13. Plany doskonałe.
W skład pechowego oddziału wchodzili naprawdę dziwni ludzie, jednak to Hex, jedyny mężczyzna sprawiał tak przerażające wrażenie. Dla pozostałych członków grupy jego zachowanie i osobliwa fascynacja śmiercią była całkowicie zrozumiała. Ci, którzy go dopiero poznawali często mdleli ze strachu. Hex przyjmował to ze szczerym uśmiechem na twarzy, bo był to swego rodzaju komplement. Jak można było się domyśleć po wyglądzie, dysponował wyjątkową indywidualnością, której nadano nazwę ,,Duch''. W istocie, Hex poniekąd był martwy. Nie tylko potrafił lewitować, przenikać przez ściany, czy stawać się niewidzialny, ale posiadał również bardziej nieprzyjemną umiejętność, a mianowicie wchodzenie w ciało innego człowieka i przejmowania nad nim kontroli. Nie można mieć jednak wszystkiego i nikt nie jest doskonały, tak więc i on miał wady. Nie znał, a raczej nie potrafił czuć niektórych uczuć. Umiał się cieszyć, śmiać, wkurzać, dziwić, ale nie wykazywał żadnych, nawet najmniejszych oznak empatii. Nie czuł smutku, strachu, ani żalu względem innych osób. Niejednokrotnie był świadkiem morderstwa. Uczestniczył również w badaniach zwłok. Jako agent specjalny zajmował się głównie prowadzeniem śledztw oraz zbieraniem informacji, jednak i walka nie była mu obca. Kładł na łopatki każdego napotkanego wroga, a czasem nawet zabijał, ale to tylko w ostateczności. Nie lubił zabijać. Lepiej bawił się sprawiając komuś ból, ewentualnie patrząc, jak niegodziwiec kona z bólu. Ponieważ pozbawiony był empatii, miał niehumanitarne sposoby na wyciąganie ważnych informacji. Nieraz przełożeni musieli interweniować podczas przesłuchania, bo Hex znacznie przekraczał granicę. Kiedyś, podczas jednej takiej sesji Hisako zemdlała aż trzy razy. Pomimo swojego strasznego stylu bycia i denerwującego charakteru, Hex miał też dobre cechy. Był zabawny i potrafił rozładować napięcie, które często męczyło pozostałych członków drużyny. No i był lojalny. Hisako i dwie pozostałe dziewczyny nie spotkały równie wiernego człowieka. Mogły mu powiedzieć wszystko, nawet najgorszy, najbardziej mroczny sekret, a on pozostawiał to sobie, milcząc jak grób.
Powoli wszystkie zmysły zaczęły powracać do życia, a co za tym szło, świadomość. Aizawa słyszał już wyraźnie, jednak oczu jeszcze nie otworzył. Był potwornie zmęczony i osłabiony. Czuł się jak wtedy, gdy Nomu zrównał go z ziemią, czyli skrajnie źle. Wszystko go bolało, włącznie z głową. Mruknął cicho pod nosem i przekręcił się na bok. Już nieco rozbudzony zaczął powoli otwierać oczy. Ledwo rozchylił powieki, a tu już ktoś się na niego gapił. Z początku kolor wydał się znajomy, wręcz pożądany, jednak po chwili uświadomił sobie, że tęczówki są jakoś dziwnie ciemniejsze. Czerwone precyzując. To zdecydowanie nie była Hisako. Otworzył oczy nieco szerzej aby zobaczyć resztę twarzy. Nie, nie była to Yamada. Nos przy nosie, w jednym łóżku leżał obok jakiegoś faceta, który szczerzył się do niego jak wariat. W tamtej chwili Aizawa po raz pierwszy w życiu wydarł się jak przerażona nastolatka. Cudownym sposobem odzyskał siły i jak poparzony wyskoczył z łóżka, uderzając twarzą o posadzkę.
- Wyluzuj mój ty śpiący królewiczu - zaśmiał się nieznajomy - Nie drzyj tak japy, bo ziomków z prosektorium obudzisz, a za apokalipsę zombie to ja dziękuję. Chociaż z drugiej strony jest mi to obojętne. Zombie mi nie straszne, w końcu bezmózgim kolesiem się nie zainteresują. Czaisz, nie?
Aizawa wsparł się łokciach i odwracając głowę spojrzał z wyrzutem na lewitującego szaleńca, który ciągle chichotał pod nosem. Przyglądając się mężczyźnie przyszło mu na myśl, że jakimś cudem wykitował. Żyjący ludzie nie widzą, a tym bardziej nie słyszą duchów, prawda?
- Umarłem? - zapytał.
- Nie, choć bardzo się starałeś - odpowiedział - Ale na pocieszenie powiem, że odstawiliście z Hizashim dramat rok. Wiecie, dwóch podtrutych bohaterów-nauczycieli to prawdziwa rzadkość. Ja to w sumie się śmiałem, bo nawet ja nie jestem takim debilem, żeby dać się tak wydymać. Vapor to inna bajka, prawie padła z odwodnienia, tak ryczała. Aaa, byłby zapomniał! Masz u mojej szefuńci dług!
- Co? Jaki dług?
- Jeju, jaki ty jesteś niekumaty. Ciebie też zombiaki muszą skreślić z menu - pokręcił głową czerwonooki - Gdyby nie Vapor, pewnie też siedziałbyś w lodówce, jak Hizashi. Powinieneś być jej dozgonnie wdzięczny, poświeciła dla ciebie najdroższego kuzyna...
- Co?! - wrzasnął i poderwał się na równe nogi - Jak to w lodówce?! Co to znaczy poświęciła?!
- No wiesz, znalazła was dwóch w krytycznym stanie. Udało jej się przywrócić wam oddech. Dojechaliście obaj do szpitala, ale wczoraj zmarł. A poświęciła go, bo zgodziła się na przeszczep jego wątroby dla Ciebie. Ciesz się, dzięki nim żyjesz.
- Bzdura, jaki idiota przeszczepiłby organ od kogoś, kto został otruty?!
- Widać nie jesteś na bieżąco z medycyną i możliwościami tutejszych lekarzy. Jeśli czas od zakażenia nie przekracza czterdziestu ośmiu godzin, taki organ można wyciągnąć z nieboszczyka i oczyścić. To się nazywa recykling, wymazywaczu.
- Kłamiesz!
- Tak? Więc dlaczego miejsce obok jest puste? - zapytał, wskazując na łóżko stojące za nim.
Aizawa natychmiast popatrzył za siebie i skupił wzrok na materacu, gdzie miał nadzieję znaleźć blondyna. Niestety, łóżko naprawę było puste. Uzmysławiając sobie, że to co mówił nieznajomy było prawdą. Okrutną prawdą. Choć wszystko brzmiało dla niego w tamtej chwili sensownie, Eraser wierzył jednak, że to jakiś okropny żart. Nie zważając na swój stan, a także na śmiech rozmówcy, wybiegł z sali pędząc w stronę recepcji. Wiedział gdzie się kierować, w końcu spędził w tym szpitalu trochę czasu po walce z Nomu. Dobiegł tam szybciej niż się spodziewał, być może dzięki adrenalinie. Gdy tylko jego oczy dopadły zmartwiony wzrok jednej z pielęgniarek siedzących na stanowisku, złapał ją za kitel i przyciągnął do siebie. Mimo jej protestów nerwowo dopytywał się o przyjaciela błagając w myślach, aby wprowadzono go w błąd. Kiedy kobieta zdecydowała się mu pomóc puścił ją i oparł się o drewniany blat, oczekując na odpowiedź. Serce biło mu niesamowicie szybko i mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej prosto na biurko i tam sobie dalej bić. Widział jak klika coś na klawiaturze, a jej oczy śledzą tekst wyświetlający się na monitorze. Nagle skupiła na czymś wzrok, poruszając przy okazji myszką. Po dłuższej chwili milczenia uniosła głowę i spojrzała prosto na niego.
- Niestety, Pan Hizashi Yamada zmarł wczoraj o godzinie trzynastej. Przykro mi.
Aizawa zamarł. Wszystkiego, naprawdę wszystkiego się spodziewał, ale nie tego. Jego najlepszy przyjaciel nie mógł zginąć, to nie mogła być prawda. Hizashi był przy nim zawsze, nawet gdy tego miał go dość. Wyciągał na miasto, pomagał odstresować od bohaterstwa i wrzasku uczniów, a także wysłuchiwał, gdy miał problem. A teraz go nie było. Już nigdy miało go nie być. Aizawa miał już dość, był wykończony fizycznie i psychicznie. Zsunął się na kolana, a następnie upadł na prawy bok. Skulił się w ciasną kulkę i zasłonił uszy dłońmi. Pragnął odciąć się od reszty. Nie chciał słyszeć innych ludzi i ich zmartwionych głosów. Ich komentarzy. Płakał jak dziecko, w kółko powtarzając imię ukochanego przyjaciela. Tylko jego miał, nikogo więcej. Mic był dla niego jak brat, głośny i upierdliwy, ale jednak brat. Aizawa zawsze miał się za tego bardziej odpowiedzialnego, a teraz co? Nie zostało mu nic, tylko wątroba i dożywotnie wyrzuty sumienia. Tylko to. Może i Eraserhead był silnym i wyszkolonym bohaterem, ale nawet on nie mógł sprzeciwić się czemuś tak potężnemu, a równocześnie prostemu jak śmierć. Był tylko człowiekiem, marnym puchem, tak samo jak Hizashi Yamada. A co było w tym najgorsze? Że jego przyjaciel nie zginął chwalebną śmiercią, jak na bohatera przystało, tylko przez spisek podłych tchórzy, którzy bali się stanąć twarzą w twarz. Żałosna i bezsensowna śmierć kogoś tak oddanego i dobrego jak Present Mic, to był cios, którego Aizawa, jego najlepszy, najbliższy przyjaciel nie mógł znieść. Dlatego leżał na podłodze szlochając i dławiąc się łzami. Żałosne.
Podczas gdy w szpitalu rozgrywał się dramat rodem z latynoskiej telenoweli, Hisako prowadziła właśnie swoje pierwsze zajęcia z bohaterstwa wraz z klasą B. Owszem, w piątek wieczorem dowiedziała się wiele o swoich uczniach i spodziewała się zobaczyć na żywo ich umiejętności, jednak to, co ją spotkało przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania. Byli bardzo bystrzy i zdeterminowani, ale to, co przykuło jej największą uwagę, to ich praca zespołowa. Walczyli jakby byli jedną i tą samą osobą. Każdy wiedział, kiedy zaatakować, a kiedy lepiej się wycofać. Nie potrzebowali słów, czy sygnałów, świetnie się rozumieli. Nawet Neito Monoma, o którym słyszała wiele nieprzychylnych komentarzy od klasy sprawiał wrażenie młodego profesjonalisty. Nie rzucał się do walki na oślep i bacznie obserwował ruchy każdego, w tym nauczycielki. Wykorzystywał każdą okazję, aby dotknąć jej i aktywować Quirk. Hisako szybko rozgryzła ich plan, jednak dla ich dobra postanowiła ciągnąć grę.
Na czym ona polegała? Vlad King rozdzielił uczniów na dwie grupy, on miał ćwiczyć z dziewczynami, a Hisako z chłopcami. Trzynastu na jedną. Ich zadaniem było odebrać przyczepić nauczycielom naklejkę z napisem ,,Pojmany''. Liczył się czas, mieli na to dwadzieścia minut. Oprócz najwyższej, dodatkowej oceny, zwycięska drużyna otrzymywała przywilej nie sprzątania w akademiku przez tydzień. O ile dziewczyny pragnęły podnieść wyniki w nauce, tak chłopcy woleli wyłgać się od porządków. Tak więc każdy miał o co walczyć.
Hisako powstrzymywała się od użycia indywidualności, w końcu chciała dać uczniom jaką taką szansę. Gdyby aktywowała dar, nie mieliby szansy jej dostrzec, a co za tym szło, pokonać. Cały styl walki opierał się na unikach i blokowaniu ciosów. W skrócie defensywa. Chłopcy świetnie się zgrywali dzieląc się zadaniami i pomagając sobie nawzajem. Pierwsze skrzypce grał Tetsutetsu i Jurota, którzy swoją siłą próbowali uderzyć w jej ciało. Za nimi czaił się Kosei, który utwardzał powietrze robiąc z niego tarczę, chroniąc tym samym dwójkę osiłków. Na dokładkę Sen Kaibara wraz z pozostałymi przypuścił atak od tyłu. W tym całej szarży trzynastu młodzików to Neito miał najcięższe zadanie, skopiować jej quirk. Plan był prosty, użyć jej własnej broni tak, aby nie mogła nic zobaczyć, a następnie przykleić naklejkę i wygrać. Czas naglił, Midnight właśnie informowała ich, że mają ostatnie siedem minut. To była najwyższa pora, aby spiąć się jeszcze bardziej i wspólnymi siłami sięgnąć po zwycięstwo.
- Damy radę! - wrzasnął Tetsutetsu, zagrzewając przyjaciół do walki - Cisnąć do przodu! Zaraz ją złamiemy!
Vapor musiała mu to oddać, chłopak doskonale widział jak podnieść morale drużyny. Nikt się nie obijał, każdy dawał z siebie tyle, ile mógł. Uczniowie napierali z każdej strony, podłoże w ogóle nie było bezpieczne, a Monoma zniknął jej gdzieś z oczu. To nie wróżyło niczego dobrego. Dzielnie odpierała każdy atak i z gracją kota unikała wymierzonych ciosów, gdy wtem czyiś donośny krzyk rozległ się po całej sali treningowej. Zerknęła szybko za siebie i ujrzała, jak Vlad trzyma w obu garściach swoje uczennice. Wisiały nad ziemią i wierzgając nogami, piszczały wniebogłosy.
- Odsłoniła się Pani!
Hisako momentalnie wróciła do walki, ale było już za późno. Neito zdołał przeskoczyć nad jej głową, dotykając ją przy okazji. Chłopak zgrabnie wylądował za jej plecami i obróciwszy się na pięcie uniósł rękę do góry, dając ty samym znak reszcie. Zbliżał się finał, a szala zwycięstwa w końcu przechyliła się na korzyść uczniów.
- Ostatnie dwie minuty! - zawołał Vlad.
- Monoma! Zasłoń nas! - polecił Tetsutetsu.
Bez zbędnego gadania chłopak wykonał swój ruch i już po chwili z jego ciała zaczęła wydobywać się gęsta mgła. Oczywiście, sala była zamknięty pomieszczeniem, więc dym zasłonił całe wnętrze. Jednak uczniowie dobrze wiedzieli, że na tym nie mogą poprzestać, w końcu to był jej teren, jej plac zabaw. Właśnie dlatego z tyłu zostali dwaj specjalni chłopcy. Juzo Honenuki i Kojiro Bondo zgrali swoje umiejętności utrudniając Hisako poruszanie się. Jeden zmiękczył podłoże tak, aby działało jak ruchome piaski, a drugi pokrył pozostałą część podłoża czymś w rodzaju kleju dokładnie pod jej nogami. Nikt nic nie widział, ale nie było sposobności, żeby uciekła przed tą pułapką.
- Dalej ludzie, ruszajcie do przodu! Unieruchomiliśmy ją! - krzyknął Honenuki.
Naraz rozległ się wrzask wszystkich z wszystkich trzynastu gardeł. Vapor musiała przyznać, świetnie się spisali. Tak jak się spodziewała, szarżował na nią Jurota Shishida, uczeń-bestia, którego quirk nie tylko sprawiało, że stawał się silniejszy, ale i wyostrzało zmysły, a to pod osłoną mgły było kluczowe. Jednak i to nie wystarczało. Jako wyjątkowa bohaterka-szpieg musiała mieć w zanadrzu kilka sztuczek. I gadżetów. Była tylko człowiekiem i nawet ona nie potrafiła widzieć w takim zamgleniu, a przy najmniej nie normalnie. Z tego właśnie powodu podczas pracy nosiła specjalne soczewki, które w odpowiednich warunkach takich jak te aktywowały swoją wyjątkową cechę. Podczerwień. Vapor widziała każdego ucznia, najmniejszy ruch nie mógł umknąć jej uwadze. Gdy Jurota był zaledwie kilka kroków od niej, wyciągnęła z kieszeni jeden z kastetów i wyprostowała kciuk. Gdy wszystko było już gotowe, rzuciła nim w sufit, kierując ostrze do góry. Runda miała się rozstrzygnąć w najbliższych sekundach.
Jurota czuł jej ciepło. Mimo że nikt nic nie widział, postanowił zachować ostrożność. Jedyne czym się kierował to jej zapachem. Stała przed nim, skrępowana. Choć teoretycznie nie stanowiła już problemu, instynkt podpowiadał mu, że należy zachować ostrożność, dlatego skupił się na jej niesprawnych nogach i dosłownie w ostatnim momencie schylił się, żeby wraz z gwizdkiem przykleić naklejkę.
- Mamy ją! - zawołał Shishida
Słysząc to Neito dezaktywował pożyczoną umiejętność, rozluźniając nieco ciało. Mgła zaczynała się rozrzedzać, a uczniowie świętować. Tetsutetsu skakał dookoła krzycząc z radości i łapiąc w objęcia kogo popadło. Juzo i Kojiro uśmiechnęli się do siebie i przybyli sobie piątki. Pierwszy raz połączyli siły i czuli się z tym tak dobrze jak nigdy. Cała trzynastka chwaliła się nawzajem i wiwatowała. Ale jak zawsze coś musiało pójść nie tak. Im dłużej trwała ich radość, tym więcej widzieli. W końcu ujrzeli coś, czego ujrzeć nie chcieli. Do podłogi przyklejone były jedynie buty. Buty z naklejką ,,Pojmany''.
- Co?! Jakim cudem?! - zdenerwował się Neito.
- No, no, jestem pod wrażeniem! Dobra robota chłopcy, naprawdę!
Naraz dwadzieścia głów uniosło się do góry. Uczniowie oniemieli, ich nauczycielka zwisała nad nimi, przyczepiona na kastecie z linką. Nie spuścili z niej oka nawet na moment, nawet kiedy leciała już w dół i lądowała na lekko zgiętych nogach. Podłoga znów była twarda i można było się po niej spokojnie poruszać.
- A-Ale...
- Świetnie się spisaliście chłopcy, moje gratulację - uśmiechnęła się wesoło.
- To...To...Co to ma być?! To nie w porządku! Nic Pani nie mówiła o bohaterskich gadżetach! - powiedział z wyrzutem Sen Kaibara.
- Nie musiała - wtrącił się ich wychowawca, Vlad King - Takie rzeczy to norma w naszym fachu. Tym bardziej to norma dla złoczyńców. Co wy myślicie, że wróg powie wam, czy posada jakiś specjalny sprzęt? Musicie nauczyć się spodziewać niespodziewanego.
- Nie da się spodziewać niespodziewanego, Panie Vlad! To bez sensu! - wtrącił się Tetsutetsu.
Nagle rozległ się sygnał telefonu. Melodia grała z jej białych leginsów. Wyciągnęła go i spojrzała na ekran, aby zobaczyć co to takiego. Ktoś z uporem maniaka próbował się do niej dodzwonić. Zerknęła na wychowawcę, a on skinął głową. Znał doskonale sytuację, a i lekcja dobiegła końca, więc nie widział przeszkód, aby odebrała wiadomość. Hisako prędko wskoczyła w różowe buty i wybiegła z sali, żegnając się szybko z uczniami. Oparła się o ścianę i odebrała, gdy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi sali.
- Halo?
- Hej, hej, hej! Tutaj ja, twój ulubiony truposz! Dzwonię, bo w szpitalu niezła draka, może dołączysz?
- Hex, błagam Cię, jestem w pracy. Specjalnie dałam Ci mój plan lekcji, żebyś widział kiedy dzwonić, a kiedy nie - odpowiedziała z lekkim wyrzutem - Mów o co chodzi, nie mam za dużo czasu.
- Kłamczuszka bez uszka. Właśnie gapię się na ten plan i widzę, że skończyłaś na dzisiaj - odpowiedział rozmówca - Afera jest taka, że twój kumpel Eraser oszalał.
- Jak to oszalał?
- Hmm, jakby to tu ładnie ująć...Powiedzmy, że wywinąłem mu mały kawał.
Hisako westchnęła ciężko i przewróciła oczami.
- Hex, coś ty znowu nawywijał?
- Liczyłem na to pytanie. Sprzedałem temu idiocie bajeczkę o rzekomej śmierci Mica i wszczepieniu mu jego organów. Dobry jestem, no nie? No dalej, powiedz to.
- Hex, czyś ty oszalał?! - krzyknęła do telefonu. Cała trzęsła się ze złości.
Mężczyzna roześmiał się do słuchawki. Słychać było, że dobrze się bawi.
- Czy oszalałem? Już dawno. Pośpiesz się, inaczej Sho skończy w wariatkowie. Ze mną.
- Hex, zabiję Cię.
- Już nie mogę się doczekać. Dobra, to ja kończę. Całuski!
Rozłączył się. Hisako nie dowierzała w to, co właśnie usłyszała. Początkowo wkurzyła się na swojego podwładnego, jednak im bardziej o tym myślała, tym bardziej śmieszyła ją ta cała sytuacja. Nawet zaśmiała się na głos. Nie wiedzieć czemu, ciekawił ją efekt tego okrutnego żartu. Wybrała numer do kuzyna i przyłożyła telefon do ucha.
- Halo? Zashi? Wiesz...Chyba musimy coś odkręcić. Tak, Hex. Słyszałeś może, że umarłeś?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro