05. Heeseung
Gdy samochód wjechał na długi, wyłożony kostką podjazd posiadłości, mogłem poczuć, jak napięcie w Jiwoo rośnie. Siedziała sztywno, nerwowo spoglądając przez okno, jakby w każdej chwili chciała wyskoczyć i uciekać. Z jednej strony to mnie irytowało – czy naprawdę nie miała pojęcia, w co się wplątała? Z drugiej strony była w niej jakaś nieświadoma siła, która sprawiała, że chciałem, by została. Nie do końca wiedziałem dlaczego.
Zatrzymaliśmy się, a szofer otworzył drzwi. Wysiadłem pierwszy, a potem pomogłem dziewczynie, choć jej dłoń była zimna, prawie odpychająca.
— Muszę wrócić — zaczęła, kiedy tylko jej stopy dotknęły ziemi. — Moja przyjaciółka... muszę ją znaleźć.
Stanęła naprzeciwko, a jej oczy były pełne determinacji. Wiedziałem, że w tej chwili nie da mi spokoju, dopóki nie usłyszy tego, czego chce. Westchnąłem, zakładając ręce na piersi.
— Nic się jej nie stało — odparłem spokojnie. — Sunghoon ją zabrał w bezpieczne miejsce.
Jej oczy zwęziły się, jakby starała się zrozumieć, o czym mówię.
— Skąd wiesz? — zapytała ostro, z podejrzeniem w głosie. Czułem, że nie ufała mi ani na chwilę, ale to mnie nie dziwiło. W końcu była w świecie, którego nie znała.
— Bo to ja kazałem mu to zrobić — odparłem, patrząc jej prosto w oczy. Widziałem, jak napięcie w niej narasta. — Gdyby coś miało jej się stać, już bym o tym wiedział. Jest bezpieczna.
— Sunghoon... — powtórzyła jego imię, marszcząc brwi. Jej dłonie zacisnęły się w pięści, a twarz zdradzała niepokój, jakby przetwarzała, co to wszystko znaczy. — Kim jest Sunghoon? Dlaczego miałby ją zabierać?
Mogłem się spodziewać tych pytań, ale ich nagła intensywność mnie zirytowała. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się z każdego ruchu ani zdradzać jej, jak funkcjonował mój świat. Była obca w mojej rzeczywistości, nie powinna była nawet w niej być.
— To mój przyjaciel — odpowiedziałem chłodno. — I zrobił to, co powinien. Tak jak ty powinnaś teraz przestać martwić się o swoją przyjaciółkę. Nic jej nie będzie.
Jiwoo patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a ja widziałem, jak w jej oczach pojawia się gniew. Nie chciała mi wierzyć, a może nie potrafiła zaakceptować faktu, że jej kontrola nad sytuacją się kończyła. Była zawieszona w świecie, w którym obowiązywały inne zasady. I dobrze o tym wiedziała.
— Nie możesz mi tego tak po prostu powiedzieć i oczekiwać, że przestanę się martwić! — wybuchła. Jej głos wypełnił przestrzeń między nami, jakby nie mogła dłużej tłumić emocji. — Sunghoon, strzelanina, ta posiadłość... Co tu się właściwie dzieje, Heeseung?
Poczułem, jak moje imię pada z jej ust po raz pierwszy i jak dziwnie to na mnie wpłynęło. W normalnych okolicznościach nie obchodziło mnie, co ktoś o mnie myśli. Tym bardziej nie zamierzałem tłumaczyć się przed kimś takim jak ona. Ale tym razem jej upór, jej gniew, budził we mnie coś więcej niż tylko irytację. Przekraczaliśmy niewidzialną granicę, wkraczając na niebezpieczny teren.
Zbliżyłem się do niej, czując, jak moja cierpliwość się wyczerpuje.
— Powiedziałem ci wszystko, co musisz wiedzieć — syknąłem, patrząc prosto w jej oczy. — Jeśli chcesz wrócić do swojego życia, radzę ci przestać pytać o rzeczy, które cię nie dotyczą.
Jiwoo cofnęła się o krok, ale nie uciekła wzrokiem. Była silniejsza, niż myślałem. Spodziewałem się, że odwróci wzrok, przestraszy się, ale ona stała tam, naprzeciwko mnie, patrząc mi prosto w oczy. W jej spojrzeniu widziałem nie tylko strach, ale coś więcej – dumę i upór, których się nie spodziewałem.
— Może ty masz taki świat, w którym wszystko da się rozwiązać siłą — powiedziała powoli, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Ale to nie mój świat. I nigdy nim nie będzie.
Słysząc jej słowa, poczułem, jak coś we mnie pęka. Nie wiedziałem, czy to była irytacja, czy może podziw dla jej odwagi. Ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, odwróciłem się i ruszyłem w stronę wejścia do posiadłości.
— Idziesz? — rzuciłem przez ramię, nie oglądając się za siebie. Po chwili usłyszałem jej kroki na bruku.
✯
Jiwoo siedziała naprzeciwko mnie na sofie, a jej dłonie spoczywały na kolanach. Niespokojnie bawiła się palcami, jakby nie mogła znaleźć sobie miejsca. Wpatrywała się w podłogę, unikając mojego wzroku, co tylko wzmagało napięcie między nami. Cisza była ciężka, niemal dusząca, ale nie zamierzałem jej przerywać. Wiedziałem, że wcześniej czy później powie, co chodzi jej po głowie.
— Chciałabym wrócić do domu — zaczęła w końcu, jej głos brzmiał cicho, jakby obawiała się, że jeśli wypowie te słowa głośniej, coś nieodwracalnego się stanie.
Oparłem się o poręcz fotela, zakładając ręce na piersi. Przez moment rozważałem, czy powinienem jej pozwolić. W normalnych okolicznościach nie miałbym nic przeciwko. Jednak w tej sytuacji wiedziałem, że nie mogłem pozwolić jej wrócić. Nie po tym, co się wydarzyło w klubie, nie po tym, co odkryłem.
— To zły pomysł — odpowiedziałem spokojnie, starając się, by mój głos brzmiał tak rzeczowo, jak to tylko możliwe. — Jeśli chcesz być bezpieczna, powinnaś zostać tutaj.
Zerknęła na mnie z wyraźnym niezrozumieniem. Jej brwi zmarszczyły się, a w oczach dostrzegłem niepokój.
— Co to znaczy, „jeśli chcę być bezpieczna"? — zapytała ostro, tym razem nie kryjąc frustracji. — Przed kim mam się niby ukrywać? Co takiego się dzieje, że muszę tu zostać?
Przechyliłem głowę na bok, analizując jej pytanie. Oczywiście, że nie miała pojęcia, co się wokół niej działo. Była niewinną ofiarą, która znalazła się w środku czegoś, o czym nawet nie powinna wiedzieć. Westchnąłem, bo tłumaczenie jej wszystkiego wydawało mi się bezcelowe.
— Są ludzie, których lepiej unikać... — zawiesiłem głos, obserwując, jak na dźwięk tych słów jej twarz momentalnie się zmienia. — Powiedzmy, że nie do końca możesz kontrolować to, z kim się zadajesz.
Zacisnęła usta, ale nic nie powiedziała. Wiedziałem, że te słowa ją zabolały. Spuściła wzrok, a jej ramiona opadły. Z jednej strony mogłem poczuć ulgę, że nie zaczęła protestować, ale coś w jej postawie mnie niepokoiło.
Zaczęła sięgać po telefon, który leżał obok niej. Złapała go i odblokowała ekran, jakby chciała odciąć się od rozmowy. Miałem zamiar powiedzieć coś jeszcze, kiedy nagle coś przykuło moją uwagę. Na tapecie jej telefonu, widniała twarz, której nie spodziewałem się tam zobaczyć. Oh Taehyung.
Miał na sobie szkolną marynarkę, a jego uśmiech był szeroki, wręcz beztroski – zupełnie inny od tego, co widziałem ostatnio. Serce zabiło mi szybciej, gdy dostrzegłem to zdjęcie. Nie było wątpliwości, że to był on. Przyjrzałem się jeszcze raz, upewniając się, że nie mam halucynacji. Nie miałem. Twarz chłopaka była wyraźna, zbyt znajoma, bym mógł ją pomylić z kimkolwiek innym.
— Skąd masz to zdjęcie? — zapytałem nagle, nie mogąc ukryć zaskoczenia w głosie.
Jiwoo drgnęła, jakby zorientowała się, że patrzę na jej telefon. Szybko zablokowała ekran, ale było już za późno.
— To mój brat — powiedziała, choć jej głos brzmiał, jakby nie była pewna, czy powinna mi to powiedzieć. — Dlaczego pytasz?
Słowo „brat" zawisło między nami niczym ciężki kamień. Oh Taehyung. Mój umysł zaczął natychmiast układać wszystkie elementy tej układanki. Teraz wszystko miało sens. Jej brat, chłopak, który narobił sobie tyle kłopotów, o mały włos nie wciągnął jej głębiej w świat, z którego sama nawet nie zdawała sobie sprawy.
— Oh Taehyung to twój brat? — zapytałem, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie, choć wewnętrznie czułem narastającą frustrację. Jak to możliwe, że ona nie miała pojęcia, co się działo z jej bratem? — Wiesz, co robi? Wiesz, w co się wplątał?
Jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej niepewne. Widziałem, jak wahała się, jak próbowała zrozumieć, co miałem na myśli. Ale jednocześnie dostrzegałem w niej coś jeszcze – coś, czego nie widziałem wcześniej. Strach.
— O co ci chodzi? — zapytała, jej głos brzmiał słabo, ale z determinacją. — Taehyung ma swoje problemy, ale... nie wiesz, jak bardzo się o niego martwię.
Cisza wypełniła przestrzeń między nami, a ja uświadomiłem sobie, że miałem do czynienia nie tylko z siostrą Oh Taehyunga, ale z kimś, kto był gotów dla niego zrobić wszystko.
✯
Jiwoo siedziała na sofie, wpatrzona w swoje dłonie, które lekko drżały. To był moment, w którym wszystko zaczynało się układać. Taehyung. Oh Taehyung. Jej brat. Część mnie była wściekła, że nie zauważyłem tego wcześniej, ale teraz już wiedziałem. Kiedy rozpoznałem jego twarz na tapecie jej telefonu, wszystkie karty zostały odkryte. Ona, siostra chłopaka, który wplątał się w moje interesy. Brat, który miał czelność narobić kłopotów i zniknąć, zostawiając za sobą bałagan.
— Taehyung to twój brat, prawda? — zapytałem, łagodnie, ale z nutą nieodwracalnej determinacji. Wiedziałem, że nie miała pojęcia, w co jej brat się wpakował, ale nie miałem czasu na delikatność.
Podniosła wzrok na mnie, jej oczy pełne niepokoju, ale wciąż z wątpliwościami. Milczała przez moment, jakby ważyła, ile powinna powiedzieć, a ile ukryć.
— Tak, jest moim bratem — przyznała w końcu, jej głos brzmiał łamliwie, jakby sama nie mogła uwierzyć, że mówi to na głos. — Ale nie wiem, co zrobił. Co ma z tobą wspólnego?
Westchnąłem cicho, odrzucając głowę na oparcie fotela, jakby to mogło pomóc mi się uspokoić. Wiedziałem, że teraz muszę wyłożyć karty na stół, bez owijania w bawełnę.
— Twój brat wisi mi sporo pieniędzy — powiedziałem, starając się, aby mój głos zabrzmiał jak najbardziej rzeczowo. — I nie mówię o drobnych. Taehyung miał zobowiązania, które nie zostały spłacone, a ja nie toleruję ludzi, którzy znikają, zamiast uregulować swoje długi.
Jej twarz zbladła, jakby zrozumiała, jak poważna była sytuacja. Milczała przez dłuższą chwilę, jakby analizowała, co powinna zrobić. Mogłem niemal usłyszeć, jak w jej głowie wirują myśli, jak próbowała znaleźć wyjście z tego koszmaru.
— Ale... ale to nie ma nic wspólnego ze mną — wymamrotała w końcu, patrząc na mnie z desperacją w oczach. — To jego dług, nie mój. Nie mogę go spłacić.
Prychnąłem pod nosem, z ironią, której nie mogłem powstrzymać. Była tak naiwna, tak przekonana, że świat działa według jakichś zasad moralnych, które ona sama wyznawała.
— Nie spłacił długu — powiedziałem spokojnie, choć w moim głosie dało się wyczuć groźbę. — Więc teraz to ty za niego odpowiadasz. Chcesz tego czy nie, jesteś jego rodziną. A w moim świecie, dług przechodzi na bliskich. Od teraz ty będziesz dla mnie pracować.
Jej oczy rozwarły się szerzej, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Widziałem, jak jej ciało zesztywniało, a potem powoli zaczęła kręcić głową, jakby chciała zaprzeczyć rzeczywistości.
— Nie — powiedziała z drżeniem w głosie, jej twarz stała się blada jak papier. — Nie zgadzam się na to. Nie będziesz mnie zmuszał do niczego!
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, podniosła się z miejsca, jakby zamierzała opuścić pokój. Ale ja nie zamierzałem jej na to pozwolić. W mgnieniu oka wstałem, chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Przycisnąłem ją mocno do ściany, tak że jej plecy uderzyły o zimną powierzchnię, a nasze twarze znalazły się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Byłem tak blisko, że czułem jej przyspieszony oddech na mojej skórze.
— Słuchaj mnie, Jiwoo — wyszeptałem, a mój głos był zimny jak lód. — Nie masz wyboru. Albo ty, albo twój brat. A ja nie sądzę, że chcesz widzieć go w jeszcze większych tarapatach, prawda?
Jej oczy błyszczały od gniewu, ale również od bezsilności. Czułem, jak jej serce wali jak oszalałe pod moimi palcami, które nadal trzymały jej rękę przyciśniętą do ściany.
— Nie jestem jak inne dziewczyny, które możesz omamić i rzucić na jedną noc — wycedziła przez zaciśnięte zęby, patrząc mi w oczy z niekrytą nienawiścią.
Przez chwilę nie odpowiedziałem. Zamiast tego pozwoliłem sobie na gest, który sam mnie zaskoczył. Nachyliłem się i zanim zdążyła się odsunąć, złożyłem na jej ustach szybki, dominujący pocałunek. Był to bardziej akt władzy niż jakiekolwiek wyznanie. Czułem, jak jej ciało napręża się jeszcze bardziej, ale nie miała szansy na ucieczkę. Gdy w końcu się odsunąłem, patrzyłem na nią, próbując wyczytać cokolwiek z jej twarzy.
— Zrozum — powiedziałem cicho, ale z nieodpartą determinacją. — Jesteś w moim świecie teraz. I jeśli nie chcesz, żeby twój brat skończył gorzej, będziesz robić, co ci każę.
Jej oczy płonęły od gniewu i wściekłości, ale wiedziałem, że miała rację — nie była jak inne.
Od Autorki: Dawno mnie tu nie było, a przecież cała historia jest już napisana i skończona. Mam nadzieję, że uda mi się rozplanować wszystkie rozdziały, no i szykuje się w ten weekend maraton z Hee. Cieszycie się?
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro