Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2


Darren

            – Darren – wyciągnąłem rękę, w stronę dziewczyny, którą właśnie poznałem.

           Uśmiechnęła się do mnie zalotnie i zatrzepotała, swoimi długimi rzęsami. Skłamałbym mówiąc, że nie jest śliczna, i że nie zrobiła na mnie wrażenia.

         – Gwen – przedstawiła się, jednak nie chwyciła mojej dłoni – Jak długo jesteś w Denver? Jak dotąd, nie widziałam cię jeszcze na żadnej imprezie – spytała nie odrywając ode mnie wzroku. Wzięła duży łyk piwa i czekała na moją odpowiedź.

         Sam nie mogłem uwierzyć w to, że minął dokładnie tydzień, od dnia mojego przyjazdu. Jake wprowadził mnie w grono swoich znajomych, dlatego nie czułem się samotny. Nikt nie znał mojej przeszłości, przez co mogłem czuć się swobodnie w ich towarzystwie. Prawdę mówiąc, bardzo ich polubiłem. Nie dopytywali o to, dlaczego przyjechałem dopiero teraz, choć semestr zaczął się kilka tygodni temu. Możliwe, że to sprawka Jake'a. Mógł powiedzieć swoim znajomym, że nie lubię rozmawiać o przeszłości. Jeśli tak było, to byłem mu za to ogromnie wdzięczny.

        Przez ten tydzień, zdążyłem się trochę zadomowić. Wiedziałem już, gdzie co jest i nie potrzebowałem przewodnika w osobie Jake'a. Choć on i tak upierał się, że powinniśmy trzymać się razem. Zdołałem nawet rozstać się z moją czapką z daszkiem. Wiedziałem, że mało prawdopodobne jest to, że ktokolwiek tutaj mnie zna.

          Niestety, nie spotkałem więcej tamtej dziewczyny z gitarą. Zaintrygowała mnie i miałem cichą nadzieję, że na siebie wpadniemy. Dlatego kilka razy, pojawiłem się w tamtym miejscu, nawet gdy drużyna cheerleaderek nie miała aktualnie treningu.

           Jednak nie udało mi się trafić na nią. Zastanawiałem się, czy to przeze mnie unika tamtego miejsca, czy może po prostu chodzi tam o określonej porze, danego dnia.

           Nie miałem pojęcia, dlaczego tak bardzo chciałem ją poznać...

           Może to sposób, w jaki na mnie spojrzała? Wiedziałem, że ta dziewczyna też coś ukrywa, tak samo jak ja. I bardzo chciałem dowiedzieć się, co to takiego.

          – Od tygodnia – odparłem, lekko się do niej uśmiechając.

         – To twoja pierwsza impreza tutaj? – dziewczyna poprawiła swoje długie czarne włosy – Wyglądasz, na odrobinę spiętego – puściła do mnie oczko – Powinieneś się czegoś napić.

           Pewnie miała rację. Tyle, że nie mogłem. Jake i jego znajomi, wrobili mnie w bycie kierowcą. Nie lubiłem imprez, jednak dałem się im namówić. Podwiozłem ich, a oni zostawili mnie samego, na pastwę losu. Poszli się bawić w najlepsze, a ja szczerze mówiąc nie miałem pojęcia co powinienem zrobić.

       Ostatnia impreza na jakiej byłem...Nie chciałem o tym myśleć, nie mogłem pozwolić, by fala wspomnień zalała mój umysł. Wiedziałem już, dlaczego po powrocie wcale nie miałem ochoty wychodzić z domu.

        Tłumy ludzi, muzyka i alkohol sprawiały, że wracały do mnie niechciane wspomnienia przeszłości, o której tak bardzo chciałem zapomnieć.

        Gdyby nie podeszła do mnie Gwen, to zapewne wciąż stałbym sam, gapiąc się w ścianę jak jakiś dureń. Dlatego, byłem jej ogromnie wdzięczny za to, że postanowiła się do mnie odezwać.

        – Tak. Niestety moi znajomi się gdzieś zmyli – zaśmiałem się.

        – Twoi się zmyli, a ja nie mam ochoty na towarzystwo moich –westchnęła zrezygnowana i odstawiła pusty kubek na komodę, o którą się opierałem – To może zatańczymy – zaproponowała.

         Nie byłem pewny, czy to dobry pomysł. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tańczyłem z dziewczyną. Czyżby tego samego dnia, gdy to wszystko się stało?

         – Jestem kiepskim tancerzem – powiedziałem, mając nadzieję, że brunetka odpuści. Jednak na niej moja odpowiedź nie zrobiła żadnego wrażenia.

         – Oh daj spokój! Też nie umiem tańczyć – na jej usta wpłynął szeroki uśmiech – Będzie zabawnie – zaśmiała się – Nie daj się prosić. Niech ta impreza, będzie choć odrobinę fajniejsza – nalegała.

         Była naprawdę zabawna, robiąc te swoje dziwne miny, gdy próbowała mnie przekonać, że powinniśmy zatańczyć. W końcu się zgodziłem, a ona aż zapiszczała z radości. Nie wiedziałem, czy to przez alkohol, czy ona po prostu taka była.

          Gdy weszliśmy na parkiet, znów poczułem się nieswojo. Nienawidziłem, gdy wspomnienia brały nade mną górę. Próbowałem odegnać złe myśli, jednak bezskutecznie.

          Obraz Emily Evans stanął mi przed oczami. Wiedziałem, że zaraz zacznę od nowa przeżywać to czego byłem świadkiem w przeszłości.

           Nagle poczułem mocne szarpnięcie, a potem ktoś uderzył mnie w twarz. Poczułem lekkie pieczenie. Otworzyłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Chwyciłem się za policzek i lekko go potarłem, żeby choć trochę uśmierzyć ból.

          Gwen patrzyła na mnie, a w jej oczach widziałem przerażenie.

         – Boże Darren! Nic ci nie jest? Wyglądałeś...wyglądałeś jakbyś był w transie – przyciągnęła mnie do siebie i mocno objęła – Co się stało? – spytała przejęta.

          Nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Nikomu nie mogłem powiedzieć. Nawet rodzice nie mieli pojęcia, że wspomnienia tamtego dnia, nie dawały mi spokoju. Wiedziałem, że nigdy tego nie zapomnę, bo to właśnie przez tamten dzień moje życie legło w gruzach.

       – Nic mi nie jest – zapewniłem odsuwając ją od siebie – Wybacz, że cię przestraszyłem.

       Dziewczyna posłała mi wymuszony uśmiech.

       – Wiesz, ogólnie to nie tak łatwo mnie przestraszyć – zapewniła – Niektórzy nawet się mnie boją... – udała, że napina swoje bicepsy, czym wywołała mój szczery śmiech – Naprawdę... – powiedziała poważnie – Niektórzy myślą, że jestem zła. Niewiele osób, chce się ze mną przyjaźnić – wyznała.

          Zmierzyłem ją od góry do dołu. Ubierała się na czarno i miała na sobie skórzaną kurtkę. Dostrzegłem nawet fragment tatuażu, który wychodził spod czarnego materiału. Jej krótka koszulka, odsłaniała brzuch, przez co doskonale widoczny był jej kolczyk w pępku. Ale to jeszcze nie robiło z niej złej dziewczyny, której trzeba się bać. Sam miałem tatuaż i często ubierałem się na czarno.

        – Nie mają pojęcia co tracą – zapewniłem.

       – Nawet moja współlokatorka patrzy na mnie z góry. A ja tylko staram się być dla niej miła. Myślę, że ona naprawdę mnie nie lubi.

        Znów zajęliśmy nasze wcześniejsze miejsce przy komodzie. Stąd mieliśmy doskonały widok na wszystko. Kiedyś zapewne, byłbym w centrum tej zabawy, ale nie dziś i nie po tym, co mnie spotkało. Od tamtej pory, wolę być po prostu obserwatorem.

       Zawsze zastanawiałem się, czy gdybym wcześniej zorientował się, że coś nie gra... Czy wtedy nie zostałbym niesłusznie osądzony?

        – Nad czym tak dumasz? – sięgnęła po kubek, który zostawiła na komodzie, zanim poszliśmy tańczyć i już miała wziąć łyk, ale powstrzymałem ją.

       – Nie pij tego! – wyrwałem jej kubek, wylewając przy tym jego zawartość na jej spodnie. Szlag! – Przepraszam – wybąkałem, czując się jak skończony idiota.

         Gwen hamowała złość.

        – Dlaczego to zrobiłeś? – chciała wiedzieć.

         – Ja...Po prostu ktoś mógł ci czegoś dosypać – wyznałem skołowany. Dziewczyna popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami – Moją znajomą kiedyś to spotkało. Od tamtej pory, jestem bardzo ostrożny w tej kwestii.

        – Przykro mi... – powiedziała cicho – ...z powodu tego, co spotkało twoją przyjaciółkę i dziękuje... – uśmiechnęła się delikatnie.

         Odetchnęłam z ulgą. Polubiłem Gwen i nie chciałem, by miała mnie za jakiegoś wariata. Już miałem się odezwać, żeby rozładować tą dziwną atmosferę, która zapanowała między nami, kiedy u mojego boku pojawił się Jake.

        – Tutaj jesteś! – krzyknął zdyszany, łapiąc mnie za ramię – Nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Musimy pomóc Kevinowi, chce się bić z Benem – nie miałem pojęcia kim jest ten cały Ben, na szczęście wtrąciła się Gwen i nie musiałem pytać, by się tego dowiedzieć.

        – Benem?! Tym futbolistom?!

          Jake chyba dopiero teraz ją zauważył. Uśmiechnął się do mnie chytrze i poruszył znacząco brwiami, ale ja nie zwracałem na niego najmniejszej uwagi.

         –Tak! I jeśli ich nie rozdzielimy, to on spierze naszego Kevinka na kwaśne jabłko.

        Miałem nadzieję, że uda się nam ich rozdzielić, bez rozpoczynania innej bójki.

***

            W ogrodzie dookoła tarasu zdążyło zrobić się już ogromne zbiegowisko. Razem z Jake'iem próbowaliśmy przedrzeć się do środka – gdzie zapewne Ben okładał już pięściami Kevina – ale to wcale nie było takie proste. Z pomocą przyszła Gwen.

           – Z drogi ludzie! – wrzasnęła głośno, zwracając na siebie uwagę wszystkich – Zróbcie miejsce! – jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, tłum gapiów rozstąpił się przed nami.

          W końcu mogliśmy ujrzeć całe zajście, albo to co z niego zostało. Jakiś umięśniony szatyn odciągnął Bena, po czym pomógł wstać Kevinowi.

        – Wybacz – powiedział – Ben po alkoholu jest strasznie agresywny.

        – Zauważyłem – odparł brunet.

          Jake stał już obok niego i sprawdzał, czy wszystko z nim w porządku. Widać było jak na dłoni, że Jake ma do niego słabość. Z tego, co już wiedziałem Kevin był bi, ale aktualnie spotykał się z pewną dziewczyną, więc mój przyjaciel wiedział, że jak na razie nie miał żadnych szans. Nie powiedział mi tego wprost, ale nie byłem ślepy. Wiedziałem, że Kevin się mu podoba.

         – Trzymaj te swoje goryle w klatce – warknęła Gwen do chłopaka.

        – Spokojnie mała. Schowaj pazury. Przecież właśnie mu pomogłem – rzucił – Zamiast warczeć, mogłabyś podziękować – minął dziewczynę, a zaraz za nim ruszyli jego kumple z drużyny.

        Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że skądś go znam. Przypominał mi kogoś, kogoś kogo kiedyś znałem bardzo dobrze.

       – Nienawidzę futbolistów – mruknęła moja towarzyszka. Nie wiedziałem, czy mówi to do mnie, czy po prostu szepcze do siebie to co myśli. Wolałem jej nie informować o tym, że kiedyś sam grałem w futbol.

        – Powinniśmy odwieść go do akademiku – powiedział Jake. Stanął przy mnie, podtrzymując obolałego Kevina, który wcale nie wyglądał źle. Tamten koleś, chyba w porę interweniował.

       – Zadzwoń do Jane –podał mi swój telefon – Gdzieś zniknęła i nie mogłem jej znaleźć.

         Ruszyliśmy w stronę parkingu, a ja zrobiłem to o co prosił mnie Kevin. Tyle, że Jane nie odbierała. Dotarliśmy do samochodu i posadziliśmy chłopaka na siedzeniu pasażera. Miał przymknięte oczy, jedna powieka była lekko opuchnięta. Nie wiedziałem, czy śpi, czy tylko stara się nabrać trochę sił. 

          – Stary, ona nie odbiera – oznajmiłem, ale on nie odezwał się ani słowem – A gdzie Grace?

         – Pewnie z jakimś chłopakiem. Nie wróci z nami. Więc mamy jedno dodatkowe miejsce, o ile Jane się znajdzie – powiedział Jake – Może odwieziemy twoją koleżankę?

           Popatrzyłem na Gwen, która stała kilka metrów za mną.

         – Nie. Naprawdę nie trzeba. Poradzę sobie sama – zapewniła, ale to mnie nie uspokajało – Nie martwcie się o mnie – dodała.

        – To nie najlepszy pomysł, żebyś wracała sama – Jake mi przytaknął.

        – Podaj mi swoją komórkę – rozkazała, wyjąłem telefon z kieszeni i podałem jej. Domyśliłem się, że zapisała mi swój numer telefonu – Wyśle ci sms, jak dotrę do domu. Miło było cię poznać Darren – rzuciła i odeszła, machając nam na pożegnanie.

           – Zostawiam cię samego, a ty zaczynasz kręcić z Gwen Shay? Słyszałem, że działa cuda w łóżku – gwizdnął – Gdybym nie był gejem, to na pewno zwróciłbym na nią uwagę – zaśmiałem się – Tylko uważaj, bo niektórzy twierdzą, że jest niebezpieczna.

          – To tylko koleżanka. Nie martw się. Nie szukam dziewczyny.

          – Oboje znamy, nasze męskie potrzeby – klepnął mnie w pierś.

          – Nie wykorzystam jej – zapewniłem – Polubiłem ją.

           – Dobra dobra. Zobaczymy, co powiesz jak to twój fiut przejmie władze nad umysłem – oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem.

          – Skończmy ten temat. Trzeba znaleźć Jane.

           – Nie trzeba. Sama się znalazła.

            Dziewczyna szła w naszą stronę powolnym krokiem. Nie wyglądała, na przejętą faktem, że jej chłopak wdał się w bójkę. Od samego początku wydawała mi się dziwna, a teraz jeszcze bardziej. Nic nie mówiąc wsiadła do samochodu. Wszyscy milczeliśmy całą drogę powrotną. A potem każde z nas rozeszło się do swoich akademików. My poszliśmy do naszego, a Jane do swojego, po przeciwnej stronie. Nawet nie pożegnała się z Kevinem. Tak jak mówiłem, była bardzo dziwna.

***

         Następnego dnia rano, obudził mnie dźwięk mojej komórki. Niechętnie zerknąłem na wyświetlacz. Budzik. Była sobota, a mnie dzwonił budzik o szóstej? Co jest grane?

        – Wyłącz to gówno! – usłyszałem krzyk z pokoju obok – Daj pospać innym!

         Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to sprawka Gwen. Tylko ona dotykała wczoraj mojej komórki. Jej żart wcale nie był śmieszny. Wyłączyłem budzik i dostrzegłem, że mam nieodczytaną wiadomość.

          Od nieznany: Dotarłam w jednym kawałku. Gwen.

           Sms otrzymałem o drugiej w nocy. Czyli pół godziny po tym, jak sam dotarłem do łóżka. Cieszyłem się, że nie zapomniała dać mi znać. Zapisałem sobie jej numer i włożyłem telefon do spodni, w których wczoraj zasnąłem.

         Niechętnie wstałem z łóżka. Wiedziałem, że już i tak nie zasnę, więc postanowiłem wyjść i trochę się przewietrzyć. Najpierw jednak wziąłem prysznic.

          Dwadzieścia minut później, szedłem już w stronę boiska. Dookoła nie było nikogo, prócz mnie. Była sobota, dochodziła dopiero siódma, większość pewnie odsypiała wczorajsze imprezy. Wsłuchałem się w śpiew ptaków, kiedy usłyszałem brzdąkanie gitary.

        Mimowolnie pomyślałem, o tamtej dziewczynie...

        Ruszyłem w stronę, z której dobiegał dźwięk muzyki. Nie spodziewałem się, że ujrzę JĄ siedzącą pod starym dębem, z gitarą na kolanach. Miała na sobie tylko piżamę i szlafrok. Czyżby źle spała?

         Była tak pochłonięta muzyką, że nawet nie zauważyła jak się jej przyglądam. Co jakiś czas przerywała i zapisywała coś w swoim notesie. Potem powtarzała to co zagrała wcześniej i tak w kółko. Patrząc na nią, sam zapragnąłem zagrać. Zastanawiałem się jakby to było, zagrać razem z nią.

          W pewnej chwili, dziewczyna podniosła wzrok znad gitary i zauważyła, że się na nią gapię. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić, więc pomachałem do niej. Szatynka spojrzała za siebie, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno macham do niej. Nie zastanawiając się, ruszyłem w jej stronę. Chciałem poznać jej imię.

          Dziewczyna podniosła się z miejsca i z przerażeniem w oczach patrzyła, jak idę w jej kierunku. Czy wyglądałem, aż tak przerażająco? Dlaczego się bała?

         Nim znalazłem się przy niej, jej już nie było. Uciekła przede mną, tak jak za pierwszym razem. Nie miałem zamiaru biec za nią. Nie chciałem jej jeszcze bardziej wystraszyć.

Riley

         Nienawidzę piątków. Naprawdę, szczerze ich nie znoszę. Wszyscy dookoła myślą tylko o tym, czy gdzieś w pobliżu nie szykuje się jakaś super impreza. Możliwe, że to właśnie imprezy są powodem, dla którego tak nie cierpię tego dnia – choć przecież nie zrobił mi nic złego. Ale to tego dnia, coś złego stało się mojej przyjaciółce. I już zawsze piętek będzie kojarzył mi się tylko i wyłącznie z dwiema rzeczami – imprezą i śmiercią...

        Odgoniłam smutne myśli. Wiedziałam, że jeśli zacznę wspominać tamten dzień, to przez kolejne dwa tygodnie będę musiała znów pozbierać się z rozpaczy, która ogarniała mnie po stracie najlepszej przyjaciółki. Przekonywać siebie, że to nie moja wina i pogodzić się z tym, że Cat nie wróci – a to było dla mnie cholernie trudne.

         Weszłam do akademiku, po skończonych zajęciach. Słyszałam piski dziewczyn, które zapewne już obmyślały plan, jak usidlić jakiegoś przystojniaka. Gdyby była tu moja przyjaciółka, to pewnie piszczałaby tak samo jak one.

        Cat była moim całkowitym przeciwieństwem, a mimo to dogadywałyśmy się jak nikt inny. Nie musiałam mówić jej, że coś jest nie tak, ona sama to wyczuwała. Mogłyśmy na sobie zawsze polegać, bez względu na wszystko, a ja ją zawiodłam. Gdybym tylko posłuchała jej słów...

        – Możesz się przesunąć? – usłyszałam ostre warknięcie i dopiero wtedy dotarło do mnie, że zatrzymałam się w drzwiach i uniemożliwiałam przejście innym. Czułam, jak płoną mi policzki. Co za wstyd. Szybkim krokiem, ruszyłam do pokoju. A chwilę później, zamykałam już za sobą drzwi.

         – Wszystko dobrze, kociaku? – spytała Gwen. Jak zawsze tylko jej przytaknęłam. Miałam nadzieję, że dziś nie będzie próbowała przekonać mnie, bym poszła z nią i jej znajomymi na imprezę. Właściwie nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo stara się ze mną zakolegować. Gdybym była na jej miejscu, to już dawno dałabym sobie spokój z taką współlokatorką. Bo naprawdę, uważałam siebie za beznadziejną współlokatorkę. Co dziwne, Gwen to chyba nie przeszkadza. Może za zadanie postawiła sobie skłonienie mnie do mówienia. Jeśli tak, to mogła zapomnieć o tym, że się jej uda.

        Opadłam na łóżko z głośnym westchnieniem. Miałam już serdecznie dość wszystkiego.

        Studenckie życie nie sprawiało mi przyjemności, bo niby dlaczego miałoby tak być, skoro nie było jej tutaj ze mną? Nie czerpałam z niego frajdy, tak jak inni. Choć powinnam, przecież jej to obiecałam.

         W ostatniej klasie, razem z Cat sporządziłyśmy listę rzeczy, które zrobię gdy będziemy na studiach. Cat nie potrzebowała takiej listy, ponieważ już będąc w liceum zaliczyła wszystkie znajdujące się na niej punkty. Z naszej dwójki, to Catharine była tą bardziej rozrywkową dziewczyną. Nie bała się przygód i ryzyka. Chciała próbować nowych rzeczy.

         Zawsze jej tego zazdrościłam. I gdy w końcu i ja chciałam totalnie zaszaleć, skończyło się to fatalnie...

         Dalej miałam tę listę. Trzymałam ją zawsze przy sobie. Nie potrafiłam jej wyrzucić. To była ostatnia rzecz, jaką razem napisałyśmy. Wiedziałam, że moja przyjaciółka, mimo że nie żyje...– te słowa wciąż sprawiały mi ból, nawet jeśli nie wypowiadałam ich na głos – ...chciałaby, żebym wykreśliła wszystkie punkty, które się na niej znajdowały. Jednak nie mogłam, tego zrobić bez niej. Nie potrafiłam. Nie wyobrażałam sobie tego, że nie byłoby jej przy mnie, gdy spełniałabym po kolei każdy punkt. To była nasza wspólna lista, w końcu to Cat wpadła na ten genialny pomysł, który jej zdaniem miał sprawić, że poczuję się bardziej pewna siebie.

           Z zamyślenia wyrwał mnie głos czarnowłosej.

           – Idę na imprezę, dziś wieczorem – oznajmiła, tak jakby mnie to coś obchodziło. Po za tym, byłam już przyzwyczajona, że Gwen piątkowe wieczory spędza poza akademikiem – Wiem, że pewnie nie chcesz iść, ale może jednak zmienisz zdanie? Nie mogę patrzeć, jak siedzisz taka samotna na tym łóżku i cały czas milczysz.

         Nie miałam pewności, czy mówi poważnie i naprawdę jest jej mnie żal, czy może tylko się ze mnie nabija.

        – Wiesz, że wystarczy, że się zgodzisz? Obiecuję, że się tobą zajmę – zapewniła, nie pierwszy już raz. Nie wiem, czemu tak bardzo chciała zabrać mnie na imprezę. Jaki miała w tym cel?

        Pokiwałam przecząco głową.

       – Szkoda – rzuciła i zaczęła przeszukiwać ciuchy, które mogłaby na siebie założyć. Zdążyłam zauważyć, że wszystkie jej ubrania są czarne. I musiałam przyznać, że w czarnym wyglądała obłędnie... Naprawdę ten kolor do niej pasował.

      – Myślisz, że powinnam włożyć sukienkę – pokazała mi czarną, obcisłą mini – czy może lepiej to? – wskazała na leżące na łóżku czarne rurki, czarną bokserkę i w tym samym kolorze, skórzaną kurtkę, której rękawy pokryte były ćwiekami.

       Ruchem ręki, pokazałam jej, że wybieram opcje drugą.

       – Dzięki za pomoc, kociaku – puściła do mnie oczko – Na pewno się nie skusisz na małą imprezę? – po raz kolejny zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy – Jak wolisz, kociaku – rzuciła od niechcenia i zniknęła za drzwiami łazienki.

        Zamknęłam oczy i zaczęłam zastanawiać się, dlaczego moje życie nie mogło być tak beztroskie, jak życie Gwen. Dlaczego nie mogłam, tak po prostu pójść na imprezę i bawić się razem z przyjaciółmi? Odpowiedź była prosta – NIE MIAŁAM PRZYJACIÓŁ. Smutne, ale prawdziwe.

       Od śmierci Cat, nie rozmawiałam z nikim prócz mamy. No i czasem, gdy wykładowcy czegoś ode mnie chcieli, odpowiadałam, bo musiałam... Nie rozmawiałam z nikim, chyba że było to konieczne.

       To dlatego, Gwen na początku myślała, że jestem niemową. Może dalej tak myśli. Kto wie, może nie ona jedna. Niekiedy było mi z tym źle, jednak wiedziałam, że tak musi być. To była moja kara, za to, że odebrałam tę możliwość Cat. Ona już nigdy, nie będzie mogła poznać nowych ludzi. Nigdy się nie uśmiechnie, nie zaśpiewa i nie zagra. Nie weźmie ślubu w Vegas, razem z Joshem.

       Odebrałam jej to. Państwu Wiliams odebrałam córkę, Joshowi dziewczynę, a sobie najlepszą przyjaciółkę...

        Po moim policzku pociekła samotna łza, którą szybko starłam, bo drzwi od łazienki zaczęły się otwierać. Po kilku sekundach w pokoju była już Gwen. Zrobiła mocniejszy makijaż, wyglądała szałowo. Wszystko krzyczało – „Jestem silną i niezależną kobietą! Nie boję się niczego, więc lepiej uważaj". Jej tatuaże dodawały jej zadziorności i myślę, że o to w tym wszystkim chodziło. Na moje oko, Gwen chciała pokazać, że nie jest osobą, którą można pomiatać.

          – Dobra kociaku – wrzuciła telefon do torebki – Ja lecę się świetnie bawić. Wrócę późno, więc nie czekaj. Pa – powiedziała i wyszła.

          Na początku naszej znajomości, gdy Gwen poszła na pierwszą imprezę, nie miałam pojęcia, o której wróci, widziałam, że nie wzięła ze sobą klucza, więc czekałam na nią, bo bałam się zasnąć przy otwartych drzwiach. Od tamtej pory, dziewczyna za każdym razem mówi mi, że nie muszę na nią czekać.

          Zamknęłam za nią drzwi. Tak jak każdego, piątkowego wieczora postanowiłam obejrzeć jakiś film. Jak zawsze padło na „Ostatnią piosenkę" – ulubiony film Cat. I za każdym razem, gdy oglądałyśmy go razem, obie płakałyśmy jak bobry. Teraz, gdy oglądam go sama, wyobrażam sobie, że moja przyjaciółka jest tuż obok mnie...

         Położyłam sobie laptopa na kolanach i włączyłam film.

***

          Głowa boli mnie od dużej ilości alkoholu, który wypiłam dzisiejszego wieczora. Nie wiem co mi odbiło... Nigdy nie upijałam się na imprezach, ale dziś... Dziś chciałam zaszaleć. I chyba mi się udało. Jeszcze nigdy, tak wiele osób nie zwróciło na mnie uwagi, jak w chwili, gdy zaczęłam tańczyć na stole. I podobało mi się to. Do czasu...

        Gdy zaczęło zbierać mi się na wymioty, nie było już tak fajnie. Jakiś chłopak uparł się, że mi pomoże, ale coś mówiło mi, że nie powinnam z nim nigdzie iść. Wiedziałam, że jedynym rozsądnym wyjściem, jest zadzwonienie po Cat. Tak, też zrobiłam.

         – Caaaat, to ja Ril...– wybełkotałam.

       – Riley? Wszystko dobrze? – spytała z troską. Usiadłam na schodach przed domem. Kręciło mi się w głowie. I nie jestem pewna, ale chyba zaczynałam widzieć podwójnie.

       – Chyab za duo wypiam.

       – Jesteś na imprezie u Spencer Land? – spytała, a ja przytaknęłam – Zaraz będę. Tylko nie ruszaj się z miejsca, rozumiesz? – znów przytaknęłam.

        Później strasznie żałowałam, że jednak nie ruszyłam się z miejsca. Gdybym to zrobiła, nie musiałabym oglądać tego, co stało się potem. A jeszcze bardziej, żałowałam tego, że zadzwoniłam po Catharine...

       Obudziłam się zalana potem. Policzyłam do dziesięciu, by się uspokoić. Wiedziałam, że prawdopodobnie znów miałam ten sam sen, a raczej koszmar. Po raz kolejny śniłam, o nocy, w której zginęła Cat. Potrzebowałam świeżego powietrza. Natychmiast.

        Wzięłam swój notes i gitarę. Nie zawracałam sobie głowy przebieraniem się, zarzuciłam na siebie jedynie szlafrok. I tak nikt oprócz mnie, nie będzie się włóczył o tej porze po kampusie. W końcu była 5:30. W dodatku dziś była sobota. Prawdopodobnie, każdy spał jak zabity po wczorajszej imprezie. Więc nie musiałam przejmować się tym, że ktoś może mnie zobaczyć.

        Dopiero naciskając klamkę, zauważyłam, że Gwen już wróciła. Spała spokojnie i mruczała coś pod nosem. Udało mi się wychwycić tylko trzy słowa „Nie jestem taka...", ale nie miałam pewności, czy dobrze usłyszałam. Nie miałam również zamiaru, zastanawiać się nad znaczeniem tych słów. Musiałam jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz.

         Wybiegłam z budynku i pędem ruszyłam w stronę starego dębu. Drogę znałam na pamięć. Wydaje mi się, że odnalazłabym go nawet z zamkniętymi oczami. Spędzałam pod nim większość, swojego wolnego czasu. Można by stwierdzić, że ten dąb stał się moim jedynym przyjacielem. Nawet nadałam mu imię – Danny.

        „Żałosne" – jedynie to słowo przychodziło mi na myśl, gdy o tym myślałam. Ja byłam żałosna. Kto normalny nazywa drzewa? Nikt. Dobrze, że mama nie mogła mnie zobaczyć w tej chwili. Bo moje wszystkie kłamstwa, wyszłyby na jaw.

       Chwilę później znalazłam się już na miejscu. Gdy tylko moja dłoń, wylądowała na ogromnym pniu, odczułam ulgę. Chropowata powierzchnia kory, dawała mi ukojenie. Chore? Jak najbardziej. Jednak nie miałam zamiaru tego zmieniać. Tylko tutaj, potrafiłam się uspokoić.

       Usiadłam wygodnie z gitarą na kolanach, a notesem tuż obok. Muzyka pochłonęła mnie całkowicie. Chciałam doprowadzić, ten utwór do perfekcji, dla Cat. Dlatego, w kółko grałam te same akordy, dopóki nie stwierdziłam, że brzmią razem wystarczająco dobrze. Później musiałam skupić się jedynie na słowach.

       Nagle poczułam dziwny dreszcz przebiegający od karku, aż do nasady pleców. Popatrzyłam w lewo i prawie się zakrztusiłam, gdy zobaczyłam kto mnie obserwuje.

        Kilka metrów dalej, stał ten sam chłopak, który gapił się na mnie podczas treningu cheerleaderek. Nie widziałam go więcej od tamtej pory, aż do dziś. Teraz mogłam w pełni podziwiać jego muskularne ciało. Był naprawdę wysoki, czego nie mogłam zauważyć, gdy siedział na trybunach. Wiatr targał lekko jego włosy sprawiając, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wyglądał cholernie seksownie, gdy tak stał i na mnie patrzył.

        O Boże, czy on właśnie do mnie pomachał? Nie mogłam opanować dziwnej ekscytacji, która mnie ogarnęła. Rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, czy aby na pewno macha do mnie. I prawie, prawie... mu odmachałam.

        Na szczęście w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że nie powinnam. Nie powinnam go zachęcać do poznania mnie.

       Nagle zauważyłam, że chłopak rusza w moją stronę. Poczułam strach. Co zrobię, gdy zacznie ze mną rozmawiać? Najgorsze było to, że ja tego chciałam...

        Zapragnęłam z nim porozmawiać. I nie mam pojęcia, dlaczego. Może to przez te oczy? Wyglądały, jakby kryły się w nich setki tajemnic. Jeśli i on coś ukrywał, to mogłabym się z nim zadawać, nie mając do siebie wyrzutów sumienia, że go oszukuję.

        Zerwałam się na równe nogi.

       O czym, ja w ogóle myślę?! Nie ma mowy, żebym zaczęła z nim rozmawiać. Nie zrobię wyjątku, nawet jeśli on też coś ukrywa. Uciekłam, zanim chłopak zdążył do mnie podejść. I byłam z siebie cholernie zadowolona. Przezwyciężyłam to dziwne pragnienie. Choć uczucie tryumfu, szybko minęło, a zamiast niego, pojawił się smutek.

        Tak bardzo brakowało mi rozmowy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro