Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 013 „Próba sił "


„Nie ma czegoś takiego jak wolność,

są tylko różne rodzaje niewoli."

- Trudi Canavan

Kroniki autorskie 014:

Hej kochani!
Witam serdecznie w kolejnym rozdziale, w tych zwariowanych czasach.

Codziennie rano wstaje i zastanawiam się w jakiej Polsce przyjdzie mi żyć.

To wręcz przerażające, co się teraz wyprawia. Mam cichą nadzieję, że

Gdy będę publikować ten rozdział Polska znów będzie normalna.

Znów będzie pięknym i wspaniałym krajem. Tymczasem zapraszam do czytania!


(Starling City – obecnie)

Wspomnienia powoli wracały ze zdwojoną siłą.

Wywoływały tylko ból głowy i krew z nosa. Jednak pamiętałam. Pamiętałam kim byłam i po co przybyłam do Starling City. Zamierzałam uratować swoich rodziców. Powstrzymać szaloną kobietę, która odebrała mi wszystko. Nie wiedziałam jeszcze w jakim kierunku zmierzałam, ale los bywał doprawdy przewrotny. Odzyskana pamięć dawała mi pewnego rodzaju siłę. W końcu wiedziałam kim jestem i mogłam coś zdziałać. Nie wszystkie wspomnienia były dobre. Pamiętałam kłamstwa moich bliskich ciężko patrzeć na Roya wiedząc iż w moim Starling City czeka go prawdziwe piekło. Z zapałem opowiadał o ostatnich wydarzeniach jakie go spotkały. O zniknięciu Thei. Podejrzewałam kto za tym stoi. Jedna kobieta, która chciała nas wszystkich zniszczyć. Jednak tym razem niebezpieczeństwo było zupełnie inne. Musieli sami stawić czoła przeciwieństwom losu. Co nie wyglądało na łatwe. Jak samo życie.

- Jak znajdziemy Nicka i zniszczymy urządzenie, które stworzył? – zapytałam po chwili, gdy zapadła niezręczna cisza. Wówczas wyszła Karen. Kroczyła dumnym krokiem. Wcześniej jej nie zauważyłam. Tuż obok niej szła kobieta, która zniszczyła mi całe życie. Arianna Queen. Używała oficjalnego imienia i nazwiska. Już się nie kryła. Nie musiała. Ten świat poznał kim jest oraz co zamierzała zrobić.

- To ty! – wykrzyknęłam czując budzącą się złość. – Próbowałaś zniszczyć moich rodziców. Odebrałaś mi przyjaciół. Jak śmiesz się tu pokazywać po tym wszystkim?

- Też nie jestem zadowolona, że cię widzę .... – Na twarzy kobiety zastygł wyraźny grymas wściekłości. – Jednak w tym momencie musimy przestać być wrogami. Musimy współdziałać. Pomóc sobie nawzajem. Inaczej wszyscy stracimy swoją przyszłość. Czy jesteś gotowa na współpracę?

Zaklęłam pod nosem, ale skinęłam głową. Nie mieliśmy wyjścia. Jakimś dziwnym cudem urządzenie mężczyzny nie działało na nią. Trochę tego nie rozumiałam. Odruchowo spoglądałam w stronę medalionu na szyi. Wyczuwałam że jest ważny. Gdybym mogła w jakiś sposób go zdobyć, wówczas sporo bym zmieniła. W mojej głowie pojawiał się szatański plan , ale musiał poczekać. Najpierw chciałam odzyskać przyjaciół.

- Podejrzewam, że moje laboratorium jest we władzy tego tępego Rosjanina ... - rzuciła Arianna z nieskrywanym niesmakiem. – Kiedy tam przybyłam nie mogłam wejść do środka. Za to udało mi się odzyskać jednego z moich najlepszych ludzi.

Nie byłam przygotowana na obecność Robina. Poczułam ból na jego widok. Był dla mnie bardzo ważną osobą, a teraz jakby mnie nie poznawał. Patrzył takim pustym oraz nieobecnym wzrokiem. Całkowicie podporządkowany swojej nowej pani. Zrobiłam krok w przód, ale Nora mnie powstrzymała kręcąc głową. Ona również cierpiała. W końcu Robin był też ich przyjacielem.

- Odzyskamy go ... - powiedziała kładąc mi rękę na ramieniu. – Odzyskamy ich wszystkich. Najpierw zobaczmy, co ona planuje.

Skinęłam głową. Przez chwilę uważnie słuchałam zwariowanego planu Arianny. Oczywiście my byliśmy przynętą. Jakżeby inaczej. Ona, królowa Potępionych nie poświęciłaby siebie. Mogłam to przewidzieć. Skorzystałam z okazji, gdy potencjalna grupa ochotników, zajęta poznawaniem planu podeszłam do Robina. Zmężniał, spoważniał. Wyglądał na prawdziwego wojownika. Czyścił broń. Wiedziałam, że wcześniej z niego korzystał. Jednak do tej pory czynił wszystko w imię dobra. Musiała go odzyskać.

- Wiem, że kiedyś się przyjaźniliśmy .... – zaskoczył mnie swoimi słowami. Spojrzałam na niego czujnie. Niestety moje zdradzieckie serce przybrało dość szalony obrót. Nie rozumiałam tego. Nikt nie reagowałam w ten sposób. Odruchowo cofnęłam się przed nim, lecz on zbliżył krok do przodu. Zmusił mnie bym spojrzała mu w oczy. Nerwowo przełknęłam ślinę. – Arianna mi o tym wspominała. Nasza przyjaźń nie ma znaczenia. Gdy pokonamy tego Rosyjskiego łotra, wówczas znów wrócimy do pełnej walki. Nie będzie taryfy ulgowej. Nasza przyjaźń nie istnieje. Była tylko fikcją. Robiłem za niańkę dla ciebie. Mój ojciec nigdy w pełni nie zaakceptował tego kim jestem. Nie kochał mnie. Doskonale o tym wiemy. Arianna pokazała mi inną drogę. Przykro mi, że jesteśmy wrogami. Być może w innym wcieleniu wciąż bylibyśmy przyjaciółmi. Jednak w tym z pewnością nimi nie zostaniemy. I jeśli staniesz mi na drodze z przyjemnością cię zabije.

Odwrócił się, by odejść lecz krzyknęłam jego imię. Spojrzał w moją stronę mrużąc oczy. Tym razem nie czułam strachu, gdy do niego podeszłam. Wręcz przeciwnie. Nowe, obezwładniające uczucie jakiego wcześniej nie znałam. W przypływie siły przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. To był szok dla nas obojga, gdyż gwałtownie odsunęliśmy się od siebie. Moje serce biło niebezpiecznie, nierówno. On również zszokowany. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poczułam ostre uderzenie w twarz. Robin patrzył na mnie z nieskrywaną wściekłością oraz nienawiścią. Jęknęłam, gdy chwycił mnie za włosy i zmusił bym spojrzała mu w oczy. Uniósł mi głowę, trzymając palcami brodę.

- Następnym razem nie będę taki miły .... – rzucił wściekle. – Nie radzę ci ryzykować podobnych sytuacji.

Odszedł zostawiając mnie samą z bijącym mocno sercem. Odruchowo dotknęłam dłonią ust. W moich oczach zabłysły łzy. Czułam, że go tracę. Musiałam znaleźć sposób, by odnaleźć pozostałych bliskich. Nie wiem, co Arianna mogła im zrobić. Nie widziałam ich od tylu tygodni. Crystal, która bardzo dużo przeszła przed wyjazdem tutaj, Peter i Nick. Najbliżsi jakiś miała. Musiała ich odnaleźć, gdy te szaleństwo się skończy. Czuła, że ma coraz mniej czasu. Nie wiedziała jak to wszystko ze sobą pogodzić.

- Wszystko w porządku? – spytała Nora, podchodząc do mnie. Z daleka obserwowała całą scenę, ale nie chciała się wtrącać. Była dobrą przyjaciółką. Cieszyłam się, że chociaż ją mam przy sobie. Nora powiedziała iż w ostatnim momencie możemy liczyć na Barry'ego. Flash zawsze był gotowy do działania. Niegdyś wiele o nim słyszałam i podziwiałam za prawdziwą odwagę. Był prawdziwym bohaterem. Podobnie jak sam Oliver Queen. Im bardziej ich poznawałam tym więcej zaczynałam rozumieć.

- Jeszcze nie, ale będzie ... - powiedziałam zdecydowanie, ściskając dłonie w pięści. Tak. Jednego byłam pewna. Uratuje mój świat! I nic mnie przed tym nie powstrzyma.

*~*~*

Nie miał pojęcia jak wiele dni spędził w więzieniu ani dlaczego.

Zamknęli go w karcerze jak tylko przekroczył progi swojego biura. Wspomnienia świrowały w jego głowie. Ciężko mu było wszystko słusznie zinterpretować. Chciał odzyskać swoją żonę oraz córkę. Avery i Felicity. Podejrzewał iż były uwięzione w tym zwariowanym świecie jak cała reszta. Nie wiedział jak sobie z tym wszystkim poradzić. Dni zlewały się w jedno. Przynoszono mu raz dziennie jedzenie oraz wodę. Nic więcej nie dostawał. Dbano tylko, by nie umarł. Andrejewicz doskonale zaplanował wszystko. Czemu tego nie przewidział? Felicity i William byli w wiecznym niebezpieczeństwie. Ten sam los czekał Avery. Popełnił błąd zakładając rodzinę. Nie powinien w ogóle na to przystawać. Gdyby nie był aż tak egoistycznym dupkiem, kto wie z kim byłaby Felicity. Pewnie założyłaby normalną rodzinę. Wiodłaby szczęśliwe życie. Bóg mu świadkiem, że nie zasłużyła na to. Żałował iż nie mógł być bardziej stanowczy. Chwycił ją i nie chciał puścić. Wprowadził do swojego świat, popełniając największy błąd swojego życia. A teraz nie mógł nic zrobić. Stali się stawką w tej szalonej grze. I chyba po raz pierwszy w życiu czuł, że jest całkowicie bezradny. Tkwił uwięziony w celi i nie mógł nic zrobić.

Nagły hałas na zewnątrz wprawił go w osłupienie. Słyszał krzyki strażników, którzy próbowali walczyć. Strzały pistoletów. Nie rozumiał, co się dzieje. Przecież nikt nie wiedział, że tu był. Pokręcił głową wyraźnie poruszony całą sytuacją. Szarpnął kajdankami, ale był zbyt osłabiony. Podawano mu jakieś narkotyki, próbowano tłumić własną siłę. Rzadko również karmili mężczyznę. Nie chcieli aby umarł, ale z pewnością nie ratowaliby go gdyby coś mu się stało. Drgnął, gdy drzwi do celi się otworzyły i zobaczył w nich córkę w stroju Arrowa. Rozpoznał ją bez trudu, chociaż miała na sobie maskę. Emocje odbijały się na jego twarzy. Nie mógł uwierzyć, że w ogóle tu była.

- Avery! – wyszeptał tuląc ją do siebie, po tym jak go uwolniła. Nie mógł w to uwierzyć. Avery opowiedziała mu o wszystkim. Co przeżyła oraz w jakim stanie są wszyscy inni. Wszystko było sprawką Andrejewicza. Musieli działać aby uratować ich miasto. Nie mogli stać bezczynnie. Bezradnie patrzeć jak za sprawą Andrejewicza umiera ich miasto. On powinien za to odpowiadać. Kiedyś byli przyjaciółmi. Nie sądził iż jedna rzecz może doprowadzić do takiej sytuacji. Głupie, szczeniackie zachowanie. Jednak nie czas na wracanie do przeszłości. Później o wszystkim porozmawiają. Jeśli będą mieli okazje. Podejrzewał iż prawdopodobnie wyląduje w więzieniu. W końcu został aresztowany. Oskarżali go o bycie Arrowem. Te brudy nie znikną jeśli pstryknie palcami. Musiał odbudować swoje życie. I nie bardzo wiedział jak ma wszystko zrobić. Dobrze, że nie musiał myśleć teraz. Chciał odzyskać swoją rodzinę. Najpierw jednak musieli opuścić więzienie. To już nie było łatwe zadanie.

- Przyjaciele nas ubezpieczają, ale do środka weszłam tylko ja ... - wyjaśniła Avery, gdy przebiegali przez tunele. Nagłe pojawienie się Sandry zatrzymało ich. Wyglądała jeszcze mroczniej niż ostatnim razem, gdy ją widzieli. Czarne niegdyś oczy dziewczyny, iskrzyły czerwienią. Włosy pozostawiła rozpuszczone. A w ręku trzymała swoje błyszczące berło. Unosiła się w powietrzu mierząc ich groźną miną. Była jedynym tarasem w drodze na wolność. Po drugiej stronie przyjaciele walczyli, aby powstrzymać atakujących strażników. Oni tutaj musieli zawalczyć o swoje własne szczęście. Avery uniosła swój łuk. Nie do końca swój. Pożyczyła go od ojca. Nie miała innej broni w świecie stworzonej przez Andrejewicza. Jednak ten łuk bardzo dobrze do niej pasował. Znała jego użycie już wcześniej. Używała. Miała również celne oko. Zupełnie jakby urodziła się ze wzrodzonym okiem. Umiała korzystać z niego nie gorzej niż własny ojciec. Widziała jak Oliver obserwował ją z dumą i niepokojem. Rozumiała go, lecz w tym momencie nie dbała o to, co myśli. Wystrzeliła strzałę, lecz Susan była szybsza. Berło zabłysło i uderzyło całym światłem. Poczuła niemal paraliżujący ból. Z łoskotem upadła prosto na ścianę. Jęknęła cicho, czując ból. Z oddali dobiegł ją krzyk ojca. Jego raniła o wiele mocniej. Był też znacznie bardziej osłabiony. Tylko ona mogła dać im jakąkolwiek szansę na przeżycie. Nie zamierzała się poddawać.

- Zgnijesz tu suko! – krzyknęła wściekle Susan, uderzając ją tym razem dla odmiany berłem. Cios mocny. Oszołomił ją całkowicie. Z ust pociekła krew. Nawet nie poczuła kiedy została ranna. Jęknęła cicho, zupełnie oszołomiona bólem, który znów ją osłabił. Nie mogła przegrać tej walki. Jeśli chciała odzyskać przyjaciół i dawne życie.

Susan miała inny cel. Andrejewicz dał jej nowe światło. Gdyby nie on wciąż tkwiłaby w laboratorium, gdzie testowano możliwości jakie posiadała. Chociaż oni ją stworzyli, to sami się jej bali. Miała bardzo potężną moc. Czasami sama była przerażona i próbowała z nią walczyć. Musiało minąć dużo czasu aż sama całkowicie zaakceptowała kim jest. Umiała też kreować własną rzeczywistość. Dzięki temu Andrejewicz mógł całkowicie odmienić los mieszkańców Starling City. Tylko dzięki niej. Gdyby nie ona byłby nikim. Zaklęła pod nosem wspominając ich dzisiejszą rozmowę. Zwróciła mu uwagę na ucieczkę tej małej Queen, ale w ogóle się tym nie przejął. Był tak bardzo zajęty swoim miernym zwycięstwem, że przestał zwracać uwagę na bezpieczeństwo. Ona musiała dbać o wszystko i powoli miała już tego dość. Nie tak wyobrażała sobie idealne życie. Chciała czegoś więcej niż ten mężczyzna mógłby jej dać. Uniosła swoje berło i jeszcze raz uderzyła tę małą Queen. Od początku była irytującą dziwaczką. Problemem, którego trzeba się pozbyć. No cóż. Ona załatwi sprawę z wielką przyjemnością. W końcu nie jeden raz pozbawiała kogoś życia. Jeden raz więcej nie stanowił dla niej problemu. Wręcz przeciwnie. Czerpała nieskrywaną przyjemność z zabijania. I nie zamierzała przestawać. A zabicie kogoś o słynnym nazwisku Queen będzie prawdziwą przyjemnością oraz rozsławi ją w świecie Uśmiechnęła się na samą myśl. To będzie jej szansa, by zabłysnąć jak tego chciała. Uniosła broń wyżej z zamiarem idealnego ciosu. Avery jęknęła. Leżała półprzytomna, czując jak ból przenika przez jej ciało. Cokolwiek zrobiła Susan bolało jak diabli.

- Auuuu! – wrzasnęła w pewnym momencie Susan, całkowicie wytrącona z równowagi. To Nora Allen. Udało jej się dostać na miejsce i w ostatniej chwili zaatakowała kobietę używając mocy prędkości. Zaskoczona Susan poleciała aż na ścianę. Słychać było chrzęst łamanych kości. Wykorzystały ten moment na ucieczkę. Nora podchwyciła Olivera i Avery. Wspólnie opuścili ponure mury więzienia. Oliver odetchnął z ulgą, szczęśliwy będąc w otoczeniu swoich przyjaciół. Zaskoczył go również widok Jonna. On też jako jeden z nielicznych nie dał się iluzji Andrejewicza. Był silniejszy niż wyglądał. Odetchnął z ulgą na widok przyjaciela. Żałował, że wcześniej nie reagował. Tak jak pozostali. Nie był bez winy. Wszyscy dali się ponieść tej okrutnej iluzji.

- Daliśmy czadu, tato! – wykrzyknęła zadowolona z siebie Nora, przybijając piątkę z Flashem. Mężczyzna ściągnął maskę. Ostatnie wydarzenia odcisnęły na nim piętno, ale nie myślał teraz o tym. Na prośbę córki przybył do Starling City i chciał im pomóc. Nie raz pomagali sobie nawzajem.

- Co dalej? – Barry pytająco spojrzał w stronę Olivera i Avery. Oliver już chciał coś powiedzieć, gdy nagle córka osunęła się bezwładnie na ziemię. Krzyknął zaskoczony i złapał ją w ostatniej chwili. Była ranna. Zauważył dużą plamę krwi, która z każdą chwilą rosła oraz bladą twarz dziewczyny. Oddychała coraz trudniej.

- Powinniśmy zabrać ją do szpitala! – wykrzyknęła spanikowana Nora. Avery nie mogła umrzeć. Nie tu ani teraz. Mieli tak wiele planów. Musieli je zrealizować. Gdyby się teraz poddali ich los zostałby przypieczętowany. Nie mogli do tego dopuścić. Ona również miała swoje własne zadanie do wykonania. Chciała uratować swoją rodzinę. Ojca którego mogła poznać. Dlatego tak bardzo rozumiała potrzeby Avery.

- Nie możemy! – Arianna pokręciła głową. – Stworzyliśmy tu pewnego rodzaju szpital. Mam tu wszystko. Możemy sami ją uratować.

- Mamy ci ufać? Po tym wszystkim, co zrobiłaś? – Nora była całkowicie sceptyczna, ale w tym momencie nie mieli wyjścia. Musieli ją uratować.

- Ratuj moją córkę! – rzucił Oliver, który miał najwięcej do powiedzenia. Arianna uśmiechnęła się triumfująco i skinęła głową. Nadszedł czas odliczania.


Ostry ból niemal przenikał moje ciało.

Oddychałam z trudem, czując jak mój bok jest czymś mocno ściśnięty. Bardzo powoli otworzyłam oczy. Jęknęłam, próbując się podnieść. Szybko zauważyłam, że leżę na szpitalnym łóżku. Pamiętałam ostatnie wydarzenia. Próba ratunku przyniosła skuteczny efekt, ale ja zostałam ranna. Ostrożnie podniosłam głowę. Wszystko mnie bolało. Wciąż czułam się lekko osłabiona. Walka z Susan prawie mnie wykończyła, a przecież miałam tak wiele jeszcze do zrobienia. Nie mogłam się poddawać. Dopóki istniało niebezpieczeństwo w postaci Arianny ja musiałam walczyć. Nie zamierzałam tu zostać. Postawiłam stopy na ziemi. Wciąż kręciło mi się w głowie, ale chciałam wyjść stąd o własnych siłach. Ruszyłam w stronę drzwi, gdy otworzyły się gwałtownie i wpadłam prosto w ramiona ojca. Wyglądał o wiele lepiej niż ostatnim razem. Odetchnęłam z ulgą. Czułam bezpieczeństwo. Żałowałam iż nigdy nie miałam okazji go poznać. Teraz mogłam choć trochę nadrobić stracony czas, ale ciągle nam ktoś przeszkadzał. Odzyskanie pamięci niewiele pomogło.

- Nie wiesz jak mnie wystraszyłaś, gdy tam zemdlałaś ... - powiedział Oliver, gdy pomógł mi wrócić z powrotem do łóżka. Oczywiście ignorował moje protesty. Uważał, że wszystko mają pod kontrolą. A ja powinnam tu zostać i leczyć rany. – Posiwiałem chyba o dwadzieścia lat. Felicity, by mnie zabiła gdyby coś mi się stało.

- Spokojnie .... – parsknęłam śmiechem widząc jego zdenerwowaną minę. – Jeśli się nie mylę powinna być obecnie w drugim miesiącu ciąży. Oczywiście z tobą.

Oliver zrobił zaskoczoną minę. Najwyraźniej Felicity nie powiedziała mu o swoim stanie. Byłam ciekawa czemu mama nie powiedziała nic. Może czekała na odpowiednią chwilę? Słyszałam, że kobiety czasami tak robią. Chociaż owa chwila mogła nigdy nie nadejść jeśli będzie się zbyt długo zwlekać. Musiałam z nią poważnie porozmawiać, gdy będzie już po wszystkim.

- Może na razie udawaj, że o niczym nie wiesz? – szepnęłam mu cicho na co Oliver skinął głową. – Jeżeli będzie gotowa sama powie ci prawdę.

Odetchnęłam z ulgą, gdy skinął głową. Jednak za nic nie mogłam go przekonać. Powiedział mi cały plan jaki mają z Barrym i Norą. Chcieli zniszczyć berło, które było przyczyną klątwy nad Starling City. Prawdziwe źródło mocy. W ten sposób osłabią Andrejewicza i zniszczą całą siłę jaką posiadał. Wierzyłam w nich, ale byłam zła. Chciałam brać udział w całej akcji. Ani trochę nie ufałam Ariannie. Ta kobieta działała według własnych zasad. I według przeznaczenia, którego tak bardzo się bała tylko ja mogłam ją powstrzymać. I zamierzałam zrobić wszystko, aby tak się stało. Niestety oczekiwanie na dobre wieści trwały zbyt długo. Z każdą nadchodzącą minutą bałam się coraz bardziej. Miałam koszmarne myśli, że nie wyszło. Wtedy drzwi ponownie drgnęły i zauważyłam w nich Ariannę. Ociekała krwią. Krzyknęłam na jej widok i pomogłam dostać się do łóżka.

- Susan ostrzegła Andrejewicza .... – powiedziała, gdy podałam wody. Oddychała ciężko, ale wyliże się. Niestety. Zauważyłam, że nie ma medalionu. Musiała go ukryć kiedy tu przyszła. Zawsze była nadzwyczaj ostrożna. No cóż. Nie dziwiła się. – On zastawił pułapkę. Wszyscy zostali w nią złapani. Twój tata, Barry i Nora. Także pozostali. Andrejewicz chce ich wszystkich pozabijać na oczach Olivera. To ma być idealny akt jego zemsty. Tylko ty zdołasz go powstrzymać. Wiem, że szykuje sobie głowę pod topór, ale w poprzednich wcieleniach miałaś moc. Jako córka dwojga potężnych ludzi odziedziczyłaś coś więcej niż tylko zdolne oko. Masz w sobie wielką moc. O wiele większą niż twój ojciec. W pewnym sensie jesteś kimś w rodzaju Metaczłowieka. Tak, by cię określili w Central City.

Popatrzyłam na nią ironicznie mrużąc oczy. Co ona kombinowała? Gdybym miała jakąś moc wiedziałabym o tym. Pokręciłam głową odrzucając te absurdalne myśli. To przecież było absolutnie niemożliwe.

- Pamiętasz Norę Allen? -zapytała na co przytaknęłam. Głupie pytanie. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka. – Thea w obawie przed tym kim możesz się stać również wykorzystała pomysł Iris. Odebrały ci moce. Dlatego tak łatwo mogłam cię pokonać w tym życiu. Jednak nie może być tak łatwo cały czas. Jeżeli chcemy pokonać Andrejewicza musimy wykorzystać cały twój potencjał. Uwolnić ukrytą siłę.

- Nie mam żadnej ukrytej siły! – niemal warknęłam na nią czując jak wzbiera się we mnie wściekłość. Musiała zrozumieć jak wygląda sytuacja. Nie byłam nikim ważnym. Wręcz przeciwnie. Jednak Arianna miała inne zamiary. Wyciągnęła rękę w moją stronę. Zauważyłam, że trzymała coś na kształt różdżki. Próbowałam się cofnąć, ale uderzyła tym we mnie. Krzyknęłam zaskoczona, czując jak dziwny prąd przenika mi przez ciało. Przez chwilę chciałam wykorzystać mą moc, by ją zniszczyć lecz nie mogłam tego zrobić. Przyjdzie na wszystko pora. Teraz wiedziałam, co miała na myśli. Nigdy nie byłam zwyczajną nastolatką. W ogóle nie miałam szansy, by mieć normalne życie. Wręcz przeciwnie. Pospiesznie zebrałam swoje rzeczy i opuściłam szpital. Nikt mnie nie zatrzymywał. Wiedziałam, że czeka mnie ciężka walka. Walka, którą miałam zamiar wygrać za wszelką cenę, by ocalić tych na których mi zależy.

Kiedy pół godziny później wyszłam na zewnątrz, pogoda nie była zbyt sprzyjająca. Padał rzęsisty deszcz, a w tle grzmiała burza z piorunami. Odruchowo zadrżałam. Nienawidziłam burzy ani piorunów. Nie wiem skąd się brał ten absurdalny strach. Przecież w moim życiu było dość poważniejszych problemów. Westchnęłam cicho po czym pokręciłam głową i ruszyłam do przodu. Kryształ lśnił w oddali. Dziwiłam się, że nikt go do tej pory nie widział. Mieszkańcy żyli jakby się nic nie stało. Ludzie naprawdę nie zauważali jak Obrońcy wiele dla nich robili. Teraz też nie zauważą. Z każdym dniem podziwiałam ich pracę coraz bardziej.

Kiedy tylko weszłam na szczyt biurowca, który przejęli wszyscy już tam byli. Andrejewicz triumfował stojąc u boku z Felicity i małym Williamem. Skrzywiłam się z lekkim niesmakiem. Zobaczyłam też mojego ojca i pozostałych w dziwnym, kwadratowym więzieniu. Nie mieli szans na wyjście. Tuż obok niego stała triumfująca Susan. Ostatnim razem spuściła mi niezły łomot. Zamierzałam się jej odwdzięczyć. Tylko tym razem nie dam się zaskoczyć.

- Hej, wy tam! – krzyknęłam donośnie, by mnie usłyszeli. W ręku trzymałam wycelowany w Andrejewicza łuk. Z pierwszej chwili miałam go zabić. Czułam tak wielką chęć, lecz powstrzymałam się. Nie tędy droga do zwycięstwa. Wycelowałam łuk w stronę kryształu i skupiłam całą swoją moc. Susan próbowała mnie powstrzymać, ale byłam szybsza. Precyzyjna strzała poszybowała prosto do celu, roztrzaskując broń Andrejewicza na drobne kawałki. Opadła podtrzymująca wszystko bariera. Susan rzuciła się na mnie z wściekłością, ale zdołałam odebrać atak. Starłyśmy się. Z oddali zagrzmiała jeszcze mocniejsza burza. Kątem oka widziałam walkę Olivera z Andrejewiczem. Krzyknęłam, gdy Susan chwyciła mnie mocniej za szyję. Jednak tym razem byłam szybsza. Kopnęłam ją mocno z buta i zepchnęłam z siebie. Krzyk Andejewicza sprawił, że wszyscy zamarli. To oznaczało koniec walki.


-Oliverze, tak mi przykro ....

Wyszeptała Felicity, gdy było już po wszystkim. Starling City wróciło do normy. Uniewinniono Olivera ze wszelkich zarzutów. Mogli świętować w gronie rodzinnym jedno z wielu ważnych zwycięstw. Felicity bardzo przeżywała całą sytuacje. Tak łatwo dała się otumanić. Podobnie jak William. Lecz na szczęście Oliver nie miał do nich żadnych pretensji. Rozumiał to. Zaklęcie Andrzejewicza było bardzo silne. Oszukało połowę miasteczka. Nikt nie miał szans złamać zaklęcie. Na szczęście byli inni, którzy się nie poddali. Oliver czuł się szczęśliwy mając przy boku swoją rodzinę i przyjaciół. Niczego bardziej nie pragnął.

- Muszę znaleźć Theę ... - powiedział ściszonym głosem. – Jestem pewien, że jest w niebezpieczeństwie. Może twoja zwariowana siostra brała udział w porwaniu?

Oliver skinął głową. Nie powiedział rodzinie, że właśnie zaplanował spotkanie z nią. Musiał to zrobić. Arianna wiele przeszła, ale nie tracił w nią wiary. W końcu wciąż była częścią jego rodziny. Ich ojciec popełnił błąd. Oliver wiedział, że miewał kochanki. Ukrywał te tajemnicę przed matką. O wielu rzeczach wolał nie mówić. Jednak nie popierał go w żaden sposób. Sam nigdy nie będzie taki. Obiecał sobie, że ukryje głęboko uśpione demony. Już wcześniej myślał o odejściu ze stanowiska Green Arrowa. To się robiło coraz bardziej niebezpieczne. W każdej chwili mogli zostać ponownie zaatakowani. On miał rodzinę. Syna i wkrótce ponownie zostanie ojcem cudownej córeczki. Nie mógł się doczekać. Obserwując Avery wiedział, że to będzie wyjątkowa dziewczyna. Niezwykle silna oraz charakterna. Gotowa na wszystko, by spełnić swoje przeznaczenie. Miała upragniony cel. On nim był. Chciał bezpiecznego życia dla swojej córki. Kobieta zasługiwała na swoją szansę. Zdążył się już sporo dowiedzieć od Avery, chociaż sama wszystkiego nie wiedziała. Znała tylko fragmenty. On sam próbował rozszyfrować historię kobiety, lecz nie dotarł do żadnego szczegółu. Zadbała o wszystkie szczegóły. Każdy element musiał pasować. Być może ona również odpowiadała za zniknięcie Thei. Musiał się tego dowiedzieć. Wieści od Roya dość mocno go zaniepokoiły. Pragnął wieść nowe i bezpieczne życie u boku syna i córki.

Kiedy wszyscy już spali, bezpiecznie opuścił dom. Odruchowo zajrzał do pokoju Avery. Wierciła się niespokojnie, nucąc coś pod nosem. Ostatnio dręczyły ją koszmary. Miał nadzieję, że nadejdzie moment w którym będzie bezpieczna. Ona również martwiła się o swoich przyjaciół. Nie przybyła sama. Liczył, że jakoś wpłynie na Ariannę. Musiał znaleźć sposób, by przemówić kobiecie do rozsądku. W końcu łączyły ich więzy krwi.

Arianna czekała w umówionym miejscu. Wyglądała piękniej niż ostatnim razem. Zastanawiał się jakiej mocy używała, by zmienić swój wygląd. Odruchowo spojrzał na lśniący medalion na jej szyi. O nim wspominała Avery. On nadawał biegowi wielką moc. Zauważył również, że mieli podobne do siebie oczy. Łączyło ich duże pokrewieństwo. Dzieliła nienawiść.

- Zaskoczyłeś mnie swoją prośbą, Oliverze ... - powiedziała wdzięcznym głosem. – Muszę przyznać, że to się rzadko zdarza. Ponieważ powołałeś się na nasze więzy, postanowiłam przybyć. Chcesz dobić targu. Myślisz iż jesteś wstanie zapłacić cenę jakiej zażądam?

Oliver zawahał się tylko przez chwilę. Mogła mieć dużą racje w tym, co mówiła. Jednak nie zamierzał się wahać. Jeżeli będzie chciała jego śmierci, trudno. Umrze. Widocznie taki już był jego los. Nie chciał zostawiać rodziny samej, ale pragnął też, by miasto było bezpieczne.

- Czego, więc oczekujesz? – zapytał cicho, rzucając dziewczynie wyzwanie. Nie miał przy sobie broni ani żadnej maski. Być może, to kompletna głupota, lecz czuł iż tylko w ten sposób zdoła jakoś do niej dotrzeć.

- Chcę Ci odebrać wszystko, co tak bardzo kochasz .... – rzuciła jednocześnie poprawiając swoje jasne włosy. – Jak wspomniałam wcześniej. Przybyłam po zemstę. Nie zmienisz mojego postanowienia. Kiedy w końcu będziesz całkiem sam i uklękniesz na kolana wówczas zrozumiesz o co mi chodziło. Ta zemsta jest jedynym celem mojego życia. Matka sporo opowiadała w dzieciństwie jaki był nasz ojciec. Bezduszny. Wykorzystał młodą dziewczynę, a gdy zaszła w ciążę postanowił wyrzucić ją ze swojego życia. Ba! Nawet dał pieniądze, by mogła pozbyć się problemu. Moja matka pochodziła z religijnej, choć patologicznej rodziny. Gdy ojciec odkrył, że ma brzuch po prostu wyrzucił ją z domu. Wylądowała w Glates i tam mnie wychowywała. Długo nie chciała powiedzieć kim jest mój ojciec. Ukrywała tę prawdę przede mną aż w końcu wymogłam na niej obietnicę. Zaczęłam cię poznawać. Obserwować z bliska. Knułam swój ukryty plan, gdy po raz pierwszy przeszkodziła mi twoja córka. Znajomość z dziećmi bohaterów sprawiła iż postanowiła przenieść się do przeszłości. To ona wykonała pierwszy krok, wzbudzając jeszcze większą nienawiść. Dlatego postanowiłam najpierw pozbyć się rywalki. Przez ostatnie dekady nie było to łatwe zadanie, lecz teraz wiem iż nie jestem sama. Mogę walczyć z całą twoją rodziną lub po prostu zmusić, by stali po mojej stronie. Wiem jedno. Już dość mam bycia wieczną ofiarą. Teraz zamierzam sięgnąć po ostateczne zwycięstwo. Rok 2016 będzie należał całkowicie do mnie. I nie pozwolę, by ktokolwiek mi przeszkodził.

- Nie chcesz pokoju ani zjednoczenia? – Oliver był w szoku, słysząc jej słowa. W sumie trochę się tego spodziewał. Ona była bardzo zawzięta. Z pewnością tę część charakteru odziedziczyła po ojcu. Nie sądził jednak, że będzie aż taka zjadliwa. Liczył po cichu na zacieśnienie więzi. Zawsze pragnął większej rodziny. Po śmierci matki mieli tylko siebie nawzajem. Słysząc jego słowa wybuchła gromkim śmiechem.

Nie sądziła iż Oliver Queen jest tak naiwny. Owszem widziała wiele różnych jego wcieleń, ale każda wersja pokazywała zupełnie inną stronę Quennów. Za każdym razem próbowała z nim walczyć, lecz wciąż ponosiła porażkę. Teraz zamierzała ostatecznie zwyciężyć i nic jej nie powstrzyma. Wyzywająco spojrzała w stronę Olivera, który wyglądał na całkiem zagubionego.

- Do zobaczenia, Oliverze Queenie.... – rzuciła i zniknęła w otchłaniach ciemności. Oliver długo stał, wpatrując się w mrok. Chciał zmienić swoje życie. Zostawić przeszłość za sobą. Zrozumiał jednak, że nie da rady. Musiał porzucić nadzieję na zjednoczenie i przygotować się do walki. Był gotów na taką sytuację. Dla swojej rodziny zrobi dosłownie wszystko, by ich chronić. Nie cofnie się przed niczym. I nikt go nie powstrzyma.

*~*~*

Na zakończenie:

Nie wiem czemu, ale ten trzynasty rozdział był dla mnie najtrudniejszy do napisania.

Dość długo go pisałam. Zawarłam wiele ukrytych emocji.

Tym razem postanowiłam pokazać inną stronę życia bohaterów, a także związane z nimi uczucia. Jestem ciekawa jak przyjmiecie kolejny równie trudny dla mnie rozdział.

Zapraszam serdecznie i do usłyszenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro