Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. (Nie)Nieśmiertelny.

Zajęcia w liceum U.A trwały w najlepsze. Klasa Aizawy siedziała na lekcji angielskiego, 1-B miała praktyczne zajęcia z wychowawcą i Vapor, a Ectoplasm maltretował klasę Shinsuo objętością i wymiarami pola walca. Shinsuo marzył, żeby jakikolwiek walec wjechał do sali i skrócił jego cierpienia. Kilka sal dalej, w bibliotece Mirio, Amajiki i Nejire próbowali wspólnymi siłami rozwiązać problem życiowy Wertera z książki ,,Cierpienia młodego Wertera.''. Po wielu próbach i motywacyjnych gadkach skapitulowali. Amajiki zaczął płakać w kącie, Nejire zemdlała z nadmiaru zupełnie niezrozumiałego tekstu, a Mirio rzucił się jak pięciolatek na ziemię z krzykiem, bowiem on, Lemilion przegrał swoją pierwszą walkę. I to nie ze złoczyńcą, ale lekturą szkolną. Na całe szczęście jakaś dobra dusza cały czas obserwowała ich zza regału i po jakimś czasie zjawił się Cementoss. Co prawda uczył literatury współczesnej, ale preromantyzm również nie był mu obcy. 

Tą dobrą duszą, która uratowała trzecioklasistów był nie kto inny, jak Hex. Jeśli chodziło o obserwowanie i pozostawanie niezauważonym górował nad kolegami z grupy. Jego dar pozwalał mu na wiele, a już szczególnie szpiegowanie. Był w tym perfekcyjny. Gorzej z wyciąganiem informacji podczas przesłuchań, ale od tego akurat była Coax, której pocałunek działał niczym serum prawdy. Ale i ktoś tak silny, przebiegły i wyprawiony w bohaterstwie jak Hex miał swoje słabe strony. Choć był zabawny i otwarty, w ogóle nie szło mu nawiązywanie głębszych relacji. Nie licząc brata i Vapor, Hex nie miał z kim gadać. Drug Queen miała dopiero skończyła dwadzieścia lat i nie miał z nią wspólnych tematów, zaś z Coax ograniczała się do roboty. On i ona nie specjalnie za sobą przepadali, choć nadal tworzyli świetny zespół. Hisako i Gentaoru byli świadomi jego samotnego życia, jednak nie zawsze byli w stanie poświęcić mu wystarczającej ilości uwagi. A Hex potrzebował jej bardzo, ale to bardzo dużo. To był właśnie główny powód upierdliwego zachowania mężczyzny. Po prostu bez roboty zostawał sam na sam ze sobą, a wtedy wariował. Dokładnie jak dziecko. 

Wraz z dzwonkiem na lunch, Hisako przyszła z sali treningowej do głównego budynku szkoły. Kierował się do toalety dla nauczycielek. Idąc korytarzem wzdłuż kolejnych klas, Yamada zastanawiała się, czy byli na dobrym tropie w sprawie Endeavoura, którą przejęła grupa z wywiadu. Chwilę przed dzwonkiem dostała wiadomość od innego specjalnego bohatera, co działo się z Todorokim przed tym, jak znalazł się w swoim biurze. Nie wiadomo jednak było czy był to prawdziwy on, czy może już złoczyńca. Aby to sprawdzić, Vapor postanowiła wysłać jednego ze swoich ludzi, aby zebrał zeznania. W tym celu właśnie szła do łazienki, bo nie było tam kamer, a tylko ona, Recovery Girl i Midnight mogły z niej korzystać. 

Gdy tylko Hisako weszła do środka, jej oczy od razu zatrzymały się na walających się po ziemi ubraniach. Biała koszula, Hakama i bransolety z łańcuchami leżały w tak dużej odległości od siebie, że pomyślała, jakoby ich właściciel przy okazji rozbierania się urządził sobie jednoosobowy konkurs na rzut w dal ubraniem. 

- Ja nigdy nie zrozumiem, jakim cudem ty i Gentarou jesteście braćmi. On zawsze składa ciuchy w idealną kosteczkę, sprząta po sobie, myje się trzy razy dziennie i jest taki szarmancki. 

- Matkę mamy tą samą, ale ojców innych, od co. Składa ciuchy w kostkę, bo ma za małą szafę, żeby pozwolić sobie na syf, sprząta po sobie, bo na medycynie wymagali sterylności i weszło mu to w krew. Myje się trzy razy dziennie, owszem. Rano na rozbudzenie, po południu, bo wali trupem i siarką, a wieczorem w gorącej wodzie, żeby mu się lepiej spało. A jeśli chodzi o szarmanckość to wiedz, że mam to gdzieś! - zawołał ze środkowej kabiny. 

- Ale porządku już zachować nie potrafisz. - zauważyła - Hex, jesteś moim najlepszym kumplem, ale błagam Cię, postaraj się choć trochę wydorośleć. Martwię się, że jak tak dalej pójdzie, nie znajdziesz sobie dziewczyny.

- Nie potrzebuje dziewczyny. Starczą mi serowe chrupki, soczek pomidorowy i laptop. 

- Nie chcesz się zakochać? 

- Już się zakochałem. W serowych chrupkach, soczku pomidorowym i laptopie. - odparł - Lepiej mi mów, po co wysyłasz mnie po cywilnemu do miasta? I gdzie? 

- Potrzebuję, żebyś poszedł do kwiaciarni, która mieści obok gimnazjum Aldera. Podobno Endeavour był tam dzień przed tym wszystkim. Idź tam, wypytaj o niego i wróć do akademika.

- Absolut nicht! Ich bin keine frau!

- Nie mam pojęcia co powiedziałeś.

- Ist mir egal! Fick dich!

- Cudnie. Słuchaj, gdyby nie było to ważne, nie kazałabym Ci się tam fatygować. Ale to jest bardzo, bardzo ważne. Kwestia życia i śmierci Endeavoura!

- Vapor, to, że jakiś koleś zrobił się na Endeavoura nie znaczy, że coś mu się stało. Może wziął sobie wolne nikomu nic nie mówiąc i wyjechał na drugi koniec kraju cieszyć się życiem. Wzięłabyś i zrobiła to samo, zwłaszcza, że wolnością cieszysz się już tylko cztery miesiące. Potem ślub, dzieci i zostajesz kurą domową! Kokokokokoko!

Vapor z niedowierzaniem gapiła się na wciąż zamknięte drzwi kabiny. Hex po raz kolejny powalił ją swoim zachowaniem na łopatki.

- Wiesz, że ślub praktycznie nic nie zmienia? Nadal będę bohaterką i twoim kapitanem.

- Och, czyżby? To chyba jako twój najlepszy kumpel i wierny członek drużyny muszę Cię lojalnie uprzedzić, że twój przyszły mąż zdecydował już za Ciebie. Bo widzisz, gdy byliśmy ostatnio na ramenie, powiedział, że wolałby, żebyś po ślubie, który jak to ujęłaś ,,Praktycznie nic nie zmienia'' rzuciła robotę w specjalnych oddziała i została nauczycielką. 

- Słucham?!

- Słuchaj, słuchaj, bo jeszcze nie skończyłem. Wiadomo, on roboty nie przeniesie, w końcu ma własną agencję. Dlatego zgadnij, kto musiałby rzucić robotę po raz drugi. Tak, zgadza się, ty! Poza tym nie wiem czy wiesz, ale zdążył już wybrać imiona dla waszych jeszcze nie zaplanowanych dzieci. Chyba nie zadziwię Cię jeśli Ci powiem, że wszystkie pochodzą od produktów spożywczych i nazw dań. 

- A-Ale...Ja jeszcze nie mogę mieć dzieci! Nie wiem czy w ogóle się nadaję się na matkę!

- No wiem, co nie? Też mu to powiedziałem! A potem zabrał mi ramen i wylał go na głowę...Dobra, uwaga, wychodzę! - drzwi otworzyły się, a Hex w całej swojej cywilnej okazałości stanął naprzeciw niej. 

Jako wieloletnia koleżanka z pacy i zaręczona już kobieta, Hisako potrafiła zachować zimną krew i nie przejąć się jego nowym wyglądem, czego zapewne nie dokonałaby żadna inna kobieta. Jako Hex mężczyzna prezentował się raczej groźnie i odstraszająco, natomiast jako Yuurei Nakamura wyglądał...zupełnie inaczej. Niby zmienił tylko ubrania, ale efekt końcowy był zaskakująco powalający. Dopiero te ubrania podkreślały jego prawdziwą sylwetkę, którą zwykł kryć za za dużym strojem. Miał na sobie czarną, skórzaną kamizelkę, a pod nią ciemną, siatkową koszulkę, która niespecjalnie skrywała dobrze zbudowany, umięśniony tors i brzuch. Spodnie również ze skóry, w tym samym kolorze co kamizelka, które podtrzymywał solidny łańcuch, do którego ogniw przyczepione miał kilka rzeczy w tym dwa pęki kluczy i scyzoryk i Tanto. Wszystko dopełniały buty, wysokie, ciężkie, glany z białymi sznurówkami. 

- Ja rozumiem, że masz swój styl, ale masz wzbudzać zaufanie, anie odstraszać.

- Ano właśnie, że te ciuchy to część planu!

- Planu? - powtórzyła nie dowierzając i krzyżując ręce - Zatem oświeć mnie, na czym polega twój plan.

- Otóż moja droga szefowo, do was kobiet trzeba podejść taktycznie. Każdy wie, że lecicie na silnych buntowników. Dlatego też mam zamiar owinąć sobie tę laskę z kwiaciarni wokół palca i wycisnąć z niej wszystko co wie! 

- Cudnie. A powiedz mi jeszcze proszę, skąd posiadłeś taką wiedzę o kobietach?

- Jak to skąd? Czytałem w fanfickach i oglądałem telenowele! 

- I mówisz, że to już sobie zaplanowałeś? To wyjaśnij mi proszę, jakim cudem to ukartowałeś, skoro dowiedziałeś się o swojej misji raptem chwilę temu? 

- No właśnie po to, żebyś zadała mi serię pytań, żebym mógł odwlec w czasie tę głupią misję! 

- Źle to rozegrałeś. - odparła i wskazała placem za siebie na drzwi - Teraz zapraszam do wyjścia. 

Mijając ją w drzwiach, Hex nie omieszkał ukazać swego wielkiego niezadowolenia. Na odchodne rzucił jej chłodne spojrzenie i zawarczał coś pod nosem, za co dostał lekkiego kopniaka w tyłek. Vapor popełniła błąd. Zapomniała, jakim draniem był Hex i jak bardzo kochał się mścić. A potrafił to robić najlepiej na świcie.

Oczywiście jak na złość, kiedy wychodził, akurat zabrzmiał dzwonek. Nale wszystkie drzwi otworzyły się, a z klas zaczęli wysypywać się uczniowie w ilości hurtowej. Hex starał się nie zwracać uwagi na spojrzenia nastolatków, ani nie skupiać się na szeptach jakie dobiegały jego uszu. Najgorsze były dziewczyny, bo ile chłopcy przyglądali mu się z ciekawością, tak one plotkowały i wpatrywały się w niego w jakiś dziwny sposób. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego sławni ludzie często narzekali na swoich fanów. W pewnym momencie, gdy od wyjścia ze szkoły dzieliło kilka metrów, jakaś rozpędzona dziewczyna wpadła na niego, odbiła od jego torsu i w hukiem wylądowała na podłodze. Normalnie wyminąłby ją bez słowa, ale że wszyscy zatrzymali się i skupili na nich, Hex postanowił ten jeden raz pomóc. 

- Powinni wprowadzić wam jakieś zasady ruchu korytarzowego, albo chociaż jakąś sygnalizację świetlną. Zarąbista kraksa. - mruknął i łapiąc jej nadgarstek, podciągnął ją do góry, stawiając na nogi - Cała jesteś?

- Tak, dziękuję. Bardzo przepraszam. 

- Nie przepraszaj. Jak Ci na imię?

- Em...Yaoyorozu Momo. Czemu Pan pyta?

- Żebym wiedział komu wpisać uwagę i pałę za zachowanie! Haha! Nara młoda!

Biedna Momo najpierw zastygła skołowana całą sytuacją, a potem wpadła w histerię. Zaczęła płakać, przepraszać i krzyczeć. Oczywiście działo się to na korytarzu pełnym uczniów, którzy również zgłupieli. To, czego Hex już nie zauważył wychodząc ze szkoły to to, że wszystkiemu przyglądał się Aizawa. Erasera aż pięści świerzbiły. O niczym tak nie marzył, jak zedrzeć mu głupi uśmieszek z wiecznie uradowanej gęby. 

Całą drogę Hex zastanawiał się, co będzie z przyszłością ich drużyny. W przeciwieństwie do reszty, praca była dla niego wszystkim, bo jako jedyny nie miał życia prywatnego. Brata nie liczył, bo jego miał zawsze. Zastanawiał się, jak to się stało, że jako jedyny nie miał co robić w wolnym czasie. Mefisto miał swój motor i Pamelę, Coax hobbystycznie uczęszczała na kurs gotowania, a najmłodsza Drug Queen prowadziła aktywne życie towarzyskie, chodząc ze znajomymi na karaoke, czy do klubów. On natomiast nie miał ani hobby, ani przyjaciół, z którymi mógłby wyjść chociażby na piwo. Oczywiście, Vapor, Fat i Mefisto zawsze służyli mu pomocą, ale nie tego chciał. Pragnął ciągłej uwagi, której brat zaczął mu odmawiać. Najbardziej cięty był jednak na Hisako, której nie mógł przebaczyć zaręczenia się. Nie chodziło o to, że się w niej podkochiwał, oj daleko było mu od tego. Chodziło o coś zupełnie innego. Nie chciał, aby wychodziła za mąż, bowiem to stanowiło zagrożenie dla ich drużyny. Groziło im rozpadnięcie się. Dlatego też Hex postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i skłócić narzeczonych. A tak się złożyło, że w rozmowa w szkole dała mu ku temu świetny pretekst. 

Niestety, swój iście diabelski plan musiał odłożyć na później, najpierw praca. Po dłużącym mu się już spacerze, w końcu dotarł pod wskazany adres. I ku jemu zaskoczeniu nie był tam sam. Los sam podsuwał mu okazje do zniszczenia związku Vapor. Taishiro, jak zwykle kila razy większy od przeciętnego człowieka, właśnie wychodził z kwiaciarni. On również funkcjonował jako cywil, ubrany w luźne spodnie z dresu i ciemną bluzę, której kaptur ciasno okrywał mu głowę. 

- Hej! Co tutaj robisz? - spytał, podchodząc do drzwi, w których stał blondyn.

- Ach, już jesteś! Sako zdążyła już do mnie zadzwonić i powiedzieć, że tu wpadniesz. Co tu robię? Kazała mi wziąć dzień wolny, żeby załatwić ostatnie sprawy związane ze ślubem. Musiałem wlec się z mojego miasta aż tutaj, bo uparła się na kwiaty właśnie stąd. A ty co tu robisz?

- Praca. Ale mnie też zwolniła na jeden dzień, więc może poczekasz chwilę, ja szybko to załatwię i pójdziemy coś zjeść?

- Wiesz, że nie odmówię! - zaśmiał się mężczyzna, uśmiechając się od ucha. - W takim razie pójdę jeszcze do sklepu obok, bo Sako znowu zapomniała kupić płynu do prania. Przysięgam, że jak jeszcze raz o nim zapomni, to zacznę wlewać jej kosmetyki. To do zobaczenia! 

- Tak, tak. Do zobaczenia! - odpowiedział. Ale gdy tylko Taishiro się zaczął odchodzić, Hex nie mógł powstrzymać uśmiechu. Cieszył się na myśl, jak pięknie się zachowa wobec kolegi. Bo przecież uświadamianie kogoś o zdradzie, to kumpelski obowiązek.

Wchodząc do środka sklepu, Hex zastanawiał się, z jakim typem świadka będzie miał nieprzyjemność rozmawiać. Najbardziej nie lubił taki, co to wczuwali się i mówili więcej, aniżeliby sobie życzył. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, wciągnął głęboko powietrze. Tyle różnych kwiatowych zapachów mieszało się ze sobą, aż go na chwilę odurzyło. Ale nie tylko to wywarło na nim wrażenie, cały wystrój przypadł mu do gustu! Było tam prosto i naturalnie. Nie dostrzegł nikogo, więc postanowił rozejrzeć się. Ściany, z których zwisały doniczki z kwiatami, były w kolorze ciemnej zieleni, co idealnie współgrało z ciemnobrązową podłogą. Po prawej, jak i lewej stronie stały wazony z bukietami, luźno włożonymi kwiatami, a także kolorowe pudełka ze wstążkami i papierem. Jednak to, co przykuwało najwięcej uwagi, to białe biurko z ciemnym blatem. Hex podszedł bliżej i oparł się rękami. Było zimne i mokre, ale tak pięknie pachniało jakimś mchem i różami, które akurat leżały tam związane czerwoną tasiemką. Hex wziął je do ręki, jednak po zaraz potem puścił, wsadzając sobie do ust ukłuty palec. 

- Mogę w czymś Panu pomóc? - Hex spojrzał przed siebie. Oczywiście, kobieta. Co gorsza, bardzo, ale to bardzo ładna. Jej ciepły uśmiech i czułe spojrzenie sprawiło, że przeszedł go dziwnie przyjemny dreszcz. Kobieta zaśmiała się i ujmując jego palec, wysunęła mu go z ust. - Teraz chyba lepiej, co?

- Eee...chyba tak. Chciałem...eee...zamówić bukiet na ślub przyjaciółki! 

- Świetnie! Z czego miałby być? - spytała, wyciągając spod lady notesik.

- Najlepiej trujący bluszcz. - odparł szybko.

- Napiszę piwonie i hortensje. Dołączyć karteczkę?

- Poproszę.

- Co napisać? 

- Jakieś wymyślne przekleństwa i groźby. I proszę na końcu dopisać ,,Hisako, ty zdradziecka mendo, udław się tym swoim mężem.''

- Och, czyli Pan też na ślub do Pani Yamady? 

- Zacznie się ślubem, ale zakończy się stypą. Już ja tego dopilnuję. - mruknął, krzyżując ręce. - Aa! Prawie zapomniałem. Poproszę jeszcze bukiet dla koleżanki. Obojętnie jaki.

- Proszę bardzo.

Kobieta zabrała się do pracy, a Hex bacznie się temu przyglądał. Dokładnie widział, jak przy schylaniu się po kwiaty w wazonie, zagarniała długie, brązowe włosy za ucho i jak wsuwała delikatne dłonie między kolczaste łodygi róż. Robiła to bardzo sprawnie. Zabrała jeszcze kilka zielonych listków i trzy gerbery, a następnie położyła je przed sobą na stole i zaczęła swoją pracę. 

- Słyszałem, że ma Pani wielu ważnych klientów. Podobno Endeavour kupuje tu kwiaty dla żony. W ogóle słyszała Pani, że coś się z nim stało? 

- Tak, trudno pominąć ten temat, kiedy wszyscy o tym mówią. Od klientów wiem tylko tyle, że zaniknął trzy dni temu, a jakiś złoczyńca podszył się pod niego i wkradł się do jego agencji. To jak pchanie się w paszczę lwa. Jestem ciekawa, gdzie on jest w takiej chwili? Nie sądzę, żeby ktoś był w stanie mu coś zrobić. 

- Ja też nie. Pewnie wyjechał gdzieś i nawet nie ma pojęcia o tym, co się stało.

- Hmm, być może. Był u mnie dzień wcześniej, przyszedł chwilę przed zamknięciem. Hawks też z nim był. Chciał kwiaty dla żony. Pamiętam, że Hawks poganiał go. Mieli iść do jakiegoś baru, czy coś takiego. Wiedział Pan, że Endeavour ma takie dziwne znamię na policzku? Nie widziałam dokładnie co to było, płomienie zasłaniały, ale wyglądało to dość nietypowo. 

Po usłyszeniu tej ostatniej, ale kluczowej informacji Hex nie miał wątpliwości do tego, co się stało. Już dzień wcześniej Endeavour został jedną z marionetek! Ale jak Hawks, człowiek o sokolim wzorku, zawsze czujny tego nie zauważył? 

- Nie podoba mi się to...

- Ojej, bardzo Pana przepraszam. Już poprawiam.

Hex wyrwany z zamyślenia wrócił do swojej rozmówczyni, napotykając jej smutne oczy. Ależ ona miała piękne oczy! Duże, błyszczące, blado różowe. Jak piwonie. 

- Nie, nie, jest śliczny! Przepraszam, zamyśliłem się! Chodziło mi o Endeavoura! - Hex próbował się wytłumaczyć, machając przy tym nerwowo rękami. 

Po kilku minutach przekonywania zmartwionej kobiety, że wszystko było w porządku, mógł spokojnie zapłacić. Położył pieniądze na ladzie, zabrał bukiet i pomaszerował w stronę wyjścia. Dokładnie w chwili, gdy naciskał klamkę, kobieta zwróciła się do niego ostatni raz, z prośbą o podanie imienia i nazwiska, aby mogła zapisać je do zamówienia. Zrobił to, a ona z niedowierzaniem powtórzyła jego imię. Pożegnała go mówiąc, że idealnie do niego pasuje. 

Na zewnątrz czekał już na niego Taishiro, stał po drugiej stronie ulicy pod sklepem, machając mu wielką ręką. Hex unosił już rękę, żeby mu odmachać, gdy nagły, potworny ból głowy ściął go z nóg. Hex upuścił bukiet i zatoczył się, padając na kolana na samym środku chodnika. Ból narastał, wywołując wrażenie miażdżenia czaszki. Czuł, jak coś ciekło mu z nosa. Wkrótce na chodniku pojawiły się pierwsze krople krwi. Co gorsza zrobiło mu się niedobrze i powoli tracił kontakt ze światem. Przestał nawet słyszeć. W momencie gdy miał się osunąć i uderzyć głową o bruk, ktoś objął go i przechylił do tyłu, kładąc głowę na czymś dużym i całkiem miękkim. Hex już ledwo widział, wszystko było rozmazane i jakby zamglone. Powieki same zaczęły mu się zamykać. Ostanie co poczuł, to czyjąś ciężką dłoń na brzuchu.

- Cholerna choroba. - pomyślał i zamknął oczy, tracąc resztki świadomości.

_____________________________________________________________

Niemiecki by tłumacz z neta, więc jak ktoś widzi błąd, niechaj weźmie głos!





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro