Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Riley

          Dwa dni... Tyle czasu zajęło mi przekonanie mamy, że ze mną wszystko w porządku. Na początku w ogóle nie spuszczała mnie z oczu, bała się zostawić mnie samą. Myślę, że ją moje ataki paniki przerażały bardziej niż mnie. Na szczęście w ciągu tych czterdziestu ośmiu godzin żaden z nich nie miał miejsca.

         Mama zgodziła się, żeby na razie zaczekać z rozpoczynaniem terapii z Isabelle, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Wydaje mi się, że swoją zasługę miała w tym obecność Gwen – dziewczyna, została w szpitalu dopóki nie okazało się, że nic mi nie jest. Poczekała nawet na przyjazd mojej mamy, która bardzo ucieszyła się na jej widok, w końcu mogła poznać moją znajomą . Byłam wdzięczna czarnowłosej, że nie zadając pytań po prostu pociągnęła moją grę. Starałam się jak najmniej kłamać, przedstawiłam ją jako moją współlokatorkę, a resztę dopowiedziała Gwen. Słuchając jej opowieści sama zaczęłam w nią wierzyć, dziewczyna naprawdę musiała być świetną pisarką, a moja mama od razu ją pokochała.

        Doktor Lawson pozwolił mi wrócić do domu, tego samego dnia. Po mojej opowieści, którą mu sprzedałam – całe szczęście okazało się, że Gwen nic im nie mówiła – uznał, że nie ma do mnie więcej pytań. Porozmawiał jeszcze z moją mamą na osobności, po czym powiedział, że mam wrócić, gdyby atak się powtórzył.

        W domu nie czułam się najlepiej, ale nie było mowy, bym od razu wróciła na uczelnię. Mama w życiu by mi na to nie pozwoliła, dlatego nie sprzeczając się z nią, pozwoliłam by zabrała mnie do domu. Takim sposobem opuściłam dwa dni na uczelni, siedząc w swoim pokoju, od czasu do czasu schodząc na dół.

       Weszłam do kuchni, gdzie czekała na mnie mama. Piła kawę i czytała gazetę. Wzięła kilka dni wolnego, by móc się mną zająć, choć przecież nie potrzebowałam opieki. Nic nie było wstanie uleczyć mojego umysłu.

       Uśmiechnęłam się do niej szeroko, wyjęłam jej kubek z dłoni i upiłam łyk. Bobby od razu pojawił się przy moim boku. Poklepałam go po grzbiecie, a ten zadowolony zamerdał ogonem.

       – Cześć kochanie. Wyspałaś się? – spytała zabierając mi gorące naczynie. Podeszłam do ekspresu, by zaparzyć sobie kawę, potrzebowałam kofeiny.

       – Tak – skłamałam. Mama nie miała pojęcia, że przebywanie w domu sprawiało mi niemal fizyczny ból, ponieważ z tym miejscem wiązało się zbyt wiele wspomnień.

       – Może wybierzemy się razem na zakupy, zanim wrócisz na uczelnie? – zaproponowała, odkładając gazetę na blat.

       – Pewnie – powiedziałam, choć wcale nie maiłam na to ochoty. Robiłam wszystko, byle tylko nie zaczęła gadać o tym, co miało miejsce dwa dni temu. Jak dotąd dobrze nam szło, więcej czasu poświęciła na zachwycanie się Gwen, co bardzo mnie cieszyło. Nie chciałam, by niepotrzebnie się martwiła. A jeszcze bardziej nie chciałam rozmawiać o moim ostatnim ataku paniki. Pragnęłam jak najszybciej o nim zapomnieć.

      – Może zadzwonisz do Gwen? Mogłybyśmy miło spędzić czas we trójkę – rzuciła, nie zdając sobie sprawy jak bardzo zabolały mnie jej słowa. Jak łatwo przychodziło jej, wciśnięcie w miejsce Cat kogoś innego...

      – Wiesz mamo... Właśnie przypomniałam sobie, że mam w piątek bardzo ważne kolokwium – skłamałam – Chyba lepiej będzie, jeśli wrócę wcześniej i trochę się pouczę.

        Wiedziałam, że jest jej z tego powodu przykro, widziałam to w jej oczach, ale po jej słowach nie mogłam tak po prostu wybrać się na zakupy. Nie gdy zamiast Cat, chciała zabrać Gwen.

        – No dobrze skarbie – odłożyła kubek do zlewu, mnie jakoś odechciało się pić kawy – Chcesz, żebym zawiozła cię od razu?

         Przytaknęłam i ruszyłam do pokoju, tylko po to by się przebrać. Dwa dni w tym domu, to zdecydowanie za długo...

***

        Mama zatrzymała samochód na parkingu przed Uniwersytetem Denver. Najchętniej od razu wyskoczyłabym na zewnątrz i biegiem ruszyła pod Danny'ego, jednak wiedziałam, że nie mogę.

        Mama nie zasłużyła na takie traktowanie. Wiedziałam, że na swój dziwny sposób, tak samo jak ja, nie potrafi pogodzić się ze śmiercią Cat. Nie mogłam mieć jej za złe tego, że w odróżnieniu ode mnie ona próbuje ruszyć dalej, tak jak wszyscy inni, dla których Cat coś znaczyła. Tylko ja stałam w miejscu, bo to co się stało było moją winą.

      Patrzyłam przed siebie, gdy ciepła dłoń mamy spoczęła na moim kolanie. Widziałam ludzi, którzy w przerwie między zajęciami ruszali do przytulnej i jedynej knajpy w pobliżu. Kiedyś zastanawiałam się, czy się tam nie zatrudnić. Jednak to, że musiałabym rozmawiać z klientami, bardzo komplikowało sprawę. Wiedziałam, że potrzebuje zajęcia, a praca byłaby świetnym sposobem, na zajęcie czymś myśli. Jednak nie byłam pewna, czy byłam na to gotowa. Kawiarnia była cichym i ciepłym miejscem, w którym każdy mógł zająć się sobą i swoimi sprawami. Choć zawsze było tam pełno ludzi, nigdy nie czułeś się pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń. Przesiadywałam tam czasem, by choć przez chwilę nie dręczyły mnie zmory przeszłości. Było to drugie miejsce, zaraz po Danny'm, gdzie lubiłam spędzać czas.

        – Skarbie... – zaczęła mama, łapiąc mnie za dłoń. Wiedziałam, że to nie wróży niczego dobrego. Ten gest oznaczał, że zaraz padną poważne słowa, których nie będę mogła zignorować. Nie lubiłam tego, łatwiej było coś zignorować niż stawić temu czoło – Wiem, że jest ci trudno... – tak naprawdę nie miała pojęcia, jak ciężko mi było – ...ale już czas ruszyć do przodu. Wiesz, że Cat by tego chciała. – nienawidziłam, gdy mówiła mi, czego chciałaby Cat, choć miałam świadomość, że ma rację. Miałam ochotę krzyczeć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk – Ten kolejny atak... – miałam tak wielką nadzieję, że jednak nie poruszy tego tematu – Naprawdę myślałam, że już jest lepiej. Kochanie, czy potrzebujesz pomocy?

      – Nic mi nie jest – zapewniłam – To była tylko chwila słabości. Radzę sobie lepiej, niż wcześniej – skłamałam – Gwen mi pomaga – wiedziałam, że nie powinnam była tak kłamać, ale musiałam zrobić coś, by mama przestała się zadręczać.

       – Cieszę się, że ją poznałam – uśmiech wpłynął na jej twarz, a ja wiedziałam, że już zapomniała o tym, o czym rozmawiałyśmy chwilę wcześniej – Wydaje się być dobrą dziewczyną.

      – Tak – przytaknęłam, choć tak naprawdę nic o niej nie wiedziałam. Do niedawna, przecież nawet się do niej nie odzywałam. Jednak mama nie musiała o tym wiedzieć – Mamo, muszę już iść – nie wytrzymałabym w tym samochodzie, ani minuty dłużej, potrzebowałam powietrza.

      – Dobrze skarbie – pochyliła się i cmoknęła mnie w czoło, chwilę później, ja już otwierałam drzwi – Zadzwoń do mnie jutro.

        – Zadzwonię – zapewniłam wysiadając z samochodu.

       – Kocham cię skarbie – rzuciła pochylając się w stronę drzwi pasażera.

       – Ja ciebie też – zamknęłam drzwi i pomachałam jej, gdy odjeżdżała.

        Odetchnęłam głęboko, wciągając w płuca świeże powietrze. Gdy trochę się uspokoiłam ruszyłam do knajpki Jerry'ego, gdzie serwowano pyszne śniadania i obiady, a kawa była tam po prostu nieziemska. Właśnie tego teraz potrzebowałam – jedzenia i kawy.

***

         Nie spodziewałam się, że w środku trafię na Gwen. Siedziała wpatrzona w laptopa i powoli skubała frytki. Czy powinnam do niej podejść, czy może wyjść zanim mnie zauważy? Nie miałam możliwości, by się nad tym zastanowić, ponieważ dziewczyna dostrzegła mnie pierwsza i zamachała do mnie.

        Niepewnie ruszyłam w jej stronę.

        – Szkoda, że nie wpadłaś trochę wcześniej. Poznałabyś Darrena – powiedziała, nawet się ze mną nie witając. Tylko skinęłam głową – Siadaj – wskazała miejsce na przeciwko siebie – Jak się czujesz? – spytała z troską.

        Nie miałam pojęcia dlaczego Gwen, mimo tego jak ją traktowałam wciąż była miła. Nie zadawała żadnych pytań, chciała po prostu pogadać, tak jak to miała w zwyczaju. Problem tkwił w tym, że ja już nie wiedziałam jak rozmawiać z rówieśnikami.

         – Dobrze – odparłam szybko. Dziewczyna w tym czasie zamknęła swój laptop.

        – Nie musisz kłamać – zapewniła wkładając frytkę do ust – Byłam wtedy przy tobie, widziałam to. Zrozumiem, jeśli nie chcesz o tym gadać, ale chcę żebyś wiedziała, że cię nie oceniam.

        Nie wiedziałam, czy mówi prawdę czy po prostu kłamie, bo uważa że tak powinna zrobić, ale byłam jej za to wdzięczna. Cieszyłam się, że mimo tego, co widziała nie zamierzała zachowywać się w stosunku do mnie inaczej. Gwen wciąż była tą samą dziewczyną, z którą dzieliłam pokój.

       – Dzięki – mój głos brzmiał jakby należał do kogoś innego.

       Podeszła kelnerka, więc zamówiłam dużą kawę. Gwen patrzyła na mnie skubiąc swoje frytki. Wyglądała jakby bardzo chciała dowiedzieć się czegoś na mój temat, ale nie chciała wyjść na wścibską. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Byłam przyzwyczajona do tego, że to ona ciągle gada, więc jej milczenie zbiło mnie z pantałyku.

         – Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś niemową – palnęła nagle, a ja prawie się roześmiałam na widok jej miny.

        Bałam się, że czarnowłosa spyta, dlaczego nigdy wcześniej się do niej nie odezwałam, ale ona tego nie zrobiła. Zamiast tego zaczęła mówić o czymś zupełnie innym.

        – Masz fajną mamę.

         – Wiem – kelnerka postawiła przede mną kubek gorącej kawy. Od razu po niego sięgnęłam, by zająć czymś ręce.

      – Niewiele mówisz, ale to nic – stwierdziła i uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco – Teraz już nie będziesz mogła wywinąć się od rozmowy ze mną – zaśmiała się kończąc swoje frytki.

      Tylko jej przytaknęłam.

       – Skoro już wiem, że potrafisz mówić, to mamy wiele do nadrobienia – puściła do mnie oczko – Myślę, że będziemy świetnymi przyjaciółkami – zaszczebiotała wesoło.

        Musiałam wyprowadzić ją z błędu. Nie mogłam pozwolić, by moje życie skomplikowało się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że zakumplowanie się z Gwen, nie przyniesie niczego dobrego. Ja nie chciałam przyjaciół. Moja najlepsza przyjaciółka umarła, a ja nie miałam zamiaru zastąpić jej kimś nowym.

       – Gwen ja nie szukam przyjaciół – powiedziałam prosto z mostu – To nie tak, że cię nie lubię, ja po prostu... – nie wiedziałam jak jej to wyjaśnić, więc nie zrobiłam tego – Byłabym wdzięczna, gdybyś nikomu nie mówiła, o tym czego byłaś światkiem – poprosiłam.

      – Powiedziałam tylko jednej osobie, ale nie martw się, Darren chyba nawet cię nie zna – uśmiechnęła się do mnie – Twój sekret jest u mnie bezpieczny. I gdybyś jednak zmieniła zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać – zażartowała.

       – Dziękuje Gwen.

       – Ależ nie ma za co kociaku – puściła do mnie oczko i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Chwilę później już jej nie było, a ja z jakiegoś powodu poczułam się samotna, bardziej niż dotąd.

       Dokończyłam swoją kawę i ruszyłam po swój dziennik. Nie chciałam dziś komponować, ale musiałam napisać do Cat.

Darren

        Dwa dni... Tak długo nie widziałem nigdzie Riley Powell.

        Mimo tego co sobie obiecałem, nie potrafiłem o niej nie myśleć. A po słowach Amy, było mi jeszcze trudniej. Musiałem dowiedzieć się, co przytrafiło się tej dziewczynie choćby nie wiem co.

        Stałem pod prysznicem i myślałem o niej. To już chyba nie było normalne. Zapominając na chwilę o dziewczynie, przypominam sobie moją ostatnią rozmowę telefoniczną z rodzicami.

       Wczoraj cały dzień próbowałem ignorować telefony od nich. Wiedziałem, że będą chcieli bym ich odwiedził. A ja nie byłem na to gotowy. Pobyt w Denver naprawdę mi pomagał, nie chciałem by to co osiągnąłem zostało zniszczone przez powrót do domu. Dlatego zwlekałem z odebraniem. W końcu to zrobiłem, bo nie mogłem pozbyć się wyrzutów sumienia. Nie mogłem odsuwać się od swoich bliskich. Rodzice byli dla mnie najważniejsi, ponieważ zawsze we mnie wierzyli. Nie mogłem uciekać również przed nimi, tylko dlatego, że mieszkali w miejscu, do którego nie chciałem wracać.

      — Dylan – usłyszałem zapłakany głos mamy, po drugiej stronie słuchawki i od razu poczułem się jak gówno, powinienem był odebrać od razu. Na pewno zastanawiali się, dlaczego nie dzwoniłem do nich wcześniej i czemu nie odbieram telefonu. Pewnie się martwili – Wszystko w porządku? – spytała, a jej głos był przepełniony troskę.

        – Tak mamo – zapewniłem – Wybacz, że nie dawałem znaku życia, ale pochłonęło mnie studenckie życie – skłamałem, ale gdy usłyszałem jej cichy śmiech, nie żałowałem, że to zrobiłem.

      – Tak właśnie myśleliśmy z tatą, że korzystasz z życia. Bardzo nas to cieszy. Mieliśmy jednak nadzieję, że znajdziesz czas i przyjedziesz do domu. Tęsknimy za tobą – powiedziała płaczliwie, a ja poczułem się jeszcze paskudniej.

        – Też za wami tęsknie – moje słowa były szczere, jednak nie byłem pewny, czy potrafiłbym znów pojawić się w miasteczku, w którym uważano mnie za potwora.

       – Upiekę szarlotkę – przekonywała – Opowiesz nam jak jest na studiach.

          – Zgoda – rzuciłem zanim zdążyłem to przemyśleć.

       Głos mamy i rozmowa z nią przypomniały mi, jak bardzo za nimi tęskniłem, a także to, że nie tylko dla mnie cała ta sytuacja była dziwna. Skoro oni byli w stanie żyć w Douglas, to ja mogłem pojechać do nich na weekend.

     – Słyszałeś Adam?! – krzyknęła do ojca – Dylan nas odwiedzi! – zaszlochała, tym razem chyba ze szczęścia – Tak strasznie się cieszę.

       I właśnie tak matka przekonała mnie, bym ich odwiedził. Po rozmowie z nią od razu zacząłem się zastanawiać jak mógłbym się z tego wykręcić. Jednak wiedziałem, że nie mogę. Dlatego w najbliższy weekend miałem zamiar wrócić do swojego rodzinnego miasta. Na samą myśl o tym, przeszły mnie dreszcze.

           – Darren! Wyłaź! Ile możesz tam siedzieć?! – usłyszałem krzyk Jake'a dobiegający zza drzwi.

        Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wciąż stoję pod prysznicem. Zakręciłem wodę i wyszedłem od razu zakrywając się ręcznikiem. Musiałem się ogarnąć. Powtarzałem sobie, że powrót do domu, to dla mnie nic takiego. Miałem nadzieję, że z czasem sam zacznę w to wierzyć.

       Otworzyłem drzwi i prawie wpadłem na Jake'a, który trzymał się za krocze i przeskakiwał z nogi na nogę.

       – No wreszcie! – rzucił i już go nie było. Pożegnałem go swoim szczerym śmiechem.

        Wskoczyłem w sprane dżinsy i włożyłem czarny podkoszulek. Chciałem wyjść, właściwie bez żadnego konkretnego powodu, po prostu potrzebowałem świeżego powietrza. Myśl o powrocie do domu, przywoływała niechciane wspomnienia. Zastanawiałem się, czy znów zobaczę Emily. Nie chciałem przyznać sam przed sobą, ale to tego najbardziej się obawiałem – że gdy wrócę do Douglas to na nią wpadnę. Wiedziałem, że dziewczyna nie opuściła miasteczka, właśnie dlatego tak trudno było mi tam wrócić.

          Odkąd zobaczyłem ją w dniu wyjazdu, nie mogłem wyrzucić jej z głowy. Zmieniła się. Wiedziałem, że nie jest już tą samą dziewczyną co kiedyś. Przestała nią być, gdy postanowiła zrobić to co zrobiła. I choć powinienem ją nienawidzić, nie potrafiłem, ponieważ miałem świadomość, że jej życie również zostało zniszczone...ale nie mogłem jej tego wybaczyć. Wiedziałem również, że decyzja którą podjęła, będzie ją prześladować do końca życia, tak samo jak mnie tamta noc. Noc, która miała wyglądać zupełnie inaczej dla nas obojga.

            Zanim zorientowałem się co robię, stałem już pod starym dębem. Nawet nie byłem świadom tego, że szedłem w jego stronę. W pobliżu nie było nikogo. Żadnego śladu Riley. Usiadłem pod drzewem i starałem się jakoś zebrać myśli. Nie mogłem znów zacząć roztrząsać tego, co miało miejsce kilka lat temu. Przecież obiecałem to sobie, po przyjeździe do Denver. Jednak przeszłość nie dawała mi spokoju, a ja nie potrafiłem z nią żyć – nie ważne jak bardzo starałem się oszukać sam siebie.

         Nie wiem jak długo nie ruszyłem się z miejsca, ale w pewnym momencie zobaczyłem idącą w moją stronę Gwen. Gdy mijała grupkę futbolistów, kilkoro z nich zaczęło za nią gwizdać. Szatynka odwróciła się w ich stronę i pokazała im środkowy palec, na co oni zaczęli się śmiać.

        – Spokojnie mała, po prostu się im spodobałaś! – krzyknął jeden z nich, dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to ten sam chłopak, który odciągnął swojego kumpla od Kevina.

        – Mam to gdzieś! – odkrzyknęła Gwen – Nie interesują mnie goryle – wciąż stała zwrócona w ich stronę, kompani szatyna zaczęli się rozchodzić, ale on dalej stał w miejscu. Miałem wrażenie, że podoba mu się ta mała wymiana zdań z Gwen.

         – Au! – chwycił się za serce – Twoje słowa ranią. Czy ja również wyglądam jak goryl? – puścił do niej oczko.

        Byłem strasznie ciekaw jak zareaguje Gwen. Nie mogłem również pozbyć się wrażenia, że skądś znam tego chłopaka. I choć próbowałem nie dopuszczać do siebie tej myśli, to wiedziałem, że przypomina mi mojego dawnego przyjaciela.

           – Dobrze wiesz jak wyglądasz, ale zachowujesz się jak małpa – zaśmiała się mówiąc to.

           – O Gwen daj spokój. To zabolało jeszcze bardziej – podszedł do niej bliżej, koledzy z drużyny już zniknęli.

         – Wiesz jak mam na imię? – zdziwiła się dziewczyna. Naprawdę była zaskoczona.

– Dlaczego tak cię to dziwi?

Gwen zanim odpowiedziała głośno się zaśmiała. I wcale nie był to miły śmiech.

– Żartujesz prawda? Naprawdę nie wiesz, dlaczego mnie to dziwi? – zaśmiała się po raz kolejny – Wszyscy wiedzą jaki jesteś. Aiden Rogers, kapitan drużyny futbolowej i do tego nieziemsko przystojny łobuz. Każda dziewczyna na ciebie leci, a ty to wykorzystujesz. Zaliczasz je i na pewno nie pamiętasz ich imion. Dlatego jestem zdziwiona, że znasz moje.

         Przestałem słuchać. To był on. Aiden. Mój najlepszy przyjaciel. Właściwie były najlepszy przyjaciel. Nie mogłem w to uwierzyć. Stał zaledwie kilka metrów dalej. Jak mogłem go nie rozpoznać wcześniej? Mijaliśmy się prawie codziennie. Chodziłem z Jake'iem na prawie wszystkie treningi, wiedziałem, że skądś go kojarzę. Czemu nie połączyłem faktów? Wiedziałem dlaczego. Nie chciałem, by moje przeczucie się sprawdziło. Nie chciałem, by Aiden uczęszczał do tej same uczelni co ja. Chciałem zacząć wszystko od nowa bez osób, które znały moją przeszłość w pobliżu.

         A Aiden wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek inny. A przynajmniej tak myślałem, dopóki nie okazało się, że był taki sam jak wszyscy inni. Powinien znać mnie na tyle, by wiedzieć, że nie mógłbym zrobić tego, o co wszyscy mnie oskarżali.

         Modliłem się, by on nie rozpoznał mnie. Bałem się, że wtedy moja przeszłość wyszłaby na jaw. Nie mogłem już mu ufać. Czy Aiden powiedziałby innym, kim jestem? Nie miałam pojęcia i nie chciałem tego sprawdzać.

      – O Darren jak dobrze cię widzieć! – Gwen podeszła do mnie, zostawiając za sobą szatyna, który teraz gapił się na mnie. Szybko odwróciłem wzrok, mając nadzieję, że chłopak mnie nie poznał.

         – Cześć Gwen – przywitałem się i odwróciłem w drugą stronę, ponieważ Aiden ciągle się na mnie gapił – Długo milczałaś.

          Dziewczyna pociągnęła mnie za sobą.

        – Wiem, przepraszam miałam ostatnio trochę na głowię. Co powiesz na kawę? – spytała. Zauważyłem, że lekko zerka za siebie, by sprawdzić, czy szatyn wciąż na nas patrzy – Boże czemu on się tak gapi. Przeklęty futbolista.

         Nie chciałem jej mówić, że być może gapi się na mnie, a nie na nią. Mogłaby to źle odebrać. Gdy odwróciłem się za siebie, jego już nie było. Czy mnie rozpoznał?

        – Kto to był? – spytałem, choć już doskonale wiedziałem, że to na pewno był Aiden.

        – Jeden z wielu palantów – słychać było, że wciąż jest oburzona, zastanawiałem się, co takiego jej powiedział, gdy przestałem słuchać – Nie gadajmy o tym.

        Ruszyliśmy po cichu, do jedynej knajpy w pobliżu. Miałem nadzieję, że z Gwen choć przez chwilę przestanę myśleć o swoim nowym odkryciu. Choć dzięki niemu, wyrzuciłem z głowy Emily. Naprawdę potrzebowałem czegoś, by przestać myśleć o przeszłości i ludziach z nią związanych.

***

           Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Nie przychodziłem tu zbyt często, ale zdążyłem zauważyć, że „U Joe'go" zawsze tętni życiem. Ruszyłem za Gwen w stronę jedynego wolnego stolika. Nikt nawet nie zauważył naszego przyjścia, co bardzo mi odpowiadało. Nie lubiłem rzucać się w oczy.

            Brunetka usiadła i od razu zajrzała do karty, a ja zająłem miejsce naprzeciwko niej.

           – Umieram z głodu. Cały dzień nic nie jadłam – oznajmiła – A ty chcesz coś? – spytała.

           – Nie dziękuje – uśmiechnąłem się do niej ciepło.

            – To poczekaj, ja zaraz wracam – wstała i puściła do mnie oczko – Tylko nigdzie nie uciekaj – rzuciła gdy szła w stronę lady.

          Rozejrzałem się dookoła. Każdy był skupiony na czymś innym. Niektórzy przyszli w większym gronie, by jakoś spędzić przerwę między zajęciami. Inni pisali coś na swoich laptopach, bądź po prostu w spokoju pili kawę.

           W pewnym momencie, dziewczyna siedząca przy pobliskim stoliku podniosła głowę znad laptopa, a ja mimowolnie poprawiłem czapkę z daszkiem, by bardziej zakryć swoją twarz. Jedak ona wcale nie patrzyła na mnie, zerkała w stronę wyjścia, a po chwili podszedł do niej jakiś chłopak. Chyba miałem lekką paranoję.

           Gwen wróciła do stolika z kawą i frytkami.

         – Na sam ich widok aż mi ślinka napłynęła do ust – zaśmiała się siadając – Opowiadaj, co tam u ciebie?

         W skrócie streściłem jej jak minął mi czas na studiach, odkąd się ostatnio widzieliśmy. Oczywiście nie wspominałem nic o tym, że strasznie panikuję na myśl o powrocie do domu, ani o dziewczynie, której nie mogę wyrzucić z głowy.

        – Chciałabym, żeby moja mama też zadzwoniła do mnie z prośbą, bym ją odwiedziła – powiedziała cichutko, a ja nie byłem pewny czy chciała bym to usłyszał.

          – Nie uwierzysz co spotkało mnie... Pamiętasz jak mówiłam ci o swojej współlokatorce? – przytaknąłem, ponieważ przypomniałem sobie jak w trakcie imprezy wspomniała coś o tym, że dziewczyna, z którą dzieli pokój nie darzy jej sympatią – Przez cały czas byłam przekonana, że jest niemową. Okazało się, że jednak mówi. Była prawie w takim samym transie, jak ty wtedy na imprezie. Nie wiedziałam co zrobić, więc zrobiłam to samo co w twoim przypadku – słuchałem jej uważnie i zastanawiałem się, czy jest możliwe, że jej współlokatorkę również nawiedzają tak silne wspomnienia, że traci kontakt z rzeczywistością. Mnie zdarzyło się to tylko dwa razy. Zwykle nawiedzające mnie wspomnienia nie były aż tak silne, jak wtedy na imprezie – I podziałało, ale tylko na chwilę, bo później zemdlała... – zamilkła i zatkała sobie usta dłonią – Nie powinnam była ci tego mówić.

        – Nie martw się. Nikomu nic nie powiem – zapewniłem pospiesznie. Nie chciałem, by Gwen miała poczucie winy, dlatego że zdradziła mi co stało się jej współlokatorce. Miałem ochotę, poprosić by kontynuowała, lecz wiedziałem, że nie powonieniem. Współlokatorka Gwen miała prawo do prywatności. Na pewno nie chciała, by rozmawiano o tym, co się jej przytrafiło.

         Gwen zaczęła opowiadać mi o książce, którą właśnie pisze i choć bardzo chciałem, nie potrafiłem skupić się na jej słowach. Zamiast tego wróciłem myślami do Aidena. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę studiowaliśmy na jednej uczelni. Kiedy planowałem studia w Denver, miałem nadzieję, że żadne z moich dawnych znajomych nie wybierze tej samej uczelni. Specjalnie wybrałem miejsce oddalone od Douglas o trzy godziny drogi. Nie chciałem wyjeżdżać dalej, by móc odwiedzać rodziców. Choć teraz, gdy o tym myślę zaczynam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłem, skoro i tak nie miałem ochoty wracać do domu na weekend.

         Obecność Aidena wywołała u mnie niechciane uczucie niepokoju. Znów zacząłem obawiać się, że moja przeszłość wyjdzie na jaw. Czy mój stary przyjaciel rozpoznał mnie?

        — Darren czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Gwen patrzyła na mnie, a w jej oczach dostrzegłem smutek – Nie słyszałeś ani jednego mojego słowa prawda?

           Pewnie lepiej by było, gdybym skłamał, ale nie potrafiłem. Za bardzo zależało mi na znajomości z Gwen, by ją oszukiwać.

          – Nie bardzo – przyznałem.

          – Czy coś cię trapi? Wiesz, że możesz ze mną pogadać.

         Choć była to kusząca propozycja, wiedziałem, że mało prawdopodobne, że kiedykolwiek opowiem Gwen o swojej przeszłości. Wątpiłem, że powiem o niej komukolwiek.

         – Wiem. Chodzi o to, że o niektórych rzeczach nie chcemy rozmawiać. Chcemy o nich po prostu zapomnieć. A ja nawet tego nie potrafię zrobić – nie miałem pojęcia, dlaczego to powiedziałem, słowa wypłynęły z moich ust zanim zdążyłem ugryźć się w język. Gwen patrzyła na mnie ze zdziwieniem, a po chwili w jej oczach dostrzegłem zrozumienie.

        – Doskonale wiem, co masz na myśli – szepnęła – Wszyscy mamy przeszłość, o której chcemy zapomnieć. Pamiętaj tylko, że czasem łatwiej zapomnieć, gdy najpierw wyrzuci się z siebie to wszystko. Kiedyś znajdziemy osoby, przed którymi będziemy w stanie się otworzyć...

        Nie byłem pewny, czy jej słowa są skierowane do mnie. Nie patrzyła na mnie. Wiedziałem, że myślami jest daleko stąd. Dotarło do mnie, że to co powiedziała Gwen było stu procentową prawdą. Każdy z nas miał jakieś problemy, z którymi nie mógł sobie poradzić. Teraz dostrzegłem, że również ta czarnowłosa dziewczyna coś w sobie kryła. Nie wiedziałem co i wątpiłem, że kiedykolwiek się dowiem.

       Pożegnałem się z nią, a ona posłała mi smutny uśmiech. Zauważyłem, że prawie nie tknęła swoich frytek. Po chwili jednak znów była tą samą dziewczyną, którą poznałem na imprezie. Oboje byliśmy lekko pogmatwani, może właśnie dlatego od początku czułem się dobrze w jej towarzystwie, nawet jeśli nie miałem pojęcia, że ona też zmaga się ze swoją przeszłością. Wiedziałem, że Gwen nie będzie próbowała dowiedzieć się, co mnie spotkało, tak samo jak ja nie miałem zamiaru grzebać w jej przeszłości.

          Gdy wychodziłem z „U Joe'go" dostrzegłem, że z samochodu stojącego na parkingu naprzeciwko, wysiada Riley. Choć nie chciałem tego przyznać sam przed sobą, ucieszyłem się na jej widok. Dziewczyna pomachała osobie, która właśnie odjeżdżała. Wydawała się być bardzo smutna. Miałem ochotę podejść do niej i spytać czy wszystko w porządku, ale wiedziałem, że to nie najlepszy pomysł. Szatynka wyglądała tak, jakby potrzebowała chwili w samotności.

         Minąłem ją i ruszyłem do akademiku, byłem pewny, że ona nie zauważyła mojej obecności.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro