Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DWA wyją alarmy

— Jak się czujesz? — spytał Flavio, otwierając stopą drzwi tarasowe i przeciskając się przez szczelinę, która powstała, z dwoma kubkami parującej jeszcze herbaty. Wręczył mi jeden z nich, siadając na leżaku obok i położył się tak jak ja, oglądając bezchmurne niebo nad Madrytem. — Pij, póki gorąca.

Felix wyszedł jakąś godzinę wcześniej, dziwnie spokojny patrząc na to, czego się dowiedział. Zjadł z nami śniadanie, dużo z nami rozmawiał i pojechał do pracy, zapowiadając się uprzednio, że przyjdzie na obiad następnego dnia.

Nie dziwiliśmy mu się, że chce spędzić dużo czasu z córką, której nie widział latami. Flavio nie oponował, jeżeli i ja tego nie robiłam i dawał mi wolną rękę w sposobie, w jakim miałam wrócić do dawnego życia.

— Żałuję jedynie, że odbywa się to w taki sposób — powiedziałam, upijając łyk mojej ulubionej herbaty. — To JA chciałam powiedzieć Felixowi, że tu jestem. Tak samo jak sama chciałam poinformować tatę, że jestem gotowa na rozmowę i że na dobre wróciłam do życia jako Grace Mourinho.

— Sergio nie postąpił odpowiednio, mówiąc to Felixowi, ale stało się, prawda? Damy sobie radę, Grace. Będę trzymał cię za rękę i złapię cię, kiedy upadniesz.

— Po prostu nie sądziłam, że odbędzie się to tak chaotycznie i tak nagle.

— W zasadzie do ślubu został miesiąc. Wiedzieliśmy, że trzeba będzie to zrobić. Ja i moi rodzice... Nadal nie wiem, czy poinformować ich o ślubie. Z tobą jest jednak inaczej, ty nie toczysz z ojcami wojny, po prostu uciekłaś.

— Nie lubię nagle i niespodziewanie — westchnęłam. — Zabrano mi wybór i chyba to teraz najbardziej mi przeszkadza.

Bo od zawsze zabierano mi wybór — dopowiedziałam w myślach. Widziałam, że Flavio również o tym pomyślał, bo tylko milcząco przytaknął, pijąc swoją herbatę. Nie było potrzeba mówić tego na głos, bo Flavio, jak to Flavio, znowu obwiniał by się o to, że jako pierwszy, lata temu, wybór mi zabrał.

Wiedziałam też, że mój ukochany robi dobrą minę do złej gry. Żaden z moich ojców, na ile ich znałam, nie dawał nawet sobie szansy, by polubić mojego narzeczonego i sądziłam, a wręcz byłam stuprocentowo pewna, że jeszcze długo nie będą jej sobie dawali, nie ważne jak mili by byli w jego obecności.

Kartel wyrządził im za dużo krzywd, by było inaczej. Mnie również zabrało to trochę czasu, i nie sądziłam, by z nimi byłoby inaczej.

— Mówiłaś Felixowi, że stałaś się bezpłodna? — spytał po nurtująco długiej jak na niego ciszy.

— Nie — zaprzeczyłam. — I Sergio również mu tego nie powiedział. Nie chcę im tego mówić, Flavio, a przynajmniej nie od razu. Za mocno siebie obwinią za to, że mnie w to przez przypadek wciągnęli. Poza tym... Jakbym miała być szczera do bólu... Raczej szybko nie będą myśleli o wnukach...

— No tak — Flavio przytaknął, siadając na leżaku, by dobrze mnie widzieć. — Nie chcą takiego zięcia, jak ja. Dla ciebie woleli by raczej ułożonego piłkarza z kupą legalnie zarobionych pieniędzy, niż bandytę i szumowinę, prowadzącego interesy nielegalnie, za jakiego mnie uważają.

— Powinieneś mniej przejmować się tym, co oni o tobie myślą, a więcej tym, co myślę ja — powiedziałam z uśmiechem, również siadając na leżaku.

— Tak? — Jego uśmiech rozbroił mnie, jak za każdym razem od samego początku. — A co TY o mnie myślisz? Masz mnie za bandytę?

— Skądże — zaprzeczyłam, jeszcze szerzej się uśmiechając.

— Ach tak? — Flavio jednym ruchem pociągnął mnie za rękę, sadzając mnie sobie na kolanach. — A może masz mnie za szumowinę i łajdaka?

— Ależ skądże, panie Longoria!

— Czy może masz mnie za łamacza kobiecych serc i macho?

— Podejrzewam, że złamał pan nie jedno serce, proszę pana — przytaknęłam, czule obejmując go za szyję. — A na pewno zdobył pan jedno serce.

Z uśmiechem, Flavio przybliżył swoją twarz do mojej, chcąc mnie pocałować, jednak nie udało mu się, bo system alarmowy nagle się włączył i zamiast dokończyć to, co zaczęliśmy, obydwoje zerwaliśmy się na równe nogi.

— To firma, nie dom — Flavio wbiegł do salonu, łapiąc prawie że w locie tablet, który w ostatniej sekundzie zauważył na stoliku kawowym. — Ktoś włamał się do magazynów.

— Masz podgląd kamer? — spytałam, biegnąc do kuchni po swój tablet. — Wyłączone? Co się dzieje?

— Na pewno nic dobrego.

— Kto mógłby... Przecież magazyn wyglada na nieużywany, nikt nie wie co tam przechowujemy, używamy furgonetek z mrożonkami... Flavio?

— Nie ściągnę Graciano, zostaliśmy z tym sami.

Obydwoje kierowaliśmy się szybko do sypialni. W środku Flavio otworzył sejf schowany za obrazem w ścianie, a ja naciągnęłam na siebie pospieszne bluzę z kapturem. Flavio wręczył mi to, czego się obawiałam — glocka, którego miałam dzierżyć tylko w ostateczności. Najwidoczniej ta ostateczność nastała właśnie dzisiaj.

— Musimy wprowadzić plan sokół. Ty weźmiesz wschodnią bramę, ja północną. Jesteśmy w kontakcie radiowym — mówiąc to, podał mi słuchawkę podobną do samochodowej, tyle że bardziej zaawansowaną.

W takim momentach szczerze żałowałam, że nie możemy wezwać policji, a sami musimy załatwiać takie sprawy.

Flavio był w pewnej mierze spokojny, bo w magazynie na tę chwilę nie znajdowało się nic nad wyraz cennego, czego stratę ciężko byłoby nam przeżyć.

Zanim wsiedliśmy do samochodów w garażu, Flavio podbiegł do mnie i mocno mnie pocałował.

— I tak wiem, że jestem twoim ulubionym bandytą w tym kraju.

Po czym wsiadł do swojego wozu i odjechał z piskiem opon, ostro wchodząc w zakręt. Dziesięć sekund później i ja wyjeżdżałam z garażu, skręcając w inną ulicę niż Flavio.

Niedaleko mojego domu zauważyłam Sergio i Pilar, spacerujących spokojnie po okolicy. Trzymali się za ręce, Pilar śmiała się z żartu, który musiał opowiedzieć jej Sergio. Ledwie sekunda, przez którą na nich patrzyłam starczyła mi, by złe myśli pojawiły się w mojej głowie.

Obydwie obrócili się w stronę jezdni, słysząc głośne i szybkie sportowe auto mijające ich w odległości paru metrów. Wiem też, że mnie dostrzegli. Nawet im nie pomachałam, ostro wchodząc w kolejny zakręt. W tej chwili najważniejszy był Raj i nasz magazyn.

Jadąc drogą do magazynu na przedmieściach, przez cały czas w głowie majaczyła mi tylko jedna, uporczywa myśl... Że gdyby nie Raj, to ja spacerowałabym teraz z Sergiem po tak spokojnym, rodzinnym osiedlu i to ja... nosiłabym pod sercem jego dziecko.

Grace, słyszysz mnie? — w słuchawce pojawił się głos Flavio, więc odrzuciłam na bok nieprzyjemne myśli i odczucia i skupiłam się na prowadzeniu auta. — Dojechałem na miejsce. Poczekaj pod bramą, nie wchodź do środka bez mojego pozwolenia, dobrze?

Tak — zgodziłam się. — Będę na miejscu za minutę.

Wchodzę do środka — powiedział. — Drzwi są zniszczone. Zostań w samochodzie. I nie wchodź, Grace, póki nie powiem, że jest bezpiecznie.

Serce biło mi coraz szybciej w miarę upływu czasu. Flavio mówił do mnie co parę sekund, by pokazać, że jest, że mnie słyszy i że nic poważnego się nie dzieje. Nie widziałam nic oprócz placu, magazynu, paru samochodów dostawczych i wierzy radiowej gdzieś z tyłu. Czekanie mnie zabijało. Mój każdy mięsień był spięty, żołądek związany na supeł, a gula stała mi w gardle. Modliłam się, by nic się nie stało.

I nagle zorientowałam się, że od dłuższego czasu Flavio się nie odzywał.

— Flavio!? Halo, Flavio!? Słyszysz mnie? Flavio! HALO! — wręcz krzyczałam do mikrofonu. — Flavio!

Decyzję podjęłam błyskawicznie. Wyjmując glocka z torebki i wkładając go za pas spodni, wybiegłam z auta, przeskoczyłam bramę wjazdową i pobiegłam w kierunku magazynu.

Magazynu, w którym nagle i niespodziewanie, jak piorun głośno i niebezpiecznie, rozległ się pojedynczy strzał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro