53.
Tae Pov
Suga
Tae, myślę że naprawdę jest mu przykro...
Ja
Mówisz poważnie?
Tylko nie ty Hyung, proszę! Już Jimin denerwuje mnie od tygodnia, by wybaczyć temu debilowi
Suga
Jeon cały czas wypisuje do Jina, który pisze do mnie, bo chce wiedzieć co u ciebie, by odpisać Jungkookowi, ponieważ Kook bombarduje go wiadomościami
Ja
Niech w końcu ten gościu się ode mnie odwali!
Suga
Nie wnikam w to, ale nie musisz od razu po mnie krzyczeć
Ja
Sorry, po prostu ten facet mnie wkurwia
dobra wracam do pracy
a jeszcze coś
widzimy się dzisiaj wieczorem?
Suga
Raczej jutro rano. Wychodzę z moim skarbem na randkę, wrócimy późno. Będziesz musiał wrócić do domu autobusem, nie dam rady cię dziś odebrać
Ja
Aha, ok spoko. Życzę wam miłej zabawy, ale proszę nie bądźcie tak głośno dzisiejszej nocy... sam wiesz przy czym
Suga
Powiedz to Jiminowi nie mnie, to on tak głośno jęczy kiedy ma w sobie mojego kutasa
Ja
Hyung!
Suga
Ok, ok, już mnie nie ma
Suga is offline
Skoro w domu zostanę sam, stwierdzam że dziś spędzę miły wieczór przed telewizorkiem, na kanapie, opatulony w cieplutki kocyk, z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Idealna kombinacja na którą już, cieszyłem się jak dziecko.
Z wyczekiwaniem odliczałem minuty, do końca mojej zmiany. Niestety jak zawsze pech nie odstępował mnie na krok. Kiedy skończyłem pracę zrobiło się strasznie ciemno i rozpadło się tak mocno iż wiedziałem, że zanim wrócę do domu, będę przemoczony do suchej nitki. Oczywiście że nie zabrałem z sobą parasola, no bo po co, przecież po południu świeciło jeszcze fajne słoneczko.
Przebrałam się z uniformu w normalne ciuchy, spakowałem torbę i udałem się do wyjścia znajdującego się na zapleczu kawiarni. Widząc panującą za oknem pogodę, odechciało mi się wszystkiego. I jak na złość jednak się nie przeliczyłem, jeszcze nawet nie zdążyłem dobiec na przystanek autobusowy, a wyglądałem jak zmokły szczur, po prostu przeklinałem dzisiejszy dzień. Klienci byli niecierpliwi, niezadowoleni i dawali mało napiwków.
No cóż, gorzej już być nie może, prawda?
''Teraz brakuje tylko tego, bym spóźnił się na autobus.'' Powiedziałem sam do siebie. Jeśli tak się stanie, będę zmuszony wrócić do domu na piechotę, a to zajmie mi całe 20 minut w tym ulewnym deszczu. Mam cichą nadzieję, że nie popadnę aż w taki niefart-
A jednak.
Dokładnie tak się stało. W oddali zauważyłem jak ostatnia osoba wchodzi do busa.
Przyspieszyłem kroku, próbowałem dogonić odjeżdżający autobus. Na marne.
''AAAAAA KURWA DO JASNEJ CHOLERY!'' Zawyłem, widząc znikające w oddali światła pojazdu.
Na ulicy nie było żadnej żywej duszy, zostałem sam jak palec, w ciemności, nie licząc jednej latarni której światło co chwila gasło, by znów na sekundę się zapalić. Migotanie jak z horroru. Czy już mówiłem że nienawidzę takiego mroku? Nie? No to teraz mówię. Nienawidzę takiego mroku.
Kolejny autobus dopiero za 2 godziny, a do tego nie wyglądało na to, by za chwilę przestało padać. Zrezygnowany stwierdziłem, że przeczekam najgorszy moment pod lichym zadaszeniem przystanku. Mam nadzieję, że to oberwanie chmury szybko minie, a deszcz choć trochę przystopuje, lecz w tym wypadku również nic nie poszło po mojej myśli.
Moja nadzieja skończyła się na tym, że już od godziny stałem i czekałem na jakiekolwiek wybawienie.
Głośno wzdychając wstałem z ławki, chyba spacer do domu mnie nie ominie, miałem już dość czekania w tym chłodnym ziąbie.
Zmotywowany, przerzuciłem torbę przez ramię, wychodząc w ciemną noc. Uszedłem zaledwie kilka metrów, kiedy zatrzymał się przede mną sportowy samochód. Zdezorientowany zrobiłem kilka kroków w tył, kiedy kierowca opuścił szybę znajdującą się po stronie pasażera.
''No mały, może potrzebujesz podwózki?''
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro