Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06. IDEA WOLNOŚCI.

     Telmarski zamek widziałam tylko raz w życiu — i był to ten sam raz, kiedy zamierzałam zaatakować go pełną pompą.

Padame nigdy nie pozwalała mi zapuszczać się w te strony, co podzielała zresztą większa grupa Narnijczyków. Jeśli nas nie widzieli, nie mogli o nas wiedzieć. A skoro o nas nie wiedzieli, my byliśmy bezpieczni, więc wychodziła z tego prosta kalkulacja.

   Edmund poleciał przodem, żeby pierwszemu wylądować na wartowniczej wieży i dać znać nam — informując o czystej drodze — oraz do dalszego wymarszu. Król Piotr machnął ręką, pokazując pozostałym, żeby przyspieszyli, a kiedy on sam też to zrobił, po raz kolejny musiałam ścisnąć palce na jego bluzce. Zwykle starałam się trzymać pancerza, lub, w miarę możliwości, samego gryfa, ale tym razem mało nie zleciałam.

Latanie w parze było strasznie niewygodne.

— Dwóch wartowników po zachodniej — rzuciłam cicho w stronę blondyna, na co ten skinął głową.

Wychyliłam się jeszcze, żeby sprawdzić, czy to na pewno wartownicy — tak czy inaczej, słyszałam bicie dwóch dodatkowych serc, więc ktoś musiał kręcić się po wieży.

Król pokazał siostrze, żeby się tym zajęła, na co ta skinęła mu zgodnie głową. Królowa Zuzanna wypuściła z łuku strzałę dosłownie chwilę przed lądowaniem, celując idealnie w dalszego wartownika.

W mordę, ta to dopiero miała sokole oko. Ja w tym ćmoku nie trafiłabym nawet w niedźwiedzia.

  Blondyn zeskoczył z gryfa, mało mnie przy tym nie przewracając, i naparł mieczem na drugiego z wartowników, który już zamachiwał się na dziewczynę. I powalił go w mniej niż dwie i pól sekundy.

Miraz powinien postawić na lepszą firmę ochroniarską.

— Na razie czysto — stwierdziłam, samej też schodząc ze zwierzaka, i skinieniem głowy podziękowałam mu za przelot. Gryfy nie posiadały umiejętności mowy, ale były wyjątkowo inteligentne w porównaniu z niektórymi gatunkami, które mogły się nią pochwalić.

— Skąd wiesz? — rzuciła królowa Zuzanna.

— Elfi słuch.

Brunetka spojrzała na mnie tak, jakby mentalnie biła się w głowę, że nie pomyślała o tym wcześniej. Ale nie było to właściwie nic dziwnego, za czasów ich panowania moja rasa dzieliła się na tych, którzy trzymali się od nich z daleka przez strach lub przez nienawiść.

— Ruchy, ruchy, drogie dzieci. — Zuchon przeszedł między mną a królową, ręką pokazując, żebyśmy się pospieszyli, i sam wypruł zaraz na sam przód.

 Kilka metrów wyżej, na prawo, usłyszałam świszczący, trochę zmęczony oddech, więc odwróciłam tam badawczo głowę. I widząc wyglądającego na nas króla Edmunda, machinalnie mu pomachałam. A on odmachał, trochę tak, jakby mój gest z deka go rozbawił.

   Jako, że Kaspian jako jedyny faktycznie znał ten pałac, Wasza Wysokość Gbur pozwolił mu prowadzić. Chyba powinnam zmienić mu ksywkę, tak nawiasem mówiąc, bo jako jedyny pozwolił mi lecieć z nimi. Ale, z drugiej strony, Wasza Wysokość Gbur do niego pasowało.

Ciężka decyzja.

— Daj linę — polecił Zuchonowi Kaspian. Karzeł spojrzał na niego dziwnie, chyba oczekując jakiegoś proszę, ale w końcu jedynie mlasnął pod nosem i podał księciu, o co prosił.

Nadstawiłam uszu. Dziwne, ale słyszałam pod nami żadnych oznak życia. Znaczy, w pokoju pod nami, bo po drugiej stronie znajdowały się bodajże trzy osoby.

Brunet zahaczył sznur na wystającej części wieżyczki i mocniej pociągnął, sprawdzając wytrzymałość. Cor może i by nie przeszedł, ale na takie chucherka jak my nada się bez problemu.

— Pójdę pierwszy — oznajmił książę.

— Ja na tobą. — Blondyn skinął mu głową. — Zuza, ty i Echo idziecie zaraz za mną. Tylko jej pilnuj.

Okej, czyli jednak zostaje Wasza Wysokość Gbur.

— Poradzę sobie sama, dzięki za troskę. — Założyłam ręce na piersiach. Tyle, że chłopak miał mnie już w nosie i przybierał się do zejścia w dół budowli.

Mówiłam — tutaj nikt mnie nie słucha.

 Wychyliłam głowę przez dach, żeby zobaczyć, jak szło chłopakom. Kaspian próbował otworzyć nożykiem duże, witrażowe okno, a król Piotr wisiał zaraz nad nim, pewnie czekając, aż zwolni się parapet. Lina może i dała radę z nimi dwoma, ale ten mógł nie znieść takiej presji.

— Dobra, wskakuj. — Królowa Zuzanna skinęła głową na sznur, wbijając we mnie ponaglające spojrzenie.

— Nie, idź przodem. — Machnęłam na nią ręką. Zaraz potem przymknęłam krótko oczy, orientując się, że znów zapomniałam o zwrocie grzecznościowym. — ...Wasza Wysokość.

— Na litość boską. — Dziewczyna zaśmiała się cicho i przeskoczyła zwinnie na zewnętrzną stronę muru. Podziwiam, że robiła to wszystko w kiecce, ja bym chyba wymiękła. — Wystarczy Zuza, naprawdę.

I zniknęła. Nie dosłownie co prawda, bo jedynie zeszła niżej po linie, ale jej ciemnobrązowe włosy zginęły mi z pola widzenia.

Zerknęłam na wzdychającego Zuchona. Świetnie, znów dostanę po łbie.

— Padame cię zabije. — Pokręcił głową, podchodząc w stronę krawędzi. — A potem mnie, bo cię nie powstrzymałem.

— Nie, jeśli Miraz zrobi to pierwszy — parsknęłam. Jedną nogę wystawiłam już na zewnątrz i ścisnęłam w dłoniach sznur.

Zuchon znów pokręcił głową.

— Nie znoszę cię.

— Też cię kocham.

Nie zdążyłam usłyszeć jego odpowiedzi, bo zajęłam się już przeskakiwaniem po kolejnych kostkach szarego kamienia, budującego zamek stryja Kaspiana. Co jak co, ale trzeba było przyznać, że forteca Miraza prezentowała się naprawdę nieźle. Nic dziwnego, że Kaspian nie zwiał wcześniej, z takiego luksusu też nie chciałabym uciekać.

Chociaż w sumie, miałam do porównania leśne chaty i jaskinie — zamki i pałace stanowiły dla mnie zupełnie inny, niepoznany dotąd poziom.

  Wskoczyłam zwinnie do środka pomieszczenia, w którym znajdowała się już pozostała trójka. Zuchon przyszedł dosłownie sekundę za mną, także znajdowaliśmy się już w komplecie, zwarci i gotowi do pracy.

Nadstawiłam uszu. Dziwne, ale nie słyszałam tu nikogo poza naszą piątką.

— Kas? — zapytałam cicho, mając nadzieję zwrócić uwagę księcia. — Jesteś pewien, że to dobry pokój? Nikogo tu nie słyszę.

Brunet zatrzymał się przy stojącym pośrodku stoliku, żeby podnieść mały, niekształtny przedmiot. Były to chyba okulary, ale nie dałabym sobie uciąć ręki. Kiedyś widziałam coś podobnego u Truflogona.

— Musimy go znaleźć — rzucił całkiem poważnie Kaspian.

Król podszedł krok bliżej niego, więc chciałam zrobić to samo, ale przypadkiem trąciłam łokciem stojący obok mebel. O w mordę, ile książek.

— Nie ma na to czasu — powiedział blondyn, o dziwno spokojnie i bez większego wyrzutu. — Nasi czekają, aż otworzysz wrota.

Cóż, miało to jakiś sens.

— Gdyby nie on, was by tu nie było. — Kaspian nachylił się, może trochę zbyt gwałtownie, żeby po chwili spuścić smutny wzrok. — O sobie nie mówię.

Rodzeństwo spojrzało po sobie porozumiewawczo, a ja nagle poczułam się trochę niezręcznie, stojąc praktycznie między nimi. Ten cały profesor musiał być dla Kaspiana naprawdę ważny. Może to nawet o niego mu chodziło, gdy opowiadał mi o swojej niespokrewnionej rodzinie.

— Sami odwiedzimy Miraza. — Zuza (co było zdecydowanie łatwiej zapamiętać niż królowa Zuzanna) skinęła głową, zerkając najpierw na brata, potem Kaspiana.

— A ja i tak dotrę na czas do bramy — dodał brunet.

Królowi nie podobało się to rozwiązanie, czego jednak głośno nie przyznał. Chociaż w tym jednym się zgadzaliśmy. Rozdzielanie się, zmieniając w ten sposób plan, nigdy nie było dobrym pomysłem.

— Czekaj — zawołałam za chłopakiem, gdy miał już zamiar odwracać się w stronę wyjścia. Kaspian odwrócił głowę i spojrzał na mnie, jakby miał wrażenie, że się przesłyszał. — Pójdę z tobą. Razem zjedzie nam szybciej.

Brunet już otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć, ale przerwał mu nagle król:

— Nie ma takiej opcji.

Spojrzałam na niego, naprawdę słabo maskując zdenerwowanie. Na Aslana, jaki ten facet potrafił być irytujący.

— Nie patrz się tak, ja cię wziąłem, więc jestem za ciebie odpowiedzialny. — Wzruszył ramionami. Zaraz potem spojrzał na Kaspiana, wychylając się ostentacyjnie ponad moją głową. — Poradzisz sobie sam?

Nie wiem, czy faktycznie uważał, że sobie poradzi — wiem, tylko, że przytaknąłby tak czy siak, więc pytanie to było tak z deka bez sensu. Odwróciłam się jeszcze raz w jego stronę.

— Uważaj na siebie — rzuciłam po cichu.

Kaspian przez moment stał jeszcze w miejscu, patrząc na mnie, jakby sam też chciał coś dopowiedzieć.

— Wy też — szepnął, przeskakując wzrokiem ze mnie na króla.

Obaj skinęli sobie na pożegnanie głową, aż Kas w końcu zniknął za drzwiami, idąc nie wiadomo gdzie i na jak długo. Westchnęłam głośniej.

— Po prostu nie do wiary.

Król przeszedł obok mnie, trącając mnie ze śmiechem barkiem. Zuchon ruszył zaraz za księciem, bo według planu miał spotkać się z Ryczypiskiem przy dźwigni od zwodzonego mostu, a na to potrzebował odrobiny więcej czasu niż my.

Spojrzałam na króla, ściągając brwi.

— Myślałem, że zależy ci na ratowaniu swoich ludzi, nie telmarskiego księcia — rzucił, na co siostra zgromiła go zaraz srogim spojrzeniem.

Pewnie by mnie ten przytyk ruszył, gdyby nie to, że blondyn po części miał rację. Sama nawet nie zauważyłam, kiedy i dlaczego tak się stało, ale w chwili, gdy jego życie i bezpieczeństwo faktycznie było zagrożone, martwiłam się o Kaspiana tak samo, jak martwiłabym o Padame, Corvusa, Ryczypiska, czy nawet Zuchona. Martwiłam się o niego tak, jak o każdego, kto coś dla mnie znaczył.

— Kaspian jest jednym z moich ludzi — powiedziałam cicho, ale na tyle pewnie, żeby król mógł to usłyszeć. Zaraz potem zamrugałam jednak szybciej, jakby miało mi to pomóc odzyskać rezon, i potrząsnęłam głową. — Ruchy. Sam mówiłeś: nie mamy całej nocy.

×××

     Błądziliśmy po tym głupim zamczysku dobrych dwadzieścia minut, a po Mirazie ni widu, ni słuchu.

Nie rozumiem, na kij im tyle pokoi. Padame i ja mieściłyśmy się w metrażu dziesięć razy mniejszym, i jakoś żadna nigdy nie narzekała. Tu nawet przerobienie niektórych pomieszczeń na pokoje gościnne nic by nie pomogło — w końcu, kto normalny sprasza tylu gości?

A, no tak — król.

  — Chyba zrobiliśmy kółko. — Zuzka położyła dłonie na biodrach i spojrzała z niezadowoleniem na brata. — Jesteś pewien, że nie pomyliłeś korytarzy?

— Nie pomyliłem, cicho. — Machnął na nią ręką. — Powiedział dwa razy na lewo, w górę i trzeci korytarz po prawej.

Dziewczyna sapnęła ciężko i przyłożyła dłoń do czoła. Podzielałam jej załamanie.

— Czwarty, kretynie. Powiedział czwarty po prawo.

Król mrugnął dwa razy, jakby trawił informacje, i poruszył na boki ustami.

— Jesteś pewna?

Zuzanna przewróciła oczami i, nie czekając na reakcję żadnego z nas, ruszyła z powrotem w stronę głównego holu. W sumie to rozumiałam jej poirytowanie, Jego Wysokość Gbur już trzeci raz wyprowadził nas w pole, błądząc po tych nieszczęsnych korytarzach jak po ciemnym labiryncie.

— Nadal uważam, że trzeba było iść po tamtych schodach. — Założyłam ręce na piersiach. — Słyszałam tam kogoś, jestem tego pewna.

— Tak, no wiesz — sapnął z przekąsem doganiający siostrę król. — Jesteśmy w zamku. Założę się, że jest tu paru ludzi.

Zacisnęłam mocniej usta. Ja się założę, że dawno nikt mu nie utarł tego zadartego nochala.

— Jak jesteś taki mądry, to sam sobie go szukaj — odgryzła się zaraz Zuza. Spojrzała na mnie kątem oka, więc uśmiechnęłam się do niej lekko, bo było to miłe, że brała moją stronę.

W końcu babki muszą trzymać się razem.

— Bardzo śmieszne. — Blondyn opuścił z rezygnacją ramiona.

Właściwie, trochę było. Jakby nie patrzeć, szlajałam się właśnie z dwoma wielkimi władcami po zamczysku wroga, słuchając, jak kłócą się jak typowe rodzeństwo. Trochę dziwna wizja, nie powiem, bo w głowie zawsze wyobrażałam ich sobie jako dojrzałych i majestatycznych ludzi, kiedy w rzeczywistości król Piotr potykał się o progi korytarzy częściej niż ja.

Także, racja, było śmiesznie.

— Możemy już, nie wiem, iść dalej? — sapnęłam, znów na moment się zatrzymując, żeby spojrzeć na przedrzeźniające się rodzeństwo. — Nie żeby coś, ale nasi wciąż czekają na sygnał.

Jego Wysokość Gbur spojrzał na mnie tak, że dosłownie czułam, jak mentalnie próbuje mnie udusić. Facet miał jakiś problem z słuchaniem się innych — i mówię to ja, negująca dosłownie każdy przydzielony rozkaz.

— Od kiedy ty się zrobiłaś taka troskliwa, co? — Blondyn wziął się pod boki. — Naszym nic nie będzie.

— I mówi to ktoś, kto nie umie skręcić w dobry korytarz? — odgryzłam się prędko.

Piotr Wielki przymknął nerwowo powieki i wydał z siebie zduszony oraz bardzo boleściwy jęk, jakby musiał mocno się powstrzymywać, żeby zaraz nie wybuchnąć.

— Jak z dziećmi — podsumowała zrezygnowana Zuza.

— Tak, dokładnie — wtrącił jej z parsknięciem brat. — Szkoda tylko, że jako jedyny faktycznie staram się znaleźć Miraza, zamiast narzekać i smęcić...

Chyba powiedział coś jeszcze, ale kompletnie się wyłączyłam. Echo z sąsiedniego korytarza roznosiło dźwięk tętna tak prędkiego i tak nieregularnego, że samo słuchanie go wprawiało mnie w niepokój. Tym bardziej, że kojarzyłam drżący, ale zawzięty głos, który z trudem wypowiadał każde kolejne i poprzedzone niespokojnym uderzeniem serca słowo.

— Cicho — mruknęłam na wciąż kłócące się rodzeństwo. Nie podziałało. — No przymknijcie się na moment.

Tym razem zamilkli prawie od razu. A ja nie miałam nawet czasu, żeby jakoś bardzo wstydzić się za to, że kazałam wielkim władcom dosłownie się przymknąć.

  Echo serca, mimo, że słyszane mniej wyraźnie niż głosów, roznosiło się znacznie łatwiej. Dlatego dopiero, kiedy pojedyncze, zdeformowane i zagubione po drodze dźwięki, zaczęły układać się w barwę, ton, a później słowa, mogłam tak naprawdę stwierdzić, czyją obecność rozpoznałam.

—... Kaspian — szepnęłam nieświadomie. Dopiero po chwili potrząsnęłam głową, jakby miało mi to pomóc doprowadzić się do porządku, i zerknęłam na obserwujących mnie nastolatków. — Kaspian tu jest — wyjaśniłam, żeby zaraz potem, słysząc kolejny dumny głos, przymknąć w nerwach powieki. — ... razem z Mirazem.

To nie wróżyło dobrze. Właściwie, to wróżyło bardzo źle, bo skoro Kas spotkał się ze stryjem, nie otwierał bramy — a skoro nie otwierał bramy, nasi nie mieli jak wejść. A wejść musieli, jeśli faktycznie mieliśmy na celu przeprowadzenie ataku.

— Musimy ich...

Nie słuchałam już, co dalej mówiła Zuzanna. Wmawiałam sobie, że to jedynie strategia, chęć odnalezienia go, zanim dźwięki magicznie przestaną mnie prowadzić, ale prawda była taka, że chciałam po prostu jak najszybciej odciągnąć go od zrobienia głupoty. A wyglądało na to, że była to duża głupota.

   Szłam zbyt prędko i w zbyt wielkich emocjach, żeby lepiej skupić się na drodze. Pomijając trzy ślepe zaułki, w które niechcący skręciłam, głosy Kaspiana i jego wuja prowadziły mnie praktycznie same, więc obierałam tę drogę, która najlepiej roznosiła dźwięk. Obyśmy tylko zdążyli, zanim się nawzajem pozabijają.

— Zuza, celuj na wprost drzwi — poleciłam królowej, kiedy znajdowaliśmy się już na tyle blisko, że nawet bez elfiego słuchu można było wyłapać skrawki rozmowy.

Dziewczyna skinęła mi głową, co zaraz potem zrobił też jej brat, wyjmując w gotowości miecz. Dobry plan. Swój też mogłabym wyciągnąć.

Odłóż miecz, Kaspianie — odezwała się spokojnie będąca w pokoju kobieta. — Nie zmuszaj mnie do tego.

Zuzka otworzyła zamaszyście drzwi, naciągnięte cięciwo trzymając wymierzone w kobietę.

— A ty nie zmuszaj mnie.

Siedząca na dużym łóżku brunetka obejrzała się w naszą stronę, na chwilę tracąc rezon. Była starsza od nas, może w wieku Padame, ale przy słabym świetle mogłam też po prostu odnieść błędne wrażenie.

Zerknęłam w bok, gdzie stał Kaspian, z czubkiem miecza trzymanym na krtani nieco wyższego od niego, starszego mężczyzny. Więc oto i lord Miraz — największy drań, o jakim zdążyłam jak dotąd usłyszeć.

— A zapukać to nie łaska? — Mężczyzna westchnął ostentacyjnie i wziął się pod boki, omotując nas rozgniewanym spojrzeniem.

Wyglądał dość... przerażająco. Znaczy, minotaury też potrafiły napędzić człowiekowi stracha, ale on miał w sobie coś, co sprawiało, że pod jego spojrzeniem czułam się mała. Jakby przewyższał mnie wiedzą, doświadczeniem i znaczeniem dla świata.

— Zwariowałeś? — sapnął na Kaspiana Piotrek. — Miałeś iść, otworzyć wrota.

Ostrożnie zabrałam spojrzenie z celującej w chłopaka kobiety i zerknęłam krótko na księcia. Próbowałam ignorować dźwięk jego tętna, pracujących szybko płuc i każdego drżenia krtani przy mozolnym przełykaniu śliny — ale myślę, że słuchanie go było już po prostu silniejsze ode mnie.

Zrobiłam kilka kroków bliżej niego, bo jako jedyna nie musiałam w nikogo celować.

— Kas, proszę cię, nie rób nic...

— Dość! — przerwał mi krzykiem chłopak. Stanęłam w pół kroku, usta otwierając nieco nieobecnie i zamrugałam. Kaspian wyprostował rękę, która moment wcześniej niekontrolowanie mu się zatrzęsła i wbił miecz odrobinę mocniej w skórę stryja. — Dziś choć raz masz powiedzieć prawdę! — Chłopak zagryzł zęby, robiąc kilka kroków w przód, i tym samym pchając Miraza na okno. — Czy to ty zabiłeś mi ojca?

Moje ściśnięte na rękojeści miecza palce machinalnie się rozluźniły, a ja sama otworzyłam usta nieco szerzej, nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Czyli... Czyli to o to chodziło. Dlatego Kaspian nie pobiegł pod wrota i dlatego zaczął kierować się złością, nie rozsądkiem.

I, nie powiem, bo nie potrafiłam go za to winić. Strata rodziców to jedno — wieść, że zostali zamordowani, stanowi jej zupełnie inny poziom.

— Ach, więc o to idzie. — Miraz skinął głową, nagle znacznie poważniej, niż rozmawiał z nim jeszcze chwilę wcześniej.

— Kaspianie... — szepnęłam cicho, i wyciągnęłam przed siebie dłoń, jakby miało mi to pomóc.

Najgorsze było to, że nie miałam bladego pojęcia, co powinniśmy teraz zrobić — nie mogliśmy od tak puścić Miraza wolno, ale nie mogłam pozwolić Kaspianowi go zabić. Nie tylko dlatego, że wywołałoby to wojnę (lub raczej ją przyspieszyło), ale przede wszystkim dlatego, że później by tego żałował.

Miał w sobie zbyt wiele honoru, żeby zabić go w nieczystej walce.

— Przecież twój brat zginął we śnie — mruknęła siedząca na łóżku kobieta, jakby sama próbowała przetrawić ten fakt.

— Tak, można tak to ująć.

Spojrzałam gwałtowniej na lorda. Jak można być tak zaślepionym władzą, potrzebą bycia w ciągłej kontroli, żeby dopuścić się czegoś takiego? Zabić brata, na Aslana, rodzonego brata, tylko po to, żeby móc nosić na głowie kawałek złota?

Co wspaniałego jest niby w rządzeniu, byciu odpowiedzialnym za tak wiele istnień i ważnych spraw, możliwości zniszczenia całego państwa jedną, głupią decyzją? Bycie u władzy, to bycie skazanym na ciężar tak wielki, że nie wyobrażam sobie móc się z niego cieszyć.

— Kaspianie, w ten sposób niczego nie wyjaśnisz — odezwała się Zuza, na moment skupiając na sobie uwagę chłopaka.

Zacisnęłam palce odrobinę mocniej na skórzanym pasku, podtrzymującym pochwę miecza i cicho odchrząknęłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak głupie było wchodzenie w sam ogień, ale wycofanie się wydawało się być już niemożliwe. Jeśli wyjęłabym broń, ciotka księcia zastrzeliłaby mnie w przeciągu sekundy.

— Kaspian — szepnęłam, może odrobinę za cicho, żeby mnie usłyszał. — Kas, proszę, nie rób nic głupiego. Jesteś lepszy niż on. Jesteś lepszy niż oni wszyscy, słyszysz?

Przez moment na mnie spojrzał — jedynie kątem oka, głowy za bardzo nie przekrzywiając, ale było to spojrzenie przesiąknięte tyloma emocjami i takim rozdarciem, że bolało nawet, gdy miałam je na sobie połowicznie.

— Lepszy? — Miraz parsknął śmiechem, znów skupiając na sobie uwagę chłopaka. — Wszystko, co mają, Telmarowie wywalczyli i ukradli. Twój ojciec był taki sam. Myślisz, że co by zrobił, widząc przy tobie to wynaturzenie? — Zmrużył oczy, brodą wskazując na mnie. Przez związane włosy moje uszy rzucały się w oczy niemal od razu.

— Jak mogłeś? — Kobieta na łóżku wypuściła z ust głośny i ciężki oddech, jakby zbrodnia Miraza faktycznie ją dotknęła.

— Musiałem — rzucił przez zaciśnięte zęby. — Tak, jak ty musisz teraz strzelić. Dla naszego syna.

Lord podniósł dumnie głowę i przeszedł krok w przód, tym samym dając mieczowi Kaspiana przeciąć sobie naskórek.

— Stój! — krzyknęła kobieta.

— Nie ruszaj się! — zawtórowała jej Zuzanna.

— Musisz zdecydować, droga żono. — Miraz znów postawił stopę bliżej bratanka, drażniąc go, jakby chciał pokazać, że nawet w takiej pozycji, wciąż ma nad nim przewagę. Ścisnęłam mocniej rękojeść, kątem oka zerkając na (jak zgaduję) lady Pretensjonatę. Była tak skupiona na Kaspianie, że gdybym się pospieszyła, może mogłabym... Sama nie wiem. — Czy nasz syn ma żyć jak król... — Mężczyzna uniósł nieco głos. — Czy może raczej jak Kaspian, hę? Bez ojca!

     Potem wszystko potoczyło się zdecydowanie za szybko.

Strzała wypuszczona przez żonę lorda trafiła Kaspiana w ramię, tym samym sprawiając, że miecz wypadł z ręki, a on sam upadł na mnie, przez co plecami uderzyłam w kolumnę baldachimu. Zuza też strzeliła, trafiając nieszczęśliwie w tę samą kolumnę, na której wylądowałam, a Miraz, korzystają z okazji, rzucił się do ucieczki. Zdążyłam jedynie zamachnąć się mieczem, zupełnie na oślep, zanim ten zniknął za drzwiami sekretnego wejścia. I to by było na tyle. Bo kiedy tylko Kaspian szarpnął wmalowanymi w ścianę drzwiami, te ani drgnęły. A jedyne co po nim pozostało, to rozpaczliwy krzyk płaczącej żony i skrawek zakrwawionej koszuli, przyklejonej do mojego miecza.

Chociaż tyle, że drania drasnęłam.

— Szlag by to! — krzyknął przez zaciśnięte usta Piotrek. — Szybko, zanim da znać wojsku!

Skinęłam mu posłusznie głową, kiedy spojrzeniem przeskoczył akurat po mnie, i schyliłam się po leżący na ziemi miecz księcia. Zostawianie broni, szczególnie, kiedy mieliśmy jej tak mało, nie było zbyt mądrym pomysłem.

  Wybiegłam na korytarz jako ostatnia, starając się nie zwracać zbyt wiele uwagi na płaczącą na łóżku lady Pretensjonatę, ale mimowolnie i tak zamiotłam po niej spojrzeniem. Szkoda babki. Uzależniła się od potwora, a uświadomienie sobie tego musiało być ciężkie.

— Masz. — Wcisnęłam Kaspianowi miecz w rękę. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że wciąż miał w ramieniu strzałę, więc zatrzymałam się na moment, żeby oderwać kawałek swojej koszuli. — Czekaj, nie możesz tak walczyć.

Chłopak odwrócił się do mnie, sama nie wiem, czy zaalarmowany bardziej wołaniem, czy tym, że złapałam go za nadgarstek. Tak, czy inaczej, stanął na moment, chyba wciąż zbyt oszołomiony, żeby cokolwiek powiedzieć, i bez mruknięcia pozwolił mi wygiąć swoją rękę tak, żebym widziała ranę.

Całe szczęście, że ciotka nie trafiła go w tętnicę — właściwie, przepływ krwi w jego ręce był jedynie słabo zakłócony, więc wyciągnięcie strzały nie powinno go zabić.

— Będzie boleć — sapnęłam, marszcząc czoło, i jednym szarpnięciem wyciągnęłam z jego ramienia miedziany grot. Potem szybko przycisnęłam do rany kciuka, ignorując syki księcia, i wolną ręką zawiązałam wokół niej kawałek swojej koszulki.

Czasem nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile z nudnych nauk Padame tak naprawdę mogło uratować komuś życie.

   Nagle po zamku rozległ się głośny i donośny dźwięk dzwonów, co mogło znaczyć tylko tyle, że Miraz zaczął mobilizować żołnierzy. Świetnie. Po prostu przecudownie.

— Dobra, a teraz zbieraj tyłek w troki i przyspiesz, zanim zgubimy Zuzę i Piotrka — dodałam, kiwając głową w stronę korytarza i sama też zaczęłam biec.

— Dobry plan. — Kaspian skinął głową.

 Na szczęście udało nam się dogonić rodzeństwo Pevensie szybciej, niż się tego spodziewałam. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo kiedy Piotr, zamiast skręcić w wyznaczonym przez Kaspiana kierunku, pobiegł prosto, nasz mizerny plan z deka się posypał.

— A ty dokąd?! — krzyknęła za bratem Zuza.

— Nasi ludzie są pod murami, szybko!

Dobra, ten jeden raz zdobył sobie mój szacunek, i to w większej dawce, niż myślałam, że potrafię mu dać.

Królowa mlasnęła pod nosem i spojrzała na mnie, jakby nie była pewna, co powinna zrobić. Skinęłam jej głową na blondyna.

— Sama w to nie wierzę, ale jestem z nim.

Zuzka przytaknęła, Kas zrobił zaraz to samo, więc bez zbędnego myślenia, pobiegłam śladami blondyna. Facet miał świetną orientację w terenie, tak przy okazji, osobiście bym się tu w takim pośpiechu zgubiła.

— Teraz, Edmund! — zawołał król, wybiegając na dziedziniec. — Daj naszym znak!

— Czekaj, Wasza... — krzyknęłam, ale ten był już tak zaaferowany, że nie zwrócił na to większej uwagi. Co nie było zbyt dobre, bo właśnie biegło na nas kilku wartowników, a patrząc po tym, że trzymał łeb w górze, raczej ich nie zauważył. — Piotrek, uważaj!

Mam nadzieję, że nie dostanie mi się, za mówienie mu na ty. Tym bardziej, że dzięki temu wybiegający zza rogu Telmar nie zdążył skosić mu głowy.

  Król pozbył się bez problemu wszystkich nacierających na nas żołnierzy, także naszą trójkę ominęła cała zabawa. Niestety. Tak czy inaczej, blondyn od razu ruszył na koło podnoszące bramę i zaczął kręcić nim jak opętany.

— Czekaj! — zawołała Zuza. — Już za późno! Odwołaj atak póki można!

— Nie, może się jeszcze udać! — Blondyn ciężko sapnął. Zerknęłam na schody, z którym zaczęły już zbiegać wojska Miraza; nie wyglądało to dobrze. — Pomóżcie mi!

Zuza i Kaspian spojrzeli po sobie, a ja w tym czasie patrzyłam na nich, czekając, co zadecydują. Osobiście nadal uważałam, że najlepszy byłby odwrót, ale wątpię, żeby król Piotr go zarządził— a bez tego, nasi ludzie się nie poddadzą.

Dziewczyna westchnęła i podbiegła do brata, żeby mu pomóc. Zerknęłam na Kasa. Prawie od razu poleciał, żeby się do nich przyłączyć.

— Jak przez was zginiemy, osobiście was zamorduję — mruknęłam, wbijając się koło Zuzy.

— Dzięki za mentalne wsparcie — sapnął Piotrek.

— Koniecznie musisz postawić na swoim, nie? — dodała z wyrzutem dziewczyna. Ale jej już nie odpowiedział. Może wyszły mu wszystkie w miarę dobre riposty, a może po prostu miała zbyt wiele racji, żeby mógł teraz jakąś znaleźć, ale spojrzenie, które jej posłał, samo za siebie mówiło, że nie chciał jej zawieźć.

   W końcu udało nam się otworzyć bramę. Telmarski oddział natarł na nas od strony zamku, my chwyciliśmy za broń, a kiedy dziedzińcem wstrząsnął stukot kopyt, racic i butów, serce zabiło mi szybciej, trochę z ekscytacji, a trochę ze strachu, rozdzierając pierś w bojowym okrzyku.

— Za Narnię! — zawołał na całe gardło król Piotr.

I wszyscy odpowiedzieli mu tym samym. Bo tej nocy byliśmy gotowi zginąć za wolność, ideę — byliśmy gotowi zginąć za Narnię. 





wiem, z dwóch tygodni zrobiły się prawie trzy, ale moja wena pisarka ostatnio mocno podupadła.

po zakończeniu echo planuję zrobić sobie na jakiś czas przerwę od pisania (a raczej publikowania, bo czasem jeszcze najdzie mnie, żeby coś sobie naskrobać) i możliwe, że w ogóle nie będę udzielać się na wattpadzie. na pewno chciałabym napisać też drugą część, ale nie mam pojęcia, kiedy dokładnie ją opublikuję

anyway, trzymajcie się cieplutko i widzimy się przy następnym

buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro