12.
Levi Pov
Spojrzałem na niego z przerażeniem, szerzej otwierając oczy. Nieudolnie próbowałem uwolnić swoją dłoń, niestety jego chwyt był zbyt silny. Nagle szatyn zaczął przesuwać moją rękę w górę i w dół, uśmiechając się arogancko. I do tego jeszcze ten cholerny efekt viagry.
Na dodatek pech chciał, że cała energia mnie opuściła, nie potrafiłem się już utrzymać na nogach. To eksplozywne uczucie mnie dobijało. Bezsilnie pochyliłem się w przód, tak iż swobodnie potrafiłem się oprzeć o ramię nieznajomego, głośno sapiąc.
''Tak jest dobrze maluszku, wyglądasz tak słodko kiedy się czerwienisz, wiedziałeś o tym?'' Zapytał zielonooki. Poczułem się strasznie nieswojo, nie wiedziałem jak wybrnąć z tej fatalnej sytuacji. ''T-to j-jest...'' Wydyszałem ciężko.
''Ngh~ po prostu zajebiste kochanie~'' Wyjęczał cudownie nieznajomy przystojniak.
Czekaj?
Wróć!
Co to do cholery było?!
Miałem na myśli obrzydliwie jęknął palant...
''Aaaaaach~'' Niestety przez tą okropną tabletkę byłem pobudzony do tego stopnia, iż sam nie potrafiłem opanować swoich stęknięć.
''Twój głos jest kapitalny skarbie, jesteś tak bardzo napalony, że aż z trudem łapiesz oddech.''
''Z-zamknij mhm~ ryj!'' Wysyczałem jednym tchem. I raczę przypomnieć, iż moja drogocenna dłoń nadal pracowała nad jego długością, oczywiście niedobrowolnie.
Niestety ten kiepski scenariusz, zaczął rzeczywiście mnie w pewien sposób podniecać.
Nie, nie i jeszcze raz nie! Sprostuj swoją wypowiedz Levi, wcale cię niejara!
To wszystko przez viagrę! To wszystko przez Kirsteina!
Właśnie jak już przy nim jesteśmy, dlaczego ten debil zabrał z sobą tabletki przeciwbólowe i viagrę?! Przecież razem z Arminem i bez tego mają bujne życie erotyczne.
''I? Chcesz również zostać oswobodzony z swojego nagromadzonego pobudzenia~?'' Z zamyślenia wyrwał mnie niski głos szatyna.
''Proszę~'' Wyszeptałem resztkami sił, opierając swoje czoło na jego barku. Nawet się nie zorientowałem, kiedy praktycznie usiadłem mu na kolanie. Byłem rozgorączkowany i tym samym załatwiony na amen.
''Powtórz. Mam ci pomóc kotku?'' Jego dłoń powoli powędrowała w stronę mojego uda, delikatnie głaszcząc jego wewnętrzną część, przesuwał ją w stronę mojego członka.
Z wielkim trudem potrząsłem głową, nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa.
Napięta atmosfera zamgliła totalnie mój umysł, nie potrwało długo kiedy ja również zacząłem płomiennie pojękiwać, synchronicznie z nim.
Przygryzając dolną wargę, przymykałem błogo oczy. Dlaczego nadal to robię? Dlaczego go dotykam? Dlaczego się przed tym nie bronię?
Głośno przełknąłem ślinę, przyznając się przed samym sobą iż tak naprawdę, nie mam się przed czym bronić, ponieważ podobało mi się to, do czego on cały czas dążył. To uczucie było naprawdę nie do opanowania.
Podobało mi się... i to jak.
''F-fuck, TAK! Tak proszę! Pomóż mi! Wybaw mnie z tej męczarni!'' Już nie mogłem dłużej czekać, to cholerne podniecenie miało rozerwać każdą komórkę mojego organizmu i to dosłownie.
Nie trzeba mu było mówić tego dwukrotnie, jak na zawołanie chłopak wstał unosząc mnie na rękach, po chwili usadowił mnie na klapie toalety.
''No to zaczynamy.'' Uśmiechając się do mnie szeroko, szybkim ruchem zdarł ze mnie spodnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro