14. Odwiedziny
Wtorkowe zajęcia klasy A zostały zamienione na odwiedziny wychowawcy. Dzień wcześnie Iida wysłał każdemu wiadomość, w której podał najważniejsze informacje dotyczące wycieczki do szpitala.
Wszyscy zebrali się przed bramą wejściową U.A dokładnie w południe. Podczas gdy Tenya sprawdzał obecność, Momo stworzyła czerwoną wstążkę, którą Uraraka szybciutko przewiązała bukiet kwiatów.
- Wy jesteście pewni, że Pan Aizawa ucieszy się z kwiatów? - zapytała po raz kolejny Present Mic - Wiecie, to trochę dziwne. Nie mieli kubków z kotkami, czy czegoś w tym stylu?
- A mówiłem, żeby kupić bieliznę dzikiej kotki! - powiedział Mineta.
- Fuj! - wzdrygnęła się Mina.
- A niby kto miałby to ubrać, durniu?! Może któraś z nas?! - oburzyła się Hagakure.
Nagle Uraraka zauważyła, że nauczyciel zrobił się jakiś cichy, co jego przypadku nie zdarzało się zbyt często. Rzuciła okiem na jego twarz i oniemiała. Present Mic był cały czerwony!
- Proszę Pana, czy wszystko w porządku? - zapytała.
Nie odpowiedział, odwrócił się tylko na pięcie i ruszył dziarskim krokiem do przodu. Wiedział, że zachował się trochę niegrzecznie, wręcz niepedagogicznie, ale na miłość boską, przecież nie powie swoim uczniom, że właśnie wyobraził sobie własną, młodszą kuzynkę w stroju niegrzecznej kotki!
Hisako wyrwał ze snu straszny, wręcz potworny koszmar, śniło jej się, że prowadzi zajęcia wraz z Midnight zupełnie nago! Gdy dotarło do niej, że wcale nie stoi przed uczniami i jej piżama pozostaje na ciele, szarowłosa leniwie przewróciła się na bok, sięgając po budzik stojący na nocnym stoliczku obok łóżka. Wskazywał kwadrans po dwunastej. Hisako wyskoczyła z łóżka jak poparzona, krzycząc wniebogłosy. Spóźniła się na zbiórkę!
Zaczęła się dobrze znana poranna bieganina. Pierwszy w kolejności był szybki prysznic bez mycia włosów, bo na całe szczęście zrobiła to poprzedniego wieczoru. Sięgnęła po swój ulubiony płyn malinowo-miętowy, którego używała od lat. Spod prysznica wyszła po niecałych pięciu minutach, wytarła się dokładnie i nasmarowała wyjątkowym żelem nawilżającym, robionym tylko dla niej na specjalne zamówienie. Nie miała czasu czekać tych standardowych dziesięciu minut na wchłonięcie się żelu, więc postanowiła ubrać coś, co luźnego i odsłoni nieco ciała, bo pech chciał, że ten produkt lubił zostawiać plamy na ciuchach. Pognała nago do szafy, wyciągnęła z niej zwiewną, pudrowo różową sukienkę przed kolano na ramiączkach i bieliznę. Wróciła do łazienki, przebrała, psiknęła perfumami i uczesała nieco zmierzwione włosy. Zauważyła, że jej grzywka nieco już przekroczyła swą normalną długość, więc Vapor wyjątkowo postanowiła nie zakrywać oka. Chwyciła grzywkę miedzy palce, zgarnęła nieco na bok i przymocowała trzema czarnymi wsuwkami. Ubrana i pachnąca poszła do przedpokoju, gdzie wsunęła białe baleriny na małym obcasie. Gotowa opuściła mieszkanie trzydzieści minut bo dwunastej.
Gdy tylko opuściła swój blok, zaczęła biec w kierunku szpitala głównego. Oczywistym było, że klasa już tam dotarła. Mieszkała dość blisko centrum, więc już po chwili pędziła przez chodnik idący wzdłuż głównej ulicy. Mknęła przed siebie, przeciskając się między innymi pieszymi, których jak na złość było o wiele więcej niż zwykle. Musiał być ku temu jakiś powód, ale w tamtej chwili Hisako nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Po kilkuset metrowemu biegu po prostej nadszedł czas na zakręt. Hisako skręciła w prawo, tuż za rogiem ulubionego sklepu muzycznego kuzyna. Nie zwalniając ani na chwilę zauważyła, że musi przejść na drugą stronę drogi przez pasy. No i oczywiście, zielone światło właśnie mrugało! Przyśpieszyła, mając nadzieję, że zdąży. Ludzie stali już przy pasach, a ona wymijała ich zgrabnie i szybko na chwilę spuszczając światła z oczu. Mijając ostatniego pana potknęła się o jego stopę i rozpędzona wywróciła się prosto na pasy przed ludźmi. Uniosła głowę i zamarła, światło było już czerwone. Usłyszała trąbienie kierowców. Nie było opcji użycia mocy, bo wtedy skończyłaby goła na oczach całego miasta. Odbiła się od podłoża mając nadzieję, że przeskoczy przed maskami samochodów i wyląduje drugiej stornie. Tuż przy krawężniku zielony samochód był dosłownie o krok, ktoś złapał ją w pasie i uniósł do góry, ratując przed potrąceniem. Zaskoczona Hisako patrzyła z góry, jak przejeżdżają kolejne samochody. Przekręciła głowę na tyle ile mogła i spojrzała za siebie. Ta beżowa kurtka i te piękne, ale zabójcze, szkarłatne pióra.
- Hawks! - zawołała uradowana - O jacie, Hawks, to naprawdę ty!
- Kopę lat niunia - zaśmiał się jak łobuzersko blondyn - Mamunia nie uczyła zasad ruchu drogowego, czy kolory Ci się popieprzyły? Lepiej mniej dobrą wymówkę, bo inaczej przedzwonię sobie do Endeavoura i koleś da Ci wciry.
- Błagam, tylko nic mu nie mów! - poprosiła niemal płacząc - To był wypadek, serio! Nie spałam prawie całą noc, bo Hex nabroił i Aizawa oszalał i dlatego obudziłam się późno, nie zdążyłam na zbiórkę, a jestem nauczycielką! I poszli do tego szpitala, a jak mnie tam zaraz nie będzie, to mnie wywalą!
- Taa, o tym, że Yuurei znowu dał czadu wiem. I wtopa Erasera też nie jest mi obca. Rany, tym razem Hex odwalił kawał dobrej roboty, mówię Ci Hisako, Eraser mało nie posikał się w gacie.
- Co?! A ty skąd o tym wiesz?!
- Pff, niunia, proszę Cię, jestem Hawks, wiem o wszystkim! Poza tym codziennie sprawdzam, co w internecie piszczy.
- Hex to nagrał i wstawił do internetu?! - krzyknęła.
- Taa, ale to zobaczysz na miejscu. Dobrze trafiłaś skarbie, pracę zaczynam za godzinkę, a szpital jest obok. Rzucę Cię.
Hawks rozłożył szeroko skrzydła, a następnie jednym ich machnięciem wystrzelił do góry. Objął mocniej koleżankę, która zaczęła krzyczeć i piszczeć. Słysząc to, chłopak uśmiechnął się pod nosem, ustawił poziomo i przyśpieszył.
Z początku Vapor niezbyt podobał się pomysł lotu, ale po chwili udało jej się jakoś rozluźnić i czerpać przyjemność z podróży.
Z Hawksem znała się od czasów przedszkola, poznali się, gdy ona była w już najstarszej grupie, a on w najmłodszej. Nie pamiętała dokładnie, kiedy pierwszy raz się spotkali, za to na zawsze zapamiętała, jak stali się przyjaciółmi.
Sześcioletnia dziewczynka siedziała na podwórku przed przedszkolem. Dawno wybiła już godzina piąta, a ona wciąż czekała na kuzyna i jego matkę, którzy mieli odebrać ją po powrocie z podstawówki mieszczącej się trzy przecznice dalej. Dziewczynka siedziała sama wyrywając otaczające je stokrotki, z których planowała zrobić bukiecik. Słońce grzało tego dnia niesamowicie i mała dostawała powoli zawrotów głowy, gdy nagle coś rzuciło na nią cień. Uniosła nieśmiało głowę i spojrzała spod grzywki na małego, młodszego od niej chłopca. Miał rozczochrane włosy w kolorze platynowego blondu, trochę dziwnie przycięte brwi i dziarski uśmieszek zwiastujący kłopoty.
- Ej, ja cię znam! - zaśmiał się i wskazał palcem na jej buzię - To ty zawsze beczysz na przerwach i gdy gramy w zbijaka! Beksa, beksa, beksalala!
- Ja przynajmniej nie sikam w spodnie podczas leżakowania - prychnęła.
- C-Co?! S-Skąd ty to wiesz?!
- Trudno o tobie nie słyszeć, ty siusiający pod siebie kurczaku!
- Hej! Nie mów do mnie kurczaku! - warknął i wskazał kciukiem na parę czerwonych skrzydeł - To są skrzydła przyszłego bohatera tego miasta!
- Jasne.
- A żebyś wiedziała! Jeszcze zobaczysz mnie i Endeavoura razem! Będziemy razem pracować!
- I co? Może jeszcze mnie uratujesz? - zakpiła.
Chłopiec skinął głową, krzyżując ręce na piersi. Nie wiedziała czemu, ale jakoś przekonała ją jego mowa, był taki pewny siebie. Otaczała go dziwna, ale bardzo przyjemna aura, którą niemal od razu polubiła. Wróciła na chwilę do kwiatków, zebrała je w ciasny bukiecik, związała łodygą jednego z nich, a następnie podała blondynkowi uśmiechając się nieśmiało. Nieco się wahając przyjął podarunek i wsadził sobie do kieszeni koszulki.
- Hawks - powiedział, wyciągając ku niej dłoń.
- Dziwne imię - wypaliła.
- To nie imię, tylko mój bohaterski pseudonim. Czuj się zaszczycona, jesteś pierwsza, która go poznała.
Dziewczynka chwyciła jego dłoń, a on podciągnął ją do góry, stawiając na nogi. Potrząsnęła ich małymi rączkami.
- Hisako Yamada.
I tak zaczęła się ich znajomość, od zabaw w przedszkolu po wspólny staż u Todorokiego.
Hisako dawno nie czuła się tak błogo i bezpiecznie. Ciepło jego ciała, silne ramiona, delikatny oddech, który czuła na szyi i melodyjne nucenie pod nosem sprawiały, że miała ochotę zostać w jego objęciach i zasnąć. Hawks był zabawnym, głośnym, a czasem nieco narcystycznym bohaterem, ale nigdy, ale to przenigdy egoistą, choć niekiedy taki się wydawał. Vapor znała jednak go lepiej od wszystkim, czasami nawet lepiej niż on sam siebie. Była przy nim, kiedy zawalił jedną akcję, a on przy niej, gdy podczas operacji szpiegowskiej zabito jej koleżankę. Kochała go jak młodszego brata, o czym Hawks doskonale wiedział. On też ją w ten sposób widział, czasem przedstawiając ją jako siostrę, gdy opowiadał jakieś historie. To przypadkowe spotkanie na pasach można było uznać za cud, nie widywali się przez kilka miesięcy, czasem nawet lat, a i tak pozostawali w stałym kontakcie telefonicznym i pocztowym. Wymieniali się pocztówkami z wakacji, wysyłali sobie prezenty na urodziny, a nawet plotkowali jak nastolatki o naprawdę głupich i dziecinnych sprawach. Szczególnie jedna rozmowa przez telefon utkwiła jej w pamięci. Było to stosunkowo nie dawno, bo jakieś trzy miesiące temu, kiedy to Hawks zapytał ją, gdzie chciałaby iść na randkę. Nie, nie chodziło o nią, a o córkę Todoroki'ego, Fuyumi. Oczywiście, poinstruowała go tłumacząc co robić i jak postępować z kobietami. Spotkanie i tak nie doszło do skutku, bo ze stresu przed zrobieniem czegoś nie tak córce Endeavoura, Hawks dostał rozstroju żołądka i cały wieczór spędził sam w domu.
Nagle uścisk na jej ciele został poluzowany, przez co wyśliznęła się nieco w dół. Hawks zręcznie przekręcił ją tak, aby zwisała luźno nogami w dół, trzymając ją jedynie za barki.
- Dziękujemy za skorzystanie z linii lotniczych Hawks.
- Co?
- Znaczy, że tu lądujesz.
Zaraz potem zrobił coś, czego Hisako w ogóle się nie spodziewała. Lecąc prosto na ścianę szpitala, rozpędzony niczym torpeda Hawks cisnął nią w stronę otwartego na oścież okna, a potem szybko wzbił się pionowo do góry, w ostatnim momencie unikając wlecenia do walnięcia w budynek.
Hisako wleciała do środka niczym wystrzelona z proca. Przefrunęła przez jedno łóżko, aby między drugim i trzecim zderzyć się z stojącym tam Hexem. Słysząc jej krzyk w ostatnim momencie użył quirk, przez co Hisako nie uderzyła w niego, a w mężczyznę za nim.
Klasa 1-A przybyła do szpitala w celu odwiedzenia rannego wychowawcy. Spodziewali się spokojnej rozmowy, karcenia Katsuki'ego za zachowanie i przypominania o lekcjach oraz treningach. A co dostali? No cóż...Ku zaszokowaniu i zmieszania dziewiętnastu uczniów i uciesze jednego Minety, obecni w sali ludzie zostali zmuszeni do podziwiana dość dziwnej sytuacji, bo oto wychowawca, wiecznie zmęczony i marudzący Aizawa leżał na podłodze obezwładniony ciałem nauczycielki matematyki, pani Yamady.
- N-Nic się nie stało? - zapytał Midoriya, jakby niepewny tego, czy powinien się w ogóle odzywać.
Aizawa chyba oprzytomniał i zdał sobie sprawę z tej jakże dwuznacznie wyglądającej sytuacji, bo zepchnął z siebie kobietę, która poturlała się pod stopy bohater-ducha. Brunet stanął na równe nogi i otrzepał z kurzu.
- Tak - odchrząknął - Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nic się nie stało.
- Nic się nie stało? Halo, halo, nie wiem czy zauważyliście, że zostałem przeleciany! - poskarżył się Hex.
Nagle Vapor zerwała się z podłogi. Stanęła twarzą w twarz z podwładnym, a on przełknął głośno ślinę, widząc jej spojrzenie. Nim ktokolwiek zdołał zapytać o cokolwiek, Hisako złapała go za ucho, ściągnęła w dół tak, że jego głowa była gdzieś na wysokości jej bioder i pociągnęła za sobą w stronę drzwi, za którymi po chwili zniknęli.
Aizawa popatrzył pytająco na przyjaciela, a Present Mic wzruszył tylko ramionami.
- Chyba chodziło o ten filmik - powiedział blondyn.
- Jaki filmik? - zapytał Aizawa.
Jak na zawołanie u jego boku zjawiła się Jiro z telefonem, który podała go wychowawcy. Nie musiała czekać długo na reakcję, w końcu video trwało niecałe dwadzieścia sekund. W ciągu tej krótkiej chwili twarz nauczyciela diametralnie się zmieniła, z nudzonej, lekko zdziwionej w czerwoną od furii. Miał tak szeroko otwarte oczy i przyśpieszony oddech, że aż uczniów strach obleciał, nawet Bakugou zrobił krok do tyłu.
Co zobaczył Shouta? Siebie, szlochającego, skulonego na podłodze, opłakującego stratę przyjaciela. Co prawda Hizashi wytłumaczył mu głupi żart kolegi Hisako, ale o tym, że ośmieszający go filmik krąży po internecie nikt go nie poinformował.
- Ja się chyba zabije - jęknął zażenowany Shouta.
- To pośpiesz się, bo ja też zaraz wyląduje w zaświatach! - zawołał ktoś za drzwi.
Uczniowie wymienili zdziwione spojrzenia, a nauczyciele wciąż gapili się na telefon Jiro. Aizawa niemal popadł w depresję, za to Hizashi śmiał się pod nosem i klepał przyjaciela po plecach dziękując, że tak go opłakiwał i za nim tęsknił.
A Hex? No cóż, na całe szczęście ran fizycznych nie odniósł, bo w końcu był duchem. Kara go jednak nie ominęła, został uziemiony do odwołania i pozbawiony prywatnego telefonu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro