Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22


 Skryci za ścianą zajrzeliśmy do dawnej sypialni Roya, gdzie na łóżku siedział rudzielec, szlochając w tors przytulającego go mocno Lanterna. Okej. Tego to się lekko nie spodziewałem.

Odciągnąłem Wally'ego za rękaw i na migi dałem mu do zrozumienia, że lepiej będzie ich zostawić samych. W milczeniu ruszyliśmy korytarzem do schodów, zmierzając do salonu. Zatrzymaliśmy się w połowie drogi, słysząc donośne, kobiece krzyki.

- Nie wiem, jak można być takim idiotą!

- Black Canary. - stwierdziliśmy jednocześnie, patrząc na siebie z ukosa. Powoli doszliśmy do celu i zajrzeliśmy do pomieszczenia, w którym Dinah Lance ochrzaniała Olivera Queena, który siedział na kanapie, patrząc na nią ze strachem jak zbity pies.

- Dobrze mu tak. - stwierdził pod nosem West. Potem jeszcze coś mówił, ale nie słuchałem. Popełniłem kolejny błąd. Zmusiłem Roya do konfrontacji z Oliverem, chociaż on nie chciał i miał dobry powód. Jak miał spojrzeć w oczy byłemu mentorowi po tym, jak potraktował go jak przedmiot i zwalił na niego całą winę, wyrzucając z domu?

Bruce miał rację. Popełniam błąd za błędem.

- Ale Pretty Bird... - próbował się jakoś wybronić blondyn.

- Żadnych „ale", Oliverze! Jesteś- O. Kid. Robin. - zaprzestała darcia się na mężczyznę i widząc nas, przybrała całkiem spokojną postawę. Włożyła blond kosmyk za ucho i posłała nam delikatny uśmiech.

- Przepraszamy, że przeszkodziliśmy. - podjąłem się rozmowy, wyczuwając to napięcie między nami.

- Nie, nie szkodzi. - odparł Queen, podnosząc się z kanapy i pocierając kark dłonią – Jest już trochę późno. Jeśli chcecie, możecie tu przenocować.

- Dziękujemy! - zawołał z entuzjazmem Wally.

Złapałem kumpla za materiał bluzy, czując dziwne zawroty, a widoki zaczęły przesłaniać mi czarne plamki. Cholera! Raven! Co ty wyprawiasz?!

- Hej! Stary! Nie mdlej mi tu teraz!

Przepraszam, Wally, ale... Ale ona jest silniejsza... Jebana czarna magia...

Znowu to samo, co kilka dni temu. Jednak tym razem wylądowałem w całkowitej pustce. Czarnej na dodatek.

- Raven? Raven?! Raven! RAVEN!! - darłem się, rozglądając wokół.

- Zmiana planów, Dick. - jeszcze raz rozejrzałem się, próbując dostrzec dawną przyjaciółkę – Spotkanie przekładamy na teraz. To pilne. Czekamy na ciebie. Przybądź najszybciej jak możesz!

- Ale Raven!

Poderwałem się do siadu, łapiąc oddech i rozglądając się po swoim otoczeniu. Leżałem na kanapie, a Wally pochylał się nade mną ze zmartwioną miną. Nieco dalej stali Canary i Arrow, również patrząc na mnie ze zmartwieniem. Nie przejąłem się żadnym z nich. Zerwałem się na równe nogi, odtrącając przyjaciela i szybkim krokiem podszedłem do stojących pod ścianą bagaży, które do nas należały. Złapałem swoją torbę i wyciągnąłem kostium Nightwinga. Bez zastanowienia zacząłem się w niego przebierać. Przy nich. Przy Black Canary, do której wszyscy się kiedyś śliniliśmy. Pamiętam, jak kiedyś, kiedy byliśmy znacznie młodsi, Wally zastanawiał się jakim cudem Roy daje radę spać w nocy, kiedy za ścianą była ona w towarzystwie Arrowa. Gdy potem pomyślałem o tej obecnej sytuacji na spokojnie, omal nie spaliłem się ze wstydu. BLACK CANARY WIDZIAŁA MNIE W SAMYCH GACIACH. Boże, co za wstyd...

- Dick, co ty odpierdalasz? - zapytał mnie rudzielec, łapiąc za ramię. Wyszarpnąłem się, wracając do przebierania.

- Kilka spraw się sypnęło, Wally. Muszę się zbierać. - oznajmiłem.

- Dopiero, co straciłeś przytomność! - przypomniał mi poddenerwowany – Nie rób se jaj, koleś!

- Nie robię, Wally! - warknąłem, odpychając go od siebie, trzymając w jednej ręce maskę na oczy i moje dwa kije – Tu chodzi o życie Starfire! - na chwilę urwałem. Czy... Mówiłem mu o jej śmierci? Nie, nie... Chłopaki nic nie wiedzą – To sprawa Teen Titans. - oznajmiłem twardo, siląc się na spokojny ton. West spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem.

- Rozpadliście się. Sam tak powiedziałeś. - wytknął mi ktoś stojący w drzwiach. Obróciłem głowę w kierunku Roya – Co ty pierdzielisz, człowieku?

Zacisnąłem usta w wąską linię, po czym nałożyłem maskę i przełożyłem jeden z kijków do drugiej dłoni.

- Nie mam teraz czasu. - odparłem, powoli kierując się w kierunku wyjścia – Wytłumaczę wam, jak wrócę. - liczyłem, że dadzą mi spokój, ale Harper zablokował mnie.

- Jesteśmy drużyną! Zapomniałeś?! - warknął, nie pozwalając mi przejść – Tytani się rozpadli! W co ty grasz, Dick?!

- Rozpadliśmy się. To prawda. - przytaknąłem, patrząc na niego wrogo. Stracę ich zaufanie, a może i przyjaźń, ale co z tego? Teraz liczy się tylko to, że Star może nadal żyć – Roy, proszę, przepuść mnie. - rzekłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Rudzielec zmrużył oczy, dając mi do zrozumienia, że nie zamierza. Przesunąłem palec na ukryty przycisk na kiju – Przykro mi, Arsenal. Nie dajesz mi wyboru. - to mówiąc, przycisnąłem guzik i bez zastanowienia przystawiłem odpowiedni kraniec kija do brzucha przyjaciela, rażąc go prądem.

Co miałem w głowie, kiedy to zrobiłem? Nie wiem. Wiem tylko, że po tej akcji, kiedy Roy upadł na ziemię, dałem w długą, zwiewając przed Arrowem, który próbował mnie gonić. Na nic mu się to nie zdało.

Odjechałem na swoim motorze, kierując się w kierunku doków. Będąc na ich terenie jeździłem chwilę wokół, szukając mojego dawnego zespołu. Po jakimś czasie dostrzegłem charakterystyczną, chudą sylwetkę machającą do mnie spod jednego z magazynów. Zatrzymałem się przed tym kimś i zdjąłem kaska.

- Beast Boy. - uśmiechnąłem się nieznacznie na widok chłopaka z zieloną sierścią porastającą całe ciało.

- Rany. Widzę, że zmieniłeś stylówe. - zmierzył mnie wzrokiem, czochrając swoje włosy.

- Tak, tak. - machnąłem dłonią – Od niedawna jestem Nightwingiem. Nie Robinem. - oznajmiłem z cieniem dumy w głosie.

Garfield skinął głową, nic nie mówiąc i wprowadził mnie do środka, gdzie czekała na nas Raven z Cyborgiem.

- Porzuciłeś zielone rajtki? - rzucił z przekąsem w moim kierunku Victor.

- Nie czas na przekomarzanki. - ucięła dziewczyna, nie pozwalając nam nawet się dobrze rozkręcić – Czasu jest coraz mniej. Musimy współpracować, a nie się kłócić. - zauważyła, poprawiając kaptur, po czym spojrzała na każdego z nas z powagą.

- Mogłabyś nam dokładniej wyjaśnić sprawę? - zapytał Cyborg.

- Właśnie! - poparł go Beast – Wpadasz nam do umysłów, mówisz coś o Star, każesz się tu spotkać i nic nie tłumaczysz! - oburzył się.

Nie odezwałem się ani słowem, chociaż się z nimi zgadzałem.

- Nim zacznę – podjęła się tematu Racheal – Oni wiedzą? Kid Flash i Speedy?

- Flamebird i Arsenal. - poprawiłem ją mimowolnie – Pytali, udzieliłem im oszczędnych w szczegóły odpowiedzi, a kiedy dalej nie pozwalali mi tu przyjść, poraziłem Arsenala prądem. - odpowiedziałem ze stoickim spokojem. Zapadła krótka cisza, którą postanowił przerwać Stone.

- Po pierwsze – idź się leczyć, stary. Tak się nie traktuje kumpli. - oznajmił.

- Chyba że jesteś podróbą Batmana. - wymamrotał cicho pod nosem Garfield, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.

- Po drugie – tu chłopak spojrzał już na Raven – Nie wiemy z czym dokładnie przyjdzie nam się z zmierzyć. Nie uważasz, że ktoś z umiejętnościami, khm, Flamebirda i Arsenala mógłby nam się przydać?

- Co za różnica? - wtrącił się ponownie Beast – Po tym, jak Nightwing – położył nacisk na moje nowe imię – poraził prądem Arsenala, myślisz, ze będą skłonni pomóc?

Nie rozumiałem, o co im chodzi. Chodziło o Star, prawda? A Raven... A Raven kazała mi nie wciągać w to chłopaków. Przecież... Nie zrobiłem nic złego! Robiłem tylko to, co poleciła mi Raven!

-Dosyć! - przerwałem im – To misja Teen Titans. Nie ich. - oznajmiłem.

Victor i Garfield posłali mi ostatnie, krótkie spojrzenia i skupiliśmy się na Raven.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro