Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~11~

-Lady Aithne Lyall!- ogłosił jej przybycie szambelan. Unosząc wysoko głowę i przydziewając pewny siebie uśmiech asasynka zeszła zdobionymi schodami. Długie, teraz już czarne włosy opadały na ramiona, częściowo tylko zebrane w wąski warkocz. Na odsłonięte ramiona zarzuciła szal, żeby papcio nie padł na zawał. Wmieszała się w tłum. Czarna, prosta, ozdobiona zaledwie koronką suknia, srebrna biżuteria i rubiny przy naszyjniku wyróżniały się na tle bezowatych i falbaniastych sukieneczek innych arystokratek.

- Sir Liadan Daveth Raegan aep Artair, oraz towarzysząca mu Lady Vanessa!

Aithne niechętnie obejrzała się przez ramię. O ile Liadan wyglądał jeszcze na poważnego i szanowanego hrabiego, tak Vanessa przypominała olbrzymi tort. Różowo- biała suknia aż uginała się pod masą wymyślnych falban, złoconych koronek i wielkich kokard. Blond loczki zebrano w misterny kok i spięto, na szczęście nie feralnymi ważkami, ale sercami z różowych diamentów.

  Za Vanessa i Liadanem podążała jeszcze pastelowa chmurka, złożona z sióstr i kuzynek hrabiego. Aithne zaśmiała się pod nosem. Mężczyzna próbował się uśmiechać, ale doskonale widziała ciche wołanie o ratunek, wymalowane na jego twarzy, kiedy cukierkowa zgraja zaczynała kolejną dyskusję o sukienkach i modnych w tym sezonie ozdobach.

-Pierwsza księżniczka Exalettionu, Julia Philippa Clarines, oraz towarzyszący jej generał straży Exalettionu, Oliver d’Al!

 Aithne zmierzyła wzrokiem księżniczkę sąsiedniego królestwa. Młoda blondynka o oczach jak szmaragdy. Jednak było w niej coś, co wyróżniało ją z grona innych blondynek pokroju Vanessy. Zamiast modnych loczków, jej włosy zebrano w warkocz wokół głowy i spięto srebrnym diademem z podłużnymi kryształami. Suknię miała czarną, ozdobioną jedynie asymetryczną falbaną i szerokimi rękawami w kolorze mocnego różu, przechodzącego w czerwień, sięgającą, o zgrozo, do połowy łydki. Jednak w jej podstawie było coś, co odróżniało ją od reszty szlachcianek zgromadzonych na sali. Szła pewnie, nie rozglądając się po bokach. Nie zwracała uwagi na stroje, ani na rzucane jej przez męską część gości spojrzenia. Wyglądała na niezależną kobietę i zapewne taka była. Towarzyszący jej młody, smagły mężczyzna, o ciemnych włosach miał minę tak obojętną, jakby przyjęcia były dla niego nudną rozrywką na poziomie partyjki polo z przypadkowym hrabią. Dwójka przedstawicieli egzotycznego królestwa stanęła przed królem.

-Witaj drogi wuju- dygnęła księżniczka

- Moja piękna Julia! - uśmiechnął się władca, obejmując bratanicę - Jakże miło mi cię widzieć! A czemu mój drogi brat nie zaszczycił nas swoją obecnością?

- Ojciec wraz z królową matką obchodzą trzydziestą rocznicę ślubu. Udali się więc w podróż, aby to uczcić, wracają dopiero za miesiąc. Zatem przyjechałam sama.

- Ach, to już trzydzieści lat! Ciągle pamiętam go na ślubnym kobiercu, z twoją matką wyglądali naprawdę zachwycająco. A kiedy wreszcie ujrzę moją ulubioną bratanicę w welonie?

- Widzisz wuju, nie jestem pewna czy chcę poślubić księcia Leroya. Wiem, jest bogaty, z dobrego rodu, małżeństwo będzie korzystne dla królestwa i poprawi nasze stosunki z wieloma krajami, ale… To straszny bawidamek i jest wyjątkowo irytujący! Niby jest ze mną zaręczony, ale co chwilę słychać o jego kolejnych romansach z przypadkowymi hrabiankami. Nie chcę spędzać z nim reszty życia…

- Przypominasz matkę… - zaśmiał się król - Ona również miała wyjść za kogoś innego. Skończyło się na tym, że uciekła i razem z twoim ojcem ukrywali się w zamku dobry miesiąc!

   Aithne przestała słuchać i odsunęła się pod ścianę, bo właśnie zaczynały się tańce. Pierwszy obiecała papciowi, ale poza tym czeka ją cały wieczór podpierania ścian. Zapowiadał się świetny bal!

***********

 -Żadnego rozmawiania z obcymi, a zwłaszcza z rudzielcami! - po skończonym tańcu strofował przybraną córkę Nathair.

- Dobrze papciu.

- Nie próbuj choćby tknąć czegoś mocniejszego niż wino!

- Dobrze papciu.

- Jak wrócisz pijana, to tak ci spiorę tyłek, że nie usiądziesz przez miesiąc!

- Dobrze papciu, zrozumiałam wszystko, przestań wygrażać mi laską, nie mam już siedmiu lat! I tak Eddie, wrócę na śniadanie

  Usatysfakcjonowany szczurek usadowił się wygodnie na ramieniu starego szpiega. Ze względu na wiek Nathair mógł opuszczać królewskie przyjęcia wcześniej i dość często korzystał z tego przywileju. Aithne pożegnała przybranego ojca i wróciła do podpierania ścian. Niestety, najmniej widoczne miejsce w kącie zostało zajęte. Mamrocząc pod nosem udała się na tyły sali, gdzie znajdował się niewielki taras, na czas balu maskowany grubymi zasłonami. Lecz zamiast upragnionego spokoju zastała tam dość niecodzienny widok… Gdy odsłoniła kotarę zobaczyła Olivera, generała towarzyszącego księżniczce, obejmującego w pasie szczupłą istotkę. Dopiero po chwili zorientowała się, że to nie kto inny jak sama księżniczka. Blondynka z pasją całowała usta swojego rycerza. Gdy tylko dostrzegli Aithne odskoczyli od siebie jak oparzeni. Skrytobójczyni szybko się wycofała i zgarnąwszy ze stołu kieliszek wina opadła na kanapę, w przeciwnym końcu sali. O dziwo zamiast standardowego obrzydzenia, czy zawstydzenia, że przeszkodziła w takim momencie, odczuła zazdrość. Rzecz jasna nie o całkiem przystojnego mężczyznę, ale o sytuację.  W głębi duszy miała nadzieję, że sama kiedyś zazna takiego pocałunku, ale…

-Przepraszam - z zamyśleń wyrwał ją cichy głos. Uniosła głowę. Przed nią stała księżniczka Julia z wzrokiem wbitym w czubki swoich wysokich trzewików.

- To ja powinnam przeprosić Pani - Aithne wstała. Królewska bratanica zerkała na nią ukradkiem. Twarz miała tak czerwoną jak rubiny w naszyjniku asasynki.

- Proszę…- zaczęła drżącym głosem - Proszę nie mów nikomu o tym co widziałaś! Jeżeli ojciec się dowie… Albo wuj… To już nigdy nie zobaczę Olivera!

- Nie lękaj się Pani, twój sekret jest ze mną bezpieczny - skłoniła się lekko Aithne. Oczy Julii zabłysły radośnie, jednak zaraz przybrała minę poważnej arystokratki

- Oczywiście, zostanie ci to wynagrodzone Lady - powiedziała, po czym z kompletnie nieksiężniczkowatą gracją opadła na kanapę - Nawet Lady nie zdaje sobie sprawy jaki kamień spadł mi z serca! Jest coś, czym mogę się Lady odwdzięczyć?

- Proszę się nie kłopotać Pani, to naprawdę nic takiego

- Skończmy z tytułami! Nienawidzę tego. Jestem Julia.

- Aithne - zaskoczona uściskała wyciągniętą do niej rękę - A ty łamiesz wszelkie stereotypy przyszłej głowy państwa.

- Wiem. Trochę dziwna sprawa z tego wyszła, jak szyłam sukienkę, to zapomniałam, że u was odsłonięte kostki dalej są uważane za nieprzyzwoite.

- Sama szyłaś?

- A co w tym dziwnego? Wszędzie tylko jasne kolory i nadmuchane bezy! Zresztą twoja suknia też nie wygląda na taką od krawca.

- Doprawdy, zaskakujesz mnie. Nie sądziłam że księżniczki są obdarzone takim zmysłem obserwacji.

- Bo zazwyczaj nie są. Ale ja lubię obserwować ludzi. Gdyby nie to, to zapewne dalej bym nie zauważyła spojrzeń, które posyłał mi Oliver.

- Długo już w tym tkwicie?

- Pół roku. Kochamy się, ale jestem już zaręczona. Z cholernym książątkiem, które tylko patrzy kiedy dobrać się do co ładniejszej hrabianki! Nienawidzę go, ale muszę za niego wyjść, ze względu na stosunki dyplomatyczne. Ojciec nie przyjmuje do wiadomości, że mogę być niezależną królową i rządzić bez pomocy, pożal się Boże, męża!

- A nie myślałaś może o ucieczce?

- Tak, ale… Konsekwencje. Gdyby nas znaleźli, to nikt by nie brał pod uwagę, że to ja chciałam uciec, tylko oskarżyliby Olivera o porwanie i posłali na szubienicę… A tak właściwie, to czemu się nie bawisz?

- Zadanie od króla. Mam obserwować ludzi i ich zachowania. Podsłuchiwać rozmowy, wyłapywać zalążki spisku przeciw koronie. Łatwiej by było, gdybym znała chociaż część tych ludzi.

- Oj widzę, że bez mojej pomocy sobie nie poradzisz. Popatrz - Julia wskazała na grubego szlachcica i wysoką, chudą kobietę z włosami zebranymi w ciasny kok - To sir Wrolan i Lady Lilith. A ten starszy mężczyzna, który zmierza w ich stronę to sir Fellmar, były mąż Lady Lilith. Wrolan za wszelką cenę starał się przeszkodzić w uchwaleniu nowej konstytucji. A tam masz Barona von Kettich…

***********

  Liadan padał z nóg po ósmym z kolei tańcu z Vanessą. Podejrzewał, że misja którą wyznaczył im król pójdzie do piachu, bo po ciągłych tańcach, połączonych z szczebiotaniem sióstr i narzeczonej jedyna informacja jaką uzyskał to nowe trendy w kwestii sukienek i ozdób do włosów. W sumie przydałoby się obmyślić wraz z Aithne jakiś plan… Żeby nie wzbudzać niepotrzebnego stresu ze strony Vanessy, postanowił ,,z poczucia obowiązku” poprosić dziewczynę do tańca. Ruszył w jej stronę, jednak ubiegł go przystojny blondyn.

************

   Aithne wpatrywała się zaskoczona w blondyna, który podszedł do niej i skłonił się.

-Piękna pani, czy uczynisz mi ten zaszczyt i ze mną zatańczysz? - zanim zdążyła odmówić, Julia wręcz wypchnęła ją w ramiona mężczyzny.

   Jasnowłosy zaprowadził ją na środek sali i rozpoczął taniec. Był wysoki, miał błękitne oczy, w kolorze porannego nieba i jasną cerę.

-Wybacz mi panie, ale nie znam twojej godności.

- To dlatego pani, że nie jestem stąd. Pochodzę ze Skandywii, tu przyjechałem w interesach, chcemy odnowić szlaki handlowe z pobliskimi królestwami. Król namyśla się nad warunkami, więc zostałem kilka dni. Jestem baron Daniel Klaus von Giaccom.

-Aithne Lyall. Miło mi barona poznać.

- Jest pani jednym z królewskich wysłanników do spraw specjalnych?

- Dlaczego pan tak myśli?

- Lustruje pani wzrokiem otoczenie, prawdopodobnie zamierza pozyskać jak najwięcej informacji o każdej z obecnych tu osób. Gdy obraca się pani na lewo, przez sekundę materiał sukni opina bardziej lewą nogę. Widać na niej spore wybrzuszenie, podejrzewam więc, że to broń, po kształcie wnioskuję, że sztylet. Nałożyła pani na twarz sporą porcję iluzji, więc zapewne kryją się pod nią blizny, lub świeże, jeszcze nie zagojone rany. Nerwowo drga pani nadgarstek, zatem musiał tam wystąpić jakiś uraz, po którym co prawda nie ma śladu, ale pozostała rana na psychice. Może być pani kimś z osobistej straży, szpiegiem, lub skrytobójcą.

- Zadziwia mnie pan. Gdzie się wyszkolił taki zmysł obserwacji?

- Proszę uwierzyć, to jedynie zalążek moich umiejętności - mężczyzna puścił jej oczko. Reszta wieczoru upłynęła im na rozmowie i okazjonalnym tańcu.

***************

 Bal nie okazał się tak zły jak sądziła, aczkolwiek spodziewała się zdobyć nieco więcej informacji od przybyłych tutaj dostojników. Daniel zniknął jej z oczu w kolorowym tłumie, więc nadszedł moment kiedy mogła popodpierać ścianę. Jednak ledwo sięgnęła po drinka, a już usłyszała znajomy głos.

-Lady, czy zechcesz zaszczycić mnie tańcem? - Liadan uśmiechał się szeroko, widząc jej zakłopotaną minę.

-A narzeczona nie będzie zazdrosna? - Aithne zmrużyła podejrzliwie oczy.

-Narzeczona złamała obcas i poszła zmienić buty. Chodź, mamy do pogadania.

Chcąc, nie chcąc Aithne musiała się zgodzić na taniec, w końcu miała swoje obowiązki. Poprowadził ją na parkiet, gdzie zaczęli powoli wirować w rytmie walca. Wymienili informacje, jednak żadne z nich nie odkryło nic szczególnego. Aithne przemilczała romans księżniczki Julii, ale wspomniała o kilku innych, które rzuciły się jej w oczy. Liadan napomknął coś o paru skłóconych lordach, ale nie było to nic nadzwyczajnego. Nagle twarz hrabiego spoważniała.

-Wiesz, ja… Chciałem ci podziękować. Za tamten list i za twoją pomoc.

-Mówiłam ci, nie dziękuj teraz, poczekaj, aż dam ci znak i zdejmiemy klątwę.

-Właśnie o to miałem spytać, jak…?

-Nie mogę ci zdradzić. Jeszcze nie teraz, ale bądź cierpliwy i niczym się nie przejmuj.  Wiele księżyców jeszcze wzejdzie, zanim nastanie odpowiednia pora. - przerwała mu Aithne.

-Mimo to, jeszcze raz dziękuję. Kiedy usłyszałem o klątwie, zrozumiałem, jak wiele Vanessa dla mnie znaczy. Nie mogę znieść myśli, że przyniosę jej ból.

Jak mało wiesz, pomyślała Aithne. Taniec dobiegł końca, ale Liadan nie spieszył się z odejściem.

-Masz piękny naszyjnik pani. I cudowną suknię. - rzekł, po czym odszedł w stronę stadka swoich sióstr. Aithne zerknęła na otaczającą go rodzinę i serce jej ścisnęło. Nathair już dawno odszedł i nagle poczułą się bardzo samotna. Z ulgą powitała koniec tańców i rozpoczęcie uczty. Wyznaczono jej miejsce wśród szlachty, jednak nie dało się nie zauważyć, jak wielka była to odległość od królewskiego stołu. Kolejny raz pokazano przewagę rodów krwi nad nadanymi herbami. Aithne walczyła z sennością, słuchanie monologu siedzącej przy niej podstarzałego diuka Percivala nie pomagało w zachowaniu czujności. Z otępienia wyrwał ją dźwięk stukania o kryształowy kieliszek. Ktoś chciał wznieść toast.

**************

Liadan czuł na sobie wzrok biesiadników. Jeszcze wczoraj miał wątpliwość, czy powinien to zrobić, ale rozmowa z Aithne przegnałą obawy. W jakiś niezrozumiały dla niego sposób - ufał jej. Teraz stał wyprostowany, spoglądając na zdziwioną rodzinę. Ale teraz liczyła się tylko siedząca obok niego Nessa. Pewnym głosem rozpoczął przemowę.

-Kilka lat temu, ojciec rodu Sol i ojciec rodu Artair zdecydowali się połączyć losy swych dzieci. Kiedy miałem jedenaście lat dowiedziałem się, że w przyszłości poślubię pięć lat ode mnie młodszą Vanessę. Wówczas bałem się, martwiłem czy jej się spodobam, czy ona będzie dla mnie odpowiednia. Teraz wiem, że te obawy były bezpodstawne, bo nie chodziło po tym świecie istota słodsza i wrażliwsza od Vanessy. Nie żałuję ani jednej spędzonej z nią chwili i pokornie błagam o wybaczenie, że nie było ich więcej, głównie z mojej winy. Ale dziś, biorąc was wszystkich za świadków, pragnę odnowić starą obietnicę.

Hrabia klęknął przed zarumienioną z emocji Vanessą.

-Vanesso Sol, czy zgodzisz się zostać moją żoną i do końca życia dzielić ze mną radości i smutki?

Tłum biesiadników wstrzymał oddech, drobniutka Vanessa wyglądała na bliską omdlenia.

- Tak… - wyszeptała słabym głosem.

Liadan wsunął jej na palec złoty pierścionek z brylantem w kształcie kwiatu, a Vanessa, płacząc ze szczęścia, rzuciła mu się na szyję przy akompaniamencie braw i okrzyków widzów.

**************

    Zupełnie inna łza spłynęła po policzku Aithne. Skrytobójczyni starła ją gniewnym ruchem. Kiedy to zrobiła się tak sentymentalna? Jej znajomy z pracy bierze ślub, wielka mi rzecz. W końcu od zawsze wiedziała, że jest zaręczony. Dlaczego więc nagle wykwintne jedzenie i drogie wina straciły smak? Siedziała skrzywiona, czując w sobie jakąś pustkę i patrzyła jak wszyscy zbierają się by pogratulować zaręczonym, czuła, że ona też powinna to zrobić, ale jakoś nie miała sił. Zastanawiała się, co czuła w tej chwili Vanessa… Radość, triumf, strach? Jak ona by się czuła na jej miejscu? Spróbowała przegonić natrętne myśli i już sięgała po kieliszek kiedy krzyk przerwał zabawę ucztującym.

-Zdrada, zdrada! Król otruty, wezwijcie medyka!!

__________
Muszę przyznać, że jest to jeden z tych rozdziałów, które pisało się naprawdę przyjemnie. Precelek może potwierdzić, gdyż mamy tu początek jej Szatańskiego Planu. Dajcie znać, co sądzicie o nowych postaciach, bo mogę wam zagwarantować, że jeszcze będziemy mieli z nimi styczność 😉.
Dobrze, koniec tego zdradzania sekretów. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro