Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ᴜɴᴏ

Nie mam pojęcia po jakim czasie wróciłam do rzeczywistości, ale z pewnością trochę to zajęło. Jak się okazało leżałam na dużym, dwuosobowym łóżku. Obok mnie stała drewniana szafka, na której stał szklany dzbanek pełny wody, a obok niego szklanka. W kącie stała niewielka mahoniowa szafa, a nieopodal niej komoda. Pomieszczenie utrzymane było w wesołych barwach, a pokaźny żyrandol doskonale je oświetlał.

Próbowałam wstać do pozycji siedzącej, ale poczułam okropny ból w kostce. Złapałam dłonią za spuchniętą nogę, a w oczach zebrały mi się łzy. Nigdy nie czułam czegoś tak bolesnego w całym swoim życiu. Starłam z twarzy, ledwo pojawiające się łzy i próbowałam wstać oraz rozejrzeć się po pomieszczeniu. Na jednej nodze zaczęłam podskakiwać w kierunku drzwi, by wybadać, gdzie dokładnie się znajduje. Starałam się wytrzymać, dlatego zacisnęłam mocno zęby. Gdy miałam już zamiar złapać za klamkę, ktoś po drugiej stronie mnie uprzedził. Wskutek tego wylądowałam na podłodze, w skupieniu wypatrując kogoś przede mną.

Stało tam dwóch mężczyzn. Jeden był szatynem ubrany w garnitur, a drugi miał spięte w kucyk blond włosy i fioletowy kombinezon. Z przestrachem w oczach spojrzeli na mnie. Szybko jednak się opamiętali i podbiegli w moją stronę; z szoku siedziałam sztywno. Złapali mnie pod pachami i poradzili na materacu łóżka.

- Ej, ej spokojnie! Nie chcemy czegoś znowu ci połamać - żywo gestykulował "kucyk".

- Właśnie! Nie wiedziałaś jakmyśmy się czuli, kiedy leżałaś tam na dole nieprzytomna! - kontynuował zdenerwowany brunet.

Słuchałam ich jak otumamniona. Po jakimś czasie oderwałam się od ich wymiany zdań, która zamieniła się w wielką kłótnie między nimi. Zaczęłam sobie wtedy uświadamiać, co się wydarzyło. Po upadku ta nietypowa para musiała mnie znaleźć i tu przywlec. Ale co w ogóle spowodowało mój upadek? To mnie wciąż ustanawia.

Nagle drzwi się otworzyły, a w ich progu pojawiła się postać siwego staruszka. Pobłażliwie się uśmiechnął, skanując mnie wzrokiem. Z jego tęczówek biła dobroć i taki znajomy spokój. Mogłam od razu stwierdzić, że dziwne ciepło krążyło po moim ciele, gdy na niego patrzyłam. Ale ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Zawiesił oko na dwójkę, kłócących się mężczyzn, którzy nie zauważyli, że pojawił się w pomieszczeniu.

- Tino, Cato uspokójcie się! - powiedział z lekko podniesionym głosem, na co wspomniani chłopcy naprężyli swoje ciała jak struny. - Sprawdźcie czy Amanda czasami nie sprząta, bo kategorycznie nakazałem jej zrobić przerwę.

Blondyn tak jak się pojawiła, tak zniknął. Jedynie co zdołałam usłyszeć jeszcze z jego ust to: "Moja panna Amanda...". Za nim podążył jak cień jego kompan. Staruszek podszedł bliżej mnie i usiadł obok. Poprawił moje spadające włosy.

- Jak się czujesz... - powiedział pytająco spoglądając na mnie.

- Luna - szepnęłam cicho, ale tak, by mnie usłyszał.

- Luna... - przeciągnął rozmarzony. - Bardzo piękne imię.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. Taka ładna dziewczyna zasługuje na komplementy. Ale pewnie chcesz się dowiedzieć, jak tu trafiłaś, prawda? - pokiwałam głową, stwierdzając że podłoga wygląda całkiem ciekawo w tamtym momencie. - Za chwilę poproszę Amandę, żeby zrobiła nam herbaty i wszystko Ci opowiem...

Posłał mi wielki uśmiech i wyszedł z pomieszczenie, zostawiając mnie z myślami, że już go gdzieś widziałam.

Blondwłosa gosposia nieznajomego mężczyzny postawiła na stole tacę z filiżankami i czekoladowymi ciasteczkami, informując go, że w razie czego będzie sprzątać na tarasie. Mężczyzna kiwnął tylko dłonią i podziękował serdecznie. Zwrócił wzrok na mnie.

- Chyba się jeszcze nie przedstawiłem. Jestem Alfredo Benson, właściciel tego domu. - uścisnął delikatnie moją dłoń, ale i tak nieznacznie się skrzywiłam. - Bardzo boli się ręka? - zapytał ze zmartwieniem namalowanym na twarzy.

- Tak, ale to nic takiego - próbowałam uspokoić pana Alfredo, ale on też nie dawał za wygraną.

I tak znaleźliśmy się w środku luksusowej limuzyny. Początkowo znów było drętwo, ale z każdą sekundą, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, zaczęliśmy się przyzwyczajać do swojego towarzystwa. Potrafiłam śmiało dorzucić jakąś myśl od siebie, wiedząc że pan Alfredo mnie zrozumie; po prostu mieliśmy podobne dusze. Nim się obejrzeliśmy, znaleźliśmy się przed placówką, w której dopiero miała się rozpocząć moją przygoda.

*
Rozdziały mogą być dłuższe lub podobnej długości, co ten. Mam nadzieje, że wam się podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro