Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20


 - Moja dupa! - jęczał w poduszkę Roy, trzymając się za swoje tyły. Razem z Wally'm dzielnie go ignorowaliśmy, grając w karty na sąsiednim łóżku.

- Osobiście uważam, że wujek Jim to spoko koleś. - stwierdził West.

- Wujek Jim? - powtórzyłem – Już się wpierdzieliłeś do rodziny?

Speedster skinął z powagą głową.

- Jutro idę do urzędu zmienić nazwisko. - oznajmił – Wujcio Jimmy robi za dobre ciastka, żeby przejść koło takiej okazji obojętnie!

- Były kupne, debilu. - burknął Harper, dalej trzymając twarz w poduszce.

- Myślisz, że wujcio Jimmy mnie adoptuje? - kontynuował, nie zważając na słowa Roya.

Nim zdążyłem odpowiedzieć Arsenal podniósł się, ignorując ból dolnej części pleców i już miał przywalić Wally'emu, kiedy pośliznął się na liście od Bruce'a. Upsik. Rudzielec schylił się po papierową kulkę, rozłożył ją, rzucając pod nosem przekleństwami i przebiegł wzrokiem po tekście. Nie protestowałem. Pewnie sam zaraz to wyrzuci.

- Oooo! - przechylił głowę na bok, czytając fragment na samej dole kartki - „Nie ważne, co postanowisz, wiedz, że ja zawsze będę cię wspierał, nawet jeśli tego nie widać. Kochający Batdaddy". Serio podpisał się Batddady! - zaśmiał się. Wally poszedł w jego ślady, a mnie zamurowało. Tymczasem Roy kontynuował - „P.S. Mam nadzieję, że kostium będzie pasował, Nightwingu". - Harper zmrużył oczy. Wyrwałem mu kartkę, nie dowierzając.

- Ha! Wygrałem! - oznajmił dumny z siebie West i wyrwał na środek pokoju, aby odtańczyć swój taniec zwycięstwa. Roy ruszył w jego kierunku, aby mu nakopać, jednak całkiem ich zignorowałem. Opadłem na poduszkę, zakładając jedną ręką za głowę i wpatrywałem się w ostatnie linijki.

Wtem poczułem coś dziwnego, jakby ktoś próbował wedrzeć się do mojego umysłu. Rozpoznałem tę moc, chociaż poczułem ją tylko raz w życiu, kiedy z maski Slade'a trysnął we mnie jakiś narkotyk i ubzdurałem sobie, że on wrócił. Czarna magia pewnej nastoletniej demonicy...

Znaczy, potem się okazało, że faktycznie wrócił i... Odchodzę od tematu.

Powoli rozluźniłem się, wiedząc, że i tak dokona swego. Przymknąłem oczy, a głosy dwójki rudzielców powoli zaczęły cichnąć, aż opanowała mnie całkowita cisza. Powoli otworzyłem oczy i podniosłem się na rękach do pozycji półleżącej, po czym rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pokój... Pokój Starfire.

- Robinie. - spojrzałem w zacieniony róg pokoju, z którego wyszła zakapturzona postać.

- Raven? - stanęła kilka kroków ode mnie, a następnie zdjęła kaptur, ukazując swoje fioletowate włosy i bladą, bardzo bladą skórę.

- Wybacz, że ci przeszkadzam.

- Nic nie szkodzi. Oszczędziłaś mi jedynie słuchania kłótni Wally'ego i Roya. - uśmiechnąłem się słabo, a ona posłała mi lekko zdziwione spojrzenie.

- Wally i Roy...? Kid Flash i Speedy? - skinąłem głową.

- Właściwie to Kid Flash i Arsenal. Ale to nie istotne. - machnąłem dłonią – Jestem mile zaskoczony, że postanowiłaś się ze mną skontaktować po tym wszystkim. - uciekłem spojrzeniem w bok – Jednak podejrzewam, że gdyby sprawa nie byłaby poważna to nie posuwałabyś się do czarnej magii i wchodzenia do mojego umysłu. Co się stało?

Spojrzała na mnie z mieszanką smutku i czegoś, czego nie potrafiłem rozszyfrować. Podeszła jeszcze bliżej i położyła mi dłoń na policzku.

- Starfire. Ona przeżyła, Dick.

Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem.

Po moim policzku spłynęła łza, a ja złapałem dziewczynę za nadgarstek, odsuwając od swojej twarzy dłoń i pokręciłem głową.

- Nie, proszę, Raven, nie. - szepnąłem – Nie rozdrapuj rany, która jest jeszcze świeża. - poprosiłem cicho – Nie wiem skąd wzięłaś ten pomysł, ale przez tą bajkę na pewno nie połączysz ponownie Tytanów. Rozumiesz? Rozpadlibyśmy się prędzej czy później. Widocznie to był ten moment.

- Dick, nie! - przerwała mi. Miałem wrażenie, że w jej oczach również dojrzałem łzy – To prawda! Uwierz mi! To wszystko... To wszystko był plan Slade'a, aby nas rozdzielić! Nie rozumiesz?

- Raven.

- Tak?

- Dopiero teraz dotarło do mnie, że używanie tak swobodnie jego imienia jest dziwne. Przerzućmy się na Deathstroke, okej?

Dziewczyna spojrzała na mnie z niedowierzaniem, po czym wymierzyła mi siarczystego plaskacza.

- Aua! Raven!

- Ogarnij się, Dick! - krzyknęła na mnie. Widziałem, że ledwo powstrzymuje się przed wybuchem. Tym gorszym wybuchem. Wybuchem czarnej magii – Mówię serio! To poważna sprawa! Spotykamy się za cztery dni w opuszczonym magazynie w dokach Star City. Wszystko wyjaśnię wam na miejscu. - słysząc o Star City, uśmiechnąłem się nieco... Dobrze, bardzo sadystycznie – Postaraj się nie mieszać Kida i Speedy'ego, dobrze? - poprosiła, a ja jedynie przytaknąłem skinięciem głowy.

Uratujemy Starfire, a ja jeszcze zdążę popastwić się nad Roysiem~

Poczułem charakterystyczne mrowienie, oznaczające tylko i wyłącznie, że Rav odsyła moją świadomość z powrotem do ciała.

- Ufam ci, Dick...

Zapanowała ciemność.

- No trup! Jak nic!

- Urządzamy mu pogrzeb w toalecie, jak złotej rybce?

- Obawiam się, Wallestro, że do klopa się nie zmieści...

Aż odechciało mi się otwierać oczu, kiedy przypomniałem sobie o tych dwóch jełopach.


Chcę tylko napomknąć o Podziemnym Zakonie Kapturzystów, który jest fazie tworzenia, jednak - kto chce dołączyć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro