Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16


- Ale, jakim cudem-?!

- Nie wiem! Nie pytaj mnie! Powtarzam po raz ostatni - ani razu nie obejrzałem pokemonów!

- Jakim cudem?! Gdzieś ty się uchował, żeś pokemonów nigdy nie widział?

- Nie wiem! Może w rezerwacie Indian?

- A może w łóżku Arrowa z nogą przykutą do ramy? - mruknąłem cicho, wbijając wzrok w czubki butów. Po chwili przywaliłem w coś, a raczej w kogoś. Tym kimś był Roy, który widocznie dosłyszał moje słowa, podobnie jak Wally, i teraz stali, patrząc na mnie z mieszanką zniesmaczenia oraz zaskoczenia. Uniosłem wzrok i spojrzałem na nich w milczeniu, zastanawiając się, jak wybrnąć z tego, co powiedziałem - Eeee... To, co z tymi Indianami?

- Swoją drogą - zaczął West, tracąc zainteresowanie mną i skupiając na sobie uwagę Harpera - To minusowe pięćdziesiąt punktów do twojej fajności.

- Co proszę?

- No wiesz, wychowywałeś się wśród Indian, a wszyscy wiemy, że są, no cóż, słabi i wypadają mdławo przy kowbojach. - Wally uśmiechnął się lekko i wzruszył ramieniem. Roy przez chwilę milczał i już obstawiałem w jaki sposób obije mu mordę za ten tekst.

- Wiesz jaka jest różnica między kowbojem a tobą? - odezwał się w końcu łucznik.

- Nie, jaka?

- Kowboj nie jest tobą. - parsknąłem śmiechem, chociaż nie koniecznie mnie rozbawił sam tekst, a sam sposób w jaki Roy to wypowiedział oraz zmieszana mina Wally'ego, kiedy próbował zrozumieć odpowiedź.

Najstarszy z towarzystwa, poprawił pasek swojej torby i powolnym krokiem skierował się do naszych motorów.

Od naszego wypadu do klubu minęło kilka dni, a my nadal nie ruszyliśmy w dalszą podróż, ponieważ, no, siła wyższa - mój kac plus ci dwaj ciągle się o coś kłócili. Przez ten czas siedzieliśmy u szybkonogiego. Jak się okazało, jego rodzice byli na jakimś wyjeździe, delegacji czy coś takiego. Nie wiem. Chyba byłem zbyt zajęty wymiotowaniem, żeby wyłapać szczegóły.

- Co to niby miało znaczyć? - pokręciłem głową, uśmiechając się pod nosem. No tak. Z nami zawsze jest głośno i wesoło. I ja, i Roy, wsiedliśmy na swoje mechaniczne rumaki i zaczęliśmy przygotowywać się do odjazdu, jednak Westowi nie było to w głowie - No? Co? Już pękasz, Indianinie od ośmiu boleści?

- Od siedmiu, Wally, od siedmiu boleści... - poprawił go z politowaniem wymalowanym na twarzy.

- Nie pouczaj mnie! Dobrze wiem, co mówię!

- Uspokój się i posadź zadek na swoim motorze. Chcielibyśmy...

- Nie zmieniaj tematu, Strzałeczko!

- Dobra. Teraz to już ci przywalę. - oznajmił podnosząc się, na co piegus odskoczył do tyłu z mało męskim piśnięciem.

Miałem zamiar im przerwać i ich uspokoić, ale wtedy poczułem wibracje telefonu w kieszeni. Sięgnąłem po urządzenie i odblokowałem.

Nowa wiadomość. Od C.K. Pełen sprzecznych uczuć otworzyłem SMS'a


Witam z rana, Roy Harper się kłania! Z tytułu, że Eev popadła w ten dziwny stan rozpaczy, smutku i płakania jak bóbr(wszystko bez powodu! Nawet okresu nie ma!), to ja przejmuję pieczę nad tym wattpadem! Do odwołania to ja publikuję i odpisuję na wasze komentarze!

A, i Eev kazała was przeprosić za ten rozdział. Chyba chodziło o długość, ale w jej obecnym stanie mogło chodzić nawet o to, że nie został napisany po chińsku czy fińsku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro