Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02. Jiwoo

Siedziałam w pracowni, zagłębiając się w projekcie, który miałam oddać za tydzień. Wyczerpywały mnie długie godziny spędzone nad szkicem, ale jednocześnie pozwalały na chwilę zapomnieć o wszystkim innym. Zatraciłam się w kreskach ołówka, starając się uchwycić każdy detal — teksturę, światłocień, wszystko, co nadawało pracy głębię. Uwielbiałam te momenty, gdy świat poza moją sztuką przestawał istnieć.

Akademia sztuk pięknych była moją przystanią. Miejscem, gdzie mogłam uciec od problemów, które nieustannie otaczały mnie w domu. Czasami miałam wrażenie, że to jedyne miejsce, gdzie byłam sobą, bez maski odpowiedzialnej starszej siostry. Chociaż, tak naprawdę, nigdy nie potrafiłam całkowicie się od tego uwolnić. Nawet, teraz gdy powinno mnie absorbować jedynie wykończenie rysunku, w głowie ciągle krążyły myśli o Taehyung'u.

Zegar w sali tykał głośno, przypominając mi, że czas nieubłaganie biegnie. Zbliżała się przerwa, a ja czułam, że powinnam wyjść i złapać trochę powietrza. Odłożyłam ołówek, przeciągnęłam się, prostując plecy, gdy nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk telefonu. Powiadomienie. Sięgnęłam po urządzenie, nie spiesząc się — myślałam, że to po prostu kolejna wiadomość od koleżanki z klasy lub przypomnienie o jakiejś akademickiej sprawie. Jednak kiedy zobaczyłam, kto napisał, poczułam, jak serce mi zamiera.

Babcia.

Odkąd mama odeszła, a tata zniknął z naszego życia, to babcia zajmowała się mną i Taehyung'iem. Zawsze była spokojna, niewzruszona, nawet gdy sytuacja się pogarszała. Ale dzisiaj... Dzisiaj ton wiadomości wyraźnie wskazywał, że coś jest nie tak.

Babcia:

Jiwoo, gdzie jest Taehyung? Nie ma go od rana. Martwię się. Zadzwoń, proszę.

Serce zaczęło mi bić szybciej, a żołądek ścisnął się nieprzyjemnie. Zniknął? Nie, to niemożliwe. Może wyszedł do znajomych, może po prostu nie powiedział jej, gdzie idzie. Ale Taehyung nigdy nie znikał bez śladu. Zawsze się meldował, zawsze wracał na czas, zwłaszcza po tym, co ostatnio się działo.

Wybrałam numer babci, czując, jak napięcie narasta z każdą sekundą oczekiwania. Odebrała niemal natychmiast.

— Babciu? — zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie w głosie.

— Jiwoo, gdzie on jest? — Jej głos był zmartwiony, ale jednocześnie wyraźnie słyszałam w nim nutę bezsilności. — Ostatni raz widziałam go rano, wychodził do szkoły, ale od tamtej pory nie ma z nim kontaktu. Nie odpowiada na moje wiadomości, nie odbiera telefonu.

To, co mówiła, zdawało się przetaczać przez moją głowę jak ciężka mgła. Starałam się zachować spokój, ale w środku czułam, jak panika zaczyna przejmować kontrolę.

— Babciu, spokojnie — powiedziałam, choć sama nie byłam pewna, jak mam zachować spokój. — Może jego telefon się rozładował? Może po prostu jest z kolegami?

— Jiwoo, już wieczór, a on nigdy tak nie znikał. — Słyszałam, jak jej głos zaczyna drżeć. — Coś musiało się stać.

Zaczęłam nerwowo przechadzać się po pracowni, odtwarzając w głowie każdy możliwy scenariusz. Taehyung nie był idealnym chłopcem — miał swoje problemy, bywał kłótliwy, wpadł w złe towarzystwo, ale zawsze trzymał się blisko. Byliśmy rodziną, jedynym, co mu zostało, była babcia i ja. Nigdy nie znikał na tak długo bez słowa.

— Spokojnie, babciu. Pójdę go szukać. Najpierw sprawdzę szkołę, może jeszcze tam jest. Zadzwoń, jeśli się pojawi — rzuciłam, starając się mówić stanowczo, choć w środku czułam narastającą falę niepokoju.

Rozłączyłam się i szybko zaczęłam pakować swoje rzeczy. Wokół mnie studenci rozmawiali ze sobą, śmiejąc się i dzieląc swoimi projektami, jakby wszystko było normalne. Mnie to nie obchodziło. Musiałam znaleźć Taehyunga. Musiałam dowiedzieć się, co się stało.

Wychodząc z budynku akademii, poczułam chłód wieczornego powietrza na skórze. Zadrżałam, ale nie miałam czasu na myślenie o tym. Chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać wiadomości, które wymieniałam z Taehyun'giem w ostatnich dniach. Wszystko wydawało się normalne. Nic nie wskazywało na to, że planował ucieczkę czy zniknięcie.

Próbowałam do niego dzwonić, ale za każdym razem słyszałam tylko monotonny dźwięk sygnału, który po kilku sekundach zamieniał się w pocztę głosową. Każdy taki sygnał powodował, że moje serce biło coraz szybciej. Może coś mu się stało. Może wpadł w kłopoty, o których nie miałam pojęcia.

Skręciłam w kierunku jego szkoły, szybkim krokiem zmierzając na przystanek. Wiedziałam, że nie znajdę go od razu, ale musiałam zacząć szukać. Czułam, jak narastające napięcie sprawia, że zaczynam myśleć w panice. Gdzie on jest? Dlaczego nie wrócił?

Taehyung, proszę, odezwij się, napisałam w wiadomości, choć w głębi duszy wiedziałam, że to nic nie zmieni.

Szybko ruszyłam w kierunku przystanku, czując, jak chłodny wiatr owiewa moją twarz. Mimo że moje ciało drżało od zimna, bardziej przerażało mnie to, co mogło się dziać z  Taehyung'iem. Telefon w kieszeni wciąż milczał, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś jest bardzo nie w porządku. Babcia miała rację. On nigdy tak nie znikał. Zawsze wracał na czas, zawsze dawał znać, gdzie jest. Dlaczego teraz było inaczej?

Gdy dotarłam na przystanek, przez chwilę się zawahałam. Może powinnam pojechać do szkoły. Może nauczyciele albo jego znajomi widzieli go dzisiaj. Jednak coś mnie powstrzymało. Zamiast wsiąść do autobusu, zdecydowałam się iść pieszo. Przeszłam kilka ulic, próbując uporządkować myśli. Co mogło się wydarzyć? Czy znowu miał kłopoty z tymi ludźmi, z którymi ostatnio się zadawał? Nie chciałam w to wierzyć, ale głos z tyłu głowy mówił mi, że mogłam coś przegapić.

Właśnie, gdy przekraczałam ulicę, zauważyłam znajomą sylwetkę. Sunoo. Przyjaciel Taehyung'a, ten zawsze uśmiechnięty chłopak, którego wszędzie było pełno. Zwykle, kiedy go spotykałam, miał w oczach coś figlarnego, jakby zawsze planował jakiś żart. Ale dzisiaj było inaczej. Jego twarz była napięta, a ręce schowane głęboko w kieszeniach bluzy.

— Sunoo! — zawołałam, a on natychmiast się odwrócił. W jego oczach pojawiło się coś na kształt zdenerwowania. Czyżby mnie unikał? — Poczekaj! Muszę z tobą porozmawiać.

Zatrzymał się, ale widać było, że wolałby uciec. Nie miałam na to czasu. Podeszłam do niego szybkim krokiem, a gdy byłam na tyle blisko, mogłam zauważyć, że wyglądał jak ktoś, kto ma coś na sumieniu.

— Hej, Jiwoo... — wymamrotał, przeczesując dłonią swoje włosy, jakby próbował się uspokoić.

— Sunoo, widziałeś dzisiaj Taehyung'a? — zapytałam bez owijania w bawełnę. Moje serce waliło jak młotem, a słowa niemal wyskakiwały z moich ust. — Babcia powiedziała, że nie wrócił do domu. Nie ma go od rana. Coś się stało?

Sunoo spuścił wzrok, a ja poczułam, jak napięcie w moich barkach narasta. Coś wiedział. Byłam tego pewna. Ten chłopak nigdy nie umiał kłamać, a teraz wyglądał, jakby toczył wewnętrzną walkę.

— No... — zaczął, kręcąc się na pięcie. — Widziałem go wcześniej, ale... nie wiem, czy powinienem coś mówić.

To wystarczyło, żebym poczuła, jak złość miesza się z niepokojem. Podeszłam do niego bliżej, niemal błagając w oczach, żeby przestał ukrywać prawdę.

— Sunoo, proszę cię, to mój brat. Muszę wiedzieć, co się dzieje. — Mój głos załamał się na końcu, choć starałam się brzmieć spokojnie. — Martwię się o niego. Jeśli jest w kłopotach, muszę mu pomóc.

Sunoo skrzywił się, jakby moje słowa go zabolały. Widać było, że nie chciał być tym, który zdradzi sekret, ale jednocześnie czuł, że musi coś powiedzieć.

— Słuchaj... Taehyung... — Przez chwilę wyglądało, jakby chciał uciec, ale w końcu westchnął i spojrzał mi prosto w oczy. — Jest w kłopotach, Jiwoo. Naprawdę dużych. Ale... — Urwał, przerywając na moment, by uważnie rozejrzeć się dookoła, jakby obawiał się, że ktoś nas obserwuje. — To nie jest coś, o czym mogę ci opowiedzieć.

Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił. Dlaczego nie chciał mi nic powiedzieć? Czy Taehyung naprawdę wpadł w takie tarapaty, że nawet jego najlepszy przyjaciel się boi?

— Sunoo, błagam cię. Jeśli coś wiesz, muszę o tym wiedzieć. — Położyłam mu dłoń na ramieniu, próbując go uspokoić, ale też sprawić, żeby zrozumiał, jak poważna była ta sytuacja.

Znowu unikał mojego wzroku, jakby każda sekunda tej rozmowy sprawiała mu ból. Zacisnął usta, a potem westchnął ciężko.

— Nie mogę ci nic więcej powiedzieć, Jiwoo. Naprawdę. Wiem, że to nie jest odpowiedź, którą chcesz usłyszeć, ale musisz mi uwierzyć. To nie jest coś, z czym powinnaś się mieszać.

Zabrzmiał na poważnie, a ja poczułam się, jakbym dostała zimny prysznic. Mieszanka frustracji i strachu rozlewała się we mnie. Co miał na myśli? Co mogło być tak niebezpieczne, że nawet ja, jego siostra, nie powinnam się o tym dowiedzieć?

— Ale on jest moim bratem, Sunoo. Nie zostawię go, kiedy potrzebuje pomocy. — Spojrzałam na niego z determinacją. Miałam nadzieję, że te słowa coś w nim poruszą, że zrozumie, jak bardzo martwię się o Taehyung'a.

Sunoo znowu odwrócił wzrok, przestępując z nogi na nogę. Wiedziałam, że wciąż nie chce zdradzić mi wszystkiego, ale wyczuwałam, że jego obawy nie były bezpodstawne.

— Wiem, Jiwoo — powiedział w końcu. — Ale to naprawdę poważne. Gdybym mógł, powiedziałbym ci więcej, ale... muszę go chronić. Ciebie też.

Chronić? Te słowa zabrzmiały jak wyrok. Czułam, jak napięcie we mnie rośnie, jakby powietrze wokół nagle stało się gęstsze. Nie wiedziałam, co to mogło oznaczać, ale wiedziałam jedno: musiałam dowiedzieć się prawdy, niezależnie od tego, co się za nią kryło.

— Jeśli go znajdziesz... — Sunoo spuścił głowę, a jego głos zadrżał. — Powiedz mu, żeby uważał. I... żeby nie zadzierał z tymi ludźmi.

— Jakimi ludźmi? — Zapytałam odruchowo, czując, że teraz jestem o krok od odkrycia czegoś ważnego. Sunoo jednak tylko potrząsnął głową.

— Nie mogę ci tego powiedzieć, Jiwoo. — Powiedział to tonem, który zamknął wszelkie dalsze próby pytania.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Sunoo odwrócił się i zniknął za rogiem, zostawiając mnie na ulicy z setkami pytań w głowie i jeszcze większym lękiem o mojego brata.

Siedziałam w kuchni, wpatrując się w filiżankę herbaty, której nawet nie tknęłam. Czułam, jak napięcie w moim ciele narasta, choć próbowałam się uspokoić. Babcia wróciła do swojej sypialni, martwiąc się o Taehyung'a, a ja starałam się nie panikować. Próbowałam myśleć racjonalnie, ale z każdą mijającą minutą coraz bardziej czułam, że coś jest nie tak. Coś musiało się wydarzyć.

Telefon leżący na blacie zaczął nagle wibrować, wyrywając mnie z myśli. Zadrżałam i szybko chwyciłam aparat, myśląc, że to może być wiadomość od Taehyunga. Spojrzałam na ekran. Nieznany numer. Moje serce natychmiast przyspieszyło, a palce drżały, gdy odebrałam.

— Halo? — Mój głos był cichy, niemal niepewny, ale to, co usłyszałam po drugiej stronie, sprawiło, że moje serce zatrzymało się na moment.

— Czy rozmawiam z  panią Oh Jiwoo? — Zapytał męski głos. Był spokojny, ale czułam pod nim jakieś napięcie.

— Tak, to ja — odpowiedziałam, wstrzymując oddech.

— Dzwonię ze szpitala Seul National University Hospital. Chciałem poinformować, że pani brat, Taehyung, został przyjęty do nas dzisiaj wieczorem. Jest ranny, ale jego stan jest stabilny.

Świat wokół mnie na chwilę zamarł. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a słowa mężczyzny nie miały sensu. Szpital? Ranny? Taehyung?

— Co... co się stało? — Wydusiłam w końcu, choć miałam wrażenie, że moje usta były zbyt suche, by mówić.

— Pani brat został znaleziony w jednej z bocznych ulic w dzielnicy Gangnam. Został pobity, ale jak już wspomniałem, jego stan jest stabilny. Czy mogłaby pani przyjechać na miejsce?

Serce biło mi jak szalone, a oddech stał się płytki. W głowie miałam jeden wielki chaos. Bez słowa rzuciłam telefon na stół i ruszyłam w stronę drzwi, szybko sięgając po klucze. Moje dłonie trzęsły się tak bardzo, że ledwo udało mi się je uchwycić.

Nie wiem, jak dotarłam do szpitala. Droga minęła mi w mgnieniu oka, a jedyne, co pamiętam, to migające światła latarni i powracający do mnie dźwięk telefonu, jak echo w głowie. Szpitalne drzwi otworzyły się przede mną, a zimne powietrze z wnętrza budynku owiało moją twarz. Zatrzymałam się na chwilę, próbując uspokoić oddech, ale to było niemożliwe. Mój brat... Taehyung leżał gdzieś tu, w tym ogromnym, białym budynku, pobity i ranny.

Przemknęłam przez korytarze, aż w końcu dotarłam do recepcji, gdzie znajdowała się pielęgniarka. Ledwo zdążyłam zapytać, a ona już wskazywała mi drogę na oddział.

Pokój, w którym leżał, był cichy. Tylko dźwięk aparatury medycznej zakłócał ciszę, a kiedy zobaczyłam Taehyung'a leżącego na łóżku, z bandażami na głowie i siniakami na twarzy, poczułam, jak coś we mnie pęka. Wyglądał tak bezbronnie. Jego młoda, chuda sylwetka była niemal przytłoczona przez łóżko szpitalne.

— Taehyung... — wyszeptałam, choć wiedziałam, że mnie nie słyszy. Podeszłam bliżej i spojrzałam na niego, próbując powstrzymać łzy. Nie mogłam zrozumieć, jak do tego doszło. Co on zrobił? Z kim się wpakował w kłopoty? Sunoo powiedział, że miał problemy, ale nie chciał mi powiedzieć więcej. Teraz wiedziałam, że to musiało być coś poważnego.

Siedząc przy jego łóżku, myśli krążyły w mojej głowie. Dlaczego nie powiedział mi, co się dzieje? Dlaczego nie zaufał mi, że mogę mu pomóc? Teraz byłam tutaj, bez odpowiedzi, patrząc na mojego brata, który wyglądał tak krucho.

Drzwi do pokoju otworzyły się cicho i do środka wszedł mężczyzna w białym fartuchu, lekarz. Spojrzał na mnie z wyrazem współczucia, a potem na Taehyung'a.

— Jest stabilny. Miał dużo szczęścia — powiedział spokojnie, jakby chciał mnie uspokoić. — Musiał przejść przez coś poważnego, ale nie widzę żadnych trwałych obrażeń. Odpocznie i dojdzie do siebie.

Poczułam ulgę, ale tylko na chwilę. Wiedziałam, że teraz muszę się dowiedzieć, co się stało. Musiałam poznać prawdę, choćby miała mnie ona zaboleć. Sunoo coś wiedział, i teraz już wiedziałam, że nie mogłam dłużej czekać na jego odpowiedzi.

— Czy policja... była tutaj? — zapytałam, przerywając ciszę. Lekarz pokiwał głową.

— Tak, przyszli zaraz po tym, jak przywieziono go na izbę przyjęć. Pytali o okoliczności, ale na razie niczego się nie dowiedzieli. Chłopak był nieprzytomny, więc nie mogli z nim porozmawiać.

Policja. Więc to naprawdę było poważne. Złapałam się za głowę, próbując zebrać myśli. Co on narobił?

Spojrzałam na Taehyung'a, leżącego pod białą pościelą, i obiecałam sobie jedno: dowiem się, co się stało. I nie pozwolę, żeby to się powtórzyło.

Gdy brat w końcu otworzył oczy, odetchnęłam z ulgą, ale od razu poczułam, że coś jest nie tak. Patrzył na mnie z mieszanką wstydu i zmęczenia, a może nawet strachu. Przez kilka chwil milczał, jakby analizował, co powiedzieć, a ja nie chciałam naciskać, choć w środku wszystko we mnie krzyczało, by natychmiast wyciągnąć z niego odpowiedzi.

— Jak się czujesz? — zapytałam ostrożnie, łamiąc ciszę, która ciążyła nad nami jak niewidzialna chmura. Chciałam, żeby poczuł się swobodnie, żeby wiedział, że jestem tu dla niego, ale jego twarz była jak kamień, niewzruszona i zimna.

— W porządku — odpowiedział krótko, zaskakująco cicho. Oparł głowę na poduszce, jakby chciał uciec od moich pytań, od mojej obecności. Zmrużył oczy, ale widziałam, że nie był gotowy do rozmowy. Jego ciało zdradzało napięcie, jakby każdy jego ruch miał boleć, nie tylko fizycznie.

Siedziałam w ciszy, zastanawiając się, jak mam to rozegrać. Przecież musiał wiedzieć, że nie odpuszczę. Chciałam zrozumieć, co się stało. Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam, od czego zacząć.

— Taehyung... — zaczęłam, ale on natychmiast uniósł rękę, uciszając mnie.

— Jiwoo, proszę. Nie teraz — odpowiedział sucho, nie patrząc mi w oczy.

To mnie zabolało. Wstrzymałam oddech na chwilę, próbując się uspokoić. Zawsze byliśmy blisko, mimo że ostatnio wyraźnie coś się między nami zmieniło. Czułam to. Widziałam, jak zaczął się odsuwać, znikając na całe dni, nie odbierając telefonów, wracając późno. A teraz leżał tutaj, pobity, i nie chciał nawet wyjaśnić dlaczego.

— Martwię się o ciebie — powiedziałam, zmuszając się, by moje słowa były spokojne, choć w środku czułam narastającą frustrację. — Musisz mi powiedzieć, co się stało. Przecież widzę, że to nie był przypadek. Kto ci to zrobił?

Zerknął na mnie kątem oka, a potem znowu odwrócił wzrok. Z jego twarzy zniknęło to napięcie, które trzymał do tej pory. Wyglądał, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale jego usta były zaciśnięte, jakby obawiał się wypowiedzieć te słowa na głos.

— To nic takiego. — Jego głos był nienaturalnie spokojny, ale nie dałam się nabrać.

— Nie kłam mi. — Podniosłam głos, bardziej niż zamierzałam, ale nie mogłam tego powstrzymać. — Taehyung, co się stało? Muszę wiedzieć, żeby móc ci pomóc. Nie możesz tego dusić w sobie.

Przez chwilę myślałam, że coś w nim pęknie, że w końcu powie prawdę. Ale zamiast tego uśmiechnął się gorzko, ledwie zauważalnie, i pokręcił głową.

— Jiwoo, lepiej nie wtrącaj się w to. — Jego głos zmiękł, ale nie w ten sposób, na który czekałam. Był to rodzaj miękkości, która kryła coś dużo mroczniejszego. — To nie twoja sprawa.

— Nie moja sprawa?! — Prawie krzyknęłam. — Jesteś moim bratem! Jak to nie moja sprawa? Leżysz tutaj pobity, nie wiem, kto ci to zrobił, nie wiem, w co się wpakowałeś, a ty mi mówisz, żebym się nie wtrącała?

Poczułam, jak ręce zaczynają mi drżeć, a serce wali jak oszalałe. Byłam na skraju, a on siedział tuż przede mną, zachowując się, jakby nic się nie stało.

— Jiwoo... — Jego głos stał się jeszcze cichszy, ledwo słyszalny. — Proszę, przestań. To jest coś, czego nie zrozumiesz. I naprawdę... lepiej, żebyś nie wiedziała.

Chciałam odpowiedzieć, zadać kolejne pytanie, ale wtedy on odwrócił głowę, a jego ton nagle stał się ostrzejszy.

— Jeśli będziesz drążyć ten temat, stanie się coś złego. I nie mówię o sobie. — Spojrzał mi prosto w oczy. Po raz pierwszy od kiedy tu weszłam, zobaczyłam w jego spojrzeniu coś przerażającego. — Tobie się coś stanie.

Zamilkłam, nagle pozbawiona słów. Zaschło mi w gardle, a przez chwilę poczułam, jakby cała krew odpłynęła mi z twarzy. To, co powiedział, uderzyło mnie jak cios. Jego groźba była tak niespodziewana, tak... ostra, że nie wiedziałam, jak na nią zareagować.

— Co... co to ma znaczyć? — zapytałam w końcu, cicho, niemal szeptem.

— Po prostu, nie zadawaj więcej pytań. — Westchnął ciężko i położył się z powrotem, jakby to, co powiedział, było ostateczne. — Będziesz bezpieczna, jeśli zostawisz to w spokoju.

Patrzyłam na niego przez długą chwilę, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Jego słowa dudniły w mojej głowie. To nie było normalne. Taehyung nie był takim człowiekiem. Nigdy nie groził mi w ten sposób. Nigdy nie odsuwał mnie od siebie tak gwałtownie. A jednak teraz... teraz coś się zmieniło. Był kimś innym. Kimś, kogo nie znałam.

Wstałam z krzesła, czując, że nie ma sensu dalej naciskać. Oboje byliśmy wyczerpani. Ale w środku wiedziałam jedno: nie odpuszczę. Może teraz milczał, ale ja nie mogłam. Musiałam dowiedzieć się prawdy, nawet jeśli miałam narazić się na niebezpieczeństwo.


Od Autorki: Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, choć pisany tylko z perspektywy Jiwoo i za Heeseung się nie pojawił. Ale jest Sunoo, więc chyba coś jest okej? Mam nadzieję KookiesDaughter, że Ci on jednak odpowiada? ^^

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro