Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~15~

W milczeniu podążali za korowodem zjaw, przemierzając ogrody rezydencji Suglitto. Było ich więcej niż mogli się spodziewać, sądząc po strojach zarówno szlachta jak i mieszkańcy okolicznych wiosek. Królewscy wysłannicy czuli bijący od nich chłód i smród rozkładu. Mary ustawiły się w długi szpaler, każda po kolei opowiadała swoją historię:

-Jestem Anilen, córka barda, baron porwał mnie dwa lata temu…

-Moje miano Cravenn, byłem koniuszym, młody pan zabił mnie trzy miesiące temu...

Niekończąca się skarga i krzyki o pomstę i sprawiedliwość. Szpiedzy stracili poczucie czasu, gdy jęki duchów ustały zapadał już zmrok.  Żadne z nich nie miało ochoty zostawać na noc w rezydencji, więc co prędzej wynieśli się do okolicznego lasu. Zapowiadało się na dłuższą misję, a  w okolicy nie było żadnej gospody, więc zmuszeni byli rozbić obozowisko. Każde z nich miało składany namiot i niezbędne zapasy.

-Tym razem ja gotuję, poprzednio twoja zupa niezbyt mi smakowała. - rzekła Aithne z przekąsem, waląc Liadana rondlem w głowę.

Ten uśmiechnął się czarująco, wspominając zdaną na jego łaskę, uśpioną skrytobójczynię. Kiedy zasiedli do kolacji nadszedł czas na naradę.

-Masz jakiś pomysł, jak się pozbyć tych duchów? Wolałbym nie mieć powtórki z równonocy. - zagadnął Liadan, wspominając jak zwijał się z bólu w nocnej rosie.

-Ja też nie.- Aithne zerknęła na szeroką bransoletę skrywającą węża na nadgarstku, zakrytego dodatkowo iluzją. - Ale to nie powinno być konieczne. Przy ofiarach morderstw zazwyczaj chodzi o godny pogrzeb i ukaranie sprawcy. Z zabójcą nie będzie problemu, wystarczy wysłać liścik do króla i baron zadynda na stryczku. Gorzej  z ciałami, w końcu nie wiemy gdzie je schował.

-Zapowiada się sporo pracy. Napiszę do moich wykładowców z Akademii Medycznej, niech przyślą zespół, ale minie co najmniej tydzień zanim się zbiorą. Chwilowo jesteśmy zdani na siebie. Proponuję przeczesać rezydencję i zabezpieczyć ile się da.

-Jestem za, ty tu jesteś specjalistą od obrzydliwości. Swoją drogą, dlaczego bogaty hrabia męczył się na studiach, a teraz siedzi w środku lasu, zamiast bawić się na salonach i trwonić pieniądze rodziców? - przekornie spytała Aithne, od dawna ciekawa przeszłości swojego towarzysza.

- Hmm… Chyba nie chciałem skończyć jako nadęte, trzymane pod kloszem książątko. Zresztą, jak już zauważyłaś nie zawsze  jestem taki przyjazny jakby się mogło wydawać. Czasem trzeba uciec od etykiety, balów i księżniczek… Być naprawdę wolnym….

-Od księżniczek? Czyżby od słodkiej Vanessy również?- pytanie padło zanim zdążyła ugryźć się w język. Liadan tylko się zaśmiał.

- Czyżbyś była zazdrosna? Moje słoneczko za pół roku stanie ze mną na ślubnym kobiercu, jak mógłbym jej unikać!  A teraz moja kolej na przesłuchanie: co jest z tobą i Danielem? Czyżbyś postanowiła zamienić wianek na welon? - zręcznie odparował hrabia.

-Cóż… Ta akcja z chustą była dość spontaniczna, zresztą korzystając z jego notatek udowodniono winę innemu szlachcicowi, więc ma czystą kartę… Zobaczymy jak to się rozwinie, ale wątpię czy coś z tego będzie. Za wysokie progi na moje nogi, w końcu mam tytuł od kilku lat.

-Mi by to nie przeszkadzało, ale mi narzeczoną znaleźli rodzice. Chociaż w tym będę prawdziwym szlachcicem. A teraz spać, bo jutro z rana do roboty. Mogę wziąć pierwszą wartę, czy nadal mi nie ufasz?

-Łaskawie pozwalam ci marznąć pierwszemu. Ja uciekam się zawinąć w kocyk.

Aithne pociągnęła łyk ze swojej prywatnej manierki i odeszła do namiotu. Liadan mocniej owinął się płaszczem i przysunął bliżej ognia. Kiedy kilka godzin później nachylił się nad jej posłaniem, aby obudzić ją na zmianę warty, wyczuł delikatną lecz bardzo charakterystyczną woń. Po cichu wycofał się z jej namiotu i pogrzebał w jukach szukając jej manierki. Gdy przechylił naczynie, na palec skapnęła mu kropla mlecznobiałej cieczy. Zmarszczył brwi, coś było bardzo nie w porządku, ale czy powinien aż tak wtrącać się w jej życie? Po chwili namysłu… Kiedy wytężał wzrok, pod iluzją widział blizny na ciele Aithne i cienie pod jej oczami. Co mogło być powodem? Kiedyś musi ją przycisnąć, na razie będzie milczał. Ponownie poszedł przyjrzał się śpiącej Aithne, ale tym razem nie miał litości. Zaspana asasynka powlokła się na wartę.

*****************

Następnego dnia stanęli pod drzwiami dworu. Tym razem wiedzieli czego się spodziewać, więc akcja poszła sprawnie. Największy z salonów miał zostać zamieniony w prowizoryczną kostnicę, na podłodze ułożyli najmniej podarte zasłony i obrusy. Na razie jedynym ciałem, którego lokalizację znali był zamurowany żywcem baron. Nakreśliwszy skomplikowany symbol na posadzce, udało im się otworzyć grobowiec. Nawet do szczelnie zamurowanego ciała miały dostęp insekty, więc nie prezentowało się najlepiej. Liadan udzielił Aithne przyspieszonego kursu antropologii i zaczęli razem przenosić kości na jeden z przygotowanych materiałów. Aithne nie miała oporów przed dotykaniem szczątków, jednak kiedy przyszło do dokładniejszych badań została delikatnie wyproszona z sali. Liadan nie lubił, kiedy ktoś patrzył mu na ręce, a bezustanne pytania tylko go rozpraszały. Naburmuszona asasynka dostała zadanie zbadania posiadłości i odszukania innych zwłok. Rezydencja była ogromna i pełna zakamarków, więc zajęcia jej nie zabraknie. Zostawiła hrabiego z jego zestawem miarek i zabrała się za sporządzanie plany dworu. Przemierzała długie korytarze zasnute pajęczynami i pokoje pełne drogocennych, lecz zniszczonych gobelinów. Baron Suglitto z pewnością był bogaty, ale nie grzeszył dobrym smakiem, za to gustował się w motywach czaszek i kości. Aithne z politowaniem patrzyła na mieszankę stylów, będącą koszmarem każdego dekoratora. Ale to nie fatalnie dobrane ozdoby martwiły ją najbardziej,  linki i zapadnie rozmieszczone po całej rezydencji. Trzeba to wszystko zabezpieczyć zanim przyjedzie ekipa z akademii, inaczej komuś stanie się krzywda. Sama Aithne nieraz w ostatniej chwili uskakiwała przed spadającą kolczastą kulą lub wystrzeloną znienacka strzałą. Przy tej okazji znalazła kilka osób, którzy nie mieli tyle szczęścia co ona, a teraz znajdowali się w stanie mniej lub bardziej zaawansowanego rozkładu. Każde znalezisko zaznaczała na prowizorycznej mapce. Początkowo meldowała Liadanowi obecność zwłok, ale zrezygnowała, kiedy wchodząc znienacka do sali zastała hrabiego nad gotującym się kociołkiem, z którego wystawała ludzka stopa. Na razie chyba zostawi go w spokoju i zastanowi się, czy kiedykolwiek pozwoli mu gotować. Kontynuowała swoją wyprawę po rezydencji, dopóki schodząc do spiżarni (teraz pełnej zatęchłego jedzenia) nie natrafiła na spróchniały stopień. Kostka nieco ją bolała, ale nadal mogła chodzić, więc to z pewnością nic poważnego. Chociaż nie była złamała, skutecznie przekonała Aithne do zaniechania poszukiwań. Lekko utykając, wróciła do sali balowej, będącej teraz kostnicą i powiedziała Liadanowi, że wraca do obozu. Hrabia tylko mruknął coś w odpowiedzi, nie podnosząc wzroku znad trzymanej w ręce czaszki. Powolnym krokiem Aithne dowlokła się do namiotu i zaczęła przeszukiwać sakwy. Łyk makowego mleka i kostka natychmiast przestała jej dokuczać. Wygrzebała też kilka ubrań na zmianę i grzebień Zdecydowanie powinna przejść się nad rzekę i zmyć kurz wraz smród stęchlizny. Potem może zrobi kolację, bo obrzydliwa robota zdawała się nie odbierać hrabiemu apetytu i napisze raport do króla. Kiedy już nad rzeką ściągała buty zobaczyła jak bardzo spuchnięta jest jej kostka. Może powinna pokazać ją lekarzowi? Ale jedynym doktorem w okolicy był Liadan, a ona nie miała ochoty wyjść na jeszcze większą ofiarę losu. Najpierw trucizna, teraz kostka… To nie tak, że nie ufała jego umiejętnościom… Nie ufała ludziom jako ogółowi, a nauczona radzić sobie sama  nienawidziła proszenia o pomoc. Tym razem da sobie radę. Z tą myślą weszła do strumienia, woda przyjemnie chłodziła spuchniętą kostkę i zadrapania, które dziś dołączyły do kolekcji blizn. Jedna iluzja załatwi sprawę.

**************

  Liadana obudził przerażający krzyk, głos zdecydowanie należał do Aithne. Wpadł do jej namiotu. Dziewczyna miotała się po ziemi, krzycząc przez sen

-Lamia! Lamia! Zostawcie ją!!! Nie!!! Wypuść ją!! Lamia!!!

  Hrabia uklęknął przy asasynce i złapał ją za ramiona, delikatnie nią potrząsając

-Obudź się. Spokojnie, wszystko jest w porządku

Aithne nagle otworzyła oczy i wyrwała się z uścisku Liadana

-Gdzie ona jest?! Co jej zrobiłeś!?

- Spokojnie, to tylko sen, już w porządku, bez nerwów.

- Lamia… Gdzie jest Lamia… - dziewczyna osunęła się w ramiona hrabiego. Powoli wracała do siebie.

- Cicho, uspokój się i powiedz mi o kogo chodzi.

- Śniła mi się Lamia. Moja mała siostra… Zamordowali ją… osiem lat temu…

- Już dobrze, to tylko sen - Liadan wielokrotnie musiał uspokajać swoje siostry, kiedy te miały koszmary, więc dobrze wiedział jak doprowadzić do porządku panią szpieg. Tulił ją i głaskał po włosach.

- Nie… ja ją widziałam… Tak jak tamtego dnia.

- Po prostu przesadziłaś z makowym mlekiem.

- Skąd ty..?

- Wiem o tobie więcej niż myślisz. Naprawdę sporo przeszłaś. To widać, pomimo iluzji

- Kłamiesz!Nie możesz tego widzieć!

- Właśnie że mogę - Liadan przetarł dłonią twarz Aithne, zdejmując z niej iluzje. Teraz każda, nawet najmniejsza blizna czy rana była doskonale widoczna. Dziewczyna próbowała zasłonić oszpecone oblicze dłońmi.

- Nie masz prawa! Natychmiast mnie zostaw!

- Uspokój się, próbuję cię tylko zrozumieć. Skąd te blizny? Dlaczego nagle otrzymałaś tytuł? Co się z tobą działo wcześniej?

- No dobrze… Jak się pewnie zorientowałeś Nathair nie jest moim prawdziwym ojcem. Przygarnął mnie kiedy umarła jego żona. Moi rodzice go dobrze znali. Kiedy ktoś… Wydał na nich niesłuszny wyrok… Z procesu już nie wrócili. Mi i Lamii udało się uciec. Przez kilka lat żyłyśmy na ulicy. Potem Lamia… Tak czy inaczej zostałam sama. Któregoś razu zaatakowałam strażnika, który próbował mnie zaciągnąć do klasztoru, żeby zajęły się mną zakonnice. Był znacznie silniejszy, więc nie skończyłoby się to dobrze, gdyby nie pomógł mi Nathair. Postanowił, że mnie adoptuje. Latami szkolił mnie na swoją następczynię. Resztę znasz.

- Aithne przepraszam… Nie miałem pojęcia…

- Nie ty jeden. Po prostu nie widzę sensu w chwaleniu się życiem na ulicy.

- To zrozumiałe. Mam jeszcze jedno pytanie. Czemu trujesz się tym dziadostwem? - wskazał na manierkę z makowym mlekiem

Aithne zacisnęła usta. Nie chciała mówić o przejęciu części bólu, więc tylko wysunęła w jego kierunku stopę, zdejmując iluzję z kostki.

-Idiotko… - westchnął Liadan - Dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie?! I jeszcze tak chodziłaś! Trzeba będzie nastawiać…

Hrabia zdjął jej but i podwinął nogawkę spodni. Chwilę dotykał stopy, aby sprawdzić czy nie ma pęknięć, ani wykrzywionych nienaturalnie kostek. Wreszcie szybkim ruchem przekręcił stopę, aż strzyknęły kości.

-Możesz nią poruszać?

- Tak, ale jest trochę sztywna.

- Przez najbliższe trzy dni nie próbuj nawet wstawać bez mojej pomocy. Rano przygotuję maść. A to - wziął manierkę - Zabieram.

- Zdajesz sobie sprawę jak niestosowne było to co zrobiłeś? - oburzyła się teatralnie Aithne - Oglądać damskie kostki to jedno, ale dotykać je to czyn naprawdę nieprzyzwoity.

- Powiedziała najbardziej nieprzyzwoita przedstawicielka płci pięknej. Zresztą przypominam, że to ty jeszcze kilka miesięcy temu wieszałaś mi się na szyi w cieniutkiej sukience.

- Jeszcze raz o tym wspomnisz, a przegryzę ci gardło.

Dalsze groźby przerwał im deszczu, który zaczął przeciekać przez materiał namiotu.

-Kurwa - zaklął Liadan- Czy tutaj musi ciągle padać? Musimy się przenieść do posiadłości. A tak, przecież nie możesz chodzić…

Zanim Aithne zdążyła zaprotestować Liadan wziął ją na ręce jak pannę młodą i ruszył do rezydencji.

****************

Chwilę później siedzieli już w suchej bibliotece, przy ciepłym kominku. Asasynka wpatrywała się w ogień, podczas gdy jej partner ucierał w kamiennym moździerzu maść. Co chwila zerkał na Aithne. Owinięta w koc, lekko skulona, z włosami lśniącymi w delikatnym świetle i spokojnymi oczyma, w których odbijał się ogień, wyglądała niemalże tak słodko i niewinnie jak Vanessa.

Po opatrzeniu i usztywnieniu kostki, para szpiegów ułożyła się na prowizorycznym posłaniu. Od chwili, gdy zapadli w sen, przyglądały im się dwie przezroczyste postaci.

-Oni wyglądają tak uroczo - westchnęła kobieta o pustych oczach - Jak myślisz Scarlet, czy coś z tego będzie?

- Kto wie… Podobno on ma narzeczoną

- Narzeczona to nie żona…

- Szlachcie to powiedz Mary

Ta tylko zaśmiała się i podpłynęła do śpiących obok siebie szpiegów. Z pomocą Scarlet przesunęła ich tak, żeby leżeli przodem do siebie, po czym położyła dłonie Liadana na plecach Aithne, a jej ręce zarzuciła mu na szyję.

Ku uciesze duchów, tę noc spędzili w swoich objęciach.

*************

Nathair skrzywił się, patrząc na chichoczącego szczura.

-Dwadzieścia siedem do trzydziestu czterech, ty worku z pchłami. jaki jest twój trik, mały oszuście?!

Kiedy Aithne nie było w domu, Edgar każde popołudnie spędzał w towarzystwie swojego kumpla, a dziś postanowili rozerwać się grą. Ale nie byle jaką grą, pełną zwrotów akcji i emocji, intryg i podstępów… Jednym słowem: bierki. Małe łapki gryzonia świetnie radziły sobie z precyzyjnymi ruchami, nawet jeśli każda bierka była dla niego długości włóczni.  Stary szpieg spoglądał na niego podejrzliwie…. Inteligencja śmierdzącego futrzaka czasami go przerażała. Ale chyba nadszedł już czas na główny punkt każdego ich spotkania, mianowicie plotki o Aithne.

-Znowu gdzieś ją wywiało z tym książątkiem? I znowu nie powiedziała gdzie? Nie podoba mi się to, Eddie. Tracimy ją.

Szczurzy albinos pokiwał łebkiem. Przywykli do bycia jedynymi mężczyznami w życiu skrytobójczyni i teraz czuli się nieswojo, patrząc jak wokół niej zaczynają krążyć inni.

-Ustalmy to raz na zawsze. Liadan, czy Daniel? - Nat zmrużył ciemne oczy.

-Piiiip… - parsknął szczur, wkładając w to całą swoją pogardę.

-Według mnie też żaden, ale co zrobić? Musimy ustalić jakieś wspólne stanowisko! Nasza mała Aithne w końcu kiedyś zapyta nas o zdanie! Mam rację?

- Pisk, pip, pip…. - Edgar nie wyobrażał sobie innej opcji.

-No to Liadan…. Ma narzeczoną…

-Pip, pip, pip, pip! - zatarł łapki gryzoń.

-Wstydź się szczurze! Ja wiem, że narzeczona nie jest nie do pozbycia się, ale żeby aż tak… No dobra, Liadan jest z niezłej rodziny, bogaty, że tak powiem, z rodowodem. No i uratował ją na tej misji, a to się chwali…

Albinos wydał z siebie krótkie, kategoryczne chrząknięcie. Nathair westchnął.

-Prawda, za blisko dworu. Nie przypominam sobie, by Artair angażował się w proces Lorannów i Aylette, ale lepiej uważać… Szlachcie nie można ufać… Ale z drugiej strony ten Daniel? Pojawia się znikąd, niby ratuje jej życie, ale coś mi w nim nie pasuje…. A tobie Eddie?

- Piiiip, pisk, pisk… - nos Edgara wyczuwał w Danielu coś niepokojącego, facet był po prostu zbyt idealny.

-A z resztą, co za różnica? Za parę miesięcy wyjeżdżamy. Niech Aithne się bawi, w końcu jest inteligentna, z pewnością jakoś do rozegra… To jak kolejna partyjka?

*****************

Nie otwierając oczu, Aithne wtuliła się w obejmujące ją ramiona. Przyjemnie było czuć, że komuś na tobie zależy, a Danielowi z pewnością zależało. Leżała tak jeszcze przez chwilę, ale w miarę kiedy opuszczała ją senność, coraz więcej szczegółów się nie zgadzało. Nie przypominała sobie, żeby ostatnio spotykała się z baronem… Niepewnie rozchyliła powieki, niepewna co ujrzy.  Powstrzymała okrzyk na widok Liadana, wciąż przytulającego ją do siebie. Co dziwne, ona również obejmowała go rękami… Nie wiedziała co począć, pamiętała, że zasypiali daleko od siebie… Próbowała delikatnie wysunąć się z uścisku hrabiego, ale trzymał ją mocno, pomimo snu, wciąż silniejszy od niej. Zirytowana zaczęła się wiercić i szturchać śpiącego.

-Liadan! Liadan, puszczaj mnie natychmiast! Obudź się, durne książątko!

Hrabia mruknął coś pod nosem, ale dopiero kolejne szturchnięcie zdołało go obudzić. Spojrzał prosto w oczy asasynki i na jego obliczu odmalował się szok. Natychmiast rozluźnił uścisk.

-A...Aithne? Co ty..? Co my…?

-Nie mam pojęcia… Ale może lepiej nie wiedzieć. - Aithne szybko odwróciła twarz, by nie widział jej rumieńca. - Wstawaj już, mamy sporo pracy.

Zmieszani, nie patrząc sobie w oczy zjedli śniadanie, po czym Liadan pomógł towarzyszce dokuśtykać do prowizorycznego laboratorium. Miała mu pomóc opisywać znaleziony szkielety. Zabawa będzie z pewnością niezapomniana…

************

Liadan wciąż nie mógł ułożyć sobie w głowie wydarzeń dzisiejszego poranka. jakim cudem na jawie stało się to, o czym śnił? Nie przyznawał się przed nikim, ale coraz częściej w snach widział smukłą postać asasynki, jej włosy, raz barwy ognia, kiedy indziej kruczego skrzydła. Odpychał od siebie te myśli, miał przecież narzeczoną. Martwiła go jego relacja z Aithne, wciąż nie mógł sobie wybaczyć, że nie zaufał jej podczas rozprawy o trucicielstwo, ale bogowie świadkami,  gdyby nie Daniel, sam wbiegłby na szafot. Co Aithne o nim myśli? Pomogła mu zdjąć klątwę, więc z pozoru wszystko było między nimi w porządku, ale w takim razie, dlaczego nie przyszła do niego ze zranioną kostką? Nie ufa mu, boi się go? A może nim gardzi, woli sama się wszystkim zajmować? Czy może tak desperacko stara się zachować niezależność, że sama robi sobie krzywdę, nie chcąc prosić o pomoc? I jeszcze to makowe mleko… Nie opierała się, kiedy zabierał jej butelkę, ale jest tylko kwestią czasu, kiedy zażąda jej zwrotu. Nawet jeśli zażywała je od niedawna, niedługo odczuje potrzebę zażycia go ponownie. Dlatego poprosił ją pomoc w pracy, choć świetnie radził sobie sam. Chciał mieć ją na oku, gdyby znów spróbowała czegoś głupiego. Te blizny… z pewnością nie miała łatwego życia, ciekawe, czy kiedykolwiek opowie mu ze szczegółami, co dokładnie się wydarzyło… czy komukolwiek o tym powiedziała? Czy Daniel, z którym się ostatnio widywała zna jej tajemnice? Jakoś w to wątpił? A sir Lyall, czy zdawał sobie sprawę, czym truje się jego córka? Może powinien z nim porozmawiać, ale czy nie będzie to zbytnia ingerencja w jej życie? Aithne była dla niego tajemnicą, a on przywykł do rozwiązywania zagadek. Nie ważne ile to potrwa, w końcu zyska jej zaufanie. Asasynka intrygowała go bardziej niż tego chciał, a sekrety jeszcze dodawały jej uroku.

************

Mgliste postacie, niewidoczne dla ludzkich oczu wpatrywały się królewskich wysłanników.

-Było ciekawie…. Powtórzymy to dziś wieczór?

-Czemu nie, jak rozumiem, nie mogą się stąd ruszyć przez jakiś czas. A ja zawsze lubiłam romanse…

-Zakazana miłość hrabiego i dziewczyny z ulicy… Podoba mi się.

-Ale będzie zabawnie… Myślę, że możemy iść o krok dalej… Drące się spódnice, potknięcia się i wpadanie sobie w ramiona…

-Jesteśmy duchami, myślę, że damy radę przestraszyć dziewczynę na tyle, że nie odklei się od swojego rycerza.

-Założysz się, że odjadą stąd jako para?

-To może nie być takie proste, ludzkie uczucia są skomplikowane. Ale zawsze możemy się pobawić…

*************

Aithne pomimo zranionej kostki była w dobrym humorze. Koło południa gołąb pocztowy przyniósł jej list od Daniela. Nadal jednak czekali na zawiadomienie, że król otrzymał raport odnośnie przewinień barona Suglitto. Pozostało im jeszcze odnalezienie kilku ciał. Pogoda nie planowała się poprawiać, dlatego postanowili nocować w bibliotece dłużej niż początkowo zamierzali.

   Liadan pomagał Aithne zejść  po stromych schodach z wieżyczki, którą właśnie sprawdzali i dojść do biblioteki. Początkowo asasynka odganiała go gdy tylko próbował pomóc, ale po kilku dość bolesnych upadkach i potknięciach stwierdziła, że może pomocna dłoń nie jest takim złym wyjściem. Z kolei hrabia musiał przyznać, że Aithne niezdarnie wspinająca się po drabinie, co kończyło się widowiskowym upadkiem, albo przewracająca się o własne nogi, wyglądała naprawdę uroczo. Kląc pod nosem przeczesywała właśnie zakamarki biblioteki.

-Może byś mi tak pomógł?! - zawołała poirytowana, próbując przesunąć przewrócony regał. Liadan uśmiechnął się lekko i dołączył do asasynki. Okazało się, że pod meblem znajduje się jeszcze jeden szkielet. Królewscy wysłannicy spojrzeli na siebie, a potem na prowizoryczne posłanie kilka metrów dalej. Wyglądało, że na tą noc musieli znaleźć inne lokum. Po dokładnych poszukiwaniach okazało się, że jedynym nadającym się do tego miejscem jest dawna sypialnia hrabiego.

*************

 Pomimo późnej pory siedzieli w jadalni, zapisując kolejne obserwacje. A dokładniej to Liadan zapisywał, bo Aithne po dniu pełnym upadków spała na dywanie. Hrabia czuł, że jemu też zamykają się oczy. Dokończył stronę, wygasił kominek i pochylił się nad asasynką. Niepoprawnym było budzenie damy, zatem na rękach zaniósł ją do sypialni i położył na wielkim łóżku. Przeczesał palcami włosy i zdjął koszulę, aby zmienić ją na coś wygodniejszego. Wtem Aithne poczuła chłodny podmuch na policzku. Markotnie otworzyła oczy i natychmiast tego pożałowała. Zaledwie dwa metry od niej stał Liadan, bezwstydnie eksponując nagą klatkę piersiową. Dziewczyna poczuła jak na jej policzki wkrada się rumieniec. Wiedziała, że nie powinna się patrzeć, ale musiała przyznać że było na czym oko zawiesić. Szybko złapała poduszkę i rzuciła nią w hrabiego

-Odziej się zboczeńcu!

- Wiecznie ci coś nie pasuje - w kontrataku trafił Aithne zwiniętym w rulon kocem - Cholera, chyba nie wziąłem torby z biblioteki… No trudno, jutro po nią pójdę.

 Asasynka zaśmiała się złośliwie, po czym zorientowała się, że jej bagaż również jest niekompletny. Szukając zamiennika dla piżamy trafiła na krótką, błękitną koszulę nocną, którą Daniel wrzucił jej do torby, gdy pomagał przy pakowaniu. Już miała biec do biblioteki, kiedy przypomniała sobie o jednym, istotnym szczególe. Nie były to duchy, zwłoki, ani wszechobecna ciemność. W bibliotece grasował olbrzymi, włochaty pająk. Aithne wzdrygnęła się. Wiedziała że spanie w codziennym stroju jest okropnie niewygodne. Złapała koszulę nocną i wypadła na korytarz.

-Nawet nie próbuj podglądać - syknęła do rozbawionego Liadana, który ułożył się na łożu, nadal pół nagi. Po chwili wróciła w błękitnej koszuli, eksponującej długie, zgrabne nogi. Nie nakładała już iluzji, hrabia dobrze wiedział o jej bliznach. Bez słowa dokuśtykała do łóżka i położyła się jak najdalej od Liadana.

****************

 Wirowali w tańcu, przytuleni. Rude włosy, takie jak podczas pierwszego spotkania opadały falami na jej ramiona. Czarna suknia szeleściła w rytm kroków. Nie grała żadna muzyka, ale stąpali pewnie, jakby doskonale ją słyszeli.

 Sceneria zmieniła się. Zamiast sali balowej zastał więzienie i przykutą do ściany dziewczynę. Tym razem jej oczy nie wyrażały gniewu, a niemą prośbę o ratunek.

 Kolejne obrazy. Aithne stojąca przed sądem, szydząca z niej szlachta. Potem chusta. Wianek. Rytuały. Zraniona kostka. Chwytanie jej w ramiona, gdy po raz setny się przewracała.

  Nagle oślepiło go jasne światło. Stał w ogrodzie. A ona naprzeciw niego. Uśmiechała się. Księżycowe promienie igrały w jej włosach, a oczy świeciły radością. Zbliżył się. Wtedy czyjaś ręka przeszyła na wylot jej pierś, wyrywając serce. Z ust Aithne polała się krew, barwiąc suknię. Opadła na ziemię, a stojący za nią stwór pożarł wciąż bijące serce.

 Liadan obudził się przerażony. Była noc, a asasynka z niewiadomych powodów ponownie spała wtulona w niego. Powoli uspokajał oddech i drżące ręce. Co się z nim działo? Dlaczego przestał mu przeszkadzać widok Aithne w snach i sytuacje takie jak ta? Czy jego jak wulkan gorąca miłość do Vanessy zaczynała stygnąć? Pomimo wątpliwości nie odsunął się od asasynki. Reszta nocy minęła spokojnie.

***************

 Następnego dnia przyszła odpowiedź od króla, wraz z wyrokiem. Baron Suglitto miał ponieść najbardziej męczeńską śmierć, aby odpłacić za swoje winy. Przyjechali również badacze z akademii, aby zająć się zwłokami. Wszystko było przygotowane do pogrzebu. Na procesie młodego mordercy obecne były wszystkie duchy, w tajemniczy sposób widoczne jedynie dla niego. Kara śmierci przez Sto Cięć była wyjątkowo okrutna. Skazanemu najpierw nacinano nogi i ręce, następnie odcinano palce, uszy i wargi, aby wreszcie wyciąć oczy i poczekać aż ofiara wykrwawi się na śmierć. W tym przypadku dochodziły jeszcze tortury psychiczne, czyli widok dziesiątek duchów o wykrzywionych ciałach i pokiereszowanych twarzach.

 Dokonawszy częściowo swojej zemsty, zjawy zgodziły się na pogrzeb. Po odprawionej ceremonii uprzątnięto posiadłości, a akademiccy wysłannicy zostali jeszcze kilka dni, aby dokończyć raporty i dopilnować wszystkich formalności. Aithne i Liadan wreszcie mogli wrócić do domu. Nie widzieli już, że na pożegnanie macha im ręką ze stopionych noży i odprowadzają wzrokiem puste oczy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro