~5~
Aithne nerwowo krążyła po celi. Misja nie postępowała ani trochę. Zalia nie wiedziała nic o morderstwach, a z resztą dziewcząt nie miała jak porozmawiać. Dodatkowo niechybnie zbliżał się dzień aukcji. Jej towarzyszka z celi niemal całe dnie spędzała wpatrując się w srebrny pierścionek z zielonym oczkiem. Aithne brakowało towarzystwa Edgara. Nikt nie podjadał , nikt nie wdawał się w piskliwe dyskusje… Dziewczyna opadła ciężko na pryczę i zasnęła.
**********
Liadan z obrzydzeniem wpatrywał się w wejście do domu publicznego. Miał wchodzić, kiedy kątem oka zauważył ruch w wąskiej uliczce. Złapał za sztylet i powoli skierował się w stronę postaci. Nagle został powalony na ziemię, a do szyi przystawiono mu nóż.
-Słuchaj wiedźmo- westchnął zrezygnowany- Pomijam że nie trzymasz się planu, ale czy mogłabyś do cholery przestać mnie zachodzić od tyłu?
- O czym ty pieprzysz?- dobiegł go męski głos
Liadan odwrócił głowę. Przytrzymywał go niski brunet. Z twarzy pasował na ulicznika, ale jego ubiór świadczył o pełnieniu przez niego dobrze płatnego zawodu.
-Pan wybaczy, myślałem że to moja… Znajoma dama.
-Przyszedłeś na aukcję?- brunet puścił go i schował nóż
- Cóż, nie da się ukryć…
Mężczyzna złapał go za starannie ułożone włosy i szarpnął na wysokość swojej twarzy
-Niska. Oczy jak trucizna. Białe włosy. Tkniesz ją, a wydłubuię ci oczy i nakarmię nimi świnie- warknął świdrując Liadana wzrokiem
- O to proszę się nie martwić. Tak się składa, że ja również kogoś szukam.
- Więc? Masz zamiar tak tu stać?- brunet puścił go i udał się do wejścia
- Pozwoli pan, że poznam jego godność?
- Lavi. Tylko Lavi. Ale ty daruj sobie tytuły, widać żeś hrabia.
**********
Zalia kończyła poprawiać Aithne włosy. Stały razem z kilkoma innymi dziewczynami na podwyższeniu, a za zasłaniającą je kotarą słychać było męskie głosy. Gruby właściciel domu przechadzał się i doglądał sprzedawanego ,, towaru”.
-Macie być miłe, uśmiechać się- instruował - całować klientów i prowokować. Jeśli jakiś wpadnie wam w oko, albo raczej jego sakiewka, macie mu zaproponować spotkanie prywatne. Prowadzicie do pokoi i… Zresztą dobrze wiecie. Zaczynamy, ustawicie się.
Kotary się odsunęły i mężczyźni zaczęli wchodzić na podwyższenie. Do Zalii spokojnie podszedł niski brunet. Dziewczyna rzuciła mu się na szyję, obsypując jego twarz pocałunkami. Kiedy stała przy tym chłopaku nie wydawała się aż tak drobna, jak przy Aithne.
-Lavi - wyszeptała Zalia- wpadłeś mi w oko, dasz się zaprosić na pokoje?
Brunet złapał ją i przerzucił przez ramię. Dziewczyna zaśmiała się i pozwoliła zanieść do pokoju, machając na pożegnanie Aithne.
Pani szpieg obserwowała zachowania pozostałych kobiet, aż podszedł do niej Liadan. Westchnęła ciężko
-To wszystko część planu, nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego- syknęła i zarzuciła mu ramiona na szyję.
**********
,, Diablica. Cholerna, kusicielska diablica” pomyślał Liadan patrząc na towarzyszkę. Włosy w artystycznym nieładzie, uwodzicielsko przymrużone oczy, przygryziona warga, krótka, zwiewna sukienka, której ramiączko prowokacyjnie opadało. Nim się zorientował zaczęła go całować i przylgnęła do niego całym ciałem. Przez cienki materiał sukni niemal czuł jej kształty. Całość psuły paznokcie wbijające się w jego kark i spojrzenie ,,To część planu, spróbuj się posunąć za daleko a cię wykastruję”.
Rzuciła okiem na wpatrującego się w nich właściciela, który kiwnął jej zachęcająco. Zacisnęła zęby, powoli odrywając się od ust Liadana.
-Chodźmy może gdzieś… Sami…- zaproponowała głosem, który dla większości uchodziłby za propozycję conajmniej nieprzyzwoitą, ale Liadan wyczuł w nim ,,Musimy pogadać. Na osobności”. Westchnął i pozwoli jej poprowadzić się do pokoju.
**********
Przez głowę Aithne przelatywało tysiące myśli. Czuła wstyd i nie wiedziała co dalej począć. Z iloma szlachciankami już to przerabiał? Jak bardzo dziecinnie wygląda? Kto by pomyślał, ona, która nigdy nie pozwalała się nikomu nawet wziąć za rękę… Jak z tego wybrnąć… Przeklęty król i jego przeklęte plany!! Jednak w głębi serca zaczynał kiełkować żal, że to wszystko jest tylko grą, a ona jedynie aktorką w taniej sztuce. Nie miała złudzeń, zdawała sobie sprawę, że jej szanse na małżeństwo były nikłe. Kto zechce żony, która w wolnych chwilach rzuca nożami. Prości ludzie traktowali ją jak szlachciankę, szlachta uważała za niewiele lepszą od prostej mieszczanki. Choć była szpiegiem, nie zakonnicą, to musiała pogodzić się z celibatem. Być szpiegiem to jak być aktorem - ukazywać tysiące emocji, lecz żadnej nie odczuwać naprawdę. Jak widzieli ją ludzie? Wyniosła postać ze sztyletem w dłoni. Kto z nich wiedział, że jej jedynym przyjacielem jest wyleniały szczur? Ile z nich widziało jej prawdziwą twarz, tę która wiecznie gubi wstążki, gotowaną marchewkę uważa na największego wroga i wpada w panikę na widok pająka? Aithne zacisnęła zęby. To nie czas ani miejsce na użalanie się nad sobą.
**********
Liadan z całych sił starał się myśleć o Nessi i nie czerpać przyjemności z zaistniałej sytuacji. Cóż z tego, skoro był tylko człowiekiem? Dotychczas sądził, że wie jak będzie wyglądało jego życie - ślub i spokojna egzystencja z cichutką i delikatną Vanessą u boku. Teraz spoglądając na wodospad rudych włosów zaczynał mieć wątpliwości. Po trochu zazdrościł demonicznej pani szpieg. Miała wolność wyboru, bez ciągłego myślenia o honorze rodu, o oczekiwaniach rodziców. Pewna siebie, piękna (mimo całej niechęci do niej musiał to przyznać), z pewnością każdego dnia jej kamienne serce odrzucało setki zalotników. Będzie miała ekscytujące życie. W pewnym sensie rozumiał, dlaczego tak nim gardziła. Momentami patrząc na jej szyderczo wykrzywione usta miał ochotę pokazać swoje prawdziwe oblicze. W nim samym również siedział demon, ale spętany zasadami dworskiej etykiety. Dopiero na misjach dawał ujście emocjom, był naprawdę sobą. Czy przy niej może sobie na to pozwolić? Przy szczerej do bólu, nieustraszonej i aroganckiej Aithne?
********
Lady Vanessa, córka rodu Sol, wtuliła zapłakaną twarz w jedwabną poduszkę. Jej ukochany Li znowu wyjechał! I to z kim? Z rudą morderczynią, która tytuł szlachecki nosi od niespełna kilku lat! Rozumiała, że takie jest życie zaufanego króla, ale dlaczego musi tam być akurat z NIĄ? Jest tylu rycerzy na dworze, dlaczego jeden z nich nie może mu towarzyszyć, tak jak było przedtem? A jeśli on już jej nie kocha? Tak długo są narzeczonymi, dlaczego na wzmiankę o ślubie wciąż milczy? Przecież stara się jak może! Najdroższe stroje, zamorskie perfumy, zawsze słodka, zawsze urocza… A co jeśli on woli takie potwory jak ta wiedźma Lyall! Ona rzuci na niego urok! Zabierze jej ukochanego! Zostawi samotną i wzgardzoną na pośmiewisko! Jak można być tak okrutną! Jej biedny Li! Jeśli zrobi mu krzywdę? W pojedynkę musi stawić czoła jej klątwom… Drobnym ciałkiem Nessy wstrząsnął szloch. Co może zrobić? Przecież jest już idealna! Niewinna i delikatna, słodki kwiatuszek z dobrego rodu! Świat jest taki okrutny! Nie, musi wierzyć w swojego rycerza! Nigdy jeszcze jej nie zawiódł, tym razem też tak będzie! Wezmą ślub, a potem będą żyli długo i szczęśliwie w jego zamku! A jeśli ktoś spróbuje się wtrącić… Cóż, jej drobna rączka dzierżyła wiele sznurków. Wystarczy pociągnąć…
***********
Atihne bezceremonialnie wepchnęła Liadana do sypialni z ogromnym łożem.
-Żeby była jasność. Powiesz komuś, co tu się stało, a twoja głowa zawiśnie. Poza tym, dopóki tu jesteśmy trzeba zachować pozory. Rozbieraj się.- na oczach zbaraniałego hrabiego zrzuciła sukienkę, zostając jedynie w bieliźnie.
-Nie gap się tak do cholery. I lepiej się pospiesz, bo zaraz wpadnie tu właściciel sprawdzić, jak ci się podobam
***********
Chwilę później oboje leżeli w łóżku, w samej bieliźnie. Aithne na wszelki wypadek położyła między nimi poduszkę. Chwilę leżeli w milczeniu
-Tooo…- zaczął Liadan- Miałaś kiedyś adoratora?
-Tak.
-Jednego?
-Wielu. Nie liczyłam.
-Cóż oni w tobie widzieli?
-Idź na cmentarz i się spytaj.
-Czyli ty..?
-Miałam tylko jedno wymaganie. Pokonać mnie w walce. Żadnemu się nie udało
-Jesteś okrutna
Nagle w ciemnościach rozległ się przerażający, kobiecy krzyk.
*********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro