Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Rytm martwego serca.

Po prawie miesiącu, mój laptop wrócił do żywych! Alleluja! Czekam na lincz, za tak długą ciszę. Jestem gotowa, zasłużyłam.

W nocy, gdy Vapor i Fat wrócili do siebie, a Mefisto już spał, jego brat znowu się obudził. Był dokładnie trzecia, a przynajmniej tak twierdził zegarek stojący na szafce przy łóżku. Hex nie do końca mu wierzył, bo choć za oknem nadal było ciemno, dało się usłyszeć ćwierkanie kosa. Wątpliwości natomiast nie miał co do miejsca, w którym się znajdował. Znowu wylądował w łóżku brata, choć samego Mefista nie wyczuł, ani nie dostrzegł. Po kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu minutach leżenia na boku zrozumiał, że już nie zaśnie. Postanowił wstać. O dziwo nie było to już takim problemem, jak poprzednim razem. Nawet ani razu się nie zachwiał w drodze do drzwi. 

W salonie, jak w sypialni, również unosił się zapach siarki, z tą różnicą, że był o wiele silniejszy. Hex nie miał cienia wątpliwości, że jego straszy brat wybrał noc na kanapie, niż w swoim własnym łóżku. Pomimo ciemność, Yuurei dokładnie wiedział, jak dojść do kanapy i przy okazji się nie zderzyć ze stołem, krzesłami, czy innymi meblami. Nim jednak skierował się do brata, zdecydował się na wycieczkę do aneksu kuchennego. Nie był on duży, raczej skromny, ale bardzo mądrze i wygodnie urządzony, tylko niewielki blat, nad nim szafka, a pod cztery szuflady. Oczywiście mała lodówka, na niej mikrofalówka i piekarnik połączony z piecykiem. Hex bywał w tym mieszkaniu nie raz, dlatego dobrze wiedział, czego gdzie szukać. Od razu stanął przy blacie, na którym wciąż stały cztery szklanki, a następnie złapał uchwyt pierwszej od góry i przyciągnął do siebie, wysuwając nieco szufladę. Jako specjalista, Hex nauczył się dostrzegać choćby zarysy rzeczy, pomimo mroku. Bez chwili zawahania chwycił rękojeść największego noża kuchennego, zasunął szufladę i zawrócił, kierując się w stronę sofy.

O czym myślał? W zasadzie o niczym ciekawym. Było tyle powodów, dla których chciał zrobić to, co chciał zrobić, że nawet nie zastanawiał się, czy było to dobre, czy złe. W sumie i tak nie widział dokładnej różnicy między tymi dwoma stronami. Biel i czerń, zło i dobro, to zawsze zlewało mu się i mieszało razem. Strachu nie czuł, bólu też nie za bardzo, nie wiedział nic o współczuciu, więc jak miałby rozróżnić dobro od zła? Widział różnice tylko, gdy pracował, ale nie dlatego, że tak czuł, ale dlatego, że tak go nauczono. Polegał tylko na normach przyjętych przez społeczeństwo, często ich nie rozumiejąc. Kierował się regułami, choć nie zawsze ich przestrzegał. Tak jak brat i słynny Stain zdążył już splamić swoje bohaterstwo cudzą krwią. Jego ofiara nawet nie zdążyła przyjść na świat. Podczas jednej akcji, kiedy szarpał się z jakąś wysokiej rangi bandytką, Hex odepchnął ją z taką mocą, wylądowała na drodze. Pamiętał wszystko. Pamiętał, jak wstawała z kolan, jej przekrwione oczy, szaleńczy śmiech, szeroki, dziki uśmiech i zapach krwi, ściekającej po czole. A potem był już tylko przeciągłe trąbienie, pisk, trzask i jej gorąca krew na jego bladej skórze. Niby wypadek, niby nieszczęśliwe zdarzenie losu, że akurat wtedy nadjechał rozpędzony tir, ale jednak. Jednak przyczynił się do jej ich śmierci. Tak, Hex zabił dwoje ludzi, ale jednym z nich nie był kierowca. Podczas sekcji Mefisto odkrył, że owa kryminalistka spodziewała się dziecka. Po tym zdarzeniu w agencji zrobiło się głośno, a sam Hex był przez pozostałych ludzi traktowany jak ostatni drań, a nawet gorzej. Porównywano go nawet do najgorszych złoczyńców. Jak się z tym czuł? Z całą pewnością nie czuł żalu względem tej kobiety, ani jej dziecka. Nie potrafił. Było mu za to jakoś dziwnie źle z myślą, że brat patrzył na niego jakoś inaczej, że Hisako musiała bronić przed napadami innych współpracowników. 

Choć Hex nie czuł ani współczucia, ani strachu, wiedział, czym była samotność. Nie lubił tego, wręcz nienawidził bycia pozostawionym samemu. A to właśnie działo się w jego życiu. Hisako wychodziła za mąż, co znaczyło, że prędzej czy później odjedzie z zespołu. Mefisto natomiast skupił się na jednym z uczniów, Bakugou, który też swoje przeżył. Jak go nie obserwował, tak notorycznie gadał o tym, jak mu go jest żal. To z kolei doprowadzało do szału Hexa, który nie potrafił zrozumieć, czemu jego brat tak bardzo wczuł się w sprawę i chciał młodemu pomóc. 

W końcu stanął przed sofą. Patrzył z góry na brata beznamiętnie. Gentarou spał nieruchomo na plecach, oddychając powoli i spokojnie. Kanapa była dość spora, więc nogi mógł spokojnie wyprostować. Jedną rękę trzymał na brzuchu, zaś drugą położył sobie pod głową. Hex powoli zaczął unosić rękę, w której trzymał nóż. Po chwili ostrze spoczywało na czarcim gardle. Wystarczyło lekkie pchnięcie, albo przejechanie czubkiem w bok, aby zakończyć żywot brata. W tamtej chwili Hex zrozumiał, jak dziwne było życie. Trzeba było dwojga ludzi i dziewięciu miesięcy, aby stworzyć nowe, ale jednego i dosłownie chwili, by raz na zawsze je komuś odebrać. 

- Jeśli nie masz zamiaru mnie pochlastać, to przynajmniej ogarnij mi to. - wymruczał nagle zaspany Mefisto, wskazując palcem na małą, kozią bródkę. Efekt nie golenia się przez tydzień. 

- Jeszcze nie wiem, czy zabiję. 

- Pomóc Ci zdecydować? - zapytał obojętnie, otwierając prawe oko. 

- Nie. - odparł Hex, opuszczając dłoń. Chwilę później nóż upadł na ziemię.

- Czyżbyś przypomniał sobie, że beze mnie nie miałbyś jak wracać po pijaku z klubów?

Na twarzy Hexa pojawił się delikatny uśmiech.

- Taa, coś w tym guście. - odpowiedział - No dobra! Miło było, ale idę się jeszcze przespać! Branoc! 

Już się obrócił na pięcie, już miał zrobić pierwszy krok, gdy nagle coś chwyciło go za nadgarstek i przekręcając w bok, pociągnęło w dół. Hex wylądował na swoim bracie, przykrywając go praktycznie całym swoim ciałem. Nim zdążył chociażby podnieść głowę z jego ramienia, Mefisto objął go, zamykając w ciasnym, niemal duszącym uścisku. Przez dłuższą chwilę tkwili tak nieruchomo, Hex spięty i skołowany, a Mefisto spokojny i rozluźniony. Po jakimś czasie Hex poczuł na swojej głowie jego ciężką, sporą dłoń, która niemal od razu zaczęła gładzić mu włosy.

- Nie wiem, co się dzieje, ani dlaczego, ale jeśli tylko dasz mi szansę, to Ci pomogę. Słowo. - wymruczał mu do ucha, nie przestając głaskać go po głowie - Możesz tego nie czuć, ani nie wiedzieć dlaczego tak jest, ale kocham Cię i nic tego nie zmieni, nawet ty. Nieważne, jak bardzo byłbyś wredny, jak bardzo niezrozumiały, ja i tak będę przy tobie. Nie zostawię, choćbyś co noc groził mi nożem. Dlatego proszę, proszę Cię Yuurei, daj sobie pomóc. Jeśli nie chcesz, nie mów, ale chociaż daj mi sygnał, czy jakąś wskazówkę, a resztę zrobię ja, obiecuję. Nie chcę Cię stracić, Yuurei. Nie mogę. 

Yuurei. To słowo zawsze wzbudzało w nim jakieś uczucia. A może tylko ich resztki, z których i tak już nic nie dało się stworzyć? Kto wie?

No cóż, tego akurat Hex nie wiedział. Wiedział natomiast, że już wkrótce brat nie będzie musiał zaprzątać sobie głowy jego problemami, bo znikną. Znikną razem z nim, ich właścicielem i kreatorem. 

Ale do tej chwili miał jeszcze trochę czasu i chciał go jak najlepiej wykorzystać, dlatego wtulił się w niego bardziej, dotykając czubkiem nosa skóry szyi. W tamtej chwili zapach siarki nie był już odorem, a aromatem, który podziała jak najlepszy lek uspakajający. Dzięki niemu znowu zrobił się senny. 

- Dobranoc, braciszku. 

- Śpij dobrze, młody. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro