Rozdział 22
Skryci za ścianą zajrzeliśmy do dawnej sypialni Roya, gdzie na łóżku siedział rudzielec, szlochając w tors przytulającego go mocno Lanterna. Okej. Tego to się lekko nie spodziewałem.
Odciągnąłem Wally'ego za rękaw i na migi dałem mu do zrozumienia, że lepiej będzie ich zostawić samych. W milczeniu ruszyliśmy korytarzem do schodów, zmierzając do salonu. Zatrzymaliśmy się w połowie drogi, słysząc donośne, kobiece krzyki.
- Nie wiem, jak można być takim idiotą!
- Black Canary. - stwierdziliśmy jednocześnie, patrząc na siebie z ukosa. Powoli doszliśmy do celu i zajrzeliśmy do pomieszczenia, w którym Dinah Lance ochrzaniała Olivera Queena, który siedział na kanapie, patrząc na nią ze strachem jak zbity pies.
- Dobrze mu tak. - stwierdził pod nosem West. Potem jeszcze coś mówił, ale nie słuchałem. Popełniłem kolejny błąd. Zmusiłem Roya do konfrontacji z Oliverem, chociaż on nie chciał i miał dobry powód. Jak miał spojrzeć w oczy byłemu mentorowi po tym, jak potraktował go jak przedmiot i zwalił na niego całą winę, wyrzucając z domu?
Bruce miał rację. Popełniam błąd za błędem.
- Ale Pretty Bird... - próbował się jakoś wybronić blondyn.
- Żadnych „ale", Oliverze! Jesteś- O. Kid. Robin. - zaprzestała darcia się na mężczyznę i widząc nas, przybrała całkiem spokojną postawę. Włożyła blond kosmyk za ucho i posłała nam delikatny uśmiech.
- Przepraszamy, że przeszkodziliśmy. - podjąłem się rozmowy, wyczuwając to napięcie między nami.
- Nie, nie szkodzi. - odparł Queen, podnosząc się z kanapy i pocierając kark dłonią – Jest już trochę późno. Jeśli chcecie, możecie tu przenocować.
- Dziękujemy! - zawołał z entuzjazmem Wally.
Złapałem kumpla za materiał bluzy, czując dziwne zawroty, a widoki zaczęły przesłaniać mi czarne plamki. Cholera! Raven! Co ty wyprawiasz?!
- Hej! Stary! Nie mdlej mi tu teraz!
Przepraszam, Wally, ale... Ale ona jest silniejsza... Jebana czarna magia...
Znowu to samo, co kilka dni temu. Jednak tym razem wylądowałem w całkowitej pustce. Czarnej na dodatek.
- Raven? Raven?! Raven! RAVEN!! - darłem się, rozglądając wokół.
- Zmiana planów, Dick. - jeszcze raz rozejrzałem się, próbując dostrzec dawną przyjaciółkę – Spotkanie przekładamy na teraz. To pilne. Czekamy na ciebie. Przybądź najszybciej jak możesz!
- Ale Raven!
Poderwałem się do siadu, łapiąc oddech i rozglądając się po swoim otoczeniu. Leżałem na kanapie, a Wally pochylał się nade mną ze zmartwioną miną. Nieco dalej stali Canary i Arrow, również patrząc na mnie ze zmartwieniem. Nie przejąłem się żadnym z nich. Zerwałem się na równe nogi, odtrącając przyjaciela i szybkim krokiem podszedłem do stojących pod ścianą bagaży, które do nas należały. Złapałem swoją torbę i wyciągnąłem kostium Nightwinga. Bez zastanowienia zacząłem się w niego przebierać. Przy nich. Przy Black Canary, do której wszyscy się kiedyś śliniliśmy. Pamiętam, jak kiedyś, kiedy byliśmy znacznie młodsi, Wally zastanawiał się jakim cudem Roy daje radę spać w nocy, kiedy za ścianą była ona w towarzystwie Arrowa. Gdy potem pomyślałem o tej obecnej sytuacji na spokojnie, omal nie spaliłem się ze wstydu. BLACK CANARY WIDZIAŁA MNIE W SAMYCH GACIACH. Boże, co za wstyd...
- Dick, co ty odpierdalasz? - zapytał mnie rudzielec, łapiąc za ramię. Wyszarpnąłem się, wracając do przebierania.
- Kilka spraw się sypnęło, Wally. Muszę się zbierać. - oznajmiłem.
- Dopiero, co straciłeś przytomność! - przypomniał mi poddenerwowany – Nie rób se jaj, koleś!
- Nie robię, Wally! - warknąłem, odpychając go od siebie, trzymając w jednej ręce maskę na oczy i moje dwa kije – Tu chodzi o życie Starfire! - na chwilę urwałem. Czy... Mówiłem mu o jej śmierci? Nie, nie... Chłopaki nic nie wiedzą – To sprawa Teen Titans. - oznajmiłem twardo, siląc się na spokojny ton. West spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem.
- Rozpadliście się. Sam tak powiedziałeś. - wytknął mi ktoś stojący w drzwiach. Obróciłem głowę w kierunku Roya – Co ty pierdzielisz, człowieku?
Zacisnąłem usta w wąską linię, po czym nałożyłem maskę i przełożyłem jeden z kijków do drugiej dłoni.
- Nie mam teraz czasu. - odparłem, powoli kierując się w kierunku wyjścia – Wytłumaczę wam, jak wrócę. - liczyłem, że dadzą mi spokój, ale Harper zablokował mnie.
- Jesteśmy drużyną! Zapomniałeś?! - warknął, nie pozwalając mi przejść – Tytani się rozpadli! W co ty grasz, Dick?!
- Rozpadliśmy się. To prawda. - przytaknąłem, patrząc na niego wrogo. Stracę ich zaufanie, a może i przyjaźń, ale co z tego? Teraz liczy się tylko to, że Star może nadal żyć – Roy, proszę, przepuść mnie. - rzekłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Rudzielec zmrużył oczy, dając mi do zrozumienia, że nie zamierza. Przesunąłem palec na ukryty przycisk na kiju – Przykro mi, Arsenal. Nie dajesz mi wyboru. - to mówiąc, przycisnąłem guzik i bez zastanowienia przystawiłem odpowiedni kraniec kija do brzucha przyjaciela, rażąc go prądem.
Co miałem w głowie, kiedy to zrobiłem? Nie wiem. Wiem tylko, że po tej akcji, kiedy Roy upadł na ziemię, dałem w długą, zwiewając przed Arrowem, który próbował mnie gonić. Na nic mu się to nie zdało.
Odjechałem na swoim motorze, kierując się w kierunku doków. Będąc na ich terenie jeździłem chwilę wokół, szukając mojego dawnego zespołu. Po jakimś czasie dostrzegłem charakterystyczną, chudą sylwetkę machającą do mnie spod jednego z magazynów. Zatrzymałem się przed tym kimś i zdjąłem kaska.
- Beast Boy. - uśmiechnąłem się nieznacznie na widok chłopaka z zieloną sierścią porastającą całe ciało.
- Rany. Widzę, że zmieniłeś stylówe. - zmierzył mnie wzrokiem, czochrając swoje włosy.
- Tak, tak. - machnąłem dłonią – Od niedawna jestem Nightwingiem. Nie Robinem. - oznajmiłem z cieniem dumy w głosie.
Garfield skinął głową, nic nie mówiąc i wprowadził mnie do środka, gdzie czekała na nas Raven z Cyborgiem.
- Porzuciłeś zielone rajtki? - rzucił z przekąsem w moim kierunku Victor.
- Nie czas na przekomarzanki. - ucięła dziewczyna, nie pozwalając nam nawet się dobrze rozkręcić – Czasu jest coraz mniej. Musimy współpracować, a nie się kłócić. - zauważyła, poprawiając kaptur, po czym spojrzała na każdego z nas z powagą.
- Mogłabyś nam dokładniej wyjaśnić sprawę? - zapytał Cyborg.
- Właśnie! - poparł go Beast – Wpadasz nam do umysłów, mówisz coś o Star, każesz się tu spotkać i nic nie tłumaczysz! - oburzył się.
Nie odezwałem się ani słowem, chociaż się z nimi zgadzałem.
- Nim zacznę – podjęła się tematu Racheal – Oni wiedzą? Kid Flash i Speedy?
- Flamebird i Arsenal. - poprawiłem ją mimowolnie – Pytali, udzieliłem im oszczędnych w szczegóły odpowiedzi, a kiedy dalej nie pozwalali mi tu przyjść, poraziłem Arsenala prądem. - odpowiedziałem ze stoickim spokojem. Zapadła krótka cisza, którą postanowił przerwać Stone.
- Po pierwsze – idź się leczyć, stary. Tak się nie traktuje kumpli. - oznajmił.
- Chyba że jesteś podróbą Batmana. - wymamrotał cicho pod nosem Garfield, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
- Po drugie – tu chłopak spojrzał już na Raven – Nie wiemy z czym dokładnie przyjdzie nam się z zmierzyć. Nie uważasz, że ktoś z umiejętnościami, khm, Flamebirda i Arsenala mógłby nam się przydać?
- Co za różnica? - wtrącił się ponownie Beast – Po tym, jak Nightwing – położył nacisk na moje nowe imię – poraził prądem Arsenala, myślisz, ze będą skłonni pomóc?
Nie rozumiałem, o co im chodzi. Chodziło o Star, prawda? A Raven... A Raven kazała mi nie wciągać w to chłopaków. Przecież... Nie zrobiłem nic złego! Robiłem tylko to, co poleciła mi Raven!
-Dosyć! - przerwałem im – To misja Teen Titans. Nie ich. - oznajmiłem.
Victor i Garfield posłali mi ostatnie, krótkie spojrzenia i skupiliśmy się na Raven.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro