Rozdział 1 Więcej niż mistrzyni
Dzisiejszy dzień Hunter zaczął jak każdy inny, kiedy nie musiał się zbytnio śpieszyć. Zawsze wybierając tą samą najdłuższą drogę, która prowadziła przez mury. Kiedyś robił to, aby mieć czas pomyśleć, a dzisiaj była to okazja do spotkania z Sole, która zawsze tu była i tak było tym razem.
- Cześć Sole.- Zagadnął do opartej o blanki dziewczyny, która wyglądała, jakby coś obserwowała.
Sole odwróciła się w jego kierunku.
- Cześć.- Odpowiedziała, uśmiechając się ciepło.- Ciebie też witam.- Dodała do palizmana Huntera, który ukrył się w jego kapturze i na dźwięk jej słów, nieśmiało wystawił z niego głowę.
- Co słychać?- Zapytał.
Było to standardowe pytanie, jakie z reguły zadawali sobie znajomi, a sam Hunter dopiero się uczył jak rozmawiać w ten sposób, bo w końcu minęły tylko 4 dni, od kiedy zdobył swoją pierwszą przyjaciółkę.
- Obserwuję.- Odparła tajemniczo i skinieniem głowy wskazała na punkt poniżej.
W miejscu, które wskazała, znajdował się niewielki plac, gdzie czasem ćwiczyli rekruci, ale nigdy tak wcześnie. Sam Hunter usłyszał hałas, który dobiegał właśnie stamtąd. Kiedy podszedł do Sole, dostrzegł, co było lub raczej kto był źródłem tego hałasu.
Była to Iris, która walczyła z 6 abominacjami. Tymi samymi, które Hunter w imieniu swojego wujka zamówił od państwa Blight, a te zdawały się być lekko "Podkręcone". Były o niemal dwie głowy większe oraz dwukrotnie szersze niż Iris.
- Co ona robi?- spytał zdziwiony Hunter.
- Trenuje i to od jakiegoś czasu.- Powiedziała i wskazała palcem w jej kierunku.- Patrz, bo to może być interesujące.
- To było pytanie retoryczne...- odparł Hunter i zgodnie ze sugestią Sole, obserwował.
Iris nie walczyła przeciwko nim za pomocą magii. Przeciwnie jedynym zaklęciem, jakiego użyła, było nałożenie na swoje ręce i nogi magicznego efektu, który był w stanie zranić abominację, a ona sama walczyła z nimi z wielką gracją i zacięciem, unikając każdego ciosu i atakując w chwili kiedy trafienie było pewne, lecz czego innego można było spodziewać się po dawnej twarzy cesarskiego sabatu. Same abominacje walczyły na poważnie, a każdy ich atak, jeśli dosięgnąłby celu, mógłby skończyć się obrażeniami i to pewnie bardzo poważnymi. Sama walka w jej wykonaniu wyglądała niczym taniec, a Iris robiła piruety, uniki oraz doskoki w zależności od potrzeby i atakowała najbardziej czułe punkty jak głowę i nogi, ani przez moment nie tracąc skupienia.
Jedna z abominacji uderzyła w nią pięścią, lecz Iris szybko przykucnęła i podcięła ją od tyłu precyzyjnym uderzeniem w pięty, co spowodowało, że ta runęła jak długa na plecy. Druga chciała wykorzystać okazję aby ją zmiażdżyć uderzając w nią obiema pięściami jednak Iris wykonała szybki wślizg po między jej nogami i wskoczyła jej od tyłu na plecy, a dzięki zaklęciu rzuconym na dłonie i ręce abominacja nie mogła jej zrzucić ani zmienić swojego stanu, co wykorzystała Iris kierując zdezorientowaną abominację na drugą powalając tym samym dwie na raz. Czwarta abominacja stała tuż przed nią gotowa do walki i kiedy ta ruszyła w kierunku Iris ta cofnęła się o kilka kroków by po chwili zacząć biec i tuż przed abominacją wyskoczyła do góry zginając nogi tak, aby kolana uderzyły abominację prosto w twarz, a ta runęła przez impet uderzenia.
Kiedy Iris powaliła 4 z 6 abominacji, spojrzała przez moment w kierunku, gdzie znajdował się Hunter, a on błyskawicznie skrył się za blankami, licząc, że ta go nie zobaczyła.
- Sterowanie ręczne. Hasło: Ian Varon!.- Powiedziała, głośno i wyraźnie.
Abominacje w jednej chwili uspokoiły się i ustawiły w szeregu.
Iris odetchnęła z ulgą i wzięła ręcznik, aby nieco się wytrzeć po ciężkim treningu walki bez użycia pełni swojej magi.
Sole i Hunter dyskretnie się ulotnili, a w międzyczasie do Iris podszedł Alador, który z ustronnego miejsca przyglądał się jej treningowi.
- Świetny pojedynek.- Rzucił z uznaniem.
Iris odwróciła się powoli w jego stronę i odparła:
- Przyznaje, że te nowe abominację parę razy mnie zaskoczyły.
- Takie jest ich zadanie.- Powiedział, dumnie wypinając pierś, będąc samemu pod wrażeniem swojej pracy.- Przynajmniej tej konkretnej Ambomitronów w wersji 2.1.- Uśmiechnął się.- Miały zmusić cię do popełnienia błędu, aby wykonać ich główne zadanie, czyli zabicie cię. Przykro mi, że zawiodły.
- Nie przejmuj się tak Aladorze. Z pewnością będą próbować ponownie, w końcu tak zostały "zaprogramowane".- Iris pozwoliła sobie na lekki uśmiech.- Zrobiliście ogromny postęp, co prawda daleko temu do dzieł mojego ojca, ale jesteście na dobrej drodze.- Powiedziała, podchodząc do jednej z abominacji, na której pancerzu zobaczyła odbicie swoje oraz Aladora.
- Tak.- Potrząsnął twierdząco głową, a jego usta przyozdobił uśmiech, był zadowolony, że jego praca została należycie doceniona i to nie przez byle kogo, lecz przez samą Iris Fallmoon córkę legendarnego twórcy abominacji Idarana, więc kto jak kto, ale ona wiedziała, co mówi.- Wiele można było powiedzieć o twoim ojcu, ale był geniuszem, a jego prace na temat abominacji są w naszych kręgach legendą. Szkoda, że nie ocalał ani jeden z jego dzienników lub eksperymentów. Jego badania mogłyby posunąć nasze praco o dziesięciolecia do przodu, a może nawet więcej...
Iris posłała mu groźne spojrzenie. Nie bezpośrednio, ale dobrze je widział w wypolerowanym pancerzu swojej abominacji, co sprawiło, że zamilkł w jednej chwili.
- Wprost przeciwnie. Dla dobra Wrzących Wysp i innych dobrze, że tak się stało.- Odparła Iris.- Twory mojego ojca miały tylko jeden cel. Zniszczyć każdego, kogo im wskazał. Udało mu się nawet stworzyć coś podobnego do Grometeusza Siewcy Lęku. Olbrzymiego robala, który żywił się strachem, który był wstanie rozerwać barierę między światami i zasiać chaos w świecie ludzi, a kto wie, co mógłby zrobić później.
- Sztucznie stworzony GROM, brzmi naprawdę niesamowicie.- W słowach Aladora słychać było wyraźny podziw. Podziw, którego Iris nie podzielała, ponieważ widziała twory swojego ojca oraz jego dzienniki. Wiedziała, co zrobił, aby osiągnąć zamierzone efekty i było to przerażające.
- Owszem. Pożeracz Strachu, bo taką nazwę mu nadał, brzmi fajnie, ale uwierz mi, że gdyby go ukończył i uwolnił ani ja, ani Belos nie zdołalibyśmy go zgładzić, ale jeśli jesteś ciekaw, jak wyglądał ów stwór, to proszę.- Iris odwróciła się w kierunku Aladora, wykonując ruch palcem, przywołując wspomnienie potężnego Pożeracza Strachu.
Na jego widok Alador aż się wzdrygnął ze strachu. Iris doskonale go rozumiała, bo Grometeusz przybierał formę tego, czego bała się dana osoba, lecz twór jej ojca był najczystszą emanacją strachu, którego sam wygląd przyprawiał od drżenie nóg oraz strach w najbardziej odważnych sercach, a fakt, że był niemal niewrażliwy na magię czyniło go jeszcze bardziej niebezpiecznym. Przy nim Grometusz wydawał się dziecinnie niegroźny.
- Jego tułowie zbudowane było z pancerza, na którym znajdowały się włosowate czułka oraz szczecinki, które umożliwiały wykrywanie drgań w ziemi. Jego odnóża umożliwiały mu pełzanie, jak również i dalekie skoki. Na jego głowie znajdowały się anteny, umożliwiające badania ruchów powietrza. Jego ciało umożliwiało mu szybkie oraz bezszelestne poruszanie się. Miał dobrze rozwiniętą inteligencję, która umożliwiała mu zaplanowanie ataku na swoją ofiarę. W swojej ostatecznej formie nic ani nikt nie byłoby go w stanie zatrzymać, a jego bezwzględne posłuszeństwo względem twórcy czyniło z niego idealne narzędzie zniszczenia... Nic więc dziwnego, że mój ojciec był z niego tak dumny. Teraz już rozumiesz?- zapytała, wyjaśniając Aladorowi czym był ów stwór jednocześnie, usuwając obraz strasznego stwora.- Dlatego tak ważne jest dołożenie wszelakich starań, aby twoje abominacje nie zostały użyte przeciwko nam lub nie zwróciły się przeciwko własnym stwórcom, ponieważ to ostatnia rzecz, jakiej nam trzeba. Twór którego którego nie da się kontrolować.
- Oczywiście... ostrożność przede wszystkim...
- Jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałam z tobą porozmawiać. Sprawa, która nie może dotrzeć do niepowołanych uszów, rozumiesz?!- Zapytała, mocno podkreślając ostatnie słowa.
Alador pokiwał twierdząco głową.
- Zdajesz sobie sprawę Aladorze, że twoja córka Amity zadaje się z niebezpiecznymi osobnikami takimi jak ta cała Luz Noceda i jej mentorka Eda Clawthorne, których wpływy sprawiły, że zmieniła się z posłusznej w krnąbrną buntowniczkę.- Powiedziała tonem bardziej stwierdzającym niż oskarżycielskim.
- Tak. Wiem, ale...- Wydukał, próbując się wytłumaczyć, ale nie wiedział, czy to, co powie, cokolwiek zmieni.
- Jeszcze nie skończyłam!- Iris uniosła dłoń do góry, a Alador w jednej chwili zamilknął.
- Wezwano mnie, abym rozwiązała problem z niepokojami, wiec radzę ci, przypilnuj swojej córki, bo może się tak niechcący zdarzyć, że stanie naprzeciw mnie i wiesz, jaki będzie tego wynik?
- Wiem.- Odpowiedział zafrasowany Alador i wbił wzrok w ziemię.
- Wiele łączy mnie z waszą rodziną.- Dodała.- Pamiętam bale, na jakie zapraszali mnie twoi rodzice, a potem wy, pamiętam, jak opowiadałam historię bliźniakom i nawet jak czytałam małej Amity bajkę o Otabinie.
Cała ta wyliczanka miała na celu pokazanie, że zadanie jakie dostała wcale się jej nie podoba, ale porządek musi zostać przywrócony... w ten czy inny sposób.
- Nigdy nie zapomnimy, jak wiele zrobiłaś dla naszej rodziny... ale... nie wiem, czy mogę zmienić jej zdanie. Amity bardzo lubi tę ludzką dziewczynę, a sama z dnia na dzień staje się coraz silniejsza... i... nie sądzę, aby posłuchała mnie albo Odali.- Alador nie był zadowolony z tego, co musiał powiedzieć, ale liczył, że Iris okaże zrozumienie.
- Belos wie o powiązaniach twojej córki ze swoimi wrogami, ale nic z tym jeszcze nie zrobił, ponieważ nie traktuje jej jeszcze jako poważne zagrożenie. Jeszcze.- Spojrzenie Iris zmieniło się z zimnego i obojętnego na pełne troski i współczucia.- Wiem co, to znaczy walczyć przeciwko własnej rodzinie i dobrze o tym wiesz... po prostu nie chcę zwracać się przeciwko dzieciom, które po prostu nie rozumieją do końca tego, że ich decyzja ma wpływ nie tylko na nich, ale i na wszystkich dookoła. Zwłaszcza na własną rodzinę.
- Porozmawiam z nią, ale niczego nie obiecuję.- Alador westchnął ciężko, wiedząc, że czeka go niełatwa rozmowa.
- Dobrze, a jeśli... będę musiała z nią walczyć, obiecuje obejść się z nią łagodnie, a przynajmniej będę się starać, ale nie mogę tego robić wiecznie.
- Dziękuję.- Alador skinął głową.- Szkoda, że nie wszyscy tutaj mają takie podejście co ty. W sensie wiesz...
- Wiem, ale utrzymanie władzy wymaga poświęceń i nie każdego stać na takie gesty.- Odparła.- Jednak ja nie zapominam o przyjaciołach i rodzine, a teraz możesz odejść.
- Za nim pójdę... Mogę zadać ci jedno osobiste pytanie?
- Pytaj, ale nie obiecuje, że odpowiem.
- Dysponujesz mocą, dzięki której w mgnieniu okaz zniszczyłabyś te abominacje, a jednak wolisz, walczyć z nimi wręcz...dlaczego?- zapytał, zaintrygowany jej niezwykłym podejściem.
- Heh.- Zaśmiała się.- Mój mistrz kiedyś poradził mi, aby nigdy nie skupiać się tylko na jednym aspekcie. Trzeba jednakowo dbać o umysł i o ciało, a po drugie obijanie abominacji świetnie odstresowuje, powinieneś kiedyś spróbować.
- Ha!- Parsknął śmiechem.- To nie dla mnie, ale może moja żona podchwyci ten pomysł, bo ostatnimi czasy jest nieco zestresowana i sądzę, że też nie oszczędziłaby tych biednych abominacji.
- Wszystkim nam udziela się obecna sytuacja, ale twoje poczucie humoru jest ujmujące.- Uśmiechnęła się.- Pozdrów ją i zrób to, o co cię prosiłam.
- Pozdrowię i zrobię.- Alador skinął głową i odszedł.
Jakiś czas później.
Hunter wracał z rozmowy, jaką odbył ze swoim wujkiem na temat, co robić dalej, a towarzyszyła mu Sole oraz jego palizman. Nagle do ich uszów dotarły odgłosy głośnej rozmowy dwóch znajomych głosów.
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo niespokojna Kiki.- Powiedziała Iris, która mówiła wyjątkowo złośliwym tonem. Wiedziała bowiem jak rozmawiać z nią, tak aby wywołać u niej gniew, co zawsze poprawiało jej humor.
- Po prostu mam sporo na głowie i jakbyś nie zauważyła, to prawa ręka Belosa ma masę obowiązków, z których muszę się wywiązać.- Odpowiedziała obojętnie, ignorując próbę zaczepki.
- Obowiązki, które polegają głównie na stwarzaniu problemów, które ja muszę po tobie sprzątać. Twoje bezmyślne decyzje sprawiły, że z sabatu, przed którym kiedyś wszyscy drżeli ze strachu, dzisiaj nie boją się nam otwarcie przeciwstawić?! Że otwarcie z nas kpią?! To nazywasz ciężką pracą!?
- Ja wykonywałam tylko swoje obowiązki, a to, co się dzieje, jest efektem sił, które nie są zależne ode mnie.- Odpowiedziała.
- Nie chciałam z tobą rozmawiać, aby słuchać twoich żałosnych tłumaczeń. Zawaliłaś sprawę, a ja dopilnowałam, aby opinia publiczna nie dowiedziała się prawdy o tym jak bardzo zawiodłaś.- Iris podeszła do Kikimory.- Teraz odejdziesz i zrobisz wszystko, abym mogła zapewnić Belosa, że zdrada Raine nie będzie mieć wpływu na funkcjonowanie pozostałych sabatów, a ja w międzyczasie obmyślę plan jak złapać ponownie naszego uciekiniera i dla twojego dobra oby mi się to udało.- Iris stukała palcem przy każdym słowie Kikimorę w głowę, co wywołało na jej twarzy gniew.
A kiedy Iris skończyła mówić, minęła ją bez dalszego wdawania się w dyskusję, a wtedy Kikimora odpowiedziała:
- Zapominasz się Iris. To ja jestem ciągle prawą ręką Cesarza Belosa nie ty, a on dowie się o...
Kikimora nagle zamilkła, ponieważ poczuła niespodziewanie coś na swojej szyi, jakby jakaś niewidzialna dłoń się na niej zaciskała. Dłoń która nie pozwalała złapać jej oddechu. Nagle upadła na ziemię i wspierając się na jednej ręce, starała się złapać oddech, ale nie mogła, bo czuła jak ta dłoń coraz mocniej zaciska się na jej szyi.
- Na przyszłość uważaj na słowa Kiki, bo któregoś dnia zadławisz się własną ambicją.- Powiedziała beznamiętnie Iris i w jednej chwili uwolniła Kikimorę spod uścisku wywołanego jej zaklęciem po czym skierowała się przed siebie, dając tym samym swojej rywalce jasne przesłanie: Żadnych więcej pomyłek!
Sama Kikimora zakaszlała kilka razy, łapiąc powietrze i spojrzała na odchodzącą Iris i ze złości uderzyła od podłogę.
- Niech cię szlag Iris!- Warknęła i czym prędzej wstała, otrzepała się i szybko opuściła teren, licząc, że nikt nie zauważył tej wymiany zdań.
Hunter po tym co zobaczył stał przez chwilę w milczeniu i nie bardzo wiedział co robić, ale wtedy odezwała się Sole.
- One nigdy się nie lubiły.- Powiedziała, przerywając ciszę. Wiedziała, że Hunter właśnie nad tym myślał, więc udzieliła mu odpowiedzi. Jak zawsze w takich chwilach.
- Delikatnie rzecz ujmując.- Dodał.- Chodźmy coś zjeść... znaczy ja... znaczy... wiesz o, co mi chodzi.
Sole zaśmiała się, ale nic nie odpowiedziała. Nie musiała i razem ze swoim przyjacielem Hunterem skierowali się w kierunku stołówki. Na miejscu okazało się jednak, że stołówka jest pusta, prawie pusta. Była w niej jedynie Iris.
Kiedy dostrzegła Huntera gestem ręki, zaprosiła go, aby ten się do niej dosiadł, co też uczynił, ale czuł lekki niepokój, jaki się z tym wiązał.
- Nie bój się, nie gryzę.- Odparła z uśmiechem, który miał podkreślić szczerość jej słów.
Nie wyglądała tak strasznie, jak przy jej kłótni z Kikimorą, przeciwnie wyglądała teraz na bardzo przyjazną i nieszkodliwą.
Kiedy Hunter usiadł naprzeciw niej, ta podsunęła mu tacę z kilkoma babeczkami, których Hunter nie widział od dawna.
- Częstuj się.- Zachęciła go ruchem ręki.- I spokojnie nie są zatrute.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.
Hunter spojrzał kątem oka na Sole, a ta pokiwała głową, co miało potwierdzić, że mówi prawdę.
Sole pełniła na zamku rolę doradcy Huntera, bo bezbłędnie oceniała prawdziwe intencje osób, z jakimi rozmawiał Hunter, dzięki czemu ten wiedział czego się spodziewać, po rozmówcy.
- Nie jestem taka zła, za jaką mnie uważasz.- Odezwała się swoim najbardziej uprzejmym tonem.- I nie winię cię za to, że mnie szpiegujesz. Na miejscu twojego wujka wydałabym ci taki sam rozkaz, chociaż nie odkryjesz niczego nowego czego twój wujek już o mnie nie wie.
Hunter otworzył ze zdziwienia usta, a kiedy miał już odpowiedzieć Iris go uprzedziła.
- Twój mały Palizman nie musi się przede mną chować.- Dodała, spokojnym tonem.
Wtedy palizman Huntera wystawił głowę spod jego szat i usiadł na jego ramieniu.
- Prawda, że tak jest dużo lepiej?- Uśmiechnęła się ciepło.- Nie mylę się Sole.- Swoje spojrzenie skierowała w miejsce, gdzie właśnie stała Sole.
- Ty... ty ją widzisz?- Wydusił, zaskoczony i wymienił ze Sole porozumiewawcze spojrzenia.
- Oczywiście, że tak. Kim bym była, gdyby prawdziwa natura rzeczy była dla mnie ukryta?- zaśmiała się.- Spokojnie nikomu nie powiem. Skoro Sole tu jest, to znaczy, że i z tobą rozmawia tak, więc pewnie, co nieco ci opowiedziała na mój temat.
- Tak...- wydusił.- Jednak nie była to miła historia.
- Owszem. Nie była, ale tak to jest kiedy rodzisz się pod złą gwiazdą to, wtedy życie rzadko układa się tak, jakbyś sobie tego życzył.- Iris nieco zmarkotniała.- Jednak jakoś sobie radzę, bo nie mam wyboru. Wiesz jak to dział prawda? Tutaj nie ma miejsca na słabość i trzeba uważnie dobierać sobie przyjaciół, aby któryś nie wbił ci noża w plecy.
Hunter przytaknął, wiedząc, że ma rację.
- Patrzę na ciebie Hunter i muszę ci powiedzieć, że przypominasz mi mojego dawnego ucznia. Też był tak zagubiony, jak ty i tak jak ty miał potencjał, żeby osiągnąć coś wielkiego, ale pech chciał, że został zamieniony w kamień, a ja nic nie mogłam wtedy dla niego zrobić, ale któregoś dnia go odnajdę i przywrócę do dawnej postaci.- Powiedziała, zgryzając zęby ze złości.
Hunter i Sole nie wiedzieli co powiedzieć, ale nie mogli się nad tym długo zastanawiać, bo Iris ponownie zabrała głos.
- Belos pewnie kazał ci się dowiedzieć jak najwięcej na mój temat prawda?
- Tak.- Odpowiedział Hunter, co go zaskoczyło. Nie spodziewał się, że tak bez trudu wyjawi cel swojej tajnej misji, ale kłamstwo raczej nie wchodziło w grę, bo i tak pewnie by je wychwyciła.
- Znam Belosa dłużej niż ktokolwiek inny, więc pomogę ci się wywiązać z twojego zadania, a to czy mi uwierzysz, czy nie to twój problem.- Iris ponownie się uśmiechnęła i poczęstowała się babeczką.- Hmm... czekoladowa. Moja ulubiona.
W tej chwili Iris zachowywała się zupełnie nieszkodliwie, a Hunter, gdyby nie widział jej porannego treningu oraz jej rozmowy z Kikimorą, to w życiu by się nie domyślił z kim naprawdę ma do czynienia. Wiedział, że pozostali w tym Kikimora i jego wujek boją się jej nie bez powodu, bo jej wiedza i inteligencja sprawiają, że osoba, z którą rozmawia, wychodzi na głupią i zaczyna wątpić w swoje umiejętności. Tak przynajmniej myślał Hunter, ponieważ jeszcze nie wiedział, na co tak naprawdę ją stać.
- Zacznijmy więc od początku: Nadejdzie w twoim życiu taki moment, kiedy podasz w wątpliwość swoje dotychczasowe osiągnięcia i poczujesz zmuszony do sięgnięcia pamięcią wstecz. Dla osób długowiecznych takich jak ja, jest nieunikniona i pewnym jest, że zbudzi się w tobie więcej niż raz. Pozwól mi więc dać ci radę: spisuj po drodze tyle, ile tylko zdołasz. I oto okazało się, że mój mistrz miał rację. A może tak naprawdę już ta sugestia była swojego rodzaju samospełniającą się przepowiednią, ziarnem zasianym przez kogoś dużo mądrzejszego ode mnie. Czy zaznałabym tego dręczącego pragnienia rozliczenia się z moją przeszłością, gdybym nie spędziła tylu lat na sumiennym spisywaniu moich przeżyć? Byłoby to marnotrawstwem czyż nie? Nawet jeśli, jestem wdzięczna mojemu mistrzowi, bo na przestrzeni lat odnajdywałam w tym terapeutycznym procesie autorefleksji ogromne pocieszenie i nadal odnajduję.
- Czyli, że co? Mam pisać pamiętnik jak dziewczyna?- zakpił.
- Możesz to nazywać dziennikiem, jeśli sprawi to, że będziesz czuł mniejsze zażenowanie.- Roześmiała się.- W każdym razie moje początki były bardzo trudne, ale ciężko wyrazić mi słowami, jaką ekscytację odczuwałam podczas podróży wraz z moim mistrzem, jaka odbyliśmy po nieznanych nikomu na Wrzących Wyspach krainach, ale gdybym miała wybrać jedno słowo, zdaje się, że "elektryzujące" byłoby odpowiednie. Wszak, od kiedy pamiętam, wiedziałam, że zostanę wiedźmą. W przeciwieństwie do większości moich rówieśniczek, które są teraz nauczycielkami w różnych szkołach, ja wiedziałam, że przeznaczone jest mi coś więcej i że jestem w stanie to osiągnąć jeśli będę się przykładać. Tak przynajmniej powtarzał mi mój mistrz i przyjaciółka mojej mamy, Kirke, która w dzieciństwie była dla mnie jak kolejna matka, choć nie łączy nas wspólna krew to zachowywała się zupełnie jak moja mama.- W tym miejscu Iris zrobiła krótką pauzę i znów się uśmiechnęła. Wspomnienia tamtych dni zawsze sprawiały, że czuła się lepiej.- Wracając do mojej historii... wiedza, iż miałam zostać wiedźmą, sprawiała, że większość mojej młodości upływała mi na wyczekiwaniu dnia, kiedy naprawdę nią zostanę. A dla tak niecierpliwego dziecka, jak ja czekanie było najprawdziwszą męką. Ku mojemu rozczarowaniu mój mistrz Kalid zapewniał mnie, że szanse na zostanie wielką wiedźmą w wieku 7 lat wynoszą dokładnie zero. Nieważne, jak bardzo dziecko by błagało. Z perspektywy czasu wydaje się to jednak zrozumiałe.
Hunter i Sole siedzieli i słuchali słów Iris, która mówiła w taki sposób jakby miała te wydarzenia przed oczami, była wtedy zupełnie jak Sole, kiedy analizowała ludzi.
- Większość swojego dzieciństwa spędziłam na wyobrażaniu sobie, że jestem wiedźmą taką w szpiczastym kapeluszu, wspaniałych, powłóczystych szatach i z palizmanem wyciągniętym przed siebie i to, pomimo że nawet jako dziecko wiedziałam, że w rzeczywistości wiedźmy rzadko tak wyglądały. Wiedziałam to, bo miałam już do czynienia z czarownikami i wiedźmami. Moja mam zawsze zabierała mnie na targ, gdzie wielu z nich sprzedawało swoje towary, a kiedy ona załatwiała swoje sprawy, ja obserwowałam ich i uczyłam się, ile tylko mogłam. Nim skończyłam 7 lat, poznałam najbardziej znamienite dzisiaj osobistości twojego wujka czy większość dawnych przywódców sabatów, a był to, zaiste wielki przywilej. Teraz, po tylu latach łapię się na tym, że dopada mnie obezwładniające poczucie nostalgia, gdy spoglądam na zdanie, które spisałam tak dawno temu. Pierwsze słowa, jakie zapisałam zgodnie z radą mojego mistrza, a raczej nagryzmoliłam w swoim pamiętniku brzmiał tak:
Jeśli dobrze liczę, a chyba tak jest to, minęły już dwa tygodnie, odkąd przygarnął mnie Kalid. Jest to mój pierwszy wpis i to od razu w obcym dla mnie miejscu. Tęsknie za domem, za mamą i przyjaciółmi, ale zawsze chciałam wyruszyć na przygodę i to marzenie się spełniło. Jednak wyobrażałam sobie to nieco inaczej.
Wielu uważa, że jestem zbyt mała, aby zrozumieć zawiłości tego świata, ale staram się go zrozumieć, bo mama zawsze mi powtarzała, że świat trzeba zrozumieć, trzeba, nauczyć się jak działa i dopiero wtedy zacząć go zmieniać.
Kalid też próbuje mi to wyjaśniać, ale to, co mówi, jest dość skomplikowane, ale jego słowa brzmią bardzo mądrze, chociaż nie mam pojęcia, o czym mówi, ale kiedyś się tego dowiem. Obiecuję.
Tu chyba skończę, bo nie wiem co pisać dalej poza tym, że Kalid miał rację. Faktycznie czuję się, jakbyś był moim przyjacielem i mam nadzieję, że ty też tak uważasz :)
To pisała Iris Fallmoon poszukiwaczka przygód lat 7.
Iris zaśmiała się i pokręciła głową, a sam śmiech był spowodowany przez sentyment dawno minionych dni, które powróciły w tej jednej chwili, ale były to dobre dni, przynajmniej z dzisiejszej perspektywy.
- Zabawne jak czas wszystko zmienia. Minęło 50 lat, od kiedy napisałam te słowa, a dalej je pamiętam. Jednak na dzisiaj wystarczy, przemyśl to, co ci powiedziałam Hunter, bo któregoś dnia od twojej decyzji będzie wiele zależało, albo i nie. Nikt tego nie wie.- Iris wstała od stołu i westchnęła.- Zobaczymy się później, a na razie smacznego.- Skinęła głową i wyszła ze stołówki w bardzo dobrym humorze.
- Myślisz, że kłamie?- zapytał zaskoczony Hunter.
- Nie.- Pokręciła głową Sole.- Mówiła prawdę. Znam ją. Zawsze gardziła fałszem, ale też nie lubiła, jak do czegoś się ją zmusza, więc twój wujek ma powody, aby się jej bać, ale na razie jest lojalna, ale pełno w niej sprzeczności przez co trudno mi ją odczytać. Dlatego zalecam ostrożność.
- Miejmy nadzieję, że faktycznie nic złego się nie stanie, a na razie smacznego Sole.- Hunter wziął jedną z babeczek i zaczął ją jeść, delektując się każdym kęsem, bo nie wiedział, kiedy znów będzie miał okazję, aby zjeść coś tak dobrego, a wiele wskazywało na to, że może nie mieć na to czasu.
Jak zwykle w tym miejscu zostawiajcie swoje komentarze jeśli nie chce się wam komentować całości :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro