Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


Po wysłuchaniu fraz typu „Dick, ty idioto" i wytłumaczeniu mi, kim jest owy Jason, postanowiłem jak najszybciej rozmówić się z Bruce'm. Od razu przeszedłem do realizacji swego planu. Na tyle szybko, że wyszedłem z kawiarni, zostawiając zdezorientowanych Roya i Barbarę przy stoliku. Wsiadłem na swój motor i ruszyłem w kierunku Wayne Manor. Z trudem zmusiłem się do stosunkowo przepisowej jazdy, chociaż odnoszę wrażenie, że kilka razy zdarzyło mi się przekroczyć dozwoloną prędkość czy złamać parę przepisów. Jednak wtedy o tym nie myślałem. Chciałem jak najszybciej stanąć twarzą w twarz z moim dawnym mentorem.

Zatrzymałem się dopiero przed bramą posiadłości, która była zamknięta. Oczywiście. Zdjąłem kask i przycisnąłem guzik domofonu. Odczekałem chwilę i usłyszałem znajomy głos, który nieco mnie uspokoił.

- W czym mogę pomóc?

- Witaj, Alfredzie. - rzekłem, pochylając się do urządzenia. Jestem niemal pewien, że na chwilę go zamurowało.

- Richard...? - uśmiechnąłem się smutno.

- Możesz otworzyć bramę? Chciałbym pogadać z B-e.

Nie minęła minuta i brama powoli otworzyła się, dając mi możliwość wjechania. Co też uczyniłem, po ponownym nałożeniu kasku na głowę. Gdy podjechałem pod drzwi, te otworzyły się i na powitanie wyszedł mi poczciwy kamerdyner Wayne'ów, Alfred Pennyworth.

- Panicz Richard, cieszę się, że zaszczyciłeś nas wizytą. - rzekł z uśmiechem, dokładnie mi się przyglądając, gdy zsiadłem z mojego pojazdu. Najdłużej zatrzymał wzrok na mojej fryzurze. No tak. Pamiętam, jak zawsze ścigał mnie i pilnował, abym strzygł się w terminie, a moje włosy miały odpowiednią długość. Stracił mnie z oka na ponad rok i o to, co się stało. Panicz Richard ma jakiegoś pseudo-jeża na głowie!

Podszedłem do mężczyzny i bez słowa go przytuliłem. Co mogę powiedzieć? Był dla mnie trochę jak dziadek i naprawdę brakowało mi jego ciasteczek. Tak, ciasteczka. O rany, ale ja bym je zjadł... Po co ja o nich pomyślałem?

Odsunąłem się od Alfreda i spojrzałem na niego, jakbym miał się zaraz rozpłakać. Szczerze? Na prawdę miałem ochotę płakać.

- Gdzie jest? - zapytałem łamiącym się głosem. Pennyworth westchnął i nic nie mówiąc, zaczął mnie prowadzić. Do jaskini. Oczywiście.

- Czy mam przygotować kolację również dla panicza? - spytał, otwierając mi drzwi prowadzące do Batcave. Służyły raczej do wychodzenia z niej lub Alfredowi do wchodzenia. My z Bruce'm zawsze zjeżdżaliśmy po rurze... Skoro Alfie postanowił wprowadzić mnie tędy, to oznacza, że rura nie jest mi już pisana? Ech, to ostatnie zdanie dziwnie brzmi. Nim zdołałem przeanalizować zadane mi pytanie, kamerdyner podjął już decyzję – Pościelę w twojej starej sypialni. - i odszedł. Zostawiając mnie samego przed rozmową z Wayne'm i zmuszając do zostania na noc.

Westchnąłem, patrząc w dół schodów. Z kryjówki Batmana dochodziły dźwięki, jakby ktoś uderzał o siebie drewniane kije oraz co jakiś czas pojękiwanie lub krótki śmiech. Ruszyłem na dół, starając się stawiać każdy krok najciszej jak się da i nasłuchując.

- Musisz szybciej reagować. - zamarłem w pół kroku, słysząc głos Bruce'a. Potem było czyjeś westchnięcie.

- To głupie! - chłopięcy głos. Czy to Jason? - W jaki sposób ma mi się to przydać?! - czyżby to był młodszy brat Roya? Niecierpliwy i pyskaty – Czy jest chociaż jeden przestępca walczący za pomocą kijków? - dzieciak położył nacisk na ostatnie słowo.

Zszedłem niżej, przez co nie zasłaniała mnie ściana, ale i tak nie zwrócili na mnie uwagi. Mężczyzna stał plecami do mnie, a chłopak patrzył na niego zacięcie.

- Nie ma nawet jednego, ale Riddler ma długą laskę, którą potrafi mocno przywalić, a Pingwin parasolkę z ostrym zakończeniem. - wtrąciłem się. Nastolatek, którego uznałem za Jasona wychylił się zza Bruce'a i spojrzał na mnie z mieszanką zaskoczenia i zaciekawienia. Sam Bruce powoli, bardzo powoli obrócił głowę i wbił we mnie swój wzrok. Nie potrafiłem odczytać nic z jego twarzy.

- Kto to? - wypalił dzieciak, marszcząc brwi i krzyżując ramiona na piersi. Wayne obrócił się przodem do mnie i ruszył w moim kierunku, odsłaniając mi Jasona, dzięki czemu mogłem mu się lepiej przyjrzeć. Miał gdzieś z piętnaście lat, czarne, opadające na czoło włosy i niebieskie oczy. Nie był szczególnie wysoki, ale wyższy ode mnie, gdy ja byłem w jego wieku.

- To... - zaczął Batman, zbliżając się do mnie – To jest Dick Grayson. Pierwszy Robin.

- Właśnie. - prychnąłem, patrząc na niego wściekle – Pierwszy Robin. Słyszałem, że postanowiłeś mnie zastąpić.

- Odszedłeś. - odparł zimno – Rzuciłeś maskę na ziemię i odszedłeś. Nie wróciłeś. Uznałem to za wymówienie.

- „Odszedłem"? - powtórzyłem, z trudem powstrzymując się od krzyku – Nie mów tak, jakbym zrobił to z własnej woli! Nie dałeś mi wyboru! Nagle, po siedmiu latach wspólnej walki, zacząłeś zachowywać się gorzej, niż kiedy zaczynaliśmy! Dawałeś mi wszystko co się dało, bylebym nie chodził z tobą na misje! „Wypoleruj Batmobil", „Przejrzyj bazę danych", „Wyczyść pas", „Zanieść to do komisarza". Albo wysyłałeś mnie na drugi koniec miasta, w przeciwnym kierunku od tego, gdzie byliśmy potrzebni! - skierowałem w jego kierunku oskarżycielsko palec – Zacząłeś traktować mnie jak dziecko!

Nastała cisza. Bruce stał przede mną z kamiennym wyrazem twarzy, a Jason wyglądał, jakby nie wiedział co zrobić. Z jednej strony wiedział, że powinien nas zostawić, z drugiej był ciekawy naszej rozmowy, a z trzeciej patrzył na mnie, jakbym był gwiazdą rocka.

- Dlaczego, Bruce? - zapytałem już ciszej.

Nic nie powiedział. Mógłbym zrzucić to na alarm komputera, który wyświetlił mapę miasta z migającym, czerwonym punktem. Mógłbym powiedzieć, że to on nie dał mu dojść do słowa. Mógłbym. Ale to byłoby kłamstwo. Nie zamierzał mi odpowiedzieć. Powoli spuściłem głowę, gdy ruszył przebrać się w kostium, a potem do Batmobilu, informując Jasona, że ma zostać, bo jeszcze nie jest gotowy na wyjście w teren.

Mógłbym powiedzieć, że to alarm. Chciałbym tak powiedzieć i po prostu w to uwierzyć. Ale wiedziałbym, że to kłamstwo.


Fun fact o rozdziale: planowałam wrzucić go dzisiaj od kilku dni, jednak o zrobieniu korekty przypomniałam sobie, kiedy miałam już dodawać. Brawa dla mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro