06. Jiwoo
Zanim zdążyłam w pełni zareagować na to, co zrobił, odruchowo odepchnęłam się od ściany i uwolniłam swoją rękę z jego żelaznego uścisku. Moje serce waliło jak szalone, a w głowie pulsowało od natłoku emocji. Wciąż czułam jego usta na swoich, jakby ten gest wyrył się w mojej pamięci niczym palące piętno. Przez moment stałam zdezorientowana, wpatrując się w niego, ale to trwało tylko chwilę. Zanim zdążyłam przemyśleć, co robię, moja dłoń uniosła się i z całą siłą, jaką tylko potrafiłam zebrać, uderzyłam go w twarz.
— Nie waż się więcej tego robić! — wykrzyknęłam, czując, jak moja krew zaczyna wrzeć. — Nie jesteś nikim, kto może sobie na to pozwalać!
Miałam nadzieję, że tym ciosem go odstraszę, że pokażę mu, iż nie dam się tak łatwo zastraszyć, choć w środku byłam przerażona. Gdy zobaczyłam, jak jego twarz na chwilę zastyga w szoku, przez krótką chwilę poczułam satysfakcję. Ale to, co stało się później, wywołało u mnie dreszcz grozy.
Heeseung powoli odwrócił głowę w moją stronę, z lekkim, niemal drwiącym uśmiechem na ustach. W jego oczach pojawiła się iskra czegoś, czego wcześniej u niego nie widziałam — zimnego, niebezpiecznego spokoju. Oparł dłonie na biodrach i odetchnął głęboko, jakby kontrolując swoją złość. Ale to, co powiedział, było niczym ostrzeżenie przed nadchodzącą burzą.
— Naprawdę myślisz, że możesz sobie na to pozwalać? — powiedział niskim, groźnym głosem, jakby każde słowo było wyważone. Zrobił krok w moją stronę, a ja mimowolnie cofnęłam się o krok, przytłoczona jego obecnością. — Nie masz pojęcia, kim jestem. Nie masz pojęcia, do czego jestem zdolny.
Jego twarz, mimo że nadal spokojna, miała teraz w sobie coś, co przyprawiło mnie o dreszcze. To nie był już ten chłopak, którego widziałam chwilę temu w klubie. Ten Heeseung był kimś zupełnie innym — kimś, kto nie miał problemu z przekroczeniem granic, kimś, kto nie wahałby się zrobić czegoś, czego mogłabym się później bać.
Czułam, jak żołądek zaciska mi się z niepokoju, a serce bije szybciej, tym razem nie z gniewu, ale ze strachu. Próbowałam zachować spokój, ale moje nogi zaczęły drżeć, jakby były z waty. Jednak nie mogłam tego pokazać. Nie mogłam okazać słabości.
— Ty... ty pobiłeś Taehyunga? — zapytałam, starając się brzmieć pewnie, choć mój głos zadrżał. Musiałam wiedzieć, musiałam zrozumieć, w jak wielkim niebezpieczeństwie byliśmy.
Heeseung roześmiał się, ale w tym śmiechu nie było nic wesołego. Był zimny, pozbawiony emocji, jakby naprawdę cieszył się z mojego strachu.
— Nie, Jiwoo — powiedział, zbliżając się jeszcze bardziej, aż niemal staliśmy twarzą w twarz. — To nie ja go pobiłem. Ale uwierz mi, gdybym chciał, zrobiłbym to. I zrobiłbym to tak, że nie miałby najmniejszych wątpliwości, kto za tym stoi.
Moje serce na chwilę przestało bić. Wiedziałam, że mówił prawdę. Byłby do tego zdolny. Gdyby tylko chciał, mógłby zranić każdego, kto stanąłby mu na drodze. Ta świadomość uderzyła mnie jak zimny prysznic.
— Dlatego jeśli chcesz, żeby twój brat i twoja rodzina byli bezpieczni, będziesz musiała ze mną współpracować — kontynuował, jego głos teraz łagodniejszy, ale wciąż pełen władzy. — Nie stawiaj oporu, nie kombinuj, a nic wam się nie stanie. Zrozumiałaś?
Wpatrywałam się w niego, walcząc z przerażeniem, które mnie ogarniało. Wiedziałam, że był zdolny do wszystkiego, by dostać to, czego chciał. I teraz to ja byłam tą osobą, którą mógł kontrolować. Moje wnętrze krzyczało, bym się sprzeciwiła, bym walczyła, ale rozsądek mówił mi co innego. Nie miałam wyjścia.
— Więc co teraz? — zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał silnie, choć wiedziałam, że nie mogłam dłużej ukrywać strachu. — Co zamierzasz zrobić?
Heeseung spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiła się satysfakcja, jakby wygrał kolejną partię w grze, której reguły ustalał tylko on.
— Teraz — powiedział spokojnie, odwracając się ode mnie — teraz po prostu będziesz robiła to, co ci każę. A w zamian obiecuję, że ani tobie, ani twojemu bratu nic się nie stanie.
Zacisnęłam dłonie w pięści, czując bezsilność. Byłam w pułapce, a on trzymał wszystkie karty w swoich rękach.
✯
To wszystko wydawało się nierealne, jakby koszmar, z którego nie mogłam się obudzić. Wciąż czułam na sobie zimny dotyk dłoni Heeseunga, słyszałam jego słowa, które niczym zatrute szpilki wbijały się głęboko w moje myśli. Każdy kolejny moment przy nim przynosił nowe pytania i coraz mniej odpowiedzi.
Kiedy usiadłam na kanapie w jego rezydencji, wpatrując się w mrok za oknem, nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedział. O długu Taehyunga, o tym, jak bardzo był zamieszany w ten cały brudny świat. Wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Nie mogłam po prostu uciec i udawać, że nic się nie stało, ale jednocześnie strach przed tym, co mogło czekać nas w przyszłości, paraliżował moje decyzje.
Spojrzałam na Heeseung'a, który stał naprzeciwko, spokojnie popijając whisky z kryształowej szklanki. Wyglądał, jakby nic go nie ruszało, jakby miał pełną kontrolę nad każdym ruchem, nad każdą sytuacją. To było przerażające, jak bardzo pewny siebie był w każdej sekundzie. Ale ja musiałam poznać szczegóły. Musiałam wiedzieć, co tak naprawdę oznaczało to, że "będę dla niego pracować".
— Więc... — zaczęłam, a moje słowa brzmiały w powietrzu jak szpilki spadające na beton. Heeseung spojrzał na mnie spokojnie, czekając na to, co powiem. — Co tak naprawdę mam zrobić? Co oznacza ta "współpraca"?
Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, jakby to pytanie było dla niego zabawne. Odstawił szklankę na stolik obok kanapy i podszedł bliżej, siadając na skórzanym fotelu naprzeciwko mnie. Jego spojrzenie, przenikliwe i zimne, przeszyło mnie na wskroś.
— Powiedzmy, że mam pewne... problemy — zaczął powoli, jakby ważył każde słowo. — Na uczelni, na której studiujesz, ktoś próbuje mnie oszukać. Zgłasza się pod moim nazwiskiem, korzysta z mojego kapitału, kradnie pieniądze, a ja nie mogę pozwolić, by takie rzeczy miały miejsce. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi wyśledzić tego kogoś. Kogoś, kto jest blisko sprawy.
Zamrugałam, próbując przetrawić jego słowa. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Ktoś podszywał się pod Heeseung'a na akademii? Ale jak to możliwe? To nie miało żadnego sensu, zwłaszcza że akademia sztuk pięknych nie była miejscem, które kojarzyłoby się z przestępstwami czy oszustwami. Kto mógłby być na tyle odważny, by próbować okradać kogoś takiego jak on?
— Ale... jak? — zapytałam, starając się zrozumieć. — Ktoś na akademii...? Przecież to miejsce dla artystów, a nie... złodziei. Jak mógłby ktoś tam kraść twoje pieniądze?
Heeseung uniósł brew, jakby moje pytanie go rozbawiło.
— Ludzie mają różne maski, Jiwoo — odpowiedział z lodowatym spokojem. — Nawet w świecie sztuki. Może właśnie dlatego ktoś wpadł na taki pomysł. Artystów często postrzega się jako niegroźnych, naiwnych, ale ja wiem, że to tylko pozory. Ktoś wykorzystuje moje nazwisko i pieniądze, a ja chcę, żebyś pomogła mi zidentyfikować tego kogoś.
Wzięłam głęboki oddech, próbując sobie wyobrazić, jak mogłabym w ogóle zacząć. Nagle poczułam się, jakbym była pionkiem w jego grze, zmuszona do udziału w czymś, czego w ogóle nie rozumiałam. Ale z drugiej strony, czy naprawdę miałam wybór? Jeśli nie pomogę, Taehyung znowu wpadnie w kłopoty, a ja nie mogłam na to pozwolić.
— Dlaczego ja? — zapytałam, patrząc prosto na niego. — Dlaczego akurat ja miałabym ci pomóc?
Heeseung uśmiechnął się ponownie, tym razem bardziej cynicznie.
— Bo jesteś blisko akademii. Znasz ludzi, wiesz, co się tam dzieje. A poza tym... — Nachylił się do przodu, jego oczy błyszczały z zimnym wyrachowaniem. — Nie masz wyboru. Twój brat, twoja babcia, twoje życie... wszystko to zależy teraz ode mnie. Im szybciej to zrozumiesz, tym łatwiej będzie ci przetrwać.
Poczułam, jak serce znowu mi przyspiesza, tym razem nie tylko ze strachu, ale też z gniewu. Jak mógł tak po prostu wziąć moje życie w swoje ręce? Jak mógł mi narzucić swoją wolę, a potem oczekiwać, że będę mu posłuszna?
— I co, jeśli nie znajdę tej osoby? — zapytałam cicho, ale stanowczo.
Heeseung uniósł jedną brew, a potem wzruszył ramionami.
— Wtedy wasz dług nadal pozostaje niespłacony — powiedział z obojętnością, jakby mówił o pogodzie. — A ja nie mam czasu na zlitowanie się.
Miałam ochotę wybuchnąć, uciec, zrobić coś, by pokazać, że nie dam się zastraszyć. Ale wiedziałam, że była to walka, którą nie mogłam wygrać. Byłam w jego pułapce, a on doskonale o tym wiedział. Czułam, jak strach ściska mnie od środka, ale musiałam jakoś wytrzymać. Dla Taehyunga, dla babci.
Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę nie mogłam. Roześmiałam się, chociaż dźwięk mojego śmiechu odbił się od ścian tego zimnego, pozbawionego ciepła pokoju jak echo czegoś złamanego. Naprawdę myślał, że będę dla niego pracować? Że zgodzę się na te chore warunki? To musiał być żart.
— Ty tak serio? — zapytałam, wciąż się śmiejąc, chociaż zaczynałam powoli rozumieć, że to wcale nie był żart. Spojrzałam na jego twarz, próbując dostrzec jakikolwiek ślad rozbawienia, ale jego oczy były twarde, zimne jak stal. Zabrakło mi tchu, gdy dotarło do mnie, że mówił całkowicie poważnie.
— Myślisz, że się zgadzam na taką grę? — Zmarszczyłam brwi, próbując zachować spokój, mimo że w środku byłam pełna sprzeczności. — To musi być jakiś absurdalny żart, prawda?
Heeseung nie odpowiedział od razu. Stał spokojnie, opierając się o ścianę z założonymi rękami, patrząc na mnie z chłodnym wyrazem twarzy. Jego postawa nie zdradzała ani krzty wahania. Wiedział, co robi. I wiedział, że w tej grze to on trzymał wszystkie karty.
— Nie, Jiwoo, to nie żart — odpowiedział po chwili, jego głos był niski, stanowczy. — Mówię poważnie. Twój brat zaciągnął dług, którego nie może spłacić. A ty... cóż, musisz teraz zająć jego miejsce.
Jego słowa przetoczyły się po mnie niczym lodowaty wiatr. Czułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej, a w żołądku pojawia się nieprzyjemny ucisk. Czy naprawdę nie miałam wyjścia? Czy musiałam dla niego pracować, tylko dlatego, że Taehyung wpakował się w coś, z czego nie mógł się wyplątać? To nie było sprawiedliwe. Nic w tym nie było sprawiedliwe.
Przez chwilę w mojej głowie pojawiła się myśl o ucieczce. O tym, żeby po prostu zostawić wszystko za sobą, wyjechać daleko, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Ale potem zrozumiałam, że to niemożliwe. Nawet gdybym uciekła, Heeseung znalazłby sposób, by dotrzeć do mnie, a co gorsza, do Taehyunga. Miał nas w garści, a ja nie mogłam tego zmienić.
— Co właściwie ode mnie chcesz? — zapytałam w końcu, czując, jak mój głos drży. Nie miałam już sił na dalsze śmiechy. Wszelkie iluzje na temat tej sytuacji wyparowały. Byłam w potrzasku i musiałam znaleźć sposób, by przetrwać.
Heeseung spojrzał na mnie, jakby oceniając, jak dużo może mi zdradzić. Jego oczy, te zimne, nieodgadnione oczy, zdawały się przenikać mnie na wylot.
— Potrzebuję informacji — odparł w końcu, jego głos był niemal spokojny. — Jak już wspomniałem, ktoś na twojej uczelni próbuje wyłudzić moje pieniądze. Używa mojego nazwiska i podszywa się pode mnie. Znajdziesz tę osobę. Ty masz dostęp do środowiska, które ja mogę jedynie obserwować z zewnątrz. Potrzebuję kogoś, kto może poruszać się swobodnie, bez wzbudzania podejrzeń. Ty jesteś idealną osobą.
Wpatrywałam się w niego w milczeniu, próbując zebrać myśli. Wszystko to wydawało się tak surrealistyczne, jakby nagle moje życie stało się jednym z tych durnych kryminałów, które kiedyś oglądałam. Ale to nie była fikcja. To było prawdziwe, aż za bardzo.
— Więc chcesz, żebym była twoim... informatorem? — zapytałam, nie mogąc się powstrzymać przed sarkazmem w głosie.
— Dokładnie — odparł, bez śladu wahania. — Znajdziesz mi tego, kto kradnie moje pieniądze, a twój brat będzie bezpieczny. To uczciwy układ, nie sądzisz?
Patrzyłam na niego, próbując znaleźć jakąś furtkę, coś, co pozwoliłoby mi wyjść z tej sytuacji bez konieczności współpracy. Ale nie znalazłam nic. Byłam w pułapce, a on doskonale o tym wiedział. Każde moje słowo, każdy gest mógł tylko pogorszyć moją sytuację. Mogłam się buntować, mogłam krzyczeć, ale ostatecznie i tak musiałabym zrobić to, czego ode mnie chciał.
— A jeśli nie znajdę tej osoby? — zapytałam cicho, czując, jak strach powoli wpełza mi pod skórę.
Heeseung spojrzał na mnie z uśmiechem, który nie dotarł do jego oczu.
— Wtedy twój brat i ty będziecie mieli poważny problem.
Zacisnęłam usta, walcząc z emocjami, które rozgrywały się we mnie niczym burza. Nie miałam wyboru. Nieważne, jak bardzo chciałam uciec, jak bardzo chciałam krzyczeć, by zostawił mnie w spokoju — musiałam to zrobić. Nie dla siebie, ale dla brata. Wszystko dla Taehyung'a.
— W porządku — powiedziałam w końcu, chociaż czułam, jak słowa te spalają mi gardło. — Zgadzam się. Będę twoim informatorem. Ale jeśli coś się stanie mojemu bratu, Heeseung... — Spojrzałam na niego z pełnym gniewu i bólu wzrokiem. — Nie zawaham się, by cię zniszczyć.
Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale nie było w nim śladu rozbawienia.
— Dobrze, tylko pamiętaj, kto tutaj rozdaje karty.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro