Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Problemy

Piątkowe wieczory były ulubionym czasem każdego mieszkańca. Nikt nie myślał o zadaniu domowym, treningu, pracy, ani domowych obowiązkach. Te magiczne parę godzin można było spędzić na swój ulubiony sposób wychodząc z przyjaciółmi, czy po prostu siedząc w domu oglądając film, czy czytając dobrą książkę. Można też było studiować życiorysy uczniów, jak to akurat robiła Vapor. O dziwo czerpała z tego dużą przyjemność. W ciągu kilku godzin dowiedziała się tylu ciekawych faktów o swoich niesamowitych uczniach, że aż trudno było uwierzyć w to wszystko. Uczniowie klasy B mieli doprawdy wspaniałe indywidualności. Była tak zachwycona i pochłonięta ich dokumentami, że nawet nie nie zauważyła, kiedy jej długo oczekiwany film zaczął lecieć w telewizji. Około północy zdecydowała, że to koniec nauki na ten wieczór. Zanim jednak udała się na zasłużony sen, postanowiła wybrać się na nocny spacer. 

W tym samym czasie Present Mic i Eraser świetnie bawili się w swoim towarzystwie. Jak można było się spodziewać, obaj panowie siedzieli przy stole już totalnie pijani. Eraser niemal już leżał na blacie, za to Hizashi nie przestawał nawijać. To prawda, że Aizawa przyprowadził go właśnie w celu rozmowy, ale jego dziwnej kuzynce, a nie koncertach, muzyce i obiektach westchnień kolegi. No ale cóż, jak mógł przewidzieć, że skończy tak, a nie inaczej. Myśląc o tym Shouta przypomniał sobie, dlaczego od jakiegoś czasu w ogóle nie wychodził z przyjacielem w piątki na miasto.

- Te, Mic, dlaczemu ty nie jesteś w radiu? - wybełkotał - Dziś jest piątek.

- Yyy...Nie, dziś jest sobota. Od jakichś sześciu minut.

- A ty tym kolesiom o tym mówiłeś? - dopytywał się Eraser.

- Ale w sensie, że co?

- Eee...już nie pamiętam.

Nastała chwila niezręcznej ciszej, a zaraz potem obaj wybuchli głośnym, pijackim śmiechem, aż wywrócili się z krzeseł. Trzymając się w pasie zaczęli turlać się z tej radości. Alkohol ostro uderzył im do łbów, a co najgorsze, po pijaku zawsze wydarzały im się jakieś wypadki. Tak było i tym razem, bo w swym alkoholowym upojeniu Aizawa znowu poruszył temat młodszej kuzynki przyjaciela. Zadał dość dziwne, a mianowicie dlaczego tak dobrze zna się z Todorokim.

- Nie wspominałem Ci? Jakieś pięć lat temu miała u niego trzyletnie praktyki. W sumie zaproponował jej stałą pracę w agencji, ale Sako wybrała inną pracę. Z resztą była starszą koleżanką Fuyumi Todoroki jeszcze w podczas nauki. A czemu pytasz?

- A tak jakoś. Endeavour zwykle nie jest taki...grzeczny, a już szczególnie dla osób niżej na liście bohaterów - odparł Aizawa stając nieco chwiejnie na nogi - Po prostu to dla mnie trochę dziwne. Swoją drogą nie widziałem jej na liście najlepszych bohaterów. Jest gdzieś na końcu? A może jej tam w ogóle nie ma?

No i się zaczęło, bo Eraser nieświadomie trafił w czuły punkt kolegi. Czy Mik był zły? Oj, mało powiedziane, Hizashi wpadł w prawdziwą furie. W pijackim szale odbił się od ziemi jak kot i rzucił z pięściami na czarnowłosego, wywalając i siebie i jego na stół. Zaczął go okładać pięściami po twarzy i drzeć się jak furiat. Aizawa zasłonił się rękami i próbował odsunąć kopniakami. W pewnej chwili blondyn chwycił go za fraki, zrobił szybki obrót i cisnął kolegą prosto na bar. Stojący za nim Barman natychmiast kucnął i skrył się gdzieś pod blatem. Aizawa z jękiem zaczął się podnosić. Nie dość, że był pijany, to jeszcze teraz poobijany. Nie miał zamiaru popuścić płazem tego ataku. Złapał za pierwszą lepszą butelkę i rzucił nią w kolegę, a że Present Mic nie był w pełni sił, nie zdołał zrobić uniku i tak oberwał w twarz. 

Nieświadoma bójki w barze Hisako nieśpiesznie spacerowała po plaży. Przy każdym kroku piasek rozsuwał się nieco pod jej bosymi stopami, muskając delikatnie skórę. Był przyjemnie chłodny i suchy. Szum morza i bryza koiły zmęczone zmysły, wyciszały i pomagały wyczyścić umysł. Było naprawdę cudownie. Do czasu. W pewnym momencie oprócz morza dało się słyszeć cichutki szloch. Hisako rozejrzała się dookoła, jednak nikogo nie zauważyła. Poszła więc dalej, tłumacząc sobie pod nosem, że to tylko jej wyobraźnia. Przeszła tak kilka kroków, gdy znowu usłyszała ten smutny dźwięk. Był bardziej wyraźny, co znaczyło, że zbliżała się do tego kogoś, kogo w sumie nie było. Rozejrzała się raz jeszcze, zrobiła trzy kroki i...zaliczyła piękną wywrotkę twarzą prosto w piach. Jakiś miły głos zaczął przepraszać i się tłumaczyć, co trochę skołowało Hisako, bo w końcu była sama. 

 - Naprawę mi przykro Pani Vapor. Powinnam dać jakiś znak, że tu jestem.

Ktoś złapał jej dłoń i pomógł wstać. Hisako wstała i otrzepała kolana i twarz z piasku. Spojrzała przed siebie, potem za siebie, jeszcze w lewo i prawo, ale nadal nic nie widziała. 

- Przepraszam, ale z kim mam przyjemność? - zapytała w końcu szarowłosa.

- Toru Hagakure, proszę Pani - odpowiedziała nieco smutno - I nie, nie stoję zboku. Jestem tutaj. 

Hisako znowu znów popatrzyła do przodu, a następnie zerknęła w dół. Rzeczywiście, na piasku widać było głębienia w kształcie ludzkich stóp. Yamada zaśmiała trochę nerwowo i podrapała po karku. Zawsze tak robiła, gdy było jej głupio.

- Ach, wybacz mi Toru. Zupełnie zapomniałam, że jesteś niewidzialna.

Nauczycielka szybko pożałowała niezbyt przemyślanego dobru słów, bo dziewczyna wybuchnęła tak głośnym, tak żałosnym płaczem, że aż Hisako przeszył ciarki. Niedługo to trwało, gdy poczuła, jak opiera głowę na jej piersi i obejmuje ją, ciągnąc w dół. Yamada upadła na kolana obejmując zapłakaną uczennicę, której słone łzy spadały na piasek. Vapor położyła jedną rękę na jej plecach, a drugą wsunęła pod niewidzialne włosy, gładząc je powoli. Hagakure płakała tak bardzo, że aż zaczęła dławić się własnymi łzami. Szlochała i mamrotała coś, czego kobieta nie była w stanie zrozumieć. Po kolejnych kilku minutach dziewczyna wypłakała się tak na tyle, że ze zmęczenia uspokoiła się nieco. Mimo lepszego stanu ani na chwilę nie puściła swojej nauczycielki, wręcz przytuliła się jeszcze bardziej. 

- Jaki będzie ze mnie bohater? - zaszlochała - Przecież ja jestem do niczego! Nie mam żadnych zdolności. Nie potrafię walczyć jak Bakugou, Izuku czy Ojiro. Nie jestem super odważną twardzielką jak Kirishima i Sato. Nie przydam się ani do walki, ani do ratowania ludzi! Do niczego się nie nadaje! Po co komu bycie niewidzialnym, to przecież nikomu życia nie uratuje, ani nikogo nie ochroni! Moja indywidualność jest do bezużyteczna!

- Wcale tak nie jest Hagakure - powiedziała cicho Hisako, nie przestając gładzić jej głowy - Twoja moc jest naprawdę super. Powiem Ci więcej, jest tak wyjątkowa, że nie każda praca będzie w stanie wyciągnąć to, co najlepsze. Fakt, może walka wręcz to nie twój konik, a przy ratowaniu ofiar katastrofy lepiej sprawdzą się inni, ale to nie znaczy, że jesteś bezużyteczna. Twoja zdolność to prawdziwy rarytas, tylko musisz ją zrozumieć i nauczyć się jak z niej korzystać.

- Ale jak coś takiego może być pożyteczne? - zapytała, jakby nie wierząc w prawdziwość słów nauczycielki.

- Życie bohatera to nie tylko walka i pomoc, ale i dożywotnia praca nad samym sobą. A co do twojej mocy, to nawet nie wiesz, jak bardzo jest potężna. Uwierz mi, że są miejsca, gdzie będą się zabijać o ciebie. 

- Serio? Jakie?

Hisako odsunęła się nieco i popatrzyła na wysokość, na której przypuszczalnie znajdowała się twarz dziewczyna. Chwyciła jej dłonie w swoje i ścisnęła lekko.

- Przyjdź do mnie w poniedziałek po zajęciach. Wszystko Ci powiem, ale pamiętaj, że to tajemnica. 

- Dobrze! - powiedziała radośniej.

- No, i tak ma być. Wracaj już do domu Toru, jest późno, rodzice się pewnie martwią.

Obydwie wstały, trzymając się jeszcze za ręce. Hagakure przytuliła się raz jeszcze, podziękowała wylewnie i pobiegła brzegiem w jakimś nieznanym kierunku. Hisako uśmiechnęła się pod nosem, zabrała buty pisku, otrzepała je i ruszyła w drogę powrotną. 

Aizawa i Hizashi byli już w mieszkaniu, do którego o zgrozo przyprowadziła ich policja. Bójka rozwinęła się do tego stopnia, że służby porządkowe musiały zareagować. Obaj bohaterowie najedli się wstydu, dostali ochrzan od komendanta i musieli ponieść koszt szkód, jakie narobili. Oczywiście byli na siebie nadal cięci, jednak ich stan był na tyle beznadziejny, że musieli sobie nawzajem trzymać włosy, gdy rzygali do toalety. Siedzieli po obu stronach sedesu dokładnie w tych samych pozycjach, czyli z oparci o ścianę, z szeroko rozsuniętymi nogami i trzymając po jednej ręce na kiblu. Patrząc w sufit przełykali co jakiś czas żółć wymieszaną z alkoholem. Mdliło ich jak cholera, kręciło im się w łbach i wszystko się rozmazywało. Szykował się kac życia. Aizawa przeczesał rozczochrane, mokre od potu włosy i kątem oka popatrzył na kolegę. Hizashi wyglądał jak trup, blady, z podkrążonymi oczami. Alkohol osłabił go na tyle, że z nosa zaczęła ciec krew. Miał też rozwalony łuk brwiowy, za co odpowiadał akurat Eraser i butelka po whisky. Shouta wiedział, że jego kumpel ma się o wiele gorzej niż on sam. 

- Zadzwonić po karetkę? - zapytał w końcu.

- N-Nie - wymamrotał. 

- Stary, ja poważnie pytam. Wyglądasz jak strasznie i nigdy Ci krew z nosa nie leciała - zauważył brunet. 

Mic odpowiedział, że ma się gonić, więc Aizawa zamilkł. Wrócił do gapienia się w sufit. Żałował, że nie zastanowił się nad doborem słów. Mogliby wtedy uniknął całej tej zadymy. 

- S-Shouta...

- Co? 

- Strasznie gorąco - głos blondyna powoli słabł - Chyba...zwalnia...

Nim Aziawa zdołał się odwrócić, Hizashi osunął się bezwładnie za ziemię i przestał się zupełnie ruszać. Shouta od razu poderwał się do góry, ale zrobił to zbyt gwałtownie, stracił równowagę i upadł na ziemię tuż obok kolegi. Jego ciało również zalała fala dziwnego ciepła. Po czole i skroni zaczął spływać pot. Wszystko wirowało, a serce z dzikiego zaczęło nagle zwalniać. Biło coraz wolniej i słabiej. Shouta powoli tracił świadomość. Powieki robiły cięższe, a on sam tracił jakiekolwiek siły. Każdy oddech bolał, jakby dźgano go nożem. Nie mógł nawet drgnąć palcem. Nawet nie wiedział, kiedy stracił twarz przyjaciela z widoku. Przed sobą miał tylko czarną pustkę. Wziął ostatni wdech i zupełnie stracił kontakt ze światem. Nic już nie słyszał, nie czuł, nie widział. Stanęło mu serce. I on i Hizashi leżeli na podłodze, odcięci od tlenu i świata żywych. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro