Epilog
Kilka chwil później cesarski pałac. Sala tronowa.
- Jakie wieści przynosisz?- zapytał Belos, patrząc na Kikimorę, która weszła w towarzystwie dwóch kapitanów.
- Plan Iris zadziałał.- Zaczęła.- Rainie znów jest w naszych rękach, ale zdążył się spotkać z kimś kogo nazwał Ukrytym. Niestety ten ktoś zniknął i nie zostawił żadnych śladów, próbowaliśmy go szukać, ale nic to nie dało.
- Nie sądziłem, że twoja duma pozwoli ci na zrealizowanie planu jaki opracowała Iris, aby rozwiązać problem i jeszcze się do tego przyznać- w głosie Belosa słychać było nutę kpiny.
- Iris zanim gdzieś wyszła zdążyła ustalić listę kryjówek gdzie mógł się ukryć nasz zdrajca i dzięki szczęściu opanowaliśmy sytuację.- Odparła bez większego entuzjazmu, ale w środku gotowała się ze złości na myśl, że musiała wykorzystywać efekt pracy swojej rywalki i gdyby nie czas, którego nie miała, to nigdy by tego nie zrobiła.
- A czar jaki na niego rzuciliśmy?
- Zaczął już działać. Moim zdaniem próbował szukać pomocy, aby go przełamać jednak mu się nie udało.
- Nie ważne- mruknął Belos.- Dopilnuj aby to się nie powtórzyło parada kowenów już niedługo.
Belos skinieniem odesłał kapitanów którzy towarzyszyli Kikimorze, a kiedy zostali sami zwrócił się do niej tymi słowami:
- Prowadzisz niebezpieczną grę Kiki. Iris nie jest niezbędna dla moich planów związanych z Dniem Jedności, ale posiadanie jej po swojej stronie bardzo się nam opłaci.
- Nie rozumiem.- Odparła, zaskoczona słowami Belosa.
- Rozumiesz i to dobrze.- Ton Belosa stał się znacznie bardziej ostry.- Mieszkańcy Wrzących Wysp uważają mnie, zresztą słusznie za głos Tytana, ale Iris... Iris można śmiało uznać za jego Gniew którego uwierz mi nie chcesz doświadczyć, więc dopilnuj aby twoja niechęć do niej nie przysłoniła ci naszego celu, bo nie wiem czy pamiętasz ale jesteśmy po tej samej stronie. I zapamiętaj sobie, że aresztowania przyjaciół Iris nie dadzą ci tego czego chcesz. Wprost przeciwnie... ale spróbuje z nią porozmawiać, aby przy waszym następnym spotkaniu nie rozrywała cię na strzępy... jeszcze. Dlatego dopilnuj, aby dzisiejsze zajście się nie powtórzyło. A teraz możesz odejść- Belos nieco się uspokoił i ruchem dłoni ją odesłał.
- Będzie jak sobie życzysz...- Odparła pokornym tonem i po ukłonieniu się, opuściła salę tronową.
Na korytarzu czekał na nią jeden z jej kapitanów, którego zachowanie świadczyło o tym, że nie ma on dobrych wieści.
- Z przykrością informuje, że laboratorium oraz eksperyment zostały zniszczone.
- Przez kogo?
Kapitan milczał wahając się czy powinien powiedzieć prawdę, wiedział bowiem, że Kikimora może zareagować... negatywnie.
- MÓW!- waknęła
- Iris, Golden Guard, Luz człowieka oraz Amity Blight.
Kikimora na te słowa aż poczerwieniała ze złości.
- A wyniki badań?- Zapytała dysząc ze złości.
- Większość przepadła, ale udało się odratować większość hybrydy... a przynajmniej tego co z niej zostało. Mamy też fragmenty nagrań i...
- W takim razie dostarczcie to wszystko do mojego kryjówki, a tam pomyślę co dalej zrobić w tej sprawie.- Przerwała mu i odwróciła się na pięcie nie czekając na jego reakcje.
Kapitan skinął odetchnął z ulgą i odszedł. Z kolei do Kikimory zaczęło docierać, że przez przypadek mogła wzmocnić wrogów cesarza, ale po cichu liczyła, że jej mały prywatny eksperyment będzie mógł w razie czego ocalić jej skórę kiedy Belos się dowie o całej sytuacji, a on ocali ją przed Iris, która bez wątpienia dowiedziała się o tym, że kazała aresztować Kirke i przez lawinę złych wieści w nie najlepszym nastroju wróciła do swojej komnaty, gdzie liczyła, że wśród ksiąg jakie udało się jej zdobyć, znajdzie rozwiązanie swoich problemów. Większość posiadanych przez nią ksiąg dotyczyła abominacji oraz czarnej magii, zapomnianej w obecnych czasach głównie z powodu działań Belosa i Iris.
Księgi te kupiła kiedyś od tajemniczego kupca, a kupiła je tylko dlatego, że wśród nich była książka napisana przez ojca Iris Idrana, który mimo upływu czasu ciągle był niedościgłą legendą w dziedzinie abominacji. Jedna książka, jeden ocalały egzemplarz i jedyna szansa, aby odkryć sposób na zdobycie większej mocy lub stworzenie kogoś lub czegoś kto nią będzie władał, aby mogła w końcu zniszczyć swoich wrogów, albo przynajmniej sprawić, aby oni nie zdołali zniszczyć jej. Myśl o potencjalnym sukcesie sprawiała, że zabrała się od razu za czytanie mając nadzieję, że jej wysiłki w końcu zostaną nagrodzone.
Pałacowe lochy. Kilka chwil później.
Drzwi do celi Kirke niespodziewanie otwarły się, a zamiast widoku strażnika Kirke, pojawił się ktoś niespodziewany.
- Spodziewałam się ratunku, ale nie sądziłam, że to będziesz ty.
- Przykro mi, że cię rozczarowałem.- Odparł, rozbawiony Ignaz, splatając dłonie na piersi.- Iris ma teraz na głowie inne sprawy, a kto nadaje się do takich akcji lepiej niż ja.- Dodał wyraźnie dumny ze swojego talentu, który polegał na tym, że potrafił dostać się niemal wszędzie i to bez niczyjej wiedzy. Zupełnie jak duch lub cień.
Kirke nie wdając się w dalszą dyskusję, ruszyła za Ignazem, który skierował się w prawo i na końcu korytarza zatrzymał się przed ścianą i nacisnął dwa punkty na niej i nagle otwarło się tajne przejście. Ignaz ruchem głowy dał znak Kirke, aby szła pierwsza on sam jeszcze rozejrzał się czy nikogo nie ma i zamknął przejście, a kiedy to zrobił zapalił jedną ze znajdujących się na ścianach pochodni.
- Szczerze? Nie sądziłam, że nadal będziesz chciał pomagać Iris, a zwłaszcza po tym, że wróciła do Cesarskiego Sabatu.- Odezwała się Kirke, chcąc sobie zabić czas rozmową ze starym przyjacielem, którego nie widziała od dłuższego czasu. I którego motywy działania zawsze były zagadką.
- Po pierwsze jest naszą przyjaciółką. Po drugie oboje stoimy na straży porządku tylko dążymy do niego różnymi metodami. No i Iris jest jedyną osobą mogącą utrzymać Belosa w ryzach.- Odparł tak jakby stwierdzał coś oczywistego.- No i po trzecie jej matka wyświadczyła mi kiedyś wielką przysługę, a jej córka jest taka jak ona. Honorowa i godna zaufania. Ufam jej, a nie tym z którymi pracuje. Jeśli coś robi, to zawsze ma jakiś powód.
- To prawda, ale mimo to dziwię się, że pomogłeś jej kiedyś odszukać Belosa, zwłaszcza, że on też miał już wtedy swoje za uszami.
- Albo Belos, albo jej ojciec. Obie opcje były dla mnie kiepskie. Z jednej strony Belos odtworzył moją rasę tylko po to, aby ją zniewolić i wykorzystać, a z drugiej ojciec Iris nie był wcale lepszy, bo chciał tego tego samego, co Belos tylko jego metody były bardziej radykalne. Dlatego wybrałem wtedy mniejsze zło.- Ignaz westchnął.- Kiedy Iris odeszła wszystko się posypało. Wszystkie sprawy które ruszyła... Belos i Kikimora chcieli aby zniknęły. Zresztą sama wiesz... a ja musiałem się gdzieś przyczaić.- Opowiadał Ignaz idąc dalej. Jednak po tonie głosu słychać było irytację i rozgoryczenie.
- Mimo to przyszedłeś. Dziękuję.- Kirke skinęła głową
- Czego się nie robi dla przyjaciół.- Powiedział lekko rozbawiony.- Ty i Iris wiecie, że naprawdę jestem bazyliszkiem, który ma nową tożsamość i cel. Jednak prawda jest znacznie bardziej skomplikowana. Wierz lub nie, ale jestem jedynym przedstawicielem bazyliszków sprzed naszej eksterminacji i aby przeżyć musiałem się dostosować. Magia nie jest mi potrzebna do życia, ani do utrzymania postaci, ale jej spożycie wywołuje u mnie efekt jak po zjedzeniu przez kogoś ulubionej potrawy, krótko mówiąc rozbudza apetyt, ale czasem sobie pozwolę na jej spożycie.
- Dlaczego mi to mówisz właśnie teraz?
- Dla zbicia czasu.- Odparł Rozbawiony.- Obecnie żyjące bazyliszki uważają mnie za niepisanego przywódcę, a nawet jeśli nie wszystkie tak myślą, to czują przede mną respekt. Kiedy Iris odeszła uratowałem niejednego z pobratymców od losu jaki chciał im zgotować Belos. Jesteś jedną z niewielu osób, które mogę nazywać przyjacielem i dlatego chciałem, abyś znała całą prawdę na mój temat. No i przyznam się, że chciałem ją komuś opowiedzieć... wiesz taka historia nie powinna się marnować.
Kirke roześmiała się na ostatnie słowa Ignaza i spytała:
- Popraw mnie jeśli się mylę, ale twój gatunek zniknął kilka wieków temu?
- Prawda.
- Chcesz mi powiedzieć, że żyjesz tak długo? Normalni przedstawiciele waszego gatunku żyli po 100-115 lat max.
- Jest to efekt klątwy jaką na siebie ściągnąłem. Chciałem ocalić mój lud przed zagładą i poprosiłem o moc która miała mi to umożliwić, i stało się... nie mogłem zginąć, a w każdym razie nie na długo. Zawsze wracałem niczym zjawa, patrzyłem jak stary świat przemija i zastępuje go nowy. Dlatego właśnie postanowiłem przestać zwalczać skutki, ale objawy. Założyłem siedzibę tutaj w Kościogrodzie, a mimo to nikt niepowołany nie wiedział o moim istnieniu.- Wyjaśnił nie przerywając marszu.
- Jesteś nieśmiertelny?
- Można tak powiedzieć, ale nauczyłem się z tym żyć i wykorzystywać klątwę do swoich celów.- Ignaz zatrzymał się i spojrzał na Kirke.- Zrodziła mnie ciemność i w ciemności pozostanę. Tyrania nigdy nie trwa wiecznie. Ale ideały tak. One są jedyną wieczną rzeczą na tym świecie. Zrozumiałem, że życie jest krótkie, a czas nie oszczędza nikogo, patrzyłem jak osoby mi bliskie obracają się w proch, a ja dalej stoję,i wtedy dotarło do mnie, że nie jestem już tym, kim byłem. Wyrzekłem się całej miłości, jaką kiedyś nosiłem w sercu. Wyrzekłem się samego siebie. Teraz jestem Ukrytym, którego zwą Ignaz i pomagam tym, którzy tego potrzebują, pomagam im rozwiązywać problemy, ale nie robię tego za nich. Tej sztuki każdy musi nauczyć się sam.
- Wow. Naprawdę nie spodziewałam się tego.- Odparła z uznaniem.- Wiedziałam, że skrywasz nie jedną tajemnice, ale nie aż taką.
- Co mogę rzec... kobiety lubią tajemniczych facetów.- Zażartował.
- Niektóre.- Poprawiła go, szeroko się przy tym uśmiechając.- Iris o tym wie?
- Nie mówiłem jej, ale jestem pewien że coś podejrzewa. Zawsze imponowała mi jej przenikliwość.
- To prawda.
Dalszą część drogi przemierzali w milczeniu. Kirke wiedziała, że "rodzina" do której należy jest wielka i tajemnicza, ale nigdy nie spodziewała się, że to Ignaz stoi na jej czele czy może on ją założył.
Nagle dotarli do końca tunelu, który prowadził do wyjścia znajdującego się u stóp zamku i z dala od wścibskich oczów. Ignaz pociągnął za pobliską dźwignię i wtedy otwarły się drzwi za którymi czekała wolność.
- Tutaj nasze drogi się rozchodzą.- Powiedział, gasząc pochodnię.- Sugeruję też wyjechać na jakiś czas.
- A ty?
- Znasz mnie. Będę się rozglądał i czekał, a jeśli los pozwoli to może Belos straci władzę, a wtedy ja i moi pobratymcy będziemy mogli przestać się ukrywać i pokazać innym, że nie jesteśmy tacy źli.
- Chciałabym mieć twoją postawę.- Stwierdziła z lekkim przekąsem. Pewność siebie Ignaza zawsze ją intrygowała i irytowała jednocześnie.
- Staram się, a póki co do następnego Kirke, i pamiętaj, że tacy jak my i nam podobni bronią resztek nadziei, jakiej jeszcze nosi w sobie ta biedna ziemia.
- Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni i w końcu będziemy mogli odpocząć. Żegnaj przyjacielu.
Kirke, skinęła głową i również postanowiła się oddalić, ale w odróżnieniu od Ignaza miała przeczucie, że życzenie Ignaza o upadku Belosa może się spełnić, bo na takich jak on prędzej czy później zawsze przychodzi pora. Taka była odwieczna prawda.
Godzinę później. Gdzieś na Wrzących Wyspach.
Portal otwarł się ze świstem, a z niego wyszła Iris. Była słaba i czuła ból jakiego nigdy wcześniej nie miała okazji odczuć. Jad Hybrydy ciągle krążył w jej żyłach, zatrzymała jego rozprzestrzenianie na pewien czas, ale było tylko kwestią czasu za nim jad dostanie się w okolice serca, a wtedy umrze w kilka sekund.
Na całe szczęście udało się jej znaleźć sposób aby pozbyć się jadu. Miejsce w którym może się uleczyć. Miejsce które mimo prawie 40 lat od jej ostatniej wizyty tutaj utkwiło w jej pamięci.
Miejsce gdzie dawno temu znalazła uzdrowiciela Erlanda, który zamiast uleczyć Belosa doprowadził do jego przemiany, co być może odcisnęło piętno na jego zachowaniu i tym kim się stał lub tylko podkreśliło prawdę o nim czyli potworze, który pod przykrywką szlachetnej idei zasiał terror i strach w sercach niepokornych.
Dawne miejsce mocy uległo potędze natury. Polana zmieniła się las i tylko menhiry, które tam stały świadczyły o tym, co się tu znajdowało. One same zostały pokryte grubą warstwą mchu, a runy które je zdobiły niemal całkowicie zniknęły.
Iris udała się do środka dawnego miejsca mocy i położyła na jednym z kamieni szary kryształ, który w kilka chwil zaczął zmieniać barwę na białą. Miejsce mocy ciągle działało, ale bez opieki ta moc została niemal stłumiona.
Po kilku minutach Iris wzięła kryształ i przystawiła go do fioletowej ręki i patrzyła jak ten wchłania truciznę zmieniając swój kolor na fioletowy, a kiedy Iris skończyła, poczuła wielką ulgę. Znów mogła ruszać ręką i wróciło w niej czucie, schowała kryształ do torby przy pasie i kiedy miała się już zbierać usłyszała kroki i trzask gałęzi, sięgnęła po swój palizman i zwróciła się w kierunku z którego dobiegał.
- Kto idzie?!- krzyknęła, przyjmując pozycję do ewentualnego odparcia ataku.
Z zarośli wyszły dwie kobiety, a na ich widok Iris odetchnęła z ulgą.
- Lilith... nie spodziewałam się, że kogoś tutaj spotkam.- Jej wzrok skierował się na kobietę która towarzyszyła Lilith. Poznała ją od razu.- Może mnie pani nie pamięta...
- Pamiętam. - Gwendolyn uśmiechnęła się.- Osób takich jak ty się nie zapomina.
- Miło mi, ale dalej nie wiem, co tutaj robicie?
- Pamiętasz książkę, którą kiedyś poleciłam ci przeczytać?- spytała Gwendolyn.
- "Kraina Tysiąca Baśni" Ivara Voloe. Pamiętam.
- Moja mama wierzy, że bohater jednej z baśni uzdrowiciel Erland mógłby zdjąć klątwę ze mnie i z Edy.
- Rozczaruje was, ale on i jego towarzysze odeszli stąd dawno temu. Nie wiem dokąd i nie wiem nawet czy byłby ci w stanie pomóc.- Iris rozłożyła bezradnie ręce.
- Czyli kolejny potencjalny trop przepadł - mruknęła zdenerwowana Lilith.
- Zamiast szukać lekarstwa spróbuj poszukać tego kto sprzedał ci tę klątwę i nawet jeśli nie będzie znał sposobu na jej zdjęcie, to może wskaże ci jakiś trop.
- Próbowałam go szukać, ale przepadł bez wieści.
- W takim razie szukamy innego sposobu- wtrąciła Gwendolyn.- Musimy szukać i próbować dalej.
- To jest właściwa postawa.- Przytaknęła Iris.
Wtedy nagle rozległo się krakanie. Na jednym z menhirów wylądował osobliwy kruk.
- Synin? - zdziwiła się, wyciągając rękę w jego kierunku, a kruk na niej wylądował.
- Znasz go?- spytała Lilith.
- Synin, to towarzysz mojego przyjaciela - odparła, zastanawiając się jakim cudem ją tutaj znalazł.
Zauważając przy okazji, że ten ma przyczepioną do nogi wiadomość. "Uwolniłem Kirke. Bądź spokojna nie musisz mi za to dziękować. Spotkamy się tam gdzie zawsze. Dam znać kiedy. P.S Nie dawaj niczego Synin. Ten żarłok dostaje regularnie jedzenie, a mimo to ciągle żebra aby ktoś go nakarmił i za chwilę nie będzie w stanie oderwać się od ziemi. Do usłyszenia wkrótce."
I
Na ostatnie zdanie Iris mimowolnie się uśmiechnęła.
- Wiadomość od przyjaciela.- Powiedziała.- Chciałabym wam pomóc, ale nie wiem jak.
- Nic nie szkodzi. Damy sobie radę.- Gwendolyn poklepała Lilith po ramieniu.
- Wróciłaś do Cesarskiego Sabatu?- spytała Lilith.
- Powiedzmy - odpowiedziała.- Wiem, że masz na jego temat mieszane uczucia, ale to mimo wszystko to po części moje dzieło i chcę je ratować o ile będzie to możliwe. Dlatego wróciłam.
- Wiem. Nigdy mnie nie zawiodłaś jako przełożona... żałuję, że odeszłaś... może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Być może. Los jednak potoczył się tak a nie inaczej, a my musimy go przyjąć i dobrze wykorzystać. - Odpowiedziała.- Ja muszę już iść. Czekają na mnie. Pewnie się spotkamy... mam tylko nadzieję, że w jakiś milszych okolicznościach.- Iris otworzyła w międzyczasie portal.
- Wrzące Wyspy potrzebują więcej osób takich jak ty.- Stwierdziła Gwendolyn.
- Być może... wiem tylko, że coś musi się zmienić.- Iris westchnęła ciężko.- Powodzenia w poszukiwaniach lekarstwa i do zobaczenia.- Skinęła głową i przeszła przez portal.
- Do zobaczenia.- Powiedziały Lilith do wchodzącej do portalu Iris.
Synin, który znów znalazł się na menhirze, patrzył przez moment na Lilith i Gwendolyn by po chwili odlecieć w sobie tylko znanym kierunku.
Parę dni później. Rezydencja państwa Bilight.
- Mógłby ktoś otworzyć te drzwi?- Krzyknęła Odalia, słysząc stukanie, które od kilku chwil nie ustaje, ale przypomniała sobie, że w domu obecnie jest tylko ona i Alador, który na pewno nad czymś pracuje.
Odalia normalnie wykorzystałaby do otwarcia drzwi jedną z abominacji, ale była ciekawa kto tak namolnie oraz uporem nie przestawał pukać do jej drzwi.
*Może to ktoś w interesach? Albo Amity znów w coś się wpakowała? Albo bliźniaki znów coś zniszczyły* Pomyślała, ale za nim zdecydowała się otworzyć drzwi, zatrzymała się przy lustrze upewniając się, że jej wygląd jest bez zarzutu i nie widać po niej zdenerwowania niezapowiedzianą wizytą, podeszła do drzwi, a kiedy je otwarła i zobaczyła, kto stoi w progu, aż ją zamurowało.
- Witaj Odalio. Minęło sporo czasu.- Powiedziała Iris, lekko się uśmiechając.- Mogę wejść?
Odalia nie odpowiedziała, ale zrobiła krok do tyłu i stanęła do niej bokiem, co dla Iris oznaczało tak.
- To ty Iris?- Odezwał się głos Aladora, który właśnie wyszedł ze swojej pracowni, po coś do zjedzenia i stanął obok swojej żony.- Mogłaś powiedzieć, że wpadniesz i wtedy...
- To nie jest oficjalna wizyta.- Odparła.- Wpadłam tutaj jako przyjaciółka. Jak za starych czasów.- Iris położyła duży nacisk na ostatnie zdanie, zupełnie jakby to była najważniejsza rzecz jaką powiedziała.
- W takim razie zapraszam i wybacz, ale to Odalia z reguły zajmuje się gośćmi jednak twoja wizyta, zrobiła na niej wrażenie.- Zażartował i gestem dłoni dał znak, aby ta poszła za nią.
Jednak kiedy Iris zrobiła kilka kroków Odalia, zastąpiła jej drogą, wpatrując się w oczy Iris i niespodziewanie przytuliła zaskoczoną Iris, która odwzajemniła uścisk, mówiąc:
- Ciebie też mi brakowało.- Odparła. Nie musiała nawet pytać jej o powód takiej reakcji, bo doskonale go znała.
- 8 lat.- Sprecyzowała i kiedy puściła Iris, rozczochrała jej nieco włosy, po czym roześmiała się zadowolona z efektu swojego działania.
- Pisałam regularnie, a przynajmniej się starałam.- Odparła, poprawiając rozczochrane kosmyki, by po chwili również się roześmiać.
Odalia i ona miały tego samego fioła na punkcie włosów obie mogły cuchnąć oraz wyglądać jakby co dopiero wyszły z rynsztoka, ale fryzury zawsze miały nienaganne jakby szły na jakieś przyjęcie lub paradę.
Ten z pozoru błahy gest jakim było rozczochranie włosów sprawił, że w Iris odżywały wspomnienia wewnętrznego ciepła, które zdusiła w sobie już kilka razy z bardzo wielkim trudem.
*Miłość? Nie, już nigdy nie będę tak słaba* zapewniała siebie samą w myślach uznając, że wystarczy jej tylko jej namiastka jaką jest przyjaźń. Głównie dlatego, że ilekroć kogoś pokochała ten ktoś znikał z jej życia: Mama, jej mistrz, Belos i Odalia. *Chyba po prostu miłość nie jest dla każdego* Tak zawsze mówiła kiedy kolejne związki nie wypalały, a po tym z Odalią przestała już próbować.
- Jesteś jedyną osobą poza mną, która potrafi skłonić tę złośnicę do uśmiechu.- Zażartował Alador, którego bawiła relacja jego żony i jej przyjaciółki. W takich chwilach przypominał sobie, że Odalia ma swoją dobrą stronę, ale nie pokazuje jej byle komu i byle kiedy.
Odalia posłała mu gniewne spojrzenie, ale szybko zmieniła je na bardziej pogodne. Miał w końcu racje.
Kiedy cała trójka weszła do salonu chwilową ciszę, przerwał Alador.
- Pójdę zaparzyć herbatę.- Oznajmił, wiedząc, że ta dwójka potrzebuje chwili prywatności.
- Alador zawsze był bardzo przenikliwy chociaż patrząc na niego nikt by w to nie uwierzył.- Zażartowała Iris.
- To prawda.- Przytaknęła.- Jednak znam cię na tyle dobrze, że wiem, że to nie jest wizyta czysto kurtuazyjna.
- Przeciwnie. Jestem tutaj jako twoja przyjaciółka i...
- Dawna kochanka.- Dodała Odalia.- Nigdy tego nie mówiłaś w prost, ale tak na to się mówi.
- Wolałabym określenie, bratnia dusza.- Odparła lekko się uśmiechając głównie po to, aby ukryć swoje zawstydzenie.
- Fakt. Brzmi to o wiele ładniej.- Przytaknęła.- Nigdy ci tego nie mówiłam Iris, ale kiedy byłyśmy razem, a ty opowiadałaś mi o swoich przygodach poza Wrzącymi Wyspami, marzyłam, aby zobaczyć to, co ty te wszystkie fantastyczne miejsca i tam spróbować żyć razem.- Odalia lekko się zaczerwieniła, próbując znaleźć właściwe słowa.
- Ale tego nie zrobiłyśmy - Iris zrobiła krótką pauzę.- Mimo że wystarczyło wtedy tylko jedno twoje słowo.
- Marzyć o czymś, a to zrobić to dwie różne rzeczy. Ja nie miałam i dalej nie mam duszy podróżniczki ani twojego zapału, aby wyjść przygodzie naprzeciw. Przyznam, że zawsze zazdrościłam ci, że masz dość siły, aby samej decydować o swoim życiu.
- Teraz ty też masz, masz i możesz decydować. Musisz tylko się odważyć.- Odparła Iris lekko zaskoczona wyznaniem Odali.
-To prawda. I już zdecydowałam. Tutaj jest moje miejsce.- Powiedziała stanowczo, wskazując dłonią na pomieszczenie.- W tym domu. Z moją rodziną... ale nigdy nie żałowałam wspólnie spędzonego z tobą czasu. Nigdy.
Iris chciała odpowiedzieć, ale wtedy pojawił się Alador i położył przed nimi filiżanki z herbatą, a sam usiadł koło Odali, mieszając jednocześnie zawartość swojej.Lekko speszona Iris spojrzała porozumiewawczo na Odalię.
- Możemy mówić swobodnie.- Oznajmiła Odalia.- Alador zna naszą historię i uprzedzając twoje pytanie, opowiedziałam mu o nas, a to dlatego, że wolałam, aby dowiedział się ode mnie niż z plotek.
- Naprawdę powiedziałaś mu o wszystkim?- Iris spojrzała podejrzliwie na Odalię, zaimponował jej fakt, że powiedziała w prost o tym co je kiedyś łączyło. Ona sama nigdy nikomu o tym nie wspominała ani się nie chwaliła, co nie znaczy, że wstydziła się relacji jaka je łączyła. Przeciwnie była z niej bardzo dumna po prostu nie uważała, że należy robić z tego takie wielkie halo.
- Pikantne szczegóły pominęła, ale po tym, jak o tobie mówiła, można było stwierdzić, że masz talent nie tylko do magii.- Zachichotał.
- Aladorze mógłbyś przynajmniej przez chwilę udawać, że masz mentalnie więcej niż 15 lat?- Westchnęła Odalia, którą nawet rozbawiła celna uwaga jej męża, ale nie dała tego po sobie poznać.
- I ta wiedza ci nie przeszkadza?
- Nie.- Odparł krótko.- Nie byliśmy przecież wtedy małżeństwem.
- Ale mieliście nim być. Byliście przecież nie rozłączni. Wiem bo znamy się nie od dzisiaj- ciągnęła dalej Iris, która była zaskoczona, że Alador mówi o tym z taką lekkością, jakby chodziło tylko o to, że przez Iris Odalia późno wróciła do domu, a nie, że przez prawie rok były parą.
- Wiem, ale widziałem wtedy, że Odalia lekko się waha czy faktycznie będziemy razem, dlatego zaproponowałem, że dam jej rok, aby przekonała się, czy znajdzie szczęście gdzie indziej i gdyby się jej to udało to, pozwoliłbym jej odejść, co jak wtedy uważałem byłoby lepszym wyjściem niż gdybym ją zmusił do zostania, a wiesz, że trzymanie kogoś na siłę nigdy nie jest dobrym pomysłem i mimo wszystko ja też chciałem, aby była szczęśliwa i sama zdecydowała gdzie i z kim chce być.
- To trochę dziwne rozumowanie, ale szlachetne.- Iris była zaskoczona słowami Aladora i spojrzała na Odalię.- Ale dlaczego postanowiłaś związać się ze mną? I czemu mi nie powiedziałaś o umowie z Aladorem.
- Nie potrafiłam za bardzo nawiązywać kontaktów z innymi, a ty miałaś wszystko, co było i dalej jest cenne na Wrzących Wyspach. Moc, urodę i niezachwiane poczucie honoru no i wiele osób cię lubiło, a fakt, że byłaś honorowym członkiem rodzinny Blight sporo ułatwił.
- Mówiąc krótko, Odalia wiedziała, że jej nie porzucisz, kiedy się nią znudzisz.- Wtrącił Alador.
- To prawda, a co do drugiego pytania to nigdy nie pytałaś.
- Bo kto zadaje takie pytania? Ale skoro było między nami tak dobrze to dlaczego postanowiłaś odejść?
- Brakowało mi w tobie poczucia stabilizacji. Nie potrafiłaś usiedzieć w jednym miejscu przez dłużej niż kilka dni no i twoja posada, mimo że prestiżowa to wiązała się ryzykiem, że któregoś dnia nie wrócisz, albo padniesz ofiarą spisku. Dlatego wróciłam do Aladora i z perspektywy czasu uważam to za dobrą decyzję. I mimo jego ciapowatości jest dobrą osobą i nie żałuje związku z nim. No i zna kilka naprawdę dobrych dowcipów.- Przy ostatnim zdaniu Odalia zachichotała.
- Aż się wzruszyłem.- Alador, otarł łezkę, która pojawiła się w jego oku.
- Nie przyzwyczajaj się do tego, że codziennie będę dla ciebie tak miękka, jak teraz.- Fuknęła, ciepło się przy tym uśmiechając.- Ale dzisiaj możesz liczyć na moją dobrą wolę i humor.
- Czemu nie mężczyźni?- zapytał nagle, patrząc na Iris. Widać było, że przez chwilę wahał się czy zapytać, ale ostatecznie to zrobił.- W sensie znam powód Odali, ale twojego nie. Gdyby chodziło tylko o wspólnie spędzony bez zobowiązań czas lepszym wyborem byłby facet lub jakaś brzydka dziewczyna. Mam pewną teorię: Odalia jest ładna czyli chciałaś wyzwania. Chodziło ci o posiadanie przewagi, a kontrolowanie kobiet zbliża cię do panowania nad sobą. Krótko mówiąc romans z Odalią miał pokazać, że wszystko z tobą w porządku, że potrafisz okazywać uczucia a inni w tym wypadku Odalia je odwzajemnić.
Odalia zrobiła wielkie oczy, zaskoczona niespodziewanym stwierdzeniem męża.
- Niezła teoria- Iris uśmiechnęła się złośliwie i zaklaskała kilkakrotnie.- A może odpowiedź jest bardziej banalna i ja po prostu lubię ładne nagie kobiety lub chciałam spróbować czegoś nowego, a dzięki Odali miałam okazję. Albo... faktycznie chciałam sprawdzić czy potrafię kogoś pokochać.- Wzruszyła ramionami.
- I który powód jest tym właściwym?- dopytywał.
- Skąd wiesz, że wszystkie z nich nie są właściwe?- Uśmiechnęła się złośliwie, posyłając Odali porozumiewawcze spojrzenie.
- Czasem mnie przerażasz Aladorze - wtrąciła Odalia.- Zachowujesz często się jak dzieciak, a jak chcesz to powiesz coś tak mądrego i strasznego jednocześnie, że aż się ciebie boję.- Powiedziała pół żartem.
- Taki już mój urok... Swoją drogą jak ręka?- Zapytał Alador zmieniając temat.- Amity mówiła, że walczyłaś z jakimś potężnym potworem.
- Tak i dziękuję już mi lepiej. Jeszcze kilka dni odpoczynku i wrócę do pracy, ale dobrze, że poruszyłeś temat Amity Aladorze, bo chciałam też o niej porozmawiać. Wiecie dlaczego?
- Tak. Ciężko wybierać między rodziną a obowiązkiem, zwłaszcza kiedy sam cesarz jest twoim zwierzchnikiem.- Odparła Odalia.- Bliźniaki traktują cię jak członka rodziny, ale Amity nie traktuje tak już nawet mnie, a ja wiem, że może nadejść dzień, kiedy ty lub ja staniemy przeciwko niej.
- Dziwisz się jej? Słyszałam o tym, co się stało na pokazie i jak doprowadziłaś do wyrzucenia ze szkoły jej przyjaciół.
Odalia spojrzała na Aladora, który szybko wbił swój wzrok w jakimś punkcie pokoju. Wiedziała, kto na nią nakablował, ale nie miała mu tego za złe.
- Kiedyś byłaś taka jak ona. Wiem, że jest młodsza niż ty, kiedy byłyśmy razem, szukając swojego prawdziwego ja, ale zmuszanie jej na siłę daje efekt przeciwny do zamierzonego. Pozwól jej uczyć się na własnych błędach. I jeśli ta Luz jest tą jedyną to, ciesz się razem z nią, a jeśli nie to pomóż jej się z tym pogodzić. Niech wie, że wielka i straszna Odalia Blight potrafi okazać serce i być dobą matką. Kto jak kto, ale ja jestem jedną z niewielu osób, które mogą to potwierdzić. W sensie, że jesteś dobrą osobą. Rany dziwnie to zabrzmiało...
Odalia uśmiechnęła się. Słowa Iris były ujmujące i miło było je usłyszeć zwłaszcza od niej.
- Nie bój się, wiem co chciałaś przez to powiedzieć... spróbuje, ale to nie będzie łatwe.
- Nigdy nie jest, ale przy wsparciu Aladora na pewno sobie poradzisz, a jeśli będę mogła to też pomogę.
Odalia i Iris wymieniły się spojrzeniami, a sama Odalia odetchnęła z ulgą.
- Pomoc zawsze się przyda i dzięki wsparcie. Zwłaszcza że mnie nie skreśliłaś po zakończeniu naszego związku.
- Związek był dobry, ale wiedziałam w głębi duszy, że pisana nam będzie tylko przyjaźń i w sumie mamy teraz z czego żartować i co wspominać. Pamiętasz zapewne, że wszędzie gdzie mogłyśmy chodziłyśmy razem, jadałyśmy wspólne posiłki, pytałaś mnie o zdanie w kwestii ubioru, a ja pozwalałam ci zaplatać włosy. Sporo razem przeszłyśmy jak na kilka miesięcy znajomości.- Iris uśmiechnęła się, przywołując wspomnienia sprzed lat, co było jej ulubionym sposobem na radzenia sobie trudami jakie zgotował jej los.
- Może zmienimy temat.- Wtrącił ponownie Alador, wiedząc, że Odalia mogłaby się popłakać ze wzruszenia wywołanego nadmiarem wspomnień.- Odalia wspominała, że zrobiłaś dla niej tatuaż.
- Tak na lewej nodze. Zrobiłam go po zakończeniu naszego romansu, ale nie naszej przyjaźni jako pamiątkę. Napis w języku runicznym oznacza...
- "Przyjaciółka, za którą warto walczyć".- Dokończyła Odalia.- Jak mogłabym zapomnieć.
- Ja też nie.- Twarz Iris przyozdobił ciepły uśmiech.- Nie zapisałam naszej historii nawet w pamiętniku, bo chciałam, aby to była tylko nasza historia oraz, abym miała dodatkowy powód, aby o niej nie zapomnieć.
- Ja do tej pory mam jedno z naszych zdjęć. Już jako przyjaciółki, ale bardzo je lubię.- Odlia wstała i na chwilę wyszła, aby szybko wrócić ze zdjęciem, które położyła przed Iris.
(Tutaj kiedyś pojawi się rysunek z Iris i Odalią. Ten rysunek jest tylko po to, abyście mieli jakieś wyobrażenie tego o czym mowa i dlatego komentarze zostawajcie tutaj. Iris będzie po lewej Odalia po prawej.)
Iris uśmiechnęła się na widok tego zdjęcia, bo doskonale pamiętała, kiedy je zrobiono i w jakich okolicznościach. Był to jeden z najszczęśliwszych dni, od kiedy wróciła na Wrzące Wyspy. Obie były wtedy takie szczęśliwe, a patrząc na zdjęcie, nadarzyła się okazja do wspominek. Nie tylko okresu ich romansu, ale i tego, co było później, kiedy pojawiły się bliźniaki, a później Amity. Rozmowa trwała tak długo, że na zewnątrz zapadała już noc.
- Wszystko, co dobre szybko się kończy, a ja muszę już iść, ale obiecuje, że wpadnę jak tylko będę mogła, a tutaj prezenty dla bliźniaków na pewno się ucieszą.- Iris wyciągnęła nie wiadomo skąd tajemniczy woreczek, który położyła na stole, a po wyciągnięciu zawartości okazało się, że są to dwie książki "1000 i 1 śmiesznych żartów na każdą imprezę część 1 i 2"
- Może to nakłoni tę dwójkę do czytania, a jeśli się przełamią to pomiędzy niektórymi stronami zostawiłam kilka wskazówek odnośnie zaklęć iluzji po których opanowaniu będą mogli zaimponować innym.
- Pomysłowy sposób.
- Jeśli czytasz o tym co lubisz robisz to nie jest tak źle. Wystarczy czasem lekkie szturchnięcie we właściwą stronę. Wiem bo ja też uczyłam się w taki sposób za nim zrozumiałam, że w stronach każdej z książek kryje się wiedza... albo głupawe historyjki czy romanse.- Przy ostatnich słowach Iris, przewróciła oczami uśmiechając się na wspomnienia własnej młodości, kiedy to jej mistrz w podobny sposób próbował ją zmotywować do czytania podczas gdy ona wolała działać niż siedzieć z nosem w książkach.
- A co z Amity?- zapytał Alador.
- Amity bardziej niż prezentu potrzebuje rodziców, pogadajcie z nią i pokażcie, że nie jesteście tacy źli, za jakich was ma. Doceni to bardziej niż jakikolwiek prezent. Ja bym doceniła.- Odparła Iris i uścisnęła na pożegnanie Aladora i Odalie.- Do zobaczenia wkrótce.
- Iris... dziękuję ci, że jesteś moją przyjaciółką.
- Ja też dziękuje oraz cieszę się, ze tak długo ze mną wytrzymałaś. Dbajcie o siebie i dzieciaki.-Po tych słowach ruchem palca Iris otwarła portal i tuż przed przejściem przez niego pomachała im raz jeszcze i przeszła przez portal, który zamknął się ze świstem.
Odalia wiedziała, że Iris ma rację i miała nadzieję, że ona i Alador jakoś temu sprostają, ale to już inna historia tak samo jak to co zamierzała zrobić Iris.
Kiedy Iris opuściła dom rodziny Blight miała już otworzyć portal ale wtedy na coś uderzyło ją w głowę, a następnie rozległo się krakanie i oczom Iris ukazał się kruk Ignaza Synin, który zmierzał w kierunku Kościogrodu
- Przeklęte ptaszysko! - warknęła i już miała rzucić wiązanką niecenzuralnych słów w kierunku kruka, dostrzegła to co spadło jej na głowę i szybko zapomniała o całym zdarzeniu. Na ziemi leżał bardzo osobliwy karwasz
który przypominał swym wyglądem kruka. Była do niego dołączona również wiadomość
" Iris ten karwasz nazywa się Hugar co w wolnym tłumaczeniu oznacza Duszę. Należał on do twojej matki, która dała mi go na przechowanie rok przed jej śmiercią i prosiła, abym ci go dała tylko w ostateczności. Twierdziła, że jest to pamiątka rodzinna. Bardzo cenna i potężna. Dzisiaj nadszedł ten dzień. Wiem, że jesteś silna, ale twoi wrogowie również rosną w siłę. Hugar pomoże ci okiełznać nowe moce oraz pozwoli obrócić moc twych wrogów przeciwko nim. Zapoznaj się z jego działaniem, a zamienisz ten artefakt w potężną broń przed, którą zadrży każdy. Tylko ty masz dość sił, aby uwolnić jego pełny potencjał. Ja póki co wyjeżdżam ze Wrzących Wysp, ale jeszcze się spotkamy. Uważaj na siebie i... nie ufaj Belosowi. Miałam wizję...dziwną wizję. On wykorzystał twoją moc, aby usunąć wszystkie przeszkody do zostania cesarzem i udało mu się. Nie wiem jak i nie mam dowodów, ale wiem, że ty je znajdziesz. Bądź ostrożna."
Kirke.
Iris nigdy nie widziała artefaktu taki jak ten, ale czuła niezwykłą moc jaka w nim drzemie, założyła go więc na prawą rękę i spojrzała w kierunku Kościogrodu.
- Dzień jedności nadciąga ale będę na niego gotowa.
Koniec?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro