Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 Nieświęte przymierze

Rozdział nieco długi, ale zawiera całą masę ciekawostek oraz informacji na temat postaci pojawiających się w poprzednich opowiadaniach.

Amity, Luz i Kirke siedziały na pace wozu do którego zostali zamknięci po akcji w muzeum. Żadne z nich jednak nie było tym faktem zadowolone, a zwłaszcza Luz, której nie pasowało, że tak po prostu się poddały.

- Wiedziałam, że pewnego dnia twoje bycie przemądrzałą wpakuje nas w kłopoty.- Westchnęła Luz, spoglądając na ścianę wozu.

- No to mam szczęście, bo mam dziewczynę, która pilnuje moich pleców.- Uśmiechnęła się Amity przewracając oczami.

- Przynajmniej ten jeden raz to nie moja wina, a i ta dziewczyna ma skute ręce, więc z tym pilnowaniem może być ciężko.- Luz uśmiechnęła się i spojrzała na Kirke. - Co z nami zrobią?

- Nie mam pojęcia.- Wzruszyła ramionami.- Nie wiem, nawet kto wydał rozkaz mojego zatrzymania.

- A to nie chodziło o nas?- zdziwiła się Luz.

- Nikt niepowołany nie wiedział, że będziemy w muzeum- odpowiedziała jej Amity.

- Mam pewne podejrzenia, że moje zatrzymanie może mieć związek z Iris i nie zdziwiłabym się, gdyby rozkaz pochodził od Kikimory.- Odparła.- Ona zawsze szuka sposobów, aby pozbyć się Iris, która skoro wróciła, na pewno namieszała w jej planach.

- Ale czy one nie są po tej samej stronie?- zapytała zdziwiona Amity.

- Kikimora jest bardzo specyficzną osobistością, która łaknie władzy. Tak przynajmniej opisywała ją Iris. W każdym razie niedługo poznamy prawdę.- Kirke oparła głowę o ścianę wozu i zamknęła oko.

- A nie boi się pani?- Ciągnęła dalej Amity.

- Nie.- Odparła Kirke nie otwierając oka.- Poradzimy sobie.

- My?

- My.- Przytaknęła.- Iris nie jest jedyną osobą na którą mogę liczyć. Należę bowiem do "rodziny" której nie łączą więzy krwi lecz wspólna idea.  "Rodzina", która stoi na straży porządku i obserwuje, a kiedy trzeba działa. Jesteśmy poszukiwaczami sprawiedliwości, którzy rezygnują z blasku chwały na rzecz swojego dzieła i dlatego musimy żyć w cieniu naszych sukcesów. I jak już mówiłam poradzimy sobie, ale dzięki za troskę, a kto wie może i wy jakoś się z tego wywiniecie.- Dodała tajemniczo.

Amity i Luz spojrzały na siebie nie wiedząc o co mogło jej chodzić, ale jej spokój świadczył o tym, że mocno wierzy w swoje słowa.

- Masz jakiś plan?- odezwała się Luz.

- Pracuje nad nim.- Odparła, ale prawda była taka, że nie wiedziała, co robić.

Jakiś czas później.

Drzwi od wozu otwarły się i pierwszym słowem, jakim ich powitano to:

- Wysiadka!- warknął rekrut.

Amity, Luz i Kikre bez słowa wykonali polecenie, a po wyjściu okazało się, że znajdują się na dziedzińcu zamku Belosa, a dookoła aż roi się od strażników.

- Chyba stan zatrzymanych się nam nie zgadza.- Wtrącił prawdopodobnie dowódca.- Mieliśmy zatrzymać jedną osobę. Kobietę o imieniu Kirke i tutaj jest jej rysopis.- Wskazał na trzymaną w ręce kartkę papieru, na której znajdował się rysunek który przedstawiał Kirke.

- I złapaliśmy ją.- Potwierdził rekrut.

- A te dzieciaki skąd się tutaj wzięły?- Dowódca, spojrzał podejrzliwie na nadprogramowych więźniów.

- Były razem z nią, więc zawinęliśmy je prewencyjnie.- Rekrut, wzruszył bezradnie ramionami.

- Ech... dodatkowa papierkowa robota.- Dowódca pokręcił głową, ale widać było, że nie jest zachwycony zaistniałą sytuacją.- Dobra... robimy tak. Kirke do celi, a te dwie do sali przesłuchań, a dalej niech martwią się już nasi przełożeni.- Oznajmił, zadowolony swoim kreatywnym pomysłem.

Rekruci złapali pod rękę Luz i Amity i zaprowadzili je do pokoju przesłuchań.

- Zaczekajcie tutaj.- Rozkazał jeden z rekrutów i zatrzasnął za nimi drzwi.

- Teraz przydałby się nam twój plan ucieczki.- Powiedziała Luz, podchodząc do ściany.

- Nie mam żadnego. Ściany są za grube, skonfiskowali mój palizman i twoje glify, a z magią, której mogę użyć, nie dotrzemy nawet do końca korytarza.

- No to już po nas...- stwierdziła Luz i ironicznie się uśmiechnęła.

- Zawsze możemy udawać niewiniątka.- Rzuciła Amity, która po chwili zrozumiała, że to byłby głupi pomysł.

- Ty może się jeszcze wywiniesz, ale ja sporo narozrabiałam, więc nie spodziewam się, że wypuszczą mnie za piękne oczy.

- Cóż... w każdym razie siedzimy w tym razem i razem stąd wyjdziemy albo nie, chociaż nie tak planowałam spędzać z tobą czas.

- Ja też, ale przyznasz, że siedzenie w kłopotach razem fajnie brzmi, ale ja też wolałbym jakieś inne miejsce i okoliczności gdzie mogłybyśmy spędzić czas razem... piknik, jakieś wspólne gotowanie, wspólne czytanie książek o Azurze.- Luz uśmiechnęła się przy ostatnich słowach.- Wspólne książek o Azurze brzmi strasznie spoko.- Wyliczała Luz i roześmiała się na koniec. Śmiech to jedyne co mogła w tej chwili zrobić.

Amity zaśmiała się, na moment zapominając, w jakich tarapatach się znaleźli, ale to trwało tylko chwilę.

- Dobra. Jakby co ja mówię, a ty udawaj, że nie wiesz o co chodzi i jakoś może uda się nam wykpić.- Rzuciła Amity. Wiedziała, że pomysł był dość głupi, ale nic lepszego nie potrafiła wykombinować.

Wtedy drzwi od celi otwarły się, a w nich pojawił się Iris.

- Pięknie. Z deszczu pod rynnę...- Mruknęła Amity, która na jej widok, usiadła zrezygnowana na krześle.

- No proszę... cóż za spotkanie.- Uśmiechnęła się Iris, zamykając drzwi.- Nie spodziewałam się, że tak szybko na siebie wpadniemy, ale to sporo ułatwia, więc dziękuję wam za pomoc i oszczędzenie mojego czasu.- Powiedziała i usiadła na krześle dokładnie naprzeciw Amity, spoglądając kątem oka na Luz stała obok Amity.

- Więc co teraz będzie?- zapytała Amity.

- Z tobą? Pewnie wezwą twoich rodziców i być może, podkreślam, być może cię wypuszczą, a co do twojej dziewczyny najpewniej zostanie publicznie zamieniona w kamień, bo lista rzeczy, którymi podpadła cesarzowi jest dość długa.- Iris rozsiadła się wygodnie i spojrzała na obie dziewczyny.- A co do ciebie Luz muszę przyznać, że mi zaimponowałaś podczas naszego ostatniego spotkania. Glify oparte na pierwotnej magii żywiołów? Wyrazy uznania.

- Znasz ten rodzaj magii?!- Zapytała zaskoczona Luz.

- Czy znam? Mało powiedziane. Nieskromnie powiem, że jestem mistrzynią w tej dziedzinie, i do naszego spotkania osoby znające taką magię mogłam policzyć na palcach jednej ręki, a teraz muszę używać dwóch.- Odpowiedziała rozbawiona swoim porównaniem.

- Jestem ciekawa do czego potrzebna pani to nagranie dotyczące człowieka, który stworzył portal na Wrzące Wyspy?- Spytała Amity zmieniając nieco temat.

- Właśnie sama sobie odpowiedziałaś na to pytanie Amity.- Iris lekko przekręciła głowę, a na jej twarzy pojawił się przyjazny uśmiech.- I możesz mnie nazywać po prostu Iris. Nie cierpię jak mówi się do mnie per pani. To że mam 57 lat nie znaczy, że jestem aż tak stara, a po drugie rodzice chyba mówili ci o  relacjach jakie nas łączą. Oficjalnie jestem honorową członkinią waszej rodziny, ale możesz mnie nazywać ciocią Iris, lub po prostu Iris, ale nie licz na ulgowe traktowanie.- Przy ostatnich słowach jej przyjazny uśmiech szybko ustąpił miejsca powadze.

Luz mimowolnie zachichotała, rozbawiona jej słowami, a sama Amity pokiwała głową na znak, że rozumie, wiedziała bowiem, że jej słowa trzeba brać na poważnie nawet jeśli wypowiadane są pod postacią żartu.

- Wracając do sedna. Pewnie wiecie lub nie, ale ludzie nieraz "wpadali" tutaj z wizytą, ale dopiero ten cały Philip stworzył portal pomiędzy światami. Studiowałam jego historię, szukałam wskazówek, ale wszystko spełzło na niczym- Wzruszyła ramionami.- Potrafię otwierać portale, ale tylko pomiędzy miejscami w tym świecie. Rozerwanie bariery pomiędzy światami jest bardzo trudne i wymaga olbrzymiej mocy, ale kiedy nadejdzie dzień jedności, to nasze światy się połączą, a przynajmniej taki jest plan.

- Dlaczego cesarzowi tak na tym zależy?- Drążyła Amity, która postanowiła dowiedzieć się czegoś i liczyć, że będzie miała okazję skorzystać z tej wiedzy.

- Nie wiem, ale wiem jedno, że granica między naszymi światami będzie wtedy tak cienka jak kartka papieru i krucha jak szło, a kto wie może otworzy nam to drogę do innych światów, kto wie... Jednak tego czego nauczyłam się podczas moich podróży to to, że igranie z mocami, których się nie rozumie zawsze źle się kończy. Zwłaszcza, że przez otwarte drzwi może wejść ktoś jeszcze, ktoś inny niż my.- Ostatnie zdanie powiedziała już szeptem do siebie. Jej mistrz opowiadał jej o tym, że istnieje wiele światów, które nie mają ze sobą bezpośredniego połączenia, ale jeśli pojawią się odpowiednie warunki, to wtedy... kto wie, co lub kto może się pojawić, kiedy coś takiego zajdzie. Mój mistrz twierdził, że zasłona oddzielająca nasze światy nie powstała bez powodu, ale aby to wyjaśnić potrzebowałabym kilku godzin, a aż tyle czasu nie mamy, ale powiem tylko, że  obecnie jest tylko kilka rodzajów istot, które potrafią się poruszać w miarę swobodnie po między światami.

- Wydajesz się sporo wiedzieć na ten temat.- Stwierdziła Luz.

- Mój mistrz wymagał ode mnie wiele, a przede wszystkim dyscypliny i rzetelności. Dlatego jestem tak dobra w tym co robię.- Oznajmiła z dumą.- No i jest on właśnie jedną z istot która posiada przywilej podróżowania pomiędzy światami. Powiem wam, że Wrzące Wyspy może i są niezwykłe, ale żadne z tych miejsc nie umywa się do domu mojego mistrza, latającego miasta Celeste.

- To kim jest twój mistrz?- Zapytała podekscytowana Luz, która oparła dłonie na ramionach Amity.

- Wy ludzie nazywacie takie istoty dżinami, tutaj są uznawane za mityczne demony, a prawda jest taka, że są znacznie bardziej zaawansowani i potężniejsi niż my. Celeste posiada najbardziej zaawansowane "szkoły" magi zwane Domami: Dom Materii, zajmujący się magicznymi konstruktami oraz wróżbiarstwem, Dom Oświecenia zgłębiający tajniki przywoływania, który stoi również na straży Wielkiej Biblioteki gdzie gromadzona jest cała wiedza. Dom Anima można porównać do połączenia sabatów abominacji, roślin, bestii oraz mikstur. Podobnie jak u nas są przywódcy domów oraz osoba sprawująca nad nimi władzę. W Celeste jest to Pierwszy z Kręgu. Mimo, że mój mistrz nie należy do żadnego z domów to, udało mu się uzyskać stanowisko Obserwatora, którego rolą jest, a to niespodzianka obserwacja innych ras. Jemu przypadło obserwowanie ludzi.- Iris uśmiechnęła się z nostalgią wspominając minione czasy jakie spędziła w latającym mieście.

- To brzmi naprawdę intrygująco.- Stwierdziła Luz.- Chciałabym zobaczyć to miejsce no i jestem ciekawa co mieszkańcy tego miasta myślą o ludziach.

-Na pytanie co myślą jestem w stanie odpowiedzieć, bo sama o to kiedyś zapytałam mojego mistrza. Uznaje się was za istoty bardzo skrajne, które są zdolne do czynienia wielkiego dobra oraz wielkiego zła, a wasza indywidualność sprawia, że nie można was jednoznacznie ocenić, każdy z was jest wyjątkowy, co uniemożliwia waszą klasyfikację. A co do wycieczki to cóż... ja też, ale bez pomocy któregoś z mieszkańców miasta nie można się tam dostać, ponieważ otacza je magiczna mgła która uniemożliwia jego namierzenie, co ma chronić ich przed nieproszonymi gośćmi z zewnątrz. W sumie może to i lepiej, bo wiedza która jest tam ukryta zamieniłaby nawet najbardziej nieudolną czarownicę w kogoś kogo naprawdę potężnego. Przynajmniej według obecnych tutaj standardów.- Iris westchnęła i mimo okoliczności mówiła prawdę. Sama kilkukrotnie chciała się tam dostać, ale się jej to nie udało. No i bardzo chciała komuś opowiedzieć tą historię, ale nie spodziewała się, że opowie ją w takich okolicznościach.

- Kirke wspomniała, że miałaś ucznia, a dokładniej człowieka to prawda?- Wtrąciła niespodziewanie Amity.

- Kirke lubi dużo mówić, a po drugie jak ją przekonaliście, żeby wam o tym powiedziała? Bo jeśli dobrze pamiętam nigdy nie plotkowała na mój temat z obcymi.- Iris spojrzała na nie podejrzliwie.

- Wspomnieliśmy o walce z tobą i tak jakoś wyszło, a później jak nas zawinęli to...

- CO?! Powtórz, co powiedziałaś?!- Iris po usłyszeniu ostatnich słów nagle się ożywiła, a spokój na jej twarzy prysnął jak bańka mydlana.

- Rozmawialiśmy z nią w muzeum, kiedy pojawili się członkowie cesarskiego sabatu. Wiedzieli dokładnie kogo i gdzie szukać, a nas zgarnęli przy okazji.- Wyjaśniła Amity, spoglądając kątem oka na Luz.

Wtedy Iris poderwała się z krzesła i z całej siły uderzyła pięścią w stół łamiąc go na pół. Luz nieco odskoczyła do tyłu, a Amity aż poderwała się z miejsca, nie wiedząc, czy Iris nie zrobi z nimi tego samego co z tym stołem.

- Kikimora pożałuje, że zadziera z moją rodziną.- Warknęła i ruchem palca, rzuciła zaklęcie które poskładało zniszczony przez nią stół.- Macie szczęście, bo teraz pojawiła się znacznie bardziej istotna sprawa niż wy, więc posiedzicie tutaj, a ja porozmawiam sobie z Kikimorą o...

Wtedy do pokoju przesłuchań wpadł podenerwowany Hunter.

- Potrzebuję twojej pomocy!- Spojrzał na Iris, a potem na Luz i Amity.- Och... to wy.- Mruknął zdegustowany widokiem znajomych, acz niezbyt lubianych twarzy.

- Widzę, że wasza trójka się zna. Dobrze, bo nie mam czasu na uprzejmości... mów, o co chodzi. Tylko treściwie.- Upomniała go i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.

- Sole zniknęła. Prosiłem ją, aby miała oko na Kikimorę, ale nie ma nigdzie ani jej, ani Sole, a jedyne co znalazłem to kartka, na której napisano: Znalazłam I.- Hunter patrzył na zdenerwowaną Iris, oczekując jakiejś sensownej odpowiedzi lub pomocy.

- Może chciała napisać Ian.- Palnęła Luz.- Kirke mówiła, że jest dla ciebie ważny.

- Jeśli Kikimora go ma, to nie ręczę za siebie.- Spojrzała na Amity i Luz i wzięła głęboki oddech- Mam dla was propozycję. Jeśli mi pomożecie, to puszczę was wolno i przy okazji stworzymy historię, która przebije każde opowiadanie o Azurze.

Luz i Amity były lekko zdziwione, że Iris nawiązała do Azury, ale nie zdążyły jej o to spytać, bo znów odezwał się Hunter, któremu jej pomysł nie specjalnie się podobał.

- Nie możesz tego zrobić!- zaprotestował.

- Mogę. I zrobię. A jeśli twój wujek toleruje coś takiego, to będę musiała złożyć rezygnację. Jak mam walczyć z naszymi wrogami, kiedy nie mogę zaufać własnym sojusznikom?!- Iris spojrzała na Huntera.- Masz dwa wyjścia. Donieść na mnie, albo mi pomóc, wybieraj.

Hunter wbił wzrok w podłogę i zaklął pod nosem po czym podszedł do drzwi i patrzył czy przypadkiem ktoś się tutaj nie zbliża.

- Jeśli Kikimora porwała Sole, to pomogę.- Rzucił, ale ewidentnie nie był zachwycony tym pomysłem.

- Eee... kim jest Sole?- Zapytała zaintrygowana Luz. Mimo, że nie znała Huntera za dobrze to wiedziała, że musi być dla niego ktoś ważny inaczej by go tutaj nie było.

- Nie twój interes.- Fuknął Hunter, zniesmaczony  wścibstwem Luz.

- Szczerze? Nie podoba mi się ta umowa.- Stwierdziła Luz, spoglądając na Iris.- I mówię to ja. Członkom cesarskiego sabatu nie można ufać, a ja już parę razy się o tym przekonałam.- Spojrzała w tej chwili na Huntera.

- Nie bądź taki wrogo nastawiony, kochanie.- Powiedziała Amity, parząc na zniesmaczoną Luz, jej samej też nie uśmiechała się ta współpraca, ale przyznasz, że nie mamy lepszych opcji.

- Nie bądź taki protekcjonalny, kochanie.- Zripostowała i bez żadnego powodu roześmiała się.

- Wy tak na serio?- Mruknął Hunter.

- Krótka piłka zgadzacie się?- Iris wyciągnęła dłoń w kierunku Amity.

Ta spojrzała na Luz z twarzy, której ciężko było cokolwiek wyczytać.

- Stoi!- odpowiedziała Amity i uścisnęła jej dłoń, aby przypieczętować umowę.- Więc, gdzie zaczniemy szukać Kikimory?- zapytała.

- Hunter przynieś ich rzeczy.- Rozkazała.

Chłopak bez gadania wykonał polecenie i po chwili wrócił zarówno z palizmanem Amity, jak i torbą z glifami Luz.

- Z tego, co wiem, Kikimora ma gdzieś w swój tajny pokój czy jakkolwiek się to nazywa, ale ja nie wiem jak go odnaleźć, lecz znam kogoś, kto to potrafi.- Iris uśmiechnęła się tajemniczo.- Zaczekajcie tutaj chwilę.

Iris na chwilę zniknęła, a kiedy wróciła jakież było zdziwienie Luz oraz pozostałych, kiedy Iris przyniosła na rękach tłuściutkiego rudo białego kota.


Mimo że mieszkał na terenie zamku, był niczyj i przez cały jego długi żywot traktowano go jako maskotkę.

- Dlaczego kot?- zapytała zdziwiona widokiem zwierzaka Luz.- I skąd on tutaj się wziął?

- Wybrałam go, bo jak większość kotów potrafi wyczuwać źródła magii, przechodzić pomiędzy światami a poza tym mówiono mi, że te zwierzęta lubią zasypiać w miejscach, gdzie przecinają się magiczne żyły. Koty mają w zwyczaju znikać na całe godziny, a nawet i dni, a później wracają otoczone subtelną aurą. Zawsze zastanawiałam się, gdzie nasz sierściuch chadza, że tak nasiąkał magią i wydedukowałam, że prawdopodobnie wygrzewał się w samym sercu kompleksu pod zamkiem, a bez wątpienia to tam znajduje się to, czego szukamy, a dlaczego koty pochłaniają magię? Jest to jedna z wielkich zagadek naszych czasów- wyjaśniła Iris.

- Jesteś absolutnie pewna, że ten kot zaprowadzi nas na miejsce?- Hunter wyraził swoje wątpliwości, patrząc na kota, który dziwnie mu się przyglądał, a może nie tyle jemu co jego palizmanowi, który siedział mu na ramieniu.

- Spokojnie. Precelek może i wygląda na miłego i pociesznego, ale jestem pewna, że zaprowadzi nas, tam gdzie trzeba. Prawda?- Iris spojrzała na kota, który przeciągnął się leniwie i ruszył przed siebie zupełnie jakby rozumiał każde słowo jakie się do niego mówi.

Kilka chwil później

Precelek doprowadził grupę do tajnego przejścia, które było bardzo sprytnie zamaskowane, ale nie dla tego kota, który bez trudu pomógł je odnaleźć.

Droga w głąb kompleksu prowadziła przez ciągnące się w dół schody, a poza  Iris nikt nigdy nie schodził równie stromymi i krętymi schodami, co wymagało od nich ostrożnego stawiania kroków i długiego marszu w dół.

Cisza, jaka panowała wewnątrz, sprawiała, że nawet najcichszy oddech był dobrze słyszalny, chłód i wilgoć przypomniały Amity i Hunterowi o ich niedawnej przygodzie nad Jeziorem Zaćmienia, a Iris zaś przypomniała sobie o ruinach cytadeli Shantiri, gdzie omal nie zginęła z ręki przyrodniego brata. Jak widać pewne miejsca, potrafią przywołać różne wspomnienia zwłaszcza w przypadku Iris. Z tą jednak różnicą, że tym razem nie była sama, ale z racji wieku była za nich odpowiedzialna. Hunter był jej podwładnym, więc oczywistym było, że zadbanie o jego bezpieczeństwo jest naturalne, zaś Amity była dla niej jak rodzina, a o rodzinę zawsze się dba, a Luz? O Luz można było powiedzieć, że była pewnego rodzaju spoiwem które łączyło całą grupę no przynajmniej do czasu aż nie wykonają zadania.

Cieszę w jakiej szli przerwała Luz zaczynając rozmowę, która nie dotyczyła ani sabatów, Belosa, czy ratowania świata, lecz dotyczyła mało ważnych rzeczy, które jednak miały dla nich znaczenie, jak ulubione seriale, jedzenie, znienawidzony rodzaj muzyki czy głupoty jakie widzieli bądź zrobili. Rozmawiali o domu i o swoich zwierzakach.  Dla większości zwierzakami były palizmany które im towarzyszyły, i nawet Hunter darzył sympatią swojego ptasiego towarzysza, a kiedy nadeszła kolej Luz ta powiedziała:

- Kiedyś mieliśmy kota, znalazłam go tak mniej więcej trzy lata temu. Wabił się Brando.

- Brando?- spytała Amity

- Od Marlona Brando. Takiego ludzkiego aktora-  wyjaśniła Luz.- Nazwałam go tak, bo moja mama lubiła filmy z tym aktorem. Zwłaszcza Ojca Chrzestnego, mówiłam jej, że Brando porusza się tak jak jego filmowy odpowiednik, co było prawdą i liczyłam, że dzięki temu pozwoli mi go zatrzymać i pozwoliła .- Luz uśmiechnęła się nieco szerzej.- Uwielbiałam tego kota. Pamiętam, jak łaskotał mnie nosem po uszach, kiedy mruczał.

- Co się z nim stało?- zapytała Iris, która czuła, że  ta historia ma smutną puentę.

- Okazało się, że mama ma alergię i musieliśmy oddać kota.

- A...- westchnęła zasmucona Amity.

- Mama znalazła dla niego jakieś starsze małżeństwo, które zdecydowało się go wziąć. Kiedy po niego przyjechali, zamknęłam się w łazience. Mama próbowała mnie przekonać, żebym się z nim pożegnała, ale miałam nadzieję, że jeśli tego nie zrobię, Brando zostanie. Kiedy wyszłam z łazienki, już go nie było. Od lat nie wracałam myślami do swojego kota ani do dnia w którym musiałam go oddać. Jednak widok Precla i opowieści o waszych palizmanach sprawiły, że wspomnienia wróciły i wciąż bolały.

- Przykro mi- powiedziała Amity kładąc dłoń na jej ramieniu.

- Dzięki. Cieszę się, że mogłam to komuś powiedzieć, bo... nigdy nikomu tego nie mówiłam.- Odpowiedziała lekko się uśmiechając, zupełnie jakby spory kamień spadł jej z serca.

Iris widząc, że temat zwierząt był dla Luz trudny szybko go zmieniła, jednak mimo to szybko zeszli na temat uczuć, a wtedy wszyscy nagle zamilkli. O ile związek Luz i Amity nie był tajemnicą to Hunter i Iris nie chcieli mówić na ten temat. Hunter nie był pewien czy miałby kogoś kogo mógłby obdarzyć uczuciem, a Iris miała tak burzliwe życie uczuciowe, że brakłoby dnia, aby to wszystko opowiedzieć. Na szczęście Luz ani Amity nie chciały naciskać i uszanowały prywatność swoich towarzyszy.

Iris, która bała się kolejnego trudnego tematu nieco przyśpieszyła kroku, by przyświecać światłem w kierunku kota, który nie miał trudności z wszechobecną ciemnością, a po zejściu ze schodów dotarli do sporej sali z której było kilka dróg w jakie można by pójść, ale Precelek, który miał ich prowadzić zaczął teraz nonszalancko się przechadzać po pomieszczeniu i najwyraźniej nie zamierzał wskazać konkretnej drogi. Co rusz przystawał i zupełnie bez powodu kładł się i zaczynał się tarzać, by chwilę później wstać i łapkami czyścić swoje futerko lub chaotycznie przesuwał kamyczki, które przykuły jego uwagę.

O ile Iris, Luz i Amity uważały jego zachowanie za urocze to Hunter nie był nim specjalnie zachwycony, bo bardzo zależało mu na czasie. Nic dziwnego zważywszy na powód, dlaczego śmiertelni wrogowie przemierzają to miejsce razem.

Jednak rzeczą, o jakiej Iris zapomniała, a którą powinna przewidzieć były szkodniki, od których się roiło w tym miejscu. Za każdym razem, gdy jakiś gryzoń wynurzał się z zakamarków lub szczelin, kot zrywał się i zaczynał go gonić. Jednak tym, co zaniepokoiło wszystkich to fakt, kiedy ich futrzarzy przewodnik, skutkiem pogoni za dość pulchną myszą zniknął w głębokim, wąskim korytarzu i nie wracał przez dobre pół godziny.

- No to chyba po naszym przewodniku.- Stwierdził Hunter.

- Spokojnie. Precelek już tu bywał, więc nic mu nie będzie.- Uspokoiła go Iris, która przywołała większą świetlistą kulę, która oświetliła całe pomieszczenie i usiadła na jednym z kamieni.

- Mogę o coś zapytać?- odezwała się Amity, którą podeszła do Iris.

- Pytaj, ale nie obiecuję, że odpowiem ani, że odpowiedź cię zadowoli.- Wzruszyła ramionami.

- Ja i Luz czytałyśmy twój plakat promujący cesarski sabat, ten, w którym pisałaś, że można odnaleźć w nim rodzinę, akceptację i zrozumienie i chciałabym wiedzieć, co się zmieniło?

- Wszystko.- Odparła krótko.- Kiedy to pisałam, wierzyłam, że Cesarski Sabat może być takim miejscem, ale Belos szybko wyprowadził mnie z błędu... nie wiem... może gdybym to ja rządziła, byłoby inaczej, zresztą ja nigdy nie pragnęłam takiej władzy. Chciałam uczynić Wrzące Wyspy lepszym miejscem, chciałam coś osiągnąć... w każdym razie to już nie jest ten sam sabat co 40 lat temu. Kiedyś walczyliśmy, bo wierzyliśmy w ideały i cel, a teraz walczy się, bo taki dostało się rozkaz i o nic się nie pyta.

- Więc dlaczego wróciłaś? Aby odnaleźć ucznia?- Drążyła Luz.

- Tak i przy okazji chcę ocalić cesarski sabat, a przynajmniej spróbować, by Belos nie pociągnął go ze sobą na dno... Jest jeszcze coś o czym powinniście wiedzieć... mój uczeń nie jest dla mnie tylko uczniem. Jest moim siostrzeńcem. Synem mojej przyrodniej siostry, z którą walczyłam i musiałam się jej pozbyć... wiecie albo to ona pozbyłaby się mnie. Tak niestety czasem działa świat.- Iris spojrzała na zaskoczone twarze Luz i Amity.- Odnalezienie go to moja druga szansa na odkupienie i zrobię wszystko, co będzie trzeba, aby go znaleźć i uwolnić, a po drugie zawsze powtarzałam Belosowi, że konflikty nigdy niczego nie rozwiązują. Przeciwnie. Tworzą tylko problemy, które trzeba rozwiązywać innymi metodami. Wy dwie jesteście tego przykładem.

- Możesz to rozwinąć?- Ciągnęła Amity, której udzieliło się wścibstwo Luz.

- Belos chce zaprowadzić porządek i nierzadko ucieka się do przemocy, a to rodzi niezadowolenie. Twoja dziewczyna Luz jest bardzo znana wśród wrogów Belosa i jakby to poetycko ując, to ona została iskrą buntu, która jeśli się jej nie opanuje zamieni się w pożar, który spopieli to, co Belos stworzył.- Iris zaśmiała się pod nosem i spojrzała na Luz.- Który pomagałam tworzyć.- Ostatnie zdanie, powiedziała szeptem jakby było skierowane tylko do niej.

- Zawsze ciekawiło mnie dlaczego Belos się tak zachowuje. Wyrzucił Lilith chociaż była lojalna i ogólnie źle traktuje swoich podwładnych. Może ty nam to wyjaśnisz?- Zapytała Luz, którą była ciekawa co kieruje Belosem, że jest taki jaki jest.

- Wiesz kiedyś spytałam go o to samo i wiesz co mi odpowiedział?

Luz pokręciła przecząco głową.

-"Znasz ludzką grę, którą nazywają szachami?" Przytaknęłam, bo mój mistrz kiedyś mi ją pokazywał, ale słabo w nią grałam. Jednak wracając do jego słów: "Z perspektywy pionka widać tylko przyjaciół po bokach i wrogów po drugiej stronie. Król widzi szachownicę inaczej. Najwięksi wrogowie są dookoła niego. Każda bierka może zamknąć króla w matni. A wtedy szach...i śmierć. Szachy, Iris, są sztuką poświęcania własnych bierek. Teraz rozumiesz?" Zrozumiałam to... aż za dobrze. Krótko mówiąc już wtedy miał problemy z zaufaniem, ale teraz widzę, że to się tylko pogłębiło, co sprawia, że nie zawaha się poświęcić każdego byleby osiągnąć cel.

- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach.- Zażartowała Luz.- Jednak lepiej by było gdybyś była po naszej stronie.

- Pewnie tak.- Uśmiechnęła się Iris.- Jednak ja już wybrałam stronę. Swoją i ze względu na stare czasy jest ona związana z Belosem i Cesarskim Sabatem, ale kto wie jak ta historia potoczy się dalej.- Odpowiedziała tajemniczo.

Podczas kiedy Iris zabawiała rozmową Luz i Amity Hunter nie chcąc tracić czasu, zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, szukając czegoś, co mogłoby posunąć tę wyprawę do przodu bez potrzeby liczenia na pomoc od chadzającego własnymi ścieżkami sierściucha.

Wtedy właśnie przy kupce gruzu znajdującej się niedaleko jednego z przejść Hunter natknął się na nadpalony kawałek papieru.

- Chyba coś mam.- Oznajmił i po wygrzebaniu go podszedł do reszty zaczynając czytać.- " [...] Odkąd nieopodal laboratorium zaczęli się kręcić nowicjusze z cesarskiego sabatu, zostałem zmuszony przenieść laboratorium nieco w głąb tuneli i przy okazji wzmocnić zabezpieczenia. Podejrzewam, że są to tylko znudzeni rutyną młodziki, którzy nie są raczej zainteresowani moimi badanami, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Fragment nadpalony nieczytelny ...poza tym , za radą zaprzyjaźnionego inżyniera, postanowiłem postawić proste zabezpieczenia mechaniczne. W jednej z sal po drodze do laboratorium umieściłem na znacznej wysokości cztery ruchome kamienie, które gdy je wcisnąć, zwalniają mechanizm zabezpieczający i otwierają drzwi. Dla mnie to pestka, ponieważ wymaga to tylko użycia prostego zaklęcia, podczas gdy dla niewtajemniczonych może to stanowić wyzwanie dwojakiego rodzaju. Po pierwsze owe kamienie trzeba dostrzec i skojarzyć, do czego służą oraz znaleźć sposób na to, jak je wcisnąć. [...]"  Reszta część zapisków spalona.- Oznajmił Hunter, skończywszy czytać.

Wtedy właśnie wrócił Precelek który jak gdyby nigdy nic usiadł przed nimi i zaczął sobie myć pyszczek.

- No dobra sierściuchu, prowadź nas teraz do celu!- Rozkazał Hunter tonem głosu, który zdradzał zniecierpliwienie jednocześnie, spoglądając nerwowo na kota.

Precelek spojrzał na Huntera i nie wyglądał, jakby przejął się jego słowami, przeciwnie po prostu je zignorował i się położył, udając bardzo zmęczonego.

- Widać, że nie wiesz jak obchodzić się ze zwierzętami.- Westchnęła Iris i podeszła do kota tylko po to, aby zacząć go głaskać.

- Co to ma...- Hunter już miał wyrazić swoje oburzenie, ale Iris mu przerwała.

- Patrz i ucz się.- Mruknęła i spojrzała na kota.- Zawrzyjmy umowę. Zaprowadzisz nas do miejsca, którego szukamy, a kiedy wrócimy dam największy kawałek mięsa, jaki znajdę. Możemy się tak umówić?

Precel wstał i otarł się o nogę Iris, głośno przy tym mrucząc, po czym dostojnym krokiem, skierował się w kierunku przejścia znajdującego się po prawej stronie.

- Wreszcie...- mruknął Hunter, który jako pierwszy ruszył za kotem.

- Trzymajcie się blisko mnie. Nie wiemy, czy nie czekają nas tutaj jeszcze jakieś pułapki, więc oczy dookoła głowy.- Odezwała się Iris i szybko dogoniła Huntera, a Luz i Amity ruszyły bez słowa za nią.

Korytarz, jakim szli, wyglądał znacznie lepiej od pomieszczenia, z którego ruszyli, nie było w nim pajęczyn, więc ktoś chodził tędy regularnie, bo kiedy dotarli do kolejnej sali, coś sprawiło, że glify światła narysowane na ścianie same się aktywowały, ale mimo to w pomieszczeniu panował pół mrok,  a to z powodu, że glify światła były słabe i dawały tylko tyle światła, aby widzieć co ma się pod nogami nic więcej.

- Teraz rozejrzyjcie się za tymi, za tymi ruchomymi kamieniami, bo mam wrażenie, że bez tego dalej nie przejdziemy.- Stwierdziła Iris, która nie widziała żadnych drzwi, które prowadziłyby naprzód.

- A gdzie się podział ten sierściuch?- Zapytał Hunter, rozglądając się za ich kocim przewodnikiem.

- Chyba przeszedł tędy.- Odparła Luz, podchodząc do pęknięcia w ścianie, które było na tyle szerokie, że kot bez problemu mógł się przez nią przecisnąć, ale oni już nie.

- Trudno. Dalej poradzimy sobie bez niego.- Odparła Iris i podeszła do ściany aktywując zaklęcie światła, które miało pomóc w poszukiwaniu wspomnianych wcześniej przełączników.

Po kilku minutach szukania jako pierwsza odezwała się Amity.

- Tutaj!- stanęła przy ścianie po lewej stronie od wejścia.

- Ja też mam!- oznajmił Hunter i stanął przy ścianie po prawej stronie bliżej rogu.

- Też coś mam!- krzyknęła Luz.- Ale to chyba jest...na suficie?

- A ja widzę ostatni. Tuż nad drzwiami. Nieźle- stwierdziła Iris.- Ciężko je dostrzec bez pomocy magi, ale jak sami widzicie, są dość wysoko i ręcznie nic nie zdziałamy, dlatego stójcie, gdzie stoicie, a ja się zajmę resztą.

Iris wycelowała laską i rzuciła zaklęcie, dzięki któremu kamienne przyciski zostały aktywowane. Dźwiękowi zapadek i przekładni towarzyszyło otwarcie przejścia znajdującego się dokładnie na wprost od wejścia.

- No to chyba znaleźliśmy ukryte wejście.- Ucieszyła się Luz, która jako pierwsza przekroczyła ich próg.

Kiedy pozostali do niej dołączyli, okazało się, że znajdują się w całkiem dobrze zaopatrzonym laboratorium, pełnym, fiolek, retort oraz eksponatów, które były zdecydowanie nowsze niż sama sala.

Sama sala była oświetlana przez wielkie złote klosze w których zapłonął magiczny ogień. Strzeliste kolumny podtrzymujące sklepienie ozdobione były rzeźbionymi postaciami które w niczym nie przypominały obecnych mieszkańców Wrzących Wysp. Postacie miały na sobie zbroje, a inne magiczne kostury, które trzymały w dłoniach. Iris spotkała się już z kosturami, bo były czymś w rodzaju kuzynów palizmanów i podobnie jak one były wypełnione mocą, ale to co je różniło to fakt, że były tylko przedmiotami.

Na suficie też widniały bogate rzeźbienia przedstawiające potworne kształty. Luz widziała tam smoki, demony i istoty, których nie potrafiła nawet nazwać.

Na posadzce widniały runy rozmieszczone wedle ustalonego wzoru, kręte pajęcze kształty zachodziły na siebie, niektóre wyglądały jak stylizowane zwierzęta lub demony, inne mogły przedstawiać ogień lub błyskawicę, a jeszcze inne przyjmowały geometryczne kształty powykręcane w różnych kierunkach. Dla wszystkich poza Iris nie miały one żadnego sensu.

Iris jednak już widziała coś podobnego. Dawno temu kiedy kończyła swoje szkolenie na wiedźmę, badała starożytną twierdzę należącą do Shantiri najpotężniejszej wiedźmy tamtych i tych czasów, zastanawiało ją to czy miejsce to powstało za jej panowania czy wybudowali je jej potomkowie. Bądź co bądź przed rozdarciem Wrzące Wyspy były częścią większego kontynentu, ale niestety Iris nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo przybyli tu w znacznie pilniejszej sprawie i gdyby nie to mogłaby zbadać to miejsce dokładniej.

Grupa rozeszła się po laboratorium w poszukiwaniu jakichś odpowiedzi lub wskazówek, pierwszy ciszę po jakimś czasie przerwał. Hunter.

- Mam coś!

Okazało się, że Hunter odnalazł zamienionego w posąg Iana, a tuż obok jego posągu leżał zmęczony Precelek, który na ich widok leniwie uniósł głowę, rozciągnął się i wrócił do wylegiwania się.

- Dwie nasze zguby się znalazły.- Powiedziała Luz i poszła pogłaskać Precla.- Kto jest dobrym kotkiem.- Zachichotała.

- Ale skąd on się tutaj wziął?- Zdziwił się Hunter.- Przecież posągi zamienionych w kamień są w specjalnej sali.

- Myślę, że może to nam odpowie na pytania.- Iris trzymała w dłoni niebieskawy kryształ.- To są kryształy pamięci, które służą do zapisywania wspomnień. Coś jak dzisiejsze wideo dzienniki, co oznacza, że ta pracownia istnieje już dość długo.

Iris rozejrzała się w pobliżu miejsca, gdzie znalazła kryształy i odkryła piedestał, na którym można było go odtworzyć, położyła klejnot, który był prawdopodobnie pierwszym wpisem.

Przed ich oczami pojawił się wideo z postacią mężczyzny

który szykował się prawdopodobnie do przeprowadzenia jakiegoś eksperymentu o czym mógł świadczyć fakt, że sprzęt który widać było w tle był nowy.

- To nagranie wygląda to o Philipie, tylko w lepszej jakości i widać twarz.- Odezwała się Luz.

- Wiem. Cicho.- Amity sprzedała dziewczynie lekkiego kuksańca.

- Dzisiaj rozpoczynam mój, wielki życiowy projekt, ważniejszy niż cokolwiek, nad czym pracowałem, bo dotyczy mnie osobiście. Mnie i mojego syna. Kiedy 10 lat temu zostałem napadnięty przez dzikiego demona i ocalił mnie pewien nieznajomy, nie sądziłem, że za ratunek przyjdzie mi zapłacić losem własnego syna. Gdybym mógł cofnąć czas, wolałbym wówczas zginąć, niż przyjąć podarunek od nieznajomego. Ale stało się... tego dnia, kiedy wróciłem i wręczyłem mu ten podarunek mój syn zamienił się ohydnego bezrozumnego demona, a ja postawiłem sobie za punkt honoru, że go odzyskam. Dziś, po latach badań i przygotowań wreszcie stworzyłem maszynę, dzięki której jestem w stanie badać klątwy, a jeżeli opatrzność będzie mi sprzyjać to może uda mi się je cofnąć i sprawić, że mój syn znów stanie się normalny.

Projekcja wtedy dobiegła końca.

- Kto to był?- Zapytała Amity.

- Ris Prudens. Przywódca sabatu abominacji, ale zrezygnował z funkcji jakieś 14 lat temu i słuch po nim zaginął.- Wyjaśniła Iris.- Widocznie zaszył się tutaj.

- Dziwne, że nikt go nie zauważył - odparł Hunter.

- Jak sam widziałeś do tego miejsca można się dostać z wielu miejsc nie tylko z zamku.- Odpowiedział.- Zostały jeszcze 4 klejnoty. Oglądamy dalej?

Wszyscy pokiwali twierdząco głową.

- Obserwacja 22: Mimo zaaplikowania większej niż zwykle ilości substancji rozpraszających magię, obiekt nie wykazuje żadnych negatywnych reakcji. Sądzę, że to jeszcze jeden z objawów klątwy, a więc mały sukces, bo dzięki temu mój syn prawdopodobnie lepiej zniesie przemianę powrotną.- Głos Risa był pełen nadziei i optymizmu lecz wtedy zapis się skończył.

Iris aktywowała kolejny wpis

- Obserwacja 34: Przemiana nie następuje od razu. Co ciekawe, nie tyle chodzi o to, że przemiana następuje w miarę upływu czasu, ale o to, że aby zachodziła dalej są niezbędne odpowiednie warunki. Obiekt nie znosi tego najlepiej, ale znalazłem sposób, aby uczynić leczenie mniej inwazyjnym. Dodaje do mojego antidotum białko ze zmutowanych jaj gryfów Trzymam je oszołomione w specjalnych warunkach, co powoduje, że nie osiągają dużych rozmiarów. Z kolei same jaja wyglądają zaskakująco ładnie, zmutowane dają piękną zieloną poświatę. Miejmy nadzieję, że metoda z użyciem jaj na dłuższą metę nie wykaże znaczących skutków ubocznych.

Po zakończeniu wpisu Iris aktywowała kolejny, była ciekawa co Ris odkrył, że chciał to odkrycie trzymać w ukryciu.

- Obserwacja 68: Czasem niepowodzenie jest początkiem sukcesu. Odkryłem metodę, dzięki której można zastąpić jedną klątwę inną, potrzeba do tego tylko odpowiednich składników i aparatury. To wielki dzień dla nauki. Trzeba jednak przeprowadzić więcej badań.

- Dobra został ostatni wpis.- Iris położyła kryształ na miejscu i wraz z innymi uważnie zaczęła go obserwować.

- To już ostatni wpis. Lata badań, prac, wyrzeczeń i nic. Wszystko na marne. Nie udało mi się osiągnąć zamierzonego celu. Wszystkie metody leczenia, którym poddałem moje obiekty, okazały się nieskuteczne, kiedy zastosowałem je na moim synu. To co miało wyleczyć go z klątwy, wrócić normalnemu życiu, tylko pogłębiło klątwę, czyniąc go jeszcze szybszym, silniejszym, jeszcze bardziej demonicznym. Mój syn już na zawsze zostanie przeklęty. Zawiodłem. Czas opuścić to miejsce i wrócić do domu, spróbować jakoś żyć z brzemieniem porażki...Wszystkie moje zapiski i składniki zostawiam tutaj, niechaj rozsypią się w proch tak, jak moje marzenia o odzyskaniu syna.- Te słowa zakończyły ostatni wpis Risa Prudensa. Widać było na jego twarzy smutek i zrezygnowanie, co nie było dziwne zważywszy na fakt, że cała jego praca poszła na marne.

- To... bardzo smutne...- stwierdziła Luz.- Próbował zrobić dla swojego syna to samo, co ja próbowałam zrobić dla Edy, ale ona nad tym zapanowała.

- Prawda.- Westchnęła Iris.- Ale klątwy nie są takie same, ale to wyjaśnia, dlaczego Ris odszedł ze stanowiska i zapadł się pod ziemię... może zapiski mojego ojca mógłby mu pomóc...cóż tego się już nie dowiemy.

- Ale dlaczego ten posąg jest tutaj?- zapytała Amity.

- To tylko teoria, ale na podstawie dzienników które widzieliśmy Kikimora użyła go jako coś w rodzaju "ładowarki". Bowiem zamiana w kamień to jedna z potężniejszych klątw i jak się dzisiaj dowiedzieliśmy można z niej pozyskać energię. Polega to na tym, że wysysa się specjalną aparaturą moc z obiektu lub osoby dotkniętej klątwą. A z racji, że klątwa zamiany w kamień szybko się odnawia to mamy niewyczerpane, ale mało wydajne źródło energii i do dzisiaj myślałam, że wszystkie maszyny zdolne do czegoś takiego zostały zniszczone, ale widać się myliłam.- Odparła Iris.- Jednak jeśli Ian jest tutaj to Kikimora ma jakieś nowe źródło energii, ale jakie?

- Chyba ten cały Ris odkrył znacznie więcej, niż powiedział.- Odezwał się Hunter, który przeglądał książkę otwartą na stole.- Tu są zapiski, że próbował łączyć, krew ludzi, demonów i przemieniać je w całkiem nowy rodzaj abominacji, którą nazywał hybrydami, ale porzucił pomysł, ponieważ, koszta, jakie trzeba ponieść, przekraczały jego możliwości, ale opisał szczegółowo, co jest do tego potrzebne. Sądząc po datach wpisów zaczął to jakieś 30 lat temu i przerwał 7 lat temu

-Spędził tutaj 7 lat próbując odczarować syna posiłkując się swoimi wcześniejszymi badaniami.  Gdyby mu się to udało, to przebiłby osiągnięcia mojego ojca...- wydusiła Iris.

- Wybaczcie że pytam, ale co ma wspólnego mają abominacje z klątwami?- spytała Luz.

- W czasach przed Belosem niektóre wiedźmy i czarownicy potrafili przywoływać stworzenia z innych sfer które pełniły tą samą rolę co abominacje które znamy dzisiaj. W każdym razie Ris musiał znać ten rodzaj magi bo widzę tutaj miejsce przywołań do którego przywołuje się... coś.- Iris wskazała palcem na znajdujący się niedaleko miejsca gdzie stali starty pentagram z kilkoma nieznanymi symbolami wpisanymi w jego środek.- Tak czy siak chyba nie specjalnie mu to pomogło... Tej magi nie zakazano bez powodu. Ktoś nieostrożny mógłby sprowadzić tu jakiegoś potężnego demona lub cokolwiek innego co mogłoby stanowić zagrożenie i to kolejny powód dla którego powinniśmy zniszczyć to miejsce.

Pozostali przytaknęli. Nawet Luz zdawała sobie sprawę, że to co tutaj odkryto mogłoby zostać wykorzystane w złym celu.

- Ej!- Odezwała się nagle Amity.- Ktoś z was słyszy ten hałas?

- Słyszę!- Przytaknęła Iris, wyostrzając jednocześnie zmysły, aby namierzyć jego źródło.- Jakby wołanie... z tego pomieszczenia.- Ruszyła w kierunku wielkich drzwi znajdujących się po prawej części pomieszczenia. Po ich otwarciu oczom wszystkich ukazał się potworny widok.

Sole był uwieziona w jakiejś dziwnej klatce, która nie tylko nie pozwalała się jej wydostać, ale przy okazji Iris dostrzegła coś, co chyba pobierało moc z klatki, w której Sole była uwięziona.

- No to już wiemy co jest tym nowym źródłem energii.- Mruknęła zniesmaczona Iris widokiem uwięzionej Sole.

- Nic ci nie jest?!

- Hunter?- wydusiła Sole.- Jednak mnie nie zostawiłeś.- Uśmiechnęła się.

- Jesteśmy przyjaciółmi!- Powiedział stanowczo, dotykając dłonią jej klatki.

- Nawet teraz? Kiedy przyczyniłam się do powstania tego.- Sole powoli uniosła dłoń i wskazała palcem na klatkę znajdującą się po drugiej stronie pomieszczenia, gdzie płynęła moc pozyskana od Sole.

Wtedy rozległ się ryk, który brzmiał tak potwornie, że wszystkich przeszły dreszcze ze strachu.

Kiedy Iris podeszła do wskazanej przez Sole klatki Hunter przy pomocy swojego palizmanu ją uwolnił.

- Możesz chodzić?

- Tak, ale słabo się czuję.- Wydusiła.

- Jak się tutaj znalazłaś?

- Kikimora weszła do dziwnego pomieszczenia, nagle aktywowały się jakieś glify, sparaliżowało mnie i ocknęłam się tutaj.

Wtedy to, co znajdowało się drugiej klatce, zaczęło o nią uderzać i wtedy właśnie płachta, która zakrywała, by chwilę później ustąpiły zabezpieczenia, które trzymały to coś w ryzach.

I tak oczom Luz, Amity, Iris, Huntera oraz Sole pokazał się wynik eksperymentu, jaki tu przeprowadzono.

- Dobra co to jest!- Wydusiła Amity.

- Hybryda.- Odpowiedziała krótko.- Widać, że użyto do jej tworzenia różnych demonów, jej wzrok pokazuje, że jest inteligenta, co pewnie jest efektem dodania krwi ludzkiej, a ta złowroga poświata, to chyba efekt krwi wiedźm, więc nie zdziwię się, jeżeli magia nie zda się tutaj na wiele.

Hybryda ryknęła, a z jej pyska wystrzelił w kierunku Luz i Amity pocisk żrącego kwasu. Na szczęście Iris zareagowała szybko i wyczarowała barierę, która zatrzymała pocisk, a kapiące na ziemię krople kwasu wydawały syk przy zetknięciu się z nią, zostawiając po sobie niewielkie dziurki.

Iris widząc, że hybryda będzie ciężkim do pokonania rywalem zwłaszcza, że musi pilnować swoich towarzyszy, zdecydowała się na jedyny rozsądny ruch... zamachnęła się laską i otworzyła portal w pobliżu miejsca, gdzie znajdowała się zamieniony w posąg Ian.

- Zabierzcie go oraz dziennik Risa, a ja spróbuje zatrzymać to coś.- Oznajmiła Iris i rzuciła w kierunku Chimery kilka magicznych pocisków, ale zgodnie z przewidywaniami nawet jej nie zadrapały.

Pierwszy przez portal uciekł Precel, który chyba wystraszył się hybrydy o czym mogła świadczyć szybkość z jaką się ewakuował. Kolejnymi osobami były Hunter który przy pomocy Sole, Luz i Amity przenieśli posąg Iana przez portal.

- Teraz możemy uciec.- Zasugerowała Amity, która chciała wykorzystać zamieszanie.

- A co z Iris?- zdziwiła się Luz.

- Sama widziałaś, że to coś nie reaguje na magię i druga ważniejsza sprawa to to, że nie chcę, żeby ci się coś stało.- Oświadczyła Amity, kładąc rękę na jej ramieniu.

- Róbcie, co chcecie, ja spróbuje jej pomóc.- Wtrącił Hunter i wskoczył ponownie przez portal, zostawiając za sobą Sole, która zdawała się mocno osłabiona.

- Co by nie było, mieliśmy umowę, że jej pomożemy i powinniśmy to zrobić.- Odparła.- Idziesz ze mną?

- Ech... wiesz, że tak. Nie ma troje jak nas dwoje.- Zażartowała, wzięła głęboki wdech i ruszyła przez portal.

Na miejscu okazało się, że Iris idzie raczej kiepsko. Chimera była szybka i silna oraz ewidentnie skupiła się na Iris prawdopodobnie dlatego, że uznała ją za największe zagrożenie, co wykorzystał Hunter który próbował atakować ją od tyłu, ale ta uderzyła go ogonem, zupełnie jakby odganiała natrętną muchę, a Iris parę razy chciała uderzyć swoimi wielkimi jak kłody łapami i tylko jej zwinność uchroniła ją przed zmiażdżeniem.

Sama Iris próbowała złapać ją w pole zastoju które wykorzystała przy walce z Luz i Amity, ale Hybryda w mgnieniu oka się z niego wyrwała.

- Jak pokonać to coś?!- Krzyknął Hunter, podnosząc się z ziemi.

- Mam pomysł! Ja spróbuje jeszcze chwilę utrzymać jej uwagę na sobie, a wy spróbujcie uszkodzić podpory, a wtedy to, co jest nad nami, zwali się jej na głowę.- Oznajmiła Iris nie przestając atakować hybrydy, aby ta ciągle była skupiona na niej.

I po tych słowach zaczęła ciskać w chimerę magicznymi pociskami, błyskawicami oraz kulami ognia, które poza rozdrażnieniem jej jeszcze bardziej nie wyrządzały jej żadnej szkody.

- Chyba mam tu coś odpowiedniego!- Luz zabrała ze stołu puste kartki papieru i zaczęła na nich rysować glify, które przyczepiła do kolumn.

- Wiesz, że jak nie będziemy dostatecznie szybcy, to zostaniemy tu pogrzebani?- Zapytała Amity, która najszybciej jak potrafiła, naklejała glify narysowane przez Luz.

- Jak nic nie zrobimy to, to coś nas pożre, a jeśli zdoła uciec to, aż boję się myśleć.

- Ostatni!- Zakomunikował Hunter.

- Aktywujcie je!- Poleciła Iris dalej atakując hybrydę.

Luz, Amity i Hunter wykonali polecenia. Kolumny osłabły na tyle, że byłą kwestią sekund za nim ugną się pod napierającym ciężarem ziemi. Natomiast Iris cisnęła w hybrydę wielkimi regałami z książkami, co na chwilę spowolniło rozszalałą bestię.

- Do portalu!- Krzyknęła i zaczęła się powoli wycofywać, obserwując czy chimera się nie wydostała.

Amity, Luz i Hunter szybko byli znów po drugiej stronie i kilka sekund później dołączyła do nich Iris, a kiedy portal się zamykał, słychać było trzask spadających kamieni oraz ryk bestii, który nagle ucichł.

- Wszyscy cali?- zapytała Luz.

Wszyscy poza Iris pokiwali głową. Wtedy właśnie Iris upuściła z ręki księgę, w której znajdowały się notatki Risa.

- Wszystko gra?- Spytał Hunter.

- Dźgnął mnie swoim ogonem podczas ucieczki i czuje jak trucizna, rozchodzi się w moich żyłach.- Iris podciągnęła rękaw lewej ręki, która była już niemal całkowicie fioletowa.- Wiem co robić, aby przeżyć, ale nie mogę tego zrobić tutaj i znów muszą na trochę zniknąć. Powiedz wujkowi o tym, co się stało i że wrócę. Nie wiem kiedy, ale wrócę. A wasza dwójka jest wolna zgodnie z umową, ale za nim pójdę mam ci coś do powiedzenia- Iris resztkami sił otwarła kolejny portal i spojrzała na Amity.

- Co takiego?- Amity spojrzała na Iris, która walczyła z bólem, ale widać to co chciała jej powiedzieć było ważne.

- Wiesz, że  znam całkiem dobrze twoich rodziców, a zwłaszcza Odalie z którą nawet się przyjaźniłam na swój sposób oczywiście, ale nie o tym chciałam ci powiedzieć.-  Iris zagryzła zęby i wzięła głęboki oddech.- Odalia zawsze wspominała, że od dziecka musiała przewyższać innych w umiejętnościach magicznych. Nie było wymówek, a inny scenariusz nie był brany pod uwagę. Zawsze mówiła mi, że "Zmarnowanie swojego potencjału jest zniewagą dla wszystkich, którzy mają mniej szczęścia w związku z tym bezustannie goniłam za doskonałością, bo to był mój obowiązek. Lub, jak bym to teraz określiła, moje brzemię".  Zmierzam do tego Amity, że wymagała od ciebie tak wiele, bo wiedziała, że masz potencjał, aby osiągnąć wszystko, albo prawie wszystko he, he. W innych czasach byłabyś dobrą uczennicą i pewnie nauczyłabym cię kilku sztuczek, ale czasy są jakie są, a póki co zegnajcie i kto wie może jeszcze się spotkamy, ale nie wiem czy jako przyjaciele czy wrogowie.- Iris uśmiechnęła się ,wykonując dłonią gest, który sprawił, że magiczna aura spowiła posąg Iana oraz księgę po czym te uniosły się w powietrze i razem z Iris zniknęły za portalem, który z syknięciem zamknął się zaraz za nią.

Amity, Luz i Hunter popatrzyli po sobie podejrzliwie.

- Zaatakujesz nas teraz?- zapytała Luz, która była gotowa na potencjalny atak.

- Nie.- Odparł stanowczo.- Mam ważniejsze sprawy na głowie, ale następnym razem znów zawalczymy.- Oznajmił i wziął Sole, której rękę przewiesił sobie przez ramię i powolnym krokiem skierowali się kierunku zamku.

- To był bardzo ciekawy dzień Luz.- Stwierdziła Amity, patrząc na znikającego za horyzontem Huntera.

- Owszem, ale się nam udało. Znowu. Lumity ma sporo szczęścia.- Zaśmiała się Luz, a Amity do niej dołączyła.

- Wracajmy do domu, bo pewnie się o nas martwią.- Amity spojrzała na zachodzące powoli słońce.

- Tak wracajmy... ale wiesz, nie wszyscy w cesarskim sabacie są źli.

- Nie wszyscy.- Przytaknęła.- Iris jest taka jak ja kiedyś. Zagubiona, ale ja już nie jestem, bo poznałam ciebie. Swoją Luz, a może kiedy ona pozna kogoś takiego, to może okazać się silnym sojusznikiem.

- Kto wie Amity. Tutaj na Wrzących Wyspach wszystko jest możliwe.- Luz złapała dziewczynę za rękę.- Zwłaszcza z tobą u boku.- Uśmiechnęła się i razem skierowali się w kierunku Sowiego Domu, ciesząc się, że raz jeszcze się im udało.



Tutaj jest miejsce na wasze komentarze.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro