16. Gentarou Nakamura
Jeśli chodziło specjalne oddziały, to sprawa była prostsza, niż by się wydawało. Ogólnie rzecz biorąc istniało trzynaście czteroosobowych oddziałów, których zadaniem było nie tylko normalne ratowanie ludzi i walka ze złoczyńcami, ale również prowadzenie śledztw, łapanie seryjnych morderców i rozpracowywanie grup przestępczych. Od zwykłych bohaterów takich jak All Might, Endeavour, czy Hawks różnili się głównie przeszkoleniem i konkretnymi zasadami, za których złamanie czekała sroga kara. W przeciwieństwie do dobrze znanych herosów, członkowie specjalnych nie mogli znajdować się na liście najlepszych bohaterów. Z jednej strony szkoda, bo niejeden z nich mógłby wygryźć parę osób z top dziesiątki, ale z drugiej dzięki temu pozostawali nieznani. Oprócz tych bohaterów w branży pracowało kilku innych ludzi. Informatorzy, informatycy, specjalni lekarze, a nawet najlepsi psycholodzy wspierali przyjaciół z oddziałów. Jednym z takich ludzi był Gentarou Nakamura, patolog, psycholog i koroner składu trzynastego, który przybył do miasta klasy 1-A tego samego wieczoru, gdy Aizawa i Present Mic pomogli przeprowadzić Hisako do akademika. Jego przyjazd nie był przypadkowy, szef przydzielił mu specjalne zadanie, bowiem gdy trójka nauczycieli wracała z cmentarza, Drug Queen znalazła czyjeś zwęglone zwłoki.
Piątkowe zajęcia w szkole kończyły się dla obu klas pierwszych tak samo, bo łączoną lekcją matematyki. Ze względu na przeziębienie Vlada, Hisako została wyznaczona na zastępstwo. Do przerwy i rozpoczęcia weekendu pozostało zaledwie pięć minut. Yamada postanowiła zrobić z uczniami jeszcze jeden podpunkt z geometrii aby sprawdzić, czy młodzież aby na pewno dobrze wszystko zrozumiała. Przeleciała wzrokiem długą listę, suną długopisem po kartce z nazwiskami.
- No to może...Bakugou!
- Zostało niecałe pięć minut - burknął chłopak - Nie opłaca się.
- Na pewno bardziej się opłaca od pały i uwagi - odpowiedziała z uśmiechem.
Katsuki warknął tylko coś pod nosem i w stał z miejsca, niechętnie wlokąc się do tablicy. Mijając biurko nauczycielki zabrał z niego kawałek białej kredy. Ona dyktowała mu zadanie, a on rozwiązywał je na tablicy. Nie minęły trzy minuty, a przykład został idealnie wykonany.
- Świetnie Katsuki! - pochwaliła go Yamada i złapała za dziennik z ocenami - Należy się piątka.
- Dziękuję.
Hisako zauważyła nagłe poruszenie, ale go nie skomentowała. Zabrzmiał dzwonek. Stanęła prosto i skłoniła się w tym samym momencie co uczniowie. Normalnie, pozostali nauczyciele kończyli lekcje w inny sposób, ale ona miała swoje własne tradycje. Uważała, że nauczyciele i uczniowie powinni się szanować i traktować na równi dokładnie tak, jak specjalni bohaterowie i ich liderzy. Jak w każdy piątek, uczniowie spakowali się z prędkością światła i wybiegli z klasy. Widząc to Hisako wyskoczyła za nimi z sali i rzuciła długopisem tak, że odbił się po kolei o każdą głowę. Jakim cudem skarciła czterdzieści głów, nie miała zielonego pojęcia.
- Hola, hola, moi drodzy! - zawołała - Mam wam zrobić dodatkową lekcję z nowych zasad? Nie? To proszę rozdzielić się na klasy i stanąć na przewodniczącymi.
Co prawda po korytarzu rozniosło się ich jęczenie, ale jednak zrobili to, co im polecono. Już po chwili przed Itsuka i Iida mieli przed sobą resztę kolegów z klasy. Po odliczeniu obie grupy podążyły w kierunku wyjścia. Hisako odprowadziła ich wzorkiem do drzwi, a następnie udała się do pokoju nauczycielskiego. Stamtąd zabrała torbę na ramię z rzeczami, dopiła zieloną herbatę, pożegnała z pracującymi kolegami, a następnie wyszła i opuściła mury szkoły.
Przemierzając kolejną już ulice miasta, Hex przyglądał się przechodzącym obok ludziom i mijanym budynkom. Ogólnie rzecz ujmując, patrzył na wszystko, co akurat miał w zasięgu wzroku. Dlaczego? Pomimo pracy w różnych warunkach, Hex stosunkowo rzadko wychodził do centrum miasta i to jeszcze o takiej porze. Świetnie dogadywał się z bandziorami, zabójcami i wrogami, jednak gdy przychodziło do codziennej wymiany zdań ze zwykłymi ludźmi, wszystko jakby odwracało się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie to, że brakowało mu języka w gębie, oj nic z tych rzeczy. Po prostu swoją aparycją i dziwnym sposobem bycia odstraszał cywilów, a już szczególnie starców i dzieci. Dlaczego akurat ich? Prosta sprawa, dzieci bały się duchów, a starsi widzieli w nim kostuchę z kosą, która przybyła zabrać ich z tego świata. Nigdy go to jednak nie ruszało, przyjmował to z szerokim uśmiechem na ustach. Hex zdecydowanie miał rogatą duszę, w przeciwieństwie do swojego starszego brata, do którego właśnie zmierzał.
Hisako dotarła pod wskazany adres idealnie na czas. Miejscem spotkania okazała się być mała, za to bardzo przyjemna kawiarnia w trochę babcinym stylu. W środku nie było zbyt dużo miejsca, zaledwie sześć czteroosobowych stolików i blat, za którą pracowali dość młodzi ludzie. Każde miejsce dla gości wyglądało tak samo, stół przykryty cienkim obrusem w czerwono-zieloną kratkę, bukiecik polnych kwiatów w białym wazoniku i poduszka na każde z krzeseł. Ściany pokryte starą, ale nadal nadającą się do użytku kwiecistą tapetą oraz jasne panele na podłodze perfekcyjnie współgrały ze sobą, tworząc ciepłą, wręcz rodzinną atmosferę. Każde miejsce było zajęte, oprócz ostatniego stolika, który znajdował się w rogu tuż przy toalecie. Siedział tam samotnik w długim, czarnym płaszczu za kolano i eleganckim kapeluszu tego samego koloru, który w połączeniu z wysoko postawionym kołnierzem płaszcza zakrywał praktycznie całą twarz. Spodni było widać zaledwie kawałek, ale już po tym można było się domyśleć, że ma się do czynienia z ekscentrykiem. Nie był jednolitego koloru, a w szachownicę. Yamada zaczęła przeciskać się między pozajmowanymi miejscami. Szło jej to średnio, bo nadepnęła na stopę jednej pani, która dość głośno wyraziła swoje niezadowolenie. Samotnik drgnął, jednak nie odwrócił się ani na chwilę. Hisako przeprosiła za wypadek i doczłapała do tajemniczego człowieka. Wyciągnęła rękę, aby odsunąć krzesło, lecz wtem ono samoistnie oddaliło się od stołu.
- Dżentelmen - uśmiechnęła się nieśmiało i usiadła.
- Zawsze do usług - odparł, a krzesło znowu samo ruszyło, tym razem przesuwając kobietę bliżej stołu. Hisako trochę zaskoczona pisnęła, na co tamten zareagował śmiechem - Nie bój się duszyczko, nie skrzywdzę Cię. Gdzie Yuurei?
- Późno dostał wiadomość, więc pewnie się spóźni - odparła i rozejrzała się dookoła - Znowu musimy siedzieć z boku? Wiem, że wolisz być bliżej odświeżaczy powietrza, ale bez przesady.
- A idź do diabła - odburknął - Bardzo przepraszam, że nie pachnę landrynkami.
Nagle przy ich stoliku pojawiła się młoda, niska dziewczyna, na oko w wieku uczniów Yamady.
- Mogę przyjąć zamówienie? - zapytała grzecznie, wyciągając z kieszeni białego fartuszka notesik i długopis.
- Poproszę białą kawę - powiedziała Hisako.
- A ja czarną - dołączył jej rozmówca - Mocną i gorzką jak dusza tego dupka, co go ostatnio w prosektorium ciachałem.
Dziewczyna zerknęła na niego znad notatek lekko zmieszana. On rozpiął nieco płaszcz, odsłaniając kącik ust, który zaraz potem uniósł do góry, szczerząc zaostrzone, nieco pożółkłe zęby. Blondynka podskoczyła i czmychnęła z powrotem do baru, jak wystraszona sarenka.
Hisako uśmiechnęła się nieco rozbawiona, kręcąc z niedowierzania głową.
- Jesteś niemożliwy, Gentarou.
- Mogłaś widzieć, jak parkowałem motocykl. Jedna małolata zemdlała na widok rejestracji i mojego długiego przyjaciela.
- Gentarou!
- No co? - zaśmiał się głupkowato - Nie samą pracą żyje człowiek. Muszę czasem wyjść do tych żywych, bo w robocie nawet nie mam z kim pogadać. Bo o czym ja mogę gadać z trupem? Nawet nie śmieją się z moich żartów, to straszne sztywniaki.
- Gentarou, błagam...- szarowłosa opadła na stół, choć śmiała się już pod nosem. Zaczynał się cyrk.
- A wiesz co jest najgorsze? Że to nie oni gniją, tylko ja! Ja, przed tym cholernym biurku i robotą!
- Dobra, dość tych żartów - przerwała mu, starając się brzmieć poważnie - Dlaczego przyjechałeś do miasta? Rzadko to robisz.
Otworzył usta, aby odpowiedzieć, jednak wtem ponownie zjawiła się kelnerka, tym razem z tacką i dwiema filiżankami. Postawiła je na stole wraz z cukierniczką i pojemniczkiem z czerwonymi serwetkami. Życzyła im smacznego i odeszła, kierując się do innego stolika. Oboje zabrali swoje napoje i upili kilka małych łyków uważając, aby się nie poparzyć. Mężczyzna odsunął od siebie filiżankę i po raz pierwszy popatrzył na swoją rozmówczynię. Rzadko kiedy to robił, więc Yamade nieco wystraszyło jego spojrzenie zwłaszcza, że nie należało ono do najcieplejszych.
- Robota - powiedział już zupełnie poważnie - Miałem nieprzyjemność badać ludzi Hardhenda, a raczej to, co z nich zostało. A mało z nich zostało, uwierz mi. Dowiedziałem się, że miałaś małą sprzeczkę z żoną jednego z nich. Boże, o wszystko byłby w stanie Cię posądzić, ale nie o złamanie nosa ciężarnej. Nie pytaj, skąd ja to wiem, po prostu wiem.
- Gentarou, znowu odbiegasz od tematu.
- Ta, wiem duszyczko. Słyszałem, że zarzucała ich kapitanowi, że to przez niego zginęli. A prawda jest zupełnie inna, moja droga.
- Jak to? - zapytała, odkładając naczynie na talerzyk.
Mężczyzna pochylił się do przodu, niemal stykając ich nosy razem.
- Ktoś ich rozgryzł - szepnął najciszej jak tylko mógł - Owszem, zabił ich wybuch, ale podczas badania znalazłem w ich ciałach truciznę. Ma ona spowolnione działanie, aby wyglądało na zwykłe kłopoty z żołądkiem, albo zbyt duże spożycie alkoholu. Gdyby nie eksplozja, umierali by w nieludzko okrutny sposób. Prawdopodobnie jest to samo świństwo, które podano twojemu kuzynowi i jego koledze. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś pozwoliła mi zajrzeć do dokumentów od lekarzy, którzy ich leczyli. Da się zrobić?
- Pewnie - skinęła głową - Ale dlaczego ktoś podtruwa nam ludzi?
- To już wasza działka, Hisako. Ja jestem wsparciem, ale główną rolę grasz ty i twoi ludzie. A! Byłbym zapomniał. Miej proszę oko na mojego brata, znowu ma problemy ze snem, a wiesz, jak to wtedy bywa - nagle przerwał mu alarm w telefonie. Mężczyzna spojrzał szybko na ekran, po czym włączył go i wsunął przedmiot z powrotem do kieszeni - Wybacz mi, ale czas na mnie. Muszę wypełnić jeszcze kilka raportów i pobawić się nieboszczykiem podesłanym przez dwunastkę. Ach, życie.
- Tak, tak, zbierajmy się - oboje dopili swoje kawy i wstali od stołu. Przeciskając się przez stoliki Hisako złapała kolegę za ramię i przytrzymała na chwilę - Gentarou...Czy byłaby możliwość prywatnej rozmowy?
Stali tuż przy drzwiach. Mężczyzna odwrócił głowę i popatrzył na nią łagodnie.
- Koszmary znowu wróciły? - spytał, ściągając brwi - Hisako, może powinnaś pomyśleć nad zwolnieniem lekarskim. W ten sposób nie pociągniesz długo, uwierz mi. Tak się nie da, jesteśmy tylko ludźmi. Czasami...Czasami trzeba odpuścić. Po tym co przeszliście masz do tego prawo, pamiętaj.
Hisako pokręciła głową.
- Dzięki, że się martwisz, ale ja już z tego wyszłam. Chodzi o mojego ucznia. Przeszedł wiele i wydaje mi się, że potrzebuje kogoś takiego jak ty. Jesteście podobni, jego też uważają za bandziora i potwora. Proszę, Gentarou, pomóż mu.
Mężczyzna ujął jej podbródek palcami i uniósł nieco do góry, patrząc głęboko w malinowe oko. Różnica wzrostu była dość znaczna, więc aby zrobić to, co zrobić planował, musiał się pochylić. Najpierw zetknął ich nosy razem, a zaraz potem musnął ustami jej usta. Oczywiście, kobieta nie śmiała mu się wyrwać, ani nawet spróbować się oprzeć. Po krótkiej chwili odsunął się i wyszczerzył diabelsko.
- Jak zwykle nieśmiała i niewinna - wymruczał i otworzył drzwi - Niech będzie, znaj moje miłosierdzie. Daj mi namiary na Bakugou, a się nim zajmę.
- Jak chcesz...Ej, nie mówiłam, że to o niego chodzi! - podchodząc do drzwi.
- Nie musiałaś, duszyczko. Jestem częścią oddziału, to co wiesz ty, wiem i ja. Jak rodzinie.
- Tak, jak w rodzinie - uśmiechnęła się do niego.
Gentarou otworzył szerzej drzwi i przepuścił przez nie kobietę. Przeszli razem kawałek na pobliski parking, gdzie stał jego motor. Gdy dochodzili do miejsca rozstania, ich oczom ukazała się sytuacja jak z jakiejś komedii. Za maszyną Gentrou stał Hex, z czarnym markerem w ręku.
- Yuurei! Co ty do jasnej cholery robisz z moją niunią?! - wrzasnął mężczyzna.
Hex natychmiast odwrócił głowę.
- Ja? Ach, braciszku, ja tylko poprawiam makijaż twojej niuni - zaśmiał się złośliwie, robiąc kilka ruchów mazakiem.
Gentarou rzucił się na niego z łapami, pozostawiając uspokajającą go Hisako za sobą. Odepchnął brata prosto na ziemię, a sam sprawdził, co tym razem białowłosy nawywijał. Niby różnica na rejestracji drobna, ale jednak, bo zamiast napisu ,,Devil'' widział słowo ,,Debil''.
- Yuurei Nakamura! Masz szlaban! I zmywaj mi to w tej chwili, gówniarzu!
- Pff, zmuś mnie - zakpił Hex.
Jak go Gentarou chwycił za włosy i przycisnął do blachy, tak Hisako zaczęła się śmiać. Hex dosłownie zlizywał swoje dzieło z rejestracji. Śmiał się i jego brat, który choć brata kochał, tak uwielbiał dawać mu nauczki. Gdy napis wrócił do swojego pierwotnego stanu, a Hex leżał na podłodze wycierając język o beton w celu pozbycia się obrzydliwego smaku chemii, Gentarou ucałował Hisako w rękę, po czym odjechał.
Podsumowując
Hex - Yuurei Nakamura (imię to dosłownie duch)
Gentarou Nakamura - jego quirk i całą resztę dowiecie się w następnym rozdziale. Tak, całowali się z Hisako.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro