Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~20~

-Potrzebny nam potężny sojusznik - powiedział król rozpoczynając naradę. Na sali zgromadzili się przedstawiciele wszystkich znaczących rodów, aby wspólnie zadecydować o dalszych losach królestwa. Liadan nawet ucieszył się, że mógł chociaż na chwilę uciec od rozpaczającej Vanessy - Chcę zgłosić się o pomoc do mojego brata. Lecz jednocześnie muszę zostać i nadzorować przygotowania do wojny. Zatem ktoś z was będzie musiał się udać do Exalettionu jako posłaniec. Ktoś lojalny królestwu, elokwentny, inteligentny oraz obdarzony darem przekonywania. Sit Liadanie Daveth Raegan aep Artair, nie patrzę na ciebie bez powodu. Wyruszysz jutro z samego rana. Resztę chcę widzieć na obradach. Rozejść się!

Liadan stał zbaraniały w miejscu, wpatrując się tępo w króla. Z całego grona musiał wybrać akurat jego. Nie mogąc wyjść z szoku, wrócił do posiadłości chwiejnym krokiem.

************

  Zapadał zmrok, kiedy Liadan dotarł do posiadłości władców Exalettionu.Młody hrabia zmierzył wzrokiem zamek, wznoszący się na szczycie góry. Zdobycie tak usytuowanej twierdzy byłoby wielkim wyzwaniem, nawet dla wprawionych wojsk. Pozostawił konia pod opieką służby i zwrócił się do strażnika.

-Przybywam z rozkazu Jego Wysokości Króla Diarmada. Pragnę widzieć się z Królem Vincentem Clariness.

- Król z małżonką udali się na Cztery Wyspy. Mogę wiedzieć jaki jest cel wizyty?

- Chodzi o zawarcie sojuszu.

- Ach, czyli sir jeszcze nie wie, że król zrezygnował z pełnienia funkcji władcy?

- Ale jak zrezygnował? - wydukał zaskoczony Liadan. Teraz nic już nie mogło go zdziwić.

- Król był już zmęczony obowiązkami, zatem przekazał koronę księżniczce Julii. Teraz ona jest pełnoprawną władczynią.

- Pragnę się z nią zobaczyć - czyli jednak mogło go zdziwić. Skołowany hrabia podążył za strażnikiem.

Przemierzali korytarze ozdobione wymyślnymi obrazami, aż mężczyzna otworzył przed nim wrota.

-Wasza Wysokość, posłaniec króla Diarmada - zapowiedział Liadana, po czym bezceremonialnie wepchnął go do komnaty.

Ewidentnie był to salon myśliwski, bo obite ciemnozielonym materiałem ściany zajmowały poroża i szable. Na środku, na brzegu stołu bilardowego siedziała Julia. Na głowie miała srebrną koronę, blond włosy opadały na ramiona, a zielone oczy właśnie przeszywały hrabiego na wskroś. Wokół niej, zarówno przy stole jak i na fotelach rozmawiali mężczyźni, w których Liadan rozpoznał generała Olivera, barona Awenticco, czy hrabiego Maltenic. Żadnemu ze zgromadzonych nie przeszkadzała odważna, sięgająca zaledwie do kolan suknia Julii, ani nogi, zarzucone jedna na drugą wyjątkowo prowokująco. Od młodej dziewczyny biła władza i pewność siebie. Oraz ewidentna zdolność do bilarda, bo wbijała bilę bez najmniejszego problemu.

-Czy to nie nasz cudowny zdrajca i szowinista? - uśmiechnęła się złośliwie - Tylu ludzi, a wuj musiał wybrać akurat ciebie! Mów czego chcesz.

- Pani - Liadan skłonił się pokornie - być może dotarła do ciebie informacja, że królestwo zostało zaatakowane przez wysłanników królowej Lothiriel. Szykuje się wojna, zatem potrzebny nam sprzymierzeniec. Twoje królestwo ma tak liczną armię, że z pewnością rozgromimy wroga.

- To doprawdy zabawne - zaśmiała się Julia - Bo zaledwie godzinę temu pewna osoba poprosiłam mnie dokładnie o to samo - skinęła na postać, stojącą na niewielkim balkonie. Ta odwróciła się. Liadanowi zakręciło się w głowie. Płomień znów rudych włosów, gniewne oczy, blizny, dopasowany strój. Pierwszy raz od wielu tygodni stanął oko w oko z Aithne. A przecież powinna teraz wznosić modły do bogów i biegać po klasztorze w habicie. Tymczasem wpatrywała się w niego z pogardą, krzyżując ręce na piersi.

- Pomówię z wami rano - klasnęła w ręce królowa - Oliver zaprowadzi cię hrabio do pokoju. Aithne, ty zostań jeszcze chwilę. Co do szanownej Rady, to dziękuję za dzisiejszą partyjkę, liczę że się dogadaliśmy, możecie już odejść.

Szlachcice opuścili pomieszczenie, kłaniając się władczyni. Idący na końcu Oliver skradł jeszcze pocałunek swojej damie. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Julia zeskoczyła ze stołu i rzuciła się Aithne na szyję. Władcza tygrysica ustąpiła miejsca łagodnemu kociątku.

-Wasza wysokość, to nie przystoi - uśmiechnęła się Aithne - Jak ci się podoba posada niezależnej królowej?

- Moim pierwszym rozkazem była banicja tego bawidamka Leroya. Teraz wystarczy tylko poczekać aż Rada i poddani się przyzwyczają do mojej obecności na tronie, a będę mogła nadać Oliverowi tytuł szlachecki i wziąć z nim ślub. A jak ci się układa z baronem Danielem?

- No właśnie się nie układa. Daniel okazał się być demonem. Musiałam się od niego uwolnić.

- Zabiłaś go?!- Julia opadła na fotel

- Mówię ci, że nie miałam wyjścia. Przynajmniej nie mam się czego obawiać…

- Nie byłabym tego taka pewna… Znasz legendę o aniele? Pewna zakonnica uprzątając ogród klasztorny po burzy, znalazła poranionego anioła. Miał przekazać wiadomość od Bóstw, ale zła pogoda pokrzyżowała mu plany. Ukryła go w stajni i opiekowała się nim. Zakochali się w sobie, lecz ich sekret został odkryty. Anioła uznano za Płomień Bóstw, czyli diabła. Zabito go i odprawiono egzorcyzmy, aby nigdy się nie odrodził. Zakonnicę skazano na spalenie na stosie. Gdy płomienie zaczęły sięgać do jej stóp, anioł ożył, zabrał duszę z jej ciała i zabrał ze sobą do niebios, aby przenieść w anioła. Skoro Światło Bóstw mogło ożyć, to dlaczego Boski Płomień nie może?

Aithne wzdrygnęła się. Co prawda zabiła Daniela, ale jaką miała pewność, że nie zdążył się już odrodzić?

-Powinnaś odpocząć - powiedziała Julia - Zaprowadzę cię do komnaty.

**************

-Patricca, złaź stąd!

- Ale ja też chcę być królową! To niesprawiedliwe, że tata tobie przekazał koronę!

- Sprawiedliwe, bo jestem najstarsza. A teraz złaź z mojego tronu!

 Młodsza siostra Julii z obrażoną miną ustąpiła miejsca.

-No już się tak nie przejmuj. Wiesz… Słyszałam konie na dziedzińcu. Może to hrabia Johnny?

Oczy Patriccy zabłyszczały radośnie. Hrabia był obiektem jej westchnień od dawna. Oczywiście pomijając fakt, że różnica wieku między nimi była tak duża, że Johnny mógłby być jej ojcem. Ruszyła biegiem do wrót, aż kok jej się rozsypał, a jasne włosy opadły na ramiona. Nim jednak zdążyła dopaść do wyjścia, wpadła na Aithne i Liadana.

-O rany - westchnęła - Ale ty jesteś przystojny! A pani czemu nie nosi sukni? Ma pani taki strój jak te dziewczyny co stoją przy lampach.

- Patricca! Wynocha! - Julia straciła resztki cierpliwości. Gdy małe utrapienie opuściło salę, westchnęła ciężko. W międzyczasie pojawiła się Oliver i zajął, przeznaczoną ochronie królowej, pozycję.

 Gdy Aithne i Liadan się zbliżyli, Julia rozsiadła się na tronie. Jej strój zdecydowanie oddawał jej pozycję. Długa, czerwona suknia ze złoceniami, purpurowy płaszcz królewski, oraz wysadzana klejnotami korona.

-Oboje proponujecie mi sojusz. To było do przewidzenia, biorąc pod uwagę, że oba królestwa mają podobny zasób wojsk. Pozostaje jedna kwestia. Co ja będę z tego miała? Czy ci, którzy was wysłali mają czym wynagrodzić nam włączenie się w konflikt?

- Ale Pani - zaczął Liadan - Przecież król Diarmad to twój wuj! Nie wspomożesz własnej rodziny w boju?!

- A co mi z tego przyjdzie? Po fakcie wuj może stwierdzić, że pomóc mu, to był nasz obowiązek. Moi żołnierze mogą zginąć, królestwo zostać ograbione, a ja mam po tym wszystkim dostać jedynie słowne podziękowania? To mi się zupełnie nie opłaca. A czy ta, która wysłała do mnie Lady Aithne ma lepszą ofertę?

- Jak najbardziej Pani - skłoniła się lekko skrytobójczyni - Królowa Lothiriel proponuje odnowienie dawnych szlaków handlowych. Królestwo ma dostęp do znaczniej większości portów na kontynencie. Dzięki temu będziesz Pani mogła poszerzyć zakres wysyłanych towarów, a co za tym idzie, zwiększyć zasoby finansowe swoich poddanych.

- To zdecydowanie mnie zadowala. A ty sir? Jest coś co mnie zainteresuje?

- W razie ataku na Exalettion, król weźmie na siebie wszystkie koszty, zarówno opłaty za pogrzeby ofiar, jak i naprawianie zniszczeń.

- Tylko tyle? Z ofertą królowej nie tylko opłacimy skutki wojny, ale i będziemy mieli znaczne dochody przez wiele lat. Wydaje mi się, że wybór jest pros- …

- Chwila! - przerwał Liadan - Czy to nie trochę lekkomyślne z twojej strony Pani? A co jeśli oba walczące królestwa zjednoczą się przeciwko tobie? Stracisz szlaki handlowe, a kosztów zniszczeń nie pokryje nikt. Twoje państwo będzie musiało ulec.

- Głupiś hrabio? - zaśmiała się Julia - Te wasze marne państewka to dla mnie żadne zagrożenie. Mój najsłabszy legion bez problemu poradziłby sobie z całą armią.

- Nie bądź taka pewna Pani, bo się przeliczysz - kontynuował zdenerwowany Liadan - Jeżeli wojska króla Diarmada zaatakowałby z zaskoczenia, to nawet setki legionów by cię nie uratowały! Twoje panowanie skończyłoby się szybciej, niż się zaczęło.

- Dość! - krzyknęła Julia, podnosząc się z tronu - Tym zdaniem wbiłeś gwóźdź do trumny sobie i całemu królestwu! Zejdź mi z oczu i przekaż wujowi, żeby lepiej pomyślał o ucieczce, bo królowa podjęła decyzję. Lady może wrócić i być spokojna o swoje losy. Tymczasem wyjść. Oboje.

Gdy za dawnymi szpiegami zatrzasnęły się wrota, Julia zwróciła się do Olivera

-Na jutro chcę mieć raport odnośnie wojska i wstępną strategię ataku. Czas szykować się do wojny.

****************

-Co ty tutaj robisz do jasnej cholery?! - wysyczał Liadan, doganiając Aithne na korytarzu. - Podobno byłaś ciężko chora i postanowiłaś zostać u zakonnic. A ty zamiast klepać modły przynosisz zgubę własnemu królestwu?!

-Oboje nas chroni immunitet poselski, tylko dlatego nie zapłacisz krwią za tamtem wieczór. Naznaczam ci spotkanie po zachodzie słońca w gaju za murami miasta. Zamki nie nastrajają mnie do zwierzeń, za dużo niepowołanych uszu się tu kręci. - odrzekła asasynka bezbarwnym tonem i pozostawiła kipiącego wściekłością hrabiego samego.

*****************

Co ona planuje? Kiedy ostatnim razem naznaczyła mu nocne spotkanie skończyło się to zwijaniem się z bólu podczas pradawnego rytuału. Ale wtedy sobie na to zasłużył. Co ruda wiedźma wymyśli tym razem. Okazała się zupełnie inną osobą niż sądził. Czy to możliwe, że jednak to ona próbowała otruć króla? Czy tym razem spróbuje pozbyć się jego? Wsunął sztylet do cholewy buta, nie wiedząc czego się spodziewać. Nie  powinien jej zostawiać w tym zakonie, powinien sam zająć się jej leczeniem. Ale skąd mógł wiedzieć, że Aithne tak wiele skrywa… Jej blizny, powinien ją zmusić, dowiedzieć się wzięły… A przede wszystkim wytłumaczyć, że potrafi je wyleczyć… Tak bardzo zepsuł. Ale cóż, teraz jest już za późno, klamka zapadła, obrali już swoje ścieżki.

Księżyc świecił jasno, malując srebrem liście drzew. Skrytobójczyni stała oparta o rozłożysty platan z lekkim uśmiechem na ustach. Hrabia zbliżył się do niej niepewnie.

-Aithne, co się dzieje? Dlaczego to robisz? Dlaczego zdradziłaś swojego władcę?

Odpowiedział mu perlisty śmiech.

-Cały nasz słodki Liadan… Rycerz bez skazy i zmazy, pełen ideałów, przekonany, że każdy z chęcią poświęci swe życie dla króla… A co jeśli król okaże się potworem w ludzkiej skórze? Jeśli dobrotliwy władca zabijał bez litości i snuł intrygi, całe rasy skazywał na wygnanie byle sięgnąć po koronę! Poszukaj w swoim uczonych księgach historii faerie: elfów, syren, dziwożon…  Bo wy wszyscy jesteście ślepi…

- Możesz choć raz przestać udawać tajemniczą? Odpowiedzieć mi wprost co tu się dzieje? i dlaczego okłamujesz królową Julię?

-A więc zauważyłeś? Może jest jeszcze dla ciebie nadzieja… Cóż po prostu… Ciebie Diarmad wysłał nieprzygotowanego, ja mam misję, ona ma armię. I to jeszcze dziecko, gotowe zaufać dziewczynie spotkanej przypadkiem na balu… Z brakiem pojęcia o polityce i historii, jakiejkolwiek sztuce wojennej. Oliver mógłby być problemem, ale on świata nie widzi poza swoją panią…

-Dlatego oferujesz jej traktaty i sojusze, choć jesteście tylko bandą buntowników z paroma lasami zamiast prawdziwego królestwa?

- Owszem. Niewinność to piękno, ale ignorancja to śmierć. Mówiąc o śmierci, ten sojusz to jedyna szansa Julii na przeżycie. Gdy zwyciężymy rozpoczną się sądy nad zbrodniami z przeszłości… Jako bratanica Truciciela nie miałaby łatwego życia. A w ten sposób zachowa życie. Nawet jeśli przejrzała kłamstwa o traktach i robi to z sympatii do mnie, tym lepiej, mniej się rozczaruje.

- Jak możesz być tak okrutna?! Ona ci ufa! A ty bawisz się nią jak kot z myszą! - Liadan nie mógł uwierzyć w słowa dawnej towarzyszki.

- Czy jest to bardziej okrutne od uratowania kogoś i porzucenia bez słowa? Z jedynie krótkim liścikiem? Kiedy ja siedziałam zamknięta w klasztorze ty spokojnie prowadziłeś narzeczoną do ołtarza!

-To  było nieporozumienie! Zresztą wiedziałaś o ślubie, byłaś przy zaręczynach. Co się z tobą stało, gdzie się podziała lojalna Aithne?

-Nigdy nie istniała, to wszystko było tylko grą. Ja nie mam już serca Liadan, rozbito je w pył. Ty jeszcze wierzysz w miłość, ale dla mnie uczucia przestały istnieć. Teraz chcę tylko zemsty… ta wojna pozwoli mi ją dostać, skąpać się we krwi morderców. A wiesz co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Że nie jesteś w stanie nic zrobić. Dlatego lepiej nie mieszaj się w to, to nie jest legenda o dzielnych rycerzach, to czas miecza i topora, czas pogardy. Dlatego lepiej trzymaj się z daleka. -  ciągnęła spokojnym tonem asasynka.

Liadan spoglądał w chłodne oczy rudowłosej i słuchał słów tak spokojnych, a tak wypełnionych nienawiścią. Słyszał już kiedyś podobną historię, tylko gdzie… Niespójne wizje płomieni, rozgrzanego żelaza i kajdan, stołów pełnych eliksirów… Przeszłość o której starał się zapomnieć… Idealny rycerz? To jest właśnie ignorancja, za którą płaci się życiem. Czy byłby w stanie wydobyć z Aithne prawdę? W końcu wciąż pamiętał stare sposoby. Czy może lepiej zakończyć to teraz?

-Ty również wielu rzeczy o mnie nie wiesz, milady. Choćby tego, że nie mam litości dla zdrajców! - z zaciśniętymi zębami syknął Liadan.

Szybkim ruchem wyciągnął sztylet, zwinnym piruetem podciął Aithne nogi, po czym skoczył i przyłożył jej ostrze do gardła. Nie broniła się. Zamiast tego leżała spokojnie, nadal uśmiechając się lekko. Po jej szyi spływały kropelki krwi.

-Oboje wiemy, że tego nie zrobisz. Po pierwsze, bo jesteś za miękki. Po drugie, bo twój honor nie pozwoli ci złamać słowa…

-Co to ma do rzeczy? - warknął hrabia wzmacniając nacisk ostrza. Szkarłatne strumyczki przybrały na sile.

-Masz bardzo krótką pamięć. W noc podobną do tej, obiecałam uwolnić ciebie i twoją narzeczoną od demonów. Ale w zamian zażądałam przysługi. I przypominam ci o niej dziś. Dlatego nie zginę tej nocy, a ty nikomu nie wspomnisz o tej rozmowie. Tak, mój panie?

Dłoń Liadana zadrżała z wściekłości. Jak ona śmie, mógłby ją teraz zabić, jest w stanie to zrobić… Ale czyż złamanie przysięgi nie przywróci dawnych potworów na ten świat? Co jeśli bezduszna wiedźma przewidziała jego wahanie? Odsunął ostrze.

-Teraz ci darowałem. Lecz jeśli spotkamy się na polu walki, nie będę miał dla ciebie litości.

-Na to liczę, mój panie. - Aithne nie zwracała uwagi na płytką ranę. Uśmiech nie znikał, a oczy pozostawały nieruchome. Krokiem lunatyka podeszła do hrabiego, zarzuciła mu ręce na szyję i nim zdążył wykonać ruch, złożyła na jego ustach długi pocałunek. Po chwili odsunęła się i z chichotem odbiegła.

-Czemu? - wydusił zszokowany Liadan.

-Bo masz narzeczoną, a ja jestem puszczalską wiedźmą! - krzyknęła asasynka, znikając wśród drzew.

Hrabia został na sam na polanie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Smak jej ust… Z czymś mu się kojarzył… Słodko-gorzki, przywodzący na myśl cierpkie, południowe owoce… Po chwili już wiedział - adaen, wywar z korzenia zamorskiej rośliny, dziesięciokrotnie silniejszy od makowego mleka.

***************

Nessa siedziała owinięta kocami, z kubkiem ziołowego naparu w dłoni. Wciąż nie mogła ochłonąć po wydarzeniach ostatnich kilku dni. Przerwany ślub, zakrwawiona suknia, jej ojciec… I tak mieli szczęście, wielu baronów straciło życie, brak ręki w porównaniu do tego jest niczym. Ale obecnie inne myśli zaprzątały jej głowę. Mimowolnie pomasowała ramię, na którym wykwitał ciemny siniak. To za to ramię chwycił ją Liadan, kiedy uciekali z płonącej świątyni. Nie była w stanie zapomnieć widoku jego oczu, w których odbijał się płomień, oczu mordercy. Krew, która splamiła jej białą suknię wciąż powracała w snach… To on ją przelał… Wiedziała i rozumiała, że chciał ją ochronić, zdawała sobie sprawę, że Liadan jako rycerz musiał zabijać, po prostu… nie tak to sobie wyobrażała. W pieśniach i legendach śmierć jest czysta, szybka i zawsze dotyczy tych złych. A wtedy… dusząca woń palonych ciał, krzyki umierających i ta krew… Przecież to nie może być prawdziwe… Nie tak wyobrażała sobie swego rycerza. W opowieściach rycerz delikatnie bierze damę serca na ręce, nie zabija, jeśli nie musi. Zerwany welon nie jest deptany przez krzyczący w agonii tłum… A zatem taki jest prawdziwy świat… I prawdziwy Liadan. Na tym polega jego praca…. Nie dyplomata, nie poseł, nie emisariusz, zwiastun pokoju… Pierścień, który zdobił jej palec przyjęła z rąk splamionych posoką, rąk mordercy…

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro