Rozdział 9
- Ale... - właśnie minęliśmy tablicę z napisem „Gotham żegna. Zapraszamy ponownie" - Możesz mi obiecać, że między tobą a Barbarą... Do niczego nie doszło, prawda?
Po drugiej stronie usłyszałem głośny śmiech Harpera. No naprawdę, cholernie śmieszne!
- Luz, Dickiebrid! - rzucił, gdy nieco opanował rozbawienie - Spała w sypialni staruszka, a ja u niej. Byliśmy grzeczni, naprawdę. - zapewnił z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie. Odetchnąłem głęboko, czując jak pulsuje mi żyła na czole. Spokojnie, Dick. Nie możesz go zabić. Najpierw rzuć go na pożarcie Oliverowi, coby pocierpiał przed śmiercią - Ej, Dick.
Nie odpowiedziałem, postanawiając go zignorować na jakiś czas.
- Ej.
Znów nie się nie odezwałem.
- Dick.
Cholera. Nie da się kogoś ignorować, jak słyszy się tego kogoś zaraz przy uchu!
- Co? - mruknąłem niechętnie.
- Gdzie teraz jedziemy? -Cooo? Czyżby Royuś się bał, że faktycznie zaciągnę go przed oblicze wielkiego i strasznego Olivera Rozróby Queena? Ojej, biedactwo, ciągle ma nadzieję, że tegoż nie uczynię.
- Stwierdziłem, że we dwóch jest trochę nudno. - podjąłem się rozmowy. Może jak teraz z nim pogadam, to potem da mi spokój. Ta. Niedoczekanie moje.
- Jesteśmy w podróży niecałe dwa dnia, a ty już znudziłeś się moim towarzystwem. - stwierdził znudzonym głosem - A i tak sporo czasu spędziłeś z dala ode mnie. Czuję się niekochany.
- I już masz odpowiedź dlaczego przed Oliverem miałeś dwóch ojców, matki nie poznałeś, a trzeci ojciec wywalił cię na zbity pysk. - warknąłem.
- Ej, poczekaj. - wtrącił - Pragnę tylko zaznaczyć, że Dinah była dla mnie jak matka i po tym, jak Jełop Queen nawalił, to z Halem bardzo mi pomogli i w ogóle.
- Czyli miałeś jednak czterech ojców? Jak dobrze, że jesteś już pełnoletni. Chociaż nie wiem czy i tak nie ustanowiłeś jakiegoś rekordu.
I nastała cisza. Mózg Speedy'ego się przegrzał.
- Odeszliśmy od tematu. - a nie. Po prostu szukał dobrej wymówki, aby odejść od tematu jego patologicznej rodziny i patologicznego dzieciństwa. Ćpun jeden i pasożyt... - Ale wiesz, że to o ćpunie i pasożycie powiedziałeś na głos, prawda? - zapytał z bólem. Takim rzeczywistym bólem. Cholera.
- Roy, ja... - urwałem, nawet nie wiedząc co powiedzieć - Wiesz, że tak nie myślę...
- Czemu? Przecież to prawda. - powiedział, starając się zachować panowanie nad swoim głosem, choć był bliski płaczu. Trafiłem w czuły punkt, co? - Jestem byłym ćpunem. Byłem uzależniony od heroiny. Ćpałem za pieniądze Olivera. Wyszedłem z tego tylko dzięki poświęceniu Dinah. Zmarnowała na mnie dużo swojego czasu i nerwów, chociaż nie musiała. Jestem pasożytem.
A teraz ta niezręczna cisza. Bo co miałbym mu...? Nie no, nie róbcie sobie jaj. Wszyscy dobrze wiemy, że mam mu coś do powiedzenia na ten temat.
- A może byś tak w końcu przyjął do wiadomości, że są na tym świecie ludzie, którym na tobie zależy, co?! - warknąłem. Chyba go zatkało. A przynajmniej nic nie powiedział - Chociażby Dinah czy Hal! A nawet i ja z Wally'm! Nie pamiętasz kto nadstawiał karku i bronił cię przed wszystkimi obraźliwymi wyzwiskami, którymi uraczył cię Oliver?! Nie pamiętasz kto wymykał się z Batcave i zrywał się z treningów, żeby dotrzymać ci towarzystwa, pocieszyć, kiedy miałeś swoje odpały po odstawieniu hery?! Co?! Otwórz oczy, ty zasrany egoisto! Ciągle tylko jęczysz jaki to biedny jesteś i pokrzywdzony!
- Odezwał się! - przerwał mi wściekle - A kto ciągle przeżywa jak to źle potraktował go Batman i że Tytani się rozpadli?! A ostatecznie, nawet nie jesteś w stanie powiedzieć co się stało!
*Gamingowy kac*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro