Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 009 „Witamy w Central City"



Kroniki Proroka codziennego 010:

Witajcie półperły!

To już prawie połowa tego opowiadania. 9 rozdziałów.

Rety aż nie mogę w to uwierzyć. To wszystko jest przecudowne dla mnie.

Historia coraz bardziej się rozwija! Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. Wiem, to dziwne.

Jednak poważnie ja sama nie wiem. Pomysły wciąż ulegają zmianom. Właśnie jestem po ostatnim wielkim crosoverze Arrowa. Wciąż mam mieszane uczucia. Tymczasem kochani zapraszam na odsłonę kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że wam się spodoba:


-Jesteś ranny....

Curtis z niepokojem spoglądał na Aarona. Nawet nie zauważyli kiedy trafiła go kula. Wszystko potoczyło się dość szybko. Aaron po prostu zasłonił Curtisa własnym ciałem. Działał błyskawicznie. Dopiero chwilę później Curtis odkrył krwawą ranę w dole brzucha. Wyglądała na dość niebezpieczną. Podobnie jak mężczyźni, którzy im towarzyszyli z bronią. Byli w mocno beznadziejnej sytuacji i musieli jak najszybciej znaleźć jakieś wyjście. Nie wszystko wyglądało łatwo oraz kolorowo. Curtis nie krył niepokoju o ranę Aarona. Mężczyzna wyglądał naprawdę kiepsko i nic nie wskazywało, że będzie lepiej. Liczył na swoich przyjaciół. W tym momencie tylko drużyna Olivera mogła im pomóc.

- To tylko draśnięcie ... - mruknął wyraźnie niezadowolony. Nie chciał mówić na razie prawdy. Znał takie rany. Podejrzewał czym mogą się skończyć. Jęknął cicho, próbując uspokoić swoje drżące ciało. Wiedział, że nie da rady ze wszystkim Musiał tylko uratować Curtisa. Znał go dość krótko, ale zaczynało mu mocno zależeć. Co prawda obiecywał sobie nie przywiązywać się, ale czasami te uczucia są silniejsze od niego. Pewnych spraw nie da się tak po prostu odłożyć. – Policja będzie grać na zwłokę. Raczej wątpię, czy burmistrz wypłaci pieniądze od ręki. Z pewnością nie pozwoli się przekupić. Czasami ludzie są tylko płotkami w wyższej grze.

- Nie znasz Olivera... - zapewnił go z mocą Curtis. Nie zawsze popierał przyjaciela ani rozumiał jego decyzje. Jednak ufał mu całkowicie. Czuł, że z pewnością znajdą jakiś sposób. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Napastnicy wyglądali na mocno zmęczonych oraz poirytowanych. Przywódca wydawał jakieś niezrozumiałe sygnały. Przywódca mężczyzn zdjął z siebie maskę. Kolejny niedobry znak. Zwykle, gdy ktoś zdejmuje maski nie zamierza wypuszczać zakładników. Wyróżniał się na tle pozostałych mężczyzn. Jego ciemną twarz pokrywała sporej wielkości blizna. Budził postrach oraz przerażenie.

- Nie będziemy czekać zbyt długo aż nasz burmistrz postanowi wypłacić nam pieniądze... - mruknął Land wyraźnie pokazując swoją nerwowość. Skinął głową na dwóch strażników. Wyciągnęli kogoś brutalnie spod ściany. Młodą prezenterkę pogody. Miała dwadzieścia pięć lat. Ludzie bardzo ją lubili. Nigdy nie posiadała żadnych skandali. Należała do młodych dziewczyn, które niewinnym uśmiechem zdobywały świat. Dzisiaj przyszła ze swoim młodym narzeczonym. Wkrótce planowali wziąć ślub, a telewizja postanowiła wyprawić im huczne wesele.

- Zostaw ją, łajdaku! – Dało się słyszeć z drugiej strony czyjś ostry głos. Joseph Harmon. Narzeczony młodej prezenterki. Bogaty syn bizmesmenów, który korzystał z uroku majątku rodziców. Drogie restauracje, bogate hotele i luksusowe kobiety. Land wyglądał na mocno zainteresowanego sytuacją. Pozwolił chłopcom, by zbliżyli go do niego.

- Mam dziś dobry humor ... - mruknął w stronę młodzika. – Niestety muszę kogoś zabić. Tak dla pokazu, a pech chciał, że padło na was. Ponieważ jesteś bojowy i chcesz bronić swojej dziewczyny pozwolę ci zdecydować. Możesz umrzeć za nią lub wybrać jej śmierć. Jesteś gotowy na życie, czy może coś innego?

Chłopak miał łzy w oczy, jednak rozumiał bezwzględność i zasady mężczyzny. Ojciec całe życie stawiał mu różne wzory. Przede wszystkim jeden najważniejszy. On miał dbać tylko o siebie. I tak zawsze robił. Owszem lubił Jasmine. Jako jedna z niewielu naprawdę go zafascynowała. Miała w sobie coś wyjątkowego. Jednak on był o wiele ważniejszy. Nie miał wyjścia. Ojciec liczył na niego.

- Ona .... – powiedział ściszonym głosem. Gdy Hard zażądał powtórzenia głośniej zrobił to. Bez chwili wahania. Mężczyzna nie krył swojego rozbawienia. Wręcz przeciwnie. I był trochę zawiedziony. Sądził jednak, że chłopak jest znacznie odważniejszy. Najwyraźniej się pomylił. Czuł nieco duży zawód. Westchnął cicho. Dzisiejsza młodzież wydawała mu się taka marnotrawna. Wolał swoje dawne czasy. Jednak wierzył iż z pieniędzmi zdoła przywrócić dawny ład oraz porządek. Na tym mu zależało. Zawiódł się bardzo na swoich przywódcach. Kiedy wstąpił do wojska miał jasno określony plan. Chciał bronić niewinnych ludzi. Jednak życie po drodze pokazało mu same kłamstwa i oszustwa. Ciężko było uwierzyć w wiele rzeczy. Niestety. Nie miał wyjścia. Musiał wybrać inną drogę. Dużo bardziej mroczniejszą i niebezpieczną. Odszedł z wojska zgarniając trochę kasy dla siebie oraz broni. Przez chwilę nawet nikt niczego nie zauważył. Zebrał swoją ekipę. Nazwali się „Gwiazdy Dawida". Do tej pory działali po za terenami Strarling City, wiedząc o mścicielach jacy byli w pobliżu. Jednak los sprawił, że musiał tu przybyć. Na pomysł wpadł przypadkiem. Potrzebowali pieniędzy na rozwój swojej działalności. To jedyny w miarę bezpieczny sposób, by zdobyć odpowiednie środki. Pomysł przyszedł znienacka. Mieli naprawdę wiele szczęścia, że w ogóle im się udało. Teraz byli tutaj i powoli osiągali sukces. Oderwał się od swoich własnych myśli i z niesmakiem spojrzał na parę. Spodziewał się czegoś lepszego po tym młodym chłopaku. Trochę go tu zawiódł. No cóż. Najwyraźniej jak wychodzi nie można mieć wszystkiego. Sam skierował broń w jego stronę. O wiele bardziej szkoda mu było dziewczyny. Przynajmniej zauważy, że chodziła z idiotą.

- Kiedyś zrozumiesz, malutka .... – mruknął do dziewczyny, która w przerażeniu przymknęła oczy. Nie chciał jej do tego zmuszać. Wyglądała naprawdę na niewinną. Nie pasowała do tego świata. Niestety on bywał bardzo brutalny. – Zabierzcie ją w bezpieczne miejsce. Jeżeli ktoś przeżyje, to tylko ona.

Nikt nie sprzeciwił się jego słowom. Zresztą zawsze tak było. Ludzie posłusznie wykonywali różne, jego polecenia. Zabrali dziewczynę, która słowem nie protestowała. Bezradnie spojrzała w stronę ukochanego i odeszła razem z nimi. Na Sali zapanowała głucha cisza. Nikt nie miał odwagi powiedzieć czegokolwiek. Wszyscy zrozumieli, że mężczyzna wcale nie żartował. Wręcz przeciwnie. To miał być dopiero początek. W pewnym momencie zgasło światło. Głuche krzyki oraz odgłosy wystrzałów przerwały wszelkie wydarzenia. Grupa Arrowa przybyła na pomoc, by uratować innych, wokół siebie. Aaron Black mimo swojej rany, chciał walczyć razem z pozostałymi. Wiedział jednak, że nie da rady. Musiał tylko pozostać biernym obserwatorem całej sytuacji.

- Nie pozwólcie mu uciec! – zarządził ostro głos należący do Spartana. Pozostałych powalili oraz rozbroili. Nie zabrakło rannych oraz ofiar. Walka była niezwykle brutalna oraz nieprzewidywalna. Żołnierze pokazywali jak bardzo są wyszkoleni. Walka była bardzo nierówna. Dodatkowo utrudniał im fakt obecności więźniów. Jednak nie trwała ona zbyt długo. Wszyscy zostali powaleni na kolana. Nie mieli żadnych szans z całą grupą. Minęła dłuższa chwila i wszyscy zostali powaleni. Dinach wezwała policje. Cała akcja nie trwała długo.

- Jak się czujesz? – zapytała z troską Curtisa, gdy rannego mężczyznę wynoszono na noszach. Ten uśmiechnął się blado. Black stał obok cały czas, trzymając go za rękę. Widać, że nowy związek zapowiadał się na coś poważnego. Obudził w Dinach nadzieję, że mężczyzna jednak nie wyjedzie. Chwilę później kwestie prawne całkowicie ją pochłonęły. Nikt z nich nie podejrzewał iż to dopiero początek kłopotów.


Cała akcja pokazywała jak zgraną drużyną są wszyscy Mściciele.

Niemal im tego zazdrościłam, gdyż wiedziałam jak wiele muszę się jeszcze nauczyć. Wyraźny prym wiedli Spartan oraz Oliver. Główni przywódcy. To ich słuchali pozostali. Felicity działała z bezpiecznej odległości. Ja robiłam trochę za skrzydłowego. Wiedziałam jak postępować i wyraźnie słuchałam głosu Felicity. Zupełnie jakby to był mój żywioł. Trochę niepokojące, ale wolałam być w tej grupie niż całkiem sama. Dodatkowo coraz lepiej radziłam sobie z łukiem i strzałą. Zdołałam powalić jednego z żołnierzy i pokonując go. Można śmiało rzecz, że cała akcja przebiegła naprawdę spokojnie. Nie spodziewałam się tak świetnie rozegranej akcji. Byłam wykończona, ale szczęśliwa.

- Świetnie wykonana robota ... - mruknął Oliver, po raz kolejny ignorując jakiś telefon. Spojrzałam na niego z lekkim niepokojem, ale pokręcił głową. – Nie mamy teraz czasu. – rzucił tylko na koniec i ruszył w stronę stojącego Jonna. Wraz z przyjazdem policji opuściliśmy restauracje. Will Dog pojechał wraz z Curtisem do szpitala. Jonn i ja wróciliśmy do bazy, gdzie zdaliśmy cały raport Felicity. Jonn miał jeszcze coś do załatwienia w Argusie, więc zostawił nas same. Razem z Felicity wróciliśmy do domu. Will już spał.

- Nie jestem twoją matką, ale pamiętaj iż nie popieram tego.. – mruknęła Felicity, wyciągając kieliszki do wina oraz butelkę. – Dzisiaj możemy świętować. Twoje pierwsze zadanie. Jak się z tym czujesz?

Westchnęłam i napiłam się łyk wina. Smakował wybornie. Półsłodkie z odrobiną truskawek. Nie czuć było żadnego alkoholu. Westchnęłam wyraźnie zadowolona. Czułam się naprawdę szczęśliwa. Jednak musiałam odzyskać pamięć. Liczyłam iż Rilley i Mark mi w tym pomogą. A właściwie Mark. Nie chciałam nikomu wspominać. Nie wiedziałam, czy w ogóle mi pomogą. Właściwie, to byliśmy umówieni na jutro. Mark zdążył wysłać mi esemesa. Nie planowaliśmy iść do szkoły. O pierwotnych planach wolałam nikomu nie mówić. Pewne sprawy postanowiłam zachować dla siebie. W końcu chodziło tu o moje życie. Nie wiedziałam czego się spodziewać po swojej przeszłości. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo może wszystko ulec zmianie. Na szczęście nie byłam sama. Rilley i Mark mi towarzyszyli. Wspólnie kupiliśmy bilet.

- Kuzynka mojego taty, Caitlin pracuje dla laboratorium Star Labs .... – wyjaśnił mi Mark, kiedy zapytałam dlaczego właściwie wybieramy się do Central City. Napisałem jej kilka słów o tobie. Wystarczyła sama wzmianka o Oliverze Quinnie, by była zainteresowana. Powiedziała, że będzie na nas czekać w miejscowej kawiarni, która powstała na cześć miejscowego bohatera Flasha. Flash. Ta nazwa coś mi mówiła, ale nie umiałam powiedzieć, co takiego. Na razie wolałam odgrodzić się od wspomnień. Wkrótce miałam je poznać. Dowiedzieć się wszystkiego. Przyznałam, że czułam lęk. Koniec końców nie zdawałam sobie sprawę kim byłam. Może popełniłam jakieś przestępstwo? W końcu jaka normalna nastolatka przedziera się sama w środku nocy przez opuszczone i podejrzane miejsca? Dodatkowo nie miałam przy sobie żadnych dokumentów oraz nosiłam dziwne ubranie. Zaklęłam pod nosem czując ból w sercu. Przed przyjaciółmi udawałam, że wszystko jest w porządku. Wolałam unikać paru tematów. Jednak wkrótce musiałam zmienić swoje piorytety. Kiedy tylko zajechaliśmy na miejsce Caitlin już na mnie czekała. Wydała mi się dziwnie znajoma. Towarzyszył jej przyjaciel Cisco Ramon.

- Mark powiedział mi o twojej sytuacji .... – wyjaśniła łagodnym głosem. – W StarLabs mamy nowoczesną technologię. Być może zdołamy przywrócić ci pamięć. Jeśli jesteś gotowa na każde ryzyko, które może się wydarzyć możemy jechać do laboratorium. Sztab odpowiednich ludzi już czeka.

- Chcę mieć to za sobą .... – powiedziałam stanowczo, ściskając dłonie moich przyjaciół. Byłam im wdzięczna iż ze mną byli. Nie wiedziałam co przyniesie los. Jednak po raz pierwszy czułam radość, gdyż mogłam odzyskać własne życie. Nie zdawałam sobie sprawy jakie mogą być ku temu konsekwencje. To miał być dopiero początek czegoś nowego w moim życiu. Jechaliśmy w milczeniu do ogromnego budynku jakim było laboratorium. Cała drżałam w środku, ale próbowałam się uspokoić. W końcu sama tego chciałam. Już się nie cofnę.

- Jak to będzie wyglądać? – zapytałam, gdy wysiedliśmy z samochodu. Cisco i Caiitlin poprowadzili mnie do obszernego pokoju laboratorium. Nie zabrakło tu dziwnych sprzętów, urządzeń oraz płynów. Po środku stał wielki monitor.

- Wykorzystamy moc szybkości, która będzie kontrolować twój umysł... - zaczął wyjaśniać Cisco. Od razu grzebał przy komputerze analizując jakieś dane. – Flash nam w tym pomoże. Jest naszym dzielnym sojusznikiem. Zgodził się ci pomóc, gdyż przyjaźni się z Oliverem.

- Współpracuje z nim.... – przyznałam nie wiedząc ile oni wiedzą. Wolałam ukryć pewne informacje. – Są praktycznie moją rodziną. Uratowali moje życie.

- Rozumiem.... – Caitlin przytaknęła. – Są również naszymi przyjaciółmi. Pomożemy ci w miarę naszych możliwości. Cokolwiek zobaczymy, twoja przeszłość będzie bezpieczną tajemnicą. Chyba, że sama zgodzisz się ją ujawnić.

- Dziękuje wam ... - powiedziałam wzruszona. Po chwili pojawił się on. Bohater Central City. Flash. Ubrany w czerwony kostium z żółtą strzałą na piersiach. Wyglądał naprawdę niesamowicie. I znów te dziwne uczucia. Jakby z otchłani - wspomnień. Wkrótce miałam je poznać. Podziękowałam wszystkim serdecznie, czując łzy wzruszenia. Wiedziałam, że nie łatwe mieli zadanie. Musieliśmy nawzajem sobie zaufać. Mark i Rilley byli przy mnie przez cały czas. Moi przyjaciele. Gdyby nie oni nie wiedziałam jakby to wszystko się skończyło. Naprawdę poważne wsparcie na które mogłam teraz liczyć. Usiadłam we wskazanym przez Cisco miejscu. Pozwoliłam nałożyć sobie na głowie aparaturę, która została podłączona do dużego monitora.

- Wszystko, co ujrzysz we wspomnieniach będzie odgrywane tutaj .... – powiedział włączając odpowiednie czujniki. – Wejdziemy w głąb twego umysłu, tak aby nie uszkodzić żadnej komórki. Wszystko jest bardzo bezpieczne. Jesteś w dobrych rękach.

- Jestem gotowa ... - powiedziałam cicho. Cisco skinął głową i nacisnął przycisk. Ściemniało się. Poczułam coś dziwnego. Jakby przeszedł przeze mnie jakiś prąd. Krzyknęłam cicho, ale to trwało zaledwie chwile. Jakieś obrazy zaczęły przelatywać przez moją głowę. Najpierw zamazane. Przyjście na świat, czułość i troska rodziców, panujące szczęście. Nie widziałam ich twarzy, ale jednego byłam pewna. Kochali mnie. Byłam wyczekiwanym dzieckiem. Kochali mnie. To niezwykłe uczucie. Nie spodziewałam się tego. Czułam się do głębi poruszona. Układanka powoli zaczynała układać się w jedną całość. Najpierw zobaczyłam ją. Kobietę zwaną moją matką. Powoli i bardzo wyraźnie widziałam jej sylwetkę. Piękną, jasnowłosą blondynkę o dużych wyrazistych oczach. Przemawiała do mnie czułym głosem. Znałam ten głos. Rozpoznawałam go.

- To niemożliwe ... - wykrztusiłam oszołomiona, gdy spostrzegłam tę kobietę. Wiedziałam kim była. I czyją córką jestem. Felicity Queen. Byłam córką dwojga najwspanialszych ludzi na świecie. I zrozumiałam, że to dopiero początek moich kłopotów.

*~*~*

(okolice Starling City, ukryte laboratorium)

-Zaczynam się niecierpliwić....

Mruknęła Aria Danvers obserwując nowych żołnierzy. Zyskała tylko jednego z całej grupy jaka przybyła wraz z Avery. No cóż. Dobre i to. Nadal przetrzymywała Theę. Czerpała radość obserwując cierpienie dziewczyny. Każdego dnia była poddawana różnym próbom. Każdego dnia znosiła je coraz gorzej. Nie czuła się najlepiej. Wręcz przeciwnie. Jednak Aria się nudziła. W dodatku nie miała szans jak dostać się do Avery. Dziewczyna była pod czujną opieką całej gromady. Na szczęście wciąż nie odzyskała pamięci, co dawało jej niemałą satysfakcje i przewagę nad pozostałymi. Więziła jej przyjaciół, którzy, chociaż próbowali uciekać, to nie mieli szans. Laboratorium jakie stworzyło miało idealne warunki nie tylko dla metaludzi. O wszystko zadbała. Każdy szczegół nadzorowała osobiście. Dość często sama przenosiła się w czasie. Wiedziała, że wygląda inaczej niż powinna. Te podróże odcisnęły piętno na jej szyi. Odruchowo dotknęła naszyjnika. Dzięki niemu mogła ruszać wszędzie. Gdziekolwiek chciała. Jednak ona pragnęła zwycięstwa. Avery Queen po raz ostatni stanęła jej na drodze. Nie dopuści, by ten szczeniak odebrał wszystko nad czym kiedykolwiek pracowała.

- Mam te dokumenty ... - drgnęła słysząc swój upragniony głos. To był Alan Gordon. Jeden z odległych wrogów Arrowa. Wtrącony do więzienia zdołał uciec i otworzyć swój mafijny interes. Odnalazła go. O wiele więcej. Nie sądziła, że ten mężczyzna ma tak dużo wrogów. To zaskakujące. A zarazem nie powinna być zdziwiona. W młodości Oliver lubił szaleć. Kobiety, seks, drogie samochody, ekskluzywne kluby. Tak wyglądało życie młodego chłopaka. Brutalnie je przerwano, gdy pewnego dnia wszedł na pokład statku wraz z młodą kochanką Sarą Lance. Ich życie nigdy nie wyglądało już tak jak dawniej. Musieli sporo zmienić, by wszystko sobie poukładać. Czekała ich długa droga aż w końcu byli tutaj. I ona również. Stała naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Zamierzała zrobić wszystko, by doprowadzić do końca. Zniszczyć świat małej Avery za wszelką cenę.

- Czy to są wszystkie dowody? – zapytała podnieconym głosem. Nie mogła w to uwierzyć. W końcu uda się jej zrealizować jeden z największych planów. Zniszczy idealne życie Olivera Queena. Tylko o to jej chodziło. Teraz miała w ręku idealne dowody. Mogła wszystkich zniszczyć. Zaplanować idealną zemstę. Nic innego nie miała w planach. Na twarzy kobiety pojawił się uśmiech. Właśnie na to liczyła. Przeczytała dokumenty. Prócz nich były zdjęcia oraz nagrania. Od razu wyciągnęła telefon. Tanya James to młoda, wchodząca gwiazda stacji DNC, która prowadziła popularny w mieście dziennik. Mówiła o reportażach. Często sięgała po nie z niewiarygodnych źródeł.

- Mam coś dla ciebie specjalnego ... - powiedziała do słuchawki, gdy usłyszała w słuchawce, głos należący do Tanyii. – Możesz spotkać się ze mną za dwie godziny u Diuka? Byłoby super. To będzie prawdziwa sensacja.

Zakończyła telefon, gdy usłyszała potwierdzenie kobiety. Dzisiaj wywoła burze o jakiej Starling City nawet nie marzyło. Miała przed sobą świetlaną przyszłość. Włożyła wiele pracy w ten świat. Po raz ostatni przeniosła się w przeszłość, by wszystko zmienić. Nie zamierzała więcej tego robić. Wręcz przeciwnie. Teraz miała szansę. Coraz gorzej się czuła. Nie wiedziała jak zniesie kolejne podróże. Po za tym przeprowadzała specjalne eksperymenty. Głównie z metaludźmi. Chciała zrozumieć tę tajemniczą moc. Posiąść chociaż ich część. Dzięki temu byłaby o wiele silniejsza. Nie dbała o konsekwencje. Wręcz przeciwnie. Liczyła się tylko zemsta. Wspominała dzień w którym po raz pierwszy spotkała młodą Avery Quenn. Dopiero zdobywała światek przestępczy. Arrow przeszedł na emeryturę. Przyszli inni podobni jemu. Wtedy nie wiedziała jak głęboko w tym siedzi. Avery nosiła imię Łowczyni. Była świetna. Posługiwała się strzałą lepiej niż swój nauczyciel. Po za tym była córką człowieka, którego ojciec doprowadził jej rodzinę do ruiny. Zaklęła pod nosem na samą myśl o tym. Wiedziała, że minęło wiele lat od ich pierwszego spotkania. Przez te podróże w czasie nie zdążyła powiedzieć ile. Jednak wspomnienia nie zniknęły tak szybko jak liczby. Opracowała idealny plan. Zamierzała okraść jeden z najbogatszych banków w mieście. Potrzebowała pieniędzy, a to był jedyny środek ich zdobycia. Zebrała grupę najemników. Ludzi gotowych na wszystko. Jeżeli plan się powiedzie wówczas sama osiągnie szczyt i zdobędzie całe podziemie. Wówczas rządził jeden człowiek. Albert Holter zwany Kingiem. Nie bez powodu. Człowiek, który jako jedyny zdołał uciec Mścicielom. Wyjechał na kilka lat, by ponownie wrócić i zbudować całe podziemie w Quenns. Wszyscy mu podlegali. Ona nie zamierzała. Wręcz przeciwnie. Chciała być panią swojego losu.

- Plan jest prosty .... – przemawiała do swojego sojusznika ostrym głosem. Był nim skośnooki mężczyzna, który zdobył chińską dzielnicę. On również nie zamierzał służyć Kingowi. – Wy wejdziecie do banku. Zdobędziecie główny środek. Weźmiecie zakładników. Musicie działać szybko. Macie dziesięć minut od momentu włączenia alarmu.

Wiedziała to wszystko, gdyż znała dziewczynę, która tam pracowała. Młodziutka Liza Thomson. Postanowiła się zemścić na szefie z którym nie chciała iść do łóżka. Niby typowa historia, ale dała im początek wielkiej sprawy. Jednego Arianna nie przewidziała. Pojawienie się młodych Mścicieli. Nie działali przez ostatnie lata. Mimo wszystko w mieście panował względny spokój. Jednak teraz wrócili. Było ich czworo. Wojownicy, którzy posiadali najróżniejsze zdolności. Wśród nich kosmitka. Córka Supergirl i tajemniczego mężczyzny. Jednak ta która okazała się być najgroźniejsza to Avery Queen. Ona ją ścigała oraz upolowała. Niczym zwierzę trzymała na smyczy. Nie wypuściła aż przyjechała policja. Aria długo szukała tożsamości dziewczyny. W końcu odkryła fakty. Była córką będącego dzisiaj na emeryturze bankowca Olivera. Ta rodzina odebrała jej wszystko. Musiała odzyskać to razem z godnością. W pierwszej potyczce przegrała. Długo szukała rozwiązania, gdy w końcu udało jej się opuścić więzienie. Musiała znaleźć jakiś sposób. Niestety. Kolejną potyczkę przegrała. Wtedy niespodziewanie przyszła pomoc. Nie wiedziała kim ona jest. Nigdy tak naprawdę nie poznała twarzy tajemniczego wybawcy. On wyciągnął do niej rękę. Dał specjalny przedmiot dzięki któremu mogła zmienić przeszłość bez konsekwencji.

- Dlaczego to robisz? – zapytała cicho wyraźnie nie rozumiejąc intencji tajemniczego pomocnika. Znali się już jakiś czas. Wspólnie ustalali plan działania, który miał doprowadzić do zniszczenia Queenów Wtedy ściągnął z siebie maskę. Pokazał twarz. Znała ją. A przynajmniej sporo o niej słyszała. – Tommy Merlin .... – wykrztusiła z niedowierzaniem jego imię. – Ty żyjesz? Jak to możliwe? Oliver cię pochował. Tak przynajmniej słyszałam.

- Długa historia.... – zbył ją machnięciem ręki. – Jednak sporo mi uświadomiła. Ja również spotkałem na swej drodze nauczyciela. Nie chodzi mu do końca o Quinnów, ale zwycięstwo. Chcę zdobyć władzę nad ziemią. Ekipa Mścicielów mu w tym przeszkadza. On we mnie uwierzył i dał mi nowe życie. Wspólnie stworzyliśmy te urządzenie, które pomaga bez problemów zmieniać rzeczywistość. Jedynie ty odczujesz konsekwencje. Nie powstaną też nowe portale ani nic tym podobnego. Będziesz chroniona. Już zadbałem o wszystko.

- Jakim cudem stworzyłeś tak niezwykłą rzecz? – Nie kryła swojego zaskoczenia. Jednak Tommy pokręcił tylko głową.

- To opowieść na zupełnie inną porę... - wyjaśnił zbędnie. – Jednak ty musisz napisać swoją własną. Nadejdzie moment w którym znów się spotkamy. Rób wszystko, by położyć rodzinę Queenów na kolana.

Skinęła głową po czym szybko powróciła do rzeczywistości.

Krzyki Thei wciąż odbijały się jej w uszach, ale nie zwróciła już na nie uwagi. Musiała skupić się na chwili obecnej. I cokolwiek nie zrobi, podejmować jaśniejsze decyzja. Ta była najważniejsza. Właśnie kariera burmistrza chyli się ku upadkowi. Już ona do tego dopilnuje. Z uśmiechem na ustach opuściła budynek utworzonego przez nią centrum po czym skierowała swoje kroki prosto do samochodu. Nadszedł czas na spełnienie swoich zamiarów. Reszta zależała już tylko od niej.

*~*~*

(Central City – obecnie)

Byłam córką Olivera Queena.

Te szaleństwo wciąż nie mieściło mi się w głowie. Jak to w ogóle możliwe? Cisco zaczął mi coś tłumaczyć o podróżach w czasie. Z pewnością nie zrobiłam tego sama. Musiałam mieć kogoś do pomocy. Nie wiedziałam tylko kogo. Wciąż nie pamiętałam. Te wszystkie wspomnienia, które należały podobno do mnie, były mi całkowicie obce. Próbowałam skupić swoje myśli, wytężyć umysł. Niestety. Nic nie przychodziło mi do głowy.

- Może te wspomnienia nie są moje? – zapytałam Cisco, gdy siedzieliśmy sami. Iris zabrała Marka i Rilley Zostawili nas samych byśmy mogli porozmawiać. W tym czasie Flash odsłonił swoją twarz. Okazał się być Barry Allenem. Nie wiem czemu, ale jakoś mnie to nie zaskoczyło. Uznał, że w obecnej sytuacji może mi zaufać. Była z nami również Caitlin.

- Nie ma takiej opcji ... - pokręcił głową Cisco. Barry przyglądał mi się z niepokojem, ale nic nie mówił. – Być może zmieniając przyszłość stworzyliście nową rzeczywistość. Nazywamy to Flashpointem – czyli stworzeniem alternatywnej rzeczywistości. Z każdą podróżą w czasie istnieje ryzyko nieodwracalnych zmian. Niestety my nie wiemy dokładnie, co mogło się zmienić. Na jakie wydarzenia wpłynęłaś udając się do przeszłości.

- Czyli mogłam coś zniszczyć? – pokręciłam głową. Chciałam coś dodać jeszcze, ale huk eksplozji z dołu zaskoczył nas i wytrącił z równowagi. Zatrzęsło całym budynkiem, padł prąd zostawiając nas w całkowitej ciemności. Po chwili wszystko wróciło do normy.

- Cholera jasna! – zaklął Cisco wyraźnie wytrącony z równowagi. – Czy nawet w tygodniu nie może być chwili spokoju? Muszą nas atakować?

- Czy to Cascada? – W głosie Caitlin słychać było wyraźny strach. Cisco pokręcił głową. Nie wyczuwał jej obecności, używając swojej mocy jako Viper, o czym dowiedziałam się znacznie później. Teraz jednak musieliśmy sprawdzić, kto nas zaatakował. Jakie było moje zaskoczenie, gdy rozpoznałam wojowników z Gwiazdy Davida.

- To niemożliwe .... – wyszeptała oszołomiona. Czułam, że przybyli po mnie. Czyste szaleństwo. W jaki sposób mnie znaleźli? Pokręciła głową oszołomiona. Nie mieli czasu. Musieli interweniować. Nie miałam przy sobie łuku, więc musiałam walczyć wręcz. Tu na szczęście Jonn odpowiednio mnie przygotował. Nie pominęłam też pomocy Flasha oraz Vipera. Dużym zaskoczeniem była Caitlin, która okazała się być Killer Forst. Całą drużyną ruszyliśmy do ataku. Było inaczej niż w przypadku Mścicieli ze Starling City, jednak i tu również tworzyli zgraną drużynę. W pewnym momencie tuż naprzeciw mnie stanął jeden z żołnierzy Gwiazdy Dawida. Opadła mu maska i mogłam zobaczyć jego twarz. Zamarłam zaskoczona. Znałam ją dobrze. Wiedziałam kim był.

- Robin .... – wyszeptałam z niedowierzaniem. Wyglądał inaczej niż go zapamiętałam. Wspomnienia z chłopakiem zaczęły powracać ze zdwojoną siłą. Wspólne święta, wypady do miasta, kłótnie. Niby byliśmy przyjaciółmi, ale dość często się kłóciliśmy. Tego trochę nie rozumiałam, ale nie myślałam o tym teraz. Potem przyszły kolejne wspomnienia. Mocniejsze. Święta w rodzinie, wuj Roy oraz ciotka Thea. Tajemnice, odnalezienie martwych rodziców. Tego było dużo. Okropny ból głowy jaki gwałtownie otumanił, całkowicie pozbawił mnie tchu. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Nie zwracałam uwagi na krzyki zebranych wokół mnie osób. Wszystko zaczęło znikać.

- Avery... Avery.... – drgnęłam jakby oderwana od rzeczywistości. Zamrugałam kilka razy. Rozpoznałam mając przed sobą twarz przyjaciółki. Crystal. Córka Supergirl. Wyglądała na zmartletowaną. Jakby coś ją bolało. Spoglądałam na nią z troską, usiłując zrozumieć, co właściwie się dzieje. – Znajdź nas. Wiesz, gdzie jesteśmy. Jonn został złapany, na nas eksperymentują .... – W pewnym momencie zauważyłam, że dziewczynie leci krew z nosa. Po chwili zniknęła całkowicie. Gwałtownie otworzyłam oczy. Otaczała mnie garstka nowych przyjaciół ze StarLabs. Wyglądali na zmęczonych oraz rannych, ale żyli.

- Zadzwoniliśmy po Olivera i Felicity, będą tu za chwile... - powiedziała Iris, przykładając mi mokrą ścierkę do głowy. Byłam jej za to wdzięczna, ale jednocześnie posłałam zaniepokojone spojrzenie. Nie chciałam jeszcze by wiedzieli. Nie czułam się gotowa na całą rozmowę. Nie chciałam im jeszcze wszystkiego mówić. Wolałam najpierw uratować moich przyjaciół. Arianna Queen. Ta kobieta zniszczyła całe moje życie. Zamierzałam dowiedzieć się dlaczego. Jakie miała zamiary. W końcu ona nigdy tak naprawdę nie wyjaśniła czemu chodziło im o mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści. Musiałam poznać prawdę. – Nie powiedziałam im nic. Uznaliśmy z Barr'ym, że sama to zrobisz. Ta historia należy do ciebie. Tylko ty możesz im ją opowiedzieć. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Musiałaś podjąć trudną decyzję, gdy tu przybyłaś.

- Moi rodzice zginęli, gdy byłam małą dziewczynką... - wyjaśniłam im. Tuż koło Iris stanął Barry. – Nigdy tak naprawdę ich nie poznałam. Pamiętam tylko, że byli małą dziewczynką. Nic więcej. i byli bardzo szczęśliwi. Ach bym zapomniała. Wasza córka, Nora też tu jest. Bardzo chciała poznać ojca.

- Mnie? – W głosie Barry'ego dało się słyszeć lekki niepokój. Skinęłam głową.

- Przenieśliśmy się chyba w piątkę. Ja, Nora, Robin, Peter i Crystal ...nie w szóstkę. Jeszcze Jack. Syn Thei i Roya.... – przypomniałam sobie więcej szczegółów. – Zanim wszystko opowiem rodzicom muszę ich uratować. Są w niebezpieczeństwie. Ona chce ich zniszczyć, by nie doprowadzić do mojego urodzenia.

- Nasza córka? – Do Allena niewiele docierało po za tym jednym faktem. Jednak to rozumiałam. W końcu nie każdy dowiaduje się, że w przyszłości będzie miał prawie dorosłe dziecko. Wyobrażałam sobie już jak zareagują Queenowie na tę wieści.

- Tak! – przytaknęłam. – Nora. Bardzo chciała poznać swojego ojca. Wybacz nie powinnam chyba wiele mówić, ale zniknąłeś w chwili, gdy zginęli moi rodzice. Nie wiem, co właściwie zaszło. Byłam zbyt mała żeby to zrozumieć, a później ukryli swoje sekrety. Ciotka i wuj chcieli bym miała normalne życie, chociaż pozostali byli wtajemniczeni. Kontynuowali swoje misje ratując obydwa miasta. Sytuacja się zmieniła, gdy znaleźli ciała moich rodziców.

- Olivera i Felicity? – zapytał Barry, a ja przytaknęłam. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, lecz wtedy przyszli moi rodzice. Czułam się dość niezręcznie, ale chciałam ich jeszcze pookłamywać. Nie mogłam powiedzieć całej prawdy. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Spojrzałam na nich z lekkim strachem. To dziwne uczucie po tylu tygodniach poznać wreszcie prawdę na swój temat. Pochodziłam z przyszłości. Musiałam uratować moich przyjaciół. Szczególnie Robina. Cokolwiek mu zrobili nie był teraz sobą. Podświadomie wyczuwałam zachowanie tej dziwnej kobiety, która od początku chyba planowała jak mnie zniszczyć. A ja wciąż nie miałam zielonego pojęcia dlaczego. Czułam, że wkrótce dojdzie do ostatecznego starcia. Nie wiedziałam tylko jaki będzie jego wynik. Na samą myśl o tym poczułam skurcz żołądka.

- Muszę uratować moich przyjaciół! – powiedziałam jednak zdławionym głosem. Wszyscy przytaknęli. Wiedziałam, że na Barry'ego Allena mogę liczyć. W końcu chodziło o jego córkę. Miałam nadzieję, iż na pozostałych również. Tej walki nie zamierzałam oddać walkowerem. Bez względu na wszystko.

*~*~*

(Starling City)

Curtis wychodził właśnie z gabinetu, gdy dołączyli do niego zaniepokojeni Dinach oraz Rene. Wystarczył jeden rzut oka, by stwierdzić jak bardzo są zdenerwowani. Akurat nadszedł Black. Na jego widok twarz Curtisa mimowolnie się rozpogodziła. Nie znał jeszcze wszystkich sekretów mężczyzny, ale czuł już jak bardzo stał się dla niego ważny. To dziwne, gdyż znali się bardzo krótko.

- I tak zaraz pozna prawdę ... - rzuciła Dinach nieco obojętnym tonem. – Rozmawiałam z Oliverem. Powinien zostać w Central City jak najdłużej, ale chce tu być z nami. Zaraz rozpętają medialne piekło.

- Dlaczego? – Curtis odważył się zadać to pytanie. Nie znosił napięcia. Właśnie wyszli na zewnątrz. Dinach od razu zaprowadziła wszystkich do podziemnego parkingu. Wcześniej dostała informacje o tłumie fotoreporterów. Musieli jakoś bezpiecznie dotrzeć w stronę kryjówki. Nie pasowało jej, że był z nimi ktoś obcy, ale nie mieli wyjścia. Musieli zaufać Aaronowi.

- Ponieważ świat poznał prawdę o Green Arrowie ... - powiedziała zduszonym głosem i po chwili włączyła telefon. Na ekranie prezenterka opowiadała o mścicielu. Mówiła w samych superlatywach, ale nie tylko. Wytykała jego błędy, porażki oraz decyzje, które wpłynęły na los wielu ludzi. Na koniec puściła filmik z ich ostatniej akcji. Arrow ściągał maskę ukazując twarz Olivera, burmistrza Starling City.

- Czy ten film można podważyć? – zapytał Crurtis zdławionym głosem. Samochód wyjechał na ulicę. To Jonn zgrabnie prowadził auto. Wyprowadził ich na główną ulicę, a potem skręcił w wąski tunel. Zatrzymał samochód przed jakimś starym budynkiem.

- Nie ... - Jonn pokręcił głową. Zatrzymał samochód. Wszyscy wysiedli. Aaron szedł razem z nimi wyczuwając napięcie całej grupy. Coś zdecydowanie wisiało w powietrzu. Ich los został rzucony na szalę, a prawda o mścicielach mogła wyjść na jaw.

- Na komisariat przyszło pismo, by aresztować Olivera Queena ... - Dinach westchnęła cicho. – Jak tylko przekroczy progi Starling City stanie przed sądem. Ma na koncie wiele zbrodni. Tej prawdy nie da się już ukryć przed światem.

- Cholera jasna! – Curtis był wściekły. Jonn wprowadził wszystkich do wnętrza budynku. Środek robił wrażenie. Całość stworzona z nowoczesnej technologii. Przypominało ich kryjówkę, ale nosiło logo Argusa.

- Tu odbywały się niegdyś tajne akcje ... - wyjaśnił cicho. – Żona dała mi namiary na te miejsce. Powiedziała, że tu będziemy bezpieczni. Nikt nas nie znajdzie, ale musimy zacząć działać. Nie zostało nam wiele czasu. Wkrótce odkryją też nasz udział. Nikt nie jest bezpieczny.

- O co w tym wszystkim chodzi ... - mruknął wyraźnie wściekły Curtis. – Dlaczego ktoś postanowił nas zniszczyć? Oliver uratował życie wielu ludzi. Czy to nie ma żadnego znaczenia?

- Bardziej chodzi o życie Green Arrowa z czasów kiedy robił co chciał. Zabił wówczas wiele osób. Niekoniecznie dobrych, ale jednak działał wbrew prawu. Będzie aresztowany i sądzony jak normalny człowiek. Z pewnością więzienie go nie ominie.

Dinach mówiła rzeczowym tonem. Do Aarona zaczynało docierać jaką grupę ma przed sobą. Uśmiechnął się pod nosem. Curtis się zdziwi, gdy powie mu prawdę o sobie. Nie sądził iż tak łatwo spotka równych mu sobie. To dobrze. Potrzebował wsparcia. Lubił samotność, ale nie zdoła dłużej działać bez drużyny.

- Będą chcieli wszystkich głów ... - odezwał się po raz pierwszy od czasu kiedy go tu przywieźli. Wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem. – No cóż. Skoro wszyscy pokazaliście mi swoje oblicze ja też powinienem ....

- Jesteś Finisher .... – rzuciła Dinach, która wcale nie była zaskoczona. Zdążyła prześledzić Aarona, kiedy tylko o nim usłyszała. Powiązała wszystkie fakty. Zrobiła rozeznanie. Miała dzisiaj porozmawiać z Curtisem, ale nie zdążyła. Los zdecydował za nich. No cóż. Nie ma wyjścia. Dostosuje się. Wszyscy muszą. – Nie wyglądasz na zaskoczonego.

- No cóż nie przez przypadek jestem w tym mieście. Wiedziałem o mścicielach. Moje życie nie pasuje całkowicie do normalnego życia. Musiałem tylko odnaleźć ich sens. Tu dałem radę. Nie łatwe zadanie dla kogoś takiego jak ja. Przeżyłem prawdziwe piekło. Chciałbym zostać w tym mieście, ale ktoś sieje zamęt. Pomogę wam je uratować.... – Nie należał do ludzi, którzy lubią przemawiać, ale tu i teraz czuł jak bardzo odnalazł swoje przeznaczenie. I u boku tego mężczyzny. Nie wiedział dokąd to go zaprowadzi. Nigdy nie myślał zbyt poważnie o przyszłości. Jednak teraz pragnął uwierzyć, że ma prawo do szczęścia. Z tym mężczyzną, jeśli wybaczy mu całe kłamstwo. – Także możecie liczyć na moją pomoc. Jeśli oczywiście mi zaufacie.

Zapanowała niezręczna cisza, jednak tym razem Curtis postanowił zaufać mężczyźnie. Nie raz pokazywał swoją prawość i zrobi to znowu. Wyzywająco spojrzał w stronę przyjaciół, gdy stanął u jego boku. Chociaż jeden raz chciał mieć swoje własne zdanie.

- Jeżeli będziemy siedzieć w tym razem, to mamy szansę uratować Oliverowi tyłek ... - stwierdziła w końcu Dinach. – Musi jednak poddać się policji. Inaczej nie możemy działać. Wbrew prawu nie damy rady. Inaczej wszystko będzie przeciwko nam.

- Porozmawiam z Oliverem .... – stwierdził Jonn. Jako jedyny był najbliżej mężczyzny. Byli przyjaciółmi, chociaż tak wiele ich dzieliło. Jako pierwszy poznał tajemnicę Olivera i przyłączył się do grupy, którą stworzył. Zostali Mścicielami. Jednak ostatnio coraz częściej mieli różne zdania i częściej się kłócili. Nie wiedział dokąd to wszystko ich zaprowadzi. Layla chciałaby aby nadzorował Argusa. Myślał o tym by przystać na tę propozycje. Musiał wcześniej porozmawiać z przyjacielem. Nie chciał podejmować decyzji bez jego wiedzy. – Na razie musimy działać wspólnie i dowiedzieć się, kto nas zdradził. Komuś bardzo zależy na zniszczeniu Olivera.

- Nie jednej osobie ... - mruknął Rene na co wszyscy musieli przystać. Czas nie był ich sprzymierzeńcem. Musieli działać wspólnie, by uratować dobre imię przyjaciela. Niestety po raz pierwszy dowody działały przeciwko nim, a to miał być zaledwie początek.

*~*~*

Na zakończenie:

Hej misiaki!
Panuje obecnie bardzo trudny okres dla nas wszystkich. Mam nadzieję iż kiedy publikuje owy rozdział epidemię mamy już za sobą i znowu możemy cieszyć się życiem. Ja na razie nadrabiam zaległe seriale. Kończę powoli przygodę z uniwersum Arrowa i mam taki niedosyt. Dlatego właśnie powstało te opowiadanie. Być może wkrótce stworzę coś powiązanego z Legendami lub samym moim ukochanym Allenem. Na razie też w planach mam chęć wrócić do opowiadania potterowskiego. Tak. Świat Pottera nie umarł w moim sercu.

Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział i trzymajcie się zdrowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro