Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 Słodko-gorzkie początki

Kiedy po jakimś czasie Sole i Hunter wyszli ze stołówki, Hunter zwrócił się do Sole z pytaniem:

- Mogę mieć do ciebie prośbę?- Ton jego głosu wskazywał na to, że nie bardzo ma ochotę ją o to prosić, ale prawdopodobnie nie miał wyboru, ponieważ tylko jej ufał, a widać było po nim, że sprawa jest ważna.

- Pewnie.- Odpowiedziała z entuzjazmem.- Jestem tutaj po to, aby ci pomagać. W końcu jesteś moim przyjacielem.

- I bardzo się z tego cieszę, bo nie mogę poprosić nikogo innego.- Hunter pozwolił sobie na skromny uśmiech.- W każdym razie nikogo, kto byłby godzien zaufania- Wyjaśnił możliwie jak najdokładniej, aby przypadkiem jej nie urazić.- Niedługo ma się tutaj pojawić strażnik Gniew, aby zdać relację Kikimorze uwolnienia zbiega, a ja mam być przy tym obecny i dlatego chcę, abyś z ukrycia obserwował to spotkanie i dobrze się ukryła, bo nie chciałbym, aby okazało się, że Kikimora również cię zobaczy, bo to mogłoby się skończyć źle dla nas obojga.

- Dziękuję, że się o mnie troszczysz i to, pomimo że jestem tylko duchem i...

- Jesteś kimś więcej. Jesteś moją przyjaciółką w końcu przyjaźń działa w dwie strony.- Poprawił ją, stanowczym tonem.- Jeszcze się uczę jak nim być, ale wiem na tyle dużo, że przyjaciele nie narażają się na niepotrzebne niebezpieczeństwo.

- Będę niewidoczna. Znam zamek. Wiem, gdzie mogę się ukryć, aby nikt nie widział.- Odpowiedziała z lekką ekscytacją w głosie.

Hunter zauważył, że od kiedy zostali przyjaciółmi, Sole stała się bardziej osobą niż na początku ich znajomości, odczuwała ekscytację, kiedy on ją o coś prosił i nigdy mu nie odmówiła, ponieważ dzięki temu czuła się potrzebna i żywa. Zupełnie jak prawdziwa osoba.

Jakiś czas później

Komnata, w której Kikimora przyjmowała interesantów.

Sole schowała się za ścianą, w której znajdowały się niewielkie dziury, które były jednak na tyle duże, aby przez które mogła obserwować rozwój sytuacji, a fakt, że była duchem, wyostrzał jej zmysły, więc nie martwiła się faktem, że mogłoby coś jej umknąć.

Hunter zajął miejsce niemal dokładnie na linii jej punktu obserwacyjnego. Kikimora stała po jego prawie, a strażnik Gniew w towarzystwie swoich dwóch podwładnych stał niemal przy samych drzwiach.

-Twa niekompetencja graniczy ze zdradą!- Warknęła.- I pomyśleć, że tego dnia ty i twoi ludzie zostali ośmieszeni przez ludzką dziewczynę oraz wiedźmę, która nie może czarować. Co za skandal!- Grzmiała Kikimora.

- Nie było cię tam. Nie widziałaś co się tam działo.- Bronił się Gniew.- Eda zmieniła postać, a ta ludzka dziewczynka, włada magią, wobec której moi ludzie byli bezsilni.- Gniew bezradnie rozłożył ręce.

Sole poczuła w jego słowach wstyd oraz prawdę, ale widziała, że Kikimora nie przyjmuje tych do wiadomości tych wyjaśnień.

- Cesarz zażyczył sobie, abym przyjrzał się sprawie. Z powodów, które powinny być dla ciebie oczywiste.- Odezwał się Hunter, który sprawiał wrażenie, jakby nie obchodziła go ta cała sprawa, ale dla jego wujka była ona istotna, więc musiał się nią zająć.

- Oczywiście.- Odpowiedział Gniew niemal służalczym tonem i skinął nisko głową.- Cesarz dobrze postąpił, wyznaczając do tego zadania kogoś o twojej mądrości.

- Jednak podobnie jak mój wujek nie należę do osób cierpliwych, dlatego oczekuj mojej wizyty jeszcze dzisiaj.- Hunter skinął głową do obojga i wyszedł jako pierwszy.

- Mam do ciebie jeszcze słówko...- Powiedziała Kikimora do Gniewa, który również chciał wyjść, tak jak zrobili to jego ludzie oraz Hunter.- Jestem ciekawa, jaki był cel tego ataku? Demonstracja mojej słabości? Słabości cesarza? Żeby pokazać, że mój nadzór jest nieskuteczny? Ostrzegam cię, jeśli przyłożyłeś do tego rękę to, popełniłeś śmiertelny błąd. Cesarz Belos mianował MNIE swoją prawą ręką, a nie Iris, która wypadła z tej gry.- Podkreśliła ostatnie zdanie.

- Kikimoro, nie jestem dość zdesperowany, by choć wyobrazić sobie spisek, o udział, w którym mnie oskarżasz.- Odparł, krzyżując ręce na piersi.

- Co ja zrobiłam, że wszyscy aż tak mnie, nienawidzą? Co zrobiła Iris dla ciebie i reszty, czego ja nie uczyniłam?- Zapytała Kikimora, która zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, nie spuszczając wzroku z Gniewa, wyczekując odpowiedzi.

- Mogę mówić otwarcie?

- Lepiej dla ciebie, żebyś właśnie tak mówił.- Warknęła ponownie.

- Jesteś słaba, Kikimoro. Zamyślona w czasach kryzysu i niespokojna w czasach kiedy wszystko idzie dobrze. Brak ci pasji oraz mocy, aby kontynuować dzieło cesarza, a ciągle nadużywasz swojej pozycji dla własnych prywatnych celów. Byłabyś dobrym urzędnikiem, ale jesteś beznadziejną zarządczynią, a Iris... sama wiesz najlepiej. Mimo ponad dekady nieobecności to jej imię wciąż budzi respekt u wielu osób... bardzo wpływowych osób. To ona pomagała budować struktury sabatów, co wiem nawet ja. Lekceważenie jej rad uważam za wielce niemądre i...- Gniew przerwał, bo dyszenie Kikimory dało mu do zrozumienia, że jest ona od krok od wybuchu złości, więc dalsza wyliczanka jej błędów nie była konieczna.

- Możesz odejść...- Powiedziała przez zaciśnięte zęby i wskazała palcem na drzwi.

Gniew skłonił się lekko i wyszedł.

Chwilę później gdzieś na korytarzu. Hunter upewniał się, że nikogo nie ma w pobliżu, kiedy po chwili dołączyła do niego Sole.

- Niezłe przedstawienie, prawda?- zapytał, co było pytaniem retorycznym, bo większość rozmów z udziałem Kikimory wygląda podobnie poza tymi, w którymi uczestniczy sam Belos.

- Kikimora nie ma posłuchu u ludzi, którymi dowodzi.- Stwierdziła, co nie było zaskoczeniem ani dla niej, ani dla Huntera.

- Gniew jest prosty i zna swoje miejsce w szeregu to typ sługi nie przywódcy, Kikimora zaś jest bardzo ambitna, ale sama wiesz, że obecnie niewiele osób ją szanuje o ile ktokolwiek.

- Jednak wiezień uciekł i to w tak bezczelny sposób. Już to wzbudza podejrzenia.

- Masz rację Sole. Miej oko na Kikimorę, a ja przyjrzę się Gniewowi. Zbyt wiele wolnego czasu spędza na bazarze i jego okolicach. A co z Iris?

- Wyszła jakiś czas temu.- Odparła.- Również wspominała coś o targu i o tym, że chce coś wypróbować.

- W takim razie również powinienem się tam udać.- Stwierdził i czym prędzej wybiegł z zamku.

Chwilę wcześniej. Gabinet Iris.

Iris stała przed tablicą na której rozwieszone były zdjęcia osób zagrażających Belosowi oraz porządkowi jaki zaprowadził.

Jednak całą uwagę skupiła na Luz i Amity. O tej pierwszej wiedziała nie wiele jednak Amity to była zupełnie inna historia i może gdyby nie znała jej i jej rodziny to byłoby jej łatwiej, ale znała i musiała teraz pogodzić obowiązek wobec Belosa i Cesarskiego Sabatu z obietnicą jaką złożyła Aladorowi.

Iris przymknęła oczy, przywołując w pamięci moment, który był przełomowy w jej życiu. Kiedy jako 7 letnia dziewczynka stała na kolanie Tytana i chwilę później wraz ze swoim mistrzem przeszła przez portal do zupełnie innego miejsca i słowa jej mistrza.

- Spójrz Iskiereczko. Twoje nowe życie zaczyna się teraz.- Kalid wskazał ręką na nieznaną jej krainę.

Później przypomniała sobie moment pożegnania, kiedy ściskała swojego mistrza. Nie chciała odchodzić, ale wiedziała, że musi i to była jedna z trudniejszych decyzji w jej życiu. Oraz słowa jakie powiedział.

- Tutaj nasze drogi się rozchodzą.- Powiedział Kalid, stojąc przed portalem za którym znajdowały się Wrzące Wyspy.

- Mistrzu... mam pytanie. Co jeśli któregoś dnia będę musiała wybrać pomiędzy przyjaźnią a obowiązkiem?

Kalid westchnął i przez moment, zastanowił się na odpowiedzią by po chwili powiedzieć:

-Mówi się, że należy trzymać sojuszników na widoku, a wrogów w zasięgu ręki. Prawidłowe podejście. Trzeba umieć odczytać mocne strony sojusznika, aby określić, jak najlepiej go wykorzystać. Podobnie trzeba umieć odczytać słabość wroga, aby określić, jak najlepiej go pokonać. Ale co z przyjaciółmi? Nie ma jednej akceptowanej odpowiedzi, być może dlatego, że prawdziwa przyjaźń jest niezwykle rzadka. Ale ja sformułowałem własną odpowiedź: Przyjaciel nie musi być trzymany ani w zasięgu wzroku, ani w zasięgu ręki. Przyjacielowi należy pozwolić na wolność, możliwość znalezienia własnej ścieżki i podążania nią. Jeśli ktoś ma szczęście, te ścieżki na jakiś czas się połączą a być może na stałe. Ale jeśli ścieżki się rozdzielają, pocieszająca jest świadomość, że przyjaciel wciąż zaszczyca świat swoimi umiejętnościami, swoim punktem widzenia i swoją obecnością. Bo jeśli ktoś jest wspominany przez przyjaciela, nigdy tak naprawdę nie odchodzi. A odpowiadając na twoje pytanie to decyzja zawsze zależy od tego jakie są twoje obowiązki. Wszyscy się zmieniamy i czasem musimy chronić innych przed nimi samymi zwłaszcza kiedy odpowiadamy za innych, ale to od nas zależy jak to zrobimy i od nikogo innego.

- Dziękuję mistrzu.- Iris skinęła głową.- Mam nadzieję, że nie będę nigdy musiała wybierać, a jeśli tak to wybiorę właściwie... chyba już faktycznie czas abym wróciła do domu.-

- Dalej Iskiereczko pokaż światu na co cię stać.- Powiedział i pogłaskał ją po głowie.- I zapamiętaj. Jeśli chcesz zmienić świat to zrób to, a jeśli chcesz aby inni to zrobili to wskaż im właściwą drogę.

Wtedy Iris znów otwarła oczy i spojrzała ponownie na tablicę.

- Dziękuję mistrzu. Teraz już wiem co muszę zrobić.- Powiedziała do siebie. Zawsze kiedy nie wiedziała co robić wracała do pierwszych i ostatnich słów swojego mistrza i mimo ich ogólnego znaczenia, zawsze jej to pomagała. Nałożyła więc kaptur na głowę i wyszła w takim pośpiechu, że nie zauważyła Sole, która ją obserwowała.

Później. Gdzieś w centrum miasta.

Luz i Amity cieszyły się wspólnym wolnym dniem.

- Szkoda, że każdy dzień nie wygląda jak ten.- Powiedziała Amity, trzymając za rękę Luz.- Tylko ty, ja i nikt więcej. Cisza i spokój... teraz kiedy jesteśmy razem, zastanawiam się, czego ja się tak bałam?- Uśmiechnęła się szeroka i spojrzała na słońce.

- To jest nas dwoje.- Luz zachichotała, lecz wtedy do ich uszów doszły odgłosy kilku eksplozji.

- To chyba z głównego rynku.- Stwierdziła Amity i dobyła swojego palizmanu.

- Jakie to szczęście, że noszę ze sobą zapas glifów na taką okazję.- Dodała zadowolona Luz.

Po chwili obie znalazły się w miejscu, z którego dochodziły eksplozje, a w oczy rzucali się gapie, którzy chowali się za budynkami, niepewnie zza nich wyglądając i patrzyli na rozwój sytuacji.

- To są członkowie grupy bardów Raine.- Powiedziała Luz, oceniając sytuację, jaką zastali. Znała ich całkiem dobrze, bo pomagała w ich ratowaniu, a i Eda co nieco jej o nich opowiadała.

Tuż przy pomniku Belosa stała postać ubrana w czerń i była to prawdopodobnie kobieta, ale ciężko było powiedzieć, ponieważ postać miała na głowie kaptur, ale sylwetka właśnie na wskazywała właśnie na to, że mają doczynienia z kobietą. Trzymała ona prawej dłoni laskę z wężowym palizmanem, który wyglądał nieco jak wąż z opowiadań o Azurze, a w pysku trzymał krwisto czerwony klejnot.

Kobieta lewą nogą przyciskała jednego z leżących członków do ziemi, a drugiego trzymała w magicznym uścisku tuż nad ziemią.

- Trzeba było zostać w kanałach gdzie wasze miejsce.- Powiedziała z pogardą i cisnęła nim o ścianę niczym szmacianą lalką.- Zostałaś tylko ty.- Spojrzała na ostatnią stojącą jeszcze członkinie grupy Raine.

Zamaskowana dziewczyna patrzyła na swoich towarzyszy, którzy starali się podnieść, wiedziała, że nie ma szans, ale nie chciała uciec ani zostawić swoich towarzyszy na pastwę losu.

- Nie boję się ciebie!- Oznajmiła.

- Boisz się. Widzę to po twoich oczach. Oszukiwanie samej siebie daleko cię nie zaprowadzi... jak ci tam jest?- Spytała obojętnie.

- Laureta.- Odparła.

- Więc Laureto za nim dołączysz do swoich towarzyszy to, dam ci lekcję, ponieważ wasz upór bierze się z głupoty i niezrozumienia praw jakimi rządzi się świat. Mówiąc krótko... TY i ci twoi znajomi walczycie przeciwko tyrani Belosa, ale kto z was pomyślał o tym, co będzie później? Załóżmy, że wam się uda, co dalej? Kto będzie rządził? Rainie? Nie rozśmieszaj mnie... ten marzyciel nie nadaje się na władcę, pokazał to porzucając swój sabat... wiem, że to, co mamy obecnie nie jest idealne, ale musi nam na razie wystarczyć.- Zmierzyła dziewczynę wzrokiem i uśmiechnęła się. Przykro mi. To nic osobistego... po prostu źle wybrałaś strony.- Kobieta wycelowała w jej kierunku laskę i kiedy miała rzucić czar kiedy usłyszała głos.

- Zostaw ich!- krzyknęła Luz i zrobiła kilka kroków w jej kierunku, ignorując fakt, że nieznajoma może być bardzo niebezpieczna, skoro w pojedynkę pokonała 6 bardów i nawet się przy tym nie zmęczyła, a przynajmniej nie wyglądała na zmęczoną

- Jak sobie życzysz... a co do ciebie Laureto... pozbieraj swoich towarzyszy i uciekajcie, a przy okazji przekaż Raine i wszystkim pozostałym wrogom cesarza, że wkrótce po nich przyjdę, a kiedy to się stanie nie będzie bezpiecznego miejsca, aby się ukryć- Powiedziała i powoli zdjęła kaptur, odwracając się w stronę Luz i Amity.

Laureta nie odpowiedziała na groźbę, ale zrobiła to co kazała jej kobieta i pomogła swoim towarzyszą się pozbierać po laniu jakie dostali, widząc, że kobieta bardziej zainteresowana jest tą dwójką, która przybyła. Mimo, że ucieczka nie była tym co Laureta lubiła robić, jednak wiedziała, że trzeba czasem się wycofać, aby móc walczyć dalej i jak najszybciej pomogła pozbierać się swoim kompanom, by cała grupa z nią na czele szybko zniknęła w jednym z zaułków.

- Nie spodziewałam się, że tak szybko spotkam niesławną Luz i jej dziewczynę Amity.- Zaśmiała się złośliwie, patrząc jednocześnie na uciekających.-  Chociaż spodziewałam się, że Luz po tych historiach, które o niej opowiadają, okaże się nieco większa.- Z jej ust nie schodził złośliwy uśmiech, a jej wzrok zatrzymał się na Luz oraz Amity wzrokiem, robiąc jednocześnie kilka kroków w ich stronę.

Teraz Amity i Luz mogły ocenić, z kim mieli doczynienia. Była to kobieta o śnieżno białych oczach oraz szarych oczach, które wywoływały przy dłuższym patrzeniu w nie niepokój.

- Jeszcze jeden krok...- Luz wyciągnęła glif ognistej kuli, robiąc najgroźniejszą minę, jaką potrafiła zrobić.

- Grozisz mi, a nawet mnie nie znasz.- Z jej twarzy nie schodził pewny siebie szelmowski uśmieszek.- Będę musiała cię za to ukarać, a może powinnam zacząć od twojej dziewczyny, hmm?- Jej wzrok skupił się na Amity która przyjęła pozycję do obrony.

Luz w odpowiedzi na jej słowa aktywowała glif i cisnęła ognistą kulę w kierunku nieznajomej, a ta w odpowiedzi ziewnęła i ruchem palca odbiła ją na bok. Kolejny ruch dłonią i z ziemi wyłoniły się demoniczne ręce, które złapały Luz za nogi i ręce, ściągając ją do ziemi.

Nieznajoma z rękoma splecionymi za plecami, powoli podeszła do Luz ignorując Amity, która mogła ją w każdej chwili zaatakować, ale tego nie robiła. Prawdopodobnie dlatego, że nie atakuje się kogoś nie wiedząc, co ten ktoś potrafi, albo jedna lub druga miała gotowy plan.

- Spodziewałam się po tobie nieco więcej.- Westchnęła lekko rozczarowana łatwością, z jaką poradziła sobie z Luz.

- Przykro mi, że cię rozczarowuje.- Prychnęła Luz, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, który świadczył o tym, że Luz zastawiła pułapkę w którą nieznajoma właśnie wpadła. I właśnie wtedy aktywowała glif lodu, który starannie zakryła dłonią, czekając, aż nieznajoma podejdzie bliżej, a kiedy tak się stało, w kierunku nieznajomej wystrzelił słup lodu i trafił ją prosto w głowę, lecz w chwili kiedy się to stało, trafiona nieznajoma nagle zniknęła, wtedy właśnie rozległ się jej śmiech oraz głos, który zdawał się dochodzić z każdej strony.

- Naprawdę wierzyłaś, że to będzie, aż tak łatwe? Mały spoiler... Nie będzie!

- To iluzja! Uważaj Luz za tobą!- krzyknęła Amity, próbując ją ostrzec , ale było za późno.

Zza pleców Luz wyłoniła się nieznajoma i złapała ją za kołnierz i uniosła ją do góry, wyrywając jej torbę z glifami i odrzucając ją na bok.

- Może Belos  nabrał na twoje tanie sztuczki, ale ja nie jestem taka jak on! Jestem kimś, kogo powinniście się bać! A ty człowieczku za chwilę na własnej skórze dowiesz się dlaczego.

- Trzymaj się z dla od mojej Luz!- krzyknęła Amity, przywołując swoją Abominację, która szybko znalazła się za plecami nieznajomej i szybko złapała ją za rękę, w której trzymała Luz, co sprawiło, że ta musiała ją puścić.

Nieznajoma wolną ręką, w której trzymała laskę, zamachnęła się nią, odcinając rękę abominacji, która ją trzymała i spojrzała na obje dziewczyny i mimo obrotu spraw ciągle wydawała się bardzo pewna siebie.

-Bronisz swojej dziewczyny? Jak szlachetnie... jak uroczo... jak bezcelowo.- Mruknęła i szybkim ruchem swojej laski nakreśliła koło i wystrzeliła w kierunku abominacji Amity lodowy promień, który w okamgnieniu zamienił ją w lodową rzeźbę.

- Luz nie mogę ruszyć swoją abominacją!- krzyknęła, starając się jakoś wyrwać ją z lodu.

Luz szybko odpaliła w stronę nieznajomej glif pnącza, który oplótł jej nogi, a zaraz potem wystrzeliła w nią wszystkie glify, jakie miała, starając się utrzymać jej uwagę na sobie. Podczas gdy nieznajoma, jedną ręką spaliła pnącza, które ją trzymały drugą odpierała ataki Luz.

Z kolei Amity przy pomocy swojego palizmanu zdoła uwolnić swoją abominację i od razu ruszyła na ratunek Luz. Teraz nieznajoma odpierała zacięte ataki zarówno Amity i Luz, lecz w pewnym momencie powiedziała:

- Dobra zabawa szybko się nudzi, więc pora już ją zakończyć!- Uniosła obie dłonie do góry, które nagle spowiła błękitna aura.

Nagle Luz i Amity zastygły w miejscu, czuły się tak jakby w jednej chwili straciły kontrolę nad swoimi ciałami.

- Nie mogę się ruszyć.- Wydusiła Amity.

- Ja też nie.- Powiedziała Luz, po której widać było, że próbuje z całych sił się uwolnić.

- Na dobry początek sugeruje się poddać, a potem się zobaczy.

- A jeśli tego nie zrobimy.- Warknęła Luz.

- To proste. Zadam ból tobie albo twojej dziewczynie, a możesz mi uwierzyć, że wiem jak zmusić kogoś do posłuszeństwa w ten czy inny sposób, ale to tylko od was zależy jak bardzo będzie bolało.- Odparła i lekko dłoń zupełnie jakby to ona je trzymała, co spowodowało, że Luz i Amity jęknęły z bólu, które wywołało zaklęcie nieznajomej.- Radzę jednak nie zwlekać z decyzją, bo cierpliwość w pewnych kwestiach nigdy nie należała do moich mocnych stron.- Kobieta jeszcze trochę zacisnęła dłonie, aby Luz i Amity zrozumiały, że nie żartuje.

Luz i Amity czuły się tak, jakby trzymała ich niewidzialna ręka, która zaciska się z każdą sekundą, wiedziały, że teraz mógł je uratować tylko cud.

- Tik, tak, tik, tak. Czas wam się kończy, a mnie powoli drętwieją palce, a uwierzcie mi, że nie chcecie, aby tak się stało.- Uśmiechnęła się złośliwie i jeszcze odrobinę zacisnęła dłonie, aby wmusić szybsze podjęcie decyzji.

Nagle zza jednego zaułków wyskoczył King.

- Zostaw je w spokoju!-Rzucił w kierunku nieznajomej i swoim krzykiem wytworzył falę energii i w tej chwili nieznajoma musiała uwolnić Luz i Amity, aby się przed nią osłonić, co ostatecznie się jej udało, lecz wtedy od strony słońca słychać było świst i nagle coś uderzyło w nieznajomą, która z impetem uderzyła o pomnik Belosa, co doprowadziło do widocznego pęknięcia jego fundamentu.

- King! Eda!- Krzyknęła uradowana Luz.

- Chyba nie myślałaś, że zostawimy was bez pomocy.- Odparła z uśmiechem, lądując obok Luz, Amity i Kinga.- Kogo tym razem wkurzyłyście?

- Nikogo. Słowo. To ona zaczęła.- Oznajmiła Luz i wskazała palcem na nieznajomą i bardów, którzy zdążyli nieco się pozbierać i ukryć w pobliżu.- Zaatakowała bardów, a my chciałyśmy ich bronić.

Nagle stało się coś niespodziewanego, bo nieznajoma nagle zamieniła się w mokrą plamę. Taką, jaka zostaje po abominacji. Wtedy właśnie zza pomniku wyszła nieznajoma, lecz ta prawdziwa.

- Mam nadzieję, że moja kopia dostarczyła wam rozrywki.- Uśmiechnęła się.- Ta mała abominacja, którą zniszczyliście to pamiątka po moim ojcu, którą chciałam na kimś przetestować i wynik testu jest niezadowalający, ale dzięki zyskaliście prawo do rozmowy. - Odparła beznamiętnie.

- Jeśli chcesz z nami rozmawiać, to wystarczyło się przedstawić i zapytać, a nie dręczyć niewinne osoby.

Kobieta spojrzała na nich i zaśmiała się głośno.

- W porządku. Nazywam się Iris Fallmoon. Do usług.- Ukłoniła się teatralnie.

- Iris?- zdziwiła się Eda.- Gdzieś słyszałam to imię...- Powiedziała do siebie, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie.

- Powiem wprost. Kiedy wy trwoniliście czas na bzdury, wiecie jak ja, spędziłam ten czas?- Iris zmierzyła ich swoim chłodnym spojrzeniem, a było w nim coś, co budziło niepokój. Nawet u kogoś takiego jak Eda.- Studiowałam was. Wasze zwyczaje. To w co wierzycie. Kogo kochacie i co potraficie. Kogo z was da się ujarzmić... a kogo trzeba się pozbyć. Więc zadam wam teraz pytanie: Poddajecie się? Czy kontynuujemy zabawę? Jednak tym razem na poważnie.- Iris wyciągnęła dłoń przed siebie i wtedy pojawił się na niej płomień, którego przesłanie było klarowne dla wszystkich.

Słowa te poza oczywistym przesłaniem miały pokazać Iris czy mają dość odwagi, aby walczyć dalej pomimo oczywistego jej wyniku, a odwaga była jedną z cech którą Iris szanowała no i była ciekawa co jeszcze potrafi ta dwójka, a jak swój wiek potrafiły całkiem sporo zwłaszcza Amity, ale Luz też niczego nie brakowało i braki w umiejętnościach nadrabiała sprytem i wytrwałością i to dlatego udało się jej przechytrzyć Belosa, a Iris nie miała zamiaru popełnić tego błędu, ale nie chciała robić im krzywdy. To był prawdziwy dylemat.

- Luz...- Amity lekko szturchnęła Luz.- Mam pewien pomysł posłuchaj.- Powiedziała i przybliżyła usta do ucha Luz i zaczęła jej tłumaczyć swój pomysł wykorzystując chwilową przerwę w walce i fakt, że ich przeciwniczka zastanawia się nad dalszym ruchem.

- Możecie ze mną walczyć, ale obawiam się, że efekt zawsze będzie taki sam. Wy przegrywacie ja wygrywam jednak jedyna zmienna to styl w jakim to zrobię.- Wzruszyła ramionami, ignorując widoczne próby kombinacji jej przeciwników. Zaczepki słowne były jedną z ulubionych sztuczek Iris. Nawet najsilniejszy przeciwnik wytrącony z równowagi robi się niezdarny i niedokładny.

- Mimo wszystko skorzystam z okazji!- Warknęła Eda i rzuciła się w kierunku Iris.

Iris zgrabnie uniknęła ataku, wykonała skok i szybko znalazła się za plecami Edy, łapiąc ją za skrzydła i zaczęła robić młynek by po chwili cisnąć ją w kierunku jej podopiecznych.

- Zawsze byłaś silna, ale to Lilith była tą mądrzejszą... tobie zawsze brakowało wyobraźni.- Stwierdziła Iris, patrząc jak Luz, pomaga wstać swojej mistrzyni.

- Znasz Lilith?- Wydusiła Eda, podnosząc się z ziemi.

- Ją, ciebie oraz wielu innych.- Odparła.- Chociaż nie spodziewałam się, że w tym wieku będziesz mieć problemy z pamięcią.- Zaśmiała się.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- To, że to ja byłam twarzą cesarskiego sabatu przed twoją siostrą, to ja byłam jej mentorką, która pomogła się jej tam odnaleźć i to ja pomagałam stworzyć porządek, który po moim odejściu został zniweczony przez głupców pokroju Kikimory.- Iris zdawała się być lekko podenerwowana, ale szybko się uspokoiła.- Ale znów tutaj jestem i tym razem dopilnuje, aby moja praca nie została zniweczona, a zacznę od wyeliminowania pierwotnego źródła problemów. Was! A zwłaszcza ciebie Luz, bo od kiedy tutaj jesteś mącisz coraz bardziej.

- Nie myśl, że poddam się bez walki!- Rzuciła stanowczo Luz.

- Mam nadzieję, że nie. Inaczej moje zwycięstwo nie byłoby pewne, a teraz wybacz, bo czas na rozmowy właśnie dobiegł końca...

Kiedy Iris rozmawiała z Edą i Luz, Amity rozkazała swojej abominacji, aby ta ją w międzyczasie zaatakowała, licząc na element zaskoczenia.

Iris bez problemu zablokowała jej atak, ale tym razem zmieniła taktykę i przejęła nad nią kontrolę. Nie nacieszyła się tym zbyt długo, ponieważ wtedy atak Kinga ją zniszczył i odepchnął ją w kierunku pomnika Belosa, gdzie Iris dostrzegła nalepione glify.

- Niech was...- mruknęła, wiedząc, że wpadła w zastawioną przez nich pułapkę.

Wtedy właśnie Luz je aktywowała i wielki pomnik Belosa runął prosto na głowę Iris.

- Powinniśmy jej pomóc?- Zapytała Amity, która miała pewne obawy czy trochę nie przesadzili.

Wtedy stało się coś czego nikt się nie spodziewał, niebo zaniosło się chmurami, a w powietrzu czuć było magię, to był zły znak. Każdego z gapiów w tym Ede, Luz, Amity i Kinga przeszły ciarki, naturalna reakcja na zagrożenie. Posąg, który przygniótł Iris zadrżał i powoli zaczął się unosić w górę, po czym okazało się, że zdążyła rzucić czar bariery, dzięki temu nic się jej nie stało.

Iris z wyraźnym grymasem na twarzy odrzuciła pomnik na bok zupełnie jakby nic nie warzył, była to bez wątpienia pokazówka dla każdego kto ich teraz oglądał.

 Iris spojrzała na nich ponownie swoim lodowatym wzrokiem po którym było widać, że żarty się skończyły. Tym razem na prawdę, bo z jej twarzy zniknął uśmiech, a zastąpiło go skupienie zmieszane ze złością.

- Jeśli to nic jej nie zrobiło, to kto lub co może?!- Luz spojrzała na Iris, a potem na Ede, wyczekując jakiejś odpowiedzi, co robić dalej.

- Nie my... złapcie się mnie!- Rozkazała, wiedziała już, że obecnie nie mogą wygrać, a im dłużej trwała walka tym większe prawdopodobieństwo, że pojawią się wysłannicy z cesarskiego sabatu.

Luz, Amity i King szybko wykonali polecenie, a Eda bez chwili zwłoki wzbiła się w powietrze i spojrzała w kierunku Iris, która nie wyglądała, jakby miała zamiar ich gonić, lecz sama Eda nie miała zamiaru tego sprawdzać i czym prędzej skierowała się kierunku Sowiego Domu.

- I tak po prostu pozwalasz im uciec?- odezwał się Hunter, który właśnie dotarł na miejsce, widząc znajome postaci, które znikają za horyzontem.

- Właśnie tak.- Pokiwała głową.- Mimo że nie poszło tak, jak planowałam to, wiele się nauczyłam, a przy okazji przekazałam wiadomość mieszkańcom.- Skinęła głową w kierunku domów.

Hunter widział, że gapie patrzą na nich ze strachem i musiał przyznać Iris, że osiągnęła swój cel. Po takim przedstawieniu każdy dwa razy się zastanowi zanim pomyśli o buncie.

- Wiem, że mogłaś ich pokonać...- Kontynuował Hunter.- Jednak obeszłaś się z nimi nader łagodnie.

-Oczywiście, że mogłam, ale  obiecałam ojcu Amity, że nie zrobię jej krzywdy, a przynajmniej niezbyt wielką.- Spojrzała na Huntera.- Zapamiętaj Hunter, JA zawsze dotrzymuje słowa! Honor jest bowiem rzeczą, którą łatwo stracić, ale bardzo trudno odzyskać.- Iris otrzepała się z kurzu i raz jeszcze spojrzała w kierunku, w którym uciekli jej przeciwnicy.

- Wiesz, że wujek nie będzie zadowolony...

- Jeszcze wiele musisz się nauczyć.- Iris uśmiechnęła się tajemniczo, wiedziała bowiem, że Belos nic jej nie zrobi, bo jest mu potrzebna.- Mimo pozornej porażki pokazałam im oraz tutejszym, że nas nie da się pokonać. Nas, czyli Cesarskiego Sabatu oraz zdobyłam mnóstwo cennej wiedzy, którą wykorzystam, kiedy dojdzie do naszego kolejnego spotkania, a wtedy wynik będzie inny... chodź chłopcze. Nic tu po nas.- Powiedziała i jako pierwsza skierowała się w kierunku jednego z zaułków.

Tutaj jest miejsce na wasze komentarze :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro