,,To była kobieta o złotych włosach, którą pokochałem"
263 od Podboju Aegona
W zimnych murach Winterfell na świat przyszedł Eddard Stark, drugi syn Lyarry i Rickarda Starka.
Jego losy z góry były przesądzone, gdyż urodził się we wpływowej rodzinie władców Północy. Za to, że miał starszego brata, porywczego i nieustraszonego Brandona, o którym już od początku mówiła cała Północ, Ned nie mógł zostać lordem Winterfell, chyba że jego brat umarłby.
Eddard zostać miał rycerzem, rodzice nie pozwolili by mu zostać strażnikiem na Murze, bądź kimś kto miałby się czegoś wyrzec, dlatego, że jego ojciec miał co do niego inne plany. Pierwszy syn zostać miał panem Północy, drugi rycerzem bądź lordem, który poślubił by jakąś bogatą damę z Południa, która nie miała w rodzeństwie chłopca.
271 od Podboju Aegona
Ojciec Eddarda wysłał go do Orlego Gniazda na wychowanie, zakładając, że lord Jon Arryn zrobi to lepiej, lepiej przygotuje go na rycerza i nauczy honorów, ponieważ nic nie wróżyło, że Ned zostanie lordem Winterfell.
Stark w Orlim Gnieździe poznał swojego wieloletniego przyjaciela, równie porywczego i pełnego życia jak jego brat - Roberta Baratheona.
281 od Podboju Aegona
W Harrenhal odbył się wielki turniej lorda Whenta, na który przybyli prawie wszyscy.
Eddard przyjechał razem z Robertem i lordem Arrynem. Pojawiła się również jego siostra - piękna i młoda Lyanna Stark. Był Smoczy Książę - Rhaegar Targaryen i nawet Szalony Król.
Nie wszystko jednak poszło po myśli. Kiedy turniej wygrał Rhaegar wszyscy bili mu brawo, dopóki nie podjechał na swoim śnieżnym koniu do siostry Eddarda i złożył wieniec z róż na jej kolanach. Wtedy umarły wszystkie uśmiechy, a kilka dni później w Harrenhal nie było śladów po Rhaegarze i Lyannie.
Wzburzony Robert nie mógł opanować złości, ale Ned nie dziwił mu się. Lyanna była mu obiecana, a on wiele razy zwierzał się swojemu przyjacielowi, że żadnej kobiety jeszcze tak nie pragnął jak jego siostry.
Następne sprawy potoczyły się bardzo szybko. Starszy brat Eddarda pojechał do stolicy i zarządał, by Smoczy Książę wypuścił Lyannę. Misja nie powidła a Szalony Król wezwał do Czerwonej Twierdzy jeszcze Rickarda, a następnie spalił ich żywcem. Kiedy odezwali się, że chcą się zmierzyć na śmierć i życie, Król powiedział im, że rycerzem Targaryenów jest ogień.
282 od Podboju Aegona
Eddard Stark wrócił na Północ i zwołał chorążych a następnie ruszył na Południe, by przyłączyć się do rebelii swojego przyjaciela, Winterfell zostawił pod władzą swojego młodszego brata - Benjena.
Dotarł na czas, by pomóc wygrać Robertowi Bitwę Dzwonów, która przeszła do historii, a później wszyscy pomaszerowali do Riverrun, gdzie młody Stark poślubić miał Catelyn - córkę lorda Hostera. Oczywiście, że tego nie chciał. Nie znał jej, a poza tym nie spodobała mu się, ale Jon Arryn wytłumaczył mu, że z czasem i tak musiałby znaleźć sobie żonę, a Tully była i tak obiecana jego starszemu bratu - Brandonowi, którego zabił Szalony Król.
Żeby go podtrzymać na duchu, Arryn wziął sobie za żonę jej siostrę - Lyse. Ned dziękował Bogom, że nie przypadła mu Lysa, bo ta była jeszcze brzydsza.
Po nocy poślubnej od razu ruszyli w dalszą drogę, zostawiając swoje żony.
Ned miał za zadanie udać się do Casterly Rock i dowiedzieć się po której stronie stają Lannisterowie, jednak w drodze stoczył bitwę, w której został ciężko ranny i jego ludzie skierowali się do Turni - siedziby rodu Westerling'ów.
Kiedy dotarli na miejsce ukazał im się ogromny, stary i rozpadający się zamek.
- To tak wygląda zamek Westerling'ów? - zakpił jeden z jego żołnierzy. - Jednego z najstarszych rodów i najbogatszych oraz najbardziej wpływowych?
- Każdemu może powinąć się noga - skarcił go Eddard, jednocześnie krzywiąc się z bólu, w swojej prawej nodze.
Na powitanie wyszedł mu sam lord Gawen wraz z żoną Sybelią. Obok nich, po prawej stronie stała również blond włosa piękność, która spoglądała na niego. Od razu zwróciła uwagę młodego Starka.
- W czym możemy pomóc, lordzie Stark? - na ziemię sprowadził go lord Wrsterling.
- Jeśli można, chciałbym skorzystać z waszej uprzejmości. Jestem ranny, dlatego też proszę o jakąś pomoc, a dla swoich ludzi - wskazał na ludzi Północy, którzy stali za nim - prosiłbym o nocleg i jakiś posiłek, jeśli nie byłby to problem.
- Ależ oczywiście, że nie jest to problem - lady Sybella zabrała głos z uśmiechem. - Zapraszamy - wskazała ręką na otwarte drzwi do ich zamku, a ludzie Neda pomogli mu wejść.
- Nasz stajenny zadba o wasze konie, panie - obiecał lord. - Elizabeth - zwrócił się do kobiety, która wcześniej tak bardzo mu się przyglądała - zaprowadź lorda Starka do gościnnej komnaty - polecił.
A więc Elizabeth, obiecał sobie zapamiętać.
- Oczywiście, bracie - jej głos był jeszcze bardziej aksamitny, niż piękne oczy, które od razu go uwiodły.
Ludzie Starka wzięli go pod ręce i poszli za Elizabeth do nie za wielkiej komnaty. Wskazała na łóżko, a oni położyli go na nim, w czasie kiedy kobieta zaczęła rozpalać świece.
- Wybacz lordzie, ale nie często miewamy gości - odwróciła się do niego na chwilę i uśmiechnęła w tak piękny sposób, że Eddard zapragnął by już zawsze się do niego uśmiechała.
- To nie problem, lady - odpowiedział, kiedy zbliżyła się do okna i odsłoniła je, a do pomieszczenia wpadło kilka promieni słońca. Kurz z zasłon widoczny był przez chwilę w świetle.
- Maester zaraz przyjdzie - podeszła do niego z miłym uśmiechem.
- Poczekam...
Nagle do pomieszczenia wbiegło dwóch chłopców, którzy podbiegli do Elizabeth i nieśmiało się za nią schowali, a ona otuliła ich swoimi ramionami i zachichotała w tak rozkoszny sposób, że Ned słysząc go zapomniał o wszystkich problemach.
- To twoi bracia, lady? - spytał wreszcie.
- To moi synowie - powiedziała i wyciągnęła ich przed siebie, a go momentalnie zatkało. - To Lann - wskazała na wyższego - a to Lancel - teraz na mniejszego.
- Więc jesteś zamężna, pani? - spytał lekko przygaszony. Nawet nie zauważył, kiedy jego ludzie stąd wyszli, ale nie dziwił im się, na pewno po tak długiej i ciężkiej drodze byli zmęczeni i głodni.
- Jestem wdową, mój panie - lekki uśmiech wpłynął na jej twarz. - Mój mąż, Gerion Lannister umarł kilka lat temu, a ja wróciłam do domu i wróciłam do nazwiska. Chłopcy, - zwróciła się do dzieci - idźcie sprawdzić gdzie się podział nasz maester - poprosiła z uśmiechem i wskazała na drzwi. Chłopcy wybiegli, a oni znowu zostali sami. - A ty masz żonę, mój panie?
- Nie, moja pani.
Wpatrywali się jeszcze chwilę w siebie zupełnie oczarowani, dopóki nie przerwał im maester.
- Wybacz, mój panie - odezwała się lekko speszona z drobnymi rumieńcami na policzkach, co tylko dodawało jej uroku. - Powinnam już iść...
- Jestem Eddard, moja pani! - krzyknął za nią, kiedy wychodziła.
Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na niego.
- A ja Lizzie, Eddardzie.
Niestety jeszcze tego samego wieczoru okazało się, że w ranę Neda wdało się ostre zakażenie. Eddard miał gorączkę, na którą maester nie wiele mógł poradzić.
- Przykro mi, lady Elizabeth - oznajmił jej, kiedy czekała pod drzwiami gościa. - Nie mogę zapewnić, że przeżyje noc.
- Dobrze - pokiwała głową ze zrozumieniem. - Wejdę do niego - postanowiła ze łzami w oczach. Nie chciała żeby umarł. Jesteś taki młody, Eddardzie, pomyślała wchodząc do niego. Nie wiedziała dlaczego, ale chłopak stal jej się bliski.
Mój biedny, Eddardzie, jeszcze bardziej zrobiło jej się przykro, kiedy zobaczyła go na wpół przytomnego i całego mokrego od gorączki.
Mój Eddardzie, nachyliła się nad nim, wcześniej biorąc zimną od wody szmatkę i otarła mu delikatnie czoło i twarz.
- Nie możesz umrzeć - usiadła obok niego i wzięła go za rękę. - Żyj dla mnie - położyła się obok niego i przytuliła. Nie do końca wiedziała dlaczego tak bardzo jej na nim zależało.
Ułóż swoją głowę, a ja zaśpiewam ci kołysankę
Tak jak śpiewano niegdyś:
"Luli laj lej"
Jakkolwiek chciała ulżyć Eddardowi, chociażby śpiewając mu kołysankę, którą śpiewała jej mama, a ona swoim chłopcom. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że Eddard mógłby umrzeć. Nie chciała tego. Kiedy widziała go umierającego zdała sobie sprawę, że już stał się jej bliższy niżby tego chciała.
I będę śpiewać aż zaśniesz, i zaśpiewam ci jutro.
Mimo, iż w oczach miała łzy, jej głos był spokojny i delikatny.
By gdziekolwiek pójdziesz, moja miłość była z tobą
Niech twój statek dopłynie do odległych krain szczęścia.
Jeśli były to jego ostatnie chwile, tą piosenką chciała odprowadzić go do Bogów.
Abyś w diamenty i perły ubierał się od stóp do głów
Abyś już nigdy nie poznał co znaczy nieszczęście
Abyś we wszystkim, co czynisz, widział dobroć
Niech już zawsze czuwają nad Tobą Bogowie
Opiekując się Tobą na każdym kroku
By wskazać Ci drogę i chronić Cię przed wszelkim złem
Luuli, lulilaj lej
Luli laj lej
I wtedy poczuła jak jego klatka piersiowa zaczyna się bardziej poruszać. Podniosła na niego załzawione oczy i zaśmiała się ze szczęścia, kiedy uchylił oczy.
Czym prędzej zamoczyła małą ścierkę w zimnej wodzie i zaczęła ocierać mu twarz, a któregoś z jego Północnych przyjaciół, który zapewne przyszedł się z nim pożegnać wysłała po maestera.
Po kilku dniach Stark czuł się lepiej, a jego noga poprawnie się goiła. Już sama obecność Lizzie niesamowicie poprawiała mu nastrój, ale zachował tą informację dla siebie.
- Czegoś ci jeszcze potrzeba, Eddardzie? - spytała, przynosząc mu tace z jedzeniem i kładąc przed nim na łóżku.
- Tak - odparł, patrząc w jej piękne, szare oczy. - Zostań ze mną - poprosił, chwytając ją za rękę i pociągając na łóżku obok siebie. Oboje lekko zaśmiali się, kiedy dziewczyna wylądowała na jego nagim torsie. O dziwo nie speszyła się jak to miały w zwyczaju inne panie, tylko uśmiechnęła się do niego i podniosła lekko, siadając obok niego.
- Powiedz mi, Lizzie - zażądał, biorąc jej rękę, kiedy już zjadł i podniósł się lekko, siadając na łóżku. Spojrzała na niego poważnie. - Czy nadal kochasz swojego zmarłego męża?
Zawahała się przez chwilę, w uroczy sposób przegryzając wargę.
- To był mój mąż, Eddardzie - puściła jego rękę i podniosła się z łóżka. - Wybacz, powinnam już iść...
- Nie, zaczekaj! - krzyknął za nią, ale już wyszła. - Nie chciałem w żaden sposób cię urazić...
Eddard czym prędzej podniósł się i lekceważąc ból nogi ruszył za blondwłosą kobietą. Nie było to proste, gdyż z pewnością poruszała się szybciej na dwóch zdrowych nogach, w dodatku on za bardzo nie wiedział gdzie ma iść, bo zamek był ogromny.
Wreszcie spotkał ją na wielkim balkonie. Stała przy kamiennej barierce i wpatrywała się przed siebie. Zarzucony na plecy materiał owinęła na ramionach jeszcze ciaśniej jakby nie wiadomo jak zimno jej było. Splątane, złote włosy opadały jej na plecy
- Lizzie - podszedł do niej od tyłu, a ona odwróciła się.
- Eddardzie... - wyglądała na zaskoczoną. - Nie powinieneś wstawać...
- Nie chciałem cię urazić - przerwał jej poważnie. Uciekał wzrokiem od jej oczu, było mu głupio z powodu tego pytania. Delikatnie i ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu, a ona przeniosła swoje spojrzenie na jego tors. - Wybacz mi - teraz spojrzał jej w oczy, a ona dostrzegła w nich prawdziwą skruchę.
- Nigdy nie musiałam ci wybaczać - odwróciła się w jego ramionach i teraz stali twarzą w twarz. Na jej buzi widniał lekki uśmiech, za który Ned oddać mógł cały świat. Jej oczy lśniły piękniej od gwiazd, na które tak bardzo kochał patrzeć po zmroku. Delikatne rumieńce na jej twarzy spowodowały jego lekki uśmiech.
- Lizzie - mruknął, przymykając oczy i złączając ich czoła. - Zakochałem się w tobie - wyznał i jeszcze bardziej się uśmiechnął. - Mocno, prawdziwie zakochałem.
- Ty również jesteś mi bliski, Eddardzie - powiedziała i nie czekając dłużej złączyła ich usta w pocałunku.
- Nie chcę żebyś mnie opuszczał - spojrzała na niego smutnym wzrokiem, kiedy szli ogrodem należącym do rodu Westerling'ów i Turni.
- Nie na długo - uśmiechnął się do niej i jeszcze mocniej złapał za rękę. - Kiedy posadzimy Roberta na Żelaznym Tronie, odzyskam siostrę to wrócę do ciebie, a później uciekniemy na Wschód.
- Na Wschód? - zmarszczyła brwi. - Uciekać? Kocham cię, ale nie chcę opuszczać Westeros...
Zmieszał się lekko, ale odpowiedział:
- Czeka na mnie kobieta, którą kazali mi poślubić...
Dostrzegł, że lekko zesztywniała.
- Mówiłeś, że nie masz żony, Eddardzie.
- Tak - westchnął. - Ale błagam, wybacz mi to - zatrzymał się i nieoczekiwanie uklęknął przed nią, ciągle ściskając jej lewą rękę. - Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia... - uśmiechnął się lekko. - Jesteś moją pierwszą, prawdziwą miłością, Lizzie.
Jego wyznanie nie zawierało jakiś wyszukanych słów, o których marzyły panienki młodsze od niej, ale musiała przyznać, że wzruszyło ją to.
- Ja też cię kocham, Eddardzie - przyznała, czule kładąc dłoń na jego policzku i głaszcząc go lekko po nim. - Prawdziwie, mocno kocham. Wstań - poprosiła, a kiedy to zrobił złączyła ich usta w pocałunku.
- Wyjdziesz za mnie, Lizzie? - spytał pewnego dnia, kiedy zaprowadziła go do Bożego Gaju.
- Zwariowałeś? - zaśmiała się, patrząc na niego jak na wariata.
- Nie - odpowiedział całkiem poważnie.
- Masz żonę - przekręciła oczami.
- Którą poślubiłem w sepcie. Przed obcymi bogami. - Złapał ją w tali i uniósł delikatnie do góry, przytulając ją do siebie i kręcąc wokół własnej osi. - Ciebie poślubie tutaj. W Bożym Gaju. Przed swoimi Bogami i twoimi.
- Chcesz to zrobić, bo chcesz zaciągnąć mnie do łóżka? - zapytała unosząc brwi, kiedy postawił ją już na ziemi. Stark zaśmiał się lekko nadal trzymając ją za plecy.
- Po części - wyznał, a ona również się zaśmiała.
- Wyjdę za ciebie - powiedziała poważnie i uśmiechnęła się, całując go.
Na ich ślubie był tylko kapłan, który udzielał im go, świadek od strony Elizabeth - jej brat lord Gawen, a od strony Neda - jego przyjaciel Howland Reed.
Po ceremonii poszli do jej komnaty.
I spędzili razem najpiękniejszą noc w życiu obojga.
- Lizzie - oznajmił rano, ubierając się. - Muszę jechać...
- Nie jedź - poprosiła błagalnym tonem, leżąc jeszcze w ogromnym łożu. - Proszę, nie zostawiaj mnie...
- Muszę - zbliżył się do niej i złożył pocałunek na jej czole. - Ale mówiłem, że wrócę, kiedy na tronie zasiądzie Robert, a ja odzyskam siostrę.
- Obiecaj mi to - złapała go za rękę, nim ponownie zdążył się odsunąć.
- Jeśli przeżyje, wrócę do ciebie. Jeśli nie, nie mów nikomu o naszej miłości. Jeśli okaże się, że zaszłaś w ciążę jedź do Jona Arryna albo do mojego brata w Winterfell, Benjena. Oni ci pomogą.
Pokiwała twierdząco głową.
Kiedy wszyscy jego ludzie gotowi byli do drogi, Stark zszedł jeszcze ze swojego konia i podszedł do niej.
- Kocham cię, Lizzie - wyznał, złączając ich czoła.
- A ja ciebie, Eddardzie - pożegnała się, a on już odszedł. Zawrócił jednak i złączył ich usta w ostatnim pocałunku na pożegnanie.
Kiedy po roku w walce, Ned dotarł do Dorne, miał nadzieję, że wreszcie uwolni siostrę i zabierze ją do domu.
Ale tak się nie stało. Młoda Lyanna umarła od gorączki. Przed śmiercią zdążyła się jeszcze z nim pożegnać:
- Ned - powiedziała zachrypniętym głosem. - Nigdy nie chciałam umierać.
- Nie umrzesz - zaprzeczył, ściskając jej dłoń ze łzami w oczach.
- Teraz cieszę się, że umrę - uśmiechnęła się lekko. - Rhaegar był moją pierwszą, prawdziwą miłością. - Lizzie, pomyślał od razu. - Bez niego nie chcę żyć. On mnie nie porwał, Ned, uciekłam z nim, żebyśmy mogli razem żyć.
- Lyanno...
- Jeśli miałbyś kiedyś wybierać, Ned... - jej głos robił się coraz bardziej zmęczony, a oczy powoli zamykały się. - Wybierz prawdziwą miłość.
Skończyła, a jej głowa opadła na poduszki. Jej powieki zamknęły się, a Ned już nie czuł uścisku jej ręki na swojej.
I wtedy zrozumiał, że nie może być z Elizabeth. To była jego pierwsza, prawdziwa miłość, ale co pierwsza, prawdziwa miłość przyniosła jego siostrze i Rhaegar'owi?
Tylko wojnę, śmierć i cierpienie.
Nie mógł do tego dopuścić.
Wracając na Północ musiał zabrać swoją żonę z Riverrun, ale przed tym pojechał jeszcze do Turni. Mimowolnie uśmiechnął się na widok swojej prawdziwej ukochanej.
Zszedł z konia i podszedł do niej, bez słów złączając ich usta w tęsknym pocałunku.
- Eddardzie... - wyszeptała, kiedy skończyli się całować. - Tak tęskniłam...
- Ja również, moja Lizzie - powiedział równie cicho i złączył ich czoła.
- Muszę ci coś powiedzieć - uśmiechnęła się lekko i odsunęła od niego. Ręką dała znać kobiecie, która stała za nią, by podeszła. W rękach niosła małe zawiniątko, którego Stark wcześniej nie zauważył. - Masz syna, Eddardzie - i wcześniej biorąc dziecko od kobiety, dała mu je, a on rozpromienił się jeszcze bardziej.
- Jest piękny - stwierdził, przenosząc wzrok z syna na ukochaną. Oddał wcześniejszej kobiecie dziecko i przytulił do siebie Elizabeth. - Dziękuję, Lizzie. Ale muszę ci coś powiedzieć... - oznajmił mniej entuzjastycznie i odsunął się lekko od niej.
- O co chodzi, Eddardzie? - zmarszczyła brwi, czujnie na niego patrząc.
- Nie mogę z tobą być... Teraz jestem lordem Winterfell i Północy. Jestem kimś ważnym i nie mogę tego zrobić... Oficjalnie mam żonę, Catelyn Tully.
Mimo, że nie odzywała się, czuła jak jej serce rozpada się na miliony kawałków.
- Ja jestem twoją żoną, Eddardzie - odezwała się dopiero po chwili.
- Tak - przyznał, biorąc ją za ramiona. - I zawsze nią będziesz... W moim sercu i przed Bogami. Kocham cię, Lizzie - złączył ich czoła i przymknął oczy - ale muszę wracać do domu.
- Rozumiem - powiedziała przez ściśnięte gardło. - A co z naszym synem?
- Mogę go zabrać? Ma twoje oczy...
Zastanowiła się, ale ostatecznie się zgodziła.
- Będzie nosił nazwisko Snow? - spytała, kiedy szli ogrodem.
- Tak - przyznał, nie dość chętnie. - Postaram się nadać mu Stark.
- Dziękuję - jeszcze mocniej ścisnęła go za rękę.
- A jak dasz mu na imię?
- Jon - postanowił po chwili. - Po moim przyjacielu, Jonie Arrynie.
- Jon - powtórzyła, obiecując sobie, że zapamięta. - Piękne imię - przyznała z drobnym uśmiechem.
- To nasza ostatnia noc - bardziej stwierdziła niż spytała, kiedy leżeli już razem, w jej łóżku.
- Tak - potwierdził pustym głosem i delikatnie zaczął głaskać ją po plecach.
Nad ranem, kiedy nacieszyli się już sobą, Ned poprosił:
- Zaśpiewaj mi - zażądał, czule całując ją w czoło.
- Co mam ci zaśpiewać? - podniosła na niego swój wzrok.
- Kołysankę, którą śpiewałaś mi kiedy umierałem.
- Słyszałeś ją? - spytała, marszcząc brwi. - Pamiętasz to?
- Oczywiście - uśmiechnął się. - Twój głos uratował mi życie.
Ułóż swoją głowę, a ja zaśpiewam ci kołysankę
Tak jak śpiewano niegdyś:
,,Luli laj lej"
I będę śpiewać aż zaśniesz, i zaśpiewam ci jutro
By gdziekolwiek pójdziesz, moja miłość była z Tobą
Niech twój statek dopłynie do odległych krain szczęścia
Abyś w diamenty i perły ubierał się od stóp do głów
Abyś nigdy nie poznał co znaczy nieszczęście
Abyś we wszystkim co czynisz widział dobroć
Niech już zawsze czuwają nad Tobą Bogowie
Opiekując się Tobą na każdym kroku
By wskazać Ci drogę i chronić Cię przed wszelkim złem
Luuli lulilaj lej
Eddard wyjechał z Turni jeszcze przed południem, ale głos ukochanej rozbrzmiewał w jego głowie, odprowadzając go.
Obyś przyniósł ludziom miłość i obyś dał im szczęście
Żebyś miał kogoś, kto będzie Cię kochał aż po kres twoich dni
Bez wątpienia wiedział, że on już zawsze będzie kochał Lizzie, a ona jego.
Kiedyś przyjdę, zobaczyć, ale już Cię nie zatrzymam, ani nie zaśpiewam Ci z daleka, tak jak śpiewano niegdyś:
,,Luli laj lej"
Niech zawsze czuwają nad Tobą Bogowie
Opiekując się Tobą na każdym kroku
By wskazać Ci drogę i chronić przed wszelkim złem
Kiedy był jeszcze blisko Turni, zatrzymał się i spojrzał na zamek Westerling'ów. Nie widział jej z tak daleka, ale widział, że ona tam jest. Patrzy z balkonu i wygląda za nim. Uśmiechnął się do swojego syna, kiedy ten cicho zaczął coś mruczeć pod nosem.
Zawrócił konia i udał się do Riverrun.
Luuli lulilaj lej
Luuli lulilaj lej
Luuli lulilaj lej
Luuli lulilaj lej
To była kobieta o złotych włosach, którą pokochałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro