26. Plan martwego bohatera!
Nie tylko ognisty i wiecznie wściekły Endeavour potrafił rozpętać prawdziwe piekło i sprawić, że walka robiła się naprawdę gorąca. Vapor też to umiała, choć rzadko można było dostrzec. Tym razem jednak nadarzyła się ku temu okazja. Wręcz musiała ją wykorzystać. Dla dobra cywilów, uczniów, przyjaciół, ale i jego, Endeavoura, którego nie tylko szanowała i podziwiała, jako nauczyciela, ale i kochała, bo to jego od dziecka nazywała wujkiem.
To on pozbierał ją do kupy, gdy rodzice nie wrócili z nocnego patrolu.
To on podzielił się z nią rodziną, gdy rodzina kuzyna nie była gotowa ją jeszcze przyjąć.
To on splótł jej losy z Hawksem.
Nie było mowy o tym, żeby go sobie odpuściła. Nie mogła. Co by poczuł obecny tam Shouto? Jak patrzyliby na nią jej przyjaciele, Natsuo i Fuyumi? Co powiedziałaby najbliższa koleżanka matki, ciocia Rei? Straciłaby ich? Może tak, a może nie, ciężko powiedzieć, w końcu znała ich sytuację rodzinną całkiem dobrze. Ale i tak ich kochała, wszystkich. Endeavour nie był wyjątkiem.
Ale Endeavour dał jej coś jeszcze, coś, czego nie dał jej nikt inny, nawet instruktorzy na szkoleniu do oddziałów specjalnych. Upór. A tym razem uparła się jak diabli, żeby ochronić uczniów i przywrócić bohaterów do normalności. Miała zamiar ich uratować, choćby nawet łamiąc im kości i tłukąc łby.
I tak też zamierzała zrobić, jednak gdy tak obie grupy pędziły na siebie, nadeszły pewne zmiany. A właściwie nadjechały, w postaci sporej ciężarówki opancerzonej, która wjechał w nadbiegającą top dziesiątkę, potrącając ich i odrzucając na kilka dobrych metrów. Grupa U.A zatrzymała się momentalnie, wpatrując się w wóz jak w największy dziwactwo na świecie.
- Hit them baby one more time! - zawołała radośnie kobieta wysiadająca od strony pasażera.
Present Mic zsunął okulary nieco z nosa i uśmiechając się szeroko, zerknął na nowo przybyłą bohaterkę. Szykowała się najgłośniejsza, najlepsza walka w jego całej karierze. Inaczej widział to natomiast Aizawa, bo o ile z jednym drącym się kolegą dawał sobie radę, tak z drugą paplą i notorycznie chichrającą się babą było już ciężko.
- Mic! I Mój przyszły mąż, który jeszcze nie wie, że będzie moim mężem! Co tam słychać? Podobno zamawialiście wsparcie, więc oto jesteśmy!
- Prosiliśmy o wsparcie? - Mefisto odwrócił głowę w stronę Vapor, miała jeszcze bardziej zdziwioną minę od niego samego. Była równie skołowana co reszta. Pierwszy raz w karierze zdarzył jej się taka niespodzianka, bo zwykle wszystko było idealnie zaplanowane.
Z samochodu zaczęli wysiadać ludzie. Nie byli to bohaterowie, a policja. Wszyscy ubrani na czarno, z solidnymi kamizelkami kuloodpornymi, kominiarkami i kaskami, na których spoczywały gogle. Każdy z nich trzymał sporą broń. Było ich całkiem sporo. Hisako miała już przyjemność pracować z takim oddziałem. Z wyglądu przypominali nieco antyterrorystów, jednak różnili się kwalifikacjami.
Hisako chciała sie już odezwać, ale wtem ostatni członek wyskoczył z samego tyłu pojazdu. Vapor spotkała wielu różnych bohaterów i członków służb bezpieczeństwa, ale ten był wyjątkowy. To był ogromny, czarny pies policyjny!
- Czy to jest...burek? - zapytał niepewnie Mefisto, lekko przechylając głowę.
Trójkątne ucho zwierzęcia drgnęło. Bestia odwróciła głowę w jego kierunku i wyszczerzyła śnieżnobiałe kły. Tak, wyszczerzyła, ale nie był to grymas złości, a uśmiech, a przynajmniej tak to wyglądało.
- Czemu wszyscy myślą, że jestem psem? Jestem wilkiem! - zaśmiało się zwierzę. Miało bardzo niski głos.
- Bo policja pracuje z psami, nie wilkami. - powiedział jeden z policjantów.
- Hmm, w sumie prawda. No cóż, chyba skazano mnie na bycie psem.
Nagle z góry runął Hawks, najpierw spadł na dach samochodu, aby po chwili zsunąć się z niego i paść na drogę, tuż obok kół auta. Drugi Hawks natomiast wylądował na ziemi spokojnie, choć trzymając się za ramię. Kurtka w tamtym miejscu przesiąknęła już krwią.
- Nic Ci nie jest? - zapytał Hisako.
Blondyn odwrócił się do niej i uśmiechnął lekko. I wtedy stało się coś, czego żaden z bohaterów nie przewidział. Wilk rzucił się na Hawksa i powalił go na ziemię. Nim Hisako zdążyła zareagować, bestia objęła jego głowę szczękami, które następnie zacisnęła. Krzyk bohaterów i trzask miażdżonej czaszki mieszały się ze sobą, tworząc mrożący krew w żyłach mieszankę. Zwierzę zeszło z jego ciała i z obrzydzeniem wypluło kawałki ciała i całe mnóstwo krwi.
Mefisto, który dotychczas stał i patrzył, doskoczył do zwierzęcia i z całej siły kopnął w brzuch, wysyłając wilka na samochód. Momentalnie wszystkie karabiny skierowano na Nakamure, jednak on miał to gdzieś. Bestia zaskomlała i zakasłała krwią.
- Odbiło Ci?! - krzyknęła Joke, wyskakując z samochodu. W mgnieniu oka znalazła się między drugim Hawks'em, a policjantem.
- Co wy sobie do cholery myślicie?! Najpierw wpierniczacie się w nie swoją sprawę, a potem jak gdyby nic mordujecie jednego z nas?! Posrało was?!
- To nie był prawdziwy Hawks!
- A co jeśli jednak był?! - dołączył Mic.
- N-Nie był. - jęknął ktoś. Hawks powoli zaczął zbierać się z ziemi, wspierając się na kolanach i zgiętych w łokciach rękach. - Matko, jak mi grzmotnął. Chyba poczułem jak mi mózg w czaszce podskakuje.
Kątem oka Hisako zauważyła, jak marionetki powracają do gry. Zaczęli wstawać z ziemi, niezgrabnie i powoli. Postanowiła przejąć grupę policji i połączyć ją ze swoją. Najpierw jednak musiała ukarać jednego ze swoich ludzi. Przywołała do siebie Mefista, po czym na oczach wszystkich kopnęła między nogi. Jego krzyk był tak niemiłosierny, że sam Present Mic musiał zatkać uszy.
- Przechodzą nam z pomocą, a ty tak traktujesz jednego z nich?! Myślisz, że ktoś z takich służb byłby na tyle głupi, żeby zrobić coś takiego, bez upewnienia się, że ma rację?! Jesteś głupi! A teraz zbierz się do kupy i idź napraw to, coś narobił!
Mefisto nie przepadał za rozzłoszczoną Vapor. Była wtedy przerażająca. Tym razem jednak postanowił jej się postawić, bo bardziej od strachu czuł złość. Nie cierpiał, gdy policja pakowała się w ich sprawy. Ogólnie nie znosił policji z osobistych powodów.
- Nie jestem weterynarzem. - warknął.
- Nie mój problem. Zajmij się nim. To rozkaz. - powiedziała twardo.
Mefisto wstał z kolan, stając naprzeciw niej. Przez chwilę patrzył na nią zza maski. Nie uśmiechała się, a spojrzenie miała surowe. Wiedział, że nie wygra, dlatego westchnął tylko i pobiegł w stronę auta.
Vapor szybko przeanalizowała sytuację. Z dwóch Hawksów zrobił się znowu jeden, ale Beast Jeanist nadal miał kopie. Dodatkowo, skoro zabito jednego Keigo, to znaczyło to, że pozostali nie byli prawdziwymi bohaterami, którymi sterowano, a ich klonami. Takie miała przynajmniej przeczucie. Miała nadzieję, że się nie pomyliła.
- Kto jest waszym dowódcą? - zapytała.
- Inspektor Kurotsuchi, którego ten pajac skopał. - odparł jeden z policjantów. Był wyraźnie rozzłoszczony. Hisako wcale mu się nie dziwiła.
- Jakie mieliście rozkazy?
- Jesteśmy wsparciem. Część z nas miała zostać z wami, a część zabrać stąd uczniów i zapewnić im bezpieczeństwo. Samochód przewiezie trzydzieści osób.
- Świetnie. W takim razie powierzam panu naszych uczniów. Dwadzieścia dzieciaków. Proszę się nimi zająć i zabrać w bezpieczne miejsce.
- Zrobi się!
Vapor szybko rozdzieliła obowiązki. Mic, Eraser, Hawks, Joke i Drug Quenn mieli pozostać z nią, zaś Cementoss i Vlad King w towarzystwie dwóch policjantów wrócić do U.A..
Joke i Hawks dołączyli do swojej grupy, zaś Mefisto złapał za przednie łapy wilka i zaciągnął go na chodnik, żeby przypadkiem ich nie rozjechano. Zaraz potem Cementoss wzniósł najpierw wysoki mur prowadzący od schronu do samochodu, a potem zniósł jedną ze ścian, za którą ukryto uczniów. Vlad wskoczył za mur i zaczął wyprowadzać licealistów wraz z jednym z mężczyzn. Uczniowie byli mniej lub bardziej zestresowani. Zadawali mnóstwo pytań, jednak słuchali się każdego ich słowa. Szli za ścianą dość szybko, jeden za drugim. Jedyny Bakugou zwlekał. Wiedział, kto pozostał na placu boju. Nie to, że się martwił, po prostu był ciekaw jego zdolności. Vlad dojrzał go, złapał za materiał na ramieniu i pociągnął za sobą w stronę samochodu, narzekając pod nosem na jego nieodpowiedzialne zachowanie. Wszyscy uczniowie po kolei wchodzili przez tylne wejście do samochodu, zajmując miejsca na dwóch ławkach naprzeciw siebie. Klasa A po prawej stronie, zaś klasa B po lewej. Nauczyciele weszli jako ostatni i zamknęli drzwi. Vlad uderzył dwa razy w ścianę, dając w ten sposób znać kierowcy, że są gotowi. Samochód ruszył. Jak na wielki, opancerzony tir był całkiem szybki.
Gdy samochodu nie było już w zasięgu wzorku, Vapor poleciła grupie wsparcia ochronę cywilów, w końcu byli w miejscu publicznym i to dość ruchliwym. Zdążyli zjawić się też zwykli funkcjonariusze. Zabrano przechodniów i skryto ich w znajdujących się tam kawiarniach i sklepach, w tym kwiaciarni, którą odwiedził Hex. Całe ich zadanie polegało na tym, by chronić cywilów, pilnować, aby nikt nie wkroczył na teren walki i nie przeszkodził bohaterom.
U boku Vapor stanęło sześciu bohaterów, zaś za Endeavourem ośmiu.
Hisako uśmiechnęła się i zacisnęła palce ręce na kastetach. Choć było ich mniej, to dostali przewagę, jakiej inni bohaterowie zwykli nie dostawać. Nie musieli się martwić, aby nie przesadzić. Wręcz przeciwnie.
- Do boju.
I znowu obie grupy ruszyły na siebie.
W innej części miasta, bo na terenie liceum grupa działająca pod poleceniami drugiego Nakamury wcale nie miała lepiej. Chwilę po tym, jak rozpoczęto drugą rundę w mieście, U.A zostało napadnięte, jednak nie przez marionetki, a zorganizowaną grupę.
Zaczęło się od tego, że jakiś wóz wypełniony bombami wjechał w salę Gamma, gdzie klasa Suneatera miała mieć akurat zajęcia. Budynek zawalił się całkowicie, pozostawiając za sobą jedynie gruz. Na całe szczęście stało się to w czasie przerwy i nikogo jeszcze tam nie było. To jednak nijak nie zrzuciło ciężaru z zestresowanych bohaterów, bo niedługo w stronę ze szkoły zaczęli wybiegać uczniowie. Nadjechała również inna furgonetka, oczywiście bez rejestracji, z której wylało się mnóstwo bandziorów. Hex, który siedział na dachu czym prędzej przeszedł przez dach, lądując w środku. Wpadł między masę dzieciaków biegnących w panice przez korytarz. Panika tak nimi owładnęła, że nawet nie zauważyli, jak przenikają przez jego ciało. Hex ruszył w przeciwnym kierunku. Dym unosił się w zamkniętym pomieszczeniu, drażniąc niemiłosiernie gardło i nos. Biegnąc przed siebie, Hex zauważył jak Ectoplasm kieruje uczniów w stronę wyjść ewakuacyjnych.
- Widziałeś, gdzie się to stało?! - zawołał, gdy miał już minąć.
- Klasa 3-A! Do końca i w prawo!
Hex skinął głową i przyśpieszył. Kilka sekund wpadł do klasy, której drzwi już nie było. W środku natomiast znalazł dwie osoby. Wielki, muskularny rudzielec trzymał jednego z uczniów za gardło i przyciskał do ściany. Chłopak nie potrafił uwolnić się z uścisku. Z kącika ust ciekła mu ślina, a oczu łzy. Widział już go kiedyś w agencji Fat Guma. Hex postanowił nie bawić się w jakieś głupie gierki i od razu wskoczył do ciała mężczyzny, przejmując nad nim całkowitą kontrolę. Puścił chłopaka i nim zdążył upaść złapał go w ogromne ramiona. Dymu było coraz więcej i ciężej było mu oddychać. Mniej też widział. Wybiegł z klasy z chłopakiem na ramieniu i popędził w stronę wyjścia.
Kluczową część planu mógł uznać za zakończoną sukcesem.
Hex nie był głupi, ani tym bardziej naiwny. Dzień, w którym spotkali się u brata, aby Taishiro powiedział im coś więcej o dziwnej pieczęci czyniącej z ludzi bezmyślne kukiełki, Yuurei domyślił się, że ktoś robi im specjalnie pod górkę. Mieli szpiega. To nie było zwykłe przeczucie, to była pewność. Ktoś specjalnie pozwolił, aby Fat podał im fałszywą informację. Toyomitsu sam przyznał, że podsłuchiwał rozmowę. Był wtedy w ich bazie, o czym świadczył fakt, że odebrał telefon, stojąc obok członka grupy informacyjnej. Jakim sposobem wszedł do ich bazy bez Hisako? Tylko ona mogła go tam wprowadzić, a przecież była wtedy w szkole. No i wreszcie jak podsłuchał rozmowę. Przecież wiedząc o jego obecności, nikt nie pomyślałby nawet o powiedzeniu tak ważnej informacji. Poza tym ktoś, kto posiadałby wiedzę na ten temat, od razu poinformowałby o tym resztę, a nie czekał, aż pojawi się pierwszy przypadek. Ktoś chciał, żeby Fat to usłyszał i przekazał dalej. Ktoś grał przeciwko nim.
Oczywiście nie powiedział nikomu o swojej teorii, a były ku temu dwa powodu. Po pierwsze, gdyby powiadomił o tym kogokolwiek, wieść o tym obiegłaby wszystkich specjalistów, w tym tego, który grał na dwa fronty. To by był duży błąd. Dopóki jegomość czuł się niewidoczny, wykonywał ruchy. Im więcej ich wykonywał, tym pewniej się czuł, a im pewniej się czuł, tym bardziej się odsłaniał. Proste. Nauczyła go tego sama Hisako. Drugim powodem było to, że dzięki temu zagraniu otwierał sobie furtkę. Skoro nikt nic nie wiedział, mógł w tajemnicy pracować na własną rękę, co bardzo lubił. Większy zasób informacji i większej świadomości sprawiało, że czuł większą władzę. Wiedział o czymś, o czym inni nie wiedzieli. W przeciwieństwie do brata, miał drapieżną naturę i lubił od czasu do czasu dać upust sadystycznym zapędom. A tu nagle pojawia się ktoś, kogo można obrać sobie za cel, złapać, zmiażdżyć i jeszcze dostać za to pochwałę. Byłby głupi, gdyby nie skorzystał.
Kolejnym ruchem było załatwienie wsparcia. Tu pojawił się problem, bo załatwić po znajomości mógł tylko kogoś z szeregów specjalistów, jednakże tej samej nocy, gdy przyłożył bratu ostrze do gardła, zdarzył się cud. Skontaktowała się z nim pewna policjantka, znajoma, którą poznał szwendając po kampusie uczelni brata. Ich relacja była bardzo, ale to bardzo skomplikowana i utrzymywana w tajemnicy przed Mefistem. Okazało się również, że i policja interesowała się sprawą człowieka zmieniającego ludzi w marionetki. Wiedzieli jeden szczegół więcej, od specjalnych bohaterów, ale o tym Hex akurat nie miał pojęcia.
Hex wpadł na plan skrajnie niebezpieczny i wyjątkowo tępiony we wszystkich oddziałach. Postanowił działać na własną rękę. Dlatego zrobił to, co zrobił.
Gdy tylko wybiegł z budynku zauważył, że każdy miał już ręce pełne roboty. Mount Lady zdecydowanie miała problem z warunkami, bo nie dość, że brakowało jej miejsca, to jeszcze musiała uważać na uczniów. Nie leniła się jednak, trzymała w garści kilku, a może kilkunastu bandziorów. Beast Jeansit starał się krępować i odbierać ataki jednocześnie, co szło mu ciężko. W pewnym momencie jakaś wyjątkowo brzydka kobieta w obcisłej kiecce wycelowała pistoletem w jego plecy i pociągnęła za spust aż pięć razy. Na całe szczęście Fat wyskoczył w odpowiednim momencie i zasłonił go. Pech chciał, że jego żółte oczy namierzył uciekającego Hexa, który zapomniał, że ma na ramieniu jego stażystę.
- Tamaki?! Ty draniu, zatrzymaj się!
Ale Hex ani myślał, musiał w końcu udawać złoczyńcę. Pędził przed siebie jak szaleniec. Był przekonany, że ktoś o masie Toyomitsu go nie dogoni. Nie docenił narzeczonego swojej przyjaciółki. Fat złapał go ramię, odwrócił i przywalił z całej siły w twarz. Hex upuścił chłopaka i przeleciał kilka metrów, wpadając na bramę. Trochę do zaćmiło. W obcym ciele odczuwał ból podwójnie. Hex musiał jednak szybko oprzytomnieć, bo wściekły blondyn już na niego szarżował. Dosłownie w ostatnim momencie zrobił unik, co prawdopodobnie uratowało gościa w którym siedział przed operacją plastyczną twarzy. Hex zerwał się na równe nogi i ruszył w stronę furgonetki, którą przybyli złoczyńcy.
- Odwrót! - wrzasnął, wskazując palcem na samochód.
Widać gość, którego ciało przejął cieszył się szacunkiem wśród kolegów, bo złoczyńcy o dziwo porzucili dalszą walkę i ruszyli za nim. Nie wszyscy zdołali dotrzeć do pojazdu, ale Hex i kilku innych uratowali się.
W mieście sytuacja była natomiast cały czas napięta, choć trzech wrogów udało się zgładzić. Wash został rozcięty przez dwa największe pióra Hawksa, Yoroi Musha pozbawiony głowy przez ostrza Vapor, a bohater z szóstego miejsca uduszony bronią Aizawy. Został Eneavour, Best Jeanist, Kamui Woods, Edgeshot, Miruko i smocza bohaterka. Sześcioro na pięcioro. Postanowili się rozdzielić. Present Mic wziął Miruko, Eraser Beast Jeanista i Woodsa, Joke Edgeshouta, a Hawks i Drug Qeen zajęli się smokiem. Zaszczyt pokonania bohatera numer jeden przypadł Vapor. Choć z doświadczenia wiedziała, że będzie to wyjątkowo ciężka i niebezpieczna walka, Vapor widziała dla siebie szansę. Zauważyła, że cała dziesiątka walczyła zupełnie inaczej, niż zwykle. W głównej mierze opierali się na swoich indywidualnościach, ale robili to prostoliniowo, bez żadnych sztuczek czy specjalnych ruchów. Spostrzegła to na samym początku, gdy Miruko atakowała Joke i dała się zajść od tyłu przez Drug Queen. Miruko, bohaterka z niesamowitym słuchem! Problem jednak pozostawał, bo mógł usmażyć ją na odległość. Dlatego Hisako grać na zwłokę i zaczekać na Aizawę, aby jej pomógł.
Choć walczył przeciwko kobiecie i to dość ładnej, Present Mic w ogóle nie cackał się z Miruko. Właściwie pozwalał sobie na więcej niż zwykle. Może próbował się popisać? Może chciał pokazać Aizawie, że w cale taki prosty nie był? Nie wiadomo. Pewnym było natomiast, że pomimo wad, bębenki Miruko nadal były wrażliwsze od innych. No i Mic był bardziej napalony walcząc niż zwykle. Gdy ona wysyłała w jego stronę pięści i kopniaki, on unikał ich zgrabnie i blokował je. Cały czas się cofał. Nie robił tego jednak bezmyślnie, o nie. Miał diabelnie dobry plan. Pamiętał, że chwilę przed napaścią mijali ślepą uliczkę. Postanowił ją tam zaciągnąć. Odskakiwał, unikał, blokował ją długo i dokładnie. Kilka metrów od celu postanowił nakręcić ją bardziej i walnął ją w nos, a następnie popędził w stronę alejki. Miruko oczywiście za nim. Widząc to Mic uśmiechnął się szatańsko pod wąsem i skręcił w lewo. W alejce nieco zwolnił tak, aby mogła go dogonić. Uciekał przed nią, biegnąc prosto na murowane zakończenie uliczki. Miruko przyśpieszyła. Miała go niemal na wyciągnięcie ręki. I wtedy Mic wykonał ruch, który wymyślił, gdy bawił się kiedy z Hisako. Rozpędzony wbiegł na ścianę i odbijając się od niej, wykonał salto do tyłu, lądując tuż za plecami kobiety. Ta zdążyła się tylko odwrócić, a Mic złapał ją za ramiona i przycisnął jej plecy do muru, trzymając najmocniej jak mógł.
- To będzie ciężkie brzmienie, złotko.
Po tych słowach wydarł się najgłośniej, jak tylko mógł. Ponieważ był to jego najpotężniejszy ryk, a odległość między nimi właściwie żadna, głowa Miruko praktycznie eksplodowała. Mur i okna budynków również nie przeżyły tego wrzasku.
Eraser też nie radził sobie najgorzej, choć dwóch na jednego to nie małe wyzwanie. W pewnym momencie udało mu się złapać szalem Beast Jeanista, ale przez to odsłonił się z tyłu na atak Woodsa, który już wysyłał w jego kierunku swoje drewniane, zabójcze ramię. Na szczęście zjawił się Mefisto, tym samym ratując Erasera przed nadzianiem. Może i Mefisto pracował w mniej niebezpiecznych warunkach, jednak w walce wcale nie odstawał. Złapał mężczyznę i szarpnął, przyciągając go tym samym do siebie, szybko wyjmując nóż, który miał przytwierdzony do pasa. Gdy Kamui wleciał na niego, Mefisto wbił ostrze dokładnie w serce. Krew spłynęła mu pod ręce, brudząc też strój. Po chwili wyciągnął narzędzie z jego klatki piersiowej i puścił go. Potem przeszedł do skrępowanego blondyna i jednym, precyzyjnym cięciem rozciął mu gardło, chlapiąc krwią nie tylko na siebie, ale i Aizawę.
- Fuj. - wzdrygnął się Eraser, ścierając szalem krew z twarzy.
- Fuj? - Mefisto zerknął na niego zza maski - Jak myślisz, że te kilka kropel jest obrzydliwe, to wyobraź sobie, co czułem, gdy podczas sekcji wyszło, że zostawili nam w trupie bombową niespodziankę. Miałem wtedy otwarte usta.
Eraser wzdrygnął się jeszcze raz, wywołując u Nakamury śmiech. Jego reakcja bardzo go bawiła. Długo jednak nie odpoczęli, zostało jeszcze trzech bohaterów. Ruszyli wspomóc Hawksa i jego towarzyszkę, bo problem mieli nie mały.
Joke wyjątkowo nie było do śmiechu. Owszem, wiedziała, że to nie byli prawdziwi bohaterowie, ale nie potrafiła ich zabić, to nie leżało w naturze bohatera. To było sprzeczne z tym, w co wierzyła. Jej dar nie działał też na Edgeshota, co dodatkowo utrudniało walkę. Ona cofała się, próbując uniknąć ciosów, a Edgeshot coraz szybciej wysyłał w jej kierunku pięści i kopnięcia.
- Joke, padnij! - zawołał ktoś za nią.
Gdy Joke kucnęła, uciekając jego pięści, padł strzał. Zaraz potem padł Edgeshot, martwy, z dziurą w głowie.
- Żyjesz? - zapytał Aizawa, unosząc gogle. Unoszące się włosy znów opadły na ramiona, a oczy na powrót stały się czarne. Musiał anulować quirk, ale nie to nie on trzymał broń.
- T-Tak. Dzięki.
- Nie mnie dziękuj.
Joke popatrzyła za siebie. Znalazła odpowiedź na swoje pytanie. Szef policji wrócił do swojej ludzkiej postaci i wystrzelił kulkę.
- Nie daj się tak Joke! To tylko marionetki!
W odpowiedzi skinęła głową. Wstała, otrzepała się i razem z Aizawą pobiegła pomóc reszcie.
Vapor walczyła bez chwili oddechu, a i tak Todoroki zdawał się nietknięty. Co gorsza, Aizawa musiał pomóc przy ogromnej, smoczej bestii. Ciężko było jej skupić na walce, gdy słyszała krzyki kolegów. Trzeba było coś robić, najlepiej upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Unikając kolejnych ognistych ciosów, Hisako zaczęła rozglądać się za jakimś wyjściem z tego szaleństwa. To niestety zabrało część jej uwagi, co przypłaciła potężnym kopniakiem w bok od Todorkiego. Ten kopniak odrzucił ją na spory kawałek i zatrzymała się dopiero na drzwiach jednego sklepu, waląc porządnie głową. Hisako potarła tył głowy. Miała mokro pod palcami. Gdy zerknęła na dłoń zobaczyła krew. Choć kręciło jej się głowie, musiała wstać. Ale gdy tylko to zrobiła, poczuła okropny ból, który niemal ponownie ściął ją z nóg. Tym razem zerknęła na bok. Nie wyglądał dobrze, a i ciężko się jej oddychało. Liczyła się ze złamanym żebrem, może nawet i uszkodzonym organem. Todoroki kroczył już w jej stronę. Cały płonął. Hisako miała już zacząć wątpić w wygraną, ale wtem, tuż za plecami mężczyzny dostrzegła swoje wybawienie. Małe, czerwone, niepozorne wybawienie. To momentalnie dało jej pomysł, jak można wykończyć sztucznego bohatera.
Przy chodniku po drugiej stronie stał sobie hydrant, a kilka kroków dalej słup elektryczny. Idealnie połączenie, aby usmażyć komuś łeb. Vapor ruszyła pędem przed siebie. To samo zrobił Endeavour. Gdy dzieliło ich już tylko kilka kroków, Todoroki odchylił rękę do tyłu, celując w jej głowę. Hisako uśmiechnęła się zadziornie, odpięła metalową obręcz z nadgarstka, lekko przechyliła się bok i robiąc wślizg tu obok jego lewej nogi, przypięła mu ją do kostki. Ta obręcz była częścią jej ekwipunku. Wychodziła z niej metalowa linka, do której przypięty był jeden z kastetów. Vapor szybko zebrała się na nogi i czym prędzej popędziła w stronę auta. Ale Todoroki ani myślał przegrać. Szarpnął nogą i wywrócił szarowłosą na ziemię. Wciąż trzymała kastet w ręce.
- Leżeć! - Hisako usłyszała za sobą ten sam niski głos. Przekręciła się na brzuch, chcąc upewnić, że stało się to, co podejrzewała. W istocie, ogromny wilk znowu wykorzystał swoją masę i wielkość i wywrócił mężczyznę, przygniatając go do ziemi. Zwierzę uniosło na chwilę łeb. - No już! Rób co masz robić! Przytrzymam go!
Hisako postanowiła porzucić pomysł z oblewaniem go wodą i od razu przejść do konkretów. Z niemałym wysiłkiem dobiegła do słupa, wycelowała i ostrzegając nowego znajomego przed nadciągającym porażeniem, cisnęła ostrzem w linki przeprowadzające prąd. Bestia zeskoczyła z mężczyzny, w ostatnim momencie unikając porażenia. Endeavour nie miał tyle szczęścia, natychmiast zaczął się trząść i rzucać po ziemi, jak ryba pozbawiona wody. Gdy jego włosy zaczęły dymić, Hisako uznała, że wystarczy.
- Hawks! Przetnij moją linkę!
- Moment! Bawię się teraz w rycerza, co musi smoka pokonać!
- Jedno pióro Cię nie zbawi! A jak Mefisto ma coś z niego wyciągnąć, to lepiej, żeby Endeavour nie zamienił się spaloną grzankę!
- Hola, hola! Ja mam jutro urlop! - zawołał oburzany Nakamura.
- Hawks! Bo nie będzie żadnych kurczaków!
- Aaaa! - jęknął bardzo donośnie i ostentacyjnie. Zdecydowanie miał już dość tego dnia. - Dobra! Masz to pióro!
W mgnieniu oka małe, szkarłatne piórko rozcięło linkę łączącą kastet z obręczą na nodze. Endeavour jeszcze trochę się potrząsł, po czym zastygł w bezruchu. Chwilę później miasto zatrzęsło się, jakby właśnie doświadczyło trzęsienia ziemi. Grupie Hawksa udało się powalić smoka i wykończyć go. Vapor odetchnęła z ulgą. Miasto było już bezpieczne. Dosłownie czuła, jak rozwiązuje jej się związane na supeł serce.
- Ha! Nieźle nam poszło! - zawołał Hawks, nadlatując. Reszta już za nim biegła.
- Tak, dobra robota. - przyznała Yamada.
Potem zaczęło się rutynowe kończenie sprawy. Wkroczyła policja.
Gdy przesłuchiwano światków, opatrywano ewentualnych rannych i zabezpieczano miejsce zdarzenia, grupa bohaterów była już w drodze do szpitala. Nikt nie wyszedł z tego bez szwanku, nawet Mic, który dołączył do walki ze smoczą bohaterką jako ostatni, dostał porządne lanie.
Vapor skończyła ze złamanym żebrem, urazem głowy i lekkim poparzeniem na boku. Sińców i zadrapań nie liczyła. Mefisto po zmieceniu przez smoka ogonem i wleceniu na samochód złamał rękę, a drugą poważnie ranił, bo wbiła się patowo w szybę. Hakws miał również uraz głowy. Prócz tego ogołocił się z piór i wyglądał jak nieopierzony kurczak. Przez najbliższe dni nie był uziemiony. Młoda bohaterka z oddziału Hisako wyszła najlepiej, bo tylko z obdarciami i podbitym okiem. Aizawa podobnie jak skręcił kostkę i połamał trzy palce w prawej ręce. Najgorzej jednak miał szef policji, któremu Mefisto złamał trzy żebra.
I zapowiadało się na to, że złamie ich jeszcze więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro