19. Patologia u patologa.
Rozdział dziki i dość przewrotny. Serdecznie witam w pracy Mefisto! Będzie śmiesznie, będzie niesmacznie, będzie troszkę strasznie, ale przede wszystkim dowiecie się nieco więcej o Aizawie i Vapor. I nie bierzcie tego na poważnie. Aha, liczę się z tym, że po tym rozdziale część czytelników porzuci ten fanfick, bo...no, zobaczycie. Zapraszam.
Edit: Sorry, że tyle musieliście się naczekać, ale się poważnie pochorowałam i miałam baaardzo dużo nauki. Ah te egzaminy. Aaa, no i zaczęliśmy nowy sezon kochani! Trzymajcie się ciepło, oglądajcie animu i bawcie się dobrze!
Pamela została odnaleziona, więc Gentraou z czystym sumieniem mógł przeprowadzić autopsję. Zabrał się do tego jak zwykle, przebrał się wygodne ubrania i kitel, przygotował narzędzia i ustawił sobie listę utworów na telefonie, aby móc cieszyć się muzyką podczas roboty. Pracę zaczął, gdy tylko skrył szpiczaste uszy za słuchawkami, w których grała już pierwsza piosenka. Jegomość leżał grzecznie na stole, oczywiście nieruchomo. Na początku zaczął przyglądać się zewnętrznym częścią, czyli skórze, nogom, rękom, twarzy i całemu torsowi. Szukał czegoś, co mogło wyjaśnić mu przyczynę zgonu. I znalazł, poziomą bruzdę biegnącą po całej szyi. Przejechał po niej palcem sprawdzając wszystko dokładniej. Była głęboka. To zaś znaczyło, że ktoś czymś go udusił. Stawiał na drut, choć pewności nie miał, bo policja nadal szukała narzędzia zbrodni. Takie zabójstwo niespecjalnie go dziwiło, bowiem uduszenie było szybkie i ciche. Po dalszych oględzinach zauważył też dziwny znaczek na łydce. Były to krzyżujące się kości. Wyglądało na to, że ktoś napiętnował tego człowieka czymś w rodzaju metalowej pieczęcie rozgrzanej do piekielnie wysokiej temperatury. Nasunęła mu się myśl, że albo zmarły został pomylony z krową, albo zabójca był fanem średniowiecznych tortur. Oczywiście Mefisto przyjął drugą opcję, więc zraz wyciągnął telefon i wybrał numer do szefa wszystkich szefów. Ten po przyjęciu wiadomości przekierował Nakamure na linię ogólną do jednego z operatorów oddziału informacyjnego. Telefon odebrał jego dobry znajomy, jednak nie miał pojęcia, czym mógł być znak opisany przez Gentarou. Diabeł już miał zacząć narzekać na swój los, gdy wtem w słuchawce usłyszał charakterystyczny głos i sposób mówienia. Był to nie kto inny jak Taishiro Toyomitsu, Fat Gum. Wszyscy trzej panowie znali się bardzo dobrze, dlatego operator zezwolił im na krótką rozmowę. Nakamura zapytał kolegi, czy nie obiło mu się o uszy coś o dziwnej pieczęci. Ku jego i operatora zaskoczeniu okazało się, że Fat Gum miał do czynienia z tym dziwactwem miesiąc wcześniej. Nakamura chciał dowiedzieć się więcej i przy okazji pogadać z długo niewidzianym kolegą, dlatego od razu zaproponował spotkanie swojej pracy. Taishiro zawahał się przez chwilę, bo nie specjalnie pociągały go takie miejsca, ale koniec końców zgodził się wpaść. Uradowany Mefisto wrócił do pracy wyraźnie weselszy. Nadeszła jego ulubiona część roboty, dogłębne badanie problemu.
Zbliżała się godzina czwarta i właśnie zaczynał się ulubiony program Vapor i Present Mica. Oboje w napięciu czekali na rozpoczęcie się finałowego odcinka trzeciego sezonu ,,Bohaterskie wpadki i wypadki''. Był tam też Aizawa, choć ten tkwił nosem w kartkówkach z teorii bohaterstwa. Gdy zaczynała się pierwsza scena, on patrzył akurat na pracę Denki'ego. Mózg Erasera mało nie wypłynął uszami, bo z testu na test uczeń stawiał coraz wyżej poprzeczkę głupoty. Nakreślając pierwsze, a zrazem ostatnie kółeczko przy ostatniej odpowiedzi usłyszał jakieś pikanie. Jak się okazało był to pager Vapor. Kobieta westchnęła ciężko, niechętnie wyciągnęła z kieszeni urządzenie i odczytała wiadomość.
- Hmm...Szykuje się gruba sprawa.
- Jak gruba?
- Nie wiem, nie pytałam Fat Guma ile waży - zaśmiała się nadzwyczaj wesoło wstając z kanapy - Lecę do Mefisto, ponoć trup powiedział nam więcej niż świadkowie.
- Boże, jak ty możesz tam iść? - zapytał zdziwiony Aizawa, unosząc głowę znad kartek.
- Czemu nie? Czy to coś dziwnego? - spytała patrząc na niego.
- Tak. To wygląda, jakbyś lubiła zwłoki.
- Lubie, dlatego z tobą rozmawiam, Aizawa-senpai - zażartowała - Strasznie mi je przypominasz.
- To obelga czy komplement?
- Sugestia, żeby trochę się Pan zmienił.
Ucałowała kuzyna w policzek, Aizawe poczochrała po włosach i wybiegła z pokoju zabierając po drodze tylko biały sweterek wiszący na wieszaku przy drzwiach. Znowu zostali sami. Mic tylko na to czekał. Hex sprzedał mu już informację o nocnych fantazjach Aizawy i Hizashi obiecał sobie, że przyszedł czas, na rozwianie wszelkich wątpliwości.
- Eraser?
- Co?
- Powiedz mi, ale tak szczerze, czujesz coś do Hisako? - zapytał w końcu.
- Nie tak jak sobie to wszyscy wyobrażacie. Jest miła, profesjonalna i bystra. I ładna. Ale to tylko koleżanka z pracy, bardzo dobra. Ale...
- Ale mimo wkurzającego, wiecznego uśmiechu na twarzy kochasz Joke, nie? - Present Mic przeniósł wzrok z serialu na kolegę i roześmiał się, widząc jak czerwieni się po uszy - A coś ty myślał, że nie wiem? Przestań, Midnight i Snipe już dawno się założyli o to, kto kogo pierwszego zaprosi. Z resztą ja i Vapor też planowaliśmy się do tego dołączyć, ale wycofałem się, gdy Hex wczoraj powiedział mi o twoim pięknym śnie.
- O Boże...
- Spokojnie stary, to pewnie pozostałości po tym co zobaczyłeś wtedy w mieszkaniu. Jak to Hisako usłyszała, to zaczęła śmiać się jak nigdy!
- Ona o tym wie?!
- Tak. Ale powiedziała, że Cię nie wyda. Strasznie Cię polubiła. Szanuje Cię.
Zapadła niezręczna cisza.
-Czemu w ogóle chcesz o tym gadać? - zapytał po chwili.
- Bo to zabawne. No i trochę się bałem, że serio się w niej zakochałeś. Bo widzisz, Hisako jest już zaręczona, choć prawdę mówiąc nie powinna. Bardzo dużo ryzykuje zakładając rodzinę i pracując w specjalnej jednostce.
- Zaręczona? Czyli mnie z nią nie zestawisz?
- A w życiu. Jesteś moim najlepszym kumplem i dlatego wiem, że żadne z was nie było szczęśliwe w takim związku.
Potem Aizawa spróbował dowiedzieć się, kim był tajemniczy narzeczony, jednak Present Mic milczał jak grób. Powiedział tylko, że jest dobrze znanym bohaterem, jednym z najlepszych. Z tą zagwozdką zostawił przyjaciela i wrócił do serialu.
Gdy bohaterowie byli w drodze, Gentarou kończył zajmować się segregowaniem wnętrzności pacjenta. Trzeba było porozdzielać organy i je zbadać. Na pierwszy ogień poszło serce, normalka. Szybko wykluczył zawał, wyglądało bardzo dobrze. Płuca też miały się dobrze, widać było, że nieboszczyk stronił od tytoniu. Jelita niczym specjalnym się nie odznaczały, więc przeszedł do wątroby. No i zaczęła się zabawa. Nie wyglądała normalnie, coś zniszczyło ją doszczętnie, zmieniając jej gładką, mięsistą strukturę w pomarszczoną, grudkowatą, krzywą kulkę. Trzustka, żołądek, śledziona, cała reszta wyglądała przyzwoicie, jednak aby rozwiązać tajemnicę śmierci, Nakamura zmuszony był zrobić szczegółowe badania, które niestety wymagały czasu. Ponieważ zbliżała się godzina spotkania, postanowił na jakiś czas schować organy w specjalnej lodówce, którą trzymał na zapleczu. Obok stołu przy którym pracował znajdowała się ruchoma, średniej wielkości szafka, podobna to tej, którą używali fryzjerzy. Wyciągnął z niej kilka różowych, plastikowych pudełek, włożył do nich trzewia, oczywiście pojedynczo, a na koniec podpisał czarnym markerem. Potem wystarczyło zamknąć je w chłodziarce i gotowe. Gentarou idealnie wpasował się w czas, bo gdy tylko zamknął drzwi lodóweczki, ktoś zapukał do drzwi. To nie była ani Vapor, ani jego brat, oni nigdy nie pukali, po prosto wchodzili do środka.
- Wchodź! - krzyknął Mefisto, przykrywając trupa szarym materiałem.
Drzwi się otworzyły, a wchodzący mężczyzna zrobił dwa kroki do przodu i...przywalił łbem o framugę drzwi.
- Czemu to takie niskie?
- Bo przeciętny mężczyzna nie mierzy sobie dwóch i pół metra, Fat.
- A kto w tych czasach jest przeciętny?
Fat Gum zawitał do kolegi w swojej normalniejszej, bardziej ludzkiej postaci. Nie był już, pulchnym stworzeniem przypominającym Totoro, w wysokim, przystojnym blondynem przed trzydziestką. Wraz z nim przyszedł również Hawks. Obaj panowie weszli do środka, zamykając za sobą drzwi. Fat Gum usiadł na obrotowym fotelu przy biurku, zaś Hawks na biurku, przesuwając tyłkiem mikroskop. Mefisto natomiast usiadł na stole, na którym leżał nieboszczyk.
- Czekamy na kogoś? - zapytał po chwili Taishiro.
Mefisto miał właśnie odpowiedzieć, gdy wtem gość za jego plecami niespodziewanie złapał go za szyję!
- Jasna cholera! - Gentarou wydarł się, jakby go ze skóry obdzierali i jak poparzony odskoczył w bok, lądując na kolanach Fat Guma, który tak jak i on, i Hawks wrzeszczał z przerażenia.
Nieboszczyk usiadł, zsuwając przy tym szary materiał. To blade ciało, sine usta, wybebeszony brzuch, to zdecydowanie wykraczało poza umiejętności Fat Guma i Hawska, którzy dokładnie w tym samym momencie zemdleli.
- Krwi...- zawył ponuro nieboszczyk, wskazując kościstym palcem na Nakamure.
Ale to było za mało na tego diabolicznego patologa, oj zdecydowanie za mało. Mefisto złapał za najcięższą rzecz jaką miał pod ręką, czyli mikroskop i z całej siły cisnął nim w truposza. Ale ten zrobił unik. O dziwo na tym dziwactwa się nie kończyły, bowiem żelastwo leciało prosto na Vapor, która akurat wchodziła do środka. Na unik było za późno i w ostatnim momencie rozproszyła ciało w mgłę. Na to zareagował trup, odwracając głowę w jej stronę i parskając śmiechem. Mefisto aż zazgrzytał zębami. Gdyby nie jego naturalnie czerwona skóra, momentalnie widać by było, jak bardzo się wściekł.
- Hex, ty złamasie! Czyś ty do reszty zidiociał?! Na cholerę mi dokładasz roboty?! - darł się Mefisto wskazując palcem na dwóch nieprzytomnych kolegów - Starczy mi umarłych na dzisiaj!
- Spokojnie Mefisto - usłyszeli wściekły syk - Zaraz to on będzie umarły. Już ja tego dopilnuję.
- Uhu, Vapor jest zła. O! Zła i goła! Fajny tyłeczek...
Jak na zwołanie obudzili się Hakws i Fat Gum. Ani jeden, ani drugi nie był jeszcze w stanie się ruszyć, więc pozostawali bierni, jednak gdyby Hex spojrzałby Taishiro w tamtej chwili w oczy, być może mógłby po raz pierwszy w życiu doświadczyć uczucia jakim był strach.
- I tak już go widziałeś, nie ma co się tak podniecać - prychnęła, ubierając się pośpiesznie.
- Nie no, super! Hex, Aizawa, Hizashi, Endeavour, kto jeszcze widział Cie nago, co?! - oburzył się Fat Gum.
Hawks i Mefisto automatycznie podnieśli ręce do góry.
- Wybacz skarbie, takie już uroki mojego quirk - uśmiechnęła się głupio.
Fat Gum nie miał już siły, ani ochoty na dalsze drążenie tematu. Bał się, że jeszcze dowie się czegoś, czego nie chciałby wiedzieć o narzeczonej i jej grupie.
- Dobra ludzie, bo my tu sobie gadamy, a typ na stole stygnie - powiedział Mefisto, tupiąc nerwowo stopą - Chcę wiedzieć, o co chodzi z tym dziwnym znakiem na łydce. To jakiś wyznawca szatana?
- Nie, ty nie masz fanów! - Hex wystawił język.
Goście tak zakręceni byli w żartowaniu i radości z długo wyczekiwanego spotkania w ulubiony składzie, że zupełnie zapomnieli o najważniejszej sprawie, czyli o nieboszczyku i problemie Nakamury, który...mówiąc ładnie nie był specjalnie zadowolony z odbiegania od tematu. Prawdę mówiąc był już na granicy. Jakiej? Granicy panowania nad indywidualnością. Wkurzony Gentarou zamieniał się w naprawdę w PRAWDZIWEGO diabła. Nie dość, że mordował wzrokiem, paraliżował ze strachu, to stawał się do tego bardzo agresywny i wulgarny. Raz, raz jeden Hex posunął się za daleko i przez to wylądował w szpitalu z dwoma złamanymi żebrami, zwichniętym barkiem i poszarpaną do krwi nogą. Mało brakowało, a lekarze musieliby wyciągać mu z brzucha wbity skalpel.
Dzięki Bogu, Hawks jak zawsze był czujny, nawet gdy na to nie wyglądało. Dokładnie uchwycił moment, w którym Gentarou wpadł w swój zanany trans. W sumie ciężko było nie zauważyć drżącego, sapiącego siarkowym dymem szaleńca.
- Mefisto, tylko spokojnie - zaczął powoli Hawks, podnosząc się z podłogi i położył mu rękę na ramieniu - Oddychaj chłopie, oddychaj. Wdech i wydech.
- Morda Hawks! - wrzasnął, złapał go za ramiona i z całej siły zdzielił z kolana w brzuch.
Pech chciał, że Hawks przyszedł na spotkanie zaraz po posiłku. Uderzenie może nie powaliło go na kolana, ale sprawiło, że zgiął się w pół i konkretnie zwymiotował na podłogę. Nim pozostała trójka zdążyła zareagować, patolog chwycił blond czuprynę kolegi i trzasnął nią o stół, na którym leżało ciało. Hawks padł na ziemię znokautowany, z twarzą brudną od krwi. Potem zrobiło się dziwnie, bo zamiast zająć się pozostałą trójką, złapał tym razem za swoje biurko i zaczął trząść nim, zrzucając wszystko, co na nim się znajdowało. Rozszarpał też papiery, rozbił kubki, połamał wszystkie przybory. Na koniec zaczął drzeć się jak opętany, waląc głową o blat biurka.
- Damy mu się tak uspokoić, czy coś robimy? - zapytał Hex, zwracając się do narzeczonej - Bo na moje oko, to jeszcze chwila i będziemy mieć tu dwa trupy. Nie, że narzekam, czy coś, ciepły trupek nie jest zły...ale ten rogacz wisi mi jeszcze tysiąc jenów za wódeczkę. Albo wiecie co? Nic nie róbmy. Umrze i dostanę spadek, a to będzie na pewno więcej jak tysiak.
Hisako postanowiła przejąć inicjatywę i ogarnąć patologiczny chaos w trupiarni. Jak na panią kapitan przystało obmyśliła plan uspokojenia szaleńca, opatrzenie rannego i doprowadzenia do porządku podwładnego, który zaczął i jej powoli działać na nerwy. Na pierwszy ogień miał pójść Meifisto. Wzięła się do roboty. Podbiegła kawałek do Hawksa, przeskoczyła jego ciało i...wylądowała. Na palmie wymiocin o których zupełnie zapomniała. Pośliznęła się, przewróciła do tyłu i skończyła na ziemi. Na ziemi w brei z żołądka przyjaciela. Ryk był niemiłosierny. Zaczęła krzyczeć, płakać i piszczeć, wierzgając na wszystkie strony, co z puntu widzenia Hexa i narzeczonego wyglądało jak ryba rzucająca się na lądzie. Cała brudna, zalana łzami popadła w istną histerię. I tyle z ratowania sytuacji.
Yamada rozryczała się jak pięciolatka, Hex dostał kolejnej głupawki, a Hawks był totalnie niezdatny do użytku. Tak więc ,,przyjemność'' okiełznania tego całego bałaganu przypadła Fat Gumowi. Jako że Mefisto zdążył sobie zrobić dość sporą krzywdę obezwładnienie go okazało się dosyć proste. Nakamura już ledwo trzymał się na nogach. Blondyn zatrzasnął go w swoim żelaznym uścisku i siłą zaciągną do krzesła, na którym następnie go posadził. Oczywiście Gentarou stawiał opór, ale miernie mu to wyszło, był już zmęczony, a napad szału szybko przechodził. Jednak aby mieć pewność, że nic więc złego się nie wydarzy, Taishiro postanowił skuć mu ręce za oparciem krzesła kajdankami, które nosił ze sobą, gdy miał patrole. Dzięki bogu akurat wracał z jednego. Przysunął krzesło bliżej rozwalonego biurka, stanął przed patologiem, chcąc sprawdzić jak się trzyma.
- Oj brachu, tym razem dałeś czadu! - powiedział, gwiżdżąc z zaskoczenia - Łuk brwiowy jak nic do szycia, nos też chyba trzeba będzie poskładać! O wardze i podbity oku nie wspomnę.
- Już wspomniałeś - wtrącił rozbawiony Hex, unosząc się nad ich głowami - Może wejdziemy na wieżowiec i zrzucimy go na beton? Humanitarnie skończymy jego cierpienie.
- Humanitarnie możesz iść do kuchni po wodę. - odparł Fat Gum. Kiedyś ochrzaniłby go od góry do dołu za taki tekst, ale po latach znajomości dotarło do niego, że nie ważne jak bardzo by się nie wściekał, na Hexa po prosto nie było mocnych.
- Się wie! Zrobię nam przy okazji jakiś obiad. Mefisto zawsze trzyma tutaj jakiś obiad.
I poleciał do kuchni, przenikając przez ścianę.
Fat Gum był pod wielkim wrażeniem, bo nie dość, że Hex się posłuchał, to jeszcze wyszedł z propozycją zrobienia czegoś dla ogółu. A tego nie robił prawie nigdy.
Ciężko było w zaistniałej sytuacji wzywać karetkę, więc musiał poradzić sobie sam. Na całe szczęście znajdowali się w robocie patologa, więc nie trudno było o jakieś opatrunki i preparaty do odkażania ran.
- D-Dzięki stary...- wysapał już zupełnie spokojny Gentarou, gdy blondyn opatrywał mu twarz - I wybaczcie, że tak was urządziłem. Ostatnio mam urwanie głowy. Trochę mnie to wszystko przytłoczyło.
- Luz bracie. Prawdę mówiąc należało nam się wciry, odbiegliśmy od tematu. Wybacz brachu, że olaliśmy twój pośpiech. A żeś tym razem dał czasu. Jak tak ma wyglądać piekło, to chyba się jednak nawrócę!
Gentarou parsknął śmiechem, jednocześnie krzywiąc się czując szczypanie nad okiem.
- Już, już, nie płacz dzieciaczku - zacmokał żartobliwie blondyn.
- Czy ty ćwiczysz na nim tatusiowanie? - zawołała Vapor, która zdążyła się już uspokoić. Ale nadal leżała na ziemi w tym bagnie. Dotarło do niej, że było to równie obrzydliwe, co śmieszne.
- Nie. Za to ty mi matkujesz, od kiedy tylko się poznaliśmy.
- Bo jesteś jak dziecko.
- Cztery lata starsze od Ciebie.
- Skończycie, czy znowu mam się wkurzyć? - wtrącił Nakamura, patrząc na kolegę spode łba.
- Nie, dzięki. - powiedział, owijając bandaż wokół głowy bruneta. Pod koniec rozdarł nieco końcówkę i zawiązał ją z tyłu na supełek. Gentarou zdecydowanie musiał zobaczyć lekarz, ale na tę chwilę to wystarczało.
Następnie przyszła kolei na dwójkę leżącą na ziemi. Zaczął od narzeczonej. Podszedł do niej, chwycił za dłoń, postawił na nogi, a ta usiadła na stole przy stopach truposza.
Ostatni był Hawks, który jeszcze nie wrócił do świata realnego. Taishiro pozbierał go z podłogi, przerzucił przez ramię i zaczął rozglądać się za miejscem, gdzie mógłby go odłożyć i opatrzyć.
- Hex! Przynieś stół sekcyjny ze schowka! - zawołał Gentarou.
Chwilę później przyjechał Hex. Tak, przyjechał, bo stół był na kółkach, napędzany nogą ducha. Hex zaparkował obok wbudowanego stołu na środku sali. Przywiózł ze sobą również szklankę z wodą dla brata.
- Proszę bardzo, kochany braciszku! - powiedział milutku stając przed bratem i podając mu szklankę.
- Dzięki młody, ale jakbyś nie zauważył, mam łapy w kajdankach. Przynieś mi jakąś słomkę, albo przyłóż pomóż mi się napić.
Czy Hex pofatygował się po słomkę? Nie. Czy pomógł mu się napić. Oj tak. Sam wziął większy łyk i...przycisnął swoje usta do ust brata.
Vapor i jej chłopak z szeroko otwartymi ustami gapili się na braci na ich. Dokładnie widzieli jak trochę wody wypływa z kącików ust młodszego i jak starszy, równie zaskoczony co oni przełyka małe partie wody. Po chwili Hex odsunął się od brata. Widząc jego przerażony wzrok zaczął chichotać pod nosem.
- Wybacz braciszku. Ostatnio przeczytałem o tym w jakimś fanficku i chciałem sprawdzić, czy tak się da. A tylko z tobą mogłem to zrobić. Hisako jest już zajęta, Drug Queen by mnie naćpała, a przez Coax wyszłyby na jaw wszystkie moje sekrety. Ale widzisz? Udało się! Dałem Ci pić!
- Boże, w kogo ty się wdałeś...- westchnął zażenowany diabeł, wywracając oczami.
- Pewnie w ojca, bo matkę mamy tą samą. I jest normalna. O ile kobietę-zombie można nazwać normalną. - powiedział, uśmiechając się radośnie - Dobrze, to wy sobie tu gadajcie, a ja lecę nam zrobić jedzonko. Papatki!
I Hex znowu zniknął za ścianą. Pozostała trójka wymieniła zdziwione spojrzenia. Co się działo w głowie Hexa, tego nikt nie wiedział. I pewnie nikt nawet nie chciał tego wiedzieć.
Fat Gum położył nieprzytomnego Hawksa na wolnym stole i odgarniając mu włosy nieco do tyłu, przyjrzał się dokładnie ranom. Nie było tak źle jak w przypadku Nakamury, ale nadal potrzebował pomocy.
- Gdzieś znalazł ten dziwny znak? - zapytał, zwilżając gazik płynem.
- Na łydce. To jakiś symbol gangu? Jakaś sekta? - dopytywał się Gentarou, uradowany, że w końcu przeszli do tematu.
- Nie. To Quirk. Ale kogoś obcego. - odparł, wycierając krew z twarzy blondyna - Ten symbol to coś w rodzaju pieczęci łączącej posiadacza tej indywidualności z ofiarą. Prawdopodobnie koleś, którego tutaj mamy, był przypadkowym człowiekiem zamienionym w marionetkę.
- Skąd wiemy, że zaraz nie będziemy mieć tu nocy żywych trupów? - dopytywała się Vapor, zerkając za ciało pod prześcieradłem.
- Bo pieczęć zostaje zerwana, gdy marionetka umiera. A tak przynajmniej wywnioskował oddział specjalny wspomagający nr jeden.
- Oddział do badań na quirk? - Vapor sięgnęła do kieszeni brudnej spódnicy - W takim razie przedzwonię do nich, jak tylko wrócę do akademika. Wiemy coś jeszcze?
- Ja nie. Prawdę mówiąc nie powinien nawet tego wiedzieć, nie jestem do tego upoważniony. W końcu oddziały specjalne się tym zajmują. Ale warto było podsłuchać!
- Hmm...Ale to nie ma żadnego sensu. - powiedział diabeł, ściągając brwi - No bo pomyślmy co mamy. Grupę przestępców, którzy wzięli sobie za cel szkoły bohaterskie, napad na akademiki i śmierć całego oddziału Hardheanda. I nagle zjawia się ktoś, kto robi sobie z ludzi kukiełki. Po co? To zbieg okoliczność? Bo mnie się wydaje, że ktoś chce odwrócić naszą uwagę.
- Taa, to jest problem, ale mnie bardziej martwi, zupełnie co innego. - westchnął markotnie Fat Gum - Oddział czwarty był najlepszy jeśli chodzi o defensywę. A zostali zmiażdżeni. Starci na proch.
- Dlatego nie możemy już dłużej kisić się z uczniami w akademikach. Musimy przejść do ofensywy. - powiedziała zdecydowanie Yamada, zaciskając pięść - Czas pomścić naszych, złapać tych łajdaków i zapewnić bezpieczeństwo wszystkim szkołom. Uczniowie i ich rodziny muszą czuć się bezpiecznie. A ja już mam pomysł, jak to zrobić.
- Jak? Mamy zero informacji. Żadnego żywego świadka, zero śladów, śledztwa bez poszlak.
- Sami sobie załatwimy informacje. Przyjdą do nas same.
- Niby jak? Na nogach? - zakpił patolog.
- Prowokacją. - uśmiechnęła się zadziornie - Za miesiąc klasy 1A i 1B jadą na trzydniową wycieczkę na Okinawe. Mają tam spotkanie i szkolenie z zakresu pomocy w razie regionalnych klęsk żywiołowych. Ponieważ przestępczość jest tam znikoma, tamtejsi bohaterowie specjalizują się w ratowaniu, nie walce. W koło nic tylko woda. Dwie klasy bohaterskie najlepszego liceum w jednym miejscu. Idealne warunki do napadu.
Taishiro i Gentarou popatrzyli najpierw na siebie, a potem na nią. Obu przeszedł znajomy dreszcz. Zniknęła nauczycielka matematyki Yamada. Wróciło jej drugie oblicze i słynny, zapowiadający akcję wyraz twarz. Uśmiechała się zadziornie półgębkiem, a w oczach pojawił się długo niewidziany, drapieżny blask. Nadszedł czas, aby pechowa trzynastka wkroczyła na wojenną scenę z przytupem. Nadeszła pora prawdziwej kapitan Vapor.
- Bierzesz całą trzynastkę, co? - spytał po chwili Nakamura, uśmiechając się pod nosem. Jego ogon zaczął powoli falować w powietrzu, przemieszczając się z jednej strony na drugą. Był podekscytowany - W takim razie jako wasz zaufany patolog wybiorę się z wami. Przyda wam się ktoś po medycynie. Zajmę się też przy okazji Katsukim.
Szarowłosa skinęła głową, a następnie przeniosła wzrok na blondyna, który właśnie przyklejał ostatni plaster nad brwią Hawksa. Mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę. Domyślał się, czego mogła chcieć. Pytanie, czy on chciał jej to dać.
- Co mi zrobisz, jak odmówię?
- Nie skonsumujesz naszego związku. I przestanę Ci gotować.
- Ugh, dobra, dobra, już dobra! Zgadzam się! Boże...
I w ten sposób skończyli sprawy biznesowe. Może i nie było tego dużo, ale zaspokoiło ciekawość patologa i Hisako. Wiedzieli już, na czym mniej więcej stali. Teraz trzeba było wykonać pierwszy krok.
Ale do końca spotkania jeszcze nie doszło. Dziesięć minut po rozmowie trójki bohaterów, obudził się obolały i skołowany Hawks, a kwadrans później zjawił się Hex z pięcioma gorącymi talerzami. Hawks ze stołu, robiąc miejsce obiadowi. Nadal miał problemy z utrzymaniem się na nogach, dlatego Fat Gum rozkuł Nakamure i podstawił krzesło najmłodszemu koledze. Hawks opadł na krzesło, a pozostała czwórka stanęła przy stole. Taishiro i Hisako po bokach, Hex tam gdzie zwykła być głowa, a Mefisto tam gdzie stopy, obok Hawksa. Każdy zabrał widelec i przysunął sobie bliżej talerz.
Ciężko stwierdzić, co to było. Każdy dostał jakiś dziwny makaron i kawałki mięsa.
Hisako podejrzliwe dźgnęła makaron, jakby bała się, że zaraz ożyje. Pachniał curry i papryką. Mięso wyglądało na nieco spieczone, ale nadal zdatne do jedzenia.
Hawks zaczął od liźnięcia kawałka mięsa. Nieco za ostre.
Fat Gum natomiast nie widział żadnych obiekcji i zaczął nawijać sobie makaron na widelec.
- Naprawdę gratuluję Hex, bo to wygląda pysznie. Ale jeśli wolno spytać, co to właściwie jest? - zapytała Vapor.
- Wszystko co znalazłem w lodówce. Spaghetti i wątróbka. Oczywiście wszystko ładnie doprawiłem i wysuszyłem.
- Wysuszyłeś makaron? - spytał zaskoczony Hawks, który ewidentnie zgłupiał przez jego słowa.
- Taaa. Był oślizgły i strasznie długi. Długi jak Pamela!
- Hex, deklu, z której lodówki wziąłeś te ,,Pyszności''? - odezwał się w końcu jego brat - I skąd wiesz, że to spaghetti?
- Znalazłem twoje pudełka z obiadem w lodówce. Te takie różowe z czarnym napisem.
- Były w śród nich pudełka podpisane ,,Pudding" i ,,Fasolki''?
- Tak.
- Coś nie tak? - zapytał Fat Gum, szykując się do zjedzenia pierwszego kęsa.
- Owszem. Hex pomylił lodówki i zrobił nam gulasz z tego gościa. - wskazał palcem na stół obok - I usmażył główny dowód, który udało mi się dziś wyciągnąć.
Hisako, jej narzeczony i Hawks z popatrzyli z przerażeniem popatrzyli na swoje porcje. Byli krok od kanibalizmu. I o jeszcze mniejszy krok od zejścia na zawał.
- B-Będę rzygał - wybełkotał Hawks i wyleciał do kuchni, skąd po chwili dało się usłyszeć, jak po raz drugi tego dnia wymiotuje.
- Ja chyba też. - dołączył drugi blondyn, a Gentarou wskazał mu palcem na drzwi do łazienki.
Hisako odsunęła od siebie talerz, zasłaniając sobie usta dłońmi. Zbierało jej się na wymioty.
- Chcesz wiadro czy coś? - zapytał patolog.
Kobieta pokręciła głową. Odczekała chwilę, aż przestało się jej przewracać w żołądku, a następnie załamana skryła twarz w dłoniach.
- Boże...Jakim cudem przyjąłeś to z takim spokojem? Prawie zjedliśmy trupa! Kto w ogóle podpisuje ludzkie jelita ,,Spaghetti''?
- Ja. Ja podpisuje. Nerki to ,,Fasolki'', mózg ,,Pudding'', a wątroba ,,Wątróbka''. Lubie być oryginalny. A tak poza tym...- piekielny mężczyzna wbił widelec w kawałek mięsa i ostentacyjnie włożył sobie go do ust, a następnie przełknął, odkładając na bok widelec - czasem warto spróbować czegoś nowego.
Tego Hisako nie wytrzymała. Nie, nie zwymiotowała, padła jak kłoda na podłogę nieprzytomna. Hex i Gentarou kucnęli przy jej ciele. Czarnowłosy przyłożył jej dwa palce do szyi, sprawdzając puls. Żyła.
- Może jednak powiemy im, że wziąłem niebieskie, niepodpisane pudełka?
- Nah, niech się męczą. - machnął ręką Mefisto.
- A jak wyszedł ten kurczak? Dobry?
- Dodałbym odrobinę więcej ziół. Tak to spoko.
Na koniec uśmiechnęli się do siebie diabelnie, po czym zabrali do sprzątania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro