak już był zły jak jasna cholera. Droga czekała ich ciężka, mroźna i długa, mieli wątpliwości, czy w ogóle im się uda. Ich nowy cel znajdował się daleko dość, a mróz już porządnie dawał im w kość, więc aby uniknąć niepotrzebnego płuc zapalenia, czy innego przeziębienia, w drogę zaraz ruszyli, nie ociągając się już ani chwili.

Mimo, że spojrzeniem Endeavora bardzo się stresował, Hawks szybko w ich domu się zaaklimatyzował. Natsuo, w tamtej chwili najstarszy z braci, zajmował się prasowaniem swoich pomiętych gaci. Shoto, najmłodszy z rodzeństwa, szykował awaryjną gaśnicę, tak dla bezpieczeństwa. 

Jak wyglądały rodzinne święta bohatera najlepszego? W zasadzie nic nadzwyczajnego. Choinka przystrojona, ryba usmażona, dom ozdobiony lampkami, sofa i fotele przykryte kocami, a świeżo upieczone desery swoim zapachem dodawały świątecznej atmosfery. Wszystko dokładnie zaplanowane, poukładane, ugotowane i posprzątane. Wszystko to dzięki Fuyumi, jedynej tam kobiecie, którą Hawks skrycie kochał najbardziej na świecie. Za każdym razem, gdy jego oczy ją napotkały, skrzydła same trzepotać zaczynały. Serce mu biło jak szalone, policzki robiły się czerwone, a w głowie krążyło mu myśli cały stos, przez co następnie nie potrafił spać całą noc. Wzdychał do jej pięknego uśmiechu, dla którego gotów był dopuścić się najgorszego grzechu. 

Jednak ktoś miał wobec niego inne plany, nie przez wszystkich Hawks był tak bardzo uwielbiany. Z boku, gdzieś za sporą lodówką, czaił się na ptaka ojciec rodziny, z wiatrówką. Obrał sobie za cel mężczyznę młodego, aby nie doszło między nim, a jego córką do czegoś poważnego. 

- Lepiej dla niego, żeby zdołał mi uciec, inaczej nie omieszkam go upiec.

- Najpierw naszą rodzinę rozwaliłeś, teraz jej szczęście zniszczyć postanowiłeś? - warknął Natsuo.

- Wręcz przeciwnie! Dla jej dobra i naszego spokoju, nie możemy zostawić ich w jednym pokoju! 

- A co? Dziadkiem się boisz zostać? 

- Nie byłbym w stanie temu sprostać...

- Ojcostwu też nie byłeś, idioto. - prychnął młodszy syn.

- Shouto!!!

Ten wrzask zainteresował ich domniemaną parę, która jeszcze przed chwilą bawiła się w kuchni doskonale. Fuyumi przerwała swojemu gościowi i przeprosiła na sekund kilka, aby sprawdzić, jak tak rodzinka. 

Hawks został sam ze sobą, nie mogąc uwierzyć, że jeszcze przed chwilą rozmawiał z ukochaną osobą. Rzecz jasna ona o jego uczuciach nie wiedziała, a bardzo tego chciała. Hawks był święcie przekonany, że była to miłość nieodwzajemniona. Nic z tych rzeczy, po prostu Fuyumi czuła się przy nim onieśmielona. Ona również myślała, że Takami nie czuje do niej mięty. Ach, jaki ten świat walnięty!

Aż mu się przypomniało, jak mu się zeswatać Hisako z Fatgumem zachciało. W ich historii miłosnej działo się tyle szaleństwa, że normalnie skończyłoby się to rozpadem małżeństwem. Na szczęścia znaleźli się trzej panowie, którzy dzięki wspólnej zmowie do spotkania tych dwojga doprowadzili i ich pogodzili. Bo prawda była taka, że Vapor ze strachu ukochanego okropnie okłamała, a przyjaciółkę wykorzystała. I to tylko dlatego, że chciała mu się przypodobać! 

- Boże, z tymi kobietami idzie zwariować!

- Hmm? A to czemu? 

Hawks obejrzał się za siebie i...znalazł się w siódmym niebie. Fuyumi w tak krótkim czasie zdążyła się przebrać w coś bardziej odświętnego i...no cóż...kuszącego. Spodnie zamieniła na błękitną sukienkę przed kolano, koszulkę na sweterek biały, zaś kapcie na buty z obcasem, co cudownie nogi podkreślały. Aż mu skrzydła zaczęły trzepotać, a serce w klacie łomotać. Nie było już mocy na tym świecie, aby mógł odkochać się w tej pięknej kobiecie. 

- Czy coś się stało? - spytało nieśmiało.

Nagle Hawks złapał ją za rękę i pociągnął za sobą do schowka kuchennego, aby wykluczyć prawdopodobieństwo przyłapania niechcianego. Szkoda tylko, że zapomniał klucz przekręcić.

- Czy ty musisz mnie tak nęcić?

- Eee...chyba nie rozumiem?

- Ach, do diabła! Dłużej już wytrzymać nie umiem! - powiedział, nieco zbyt dorośnie - Vapor mi poradziła, żebym Ci wyznał uczucia, gdy przyjdzie odpowiednia chwila. Wzdycham do Ciebie już przeszło cztery lata i poza tobą nie widzę mojego świata. Znaczy, wiesz, Vapor też jest kobietą życia mojego, ale to zupełnie co innego. Jestem zawodowym bohaterem, ale gdy Cię widzę, czuję się totalnym zerem. A to dla tego...że nie spotkałem nikogo równie pięknego. I dobrego. I troskliwego. I wiem, że nie jestem w twoim typie, ale gdybyś choć jedną szansę mi dała...

Dalej nie dokończył, Fuyumi delikatnie w usta go pocałowała. 

Oczywiście, to mógłby być szczęśliwy koniec tego dnia jakże cudownego, ale nie, nic z tego. Gdy się romantycznie całowali, drzwi nagle się otworzyły i zostali przez trzech Todorokich przyłapani. 

Natsuo gapił się na nich z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Natomiast Endeavour znieść ich uczuć nie potrafił i łapiąc biednego blondyna za ramiona, ze spiżarki go wywalił. Fuyumi przerażona ze łzami w oczach na ojca się rzuciła, jednak o własne nogi się potknęła i na leżącego na ziemi Hawksa przewróciła. 

- Mam wrażenie, że z tej całej świątecznej draki, z mojej siostry wyjdą jego pisklaki. - mruknął Shouto.

Widząc furię idola swego, Hawks zdecydował się do odwrotu taktycznego. Ostatni raz ukochaną w czubek nosa pocałował, ściągnął ją z siebie i nim Endeavour dorwać go zdołał i własnoręcznie upiec, przez otwarte okno w kuchni udało mu się uciec. 

Tym czasem trójka przyjaciół miała już za sobą drogi połowę, gdy nagle jakiś złodziej przeciął im drogę. Żadnemu z nich wyjątkowo się ruszyć nie chciało, choć będąc bohaterami musieli to zrobić, prawo tego wymagało. Lecz złodziej niezbyt się od nich oddalił, bo ni stąd, ni zowąd jakiś koleś się na niego z nieba zwalił. 

- Hawks! - zawołali i czym prędzej w stronę wypadku się udali.

Ku nieszczęściu Hawksa, upadek okazał się być srogi, bowiem poskutkował zwichnięciem prawej nogi. Ze złoczyńcą lepiej nie było, bo na stłuczeniu się nie skończyło. Hawks wpadł na niego ze sporej wysokości, łamiąc mu nieopatrznie dwie kości. 

- Jesteś z nieba, mój aniele? - zażartował Nakamura, nogę prawą badając.

- Jeszcze słowo, a nie zostanie z Ciebie zbyt wiele! - wrzasnął Hawks, z bólu palce mu w ramiona wbijając.

W między czasie Hisako dobra i miła, prowizorycznie złoczyńcę opatrzyła. To spotkało się z oburzeniem narzeczonego, który wyglądał na wyjątkowo naburmuszonego.

- Mną się tak nie zajmujesz, gdy zostaję ranny!

- Zajmuję. Nalewam Ci wody do wanny!

- Co ma jedno do drugiego? - zapytał Mefisto zdziwiony.

- Nie chcesz wiedzieć tego. - szepnął mu do ucha Hawks, na policzkach zaczerwieniony. - Raz, raz jeden Vapor się sake upiła i mi sekrety straszne wyjawiła. Sekret wanny jest banalny.

- Aaa? Aaa! O fu! Wyobraziłem to sobie! Moje oczy! Moje oczy! Niech ktoś je kwasem siarkowym zmoczy! 

Dziesięć minut później dwie karetki przyjechały, Hawksa i złoczyńcę do szpitala zabrały. Nim jednak Keigo w aucie wylądował, Hisako klucze do mieszkania podarował. 

W końcu, po ponad dwóch godzinach ratowania dnia świątecznego, dotarli to miejsca najbardziej niebezpiecznego. Do domu Hexa. Jego mieszkanie znajdowało się niedaleko centrum handlowego, gdzie Hex lubił chodzić, bowiem zawsze znalazło się tam coś ciekawego. 

Stojąc przed drzwiami mieszkania jego, Fatgum przeczuwał, że zastaną tam coś złego. I rzeczywiście, gdy tylko Mefisto zapasowym kluczem drzwi otworzył mało na ziemi się nie rozłożył. Z wnętrza buchnął tak potworny smród, że nie Hisako zwaliło z nóg. Każde z nich w jednej ręce prezent trzymało, zaś drugą ręką nos i usta sobie zasłaniało. Tak do środka weszli i...na zawał zeszli. 

Plama wymiocin przywitała ich w holu, w salonie walały się butelki po alkoholu, w całym mieszkaniu unosił się zapach stęchlizny, a w kuchni dodatkowo dało się wyczuć fetor spalenizny. Z łazienki natomiast dochodziły jakieś sapanie i ciche przekleństwa, tak więc cała trójka postanowiła tam zajrzeć, dla bezpieczeństwa. To, co tam zastali, sprawiło, że ten dzień na bardzo długo zapamiętali. Umywalka wyrwana na ziemi w częściach leżała, z toalety jakaś dziwna breja się wylewała, oszklone drzwi kabiny zostały roztrzaskane, a na kafelkach leżały tabletki rozsypane. Hex również spoczywał na ziemi. W tak żałosnym stanie pierwszy raz go widzieli. Mefisto szybko do brata doskoczył, na plecy odwrócił i...znowu się z nim pokłócił.

- Jaaa...jaaa nieestem pijany.

- Nie, no skąd! - fuknął Gentarou - Tyś jest w trupa schlany!

- Hehehe...trupa...

- No i dupa. - skwitowali wspólnie narzeczeni.

Koniec świąt bohaterskich, przedstawiał się następująco. 

Hawks i Fuyumi w szpitalu znów pocałowali się gorąco i razem tam kombinowali, co zrobić, aby członkowie rodziny ich związek zaakceptowali.

Gentarou zaś u Hexa zostać postanowił, aby przypadkiem Hex po pijaku nic sobie nie zrobił. Naprawił co trzeba w łazience, prezenty pod kaktusa w doniczce położył, ogarnął mieszkanie i razem z bratem w łóżku się ułożył. Nie pierwszy raz już ze sobą spali, w końcu żyli razem, od kiedy byli mali. Normalnym też było, że podczas snu głębokiego, Yuurei przytulał się do brata starszego. O dziwo Gentarou nie miał nic przeciwko i świetnie sobie z tym radził, zawsze dawał mu buzi w czoło na dobranoc i po głowie gładził.

Co do Hisako i jej narzeczonego...znowu doszło spięcia i to całkiem sporego. Po powrocie do domu, znów wrócił temat rodziny założenia, którego ona starała się uniknąć jak przez Endeavora poparzenia. Narzeczony próbował ją do dziecka przekonać, ale zapomniał, że była panią kapitan i niedługo potem przez kopniak w przyrodzenie zaczął konać. 


The end.

________________________________________________________________________

Uff, rozdział 1800 słów, cały rymowany ciągiem. Niech ktoś mnie rozjedzie towarowym pociągiem 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro