13. Heeseung
Kiedy wszedłem do pokoju, Sunghoon już czekał, oparty o biurko. Jego wyraz twarzy mówił wszystko — nie był zadowolony. Zawsze taki był, z natury sceptyczny i ostrożny, szczególnie gdy chodziło o nasze interesy. Ceniłem go za to, bo balansował moje impulsywne decyzje, ale czasem jego podejście doprowadzało mnie do szału. Dziś nie było inaczej.
— No, opowiadaj — zaczął, krzyżując ręce na piersi, kiedy tylko usiadłem w fotelu naprzeciwko.
Wziąłem głęboki oddech, starając się zebrać myśli. Wiedziałem, że Sunghoon nie będzie zachwycony tym, co mam mu do powiedzenia, ale nie zamierzałem ukrywać swoich planów. W końcu to on był moim najbliższym wspólnikiem, prawą ręką, jeśli chodzi o każdy ruch, jaki wykonaliśmy do tej pory.
— Dowiedziałem się, kto może stać za tą całą sprawą z podrobionym towarem — zacząłem spokojnie, choć wiedziałem, że rozmowa zaraz nabierze tempa. — Pojawiły się plotki na uczelni, że ktoś handluje moim imieniem. Ktoś próbuje sprzedać towar, twierdząc, że pochodzi ode mnie.
Sunghoon zmarszczył brwi, a jego usta wygięły się w grymasie. Wiedziałem, co myślał. Że to pieprzony cyrk, że takie rzeczy nigdy nie powinny mieć miejsca, a już na pewno nie na naszej ziemi. Mieliśmy kontrolować wszystko — każdy ruch, każdą transakcję, każdy oddech, jaki się odbywał w naszym świecie.
— I co planujesz z tym zrobić? — spytał, choć miałem wrażenie, że odpowiedź już znał.
— Jiwoo będzie dla nas przynętą — odparłem bez wahania. Widziałem, jak jego twarz momentalnie się zmienia, jak jego oczy się zwężają, a mięśnie napinają.
— Co takiego? — niemal warknął. — Jiwoo? Serio?
Przewróciłem oczami, choć wewnętrznie byłem przygotowany na taką reakcję. Sunghoon zawsze był nadopiekuńczy, zwłaszcza wobec tych, którzy byli z nami związani w jakikolwiek sposób. Ale Jiwoo? W tej chwili była dla mnie tylko częścią planu, a nie osobą, którą trzeba chronić.
— Spokojnie, Sunghoon — uspokajałem go, choć wiedziałem, że to nie wystarczy. — Ona już jest w to zaangażowana. Nie mamy wyboru. Ktoś musi wejść do środka i to sprawdzić, a ona jest naszą najlepszą szansą.
Sunghoon podszedł bliżej, patrząc mi w oczy z pełnym napięcia wyrazem twarzy.
— Heeseung, wiesz, że to nie jest dobry pomysł. Jiwoo nie jest gotowa na coś takiego. Może i potrafi dobrze kłamać, może i jest bystra, ale nie jest jednym z nas. Nie przeszła tego, co my. Nie wie, jak to działa. To jest gra, której nie rozumie.
Wiedziałem, że w pewnym stopniu miał rację. Jiwoo nie była z naszego świata, przynajmniej jeszcze nie. Ale to właśnie czyniło ją idealną do tego zadania. Ktoś, kto nie miał naszego zaplecza, kto wyglądał niewinnie i bezbronnie, mógł wejść tam, gdzie my nie mogliśmy. Była kluczem do odnalezienia zdrajcy. Tylko ona mogła to zrobić.
— Dlatego właśnie ona jest idealna — odparłem spokojnie, choć w środku gotowałem się z frustracji. — Nikt się jej nie spodziewa. Myślą, że jest tylko kolejną studentką, niczego nieświadomą. A to daje nam przewagę.
Sunghoon nie wyglądał na przekonanego. Przysunął się jeszcze bliżej, niemal nachylając się nade mną.
— Co, jeśli coś pójdzie nie tak? — jego głos był chłodny, pełen podejrzeń. — Co, jeśli ona się wygada? Zostaniemy z niczym, Heeseung. I nie mówię tylko o stracie towaru. Mówię o tym, że ten cały układ może nas pogrzebać. A Jiwoo... ona nie jest godna ryzyka.
— Dlatego ją kontroluję — warknąłem, już nie potrafiąc ukryć irytacji. — Masz ją za kogoś, kto nie wie, co robi, ale ona ma swoje własne powody, by mi pomóc. I zrobi to, bo wie, że jej brat wisi na włosku. Nie pozwoli sobie na błąd.
Cisza zawisła między nami, Sunghoon wpatrywał się we mnie, próbując wyczytać z mojej twarzy, czy naprawdę wierzę w to, co mówię. A ja wierzyłem. Może bardziej, niż byłem gotów przyznać przed samym sobą.
— Heeseung... — zaczął ponownie, ale przerwałem mu.
— Słuchaj, już wszystko zaplanowałem — rzuciłem, wstając i podchodząc do okna, by spojrzeć na miasto poniżej. — Jiwoo wejdzie do tego układu, kupi towar od fałszywego mnie, a my złapiemy sukinsyna. To jedyny sposób, żebyśmy mogli wrócić do normalności. I żeby nikt więcej nie próbował handlować na naszym terenie.
Sunghoon wziął głęboki oddech, jakby próbował stłumić gniew.
— Nigdy nie lubiłem angażowania cywilów w nasze sprawy, a już na pewno nie dziewczyn, które... — przerwał, jakby nie chciał kończyć tej myśli, ale ja wiedziałem, co miał na myśli. Jiwoo zaczynała wchodzić mi pod skórę, a to go niepokoiło.
— Wiem, co robię — powiedziałem, starając się brzmieć pewnie, choć sam nie byłem tego tak do końca pewien. — Jiwoo jest tylko pionkiem w tej grze. Nic więcej.
Sunghoon patrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby chciał mi uświadomić, że sam sobie kłamię. W jego oczach widziałem to samo pytanie, które czasem krążyło mi po głowie: czy naprawdę tylko się bawiłem? Czy była czymś więcej?
— Dobra, niech będzie — rzucił w końcu, choć jego ton był zimny i pełen rezerwy. — Ale jeśli coś pójdzie nie tak, Heeseung, to będzie na twojej głowie. I na jej.
Przytaknąłem, wiedząc, że ryzyko było duże, ale byłem gotów je podjąć. Mimo wszystko czułem, że Jiwoo poradzi sobie lepiej, niż Sunghoon dawał jej kredyt zaufania.
— Złapiemy go — powiedziałem pewnym tonem. — A potem wszystko wróci do normy.
Ale czy rzeczywiście?
✯
Leżałem w ciemności, a cisza otaczała mnie jak gęsta mgła. W pokoju panowała zupełna ciemność, jedynie od czasu do czasu migotanie neonów z zewnątrz przebijało się przez zasłony, rzucając nikłe światło na sufit. Zawsze tak było – noc po nocy. Bezsenność, która zżerała mnie od środka. Znałem ten stan zbyt dobrze. Zamykasz oczy, licząc na sen, ale zamiast tego przychodzą myśli. Setki myśli. A dzisiaj... dzisiaj wszystkie były o niej. O Jiwoo.
Obróciłem się na bok, podciągając koc pod brodę, jakby to miało pomóc. Ale nie pomagało. Nic nie pomagało. Zamknąłem oczy, próbując zmusić umysł do spokoju, do wyciszenia. Ale każda próba ucieczki od myśli o Jiwoo była bezskuteczna. Jej twarz, jej głos, jej uśmiech – wszystko to krążyło mi w głowie, nie pozwalając zapomnieć.
Dlaczego w ogóle o niej myślałem? Przecież była tylko częścią planu. Miała swoje zadanie i to wszystko. Nic więcej. A jednak, od momentu, gdy weszła w mój świat, coś się zmieniło. Była inna. Nie przypominała nikogo, z kim wcześniej miałem do czynienia. Oh miała w sobie coś, co sprawiało, że... Nie, nie mogłem tak myśleć. To było głupie. To tylko gra. Jiwoo była pionkiem, a ja byłem tym, który kontrolował planszę. Tak to miało wyglądać od początku.
Ale dlaczego więc teraz, w tej ciszy, czułem się, jakbym tracił nad tym kontrolę?
Westchnąłem ciężko, przewracając się na plecy. Spojrzałem w sufit, próbując oderwać się od tych myśli. Ale im bardziej próbowałem, tym bardziej one powracały. Każda rozmowa, każde spojrzenie, każdy gest... Od początku wiedziałem, że Jiwoo była bystra. I to ją wyróżniało. Znała swoją wartość, ale też wiedziała, jak grać w naszą grę. A mimo to, nie była częścią tego świata. Była obcym elementem, ale to właśnie czyniło ją tak interesującą.
Zacisnąłem pięści na pościeli. To było głupie. Głupie i bezsensowne. Nie mogłem sobie pozwolić na takie myśli. Nie mogłem sobie pozwolić, by jakaś dziewczyna wkradła się do mojego życia i wywoływała taki chaos. Nie w tym momencie, nie teraz, kiedy mieliśmy tak wiele do stracenia. Jiwoo była narzędziem, środkiem do celu. Musiałem o tym pamiętać. To tylko chwilowa fascynacja, nic więcej. W końcu każdy ma swoje słabości, a ja byłem tylko człowiekiem.
Ale... czy to naprawdę była tylko fascynacja?
Cholera, Heeseung, co się z tobą dzieje?
Uniosłem rękę i przetarłem twarz, próbując zetrzeć z siebie te myśli, jakby były jedynie warstwą kurzu. Nic dziwnego, że nie mogłem spać. Ten mętlik w głowie trzymał mnie na krawędzi od wielu dni. A teraz to wszystko skupiało się wokół Jiwoo. Każde spotkanie z nią tylko potęgowało to uczucie, że zaczynałem tracić kontrolę. Coś w jej spojrzeniu, w jej postawie sprawiało, że czułem się... inny. A to nie było coś, na co byłem gotowy.
Próbowałem przypomnieć sobie, kiedy ostatnio kobieta tak wpłynęła na moje myśli. Nigdy. Zawsze byłem w pełni skupiony na interesach, na kontroli, na tym, co robiłem. Kobiety były tylko dodatkiem, czasem nawet przeszkodą. A teraz... teraz nie mogłem przestać myśleć o jednej z nich.
Wiedziałem, że to nie może być poważne. To była tylko zabawa. Może przyciągała mnie jej tajemniczość, może ta niewinność zmieszana z odwagą, którą miała, kiedy stawała przede mną i próbowała udawać, że się mnie nie boi. Może to była tylko fascynacja kimś, kto tak bardzo różnił się od wszystkiego, co znałem. Ale to musiało minąć. Prędzej czy później.
Jiwoo była częścią planu. Plan był wszystkim. A ona? Była tylko kolejną kartą w talii. Pionkiem, który musiał odegrać swoją rolę, a potem... a potem zniknie. Musiałem to sobie powtarzać. Bo jeśli bym się zapomniał, jeśli dałbym sobie wmówić, że to coś więcej, mogłoby mnie to zniszczyć.
Uśmiechnąłem się gorzko w ciemności, ściskając poduszkę mocniej. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Jiwoo była tylko narzędziem, przypomniałem sobie. A ja miałem zbyt wiele do stracenia, żeby pozwolić sobie na więcej.
Zamknąłem oczy, próbując się uspokoić. Może jeszcze uda się zasnąć. Ale gdzieś, w głębi, wiedziałem, że dzisiejszej nocy sen nie przyjdzie. Nie, dopóki te myśli o niej nie przestaną mnie prześladować.
Ile jeszcze muszę sobie wmawiać, że to nie jest prawdziwe?
✯
Następnego dnia obudziłem się wcześnie, jak zwykle. Wprawdzie poprzednia noc nie przyniosła wiele snu, ale już się do tego przyzwyczaiłem. Moje życie rzadko dawało mi luksus wytchnienia. Po szybkim prysznicu i zjedzeniu czegoś na szybko, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę siedziby. Z każdą kolejną przecznicą oddalając się od domu, wracałem do swojej rutyny – tej, która nie pozwalała mi się skupić na niczym innym, poza interesami.
Kiedy dotarłem na miejsce, Sunghoon już na mnie czekał, jak zawsze punktualny. Nigdy się nie spóźniał, a to jedna z wielu cech, którą w nim ceniłem. Pracował dla mnie od lat i choć czasami jego żarty były nie na miejscu, to wiedziałem, że mogę na niego liczyć. Był lojalny, a to w naszym świecie było najważniejsze.
— Wszystko przygotowane? — zapytałem, zerkając na niego krótko, zanim wszedłem do budynku.
— Tak, szefie — odpowiedział z nieco ironicznym uśmiechem, ale wiedziałem, że nawet jeśli rzucał żartami, nigdy nie zaniedbywał obowiązków. — Ludzie już czekają w sali konferencyjnej. Gotowi na rozkazy.
Skinąłem głową i ruszyłem w stronę sali, gdzie czekało kilku kluczowych ludzi. Wiedziałem, że ten dzień będzie jednym z tych, które mogą przesądzić o przyszłości naszej działalności. Rozszerzenie wpływów było kluczowe, szczególnie teraz, kiedy rynek stawał się coraz bardziej konkurencyjny. A ja nie zamierzałem pozwolić, by ktoś stanął nam na drodze.
Wszedłem do sali pewnym krokiem, a wszyscy wstali na mój widok. Czekałem na ten moment. W ich oczach widziałem respekt, ale też pewien niepokój. Wiedzieli, że nie toleruję błędów.
— Usiądźcie — powiedziałem krótko, gestem wskazując miejsca przy stole. — Mamy wiele do omówienia.
Kiedy zajęli miejsca, rozsiadłem się na swoim końcu stołu. Mój wzrok przesunął się po twarzach zgromadzonych – każdy z nich miał swoją rolę w tym, co planowaliśmy. Choć dzisiaj najważniejsza była strategia.
— Jak wiecie, planujemy rozszerzenie działalności poza Seul — zacząłem, biorąc do ręki dokumenty, które leżały przede mną na stole. — Rynek w stolicy zaczyna się nasycać, a to oznacza jedno: musimy szukać nowych źródeł dochodu, zanim konkurencja to zrobi.
Kiwnąłem na jednego z podwładnych, młodego gościa o imieniu Jisung, który od miesięcy monitorował sytuację na południu kraju.
— Jisung, powiedz, co mamy na Jeju? — zapytałem, dając mu znak, by przeszedł do rzeczy.
Jisung szybko otworzył laptopa i przedstawił raport. Mówił pewnym głosem, co mi się podobało. Był jeszcze młody, ale miał potencjał. Właśnie takich ludzi potrzebowałem – którzy wiedzieli, czego chcą i jak to osiągnąć.
— Jeju ma świetną infrastrukturę turystyczną, ale również sporo nieoficjalnych kanałów, które moglibyśmy wykorzystać — zaczął. — Mamy tam już kilku ludzi, którzy mogą załatwić nam potrzebne kontakty. Jeśli zagramy to odpowiednio, możemy zdominować rynek jeszcze przed sezonem wakacyjnym.
Słuchałem uważnie, przytakując co jakiś czas. Sunghoon stał z boku, obserwując sytuację. Wiedziałem, że w pełni popierał moją decyzję o ekspansji, chociaż był bardziej sceptyczny co do Jeju. Jednak nie zamierzałem ignorować potencjału, jaki tam widziałem.
— Co z kontrolą dostaw? — wtrącił Sunghoon. — Jeju to wyspa. Jeśli stracimy kontrolę nad transportem, konkurencja może szybko to wykorzystać.
To była dobra uwaga, choć już o tym myślałem. Spojrzałem na drugiego członka zespołu, naszego prawnika, Hwang Jin'a, który zajmował się logistyką i prawnymi aspektami.
— Mamy już ludzi, którzy pracują nad nowymi trasami dostaw — odparł spokojnie Jin. — Obejmiemy kontrolę nad jednym z głównych portów i zadbamy, żeby konkurencja nie miała do nich dostępu.
— Dobrze — mruknąłem, zadowolony z postępu prac. — Musimy jednak działać szybko. Jeśli nas uprzedzą, będziemy mieli problem.
Na chwilę zapadła cisza, a ja oparłem się o stół, spoglądając na zgromadzonych.
— Chcę, żeby każdy z was przygotował raport na temat potencjalnych problemów w tej operacji. Potrzebujemy pełnej kontroli na każdym etapie — powiedziałem stanowczo, zerkając na twarze moich ludzi. — Nie możemy pozwolić sobie na żadne błędy.
Wiedziałem, że wszyscy rozumieją powagę sytuacji. Sunghoon przez cały czas bacznie mnie obserwował, ale nie powiedział ani słowa. Był ze mną od lat i wiedział, że czasem lepiej milczeć, kiedy chodziło o takie decyzje. Wiedziałem, co robiłem.
Po skończonej naradzie wszyscy wstali i rozeszli się do swoich zadań. Kiedy zostałem sam, oparłem się w fotelu i przez chwilę myślałem o wszystkim, co nas czekało. Wiedziałem, że ta ekspansja to duży krok, ale czułem, że to właściwa decyzja. Zyskaliśmy już przewagę w Seulu, ale musieliśmy iść dalej, nie zatrzymywać się.
I tak jak w biznesie, nie mogłem pozwolić sobie na żadne rozproszenie. Musiałem skupić się na tym, co najważniejsze.
Ale wbrew sobie, w mojej głowie pojawił się obraz Jiwoo.
Przetarłem twarz dłonią, próbując zrzucić to z siebie. To była głupota. Nie mogłem myśleć o niej teraz, nie mogłem pozwolić, by wpływała na moje decyzje. Musiała pozostać tylko narzędziem.
✯
Siedziałem przy biurku w gabinecie, z dokumentami rozłożonymi przede mną, ale moje myśli co jakiś czas uciekały w inne miejsce. Chwilowo praca mnie nużyła, więc postanowiłem zrobić krótką przerwę. Sięgnąłem po telefon i odblokowałem go, bez większego celu przeglądając powiadomienia. Nagle moje oczy zatrzymały się na zdjęciu. Zdjęciu Jiwoo.
Zostało zrobione kilka dni temu, w momencie, kiedy nie była tego świadoma. Wyglądała wtedy inaczej niż zazwyczaj — zrelaksowana, z uśmiechem, który nie był wymuszony przez naszą umowę ani sytuację. To było zaskakujące, bo nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę zwracać uwagę na takie szczegóły. Była piękna, tego nie mogłem zaprzeczyć. Ale to nie chodziło tylko o to.
Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na to zdjęcie. W głowie zaczęło mi krążyć pytanie, które starałem się zignorować. Dlaczego to mnie tak bawiło? Zawsze miałem kontrolę nad swoimi emocjami, zawsze wiedziałem, co robić, ale kiedy chodziło o Jiwoo, ta kontrola wydawała się ulotna.
I wtedy usłyszałem głos Sunghoona.
— Co cię tak śmieszy? — spytał, stojąc w progu gabinetu, przyglądając mi się uważnie.
Szybko wyłączyłem ekran telefonu, ale widziałem, że dostrzegł moje chwilowe rozproszenie. Przyjaciel był bystry, czasem aż za bardzo. Wiedział, co się dzieje, nawet gdy nikt mu tego nie mówił. To dlatego był przy mnie przez tyle lat.
— Nic szczególnego — odpowiedziałem, odkładając telefon na biurko i prostując się na krześle. — Po prostu sprawdzam powiadomienia.
Park wszedł do pokoju i usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Oparł się wygodnie, ale jego spojrzenie pozostało czujne, jak zawsze. Przekrzywił lekko głowę, jakby próbował rozszyfrować, co tak naprawdę się dzieje.
— Od kiedy to patrzenie na powiadomienia wywołuje u ciebie uśmiech? — zadrwił, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Miałem cię za kogoś bardziej opanowanego.
Nie odpowiedziałem od razu. Wiedziałem, że to zauważył. Nie mogłem mu się dziwić — byłem bardziej rozkojarzony niż zwykle. A to, co się działo w mojej głowie, było... dziwne. Powinienem zachować dystans, a jednak tego nie robiłem.
— Po prostu... to nic ważnego — powiedziałem w końcu, mając nadzieję, że zamknę temat.
Sunghoon jednak nie zamierzał odpuścić. Westchnął głośno, jakby nie mógł zrozumieć, co się ze mną dzieje.
— Wiesz, że to się źle skończy, prawda? — rzucił, patrząc na mnie poważnie. Jego żartobliwy ton zniknął, zastąpiony przez coś bardziej surowego. — Jiwoo. Cała ta sytuacja. Nie jesteś sobą, a ona... Ona jest tylko narzędziem, nie zapominaj o tym.
Jego słowa trafiły we mnie jak strzała. Wiedziałem, że ma rację. Oh była narzędziem w moim planie. Miała pomóc mi schwytać zdrajcę i oczyścić teren z tych, którzy próbowali zniszczyć mój biznes. To wszystko było częścią większej gry, w której ona odgrywała kluczową rolę. Nie mogłem pozwolić, by emocje wzięły górę. Zawsze musiałem być o krok przed wszystkimi.
— Wiem — odpowiedziałem, choć moje słowa brzmiały mniej przekonująco, niż bym chciał. — Mam nad tym kontrolę.
Park wydał z siebie krótkie, sceptyczne prychnięcie.
— Kontrolę? — powtórzył, unosząc brew. — Heeseung, znam cię od lat. Nigdy wcześniej nie interesowałeś się żadną kobietą, nawet gdyby miała ci coś więcej do zaoferowania. A teraz? Spójrz na siebie. Tracisz z oczu swój cel, bo wplątałeś się w coś, czego nie rozumiesz.
Jego słowa utkwiły mi w głowie, i chociaż nie chciałem tego przyznać, miał rację. Zawsze miałem wszystko pod kontrolą. Do tej pory. Dlaczego teraz coś się zmieniło? Dlaczego ta dziewczyna, z którą łączył mnie tylko interes, sprawiała, że czułem się inaczej?
Zamknąłem na chwilę oczy, próbując uporządkować myśli. Musiałem to zakończyć. Musiałem odciąć się od jakichkolwiek osobistych odczuć względem Jiwoo, zanim wszystko wymknie się spod kontroli. Byłem Lee Heeseung'iem, liderem, człowiekiem, który nie mógł pozwolić sobie na słabość. A ona, choć piękna i intrygująca, była tylko jednym z elementów układanki, którą musiałem złożyć, by zrealizować swój plan.
— To tylko zabawa, Hoon — powiedziałem cicho, choć sam nie byłem do końca przekonany, czy w to wierzę. — Nic więcej.
Przyjaciel pokręcił głową, jakby wiedział, że oszukuję nie tylko jego, ale przede wszystkim siebie.
— Jeśli to tylko zabawa, to upewnij się, że nie stracisz w niej głowy — odparł poważnym tonem. — Bo jeśli stracisz, może to być koniec nie tylko twojego planu, ale i całej twojej przyszłości.
Obserwowałem, jak wstaje i wychodzi z gabinetu, zostawiając mnie samego z moimi myślami. Spojrzałem na telefon leżący na biurku. Zdjęcie Jiwoo było nadal na ekranie, a jej twarz zdawała się przypominać mi o tym, co musiałem zrobić.
Ale gdzieś w głębi serca wiedziałem, że to nie była już tylko zabawa.
✯
Podniosłem telefon, a palce przez chwilę zawahały się nad ekranem. Numer Jiwoo miałem zapisany już od kilku dni, ale jakoś nigdy wcześniej nie czułem potrzeby, by do niej zadzwonić. Zawsze myślałem, że najlepiej będzie, jeśli zachowamy profesjonalny dystans. Ona miała swoje zadanie, a ja swoje plany. Żadne emocje, żadna prywatność. Tylko biznes.
Ale teraz, kiedy sprawy przybrały bardziej skomplikowany obrót, musiałem upewnić się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Wybrałem jej numer i przyłożyłem telefon do ucha, słysząc dzwonek po drugiej stronie. Czekałem, nie do końca pewien, dlaczego w mojej głowie pojawiła się myśl, że jej głos może wywołać coś, czego nie powinienem czuć.
— Halo? — Jej głos rozległ się po chwili, spokojny, choć w tle słychać było szmer ludzi. Pewnie była na uczelni albo w drodze gdzieś.
— To ja — odpowiedziałem, starając się, by mój ton brzmiał normalnie, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. — Jak tam? Udało ci się coś załatwić?
Chwila ciszy z jej strony, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, a potem powiedziała z lekką nutą zadowolenia:
— Tak, umówiłam się na zakup. Spotykam się z nim jutro po zajęciach, o siedemnastej, niedaleko kampusu ASP.
Westchnąłem cicho. To była dobra wiadomość, dokładnie tego oczekiwałem. Plan zaczynał się układać w jedną całość, a teraz pozostało jedynie upewnić się, że wszystko przebiegnie gładko.
— W porządku. Wiesz, jak ma wyglądać transakcja? — spytałem, przenosząc wzrok na widok za oknem mojego biura. Miasto tętniło życiem, ale to było tylko tło. Wszystko, co mnie teraz interesowało, to nasz plan.
— Tak, mam kupić towar, a on dostarczy mi próbkę. Nic wielkiego, taka mała transakcja — wyjaśniła, a w jej głosie można było usłyszeć napięcie. Wiedziała, że to niebezpieczna gra. — Powiedział, że spotkamy się w jednej z bocznych uliczek, tam, gdzie nie ma kamer.
Oparłem się o biurko, czując, jak moja twarz staje się bardziej skupiona. To brzmiało dobrze, przynajmniej na papierze, ale wiedziałem, że rzeczywistość rzadko bywała taka prosta. Musiałem być pewny, że Jiwoo nie tylko wie, co robi, ale też, że jest gotowa na to, co może się wydarzyć.
— Jesteś pewna, że dasz sobie z tym radę? — spytałem, choć w głębi serca wiedziałem, że Jiwoo to twarda dziewczyna. Nie poddawała się łatwo. Mimo wszystko, ta sytuacja nie była zwyczajną transakcją narkotykową. Była częścią czegoś większego, a ona była w środku tego wszystkiego.
Słyszałem jej oddech po drugiej stronie, jakby ważyła moje pytanie, zanim odpowiedziała:
— Tak, dam radę. Wiem, co robię. — Jej ton był stanowczy, ale wciąż dało się wyczuć cień wątpliwości. Może dlatego, że sama wiedziała, na jak cienkiej linie balansowała.
Przez chwilę milczałem, analizując każdy szczegół. Musiałem przyznać, że była odważna. Każdy inny pewnie by się wycofał, ale ona nie. To jedna z tych cech, które zaczynały mnie intrygować. A może to była ta niewinność, która przeszła przez życie z jakąś wewnętrzną siłą, mimo wszystkich przeciwności.
— Dobra, będę tam — powiedziałem w końcu, przerywając ciszę. — Ale musisz być czujna. On może coś podejrzewać, może sprawdzić, czy nie masz na sobie sprzętu podsłuchowego. — Słowa same wylewały się z moich ust, bo zależało mi na tym, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Ale gdzieś głęboko, coś więcej mnie martwiło. Nie chciałem, żeby coś jej się stało.
— Wiem, Heeseung — odpowiedziała, a jej głos stał się miękki, niemal uspokajający. — Znam ryzyko.
Ryzyko. Oboje je znaliśmy, ale tylko jedno z nas było gotowe grać na cienkiej linii między życiem a śmiercią. Zastanawiałem się, co właściwie o tym myślę. W końcu byłem Heeseungiem, człowiekiem, który nigdy nie przejmował się takimi detalami. A jednak tutaj siedziałem, planując każdy jej ruch, każde spotkanie, jakby to od tego zależało więcej niż tylko moja operacja.
— Dobrze. — Odsunąłem od siebie myśli, wracając do tego, co ważne. — Kiedy skończysz transakcję, chcę, żebyś mi od razu zadzwoniła. Pojedziemy za nim i wtedy go złapiemy.
— Zrozumiałam — odparła, a w jej głosie była gotowość. — Będę gotowa.
Słyszałem, jak ludzie wokół niej zaczynają się przemieszczać. Prawdopodobnie zbliżał się koniec zajęć, a ona miała swoje sprawy na uczelni. Zastanawiałem się przez moment, czy nie powinienem się jej zapytać, jak sobie radzi z życiem osobistym, z rodziną. Ale to było poza moim zakresem obowiązków. Byliśmy partnerami w tej jednej sprawie, a nic więcej nie powinno mnie interesować.
— Do zobaczenia jutro, Jiwoo — powiedziałem w końcu, chcąc zakończyć rozmowę, zanim wpadnę w niepotrzebne dywagacje.
— Do zobaczenia, Heeseung — odpowiedziała, a po chwili połączenie się rozłączyło.
Wpatrywałem się w ekran, jeszcze chwilę po zakończeniu rozmowy, czując coś, czego nie potrafiłem nazwać. Jiwoo była kluczowym elementem tego planu, ale nie mogłem zaprzeczyć, że zaczynała być kimś więcej. I to mnie martwiło.
Odstawiłem telefon na biurko i wróciłem do pracy, próbując skupić się na liczbach i planach. Ale gdzieś w głowie, pomiędzy linijkami tekstu, wciąż widziałem jej twarz, słyszałem jej głos. Jutro miało być ważnym dniem, a ja musiałem przypomnieć sobie, kim jestem i dlaczego to wszystko robię.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro