Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Eden

A/N: dzisiaj nieco inaczej niż zwykle - minęły dłuuuugie laaaaaata, odkąd napisałam coś, co nie jest fanfikiem - "Eden" to miniaturka, która raczej nigdy nie będzie kontynuowana, i założenie jest takie, że jest otwarta na interpretację, co było przed i po tej scence :) Bohaterowie niby mają imiona, a niby nie - "Ewa" i "Adam" to moje tymczasowe imiona dla OC, nim wymyślę nim normalne, a inspiracja przyszła przy nasypywaniu kawy do kubka (i nikt mi nie wmówi, że nie jest to napój magiczny).

***


Szkielet budynku drży w posadach. Cienie tańczą za zapaloną świecą, chyba gromnicą. Nie wie; nigdy nie był religijny.

– Zagrajmy w szachy – mówi, gdy cisza w piwnicy staje się nie do zniesienia.

Ewa unosi głowę znad kolan, które ściska mocno ramionami. Kiwa głową bez entuzjazmu, ale przysuwa się bliżej i sięga suchymi dłońmi do drewnianego, odrapanego z lakieru pudełka. Opiera się wygodniej o ścianę na tyle, na ile surowe, nadkruszone cegły mogą stanowić wygodne oparcie.

Figury wysypują się na betonową posadzkę. on nie wie, czy bardziej ciągnie zimnem od niej, czy od Ewy.

– Białe zaczynają – rzuca i rozpoczyna układankę. Pionki na stracenie, goniec i wieża. Czarny król i biała królowa.

Raz wygrał zawody w podstawówce. Planuje dwa ruchy do przodu i zna zasady; tyle wystarczy, by zawsze ją pokonywał, bo ona wydaje się kompletnie nie mieć głowy do gier planszowych, gubiąc się we własnych poczynaniach.

Ewa rusza pionkiem za pionkiem, zostawiając figury nietknięte; może dlatego zawsze przegrywa.

– Znowu nalot – odzywa się cicho i bezbarwnie, nie unosząc głowy znad szachownicy. – Daliby sobie spokój chociaż w niedzielę.

Zawsze miała lepszy słuch; Adam słyszy warkot dopiero po chwili. Wzrusza ramionami.

– A jakie to ma znaczenie? – pyta w końcu, pozbywając się białej królowej; lekkie stuknięcie gońcem i figura już leży na planszy w otoczeniu nieruchomych świadków, jak panna młoda, która potknęła się o swój tren.

Czeka obojętnie, aż Ewa podniesie królową; ona chowa ją w dłoniach i krzywi się ostro, jakby stracenie tej figury ubodło ją osobiście.

– Racja – mówi w końcu lodowatym tonem. – Dla ciebie nic nigdy nie miało znaczenia.

Adam syczy cicho; znów zaczyna. Już otwiera usta, by się odgryźć, by przypomnieć wszystko, gdy warkot samolotów staje się nie do zniesienia; potem jest huk miażdżący słuch i pył spadający z sufitu, którym się krztusi.

Gdy wszystko się uspokaja, Ewa odwraca się do niego plecami. Gdzieś na górze, ponad piwnicą i grobowcem ich relacji, słychać krzyki.

Nie tak wyobrażał sobie ich pierwszą rocznicę ślubu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro