Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~17~

Aithne wyszła do ogrodów, aby ochłonąć po pokazie słodkiej miłości w wykonaniu Liadana i Vanessy. Opadła na kamienną ławkę i schowała twarz w dłoniach. Nagle poczuła dotyk na ramionach

-Witaj moja pani.

- Daniel! - Aithne rzuciła się blondynowi na szyję - Ale skąd się tu wziąłeś? Przecież wyjechałeś.

- Nie mogłem pozwolić, żeby moja ukochana spędziła taką noc sama. Dlatego wróciłem najszybciej jak tylko potrafiłem.

- Jesteś cudowny. Widocznie dwie gwiazdy się nie myliły.

- Na miłość, prawda? Widzisz… Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. Nie do końca jestem tym za kogo się podawałem.

- A-ale jak to? Okłamałeś mnie?

- Nie chodzi o to - Daniel ujął jej twarz w dłonie i pocałował - Bałem ci się powiedzieć. Nie jestem baronem, lecz księciem. Tylko mojego królestwa nie ma na mapach. Jest ukryte przed ludźmi, wstęp tam mają tylko wybrani. Mój ród wywodzi się od pierwszych magów, dlatego ja i cała moja rodzina władamy potężną mocą.

Na potwierdzenie tych słów Daniel wyrysował dłonią wzór na murze. Błysnęło światło i na miejscu symbolu pojawiły się otwarte wrota. Za nimi rozpościerał się korytarz, oświetlony pochodniami.

-Chodź ze mną. - wyciągnął do niej rękę.

- Aithne! - podbiegł do nich Liadan, od dłuższego czasu przysłuchujący się rozmowie - Nie rób tego, nie ufaj mu!

- Czego znowu ode mnie chcesz?! Czy ja się wtrącam w życie twoje i Vanessy?! Więc łaskawie daj mi wreszcie spokój!

- Otrząśnij się dziewczyno! On nie jest ani człowiekiem, ani magiem! Twój cudowny Daniel jest demonem!

Aithne odwróciła się w stronę blondyna. Faktycznie zauważyła iluzję, nałożoną na jego ciało, ale myślała że tylko maskuje blizny, podobnie jak ona.

-Czy to prawda? - zapytała drżącym głosem

Daniel spuścił głowę. Ściągnął iluzję. Jego włosy wydłużyły się, oczy zalśniły czerwienią, a na głowie wyrosły krótkie, złote rogi.

-Jak widzisz tak. Nie chciałem ci mówić, bo bałem się, że się przestraszysz i mnie zostawisz. Tak naprawdę to przybyłem tutaj z ważnym zadaniem. Ale niestety nie wszystko poszło po mojej myśli. Zamiast spokojnie wrócić, zostałem, bo poznałem ciebie. Nie przewidziałem tego, że mógłbym się zakochać. Teraz pragnę zabrać cię ze sobą. Chcę żebyś była szczęśliwa Aithne.

- Nie słuchaj go! - krzyknął Liadan - Zaufaj mi, to nie jest nawet część tego co ukrywa pod iluzją.

Daniel zbliżył się do stworzonych przez siebie wrót i wyciągnął rękę do asasynki.

-Rzuć to wszystko, chodź ze mną. Kocham cię bezgranicznie i zapewnię ci szczęście. Weźmiemy ślub, jeśli tylko zechcesz to będziemy mieli dzieci. Stworzymy szczęśliwą rodzinę, nie będziesz już musiała się narażać na misjach, wykonywać rozkazów. Wreszcie zaznasz wolności jakiej pragniesz. Wolności i miłości. Dam ci wszystko czego zapragniesz. Tylko ze mną zostań. Widzisz… Nigdy nie kochałem nikogo tak jak ciebie, moja piękna.

Aithne wpatrywała się w Daniela. Jako jedyny ofiarował jej pomoc podczas procesu. Później sama ocaliła mu życie. Dbał o nią, troszczył się, potrafił wywołać uśmiech na jej twarzy, nawet kiedy wpadała w swoje małe depresje. Ufała mu, znacznie bardziej niż by chciała. Wiedziała że tak to się skończy. Że będzie musiała wybierać między miłością a obowiązkiem. Chciała zostać z Danielem, spędzić z nim życie, być może doczekać się potomstwa… Już miała chwycić jego dłoń, kiedy Liadan złapał ją w pasie i odciągnął od blondyna.

-Zostaw mnie do cholery! Nie masz prawa decydować o moim życiu, jeśli będę chciała to pójdę!

- Wiem że po pewnych… Wydarzeniach… Nie masz podstaw żeby mi zaufać, ale błagam cię, ten jeden raz - wyszeptał hrabia - Śniłaś mi się. Ostatnimi czasy często mi się śnisz. Widziałem tą scenę. Noc, ogród, księżyc odbijający się w twoich włosach, suknia. Daniel przemienił się w demona, wyrwał ci serce i je pożarł. Nie widzisz co skrywa jego iluzja.

- Więc pozwól mi zobaczyć. Twoimi oczami - Aithne stanęła na palcach i przyłożyła swoje czoło do policzka Liadana. Nie minęła nawet chwila, a odskoczyła przerażona. Daniel pozbawimy iluzji nie wyglądał jak przystojny demon, ale jak okrutny diabeł. Jego twarz wzbogaciła się o parę oczu, włosy zmieniły w macki, skóra poczerniała, a ręce zamieniły się w łapy z ostrymi pazurami. Wpatrywała się w blondyna, przestraszona tym co zobaczyła.

- Aithne - kontynuował Liadan - A co z Lamią? Zostawiasz ją? A Nathair? Edgar? Księżniczka Julia? Ja? Chcesz porzucić to wszystko, dla miłości, której nawet nie ma, bo temu demonowi zależy tylko na pożarciu twojego serca? Wiem, że jest ci ciężko, ale ten jeden raz mi zaufaj.

Aithne odepchnęła go i zbliżyła się do Daniela, po czym pocałowała usta demona

-Nigdy cię nie zapomnę - wyszeptała, wyciągając sztylet i podrzynając demonowi gardło. Jego krwawiące ciało wpadło do portalu i razem z nim zniknęło.

- Aithne, posłuchaj… - zaczął Liadan

- Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła. Wypadła z posiadłości i pobiegła przed siebie. Potykała się o kamienie i korzenie, zdarła ręce, gdy spadła ze zbocza, aż wreszcie opadła na grób Lamii i rozpłakała się.

*****************

Chwiejnym krokiem wróciła do domu, drżącymi rękoma zrzuciła suknię i łkając opadła na łóżko. Po raz kolejny została sama… Wiedziała, że Nathair już nie wróci, wykorzysta okazję by zniknąć i ponownie spotkają się dopiero gdy nadejdzie czas śmierci króla Diarmada. Leżała, apatycznie wpatrując się w kropelki krwi ściekające z jej poranionych rąk. Co z nią będzie? Nat jest daleko, Edgar to tylko mały szczur, a Daniel… Daniel okazał się zdrajcą… Jak oni wszyscy, prędzej czy później ją porzucali, karmili kłamstwami, próbowali zmanipulować… Miała tego dość, Liadan, ta mała gnida myśli, że ma do niej jakieś prawa, tak?! Ma ją za małą, słodką dziewczynkę, którą trzeba ratować, drugą Nessę, która padnie mu do stóp i będzie dziękować za ratunek? Niedoczekanie! I jeszcze te sny… Wizje jej samej, które ujrzała w umyśle Liadana… tak słodkie i niewinne obrazy delikatnej Aithne! Dlaczego? Po tym wszystkim co robiła, by udowodnić swoją siłę! Tym razem będzie inaczej, koniec z byciem grzeczną dziewczynką! Koniec z tym bezsensownym życiem, ciągłą iluzją! Zakończy to raz na zawsze… Szybko poderwała się z łóżka i otworzyła zamykaną na klucz kasetę, po rzuciła się ustawiać na stole buteleczki i alembiki. Edgar widząc opisy na flakonikach skoczył na swoją panią, próbował ją powstrzymać, gryzł i drapał, ale dłoń skrytobójczyni chwyciła go mocno i wyrzuciła przed drzwi.

-Przepraszam, ale już podjęłam decyzję… Zbyt długo z tym walczę, ja już nie mam siły… Poradzisz sobie, prawda? Nathair cię znajdzie, jakoś sobie poradzicie. Powiedz mu, że przepraszam…

Biały szczur przez chwilę próbował przecisnąć się przez szczelinę pod drzwiami, ale szybko zrezygnował. Nie było czasu do stracenia, tylko jedna osoba mogła mu teraz pomóc.

***********

    Hrabia nerwowym krokiem przechadzał się po sypialni. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co dzisiaj zobaczył… Muśnięcie umysłu Aithne było dla niego jak smagnięcie biczem, skąd mógł wiedzieć, że dusza pewnej siebie skrytobójczyni kryje w sobie tyle bólu rozpaczy… Kłębiąca się ciemność, samotność i lodowaty mrok… A przecież był to zaledwie fragment… Jak zniesie utratę Daniela, podobno żywiła do niego jakieś uczucia… Ale sama poderżnęła mu gardło.... Liadan obiecał sobie, że jutro z samego rana pójdzie do niej i zbada sytuację. Im dłużej przebywał ze skrytobójczynią, tym bardziej był zaintrygowany jej osobą.... Tak wiele tajemnic… Rozmyślania przerwało stukanie w okienną szybę… mały gryzoń, ten sam, który przynosił mu listy, teraz desperacko piszczał siedząc na parapecie. Hrabia niepewnie uchylił okiennicy, a wtedy szczur zaczął się miotać po komnacie. Liadan miał wrażenie, że wśród pisków jest w stanie usłyszeć wołanie, jakby… prośbę o pomoc…

-Czy coś się stało Aithne?- spytał niepewnie. Nigdy wcześniej nie rozmawiał ze szczurem. Czarne ślepka spojrzały na niego poważnie. Natychmiamt zrozumiał przekaz, chwycił za broń i torbę z medykamentami, osiodłał konia i puścił się galopem przez uśpione miasto, prosto do domu skrytobójczyni. Drzwi do mieszkania były zamknięte, więc załomotał w nie dziko.

-Aithne, słyszysz mnie? Otwieraj! - głosem nawykłym do rozkazów krzyczał hrabia. Odpowiedziała mu cisza, więc jednym kopnięciem wyważył wrota. Pokój był pusty… cała podłoga zawalona była wywleczonymi z szafy ubraniami, puste butelki walały się z kąta w kąt, lecz tym co przykuło uwagę Liadana był stół zastawiony kryształowymi flakonikami. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zmroził go lęk… Te eliksiry nie powinne trafić w ręce żadnego maga. Natychmiast chwycił leżący na toaletce szal Aithne i wdychając jego zapach otworzył umysł. Po chwili znalazł to, czego szukał - bezdomnego psa, wałęsającego się po ulicy. Połączył swój umysł z instynktem zwierzęcia, tak jak zrobił to ze sforą podczas ich pierwszej misji z Aithne. Zapach skrytobójczyni natychmiast stał się wyraźniejszy, rysując trop wiodący na ulice miasta. Liadan puścił się w pogoń, modląc się, aby nie było za późno.

*************

    Zapach lasu…. zapach krwi… szelest, szmer, wyostrzone zmysły… skok, bieg… byle dalej, jak najdalej od świata, ludzi, uczuć… wolność, instynkt… nie myśleć, czuć… zabijać….

***********

Liść czarciego krzewu… Korzeń ogniokrzewu… Owoce nuzu… Mieszanka stosowana na północy przez wojowników, chcących wprawić się w bojowy szał. Zamienia człowieka w zwierzę, w berserkera, istotę nie czującą bólu, bez myśli i uczuć, która chce tylko jednego - krwi. Liadan podążał za zapachem skrytobójczyni, wciąż mnąc  w dłoniach jej szal. Trop wyprowadził go poza miasto, w las, mroczne ostępy pełne dzikiego zwierza. A więc taką śmierć sobie wybrała… Samotną śmierć z łap potwora, na którego sama się rzuci, otumaniona narkotykiem. Jak mógł być tak ślepy? Powinien jej pomóc, nie zostawiać samej! Blizny… Tamtych ran z pewnością nie opatrywał lekarz, musiał radzić sobie sama… Głupia, nie poprosi o pomoc, nawet jeśli od tego zależy jej życie! Jak daleko sięga jej nieufność? Powinien ją pilnować, przecież czuł, że coś jest nie tak! Tym razem jej nie wypuści, nie pozwoli zginąć przez własną głupotę, nieważne, czy go znienawidzi za to czy nie! Zacisnął dłoń na rękojeści miecza i wtedy to poczuł. Była blisko. Uwiązał konia i dalej ruszył pieszo. Powoli przedzierał się przez zarośla, mozolnie czołgając wśród gałęzi. Zatrzymał się tuż przed polaną, przeciętą wstęgą strumienia. Na środku odwrócona tyłem do niego, stała bosonoga kobieca postać, kruczoczarne włosy opadały w nieładzie aż do jej talii. Ubrana była na barbarzyńską modłę, w suknię z szerokimi rozcięciami zapewniającymi swobodę ruchów. W dłoniach błyszczały jej sztylety, krwawiła z wielu płytkich ran. Aithne. Hrabia ostrożnie podszedł do swojej dawnej towarzyszki i położył jej dłoń na ramieniu.

-Aithne… Proszę, posłuchaj mnie… Chcę ci pomóc…

************

    Dotyk… dotyk to ból… niebezpieczeństwo, pułapka, zdrada… uciekać, walczyć, zabijać, ranić, dusić, rozrywać… nie dać się schwytać…

***********

    Wykonał błyskawiczny unik,kiedy w jego stronę błysnął jeden ze sztyletów. Odskoczył kilka kroków i spojrzał w oczy dziewczyny, które zazwyczaj błyszczące sprytem, teraz były puste i zamglone. A zatem narkotyk już działał i to od dawna, było za późno na jakiekolwiek rozmowy. Okrążali się na polanie, Aithne niczym dziki kot tuż przy ziemi, oblizując zęby, jakby już czuła smak krwi hrabiego.

-Przepraszam, ale tym razem raczej nie będę delikatny. Uprzedzam, że zaboli. -  syknął Liadan, świadom, że bez walki nie okiełzna oszalałej skrytobójczyni. Zaatakował bez ostrzeżenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro