27. Szefów dwóch.
No cóż, wychodzi ze mnie mój wewnętrzny szatan. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, co tu się stanie. Taki trochę "Dorosły" rozdział. Chicken nugget będzie dziś niegrzeczny.
Informacja o skurczeniu się grupy o jedną duszę doszła do Hisako w szpitalu, gdy pielęgniarka kończyła zszywać ranę nad brwią. Na całe szczęście Mefisto wyszedł wcześniej od niej i nie usłyszał o zaginięciu brata. Dlaczego dobrze się stało? Bo mimo faktu, że obaj byli dorosłymi mężczyznami z wyjątkowym stażem bohaterskim, nadal pozostawali braćmi. A Gentarou już za dziecka bardzo wziął sobie do serca robotę starszego z rodzeństwa. Choć Hex często go irytował i popychał na skraj szaleństwa, to czort nie przestawał się o niego martwić i troszczyć. Dbał o niego zawsze, był u jego boku dzień i noc. Nawet gdy Yuurei nic nie mówił on wiedział, kiedy coś się działo. Bacznie go obserwował, a Hex nie zawsze to zauważał. Hisako czasem żartowała z nadopiekuńczości Mefista, a wtedy on wszystkiego się wypierał, ewentualnie mówił, że przesadza. Ale każdy w ich robocie znał prawdę. A prawda była taka, że Mefisto prędzej sam siebie by zabił, niż pozwolił skrzywdzić młodszego brata. Dlatego właśnie Vapor wolała nie informować go całym zdarzeniu, chciała uniknąć wściekłego diabła, który popadł w obłęd szaleńczej paniki. Panika była w ich zawodzie największym wrogiem.
Mimo wygranej, dzień okazał się totalną klapą. Po Todorokim nadal nie było śladu, Tamaki został ranny, a jeden z jej najbliższych zniknął bez śladu. Co gorsza, musiała wymyślić jakąś bajeczkę, aby okłamać Nakamure i modlić się, żeby to łyknął. Spędziła nad tym całą noc, aby jej opowieść była w miarę wiarygodna, przez co następnego dnia ledwo żyła i myślała.
Następny dzień wyglądał już zwyczajnie. Wstała o siódmej, kwadrans spędziła pod prysznicem, zjadła śniadanie, ubrała się w "Grzeczniejszy strój" i ruszyła na podbój umysłów mniej i bardziej zdolnych uczniów. Ten dzień dydaktyczny różnił się jednak tym, że zajęcia prowadzone były w akademikach, nie w szkole. Było to spowodowane remontem, którym trzeba było potraktować budynek liceum po napaści.
Tak więc klasa Aizawy zebrała się w ogólnodostępnym salonie, gdzie miały odbyć zajęcia. Garstka bardziej przykładnych uczniów zjawiła się nieco wcześniej, dzięki czemu mogli zająć wygodne miejsca na dwóch przeciwległych kanapach. Yaoyorozu, Uraraka, Asui, Iida, Midoriya, Todoroki, Tokoyami i Ojiro naprzeciwko. Pozostałe dwanaście osób zmuszone było rozgościć się na podłodze. Zajęcia rozpoczęły się równo o czasie, kiedy to nauczycielka dołączyła do swoich uczniów. W ramach lekcji Hisako przygotowała swoim uczniom małą niespodziankę, która miała wynagrodzić im stres dnia poprzedniego. Dwudziestu uczniów podzieliło się na cztery grupy pięcioosobowe, aby rywalizować w dwugodzinnym quizie matematycznym z wcześniej przerobionych tematów. Miało to na celu nie tylko trochę ich zabawić i skłonić do polubienia matematyki, ale i przygotować do nadchodzącego sprawdzianu. Rozdała im kartki, napisała kila zadań na wytworzonej przez Yaoyorozu białej tablicy i tak przygotowana rozpoczęła lekcje.
Nie tylko Hisako dawała z siebie od samego rana, Mefisto również był już od rana na nogach. Właściwie od popołudnia dnia poprzedniego. Piekielny patolog jechał z tym koksem przeszło czternaście godzin i nie zamierzał robić sobie przerwy, choć oczy same już mu się kleiły, nogi uginały pod ciężarem ciała, a mózg odmawiał posłuszeństwa. Właśnie otworzył czaszkę klona Hawksa, gdy zadzwoniła komórka. Zmierzły ze zmęczenia i bólu mężczyzna jęknął donośnie i niechętnie sięgnął po telefon ogonem. Nieznajomy numer. Nieco zaskoczony przesunął końcówką po ekranie, włączył tryb głośnomówiący i owijając ogon wokół, przybliżył go sobie do twarzy.
- Halo? - mruknął ochryple, manewrując jakimś przyrządem wewnątrz głowy.
- Hej stary, to ja, Fat! Dzwonię, żeby Ci przekazać, że masz równo o pierwszej masz spotkanie z moimi kumplami z policji. Zadadzą Ci kilka pytań, wyjaśnią kilka spraw i...
- Żartujesz? - przerwał mu Mefisto - Chłopie, pracowałem całą noc! Jak tylko skończę, to wracam do domu i idę spać.
- To nie zajmie długo, serio. Poza tym wiedzą o tej sprawie więcej, niż wy i chcą wam...
- Słucham?! - z zaskoczenia aż za bardzo naciął brzuch pseudo Hawksa, nad którym właśnie pracował. Zamiast prostego, precyzyjnego cięcia wyszła mu jakaś parabola rodem z matematycznego wykresu. - Ja przepraszam bardzo, że unoszę głos i drę Ci się do ucha, ale jakim cudem zwykła policja zna więcej szczegółów i ma nam pomagać?! - wrzasnął, dając nacisk na słowo "Nam".
- Mnie nie pytaj, to wasza sprawa.
- Ale to się, cholera, nijak kurde sensu nie trzyma! Jakim prawem ja się pytam?! Czemu mam zdać się na łaskę policji?!
- Ale nie gorączkuj się tak, facet. Oni nie pomogą wam ze wszystkim. Właściwie pomogą tylko tobie. - zaśmiał się nerwowo Toyomitsu. - Bo widzisz...Oni...Oni już od dawna prowadzą tę sprawę i wiedzą, o co chodzi z tym dziwnym quirk, które próbujesz rozgryźć. Chcą Ci pomóc...
- Że co?! - wydarł się i wbił skalpel w środek zwłok - To ja tu za przeproszeniem zapierdalam po nocach, kroje obecnie mojego kumpla i kminie, jak działa ta popierdolona indywidualność, a ty mi mówisz, że jakaś mierna policja już wszystko wie?! Czy wy sobie ze mnie i mojej patologicznej roboty jaja robicie?! Chłopie, ja tu umieram!
- Haha, zawsze wiedziałem, że starasz się zbliżyć do swoich "Pacjentów".
- Zaraz do nich dołączysz!
- Ooo, czyli jednak wpadniesz?
- Wpadniesz to ty, ale pod koła mojego wozu!
- Masz motor.
- Nieważne! Będę tam o tej pieprzonej trzynastej, ale na boga ostrzegam, że jeśli ktoś mnie wkurzy, nogi z tyłka powyrywam, ręce odetnę, a głowę też urżnę i nabije sobie na szczotkę do kibla. A całą resztę przepuszczę przez maszynkę do mielenia!
Zaraz potem Mefisto rozłączył się, jednak zanim stracili kontakt, na odchodne rzucił całkiem wymyślnym przekleństwem, które Toyomitsu zdążył jeszcze usłyszeć. Mało mu uszy nie zwiędły.
Tym czasem zajęcia klasy Aizawy powoli zbliżały się do końca, co znaczyło, że i quiz miał się skończyć. Zostało ostatnie pytanie, które miało przesądzić o tym, która drużyna wygra. O pierwsze miejsce walczyła drużyna Bakugou, w której skład wchodzili Krishima, Denki, Jirou i Hagakure, oraz drużyna Yaoyorozu, do której należeli Iida, Midoriya, Mineta i Todoroki. To jednak nie znaczyło, że pozostałe grupy mogły sobie już odpuścić, zadanie dotyczyło każdego.
- No dobrze, ostatnie zadanie. Działka pana Yamato ma kształt kwadratu o polu trzydziestu sześciu metrów kwadratowych. Obok niego wprowadziła się jego ex, dlatego Yamato postanowił się od niej odgrodzić. Normalna pensja pana Yamato wynosi sto tysięcy jenów. Policz, ile metrów siatki musi kupić Yamato i ile będzie to kosztować wiedząc, że jeden metr siatki kosztuje jedną dziesiątą połowy jego pensji uszczuplonej o dwadzieścia pięć procent.
- Nie lepiej się jej pozbyć raz na zawsze? Wyjdzie szybciej i taniej. - prychnął Bakugou.
- To się nazywa zabójstwo, Bakugou. - odpowiedział Hisako.
- Ekonomia. - wzruszył ramionami chłopak, śląc bezczelny uśmieszek.
- Moim zdaniem lepiej podziałałaby rozmowa. Zawsze mogą zostać przyjaciółmi! - wtrącił Izuku.
- A może wrócą do siebie! - krzyknęła podekscytowana Hagakure - Czujecie to? Byłoby jak na komedii romantycznej.
- Nie wiem jakie ty komedie romantyczne oglądałaś, ale tak to nie działa. - mruknął jak zwykle ponuro Tokoyami - Coś takiego nigdy nie kończy się dobrze.
- Racja. Koniec to koniec. - przytaknęła Jirou - Wracanie do siebie nie ma sensu i nigdy się nie udaje.
Denki wyszczerzył się jak głupi, nachylił do ucha Kirishimy i zaczął mu coś szeptać najciszej, jak tylko mógł.
- My?! - zawołał skołowany Kirishima, czerwieniąc się jak burak. - Stary, kocham Cię jak brata, ale bez takich!
Wszystkie osiemnaście par oczu pozostałych uczniów zatrzymało się na nich. Obu chłopakom zrobiło się głupio i gorąco, a ich twarze kolorem przypominały włosy Kirishimy. Denki źle dobrał słowa. Mówiąc mu do ucha "Dobrze, że my jeszcze ze sobą nie byliśmy. Mamy jeszcze szansę." zapomniał dodać, że chodziło mu o Jirou. Bez tej kluczowej informacji wyszło, jakoby pałał uczuciami do swojego najlepszego kumpla.
Hisako uśmiechnęła się mimowolnie. Gdyby jej narzeczony, kuzyn i koledzy to usłyszeli, pewnie zaczęliby dusić się ze śmiechu. W końcu tak właśnie skończyła jako narzeczona bohatera BMI. Zaczęło się od zwykłego zauroczenia, potem przyszła seria kłamstw, następnie ogromna kłótnia, aby koniec końców Hex, Hawks i Mefista skleili to wszystko do kupy dynamitem i ciastem. Historia specyficzna, dynamiczna i bardzo komiczna. Szkoda tylko, że jej jako jedynej wyszła ona na dobre, trójka jej przyjaciół nadal pozostawała bez partnerek. O ile o Hawksa się nie martwiła, bo był aż nad to popularny wśród kobiet, tak o przyszłości dwóch braci myślała codziennie. Codziennie modliła się w myślach, aby choć jeden z nich przyszedł na jej ślub i wesele z partnerką. To samo tyczyło się jej kuzyna, jednak miała już przygotowany plan, jak to zmienić. Aizawa miał jej w tym pomóc.
- Wiecie, los bywa przewrotny i nigdy nie można mówić "Nigdy". Czasami cuda się zdarzają i ludzie do siebie wracają. - Hisako aż zaśmiała się wymawiając słowo "Cuda". W ich przypadku był to cud. Cud i święta trójca z diabłem na czele.
- Czy mi się wydaje, czy Pani coś o tym wie, hmm? - zamruczała Uraraka, unosząc znacząco brwi.
- Może. - mrugnęła Yamada, wystawiając psotnie język. Mimo dwudziestu pięciu lat, posady nauczyciela i bycia dowódcą, kiedy tylko mogła, zachowywała się dziecinnie. Tak samo jak kuzyn. Nie mogła jednak długo tak się zachowywać, bo uczniowie weszliby jej na głowę. No i czas im się kończył, dlatego trzeba było wrócić do zadania. - Daje wam pięć minut na rozwiązanie tego zadania. Równo z dzwonkiem oddajecie kartki, a ja sprawdzę wam je na jutro. Do dzieła!
Hisako miała coś w sobie co sprawiało, że uczniowie się jej słuchali. Nawet Bakugou, którym nigdy z nikim nie współpracował. Bez gadania pięć grup zabrało się do pracy, wytężając każdą możliwą szarą komórkę. Gdy czas się skończył, liderzy oddali kartki, oczywiście wcześniej podpisując członków drużyny na kratce. Zaraz potem cała dwudziestka skłoniła się nisko żegnając w ten sposób nauczycielkę.
Następne dwie godziny prowadziła u 1-B, którą potraktowała dokładnie w ten sam sposób, co równoległą klasę. W tej grupie jednak wszyscy szli łeb w łeb i po dwóch godzinach quizu każda drużyna miała tyle samo punktów. Kolejną godzinę miała spędzić z Big Three.
Choć nie dzieliła ją z Suneater'em duża rocznica wieku, to jednak traktowała go jak dziecko. Taishirou wcale jej się nie dziwił, w końcu sam go tak traktował. Oboje zdawali sobie sprawę z jego siły i błyskotliwego umysłu, jednak przez jego nieśmiałość i bojaźliwość ciągle widzieli w nim trzęsącego się i zagubionego chłopca. Często, gdy byli już po pracy i spędzali razem czas rozmawiali na jego temat. Wierzyli w jego siłę, ale bali się, że mógłby nie wytrzymać psychicznie. A to w bohaterstwie sprawa podstawowa. Fat Gum zawsze powtarzał jej, że zrobi z niego wzorowego bohatera. Hisako wierzyła mu na słowo, bo to właśnie on poprawił jej samoocenę i pomógł uwierzyć w siebie. Vapor często wpadała do agencji, żeby wspomóc ich rozmową, no i oczywiście jedzeniem.
W czasie zajęć w szkole pozostawała jednak profesjonalna, nie dając poznać po sobie, że łączy ją z uczniem bliska relacja. Ale nie mogła ignorować faktu, że coś było z nim nie tak, dlatego gdy tylko skończyła z nimi teorię bohaterstwa, zatrzymała go na chwilę w akademiku, kiedy tylko Mirio i Nejire wyszli razem na długą przerwę do stołówki. Hisako usiadła obok niego na sofie w głównym salonie. Byli sami.
- Tamaki, czy coś się stało? Jesteś jakiś nie swój. - spytała, zerkając na niego zmartwiona.
- N-Nie, skąd, wszystko jest w porządku...
- Hej. - powiedziała łagodnie, kładąc mu dłoń na policzku i obracając głowę tak, że musiał na nią popatrzeć. Wyglądał na jeszcze bardziej przygnębionego niż zwykle, co bardzo ją zaniepokoiło. - Tamaki, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, tak? Jestem twoją nauczycielką, jestem tu dla Ciebie.
- Wiem. - westchnął - Po prostu...Muszę coś przemyśleć.
- Rozumiem. - skinęła głową, stając na równe nogi - Ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Jeśli coś Cię trapi, nie wahaj się przyjść do mnie, albo do Taia. On też zawsze Ci chętnie pomoże.
- Wiem. - znowu spuścił głowę.
Vapor czuła, że coś się święci i bała się o niego, ale nie chciała naciskać. Poczochrała go po niesfornych włosach, jeszcze raz zapewniła, że może na nich liczyć i wyszła z akademika, pozostawiając chłopaka samego ze sobą w zupełnie pustym budynku. Będąc na dworze zerknęła na zegarek w telefonie. Było równo wpół do pierwszej, a co za tym szło, spotkanie z policją zbliżało się nieubłaganie. Od celu dzielił ją kawałek drogi, więc szybko popędziła przed siebie, kierując się w stronę centrum.
Zbliżała się godzina trzynasta, gdy wycieńczony Mefisto skończył pracę. Najchętniej położyłby się na podłodze i zasnął, ale niestety, na tym jego dzień się jeszcze nie kończył. Nie uśmiechało mu się spotykać z policją, a już tym bardziej nie w aktualnym stanie. Ledwo trzymał się na nogach, a ubrania na dobre przesiąknęły zapachem siarki i potu. Zerknął na zegarek. Za piętnaście trzynasta. Na całe szczęście komisariat mieścił się niedaleko jego pracy, toteż uznał, że zdąży wziąć prysznic i się przebrać.
Ci, którzy bywali u niego w pracy, a także współpracownicy z działu nie mogli zrozumieć, dlaczego miał w robocie prysznic i szafę z ubraniami. No cóż, specyficzna przypadłość zmusiła go do takich udziwnień. Mył się trzy razy dziennie, w tym w pracy, a czasem nawet przebierał, bo zdarzało mu się ubrudzić czymś podczas sekcji czy innych badań. A Mefisto nie znosił uczucia brudu. Mała plamka na białej koszuli potrafiła doprowadzić go do szewskiej pasji. Nie znosił też skołtunionych włosów, a w przeciwieństwie do brata często takie miał.
Po dziesięciu minutach był już gotowy. Co prawda włosy miał nadal mokre, ale zmył z siebie nieco okropnego odoru. Zagasił światła, zamknął drzwi na klucz i wyszedł na górę po schodach. Znalazł się w dobrze znajomym miejscu - ślepej uliczce, gdzie mieściło się jego miejsce pracy. Nadal był wściekły po rozmowie z kolegą, dlatego zmuszony był zakryć się szczelnie. Siła jego indywidualności zależała też od humoru, więc kiedy był bardzo zły, efekt quirk był bardziej niebezpieczny. Wydawał się wtedy tak bardzo przerażający, że niekiedy ofiary kończyły z zawałem sercem, albo całkowitym zatrzymaniem krążenia. Ale to zdarzało się wyjątkowo rzadko, no i musiał być spełniony jeden warunek, a mianowicie trzeba było mu spojrzeć w oczy. Dlatego też oprócz czarnej maseczki założył ciemne okulary, żeby przypadkiem jakaś staruszka nie kopnęła w kalendarz z jego powodu. Nałożył jeszcze kaptur płaszcza na głowę i tak ukryty w ubraniu udał się w drogę. Ale kiedy tylko wyszedł ze swojej uliczki spotkało go coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Przy latarni, kilka kroków od niego siedział ten sam ogromny wilk, który pomógł im w walce z sztuczną top dziesiątką. Mefisto zrobił tylko jeden krok w jego stronę, a zwierzę odwróciło łeb i spojrzało na niego złotymi oczami.
- Dzień dobry. - przywitała się bestia. Miała bardzo niski, nieco szorstki głos.
- Eee...Witam?
- Masz mi coś do powiedzenia? - spytało zwierzę, stając na cztery łapy.
Mefisto przekrzywił głowę trochę w bok. Wilk uczynił dokładnie to samo. Po chwili mężczyzna zrozumiał, o co chodziło i jak najszybciej chciał wyprostować sprawę. Okropnie czuł się z myślą, że złamał żebra komuś, kto chciał pomóc.
- Przepraszam, że Cię tak zdzieliłem, ale trochę mnie skołowałeś. Bałem się, że zabiłeś nie tego Hawksa co trzeba. Wybacz.
- Przeprosiny przyjęte, choć żebra nadal trochę bolą. - wilk wyszczerzył zębiska w dziwnym uśmiechu. - To co, możemy już iść? Nie chcemy się przecież spóźnić.
Mefisto nie miał żadnego powodu, żeby się sprzeciwiać, toteż bez gadania podążył za zwierzęciem w kierunku komisariatu.
Mefisto znał drogę na komisariat całkiem dobrze, bowiem mijał go w drodze do mieszkania. Zazwyczaj jechał motorem, a jeśli z jakiegoś powodu szedł piechotą, słuchał muzyki. Tym razem jednak pięć minut minęły mu znacznie inaczej, niż zwykle, bo w zupełnej ciszy i prowadzony przez psowate stworzenie, jak jakiś niewidomy. Całą krótką drogę przyglądał zwierzęciu. Pomimo nienaturalnej wielkości, wilk poruszał się z dziwną gracją, jakby poruszał się bo wybiegu. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że być może kiedyś ten ogromny drapieżnik miał coś wspólnego z tańcem, bo tak zgrabnie stawiał kroki. Z drugiej jednak strony jego postawa, ogromne ciało i pokaźne zębiska, które rozgruchotały czaszkę pseudo Hawksa nie pozostawiały wątpliwości, że ów wilk był stwarzał zagrożenie. Co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Po prawdzie, Mefisto trochę bał się dużych psów, dlatego też czuł się bardzo nieswojo w towarzystwie tego policjanta.
Co prawda Mefisto codziennie mijał komisariat policji, jednak z pewnej odległości, dlatego bardzo zdziwił go prawdziwy rozmiar budynku. Kwatera policji miała cztery piętra, prawie w całości była przeszklona, a na parkingu stało co najmniej piętnaście samochodów. Oprócz nich Mefisto doszukał się tego samego wozu opancerzanego, którym wjechali w sztucznych bohaterów. Trochę się zapatrzył na to bogactwo, dlatego wilk delikatnie złapał go zębami za rękaw i pociągnął za sobą do środka. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy po wejściu do środka, to czerwone skrzydła niskiego blondyna w czarnej bluzie. Tym razem Hawks przyszedł jako zwykły cywil, a nie bohater. Dla odmiany stojąca obok Vapor wciąż miała na sobie strój bohaterski.
- Oho, widzę, że mamy już komplet! - powiedział radośnie wilk. - Zapraszam za mną!
- Klucze! - zawołała jakaś policjantka zza sporego biurka, które mieściło się na prawo od wejścia. Po chwili klucze zawieszone na czarnej smyczy leciały w kierunku wilka, który szybko podskoczył do góry, łapiąc pasek w zęby.
Wilk jeszcze raz kazał im pójść za sobą, co tamci zaraz uczynili. Poszli prosto, mijając ogólną kuchnię, w której przerwę spędzali jacyś funkcjonariusze, potem skręcili na lewo, minęli łazienki, aby na samym końcu tego korytarza znaleźć się przy ciemnych drzwiach ze srebrną blaszką, na której widniał napis "Inspektor Kurotsuchi Maki", wyklejony z czarnych literek.
- Eee...Może pomóc z otwarciem drzwi? - spytała grzecznie Hisako, wyciągając dłoń ku psykowi.
- Nie ma takiej potrzeby, Sako. - uśmiechnął się Hawks półgębkiem. Hisako i Vapor doskonale znali ten uśmieszek. Cwaniak coś wiedział.
- Dziękuję bardzo, ale dam sobie radę.
To, co stało się potem, zwaliło biednego patologa z nóg. Sierść zanikła, odsłaniając jasną, gładką skórę. Ogon i trójkątne uszy również zniknęły, łapy zmieniły się w smukłe ręce i długie, zgrabne nogi, zaś pysk przekształcił się w śliczną, delikatną buzię. Złote oczy pociemniały, przybierając ten sam kolor, co długie, kruczoczarne włosy. I w ten oto sposób okazało się, że skopany przez Mefista wilk w rzeczywistości był wilczycą. Kobietą. Diabelnie zgrabną kobietą o uroczym, nieco nieśmiałym uśmiechu.
- Jesteś kobietą?! - wrzasnął zaskoczony Nakamura, który ewidentnie zgłupiał przez ten obrót sytuacji - Boże, czyli uderzyłem kobietę?! Boże, jestem zwyrodnialcem! I jeszcze mówiłem jak do mężczyzny! Aaa, jaki wstyd!
- Ależ spokojnie, nic się przecież nie stało. - kobieta położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się łagodnie, jakby próbowała go uspokoić - Każdy kto spotyka mnie w tej formie mylili mnie z mężczyzną. To przez ten głos. Nie był Pan pierwszy.
- Złamałem Ci żebra!
- Wyzdrowieję. - zapewniła go, po czym wsadziła klucz i otworzyła drzwi. - Teraz zapraszam do środka.
Biuro było całkiem spore, jak na jedną osobą. Naprzeciwko drzwi stało szklane biurko, na nim komputer i jakieś biurowe papiery, zaś po drugiej stronie trzy krzesła, co świadczyło o tym, że kobieta wszystko wcześniej przygotowała. Z boku stał natomiast fotel, na którym przesiadywał sobie...zielony kameleon. Hisako, Gentarou i Takami zajęli miejsca na krzesłach, a brunetka usiadła na skraju biurka, zakładając nogę na nogę. Mefisto cieszył się, że zdecydował się zakryć twarz, bo w przeciwnym wypadku mógłby wyjść na ostatniego idiotę, rozdziawiając tak usta. Nadal nie mógł wyjść z szoku po tym, co stało się chwilę temu.
- Na początek może się przedstawię i wyjaśnię co nie co, bo pewnie cała ta akcja była dla was zupełną nowością. - zaczęła kobieta - Nazywam się Kurotsuchi Maki, jestem inspektorem, zajmuję się rozpracowywaniem grup przestępczych i tak się składa, że od pół roku prowadzę sprawę pewnej grupy złoczyńców.
- Mamy rozumieć, że to ta sama grupa, która napada na licea bohaterskie, tak? - Vapor bardziej stwierdziła, aniżeli zapytała.
- Zgadza się. - skinęła głową. - Mój znajomy pracuje w waszych szeregach i podczas rozmowy wyszło, że prowadzimy równocześnie tę samą sprawę. Stąd moja propozycja. Chciałabym podjąć z wami współpracę. Wiemy trochę więcej od was, jednakże nie moi ludzie są tak dobrze przeszkoleni jak bohaterzy oddziałów specjalnych i w razie walki mogliby mieć kłopoty. - kobieta spojrzała znacząco na Yamade - Godzi się Pani na to, Pani kapitan?
- Skąd ty...
- Jakiś rok temu Fat się upił i mi wszystko wyśpiewał. Mało to odpowiedzialne z jego strony, ale cóż, stało się. Swoją droga słyszałam, że za niedługo bierzecie ślub! Moje gratulacje!
- D-Dziękuję? - odparła niepewnie Hisako - A co do sprawy, to bardzo chętnie skorzystamy z pomocy.
- Cudownie! Ilu ma Pani ludzi?
- Czworo, z czego jeden jest chwilowo...nie...nieosiągalny.
Vapor bała się, że gdy tylko skończy wypowiadać to zdanie, jej przyjaciel rzuci się na nią z serią niewygodnych pytanie. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Mefisto siedział cicho, nie dając po sobie żadnych oznak życia. Nawet ogonem nie machał, stał w miejscu.
Co się z nim stało? Ano to, że dał się fantazjowaniu o pięknej czarnowłosej damie siedzącej przed nim na biurku. A to wszystko przez kabaretki, które miała na sobie. Przeklinał w myślach siebie i swoją słabość do tej konkretnej rzeczy. W dodatku skórzana spódniczka i biała koszulka bez rękawków tak pięknie na niej leżały. Wstyd mu było przyznać, ale wolałby, żeby leżały na ziemi. Ona sama natomiast mogła by leżeć na biurku. Pod nim.
- Czy stan twojego ogona jest wprost proporcjonalny do wnętrza twoich spodni? - szepnął mu do ucha Hawks, jedną ręką zasłaniając usta, a palcem drugiej dźgając ogon. Był sztywny i nieruchomy.
- Spadaj, bo jak Ci...
- Nogi z tyłka powyrywam, ręce odetnę, a głowę też urżnę i nabije sobie na szczotkę do kibla? A całą resztę przepuszczę przez maszynkę do mielenia? - zachichotała Maki - Toyomitsu prawie zszedł na zawał. Mam nadzieję, że już się Pan na mnie nie gniewa za to nieporozumienie podczas walki. Nie nabije mnie Pan szczotkę do toalety, prawda?
Mefisto pokręcił szybko głową, a Hisako i Hawks uśmiechnęli się do siebie znacząco. A potem Hakws palnął najgorszym możliwym tekstem, głupotą godną Hexa.
- Odnoszę wrażenie, że chętnie by to zrobił. - mruknął pod nosem - Ale nie koniecznie na szczotkę do kibla. Bardziej na...
Nie zdążył dokończyć, bo Mefisto rzucił się na niego, chcąc go jak najprędzej uciszyć i uniknąć dalszej kompromitacji. Obaj panowie wylądowali na ziemi, szarpiąc się i przekrzykując wzajemnie. Znali się dobrze już kilka lat, dlatego dobrze znali swoje czułe miejsca. Hakws ciągnął za czerwony ogon, natomiast Nakamura wbijał szpony w skrzydła. Turlali się po podłodze waląc tu i tam i zrzucali się nawzajem. Finalnie większy, starszy i lepiej zbudowany Gentarou znalazł się nad nim i przygniótł do ziemi. Ale Hawks anim myślał przegrać. Wysłał jedno ze swoich piór i perfidnie wbił mu tyłek. A temu wszystkiemu przyglądały się Hisako i Kurotsuchi.
- Czy tak jest zawsze? - spytała czarnowłosa inspektor, wskazując na nich palcami.
- Przez większość czasu. - westchnęła Hisako - Gorzej, jak do tego doda się Hexa.
- W takim razie już się cieszę. - powiedziała rozradowana kobieta i wyciągnęła ku niej rękę - Cieszę się, że będziemy mogły razem działać. Liczę na owocną współpracę!
Yamada odwzajemniła uśmiech i uścisnęła jej dłoń. Nagle Kurotsuchi sięgnęła do kieszeni spódniczki i wyciągnęła z niej mały prostokątny przedmiot. Hisako przyjęła go z niemałym zdziwieniem i przycisnęła jeden jedyny guzik. Na ekranie pojawiła się jakaś dziwna na mapa, a zaraz potem mała, mrugająca czerwona kropeczka.
- Czy to jest...
- Nasza zaginiona duszyczka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro